Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-11-2015, 15:43   #18
Bronthion
 
Bronthion's Avatar
 
Reputacja: 1 Bronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodze
Sergis uznał, że w tej sytuacji najlepsze będzie rozpoczęcie pokojowych rozmów. W końcu jak to mówią „wróg mojego wroga jest moim przyjacielem”. By szybciej przekonali się, że walczyli ze wspólnym wrogiem złapał jednego trupa za kostki i pociągnął go do głównej sali wołając przy okazji.

- Witam moich drogich wybawców! Nie wiem jak wam dziękować, Ci dranie porwali mnie i trzymali w niewoli. Udało mi się uwolnić kiedy jeden z nich w pośpiechu nie związał mnie wystarczająco dobrze. Pokonałem trzech, ale nie wiem co bym zrobił gdyby nie wy. To na dowód moich słów - Wyciągnął trupa na środek sali, fakt, że głowa ledwo trzymała się korpusu dodawał mu wiarygodności, tak przynajmniej sądził - Dalej jest jeszcze dwóch, ale jeden jest tylko ogłuszony, więc żyje, możecie go przesłuchać jeśli chcecie. Zostałem też przez nich obrabowany, chciałbym tylko zabrać swoje rzeczy i wrócić na szlak, reszta może być dla was… - Podrapał się po głowie w lekkim zamyśleniu - Wiecie może gdzie jesteśmy i którędy do Heldren?

Alchemik nie sprawiał wrażenia groźnego, wyglądał bardziej na mieszczucha niż podróżnika. Rysy jego twarzy były zmarszczone sprawiając wrażenie jakby ciągle nad czymś intensywnie myślał, zastanawiał się lub był niezadowolony, ale w tej chwili starał się uśmiechać, był też nieco blady.

Mężczyzna, który wynurzył się z głębi stróżówki, podał się za jeńca. To, że wspomógł ich w walce, i że - z wyglądu - nie przypominał żadnego z bandytów, przemawiał za nim. Wyglądał też na nieco sfatygowanego... Mógł więc być jeńcem. Z tego jednak nie wynikało, że natychmiast należy go obdarzyć pełnym zaufaniem. Ale porozmawiać można było.

- Witaj, nieznajomy - powiedział mag. - Zwą mnie Darvan.

- Każda pomoc jest przydatna - dodał - więc dziękuję, a my nie mamy zamiaru brać cię do kolejnej niewoli. Jesteśmy w Granicznym Lesie, w nieco nadwyrężonej stróżówce Wysokiej Straży. A Heldren jest mniej więcej tam. - Wskazał kierunek, z którego wszyscy przyszli.

- Znasz się może na leczeniu?
- spytał.

Auli już nikt nie mógł pomóc, ale Shalia oberwała i przydałoby się coś więcej, niż zwykłe obwiązanie ręki szmatą.

-A ja jestem Sergis, znam się tylko na klasycznej medycynie, ale i tak najpierw musiałbym znaleźć swoje rzeczy. Magii leczącej niestety nie potrafię stosować -alchemik myślał przez chwilę- Jeśli jakimś cudem wy również zmierzacie w stronę Heldren to możemy tam udać się razem, w grupie bezpieczniej, również dla rannej -przeniósł na moment spojrzenie na zakrwawione ramię kobiety-. Możemy też dowiedzieć się od ogłuszonego tam w kącie, czy wie coś o innych grupach bandytów, na które trzeba uważać.

Dla Shalii wróg jej wroga był co najwyżej nieznajomym. Kimś niewartym na razie zaufania, ale kogo niekoniecznie trzeba było od razu pojmać czy zabić. Spojrzenie złotych oczu przeniosło się na Sergisa, obserwując go uważnie. Łowczyni ani myślała chować broń w tej chwili.

- My jesteśmy w grupie - skwitowała słowa mężczyzny. - I nie, nie zmierzamy w stronę Heldren. Jeszcze nie. Ale powodzenia na drogę, jest dość ciężka.

Na chwilę jakby zupełnie zapomniała o dość poważnej ranie, z której stale sączyła się krew. Dopiero po chwili przeniosła na nią wzrok.

- Będę żyć. Są ważniejsze sprawy… - mruknęła i odwróciła się na pięcie, by zająć się ciałem Auli, o której nagle wszyscy zadawali się zapomnieć.

- Anmarze, zajmiesz się jeńcem? - spytał Darvan. - Ja pomogę Sergisowi znaleźć jego rzeczy. Czy były w tym jakieś magiczne drobiazgi? - spytał Sergisa.

Miał zamiar sprawdzić, czy w stróżówce lub przyległej do niej wieżyczce znajdują się jakieś magiczne przedmioty i jeśli któreś z nich należały do Sergisa, to wolał o tym wiedzieć wcześniej.

Alchemik w pierwszej chwili nie wiedział czemu Darvan pyta, miał mu wymienić listę tego co posiadał? Niezbyt mu się to podobało.

- Było kilka drobiazgów, mikstura leczenia, dwie flaszki ognia alchemicznego, niezbyt pękaty mieszek, kusza i kilka innych gratów - odparł - w tym cenna dla mnie książka. Może zebrali wszystkie moje rzeczy w jednym miejscu. Poszukajmy, wykrycie magii powinno szybko ujawnić jej położenie, jeśli wyczujesz coś niecodziennego lub poczujesz się dziwnie to może być to. - dodał tajemniczo. - A jeńcowi powiedzcie, że ten, który darował mu życie oczekuje, że będzie posłuszny. - Uśmiechnął się pod nosem. - To powinno pomóc rozwiązać mu język.

