Wątek: Rozdarcie
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-11-2015, 11:22   #19
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Gonael, jak każdy anioł, ba - jak każda istota latająca, jeśli chodzi o dobytek był nad wyraz skromny. Zapasowa koszula, spodnie... i po co więcej?
Plecak anioła wylądował w kącie, a na stole znalazła się butelka i kielich.

- Dlaczego ci aż tak na tym zależy? - spytał. Bardzo cichym szeptem, ale i tak jego słowa dotarły do uszu demonicy. - Na zdobyciu tych informacji?
Dziewczyna drgnęła, a jej dłoń powędrowała do koniuszka rogu.
- Moja rodzina ma dług do spłacenia - odparła. - Skoro okazja się nadarzyła…
- Czyli wierzysz tej elfce?
- Wiem, że maczała palce w otwarciu portalu. Kto inny nadawałby się do odnalezienia sposobu na jego zamknięcie lepiej niż ktoś, kto pomógł go otworzyć? - Tiria z niechęcią wspominała ową kobietę, której pragnienie wzbogacenia się połączone z jej ojcem i innymi, jej podobnymi stało się przyczyną tak wielu przykrości dla niej i całego świata.
- Jednak nie, nie wierzę we wszystko co powiedziała. Mimo to chcę sprawdzić by później nie żałować, że pozwoliłam takiej okazji przejść mi koło nosa.
Humor dziewczyny w stopniu znacznym uległ pogorszeniu. Wspomnienia domu i akademii nie należały do najszczęśliwszych w jej życiu, a niestety w związku ze słowami elfki, wypływały raz po raz na wierzch. Wszystko co złe zaczęło się wszak właśnie od owego Rozdarcia. Porzuciła więc wygodne siedzisko, jakim przez owych chwil parę było łóżko, i podeszła do stolika, by nalać sobie jabłecznika. Przyjemny zapach rozszedł się falą po pokoju, a przynajmniej wedle jej mniemania tak właśnie się stało. Jabłka… Kochała je odkąd sięgała pamięcią, a co za tym idzie, kochała każdy produkt jaki w sobie zawierały i każdą ich formę. Jabłonie w ogrodach rezydencji ojca były jednym z owych cennych acz niezbyt licznych wspomnień, które wywoływały uśmiech na jej twarzy.
- Powinniśmy kupić trochę na zapas - uśmiechnął się Gonael.
- Kupimy - zgodziła się z nim.
- I, oczywiście, trochę zapasów, takich bardziej konkretnych - dodał anioł. - Nie samym jabłecznikiem się żyje. - Ponownie się uśmiechnął, jako że jabłka, w różnej formie, stanowiły dla demonicy wielką pokusę.
- Oczywiście że nie samym - odparła, obdarzając go weselszym już uśmiechem. - Są jeszcze jabłka same w sobie, jest ciasto z jabłkami, jest syrop jabłkowy i… - rozmarzone westchnienie przerwało ową litanię jabłkowych cudów. - Ciekawe czy mają bułeczki z jabłkami...
- Oto dlaczego warto odwiedzać wielkie miasta - powiedział Gonael. - Niektórych specjałów nie dostaniesz na bezdrożach czy w środku głuszy. A ty się zawsze bronisz rękami i nogami.
- Nie lubię tłumów - powtórzyła po raz tysięczny, doskonale zdając sobie sprawę z tego że do owych tłumów zaliczyć można każde zgromadzenie liczące sobie więcej niż jedną osobę. Czasami nawet owa jedna osoba była tą jedną za dużo. Pokręciła głową aby pozbyć się owego wrażenia, które zawsze pojawiało się gdy jej myśli zbaczały w nieprzyjemnym dla niej kierunku. Szczęściem nie musiała szukać daleko by znaleźć coś, co było w stanie przywrócić jej spokój i pogodę ducha. Upiła spory łyk trunku, po czym odłożyła kielich na stolik.
