- Dobra brat, krótka piłka - Faust rozsiadła się wygodniej, nie zapominając aby przedtem polać Ruskowi do pełna - Co możesz i powiedzieć o waflu Starego, Rączce. Gdzie ma melinę, kogo trzyma przy dupie. Wyślę Troya na miasto, niech się na coś jebane bydle przyda, ja wskoczę w kieckę i ponapastuję klientów twojej siostry. Może ktoś się rozpruje po pijaku. Różnie bywa, jestem cierpliwa, urocza i tak dalej. A nuż któryś przyjdzie opijać przyszły sukces i wypłatę? Chuj wie, spróbować nie zaszkodzi… dam też cynę Annie, niech zmobilizuje resztę kurestwa do nadstawiania ucha. Jeżeli zdobędę brykę, ona szybciej dostanie swoją mutantkę. Klient w zamian za info o swojej kabarynie da mi ludzi do zamiatania po rewirze brudasów. Mamy wspólny cel, ale to za chwilę... mów co to za wrak przez który Zgred wziął cię na dywanik? - Wrak… To dobry pomysł… Ja bym bardzo się ucieszył jakby to był wrak. Najlepiej z tą niereformowalną debilką w środku… - Szalony Kapelusznik wziął kielona co nie przeszkadzało mu wskazać na rozmówczynię palcem dla podkreślenia jak bardzo przypadł mu do gustu ten pomysł. Po czym słowiańskim zwyczajem przechylił szkło i przezroczysty płyn zniknął mu w gardle a on z trzaskiem postawił kieliszek z powrotem na biurko ocierając rękawem usta i krzywiąc się nieco. W końcu wyglądało jak woda ale wodą przecież nie było. - Wielka kurwa jaśnie pani Van Diesel! Szmata jedna… - prychnął rozeźlony i wykonał gest ręką pośredni pomiędzy odganianiem czegoś a parodią jakiegoś dworskiego ukłonu. - No przyjechała na jesieni z tych wariatów z Appalachów i chuj. Niech siedzi. Młoda, ładna, przebojowa, wyszczekana no i bogata i o dziwo jeździć umie. No to jest już coś. - mimo złości pokiwał głową. W końcu w Det każdy umiał jeździć i każdy miał własne takie czy inne kółka. Albo umiałeś jeździć albo nie było co cię traktować serio. Więc jak ktoś przyjeżdżał i umiał to miał od razu uwagę innych. - Więc wiesz, wpadła w towarzystwo i było spoko. I coś bredziła, że będzie startować w nowym sezonie ale na imprezach i po pijaku no to kurwa kto to bierze na serio takie gadanie? - spojrzał wymownie na nią. W końcu przy dźwiękach muzy, oparach prochów, opiatów, promili i smogu fajkowego i gandziowego dymu to się różne rzeczy mówiło i słuchało. Chęć zaś wystartowania w Wyścigach i błyśnięcia w nich była powszechna, akceptowalna i rozumiana we właściwie każdej detroickiej społeczności. Rzadko się trafiał ktoś kto nie chciał być tacy jak chłopcy i dziewczyny z Ligii. - Gadać że coś się zrobi, a to zrobić. Wiesz jak jest, brat. -Blue założyła nogę na nogę i oparła ramiona o podłokietniki fotela - Ciężko o słowność.
- A patrz wredna małpa wystartowała… - pokręcił swoją rudą głową w niemym zdziwieniu nad tym faktem jakby omawiał jakiś fenomen natury. - I co gorsza wygrywa prawie każdy wyścig! - walnął wściekle uderzając pięścią w stół aż przewrócił się pusty kieliszek. - Wiesz, no ma okazję bo Jay poprztykała się z Clody więc chwilowo sa wyautowane, Dziki jak się wyjebał w zimie na Zimowym Wyścigu to jeszcze nie jest w formie, Frank ostatnio eksperymentuje z jakimiś pancernymi chujostwami co to ledwo od asfaltu się odrywa i sporo jest młodych. No ale ona to w ogóle Świeżak. Ale jeździć umie, ma świetną brykę, okazało się, że ta banda co z nią się kręci to żaden dwór i służba tylko jebana ekipa no przez zimę szmata se już sporo ludzi zjednała a teraz jak jej mało to jeszcze wygrywa raz za razem. No jak tu żyć pani kochana? A mnie Stary ciśnie bo ci moi dopiero w jednym wyścigu na drugim miejscu przyjechali… A innym ta sucz ich wypchła i dachowanie mieliśmy więc następny wyścig musieliśmy odpuścić. I kurwa w łapę nie chce brać i bredzi coś o szlachetnych pojedynkach na szosie czy coś w ten deseń i że to ujmuje jej szlachecki honor. No kurwa jaki honor jak tu papiery przez palce przelatują tak samo jak benzyna w bakach a obie te rzeczy nie są za darmo i bez limitu. - na koniec rozłożył ręce kręcąc znowu smutno głową po czym sięgnął po butelkę i sam sobie niespiesznie polał na koniec pytającym gestem wskazując na Faust butelką czy jej też ma polać. - I wiesz, żeby ona mnie odmówiła. Mogłaby mieć wtedy coś do mnie, Schultz’a czy jego bandy. Wkurzające ale zrozumiałe. Nikt z nas święty nie jest ani nie udaje takiego. No ale ona tak ze wszystkimi! No jak to tak zlewać nasz wszystkich? Całe miasto? Za kogo ta szmata się uważa! - znów uderzył pięścią w stół ale chyba zapomniał, że tym razem ma kieliszek i to pełny więc po chwili z niesmakiem popatrzył na zalaną wódka dłoń, mankiet i blat annowego biurka.
Świat w którym przyszło im żyć był pojebany pod każdym względem. Wszyscy kombinowali, lejąc na dobro bliźniego i dbając tylko o własne interesy. Zabijali za byle przewiny, nie szanowali tradycji i siebie nawzajem. Trudno było znaleźć tu kogoś, kogo dało się ochrzcić tym śmiesznym, przedwojennym mianem "przyjaciel". Jeżeli już miało się takiego, to do czegoś zobowiązywało... i w chuj z tym, jak bardzo napięty miało się grafik.
- Egor... brat. Możesz mówić wprost. Jesteśmy jak rodzina, ufam ci bardziej niż sobie. Chcesz żeby twój problem został rozwiązany, to się go rozwiąże. - Blue wychyliła się do przodu, robiąc się nagle poważnym człowiekiem. Nie uśmiechała się, przeliczając w blond łbie czy da radę zająć się zadaniem od ręki. Wyszło że nie bardzo - Zajmę się tą lambadziarą ale najpierw znajdę brykę Guido, tu nie mogę czekać. Zawarliśmy umowę, a wiesz że umowa rzecz święta. W tym czasie niech ktoś od ciebie ma oko na przyszłą klientkę. Jej problem że nie jest z miasta, zasady wszystkich tu obowiązuję te same. Z tą najważniejszą na czele - podniosła w toaście pełen wódki kieliszek - Nie odmawia się Kapelusznikowi.
__________________ A God Damn Rat Pack Mam złe wieści. Świat się nigdy nie skończy... |