|
Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
22-11-2015, 16:43 | #21 |
Administrator Reputacja: 1 | Po wędrówce przez deszcz Rathan marzył o paru rzeczach... a udział w bijatyce do nich nie należał. Na szczęście wystarczyło odrobinę poczekać i wszystko się uspokoiło samo z siebie. No, prawie samo z siebie, bowiem wspomnieć należało również o udziale samego Dagomira i jego niosącego pokój młota bojowego. - Pokój, jednoosobowy. Na kolację wystarczy gulasz i wywar z ziół. Gorący wywar lepiej rozgrzeje niż piwo - powiedział, gdy Dagomir wrócił na swoje miejsce za kontuarem. Odebrawszy od karczmarza klucz Tarhan postanowił zamienić jeszcze kilka słów z człowiekiem, który (zapewne) był najlepiej poinformowanym człowiekiem w okolicy. - Co ciekawego dzieje się w okolicy? Bo nawet o morderstwie słyszeliśmy. - Ech, bywało gorzej - odparł karczmarz, szmatą przecierając i tak czysty kontuar. - Wygląda na to, że spora część awanturników spodziewała się łatwego zarobku, a teraz co niektórzy nie mogąc znaleźć mniej ryzykownej roboty łapią się za liche interesy. Jeszcze chwila, a w mieście otworzy się jakaś szajka przemytników czy innych bandytów. - Unikaj awantur za wszelką cenę - mówił dalej Dagomir. - Tutaj prawo jest wyjątkowo surowe - przyłapanym na gorącym uczynku złodziejom obcinają łapy. Mordercom ścinają łeb, a za prostytucję zamykają w dybach na placu miejskim, gdzie przechodnie mogą sobie za darmo “pokorzystać”. - Ja jestem bardzo spokojnym człowiekiem - zapewnił go Rathan. - Kradzieże to też nie moja domena... A jak wygląda sprawa z obroną własną? Jak ktoś mnie napadnie? Wtedy chyba wolno się bronić? - Obrona własna to już nie morderstwo w świetle prawa. Masz prawo do obrony własnej, ale nie próbuj tak tłumaczyć awantur ze strażą miejską. Ta panoszy się tu jak u siebie w domu - lepiej ich unikać. - Straż zwykle lepiej omijać z daleka i w żadnym wypadku nie kłócić się ze strażnikami. W wielu miejscach tak jest, że się uważają za najważniejszych na świecie... A te interesy, o których wspomniałeś? - zmienił temat. - Trudne, czyli o co chodzi? Bo dobrze płatna praca, nawet trudna czy niebezpieczna... Uczciwie zarobione złoto to coś przyjemnego. - Praca jest dobrze płatna, a kapłanka Verna Lightbreeze za zaangażowanie się w misję dotarcia do Bolfost-Tor płaci tysiąc sztuk złota na głowę, a w dodatku sto złotych monet zaliczki i wierzchowce za darmo. Sporo pieniędzy, ale jest niewielu chętnych biorąc pod uwagę oddział wysłany z garnizonu, który wszedł do lasu i przepadł. Wcześniej wiele karawan próbowało przedostać się przez Ciernisty Las, ale słuch o nich zaginął. Lord Alavor jest zrozpaczony, gdyż miasto żyje z handlu i jest uzależnione od wymiany towarów z Bolfost-Tor. Rathan potarł brodę. - Daleko to? Nigdy nie byłem w tych okolicach - Dobre kilka dni drogi, jak nie więcej. W zależności od drogi, którą obierzecie - nie zawsze najszybsza jest najlepsza. Przez las wiele ścieżek prowadzi, ale niektóre podobno zmieniają swój kierunek jakby były zaczarowane. Łatwo zabłądzić. - Wiesz już, że szukają morderców - kontynuował karczmarz. - Poza tym morderstwem jest jeszcze sprawa jednej chłopskiej rodziny, którą coś zjadło dwie noce temu. Nie wiadomo, jakaż to bestia była, ale jeśli uda się wam odnaleźć “sprawcę” i wydobyć ich szczątki z rozprutego brzucha, to urząd miejski sporo wam zapłaci. - Źle jest, gdy bestia w ludziach zasmakuje - skinął głową Rathan. Karczmarz powtórzył ten gest. - Jutro z kolei organizowany jest festyn - powiedział - na którym pojawią się różne konkurencje, turnieje i zmagania. Za każdy wygrany konkurs można zdobyć pół setki sztuk złota. - Wracając do sprawy lasu... Ma ktoś może jakąś mapę? Szkic ścieżek? Albo zna ktoś ten las i mógłby coś opowiedzieć? - Powinieneś zagadać z