Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-11-2015, 21:55   #425
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Jayson "Godzilla" Atkinson - Pomiot Godzilli



- Łatwo ci bagatelizować sprawę, mojego zdania o tym padalcu bo nie ty miałaś z nim przeboje ani teraz ani wcześniej Cas. - rzekł cierpkim tonem mokol na wybuch kruczycy. Mierzył ją chwilę wzrokiem siedząc na swoim krześle i przypatrywał jej się badawczo. - Widocznie osobiście musisz się przekonać jaki on jest. - mruknął w końcu pociągając łyka ze swojej zmaltretowanej butelki. Szkoda. Najwyraźniej natłumaczył się na darmo i to, że ktoś roluje cię na akcji i zostawia a potem jeszcze czuje się niedoceniany i pokrzywdzony do niej przynajmniej nie trafiło. Widać musiała sama to przeżyć by się przekonać.

- I jaki główny temat to ten sierściuch? Przyjechaliśmy bo Marcus do nas dzwonił i chcieliśmy pomóc z Bill'em by choć trochę go pozszywać. - tu wskazał dłonią wciąż trzymającą butelkę na Steve'a który wciąż dratewkował wilkołaka. - Widziałem, że dzwonisz do sierściucha to cię poinformowałem jak to sprawa stoi z jego telefonem na który dzwonisz. A resztę zrelacjonowałem z tego co się działo w pączkodajni i tuż po. Byście wiedzieli z kim podobno pracujemy nad tą sprawą. By nie było zatajania, otwarte karty, zaufanie i takie tam. Jak to w stadzie. - wykonał nieokreślony gest machnięcia i znów pociągnął łyka ze swojej plastikowej butelki. Miała idiotyczną pretensję, że powiedział co sądzi o niby koledze ze stada. Pewnie jakby nie powiedział a by wyszło też by mała pretensje.

- A co do gadania z Adrianem o Chrisie chyba się nie rozumiemy. Jeśli będę miał okazję to pogadam z Adrianem. Ale jeśli nie i a przykład padłoby na kogoś z was to myślę, że powinniście o tym wspomnieć. Dla dobra naszej grupy jako całości. Bo koleś jest problemotwórczy od początku tej sprawy. Mamy naszą grupę, mamy sprawę i mamy problem. Adrian może pomóc nam go rozwiązać przesyłając go do czego innego. Poza tym możecie się sami sierściucha spytać albo Steve'a czy KITT'a. Sam przy każdej okazji krzyczy, że nie chce pracować z nami nawet jako szef grupy co mu propnował podobno Adrian. No to jak nie chce to co mamy go zmuszać? Niech spada. - wzruszył ramionami i omiótł spojrzeniem ściany budynku. Były momenty takie jak ten, gdzie wszyscy albo większość grupy mogła się zebrać razem. Była nawet szansa, że mogą razem stawić się u szefa albo i sam ich wezwie. Ale do cholery nawet nadnaturale mieli swoje ograniczenia. Mogło się zdarzyć, że zwyczajnie jego samego a może i nikogo z Muszkieterów nie będzie na takim spotkaniu poza młodymi. I wówczas co? Nie przekażą prolemu dla szefa? To co jak się Muszkieterzy dowiedzą o czymś też mają to skitrać dla siebie? Boją się powiedzieć co trzeba Adrianowi czy jak?

- I słuchaj pełnym zdaniem co do ciebie mówię. Ja chętnie bym się pozbył tego krętacza i padalca z naszego składu. Ale jeśli to niemożliwe możemy go odesłać po innych tropach jakie mamy a jest ich całkiem sporo od początku sprawy. Więc oficjalnie będzie w Rozjemcach ale nie będzie się pętał pod nogami. - skwitował swój wniosek. Nie był pewny czy była zbyt zmęczona czy wkurzona by dostrzec detale o jakich wspominał. Chyba, że decyzję, że jest na ogólne rozwrzeszczane babsko - małolackie "Nie i chuj!" już podjęła i w sumie wówczas gadał na darmo. Ale może nie no to póki była nadzieja to próbował coś zdziałać.

- I to nie jest "ta trzecia" tylko Angie. Wspomniałem już jej imię. - wskazał ją palcem wciąż trzymając butelkę i głos mu na moment stwardniał. - Wpadła w zasadzkę w umbrze. Dlatego jeszcze jej tu nie ma. Jest cała ale musi się ogarnąć. - doprecyzował dane o "tej niby której czemu mają ufać". I o kimś z Muszkieterów do cholery! A jak już się ogarnie to pierwsze co zrobi to wpadnie podleczyć Bill'a tak samo jak oni wpadli by Wypłosz mógł go pozszywać chociaż.

- A czemu masz nam ufać? - spytał i powoli podniósł się i wolna reką odstawił krzesło choć wciąż pozostał w rozkroku. - Może dlatego, że gramy z tobą i resztą w otwarte karty? Złapaliście kogoś z nas na jakiejś ściemie? - spojrzał na Marcusa który się mościł w fotelu do spańska. - Wyrolowaliśmy kogoś z was? - przeniósł spojrzenie na Bill'a. - Zostawiliśmy kogoś z was na akcji jak ten gnojek nas? - wrócił z powrotem spojrzeniem na Marcusa. - No słucham jak ktoś ma do nas jakieś wąty czy pretensje to jest dobra okazja sobie to wyjaśnić. - powiódł spojrzeniem po kolei po całej trójce na chwilę zatrzymując się na każdej twarzy.

