Zanim jeszcze cokolwiek zrobił, wyczuł zbliżającego się Jamesa. I tu zagwozdka - większośc sojuszy w tej grze zwykło tworzyć się na końcu, kiedy to zbierali się najsłabsi - ale może można inaczej? Sięgnął myślą ku zbliżającemu się elegancikowi (doprawdy, w garniaku na apokalipsę żywych trupów, też coś).
-Te, James, robimy Sojusz? Żaden z nas niezależnie od szczęścia nie wygarnie stąd wszystkich żywych, a tak współpracując możemy wyczyścić to miejsce. Jak nie Sojusz, to dawaj Traktat, głupio by było tracić sługi na tym etapie tylko dlatego, że się przypadkiem spotkają.-
Nie żeby poczuł się jakis specjalny - póki GŻT mocno trzymauniemożliwiając ogarnięcie kilku kierunków ataku na raz (tak jak teraz- trzeba szybko dostać się na zaplecze zanim się zabarykadują, spora grupa ucieka bokiem, część spróbuje się wymknąć głównym wyjściem, a jeszcze doczyścić sklepy i kible...) a żywi są jeszcze sporym zagrożeniem (vide strażnicy choćby), łatwiej nabrać rozpędu we dwoje. Miał już plan na tą okoliczność.
__________________ Cogito ergo argh...!
Ostatnio edytowane przez Someirhle : 22-11-2015 o 07:59.
|