Administrator | Siedzenie w karczmie i picie... W normalnych warunkach niezbyt to Twemowi odpowiadało, a w tych, zdecydowanie nienormalnych, nie miał na to wcale ochoty. Wolał - nie da się ukryć - rozejrzeć się po mieście i załatwić jakieś zapasy na podróż. Bez względu na to, jaki transport zdołają załatwić Hassan i Nymph, to raczej nie będzie to luksusowy statek z pełną obsługą.
- gdybym był potrzebny - powiedział - to głośno krzyczcie. Może usłyszę. A tak w ogóle to niedługo wrócę.
- Nivio! Chodź na spacer - powiedział do psa, który oderwał łeb od pustej niemal miski i z wyrzutem spojrzał w stronę swego pana. - Poszukamy ci coś do zjedzenia. Lub kogoś, w ostateczności.
Nivio dwoma machnięciami ozora wylizał miskę, po czym pospieszył za swym panem.
- Lorett zajmij się Kred’em pod moją nieobecność - głos Oren był ostry, rozkazujący. Nie spojrzała przy tym ani na swego wybrańca ani na wojowniczkę, oczekując, że żadne z nich sprzeciwu nie wyrazi. Tak też się stało.
- Pozwolisz, że ci potowarzyszę? - Zapytała Twema, ruszając w jego stronę.
- To będzie dla mnie przyjemność. Nivio też nie ma nic przeciwko temu.
Twem tworzył drzwi, przepuszczając przodem Oren i Nivia, który zwykle był za leniwy, by zamykać za sobą drzwi.
Oren odczekała, aż zrówna się z nią i psem, po czym ruszyli na zwiedzanie miejscowych sklepów.
- W czym problem? - spytał Twem, który jakoś nie mógł uwierzyć, że Oren poszła z nim chcąc rozprostować nogi lub kupić sobie jakąś błyskotkę.
- Czy zniszczyłbyś mnie gdybym o to poprosiła? - odparła pytaniem na pytanie.
- Przedtem ten zza rzeki, teraz ty? - Twem był nieco zaskoczony. - Jeśli chciałaś, by cię zniszczono, to chyba wystarczyło pozostać tam, przy moście i poczekać chwilę lub dwie. Ten Odrodzony, czy jak mu tam, załatwiłby to raz dwa.
- To nie takie proste. Zadanie, dla którego zostało stworzone, to ciało wciąż nie zostało wykonane. Nie pytam, czy zrobisz to teraz, a czy zrobisz kiedy o to poproszę.
- Jeśli twierdzisz, że to konieczne... Po ostatnim filarze nie będzie sprawy.
- Przed ostatnim filarem - sprostowała, obdarzając go delikatnym uśmiechem. - Dziękuję ci za to.
- Przed? - Twem spojrzał na nią z ukosa. - A dlaczego przed ostatnim? To nawet nie to, że ci nie wierzę, ale to dość dziwne. Stale mam wrażenie, że wśród naszych Towarzyszy ty jesteś najważniejsza.
- Nie jestem - pokręciła przecząco głową. - Każdy ma swoje własne zadanie do wykonania, każdy jest tak samo istotny. Rena i jej poświęcenie, Yura i jej śmierć. Każde dodaje swoje ziarno, które tworzy potęgę z jaką siły Darkara zostaną zmuszeni walczyć. Nie ma tu miejsca na wagę jednostki.
- A ty chcesz odejść przed załatwieniem ostatniej, zapewne najtrudniejszej sprawy?
- Nie chcę odchodzić - zaprzeczyła. - Jednak bez tego nie uda wam się odnowić ostatniego filaru.
- Skoro tak mówisz...- Twem nie ukrywał, że był pełen wątpliwości.
- Czy tak trudno uwierzyć w moje słowa?
- No, niełatwo. Jakby nie było, Odrodzony miał to samo życzenie.
- I miał do takiego życzenia powodu. Niszcząc mnie teraz zaprzepaścilibyście szansę na dokończenie misji, a Darkar odzyskałby moc, która we mnie tkwi oraz tę, którą odbierzecie strażnikom filarów. To wystarczy by mógł zawładnąć tą krainą.
