Rozczochrana jak nieboskie stworzonko Cas, wychynęła spod koca. Przetarła piąstkami zaspane oczy i uśmiechnęła się szeroko na widok kotołaka.
"
Wiedziałam, że przyjedzie."
Wygrzebała się spod przykrycia i ściągnęła bluzę - zdecydowanie było jej za gorąco. Bransoletki zadźwięczały, gdy kruczyca rozciągała swoje drobne ciało, przeciągając się na całą szaleńczą długość (metr sześćdziesiąt z bardzo niedużym groszkiem) z cichym chrupotaniem stawów.
Podeszła do paka z piwem i zanim ktokolwiek zdążył zareagować, wypiła duszkiem ponad połowę puszki po czym natychmiast dostała....
czkawki.
Słuchając przemowy Billa, podeszła do kotołaka i oparła się poufale o jego kolano. Obserwowała go przekrzywiając głowę z prawa na lewo i czkając radośnie. Od czasu do czasu kiwała potakująco głową zgadzając się z Billem.
-
Chris - czkawka -
a jak już skończysz o - czkawka -
Star- czkawka -
bucksie, to będę potrzebowała - czkawka -
Twojej pomocy, ok? - uśmiechnęła się szeroko i ponownie czknęła, aż jej całe ciałko podskoczyło w miejscu.
Z niewinną minką brała koteczka pod włos. No bo kto może się oprzeć bezpośredniej prośbie o pomoc? Szczególnie od małego, niewinnego kruczka. A przynajmniej na to liczyła.
-
Potrzebuję się dowiedzieć od Ciebie - czkawka -
bo Ty jesteś szefem tam wśród -czkawka, jechała mu kocim ego -
kotów, nie? To kto to - czkawka -
łazi po instytucie Kingstone - czkawka -
a może to Ty? - znowu poczęstowała kota uśmiechem, przy okazji sprawdzając czy kotołak nie ma na sobie jakichś fajnych błyszczących cuśków. -
To bardzo ważne - czkawka - dodała na zakończenie.