Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-11-2015, 21:05   #30
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Siedzenie w karczmie i picie... W normalnych warunkach niezbyt to Twemowi odpowiadało, a w tych, zdecydowanie nienormalnych, nie miał na to wcale ochoty. Wolał - nie da się ukryć - rozejrzeć się po mieście i załatwić jakieś zapasy na podróż. Bez względu na to, jaki transport zdołają załatwić Hassan i Nymph, to raczej nie będzie to luksusowy statek z pełną obsługą.
- gdybym był potrzebny - powiedział - to głośno krzyczcie. Może usłyszę. A tak w ogóle to niedługo wrócę.
- Nivio! Chodź na spacer - powiedział do psa, który oderwał łeb od pustej niemal miski i z wyrzutem spojrzał w stronę swego pana. - Poszukamy ci coś do zjedzenia. Lub kogoś, w ostateczności.
Nivio dwoma machnięciami ozora wylizał miskę, po czym pospieszył za swym panem.
- Lorett zajmij się Kred’em pod moją nieobecność - głos Oren był ostry, rozkazujący. Nie spojrzała przy tym ani na swego wybrańca ani na wojowniczkę, oczekując, że żadne z nich sprzeciwu nie wyrazi. Tak też się stało.
- Pozwolisz, że ci potowarzyszę? - Zapytała Twema, ruszając w jego stronę.
- To będzie dla mnie przyjemność. Nivio też nie ma nic przeciwko temu.
Twem tworzył drzwi, przepuszczając przodem Oren i Nivia, który zwykle był za leniwy, by zamykać za sobą drzwi.
Oren odczekała, aż zrówna się z nią i psem, po czym ruszyli na zwiedzanie miejscowych sklepów.
- W czym problem? - spytał Twem, który jakoś nie mógł uwierzyć, że Oren poszła z nim chcąc rozprostować nogi lub kupić sobie jakąś błyskotkę.
- Czy zniszczyłbyś mnie gdybym o to poprosiła? - odparła pytaniem na pytanie.
- Przedtem ten zza rzeki, teraz ty? - Twem był nieco zaskoczony. - Jeśli chciałaś, by cię zniszczono, to chyba wystarczyło pozostać tam, przy moście i poczekać chwilę lub dwie. Ten Odrodzony, czy jak mu tam, załatwiłby to raz dwa.
- To nie takie proste. Zadanie, dla którego zostało stworzone, to ciało wciąż nie zostało wykonane. Nie pytam, czy zrobisz to teraz, a czy zrobisz kiedy o to poproszę.
- Jeśli twierdzisz, że to konieczne... Po ostatnim filarze nie będzie sprawy.
- Przed ostatnim filarem - sprostowała, obdarzając go delikatnym uśmiechem. - Dziękuję ci za to.
- Przed? - Twem spojrzał na nią z ukosa. - A dlaczego przed ostatnim? To nawet nie to, że ci nie wierzę, ale to dość dziwne. Stale mam wrażenie, że wśród naszych Towarzyszy ty jesteś najważniejsza.
- Nie jestem - pokręciła przecząco głową. - Każdy ma swoje własne zadanie do wykonania, każdy jest tak samo istotny. Rena i jej poświęcenie, Yura i jej śmierć. Każde dodaje swoje ziarno, które tworzy potęgę z jaką siły Darkara zostaną zmuszeni walczyć. Nie ma tu miejsca na wagę jednostki.
- A ty chcesz odejść przed załatwieniem ostatniej, zapewne najtrudniejszej sprawy?
- Nie chcę odchodzić - zaprzeczyła. - Jednak bez tego nie uda wam się odnowić ostatniego filaru.
- Skoro tak mówisz...- Twem nie ukrywał, że był pełen wątpliwości.
- Czy tak trudno uwierzyć w moje słowa?
- No, niełatwo. Jakby nie było, Odrodzony miał to samo życzenie.
- I miał do takiego życzenia powodu. Niszcząc mnie teraz zaprzepaścilibyście szansę na dokończenie misji, a Darkar odzyskałby moc, która we mnie tkwi oraz tę, którą odbierzecie strażnikom filarów. To wystarczy by mógł zawładnąć tą krainą.
