Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-11-2015, 22:14   #91
Plomiennoluski
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Wieści jakie udało mu się wyłuskać od marynarzy, były znikome. W zasadzie nie dowiedział się niczego, poza tym, że Jaśmin w tych stronach nie było, podawała się za kogoś innego, lub nie miała żadnego kontaktu z załogą statku. Nie pomagało to w żadnym stopniu, ale i niczego nie dowodziło. Wieści o Synach Plagi mówiły nieco więcej. Może to oni stali za napaściami na smoki, wątpił w to jednak. Jeśli się zdarzały, były raczej przypadkowym łutem szczęścia dla kabalistów. Imperium chwilowo go nie obchodziło aż tak, za to Pyrsa była już inną sprawą, Ścierwniki mogły by mu teoretycznie pomóc dotrzeć do Nilama. Mógłby spróbować zdobyć zwój z jednym z zaklęć komunikacyjnych, ale chwilowo nie było go na to stać. Zostawało sprawdzić plotki odnośnie smoków wśród Ścierwników, lub przynajmniej smokopodobnych. Najpierw jednak miał zamiar znaleźć jakiś pokój na noc. Nie miał zamiaru szukać w tym mieście noclegu na ulicy. Może nawet mógłby pomyśleć o zarobieniu jakiegoś dodatkowego złota. Pozbycie się klejnotu nieco nadwerężyła jego finanse, ale w przypływie radości nie myślał o tym, że mógł wysupłać dla swoich wybawców ze dwie platynowe monety. Nasunął kapelusz mocniej na głowę, skoncentrował się, wyszeptał kilka słów w smoczym, a następnie pozbył się zapachu grogu z płaszcza, zamienił go na szare mydło i lawendę. Przynajmniej na jakiś czas. Miał wyglądać, niekoniecznie musiał się czuć jak jeden z podpitych marynarzy. W końcu ruszył na poszukiwanie pokoju.
Ulice okazywały się bardzo tłoczne w tym mieście, więc musiał się przebijać przez tłumy mieszkańców i marynarzy. Oraz żołnierzy ubranych w biało-niebieskie mundury przepasanych na piersi krzyżującymi się bandolierami. Do tego każdy z nich miał dwa bandolety i przypasany pałasz. Żadnej zbroi.
Niewątpliwie też fakt jednolitego umundurowania i brak jakiejkolwiek zbroi czynił te wojsko wyjątkowym.
Nie była to jedyna niespodzianka jaką napotkał w Port Albericht, kolejną bowiem był słup ogłoszeniowy. Podświetlony świecącym kryształem zamiast wiecznej pochodni, zawierał nakazy hyrkaliańskiej władzy i inne ogłoszenia. Parę z nich dotyczyło zresztą samego Agnisa.
Zakazuje się używania magii oczarowań, nekromancji i przyzwań na terenie miasta, zakazuje się używania wszelkiej magii w celach innych niż do obrony życia i mienia, swego lub innych oraz usankcjonowanych prawnym zezwoleniem celach zarobkowych. Osobnicy przyłapani na łamaniu tego prawa zostaną ukarani stosownie do wagi swych przestępstw.”
Nie przepadano tu za magami najwyraźniej, choć trzeba było przyznać, nie były to regulacje które można by było za bardzo restrykcyjne. Chcąc nie chcąc, czarownik rozpuścił drobne zaklęcie w powietrzu, woląc się nie narażać miejscowemu prawu. Nie chciało mu się wyskakiwać z patelni w ogień.
W godzinach rannych, chętni do zarobku poszukiwacze przygód i awanturnicy są proszeni do stawienia się w garnizonie, bez względu na uprawianą profesję. Także nadal podtrzymywana jest nagroda 700 złotych imperiali za ujęcie żywcem chowającego się w dżungli na wyspie demonologa i po pięćdziesiąt za głowę każdego z berserkerów Synów Plagi mu towarzyszących.”
Dużo… ale ta zaciekłość była zrozumiała. Ta część miasta, której świateł nie było widać z “Dzikiego Szkwału” była niedawno zaatakowana i do szczętu spalona. Niewątpliwie przez Synów Plagi. Teraz otoczona kordonem żołnierskim, została odgrodzona od szabrowników.