myśliwymi - oni znają go najlepiej, ale jeśli jesteś nim szczególnie zainteresowany to czasem warto zabłądzić, albowiem w lesie znajdują się starożytne ruiny i większość nie została splądrowana ze względu na ponurą reputację, która unosi się nad tym miejscem. W sercu Ciernistego Lasu znajduje się osada elfów, lecz ci są dość ksenofobiczni. Lepiej nie nadużywać ich gościnności - to podobna jedna z najstarszych i zarazem zapewne najbardziej prymitywnych osad elfów w Faerunie. - Ruiny... to ciekawie brzmi. Dzięki stokrotne. Jeśli wrócę bogaty, to z pewnością w tym miejscu zostawię cześć fortuny - zapewnił karczmarza. Zabrał swoje jedzenie i poszedł do stołu, gdzie siedziała reszta kompanii. |
22-11-2015, 17:41 | #22 |
Reputacja: 1 | Kurga wcale nie dziwiło nastawienie tutejszych do półorków, lecz samemu wiedząc, jak to jest, mimowolnie stanąłby z drugim półzielonym ramię w ramię. Nachylił się, łapiąc leżącego na ziemi ostatniego z ‘mocnych w gębie’ za kark i stawiając go do pionu.. - Ashdautas Vrasubatlat! - przemówił w orkowym trzymając twarz tuż przy marnej buźce słabiaka. Było to zwykłe powitanie, znaczące dosłownie “pewnego dnia cię zabiję”. Pasowało idealnie. Otoczony przez awanturników i trzymany w żelaznym uścisku półorka mężczyzna niemalże natychmiast pobladł, a wszyscy zebrani wokół mogli zauważyć jak jego szczyny przelewają się przez nogawkę wprost na podłogę karczmy. - J-j-jeśli mi c-coś zrobicie to wszyscy p-pójdziecie do p-p-pierdla - wyjąkał przerażony nie na żarty. Gdyby mógł to już dawno by zemdlał i udawał martwego, lecz ogarniający go strach nie pozwolił mu na ten luksus - musiał stawić czoło koszmarowi w pojedynkę. Olbrzym tylko pociągnął nosem i cisnął miernotą w stronę drzwi, samemu podchodząc do drugiego półorka. - Z takimi trza krótko, swojemu mogłeś przywalić o dwa słowa szybciej, ha! - zawołał do niego we wspólnym - Napijmy się, ja stawiam! Półork w odpowiedzi tylko skinął głową. Była to pierwsza przyjazna twarz, którą spotkał odkąd przybył do Stonebrook. Podeszli razem do szynkwasu i odebrali po kuflu spienionego piwa od barmana, który jeszcze podczas nalewania alkoholu rzucił z szerokim uśmiechem na twarzy: - Jakby któryś wam doskwierał w mieście to przyjdzie do mnie. Was się mogą nie bać, ale mnie i mojego młota już tak. Barbarzyńca pozostawił to bez komentarza. Może i starszy jegomość miał krzepę i był tu szanowany, jednak sugerować półorkom, że mogą sobie nie radzić graniczyło z jawną obrazą. Kurg spojrzał jedynie ponuro na drugiego zielonego, po czym zamówił kawał sarniny i zajął miejsce blisko towarzyszy podróży. Wychiliwszy kufel czarnego grogu począł przysłuchiwać się okolicznym rozmowom, czasem wtrącając się, gdy uznał to za stosowne. Zgodnie z postanowieniem nie myślał zbyt wiele o jutrze. Kilka godzin później, gardło wyschło od rozmów i śmiechu, wykupił sobie mały pokój na tę noc, zdjął wreszcie ciężką zbroję, z którą się nie rozstawał od dobrego tygodnia, przeciągnął się, nieskrępowanie ziewając długo. W drodze nie było czasu na odprawienie zachodnich modlitw, zatem olbrzym spoczął na kolanach na deskach pomieszczenia. Ojcze Bitwy, dzięki Tobie kolejna bitwa minionego dnia została wygrana. Nie wiem, dokąd mnie prowadzisz, ale czuję, że mnie wspierasz. Daj siłę tym rękom, by dokonywały chwalebnych czynów. Daj siłę nogom, by poniosły na miejsce przeznaczenia. Daj siłę sercu, by walczyło ze mną, a nie przeciw mnie. Pokaż ścieżkę Gryfa, bym szybował nad mymi wrogami. I udzielaj swych łask w czasach próby, proszę Cię Uthgarze. Ja, Kurg, syn nieznanego wojownika, i mój topór, są twoje teraz i jutro, i po wszystkie dni mego życia. Czując wewnętrzny pokój legł na posłaniu i pogrążył się w głębokim śnie. |
23-11-2015, 21:02 | #23 |