- Ale przed ostatnim filarem sytuacja będzie taka sama. Z tym tylko, że wtedy będziesz mieć w sobie więcej mocy.
- Nie będzie. - Pokręciła przecząco głową. - Wtedy wszystkie pieczęcie będą dopełnione i jedyną rzeczą jaka pozostanie będzie pokonanie ostatniego przeciwnika - mnie.
- A będziesz się bronić? - zainteresował się Twem. - Bo chyba będziesz najpotężniejszym przeciwnikiem.
- Czy pytając cię o to, czy zgodzisz się mnie zniszczyć sugeruję chęć obrony swego istnienia? - zapytała.
- Nie. Pytałem na wszelki wypadek. Możesz na mnie liczyć. Chociaż przyznaję, że nie jestem zachwycony.
- Kred będzie się starał cię powstrzymać. Nie wolno ci mu na to pozwolić ale i nie wolno go zabić. Nie chcę także by dowiedział się o mojej prośbie. Jego reakcja mogłaby być nieprzewidywalna, a wciąż jest pod moją opieką.
- Nie będę o tym rozpowiadać na prawo i lewo - zapewnił Twem.
Nie wątpił, że reakcja Kreda mogłaby być... ciekawa.
- Zatem zawarliśmy umowę - oznajmiła przystając i podając mu dłoń. - Czyż nie tak ludzie przypieczętowują zawarte kontrakty? - zapytała z lekkim, niewinnym uśmiechem.
- W moim przypadku wystarczyłaby obietnica - stwierdził Twem, uściskiem dłoni pieczętując umowę.
- Przy kupnie konia należałoby jeszcze napluć w dłonie - dodał żartobliwie.
Wraz z chwilą, w której Twem dotknął dłoni dziewczyny, świat na kilka uderzeń serca zawirował i zbladł. Zupełnie jakby ktoś wsadził go w środek trąby powietrznej z tym, że tkwił przy tym pewnie na ziemi i nic nie latało mu koło głowy.
- Jakież to szczęście, że nie zajmujesz się handlem koni - oznajmiła jakby nigdy nic, Oren. Szczęściem dziwna sensacja zdążyła minąć dzięki czemu mógł dostrzec, że jego rozmówczyni mierzy go uważnym spojrzeniem szmaragdowych oczu.
- Ciekawe wrażenie - przyznał. - To zawsze się tak dzieje, czy zrobiłaś to specjalnie?
- Zapewne powinnam cię ostrzec - wbrew przepraszającej formie jaką przybrały jej słowa, nie słychać było w jej głosie pokory. - Bez tego nie byłbyś w stanie zranić tej formy. Od tej chwili dołączyłeś do istot, które są pod moją ochroną.
Twem skinął głową, ni to dziękując, ni to z uznaniem.
- Nawet tymi wspaniałymi sztyletami? To dlatego Kred mógłby cię zabić? Bo jest pod twoją ochroną?
- Nawet podarowane wam sztylety nie byłyby w stanie zniszczyć tego ciała. Uszkodzić - zapewne, ale nie zniszczyć tak jak jest to potrzebne. Teraz jest was dwóch i mam nadzieję, że uda mi się doprowadzić was bezpiecznie do końca tej misji.
- Też mam taką nadzieję. Ulegasz jakimś ludzkim... przyjemnościom? - zmienił temat. - Jakieś smakołyki? Słodycze? Coś dla oka, a nie dla ciała?
- Nie - odparła z uśmiechem. - Te przyjemności należą do was, ludzi.
- W takim razie nie kupię ci barwnej chustki, ani ciastka z dziurką. - Twem uśmiechnął się.
- Jestem jednak pewna, że Nivio ucieszyłby się z drobnej przekąski - odparła, po czym skierowała swe słowa do wiernego czworonoga. - Prawda? - zapytała, mierzwiąc sierść pomiędzy jego uszami.
- Nivio, szukaj rzeźnika! - powiedział Twem. - Tylko nic nie bierz. Poczekaj na nas.

Zakupy nie trwały zbyt długo. Kilkanaście minut później obładowany zakupami Twem, w towarzystwie Oren i (dzierżącego pokaźnych rozmiarów gnat) Nivia, wrócili do gospody.
 
Kerm jest offline