- Ale przed ostatnim filarem sytuacja będzie taka sama. Z tym tylko, że wtedy będziesz mieć w sobie więcej mocy.
- Nie będzie. - Pokręciła przecząco głową. - Wtedy wszystkie pieczęcie będą dopełnione i jedyną rzeczą jaka pozostanie będzie pokonanie ostatniego przeciwnika - mnie.
- A będziesz się bronić? - zainteresował się Twem. - Bo chyba będziesz najpotężniejszym przeciwnikiem.
- Czy pytając cię o to, czy zgodzisz się mnie zniszczyć sugeruję chęć obrony swego istnienia? - zapytała.
- Nie. Pytałem na wszelki wypadek. Możesz na mnie liczyć. Chociaż przyznaję, że nie jestem zachwycony.
- Kred będzie się starał cię powstrzymać. Nie wolno ci mu na to pozwolić ale i nie wolno go zabić. Nie chcę także by dowiedział się o mojej prośbie. Jego reakcja mogłaby być nieprzewidywalna, a wciąż jest pod moją opieką.
- Nie będę o tym rozpowiadać na prawo i lewo - zapewnił Twem.
Nie wątpił, że reakcja Kreda mogłaby być... ciekawa.
- Zatem zawarliśmy umowę - oznajmiła przystając i podając mu dłoń. - Czyż nie tak ludzie przypieczętowują zawarte kontrakty? - zapytała z lekkim, niewinnym uśmiechem.
- W moim przypadku wystarczyłaby obietnica - stwierdził Twem, uściskiem dłoni pieczętując umowę.
- Przy kupnie konia należałoby jeszcze napluć w dłonie - dodał żartobliwie.
Wraz z chwilą, w której Twem dotknął dłoni dziewczyny, świat na kilka uderzeń serca zawirował i zbladł. Zupełnie jakby ktoś wsadził go w środek trąby powietrznej z tym, że tkwił przy tym pewnie na ziemi i nic nie latało mu koło głowy.
- Jakież to szczęście, że nie zajmujesz się handlem koni - oznajmiła jakby nigdy nic, Oren. Szczęściem dziwna sensacja zdążyła minąć dzięki czemu mógł dostrzec, że jego rozmówczyni mierzy go uważnym spojrzeniem szmaragdowych oczu.
- Ciekawe wrażenie - przyznał. - To zawsze się tak dzieje, czy zrobiłaś to specjalnie?
- Zapewne powinnam cię ostrzec - wbrew przepraszającej formie jaką przybrały jej słowa, nie słychać było w jej głosie pokory. - Bez tego nie byłbyś w stanie zranić tej formy. Od tej chwili dołączyłeś do istot, które są pod moją ochroną.
Twem skinął głową, ni to dziękując, ni to z uznaniem.
- Nawet tymi wspaniałymi sztyletami? To dlatego Kred mógłby cię zabić? Bo jest pod twoją ochroną?
- Nawet podarowane wam sztylety nie byłyby w stanie zniszczyć tego ciała. Uszkodzić - zapewne, ale nie zniszczyć tak jak jest to potrzebne. Teraz jest was dwóch i mam nadzieję, że uda mi się doprowadzić was bezpiecznie do końca tej misji.
- Też mam taką nadzieję. Ulegasz jakimś ludzkim... przyjemnościom? - zmienił temat. - Jakieś smakołyki? Słodycze? Coś dla oka, a nie dla ciała?
- Nie - odparła z uśmiechem. - Te przyjemności należą do was, ludzi.
- W takim razie nie kupię ci barwnej chustki, ani ciastka z dziurką. - Twem uśmiechnął się.
- Jestem jednak pewna, że Nivio ucieszyłby się z drobnej przekąski - odparła, po czym skierowała swe słowa do wiernego czworonoga. - Prawda? - zapytała, mierzwiąc sierść pomiędzy jego uszami.
- Nivio, szukaj rzeźnika! - powiedział Twem. - Tylko nic nie bierz. Poczekaj na nas.
Zakupy nie trwały zbyt długo. Kilkanaście minut później obładowany zakupami Twem, w towarzystwie Oren i (dzierżącego pokaźnych rozmiarów gnat) Nivia, wrócili do gospody. |