Reputacja: 1 | Barbarzyńca w dziczy Odmieniec przez pewien czas stał jedynie przy ladzie, bacznie spoglądając spode łba na rozentuzjazmowaną gawiedź. Czujny, jak na terenie nieprzyjaciela, starał się wypatrzeć wśród tłumów skrytego i czającego się na nich wroga. Jednak taki nie nadszedł wcale. Jedynie wrzawa z każdą kolejną sekundą zdawała się narastać i wywoływać u niego ból głowy. Po co on się tu w ogóle pchał. Ulewa na zewnątrz wydawała się teraz dla niego o wiele lepszą perspektywą niż to… Ostatnio edytowane przez Hazard : 23-11-2015 o 23:36. |
23-11-2015, 22:30 | #24 |
Reputacja: 1 | Gdy wszedł do karczmy, jego oczy nabrały delikatnego blasku. W Saelmur często pojawiał się w karczmach, a takie rozróby dawały mu pole do popisu. Podczas bójki ludzie zapominają o swoich sakiewkach. Przypominają sobie o nich, gdy przychodzi do płacenia, a wtedy jest już często za późno. Usiadł jednak z pozostałymi, teraz nie był w stanie skupić się na pracy. Nie minęło wiele czasu i Szara zaczęła intensywnie się w niego wpatrywać. Znał to spojrzenie. Tak patrzą ludzie, którzy czegoś potrzebują. Ruszył z uśmiechem w stronę szynku i stanął obok wyroczni. - Widzę, że piękna dama potrzebuje pomocnej dłoni - zagadał z zawadiackim uśmiechem. Lubił towarzystwo kobiet i często wiedział, co ludzie chcą usłyszeć. Szarańcza spojrzała na niego przechylając głowę w bok i zagryzając lekko dolną wargę. - Nie tutaj - oznajmiła krótko, zbierając z lady zioła i pakując je za płaszcz, po czym wzięła dwa kufle swojego alkoholu i lawirując pomiędzy stolikami z subtelnym kołysaniem bioder udała się do wolnego stolika z myślą, że łotrzyk pójdzie za nią. No cóż, trunek miał być dla Loratha, ale skoro tak... Danre westchnął i ruszył za nią, choć dobrze wiedział, że ten gest nie był wykonany w celu poderwania go. Wiele razy podrywał i wiele razy był podrywany. Zachowanie Szarej było zbyt nagłe, by mógł uznać je za faktyczną próbę nawiązania tego typu relacji. Nie przeszkadzało mu to jednak. Białowłosa przysunęła kufel na miejsce Fervala. Nachyliła się nad stolikiem zajmując siedzenie na uprzednio podniesionym krześle. - Męża potrzebuję - szepnęła konspiracyjnie. Chłopak z ciekawością zerknął na białowłosą, a gdy usłyszał jej słowa, zaśmiał się głośno. Gdy już przestał, upił łyk ale i również się pochylił. Rozejrzał się, marszcząc teatralnie nos. - Tamten w rogu, czarne włosy. Nie przejmuj się pryszczami, zejdą mu. Kiedyś. Kobieta szturchnęła go w ramię z udawanym oburzeniem, co dało się wywnioskować z nieschodzącego z jej ust uśmiechu. - Głupi! - skarciła go krótko - Nie w takim sensie! Bardziej wyimaginowanym. Jakiś najtańszy pierścień by się przydał, co by sugerował, że jestem poważną damą, a nie jakimś dzieciem. Młodzieniec spojrzał na rozmówczynię z szerokim uśmiechem, po czym wyciągnął z sakiewki srebrną monetę. Chwycił ją dwoma palcami lewej ręki i lekko wysunął ją w stronę Szarej. Prawą dłonią przesunął z góry na dół tak, by na ułamek sekundy zasłonić pieniądz przed wzrokiem kobiety. W tym czasie moneta zniknęła. - Skoro tak ładnie prosisz - chytry uśmieszek wstąpił na jego usta. - Zobaczę, co da się zrobić. - Ja nie proszę. Ja nawet nie wymagam… Po prostu bym chciała. Jeśli nie dasz rady, to trudno, sama gdzieś to kupię, ale będzie mi smutno. - odparła odwracając głowę w bok i patrząc na Loratha, by wiedzieć gdzie usiadł i do niego dołączyć niedługo. Chociaż odwróciła od niego spojrzenie, Ferval nachylił się jeszcze bardziej. Uśmiech nie schodził z jego twarzy. - Szantażystka - powiedział spokojnym głosem. - Zaczynam cię lubić. - A ja się jeszcze zastanowię nad lubieniem kogokolwiek - zerknęła na niego z ukosa, jakby go o coś podejrzewała. Ten jego wyraz twarzy. - Co się tak szczerzysz? Zioło mi zarąbałeś? Też mi będzie smutno, pamiętaj - dodała markotnie z podłą minką. Uśmiech