To dlatego był taki tłum na ulicach i jak się okazywało w karczmach. Do typowych biesiadników i marynarzy dołączyli uchodźcy ze zniszczonej części Port Albericht. O nocleg będzie więc trudno i każdy kąt będzie drogi. Jak dotąd przeciskając się przez kolejne tłumy w kolejnych karczmach, tawernach spotykając się jedynie z odmową. I to bez względu na standardy jakie oferował przybytek. W końcu dotarł do dużego placu, równie zatłoczonego co pozostałe uliczki i zamarł na moment zaniepokojony tym co widział. Mianowicie oficera wydającego polecenia kilku patrolom. Przy jego boku czuwał bowiem marbas.


Był to duży masywny pies bojowy o potężnej piersi, silnym pysku i budowie mastiffa. Jego rudą sierść pokrywały jednak zawijasy tworzące różne linie. Znak astralnej krwi.. bo tak to zwano. Marbasy bowiem były psami do polowań na magów i istoty magiczne. Potrafiły bowiem wywęszyć aktywną magię i pasywną ponoć też.
Tu na dużym placu był też na wpół spalony ratusz, dwie duże karczmy… jedna o nazwie “Spoczynek Wędrowca”, druga o nazwie “Hoża Panienka”. Obie wyglądały na mniej zatłoczone i na bardzo drogie. No i był jeszcze przybytek świątynny poświęcony jakiemuś morskiemu bóstwu, na wpół spalony budynek ratusza oraz… coś czego Agnis raczej nie spodziewał się zobaczyć w Port Albericht. Mały stary sklepik z zatartym nieco szyldem. “Magyia na każdą kieszeń. Przedmioty i porady.”
Czarownik ruszył w kierunku sklepu Magyi na każdą kieszeń. Najwyraźniej miał licencję na zarobkową magię, więc niejako mieścił się w tutejszych prawach. Jednak był mocno zaskoczony samym jego istnieniem. Starając się nie oddychać mocniej ani głębiej niż zwykle, ignorował na ile mógł marbasa. Z tego co słyszał, psisko mogło go wprawić w nieliche tarapaty za samo to, że miał w sobie magiczną krew. Potem mógł odwiedzić “Spoczynek Wędrowca”, na konie zostawiając sobie ogłoszenie o porannym werbunku. Dopóki nie zlokalizował reszty skrzydła i tak nie miał wielkiego pola manewru, a mógł się przynajmniej wywiedzieć do czego im byli potrzebni wszyscy dostępni awanturnicy. Werbunek pełnego koktajlu szumowin nie był w ich stylu. Chociaż patrząc na spaloną część miasta, nie mógł się dziwić niczemu.
Sklepik okazał się być bardzo zagraconym miejscem. Od razu w oczy rzuciła się kolekcja prymitywnych żelaznych toporów wojennych. Każdy tchnący magią. Podobnie jak wiele innych bibelotów w tym miejscu.
Pośrodku sklepiku siedział zgarbiony starzec, o siwej brodzie i przenikliwym spojrzeniu brązowych oczu.
Trzymając dłoń na drewnianym medalionie wymruczał coś pod nosem, a potem uśmiechnął się lisio.
- Witaj magiczny przybyszu, witaj w raju magicznych przedmiotów na każdą kieszeń. Nazywam się Emperius i jestem tu gospodarzem.-
- Witaj, przyznam że nie spodziewałem się znaleźć takiego przybytku w tym porcie Emperiusie. Nawet nie wiesz jak się cieszę na ten i twój widok. - Odparł smoczy jeździec. - Widzę że masz tutaj niemałą kolekcję. Od dawna wprowadzili zakaz używania magii w mieście, jeśli można wiedzieć? - Zapytał z czystą ciekawością. - Tak, przyszedłem w interesach, nie tylko z ciekawości. - Rzucił szybko z uśmiechem.
- Odkąd imperium zajęło nasz Port Albericht, acz nie przejmuj się tym aż tak bardzo.- uśmiechnął się starzec.- Przymykają oczy na takie niegroźne czary. Co najwyżej… upomnienie ci udzielą.
- Dranie, ale co tam, zobaczymy jak to faktycznie wygląda innym razem. Szukam czegoś konkretnego, sposobu na komunikację z kimś, kto jest daleko stąd, muszę przesłać wiadomość, w miarę szybko. Chociaż obecnie nie dysponuję zbyt dużymi zasobami gotówki się obawiam. - Czarownik wyłożył sprawę wprost. Rozglądając się dokładniej po zagraconym wnętrzu.
Były tu różne przedmioty i ubrania a nawet biżuteria. Szybkie rzucenie wykryciem magii pozwoliło Agnisowi stwierdzić, że większość zgromadzonych przedmiotów, ma tu naprawdę słabą i nikłą aurę magiczną. Nie były to z pewnością potężna artefakty. A najsilniejsze z nich, w tym owa kolekcja toporów, przypominała dzieła barbarzyńskich plemion.
- Cóóóż… ale i masz tej gotówki?- zapytał Emperius.
- Zależy za ile znajdę dziś nocleg w tym mieście, ale powiedzmy że czterdzieści złotych monet mogłoby zniknąć z mojej sakiewki i pojawić się w twojej. Wiem, to śmiesznie mało, ale… bądźmy rozsądnymi ludźmi, znam się nieco na zaklinaniu przedmiotów i jestem nienajgorszym magicznym szewcem. Możemy zawsze pomyśleć o wymianie usług, o ile twoich pomocników również obejmowałaby tutejsza licencja na magię zarobkową. - Agnis mrugnął do handlarza.
- Nie wyrabiam przedmiotów w zasadzie.- zamyślił się Emperius i potarł podbródek dodając.- I szczerze powiedziawszy nie szukam pomocników. A czterdzieści monet to bardzo bardzo mało. Nawet jak na tanie przedmioty magiczne… nie uważasz?
- To że uważam, to akurat inna bajka, dlatego zaproponowałem częściową wymianę. Możliwe że w najbliższych dniach będę miał więcej. - Wzruszył ramionami czarownik. - Bardziej chciałem się zorientować czy masz coś takiego i ile by to kosztowało. - Stwierdził wprost.
- Mam jeszcze dwa pierzaste amulety do przenoszenia wieści.- rzekł Emperius zaglądając do szuflady.- Ale że mój dostawca dostał niedawno toporkiem w głowę, to ich cena wzrosła z trzystu czterystu złotych imperiali. Prawa rynku. Poza tym. Hmmm…- a Agnis zauważył, że spojrzenie starca spoczęło na zakurzonej figurce srebrnego kruka.-.. miałbym coś jeszcze, ale już bardziej kosztownego.
- Widzę, wygląda rozsądnie. Przydałby mi się jeśli to jest to, o czym myślę, pytanie ile to więcej. Gotówkę prędzej czy później da się zorganizować, a to może się przydać. Oczywiście bądźmy rozsądni, to że może się przydać, co nie znaczy że stracę dla tego całkiem głowę. Amulety brzmią rozsądnie. Nawet pomimo tej hmm… monopolistycznej ceny. - Agnisowi udało się przełknąć słowo zdziercza, tak samo jak nie powiedział że to rozbój w biały dzień, czy zwykłe złodziejstwo, potrzebował się skontaktować ze skrzydłem, a handlarz jednak był tu na dużo lepszej pozycji.
- Dużo tego rozsądku, ja jednak ceny nie zmienię. - odparł Emperius z uśmiechem świadczącym doskonale, że wie o swej przewadze.- Pierzaste amulety schodzą dość szybko. Mam na nie popyt, mimo monopolistycznej ceny.
- Nie wątpię, nie mam jednak zamiaru siedzieć w okolicy niewiadomo jak długo. - Odparł na stwierdzenie o tym że amulety są chodliwym towarem czarownik. Oznaczało to jednak, że sporo osób tutaj potrzebuje lepszej komunikacji, mimo ogólnego zakazu magii. Zaczął zbierać się powoli do wyjścia.





Po rozeznaniu się w sklepie, Agnis ruszył do “Hożej” starając się nie rzucać za bardzo. Czyli zwyczajnie idąc z tłumem. Nie miał pojęcia ile będą zdzierać za pokój w obecnej sytuacji, ale skoro planował następnego dnia wybrać się na zaciąg imperialny, lub samotnie polować na Synów Plagi, to równie dobrze mógł się trochę porozpieszczać. W końcu żyło się raz, a codziennie po trochu umierało.