Widząc, że Darvan szykuje się do poszukiwań, sam również wziął się do pracy. Niestety nie odkrył od razu tego czego oczekiwał, co wywołało wyraz napięcia na jego twarzy. Aury były słabe, to czego szukał powinno być niczym światło latarni w ciemności, choć może to nie najlepsze porównanie. Rozpoznał dwie szkoły iluzji, więc od razu z nich zrezygnował. To czego szukał nie było z tym związane. Udał się w kierunku nierozpoznanych źródeł magii, po drodze złapał się na tym, że był naiwny jak dziecko sądząc, że wykryje księgę na odległość skoro we własnym domu nie potrafił jej odczytać w żaden sposób. Trzeba więc będzie szukać standardową metodą.
Pokój przy kominku był otwarty. Żródło aury było wyczuwalne ze skrzyni stojącej po lewej stronie. Sergis nie dostrzegł żadnych pułapek, ale zamek był solidny, bez speca od takich zabaw będzie ciężko. Wyprostował się i zawołał do pozostałych:

- Znalazłem skrzynię zamkniętą na cztery spusty, solidny zamek, jeśli ktoś z was zna się na wytrychach to będzie mógł się wykazać.

- Wybacz, ale tymczasowo jestem zajęty! - krzyknął Anmar zza ściany.
Słysząc to alchemik szybko rozejrzał się po pomieszczeniu. Wychodziły na nie trzy pary solidnych drzwi - pierwsze na wschodzie, drugie na zachodzie oraz trzecie na południu, naprzeciw którego znajdowało się brudne okno wyglądające na ośnieżony las. Dwuosobowe, pokryte kosztownymi futrami i jakimiś kocami wygodne łóżko stało w kącie pomieszczenia. Ściany dekorowały pozostałości po portretach jakichś ludzi. Komoda znajdująca przy ścianie po przeciwległej stronie pokoju była w całkiem niezłym stanie.

Sergis westchnął, ale z drugiej strony to co w skrzyni znajdzie się w jego posiadaniu. Nie był jednak zbyt silny, ale wiedział, że jeśli będzie próbował do skutku to w końcu skrzynia podda się i otworzy przed nim swą zawartość. Tak się złożyło, że miał pod ręką solidny szpadel, więc spróbował swoich sił. Wedle oczekiwań alchemika zamek nie poddawał się i walczył z upartym agresorem niczym lew.


Tymczasem na dole Shalia przesunęła opuszkami palców po zamglonych oczach martwej Auli; oczach, które już nigdy miały niczego nie zobaczyć… Westchnęła ciężko. Wszak to, że nie była wielce wylewna w uczuciach, nie oznaczało, że ich nie miała. Przez moment nie bardzo wiedziała, co powinna zrobić z ciałem. Gdzieś jednak przez żal przebił się pragmatyczny głosik, którym musiała się kierować. W tej głuszy i nienaturalnej zimie liczyło się dla nich teraz przede wszystkim przeżycie. Co im po magicznych przedmiotach i skarbach bandytów, jeśli nie znajdą Lady Argentei albo nie dadzą rady wrócić do Heldren?

Shalia popatrzyła na budynek, przed którym się znalazła, i prychnęła cicho, wyobrażając sobie, jak Darvan z nowym kolegą szabrują każdy kąt w poszukiwaniu czegoś magicznego. Pokręciła głową w milczeniu.

- Wybacz mi, Aulo - powiedziała cicho, choć wyrocznia nie mogła jej usłyszeć.

Sprawdziła jej kieszenie i pas w poszukiwaniu czegoś, co mogło przydać się im jeszcze w dalszej podróży. Pozwoliła sobie także wyciągnąć spod martwej jej plecak, by sprawdzić i jego zawartość. Później zamierzała rozpalić ogień i oddać Aulę płomieniom. Być może Anmar jej pomoże…

Nie znalazła niestety nic poza standardowym wyposażeniem oraz torbą służącą do pierwszej pomocy. Jej zawartość starczyła jeszcze na jakieś sześć użyć.


- Mengesan sihir - powiedział Darvan, rzucając czar pozwalający na wykrycie źródeł magii.

Jakąś słabą magiczną emanację wyczuł na północy, ale tam pospieszył Sergis.

Było jeszcze coś... za kominkiem.

Źródłem magii okazały się cztery różnokolorowe fiolki należące wcześniej do aktualnie martwej półorczycy, z których jedna, czerwona, była eliksirem pajęczej wspinaczki. Pozostałych trzech nie rozpoznał, ale nie zamierzał ich zostawiać. Magia była magią - a nuż Sergisowi się uda. A jak nie? Kiedyś ktoś się znajdzie, kto zdoła powiedzieć, co zawierają fiolki.

Przełożywszy fiolki do swego bandoliera Darvan ruszył w stronę schodów. Do forsowania zamków niezbyt się nadawał i wolał tego typu rzeczy zostawiać innym. No i miał nadzieję, że piętro wyżej znajdzie jeszcze coś ciekawego.
No i było. Co dokładnie, tego Darvan tak od razu nie wiedział, ale magię wyczuwał. By jednak przekonać się, na co trafił, musiał otworzyć drzwi i osobiście sprawdzić, co zesłał mu los.

Lekkie uchylenie otwieranych do środka drzwi poskutkowało głośnym skrzypnięciem słyszalnym prawdopodobnie aż na niższe piętro. Nie zdążył ich jednak do końca otworzyć, albowiem przerdzewiały sejmitar rozciął magowi skórę na przedramieniu zamieniając wyciekającą krew w lód. Ukazał się przed nim chrzęszczący, emanujący godnym najsroższych mrozów zimnem szkielet.
 
__________________
"Kiedy nie masz wroga wewnątrz,
Żaden zewnętrzny przeciwnik nie może uczynić Ci krzywdy."

Afrykańskie przysłowie
Bronthion jest offline