młodzieńca przygasł, jak jeszcze nigdy wcześniej. - Nie okradam swoich - wycedził przez zaciśnięte zęby, po czym wstał, zostawiając prawie pełen kufel ale na stole. Chciała zaproponować mu coś fajnego, ale skoro się obraził to nic nie poradzi. Ciężko było nazwać ich zgraję “swoimi”, ona w to nie wierzyła. “Jej” była tylko jedna osoba, dziwne, że Ferval tak łatwo przywiązywał się do ludzi… Tym bardziej ze względu na jego profesję. Nie była jednak świadoma tego, jak bardzo się myli. - Jeśli jesteś tak dobry, jak uważasz, to będziesz wiedział kiedy i gdzie wejść, by się załapać… Na coś co Cię zainteresuje - dodała Szara na odchodne i udała się do stolika, przy którym siedział Lorath. Chłopak skierował się w stronę stołu, przy którym zgromadzili się hazardziści. Tam zawsze można było najlepiej zarobić, niekoniecznie grą. - Dobry wieczór państwu - skłonił się lekko w stronę mężczyzny, który trzymał karty. - Co rozgrywamy? - Gramy w Ślepego Beholdera - odparł sędziwy awanturnik. - Jeśli umiesz grać i chcesz przegrać z nami swój majątek, to zapraszamy. W końcu nadszedł czas wprowadzić w życie plan, z którym tu przyszedł. Dwie złote monety, które udało mu się wcześniej ugrać, nie były tym, co chciał stąd wynieść, chociaż nie miał zamiaru narzekać. Dlatego też po kilku rozegranych partiach spojrzał na jedną z kobiet, z którymi grał i uśmiechnął się do niej. - Gra na same monety jest nudna, czyż nie? Może zagramy o coś mniej standardowego? Dajmy na to... pani pierścionek? - A co Ty dasz mi w zamian? Nie wyglądasz na bogacza, koleżko - odparła z drwiącym uśmieszkiem na twarzy. - Idź poszukaj sobie kogoś na swoim poziomie majątkowym. Proponowałabym... zacząć od śmietnika. - Nie, tam szukać nie będę. Chcę taki pierścionek wygrać, nie znaleźć - Ferval puścił jej oczko, uśmiechając się przy tym bezczelnie. W jego rodzinnej wiosce ten właśnie uśmiech powodował, że młode dziewuchy oglądały się za nim. Słysząc śmiech jej koleżanek kobieta zastukała nerwowo palcami o blat stołu, po czym zmierzyła łotra spojrzeniem, które mogło wróżyć długą i bolesną śmieć. - Wyszczekany jesteś - powiedziała, bawiąc się sztyletem, który nagle pojawił się w jej dłoni. - Ten pierścionek jest wiele wart, w przeciwieństwie do Ciebie, samcze. Pozwól, że ponowię swoje pytanie i lepiej nie trać już mojego czasu. Wiedząc, że największą skuteczność w tej sytuacji przyniosą słowa, przywołał na twarz jeden ze swoich najbardziej uroczych uśmiechów i pokręcił głową. - Obawiam się, że nic z mojego wyposażenia nie sprosta temu cudeńku. Niestety, mam przy sobie tylko praktyczne sprzęty. - Hmm… - zamyśliła się ognistowłosa kobieta mierząc łotra od stóp do głów. Przystojniak. - A na ile “praktyczny” jest ten sprzęt między nogami? - Zapytała chichocząc cicho, a siedzące obok niej koleżanki zawtórowały jej równie idiotycznym śmiechem. Danre tylko rozłożył ręce i lekko wzruszył ramionami. - Nikt do tej pory nie narzekał - zaśmiał się cicho. - W takim razie - zaczęła dziewczyna uśmiechając się do niego figlarnie - jeśli ja wygram to zadowolisz mnie i moje zmęczone podróżą towarzyszki. Wszystkie na raz… Nie wyjdziesz z naszego pokoju, dopóki my Tobie na to nie pozwolimy. Mamy parę ciekawych przedmiotów, które uniemożliwią Ci ucieczkę, a nam uprzyjemnią noc - wymieniła wymowne spojrzenia ze swymi koleżankami, po czym spojrzała na łotra, trzepocząc przy tym rzęsami jak wachlarzem. Chłopak przyjrzał się im po kolei, po czym skinął głową. Chociaż nie można było odmówić im urody i z każdą z nich chętnie spotkałby się na osobności, czterem mógł zbyt szybko nie sprostać. Spojrzał na mężczyznę, z którym rozmawiał na samym początku. - Poprosimy o karty - rzekł spokojnym głosem. - Ale Ślepy Beholder jest zbyt losowy. Nie chcemy przecież wystawiać naszych - odchrząknął