W karczmie było tłoczno, choć nie aż tak jak w tańszych przybytkach. Agnis bez problemu dotarł jednak do kontuaru. Bowiem tłum mniej lub bardziej zamożnych kupców i awanturników tłoczył się wobec stołu na którym to stanął mężczyzna.


Niemłody, ale nadal dość przystojny bard z lutnią i w zużytych skórzanych szatach. Jego złote kolczyki pobrzękiwały w uszach gdy poruszał głową, a lekko szpiczaste uszy świadczyły o tak zwanej “starszej krwi”... czyli ponoć elfim lub czarcim lub dżinnim pochodzeniu w dziesiątym pokoleniu. Uzbrojeniem jego był zarówno rapier jak i głośne słowa. Ot, typowy trybun ludowy, tym razem obwiniający o zniszczenia w mieście zarówno Synów Plagi, jak i wojsko hyrkaliańskie i jego antymagiczne dekrety oraz zafascynowanie okultyzmem i psioniką, co jest gorsze od najstraszliwszych bowiem zaklęć. Zarzucał imperium hyrkaliańskiemu tyrańskie zapędy i wywoływanie wojny z kalifatem Zerrikanu. Przez dwa potężne państwa zamiast walczyć z Synami Plagi wykrwawiają się we własnej wojence.
Bard niewątpliwie zdobywał poparcie wśród rozgoryczonych stratą domów i majątków kupców i części awanturników, ale jaki cel zamierzał osiągnąć… trudno było w tej chwili powiedzieć. Niewątpliwie jednak nie każda osoba w tej karczmie została uwiedziona jego retoryką. Część ludzi najwyraźniej w przerażeniu szeptała między sobą bojąc się kłopotów. A jedna kobieta przysłuchiwała się temu z wyraźną dezaprobatą.
Była wysoka i szczupła. Piękne włosy wiązała z kok, najwyraźniej dworując sobie z największego atutu swej urody.




Strój miała oficerski, choć w przeciwieństwie do żołnierzy patrolujących miasto, niebiesko-bordowy, zamiast niebieskobiałego. Spokoju jej posiłku pilnowało dwóch rosłych dryblasów z wielkimi mieczami dwuręcznymi, mającymi z kolei w czarnych mundurach. Więc zarówno kobieta jak i jej ochroniarze pochodzili z innych i raczej elitarnych formacji.
Samo rozpieszczanie nie było zaś możliwe. “Hoża Panienka” za horrendalną cenę 5 złotych monet za dzień oferowała jedynie małą klitkę jednoosobową bez większych wygód. Cóż… W obecnej sytuacji Agnisa nie stać było na wybrzydzanie.
Agnis miał zagwozdkę. To że ceny były horrendalne, nie ulegało wątpliwościom, pokój był jednak wystarczający. Zastanawiała go jednak bardziej sytuacja na dole. Miał nieodparte wrażenie, że miasto się gotuje, i jest na krawędzi wybuchu rozruchów. Pytanie co było dla niego lepsze w obecnej chwili. Gdyby ruchy nacjonalistyczne się rozbudziły z pełną mocą i Port Albericht uwolnił się spod jarzma imperium w tym momencie, mógłby skończyć w całości na talerzu Synów Plagi. To może uwolniłoby ich od wszelkich kłopotów, ale raczej zbyt drastycznie. Więc z tego co widział w tym momencie, takie nawoływania były nieszczególnie dobre dla miasta. W większości innych przypadków całym swoim rebelianckim sercem poparłby barda. Jednak teraz, zdawało się że miasto musiało paktować z diabłem, by się nie dostać w łapy czegoś gorszego. Grymas przeciął twarz czarownika gdy o tym pomyślał.