Skrzydła anioła od pierwszej chwili, w której je ujrzała, miały na nią ów dziwny wpływ, sprawiający, że zapominała na chwilę o otoczeniu i była w stanie odetchnąć spokojniej bez względu na to gdzie się znajdowała. Ich dotyk łagodził stres i otulał ją kokonem, który był w stanie powstrzymać wszelkie nieprzyjemności jakich doświadczyła. Również teraz, gdy podeszła do Gonaela i wyciągnęła dłoń by musnąć palcami dwukolorowe pióra, poczuła spokój o jakim marzyła od chwili, w której wkroczyli to tego przeklętego miasta. Miała ochotę położyć się do łóżka i wtulić w nie całą sobą by odpłynąć w bezpieczny, pozbawiony snów, sen.
Gonael nie miał nic przeciwko temu, by Tiria się do niego przytulała. Sam też lubił jej ciepły dotyk. Nie wiedział, czy wszystkie demony tak miały, ale Tiria była bardzo ciepła, co było o tyle ważne, że dziewczynie obce było pojęcie koszula nocna.
- Zmęczona? - spytał.
- Trochę - mruknęła, wtulając twarz w skrzydło. - To był raczej ekscytujący wieczór. Ty nie jesteś?
- Też troszkę - odparł. - Na szczęście mamy teraz trochę ciszy i spokoju. Można się zrelaksować.
Przytulił Tirię i otulił ją skrzydłami.
Wbrew temu co powiedziała, była nieco bardziej, niż tylko trochę, zmęczona. Wydarzenia z Upiora odcisnęły na niej swoje piętno, nie wspominając już o kolejnej karczmie i kolejnych twarzach, których widok musiała znosić.
- Zamówiłeś prowiant na jutro? - zapytała sennie. Nie mogła sobie przypomnieć czy to zrobił, a nie chciała tkwić w mieście dłużej niż to było konieczne. Dotyk skrzydeł na nagich ramionach sprawiał, że zaczynała powoli odpływać, pozwalając by błogi spokój zajął miejsce zwyczajowej ostrożności. Nie martwiła się tym, że zaśnie w ubraniu. Gonael z pewnością zajmie się tym problemem, gdy zajdzie taka potrzeba.
- Tak, wszystko zamówiłem - zapewnił. - Są jabłka, beczułka jabłecznika, no i normalne zapasy. Co prawda nie planowaliśmy nikogo tropić, ale to, co mamy, wystarczy.
- No tak - oprzytomniała nieco, aczkolwiek nie znaczyło to, że zrezygnowała z objęć anioła. - Powinnam spróbować, czy nie uda mi się ich usłyszeć - chęci zbytniej w tych słowach nie było, ale i niechęć była tylko ledwie wyczuwalna.
- Spróbuj zatem. A nuż okażą się na tyle uprzejmi, że zechcą na głos wyrazić swe plany na jutrzejszy dzień, lub na bliższą przyszłość. Skorzystasz z tego - wskazał na pusty puchar - czy też użyjesz swoich umiejętności?
Niechętnie oderwała głowę z przyjemnego miejsca, w którym się znajdowała by wpierw rzucić spojrzenie na pusty kielich, a następnie unieść je wyżej, na twarz anioła.
- Wolę swoje sposoby - powiedziała z lekkim wyrzutem, nie chciała bowiem tak łatwo pozbywać się przyjemności przebywania w jego ramionach, otoczona skrzydłami. Była dla niej zbyt cenna, zbyt kusząca, by ot tak, ją odrzucić.
- To tylko odrobina magii - mruknęła, opierając czoło o pierś anioła i ponownie tego wieczoru, unosząc dłoń do ucha by wykonać nią pół-okrężny ruch. Jednocześnie skupiła się na zaklęciu, które jak na życzenie pojawiło się w jej myślach. Dźwięki od razu nabrały ostrości, z wyszczególnieniem tego, którym bez wątpienia było bicie serca anioła. Pozwoliła sobie na chwilę skupienia na owych miarowych, pewnych uderzeniach. Przylgnęła do niego nieco bliżej, by śledzić jak ów dźwięk zmienia się nieznacznie, przyspiesza.