lekko - skarbów na łaskę losu, prawda? Gra między Fervalem a tajemniczą kobietą trwała w zaparte. Jej towarzyszki obserwowały ją z zapartym tchem i pomimo kiepskiego dla niej startu wszystko wskazywało na to, że w końcowej fazie gry odniesie sukces, kiedy nagle łotr niespodziewanie odniósł zwycięstwo rzucając na stół wszystkie posiadane karty, które ułożyły się w szczęśliwej dla niego sekwencji. - Oszukiwałeś! - Ryknęła kobieta na całe gardło, aż w karczmie zapanowała cisza. Ferval miał ochotę odpowiedzieć jej w równie bezczelny sposób co wcześniej, lecz poczuł na swej krtani chłodną stal sztyletu. Uniósł ręce i spojrzał kobiecie w oczy. Już kilka razy czuł ten nieprzyjemny dotyk na swojej skórze i był pewien, że nigdy się do niego nie przyzwyczai. - Nie śmiałbym oszukiwać tak pięknej kobiety - powiedział cicho i powoli, ostrożnie dobierając słowa. - Gdybym się do tego posunął, z odrazy do samego siebie sam bym sobie podciął gardło. Koleżanki kobiety zachichotały na słowa Fervala. - Oj, daj mu spokój. Nie widzisz, że z niego dżentelmen? - Powiedziała jedna kładąc dłoń na przedramieniu towarzyszki. - W dodatku taki zabawny… - dodała druga uśmiechając się do niego figlarnie. - Schrupałabym Ciebie! Łotrzyca, która trzymała sztylet na gardle mężczyzny prawdopodobnie najchętniej rozpłatałaby by mu je, zanim ten skończyłby mówić, lecz jej irytujące koleżanki nieco złagodziły rodzący się w niej gniew - na tyle tylko by nie zabić go na miejscu. - A weźcie sobie go! - Wybuchnęła rzucając pierścionkiem na stół, który następnie odbił się od blatu i poleciał w powietrze, lecz łotr zdążył go pochwycić. Szybki rzut oka pozwolił ocenić mu jego wartość na co najmniej trzydzieści sztuk złota. Oburzona kobieta tylko strzeliła tyłkiem i ruszyła po schodach do swojej sypialni, przesadnie bujając przy tym biodrami. Zwycięzca natomiast schował zdobycz do kieszeni i zaczepił przechodzącą kelnerkę: - Poproszę Jaranthalski Bursztyn dla tych uroczych pań - przywołał z pamięci jedną z nazw win, które kiedyś słyszał. Nie wiedział, gdzie leży Jalanthar ani tym bardziej nie potrafił wymówić tej nazwy, ale kobieta chyba zrozumiała, o co chodzi. Ferval natomiast spojrzał w oczy kobiety, która “schrupałaby go”. - Mam nadzieję, że to wino chociaż po części przypomina kolorem twoje oczy - odwrócił się i poszedł z stronę szynku. Zapłacił za wino, jak również zamówił podwójną porcję gulaszu i skierował się ku stolikowi swoich towarzyszy przekonany, że za chwilę odbędzie się jakaś ważna rozmowa. O ile już się nie odbyła. |
25-11-2015, 20:22 | #25 |
Konto usunięte Reputacja: 1 | Ogólny nieporządek wcale nie przyczyniał się dobrze do atmosfery posilania, a takowy był w karczmie. Plan Sadima na wieczór był prosty - wynająć pokój, przywołać swą towarzyszkę, a później coś zjeść. Nie mógł jednak patrzeć na to, iż pracujące w budynku kobiety same musiały porządkować cały ten bałagan. Oparł swój kij podróżny o ścianę i podszedł do porządkujących po awanturze kelnerek chcąc zaoferować swoją pomoc. Taką miał naturę od dawna - pomagał, gdzie tylko się dało, często nawet nie oczekując zapłaty. |
26-11-2015, 15:15 | #26 |
Reputacja: 1 | - Szara! Hej, Szara! Dogonił ją na schodach. Nie było to trudne, biorąc pod uwagę jej trudności w poruszaniu się. Szła od ściany do ściany i cudem tylko nie spadła z tych schodów, chociaż dwukrotnie była tego bardzo bliska. Na szczęście wyglądała na osobę lekką, więc nie miałbym raczej problemów, żeby ją złapać, chociaż bezwładność jej ciała z pewnością by tego nie ułatwiła. Kobieta słysząc jakieś krzyki zrobiła ruch, jakby chciała wyjąć kuszę i swoje bełty, jednak wcześniej zostawiła je w pokoju. Szybko oparła się plecami o ścianę i zaczęła macać się po biodrach, szukając noży, jednak i tych nie miała. Zajęło