Mężczyzna dokończył toaletę, przyciął nieco brodę, która zdążyła już podrosnąć przez te kilka dni i była w fatalnym stanie, a następnie zaczął szukać ukrytych przejść i zapadni w pokoju. Bogate karczmy miewały różne niewygodne sekrety, jak chociażby znikających gości. Po kwadransie zaspokoił swoją ciekawość i ostrożność. Mógł z czystym sumieniem zejść na dół, posiłek miał ochotę zjeść w sali wspólnej. Obserwowanie rozwoju wydarzeń mogło być ciekawe. Miał zamiar zwrócić uwagę na panią oficer, zastanawiał się czy był to jakiś regiment sił specjalnych, któryś ze statków powietrznych, czy może psioniczka. Bard wspominał że hyrkalianie się w nich lubowali, samemu też coś mgliście pamiętał.
Gdy był już na dole, sytuacja nieco się uspokoiła. Część gości znikło, reszta rozsiadła się po stolikach. Kilku wraz z bardem omawiało coś w kącie. Kobieta zaś w spokoju spożywała posiłek, wydając się być całkowicie na nim skupiona. Jej dwóch strażników nadal czuwało na jej spokojem stojąc na baczność i szukając zagrożeń.
O dziwo, w przeciwieństwie do pokoju, posiłek złożony z ryb i innych owoców morza okazał się dość tani, bo ledwie 10 miedzianych monet wraz z całkiem dobrym winem do popitki.
Agnis przy zamawianiu posiłku podpytał też jedną z obsługujących dziewczyn, kim jest pani oficer, jedząca w spokoju pod taką obstawą.
- Och… to Pierwsza Inkwizytor Trzeciego Legionu Powietrznego Savari des Lacoste. Bardzo ważna persona, druga po Gubernatorze Wojskowym Labanie des Ricca.- rzekła konspiracyjnym tonem dziewczyna.
- Tak znamienita persona, czuję się zaszczycony samą jej obecnością, chociaż wolę mniej salonowe. - Mrugnął do dziewczyny. - A ten bard, tak ładnie promujący odrębność od imperium w jej obecności to stały bywalec, czy po prostu wpadł jak śliwka w kompot? - Dociekał dalej czarownik.
- Donato…? Nie wiem. Przypłynął do Port Albericht jakieś trzy miesiące temu. A może cztery?- zamyśliła się dziewczyna. Wzruszyła ramionami.- Nie pamiętam. Od tego czasu łapie się różnych zajęć, głównie przygrywając do kotleta.
- Port Albericht, chwila próżni w historii dziejów wielkich ludzi oraz codzienność ich wcale nie mniejszych mieszkańców. - Mruknął pod nosem. - Aż dziw że nie skradł jeszcze uroku tak ślicznej niewiasty jak ty… o której kończysz? Ach gdzie moje maniery, nie powinienem, z przyjemnością bym z tobą porozmawiał, ale brzmię jakbym się narzucał. Wydajesz się stworzona do większych rzeczy. - uśmiech Agnisa mógł niemalże zastąpić połowę kandelabrów w sali. W zasadzie to chciał się po prostu dowiedzieć kilku rzeczy, jak chociażby na co imperium najemnicy, ale i odrobinie towarzystwa nie miałby nic przeciwko.
Dziewczyna zachichotała wesoło rumieniąc się i dodała.- Albertynka jestem.-
- Albera.. rusz zadek, nie płacę ci za zagadywanie klientów!- wrzasnął gospodarz przy kontuarze i Albertynkę od razu wywiało od stolika Agnisa.
Agnis westchnął nieco, cóż mógł poradzić, obowiązki obowiązkami. Dziewczyna zapewne wiedziała dobrze, który pokój zajął Agnis. Nie liczył jednak na zbyt wiele. Zjadł w spokoju, od czasu do czasu wodząc za Albertynką, większość czasu jednak obserwował pierwszą inkwizytor i barda.

Gdy był już u siebie, zamknął drzwi, podpierając je krzesłem, pod poduszkę włożył sztylet i położył się spać. Plan na dzień następny był w zasadzie prosty. Zajrzeć do miejsca zapisów najemników i sprawdzić na ile minimalnie trzeba się było zaciągnąć. Ewentualnie gdzie mogli się ukrywać Synowie Plagi. Nie miał nigdy nic przeciwko wyeliminowaniu kilku kultystów. Zwłaszcza jeśli dobrze za to płacili.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline