Po wędrówce przez deszcz Rathan marzył o paru rzeczach... a udział w bijatyce do nich nie należał. Na szczęście wystarczyło odrobinę poczekać i wszystko się uspokoiło samo z siebie. No, prawie samo z siebie, bowiem wspomnieć należało również o udziale samego Dagomira i jego niosącego pokój młota bojowego.
- Pokój, jednoosobowy. Na kolację wystarczy gulasz i wywar z ziół. Gorący wywar lepiej rozgrzeje niż piwo - powiedział, gdy Dagomir wrócił na swoje miejsce za kontuarem.
Odebrawszy od karczmarza klucz Tarhan postanowił zamienić jeszcze kilka słów z człowiekiem, który (zapewne) był najlepiej poinformowanym człowiekiem w okolicy.
- Co ciekawego dzieje się w okolicy? Bo nawet o morderstwie słyszeliśmy.
- Ech, bywało gorzej - odparł karczmarz, szmatą przecierając i tak czysty kontuar. - Wygląda na to, że spora część awanturników spodziewała się łatwego zarobku, a teraz co niektórzy nie mogąc znaleźć mniej ryzykownej roboty łapią się za liche interesy. Jeszcze chwila, a w mieście otworzy się jakaś szajka przemytników czy innych bandytów.
- Unikaj awantur za wszelką cenę - mówił dalej Dagomir. - Tutaj prawo jest wyjątkowo surowe - przyłapanym na gorącym uczynku złodziejom obcinają łapy. Mordercom ścinają łeb, a za prostytucję zamykają w dybach na placu miejskim, gdzie przechodnie mogą sobie za darmo “pokorzystać”.
- Ja jestem bardzo spokojnym człowiekiem - zapewnił go Rathan. - Kradzieże to też nie moja domena... A jak wygląda sprawa z obroną własną? Jak ktoś mnie napadnie? Wtedy chyba wolno się bronić?
- Obrona własna to już nie morderstwo w świetle prawa. Masz prawo do obrony własnej, ale nie próbuj tak tłumaczyć awantur ze strażą miejską. Ta panoszy się tu jak u siebie w domu - lepiej ich unikać.
- Straż zwykle lepiej omijać z daleka i w żadnym wypadku nie kłócić się ze strażnikami. W wielu miejscach tak jest, że się uważają za najważniejszych na świecie... A te interesy, o których wspomniałeś? - zmienił temat. - Trudne, czyli o co chodzi? Bo dobrze płatna praca, nawet trudna czy niebezpieczna... Uczciwie zarobione złoto to coś przyjemnego.
- Praca jest dobrze płatna, a kapłanka Verna Lightbreeze za zaangażowanie się w misję dotarcia do Bolfost-Tor płaci tysiąc sztuk złota na głowę, a w dodatku sto złotych monet zaliczki i wierzchowce za darmo. Sporo pieniędzy, ale jest niewielu chętnych biorąc pod uwagę oddział wysłany z garnizonu, który wszedł do lasu i przepadł. Wcześniej wiele karawan próbowało przedostać się przez Ciernisty Las, ale słuch o nich zaginął. Lord Alavor jest zrozpaczony, gdyż miasto żyje z handlu i jest uzależnione od wymiany towarów z Bolfost-Tor.
Rathan potarł brodę.
- Daleko to? Nigdy nie byłem w tych okolicach
- Dobre kilka dni drogi, jak nie więcej. W zależności od drogi, którą obierzecie - nie zawsze najszybsza jest najlepsza. Przez las wiele ścieżek prowadzi, ale niektóre podobno zmieniają swój kierunek jakby były zaczarowane. Łatwo zabłądzić.
- Wiesz już, że szukają morderców - kontynuował karczmarz. - Poza tym morderstwem jest jeszcze sprawa jednej chłopskiej rodziny, którą coś zjadło dwie noce temu. Nie wiadomo, jakaż to bestia była, ale jeśli uda się wam odnaleźć “sprawcę” i wydobyć ich szczątki z rozprutego brzucha, to urząd miejski sporo wam zapłaci.
- Źle jest, gdy bestia w ludziach zasmakuje - skinął głową Rathan.
Karczmarz powtórzył ten gest.
- Jutro z kolei organizowany jest festyn - powiedział - na którym pojawią się różne konkurencje, turnieje i zmagania. Za każdy wygrany konkurs można zdobyć pół setki sztuk złota.
- Wracając do sprawy lasu... Ma ktoś może jakąś mapę? Szkic ścieżek? Albo zna ktoś ten las i mógłby coś opowiedzieć?
- Powinieneś zagadać z myśliwymi - oni znają go najlepiej, ale jeśli jesteś nim szczególnie zainteresowany to czasem warto zabłądzić, albowiem w lesie znajdują się starożytne ruiny i większość nie została splądrowana ze względu na ponurą reputację, która unosi się nad tym miejscem. W sercu Ciernistego Lasu znajduje się osada elfów, lecz ci są dość ksenofobiczni. Lepiej nie nadużywać ich gościnności - to podobna jedna z najstarszych i zarazem zapewne najbardziej prymitywnych osad elfów w Faerunie.
- Ruiny... to ciekawie brzmi. Dzięki stokrotne. Jeśli wrócę bogaty, to z pewnością w tym miejscu zostawię cześć fortuny - zapewnił karczmarza.
Zabrał swoje jedzenie i poszedł do stołu, gdzie siedziała reszta kompanii. |