jej to tyle czasu, że Ferval zdążył ją dogonić i pewnie jeszcze zdążyłby zrobić to z pięć razy. Podniosła głowę rozglądając się, a gdy go dostrzegła, uśmiechnęła się szeroko i pomachała ręką, jednocześnie zachwiała się, ale szybko złapała równowagę. - No hej, co tam, jak tam? Nie jesteś już na mnie zły? - spytała jakby z przejęciem, choć wciąż głupio się cieszyła. - Nie byłem - wzruszył ramionami niby od niechcenia. - Ale na twoim miejscu nie powtarzałbym tego typu słów. Mam coś dla ciebie. Przekręciła głowę lekko w bok, przywierając mocno plecami do ściany. - Hm? Co takiego? Prezent? - spytała jakby nie pamiętała już wcześniejszej rozmowy. Chłopak skinął głową i sięgnął do kieszeni. Wyciągnął z niej zaciśniętą pięść. - Prosiłaś mnie o coś, więc przyniosłem - uśmiechnął się ciepło. Szarańcza miała duże oczy, naprawdę duże. I nie wynikało to ze zdziwienia, a zwyczajnie takie one były. Długo na niego patrzyła, jakby zamroczona, próbując złapać kontakt ze światem żywych. Zdawała się nie należeć do tego naszego całkowicie i w pełni. - Ach, tak… Chyba wiem - odparła w końcu, a na jej twarzy ponownie zakwitł bogaty i szeroki uśmiech. Wyciągnęła dłoń stroną grzbietową ku górze i rozwarła palce tak, by się ze sobą nie stykały. - Dostanę? - spytała patrząc na niego uroczo. - No wiesz - oparł się o przeciwległą ścianę - trochę ryzykowałem, próbując go zdobyć. A nie mam gdzie spać, więc moglibyśmy się dogadać. Zaczął bawić się pierścionkiem, podrzucając go, przetaczając między palcami czy po prostu zaciskać na nim pięść, by później otworzyć pustą dłoń. Kobieta machnęła ręką… dość niezdarnie, jakby odpędzała muchy. - Żaden problem, wbijaj do mojego łóżka! - odparła żwawo i przeczesała dłonią włosy - To znaczy nie, do wolnego łózka w moim pokoju, tak miało iść - pokiwała głową, jakby sama siebie próbowała zrozumieć. - Ale to nie teraz. Za jakąś godzinkę, bo teraz będę w transie, nie chciałbyś na to patrzeć, a i mógłbyś przeszkadzać jeśli nie byłbyś cicho. Więc tak, przyjdź, ooo tam - odepchnęła się od ściany i zachwiała się wpadając rękami na tors chłopaka. Ten z kolei odruchowo położył ręce ja jej biodrach. Widać nie robiła sobie z tego zupełnie nic, gdyż wyciągnęła jedną rękę w bok i wskazała drzwi widniejące w oddali korytarza. - Tam - powtórzyła i uniosła głowę w górę, by spojrzeć na twarz Fervala. - Tam będę. Ale najpierw przepowiednia, potem spanie. Nie możesz przeszkodzić, dobrze? - ziewnęła cicho stając prosto, a przynajmniej starając się to uczynić. - Dobrze, w takim razie za godzinę - powiedział cicho, gdy się od niego odsunęła. Najchętniej wykorzystałby ten czas z jedną ze spotkanych wcześniej kobiet, ale nie wiedział, jak funkcjonuje tu stajnia. Będzie musiał jutro sprawdzić. Zamiast tego odprowadził Szarą wzrokiem i poczłapał na dół. Z pierwszym odruchu chciał skierować się ponownie w stronę stołu, przy którym wcześniej grał, ale wolał nie kusić losu. Limit szczęścia na dziś mógł zostać już wykorzystany, a przecież nie po to wygrywał, żeby teraz to wszystko stracić. Zamiast tego podszedł do szynku i zamówiwszy butelkę wiecznomiodu usiadł na jednym z krzeseł i oddał się degustowaniu trunku. Między kolejnymi łykami mimowolnie rozglądał się za co większymi sakiewkami. Po godzinie skierował się do pokoju, który wcześniej wskazała mu wyrocznia. Miał ochotę odstawić szopkę z pierścionkiem, ale Szara była w takim stanie, że nie wywołałoby to żadnego efektu. |
26-11-2015, 15:16 | #27 |
INNA Reputacja: 1 | Szara chwiejnym krokiem wbiła się do pokoju i trzasnęła za sobą drzwiami, przygniatając je swoimi pośladkami. Wypiło o jedno piwo za dużo, co poważnie się odbiło na jej wątłym ciele. Zasalutowała w milczeniu swojemu kompanowi, po czym bez żadnych skrupułów zdjęła gorset oraz koszulę i cisnęła nimi w kąt.