- Więc jeśli nikt nic do nas nie ma to chyba tak całkiem trefni nie jesteśmy. A zaufanie to dla mnie granie w otwarte karty. Tak jak ja to robie teraz. Mówię wam jak było w Starbucks'ie i mówię wam co sądzę o Chrisie. Mówię też czego się do tej pory dowiedzieliśmy o naszym wrogu, jakie wyciągnęliśmy wnioski i jakie zamierzamy powziąć kroki. Czyli wszystko co wiemy na tą chwilę. Mówię to bo wam ufam na tyle by to wam powiedzieć. Dla mnie wszyscy jesteście w porządku. I wedle tych samych kryteriów Chris nie. - rozłożył swoje szerokie ramiona i na chwilę odwrócił się do nich plecami podszedł do okna. Oparl się o nie zgiętym ramieniem, złożył dłoń w pięść i na zasłonił nią usta. Nie kumał o co jej chodziło. Albo serio było zmeczona albo stres ją zżerał by wyskakiwać z takimi oskarżeniami o brak zaufania. Wkurwiające. Przychodzisz, bierzesz pod skrzydła, wprowadzasz w sprawę, pomagasz na ile się da, mówisz o planach zrobienia domku i zamiast jakiś kurwa pomysłów to jakaś bezsensowna, histeryczna gadka, że Muszkieterzy sa trefni a Chris jest superfajny i w ogóle systemiarski dysydent. Wkurwiające.

- I nie, nie dostrzegam ironii w rozdzielaniu się. - oderwał pięść od ust i przemówił ponownie. - Mówię o podziale na grupy, akurat są nas dwie trójki w tej chwili. My w Starbuksie we trójkę daliśmy radę. Wy powinniście raczej dać radę dotrzeć do siedziby Adriana czy Ady. Trójkę to już nie tak łatwo zaskoczyć. Niebezpieczne może się okazać łażenie na solo. Zwłaszcza na akszynach. Steve byłby sam pewnie by go nam powinęli. Ale nie był nawet jak tak mogło wyglądać. Ubezpieczaliśmy go. Jak się podzielimy na inne składy powinno być podobnie. - podsumował swój wniosek. Na solo można było z zaskoka wziąć każdego lub prawie każdego. Ale jeśli nie był na solo to reszta grupy miałaby czas na reakcję. I bez paranoi. Gdyby tamte korpy miały takie laserowe namierzacze gdzie oni są już dawno by ich wyłapali na mieście. Zakładał, że na serio niebezpieczne są numery i akcje na ich terenie jak w tym wieżowcu właśnie albo tej furgonetkarni gdzie przywlekli się za Steve'm. Zresztą przeszli obok niego i Chrisa i też się chyba nie skapneli, że są ze Stevem. A założenie, że przeciwnik we wszystko o wszystkich i czai się za każdym rogiem z lotną brygadą wiec trzeba chorobliwie trzymać się razem skutecznie by sparaliżowało czy ograniczyło ich działania nawet bez ich realnego udziału czy akcji tych ich moronów, fomorów i innych takich sztuczniaków.

- A to co Bill mówi ma sporo sensu. - wskazał brodą na leżącego wilkołaka. - Może faktycznie za bardzo włączył mi się instyknt polowania by iść za tropem i potrzebuję nieco złapania dystansu. Masz rację Bill, o Fomorach i tych korpach trzeba powiedzieć Adrianowi od ręki. Musi wiedzieć co się u niego na podwórku wyrabia. - zgodził się z wnioskiem wilkołaka. - Epicka walka... Taka o której pisano by w sagach? Heh... Podoba mi się... Dobra okazja do porzucania samochodami i demolowania budynków... - uśmiechnął się do wilkołaka. Tak, Godzilla lubiła takie zabawy. Rosła w nim wtedy, ryczała z upojenia destrukcją, że wreszcie spuścił ja ze smyczy samokontroli i upajała swoja potegą.

- Mobilizacja do bitwy to bardzo dobry pomysł Bill. Bo to trochę czasu zajmie. Ale nasza operacja to namierzyć konkretne cele i odbić młodych. To trzeba będzie zrobić raczej przed bitwą i raczej zdecydowanie bardziej dyskretnie. Do bitwy możemy dołączyć jeśli będzie okazja ale jednak nasze zadanie jest nieco inne. - dodał nieco ze smutkiem i nostalgią. Chciał walk i bitwy. Albo szaleńczych wyścigów i pościgów po meście czy polowania. Był zrodzony do takich rzeczy. Taka miał naturę i wówczas bywał naprawdę szczęśliwy. Ale zadanie miał jednak inne. I chciał je wykonać. Poza tym tyle się naszukali i dowiedzieli o tych młodych, ze mimo, iż wcześniej ich nie znał to trochę ich jakby polubił.

- A z sierściuchem to sorry ale zwisa mnie jego gang. Adrian go przydzielił do tego zadania a na pewno wiedział kim jest Chris jak go przydzielał. Tak samo jak wiedział o każdym z nas. My robimy swoje mimo tego co mamy do zrobienia gdzie indziej. I pracujemy nad tą sprawą. A on co do tej pory zdziałał? Poza tym jest właśnie dokładnie jak mówisz Bill. Szef stada każe to szeregowy musi. Mnie Adrian i Carlson każą no to jestem i coś próbuję zdziałać. A bastet to zlewa i łazi swoimi kocimi drogami. Ale dobra i ty i reszta chcecie się przekonać osobiście to pewnie będziecie mieli okazję jeśli Adrian go zostawi z nami. Może ja do biednego sierściuszka nie mam odpowiedniego podejścia jakie wy macie a po tym co dziś nam odwalił na pewno nie mam cierpliwości. - machnął na koniec reką odkleił się od ściany i ruszył sprawdzając coś po kieszeniach. Czekał czy któreś z nich coś powie. - Idę do sklepu po jakąś szamę i takie tam. Chce ktoś coś? - rzekł wrzucając pustą już plastikową butelkę do śmietnika.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline