Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 22-11-2015, 16:43   #21
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Po wędrówce przez deszcz Rathan marzył o paru rzeczach... a udział w bijatyce do nich nie należał. Na szczęście wystarczyło odrobinę poczekać i wszystko się uspokoiło samo z siebie. No, prawie samo z siebie, bowiem wspomnieć należało również o udziale samego Dagomira i jego niosącego pokój młota bojowego.

- Pokój, jednoosobowy. Na kolację wystarczy gulasz i wywar z ziół. Gorący wywar lepiej rozgrzeje niż piwo - powiedział, gdy Dagomir wrócił na swoje miejsce za kontuarem.

Odebrawszy od karczmarza klucz Tarhan postanowił zamienić jeszcze kilka słów z człowiekiem, który (zapewne) był najlepiej poinformowanym człowiekiem w okolicy.
- Co ciekawego dzieje się w okolicy? Bo nawet o morderstwie słyszeliśmy.
- Ech, bywało gorzej - odparł karczmarz, szmatą przecierając i tak czysty kontuar. - Wygląda na to, że spora część awanturników spodziewała się łatwego zarobku, a teraz co niektórzy nie mogąc znaleźć mniej ryzykownej roboty łapią się za liche interesy. Jeszcze chwila, a w mieście otworzy się jakaś szajka przemytników czy innych bandytów.
- Unikaj awantur za wszelką cenę - mówił dalej Dagomir. - Tutaj prawo jest wyjątkowo surowe - przyłapanym na gorącym uczynku złodziejom obcinają łapy. Mordercom ścinają łeb, a za prostytucję zamykają w dybach na placu miejskim, gdzie przechodnie mogą sobie za darmo “pokorzystać”.
- Ja jestem bardzo spokojnym człowiekiem - zapewnił go Rathan. - Kradzieże to też nie moja domena... A jak wygląda sprawa z obroną własną? Jak ktoś mnie napadnie? Wtedy chyba wolno się bronić?
- Obrona własna to już nie morderstwo w świetle prawa. Masz prawo do obrony własnej, ale nie próbuj tak tłumaczyć awantur ze strażą miejską. Ta panoszy się tu jak u siebie w domu - lepiej ich unikać.
- Straż zwykle lepiej omijać z daleka i w żadnym wypadku nie kłócić się ze strażnikami. W wielu miejscach tak jest, że się uważają za najważniejszych na świecie... A te interesy, o których wspomniałeś? - zmienił temat. - Trudne, czyli o co chodzi? Bo dobrze płatna praca, nawet trudna czy niebezpieczna... Uczciwie zarobione złoto to coś przyjemnego.
- Praca jest dobrze płatna, a kapłanka Verna Lightbreeze za zaangażowanie się w misję dotarcia do Bolfost-Tor płaci tysiąc sztuk złota na głowę, a w dodatku sto złotych monet zaliczki i wierzchowce za darmo. Sporo pieniędzy, ale jest niewielu chętnych biorąc pod uwagę oddział wysłany z garnizonu, który wszedł do lasu i przepadł. Wcześniej wiele karawan próbowało przedostać się przez Ciernisty Las, ale słuch o nich zaginął. Lord Alavor jest zrozpaczony, gdyż miasto żyje z handlu i jest uzależnione od wymiany towarów z Bolfost-Tor.
Rathan potarł brodę.
- Daleko to? Nigdy nie byłem w tych okolicach
- Dobre kilka dni drogi, jak nie więcej. W zależności od drogi, którą obierzecie - nie zawsze najszybsza jest najlepsza. Przez las wiele ścieżek prowadzi, ale niektóre podobno zmieniają swój kierunek jakby były zaczarowane. Łatwo zabłądzić.
- Wiesz już, że szukają morderców - kontynuował karczmarz. - Poza tym morderstwem jest jeszcze sprawa jednej chłopskiej rodziny, którą coś zjadło dwie noce temu. Nie wiadomo, jakaż to bestia była, ale jeśli uda się wam odnaleźć “sprawcę” i wydobyć ich szczątki z rozprutego brzucha, to urząd miejski sporo wam zapłaci.
- Źle jest, gdy bestia w ludziach zasmakuje - skinął głową Rathan.
Karczmarz powtórzył ten gest.
- Jutro z kolei organizowany jest festyn - powiedział - na którym pojawią się różne konkurencje, turnieje i zmagania. Za każdy wygrany konkurs można zdobyć pół setki sztuk złota.
- Wracając do sprawy lasu... Ma ktoś może jakąś mapę? Szkic ścieżek? Albo zna ktoś ten las i mógłby coś opowiedzieć?
- Powinieneś zagadać z myśliwymi - oni znają go najlepiej, ale jeśli jesteś nim szczególnie zainteresowany to czasem warto zabłądzić, albowiem w lesie znajdują się starożytne ruiny i większość nie została splądrowana ze względu na ponurą reputację, która unosi się nad tym miejscem. W sercu Ciernistego Lasu znajduje się osada elfów, lecz ci są dość ksenofobiczni. Lepiej nie nadużywać ich gościnności - to podobna jedna z najstarszych i zarazem zapewne najbardziej prymitywnych osad elfów w Faerunie.
- Ruiny... to ciekawie brzmi. Dzięki stokrotne. Jeśli wrócę bogaty, to z pewnością w tym miejscu zostawię cześć fortuny - zapewnił karczmarza.
Zabrał swoje jedzenie i poszedł do stołu, gdzie siedziała reszta kompanii.
 
Kerm jest offline  
Stary 22-11-2015, 17:41   #22
 
Ryder's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputację
Kurga wcale nie dziwiło nastawienie tutejszych do półorków, lecz samemu wiedząc, jak to jest, mimowolnie stanąłby z drugim półzielonym ramię w ramię. Nachylił się, łapiąc leżącego na ziemi ostatniego z ‘mocnych w gębie’ za kark i stawiając go do pionu..
- Ashdautas Vrasubatlat! - przemówił w orkowym trzymając twarz tuż przy marnej buźce słabiaka. Było to zwykłe powitanie, znaczące dosłownie “pewnego dnia cię zabiję”. Pasowało idealnie.
Otoczony przez awanturników i trzymany w żelaznym uścisku półorka mężczyzna niemalże natychmiast pobladł, a wszyscy zebrani wokół mogli zauważyć jak jego szczyny przelewają się przez nogawkę wprost na podłogę karczmy.
- J-j-jeśli mi c-coś zrobicie to wszyscy p-pójdziecie do p-p-pierdla - wyjąkał przerażony nie na żarty. Gdyby mógł to już dawno by zemdlał i udawał martwego, lecz ogarniający go strach nie pozwolił mu na ten luksus - musiał stawić czoło koszmarowi w pojedynkę.
Olbrzym tylko pociągnął nosem i cisnął miernotą w stronę drzwi, samemu podchodząc do drugiego półorka.
- Z takimi trza krótko, swojemu mogłeś przywalić o dwa słowa szybciej, ha! - zawołał do niego we wspólnym - Napijmy się, ja stawiam!
Półork w odpowiedzi tylko skinął głową. Była to pierwsza przyjazna twarz, którą spotkał odkąd przybył do Stonebrook. Podeszli razem do szynkwasu i odebrali po kuflu spienionego piwa od barmana, który jeszcze podczas nalewania alkoholu rzucił z szerokim uśmiechem na twarzy:
- Jakby któryś wam doskwierał w mieście to przyjdzie do mnie. Was się mogą nie bać, ale mnie i mojego młota już tak.

Barbarzyńca pozostawił to bez komentarza. Może i starszy jegomość miał krzepę i był tu szanowany, jednak sugerować półorkom, że mogą sobie nie radzić graniczyło z jawną obrazą. Kurg spojrzał jedynie ponuro na drugiego zielonego, po czym zamówił kawał sarniny i zajął miejsce blisko towarzyszy podróży. Wychiliwszy kufel czarnego grogu począł przysłuchiwać się okolicznym rozmowom, czasem wtrącając się, gdy uznał to za stosowne. Zgodnie z postanowieniem nie myślał zbyt wiele o jutrze.

Kilka godzin później, gardło wyschło od rozmów i śmiechu, wykupił sobie mały pokój na tę noc, zdjął wreszcie ciężką zbroję, z którą się nie rozstawał od dobrego tygodnia, przeciągnął się, nieskrępowanie ziewając długo. W drodze nie było czasu na odprawienie zachodnich modlitw, zatem olbrzym spoczął na kolanach na deskach pomieszczenia.

Ojcze Bitwy, dzięki Tobie kolejna bitwa minionego dnia została wygrana. Nie wiem, dokąd mnie prowadzisz, ale czuję, że mnie wspierasz. Daj siłę tym rękom, by dokonywały chwalebnych czynów. Daj siłę nogom, by poniosły na miejsce przeznaczenia. Daj siłę sercu, by walczyło ze mną, a nie przeciw mnie. Pokaż ścieżkę Gryfa, bym szybował nad mymi wrogami. I udzielaj swych łask w czasach próby, proszę Cię Uthgarze. Ja, Kurg, syn nieznanego wojownika, i mój topór, są twoje teraz i jutro, i po wszystkie dni mego życia.

Czując wewnętrzny pokój legł na posłaniu i pogrążył się w głębokim śnie.
 
Ryder jest offline  
Stary 23-11-2015, 21:02   #23
 
Hazard's Avatar
 
Reputacja: 1 Hazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputację
Barbarzyńca w dziczy


Odmieniec przez pewien czas stał jedynie przy ladzie, bacznie spoglądając spode łba na rozentuzjazmowaną gawiedź. Czujny, jak na terenie nieprzyjaciela, starał się wypatrzeć wśród tłumów skrytego i czającego się na nich wroga. Jednak taki nie nadszedł wcale. Jedynie wrzawa z każdą kolejną sekundą zdawała się narastać i wywoływać u niego ból głowy. Po co on się tu w ogóle pchał. Ulewa na zewnątrz wydawała się teraz dla niego o wiele lepszą perspektywą niż to…
Po upływie kilku minut, kiedy w końcu rozryczany śmiech biesiadników i nieprzyjemny, unoszący się w karczmie swąd palonego ziela i alkoholu, przestał tak bardzo drażnić barbarzyńcę, ten zbliżył się do karczmarza, w dalszym ciągu bacząc na wszędobylski tłum.
- Wiesz coś może, o bandzie, która zarżnęła dziś niejakiego Williama i jego rodzinę? - rzucił niedbale i z cicha, jednak na tyle głośno, by we gwarze gawiedzi, Dagomir mógł go usłyszeć. Po chwili dodał, równie markotnym tonem: - Albo kogoś, kto może wiedzieć nieco więcej na ich temat…
- Taa… - odparł karczmarz przecierając ze znudzeniem i tak już z dawna czysty blat.
- Paskudna sprawa. Praworządna rodzina, ojciec niewiele młodszy ode mnie z gromadką kilkunastu dzieciaków i żoną. Wszyscy zarżnięci jednej nocy jak świnie… w głowie się nie mieści! - Dagomir sięgnął po jeden kufli znajdujących się za jego plecami, przetarł go kilka razy brudną szmatą (tą sama, którą wcześniej czyścił blat), po czym nalał z beczki piwo i wręczył je bez słowa barbarzyńcy.
- Gościłem tych poszukiwaczy przygód u siebie. Typowe typki spod ciemnej gwiazdy. Prowadzili na boku interesy, w najbardziej zaciemnionym kącie karczmy obsługiwani przez kobiety, które najwyraźniej kupili dla własnej rozrywki. Widać było, że mają w nosie pomoc mieszkańcom miasta i wezmą się za wszystko co nie wymaga od nich zbyt wielkiego wysiłku, a przyniesie zysk. Tak właśnie było z tą rodziną. Okrutna zbrodnia… - powiedział z wykrzywionym w obrzydzeniu grymasem na twarzy.
Lorath skinął głową - w podzięce za piwo, jak i informację. Zasępił się, spoglądając na awanturników w karczmie. Ilu z nich miało mieć podobne zamiary, co tamta banda? Czy tak miał wyglądać, ten piękny świat, o którym mów tyle mówili? Czy to tu Bogowie mieli spojrzeć na niego przychylnym okiem? Westchnął z rezygnacją.
Rzucił karczmarzowi złotą monetę i krótkie:
- Dzięki - a potem odszedł w zamyśleniu.