__________________ Discord podany w profilu |
26-11-2015, 18:53 | #28 |
Reputacja: 1 | Olbrzym pokręcił karcąco głową, gdy od jego opancerzonego torsu odbił się zawodnik wagi piórkowej i wylądował na deskach karczmy. Najemnik nie był co prawda żadnym filozofem, ale lata spędzone w podróży, od bitwy do bitwy i z miasta do miasta, dały mu pewien wgląd w ludzką naturę. Gdy czasy stają się ciężkie, a kontynuacja egzystencji na tym samym poziomie ekonomicznym staje pod znakiem zapytania, ludźmi zaczyna rządzić niepewność zrodzona z poczucia bezsilności. Rasizm, nacjonalizm, fundamentalizm religijny, wszystkie te plagi mogą znaleźć jedno wspólne źródło - strach. Bojaźń przed innymi, osobnikami spoza danego kręgu kulturowego, wyznaniami obcymi dla przedstawicieli większości, sposobami myślenia które nie wpadają w schematy kultywowane i przekazywane z pokolenia na pokolenie od zamierzchłych czasów. By dać upust tym negatywnym emocjom, uciszyć własne kompleksy, dodać sobie otuchy, potrzebny jest wróg, który może być obarczony winą, przemoc wobec którego będzie usankcjonowana moralnym kompasem. Dzisiaj tym wrogiem byli orkowie. Rudobrody mężczyzna nie zamierzał mieszać się w sytuację. Czasem walczył przeciwko orkowym hordom - a czasem złoto sypnięte przez zielonego watażkę sprawiało że mógł nazwać te same wyjące watahy braćmi w boju. Zaśmiał się tylko gromko widząc poczynania Kurga, ale w głębi duszy nie było mu do śmiechu. Ciekawe, kiedy bójki w karczmie zostaną zastąpione morderstwami, samosądami, wykluczeniem i wyobcowaniem? Orki były dobrym materiałem na ofiary. Nieokrzesani, żyjący zgodnie ze strukturą wartości opartej na fizycznej sile, w plemionach, mogli bez problemu zostać zakwalifikowani jako istoty podrzędne. Agresywni, cała ich kultura bazowała na podbojach i odbieraniu innym tego, czego sami nie mogli stworzyć. Pytanie brzmiało, czym różnili od ludzi z Gór Grzbietu Świata, których Daegr był mniej lub bardziej dumnym przedstawicielem? Ludzie południa tak bardzo lubią patrzeć z góry na takich jak on. Jeśli są w błędzie, jak można ich do tego przekonać? Zasada 'oko za oko' tylko zaognia sytuację, leje wodę na młyn nienawiści, a przecież to najprostsza filozofia życia którą wyznaje wielu barbarzyńców. A jeśli ci rasiści, te pieprzone snoby, mają rację... co to oznacza dla jego ludu? Gówno, ot co. Daegr pierdnął, wytarł deszcz z czoła rękawem pikowańca i kupił przy barze kufel nikczemnego, miejscowego sikacza. Prawdziwa jakość napoju nigdy nie grała roli - każde piwo było w jego głowie 'nikczemnym sikaczem', by mógł poczuć się jak w domu. Kochał karczmy, kochał alkohol, uwielbiał zapach fajkowego dymu i skwierczenie mięsa nad żywym ogniem. Upić się, pobić, poruchać, najeść. Zdobyć informacje, znaleźć pracę lub pracowników, dokonać transakcji biznesowej, oczyścić umysł, pomodlić się. Zrzygać się, zesrać się, umrzeć pod stołem i zmartwychwstać rano. Oberże przedstawiały obraz budynku tak wielozadaniowego, że czasem zastanawiał się czemu w miastach są jakiekolwiek inne struktury. -Później, mała walkirio- Daegr machnął ręką na Szarą, niezupełnie słuchającym o czym do niego trzebiocze. Konkursy w piciu były jak najbardziej na miejscu i stanowiły przyjemny, kulturalny sposób spędzania wolnego czasu dla ludzi z każdej warstwy społecznej. Ale wolał skorzystać z nich jako uwieńczenia swojego wieczoru, by móc się tej czynności poświęcić w sposób jej godny. A przedtem należało trochę popracować. Zasięgnąć języka. Zarobić na kolację. Daegr nabił fajkę, przyglądając się zmaganiom siłaczy. Stanął oparty o ścianę tuż przy stoliku siłujących się na rękę mężczyzn i kobiet, obserwując uważnie ich zmagania. Jego zainteresowanie musiało być dla nich jasne. Czekał na swoją kolejkę. |
26-11-2015, 23:56 | #29 | ||