Pozwoliła sobie tylko na krótką chwilę ulegania pokusie. Wszak nie wykorzystała swej mocy tylko dla prostej przyjemności, którą na upartego cieszyć się mogła w dowolnym momencie, acz nie z tą samą wyrazistością co teraz. Zamiast więc na biciu serca, skupiła się na tych dźwiękach, które docierały do niej z dalszych części karczmy. Głosy nie były tak wyraźne jakby chciała, słyszała jedynie co drugie słowo, a i one nie zawsze były zrozumiałe. Należały jednak do tych, na których wiedzy jej zależało, więc uparcie słuchała ignorując fakt, że wbrew jej wcześniejszym słowom wolałaby zostawić ich samym sobie i skupić się na Gonaelu. Na dodatek znowu nabrała ochoty na jabłka, która to ochota całkiem kłóciła się z pozostałymi. Mętlik w jej głowie zmusił ją do upartego, nerwowego pocierania rogowej obroży. Spokój prysnął gdzieś, ulatując z niej niczym dmuchawiec.

- Wystarczy - oznajmiła w końcu, zrezygnowana i zła, przykładając dłonie do uszu.
- Połóż się i śpij. Jutro mi wszystko opowiesz - zaproponował Gonael.
Propozycja była kusząca, nawet bardzo, jednak Tiri pokręciła przecząco głową.
- Chcę wiedzieć co planują - odparła.
- Wiesz, co robisz - powiedział cicho.
- Nie złość się - odparła, unosząc głowę. - To dla mnie ważne.
- Martwię się. To drobna różnica, ale jest.
- Umiem o siebie zadbać - odparła miękko. - Zrozum… - przerwała szukając właściwych słów bowiem nie chciała by się o nią martwił ale też uznała iż zasługuje by wiedzieć dlaczego naraża ich oboje na niebezpieczeństwo. - Mój ojciec był tam, na górze, z Marenwen i pozostałymi. Jeżeli istnieje szansa na to, że faktycznie znalazła sposób na zamknięcie portalu, muszę się o niej dowiedzieć.
- Rozumiem przecież. I wiem, że umiesz o siebie zadbać. Ale i tak się martwię.
- Mam przestać? - zapytała, zdając sobie doskonale sprawę z tego, że jeżeli powie tak, to na tym zakończą się jej próby zdobycia informacji, przynajmniej na ten wieczór.
- Nie, wiesz co robisz. - Uśmiechnął się do niej lekko.
Odetchnęła z ulgą, po czym odstąpiła na krok.
- Nie powinno mi to zająć długo - powiadomiła go, niechętnie opuszczając bezpieczną przystań. - Będę ostrożna.
- A dokąd się wybierasz? Powinnaś się położyć i odpocząć. Obojgu nam się przyda nieco odpoczynku.
- Z korytarza może być łatwiej usłyszeć - wyjaśniła mu, okraszając swe słowa lekkim, nieco niepewnym uśmiechem. - Mam też ochotę na jabłko lub dwa - dodała z ociąganiem.
- Tego mi jeszcze brak do szczęścia, żeby cię przyłapano na podsłuchiwaniu. - Gonael był nieco zaniepokojony pomysłem Tiri. - A jabłka przecież jeszcze mamy. Jeśli ci za mało... Poza tym nie sądzisz, ze można lepiej wykorzystać czas, niż włócząc się po korytarzu?
- Ale… - zaczęła, najwyraźniej będąc w nastroju na upieranie się przy swoim. - Przecież nikt mnie nie przyłapie - oznajmiła w końcu, jednak w jej głosie nie było już tej pewności co chwilę wcześniej.
Gonael westchnął cicho. Tiria dziwnie się uparła, co mogło być spowodowane wagą problemu. To jednak wcale nie znaczyło, że powinna się narażać. Sprawa podsłuchiwania narobiłaby dosyć hałasu, a co by było, gdyby ktoś posądził Tirię o próbę kradzieży? Wszak i to mogło się przydarzyć.
- Posłuchaj... - Położył dłonie na ramionach Demonicy. - Ja cię naprawdę rozumiem, ale nie możesz ryzykować.
- Nie ryzykuję - mruknęła z ociąganiem. - Chcę… - jednak nie była wcale aż tak pewna tego, że chce wychodzić i narażać się na spotkanie kogoś, tylko po to by podsłuchać to, co mówiono w pokoju obok. Znacznie bardziej kusząca była wizja odpoczynku, a może tylko się jej zdawało. Mętlik w głowie nie pomagał na wybraniu właściwej drogi postępowania.
- Zdecydowanie wolałbym się położyć i przytulić do ciebie, niż włóczyć się z tobą po zimnych korytarzach - przedstawił znacznie (według niego przynajmniej) przyjemniejszą propozycję.
Przytulenie się i zanurzenie w delikatnym dotyku piór również dla niej stanowiło o wiele przyjemniejszą formę spędzenia czasu. Szczególnie, że nie było wiadome kiedy nadarzy się kolejna ku temu okazja. Miast odpowiedzieć skinęła więc głową, zgadzając się, jak zwykle zresztą, z tym co zaproponował.
- Pokroić jabłko, czy wolisz w całości? - Gonael wziął ze stolika wspomniany owoc. Najładniejszy z niewielkiej, leżącej tam grupki.
- Całe - mruknęła, wyciągając po nie rękę. - Krojone tracą swój niepowtarzalny smak.
Nie zwlekając spełnił prośbę Tirii.
Ta zaś wzięła je z wdzięcznością, po czym nie zwlekając wbiła w nie ząbki. Czując sok spływający jej do ust, jęknęła z rozkoszy. Zdecydowanie ta pokusa miała ją kiedyś zgubić ale póki co uznała że może się nią nasycić do woli.
- Powinnam być bardziej stanowcza, prawda? - zapytała odrywając się na chwilę od smakołyku. - Zawsze udaje ci się odwieść mnie od planów…
- Nie zawsze - poprawił ją Gonael. - Ale naprawdę uważam, ze nie był to dobry pomysł.
- Wiem - przyznała, aczkolwiek w jej głosie wciąż tkwiła ta uparta nutka wątpliwości. - Po prostu…
Miast dokończyć coś co zapewne było skargą na ów brak stanowczości, lub coś podobnego, ponownie wtuliła się w niego, opierając czoło o pierś towarzysza. A ten objął ją i otulił skrzydłami. W odpowiedzi przylgnęła do niego ciaśniej, pozwalając by nie do końca obgryzione jabłko wypadło z jej dłoni.
- Spać - ni to jęknęła, ni poprosiła, a najpewniej dźwięk, który wydobył się z jej ust miał być jednym i drogim i kilkoma innymi rodzajami zaproszenia o znalezienia się w miękkim łóżku, jednocześnie. Szczęściem Goanela nie trzeba było prosić dwa razy. Z wprawą nabytą przez miesiące, które ze sobą spędzili, pozbawił ją zarówno pasa jak i sukni, która spłynęła z niej, układając się na podłodze niczym plama krwi. Następnie przyszła kolej na jego zbroję, którą pomogła mu zdjąć, odkładając na drugi z foteli. Do niej zaś wkrótce dołączyła kamizelka, koszula, a na końcu pas i spodnie. Miecz znalazł swe miejsce przy łóżku, tak by w razie potrzeby był pod ręką. Butami Gonael zajął się sam, pozwalając by Tiri, która ów problem rozwiązała w tradycyjny dla siebie sposób, zrzucając trzewiki i zostawiając je gdzie upadły, na wtulenie się w skrzydła. Korzyść była obopólna, aczkolwiek gdyby ktoś zapytał o to demonicę, bez wątpienia wydukałaby, że z jej strony jest ona znacznie większa.
Gdy wreszcie oboje znaleźli się w łóżku, tuż po tym jak na chwil kilka zostawił ją w nim samą by zamknąć drzwi i zastawić je fotelem, Tiri wtuliła się w niego, pozwalając by nakrył ją skrzydłem, zasłaniając przed światem. Czując oddech anioła muskający jej włosy i uspakajający dotyk piór pod palcami, pogrążyła się we śnie.
 
Kerm jest offline