Konto usunięte Reputacja: 1 | Pod Świńskim Ogonem, Stonebrook 15 Mirtul, 1367 DR Zmierzch Znaczną część wieczoru poszukiwacze przygód spędzili na spożywaniu sporych ilości alkoholu i czerpaniu radości z najróżnorodniejszych atrakcji, które była w stanie zaoferować im karczma. Dagomir po pewnym czasie - kiedy jego prowizoryczna, drewniana kasa wypełniła się po brzegi złotem - zaczął rozdawać darmowe piwo swoim klientom, którzy z każdym kolejnym osuszonym naczyniem chwiali się na nogach coraz bardziej. Piękne kobiety o krągłych kształtach i skąpych strojach lawirowały pomiędzy stolikami niczym nimfy po bezkresnych ogrodach Sylvanusa, rozdając alkohol z prywatnych zapasów karczmarza każdemu chętnemu, kto miał wystarczająco dużo siły by utrzymać się w pionie. Pod Świńskim Ogonem, Stonebrook 16 Mirtul, 1367 DR Świt Tuż przed świtem deszcz nieco złagodniał, a gęste chmury burzowe nisko wiszące nad Stonebrook przerzedziły się, tym samym wpuszczając do miasta odrobinę upragnionego światła słonecznego. Widząc, że zła pogoda ustępuje, dachowce, dzieci i inne podwórkowe stworzenia wybiegły ze swych kryjówek, by móc cieszyć się szybko kończącym się dniem. Na ulicach miasta znowu dało się usłyszeć gwar rozmów, tak bardzo charakterystyczny dla przepełnionego ludnością Stonebrook. Mieszkańcy szybko wrócili do swych dawnych zajęć, zadowoleni z wiosennych promieni słońca i wszystko wskazywało na to, że dobra pogoda długo będzie im sprzyjać. Plac miejski, Stonebrook 16 Mirtul, 1367 DR Rano Mając przed sobą prosty cel, awanturnicy postanowili nie nadużywać gościnności karczmarza i jeszcze na długo przed południem opuścili karczmę ,,pod Świńskim Ogonem”, trafiając prosto na zatłoczony plac miejski, gdzie setki ludzi dokonywało przy straganach niezbędnych zakupów przed świętem upamiętniającym zwycięstwo Lorda Alavora nad barbarzyńską hordą orków, która przed wieloma laty oblegała mury Stonebrook. Na skraju Ciernistego Lasu, Srebrzysta Dolina 16 Mirtul, 1367 DR Rano Po opuszczeniu miasta przywództwo tymczasowo przejęła Tamarie, która jako jedyna znała kierunek, w którym udali się poszukiwani listem gończym mordercy. Awanturnicy w pierwszej kolejności ruszyli w stronę wzgórza, gdzie wcześniej pod dębem leżał z wyprutym brzuchem jeden z towarzyszących bandytom wojowników.
__________________ [URL="www.lastinn.info/sesje-rpg-dnd/18553-pfrpg-legacy-of-fire-i.html"][B]Legacy of Fire:[/B][/URL] 26.10.2019 Ostatnio edytowane przez Warlock : 27-11-2015 o 17:36. | ||
29-11-2015, 16:16 | #30 |
INNA Reputacja: 1 | Kobieta obudziła się gwałtownie, a gdy tylko otworzyła swe zmęczone oczy, wiatr sypnął jej piaskiem w twarz. Drobne ziarenka przykleiły się do rogówki, zamazując obraz i piekąc niemiłosiernie. * * * Kiedy Szarańcza otworzyła oczy, jej gorące, aasimarskie łzy spływały strużką po jej twarzy, skapując mozolnie na nagi tors Loratha. Ten nie spał, najwyraźniej coś go zbudziło, jednak nie chciał zrzucać Szarej z siebie, obserwował ją kiedy na nim spała. Widział, że płacze. Płakała nawet przez sen i choć zdawało mu się, że niedługo obudzi się z krzykiem, że zacznie krzyczeć i rzucać się, walić go rękami, miotać się chcąc uciec, ta jedynie w milczeniu otworzyła smutne oczy i pociągnęła nosem. Nie spojrzała ani na barbarzyńcę, ani na łotra, po prostu wstała i zaczęła się ubierać, w międzyczasie ścierając ręką wciąż sączące się z oczu łzy. Przez cały czas nic nie powiedziała, nawet kiedy Ci zadawali jej pytania lub próbowali nawiązać rozmowę. Ona ze smutkiem nałożyła swój cały strój, wraz ze zbroją i bronią, po czym wyszła z pokoju, zamykając za sobą drzwi bardzo cicho. Nie wiedziała, że oni już nie śpią? A może coś się stało? Była tak bardzo przygnębiona... * * * Na dole w milczeniu zjadła śniadanie, które jej podano. Dopiero teraz, gdy brała łyżkę do ręki, spostrzegła na swoim palcu obrączkę i uśmiechnęła się lekko. Po raz pierwszy tego poranka. Choć uśmiech ten był urokliwy, wciąż miał w sobie miano smutku, którym to kobieta z nikim do tej pory się nie podzieliła. * * * Kiedy w końcu udali się do lasu, Szarańcza była bardzo skupiona na śladach i tropach. Nic jej nie rozpraszało, zupełnie jakby otaczające ją ponure zjawy przestały istnieć, jakby ich nocny plan zatrucia umysłu szalonej kobiety nie poskutkował przez co spanikowały i knują gdzieś w oddali plan na noc kolejną. Ubrana w swój pełen pancerz Szara, stąpała ostrożnie i niespiesznie, starając się omijać jakieś wyraźne, błotniste części zmokłej gleby oraz konary, o które to mogłaby się potknąć. Dość szybko natknęli się na jakiegoś trupa z powyszarpywanymi trzewiami. Widok ten dla kobiety był jak codzienna egzystencja, dlatego patrzyła na to całkowicie zobojętniale.
__________________ Discord podany w profilu Ostatnio edytowane przez Nami : 29-11-2015 o 16:26. |