Kiedy skończył rozmawiać z karczmarzem, przysiadł się do wolnego stolika, w spowitym w półmroku kącie sali. Tam w samotności spożył słabe piwo od karczmarza. Niedługo potem, dosiadła się do niego Szara, przynosząc ze sobą kolejny trunek, który po chwili wahania skosztował. Jedynie kilka razy w swoim życiu Odmieniec spożywał alkohol, dlatego pod wpływem jego nadmiaru, na jego kamiennej, pozbawionej zwykle emocji twarzy, zaczął rysować się lekki grymas. Zaś po przełknięciu kilku kolejnych haustów, złocistego napoju, zawiesił spojrzenie na kuflu i mruknął niespodziewanie, lecz jak zwykle cicho:
- Da się nawet polubić, te ludzkie przysmaki…
Zaraz po tym, do ich stolika przyniesiono sarninę, którą zamówiła jego towarzyszka. Na ofertę podzielenia się posiłkiem, jedynie skinął głową w podzięce, zachowując przez dłuższą chwilę milczenie. Spoglądał przez chwilę na salę, wyłapując porozrzucanych po niej towarzyszy. Nagle, równie niespodziewanie zwrócił się do Szarej:
- Co o nich myślisz? - ruchem głowy wskazał na awanturników, z którymi spędzili ostatnie dni podróży.
- Ach - westchnęła kobieta opierając łokieć o blat stołu, zaś na ręce położyła swoją brodę, by głowa mogła odpocząć - Sama nie wiem. Póki co lepiej, byśmy ufali tylko sobie… Choć Sadim wydaje się być dobrą osobą. Dziś przed snem odpłyniemy trochę i zobaczymy jakie wizje zostaną nam zesłane. Przyda się nam mała pomoc - odparła z uśmiechem i przeniosła spojrzenie na Barbarzyńcę.
Cień zainteresowanie oblał twarz Odmieńca, na wzmiankę o “odpłynięciu”. Jednak nie powiedział na to nic, zamiast tego zwrócił uwagę na jej opinię o Sadimie.
- On potrafi wyczuć zjawy. - Lorath rzekł to, co oboje już wiedzieli. Po tych słowach ciężko było stwierdzić, czy Odmieniec uważa to za coś dobrego, czy wręcz przeciwnie. Przez długi czas nie zanosiło się by miał zamiar coś odrzec. Pił jedynie swój trunek, który w zatrważającym tempie zaczął znikać z kufla. W dalszym ciągu spoglądał na ich nowych towarzyszy, jakby starając się, za pomocą wzroku dostrzec ich wartość. Po chwili przeniósł spojrzenie na Szarką.
-Być może jutro się przekonamy, czy są warci zaufania.
- Wciąż nie wiem czy z wami iść - rzuciła w odpowiedzi, ni to z uśmiechem, ni ze smutkiem. Zerknęła na jego kufel, z którego szybko umykała zawartość - Wezmę jeszcze, przyda nam się solidny odpoczynek - oznajmiła jedynie i nie było tutaj pola do dyskusji. Kobieta wyprostowała się zabierając oparty łokieć ze stołu, po czym wyciągnęła ręce wysoko nad głowę i napięła drobne ciało, wypinając pierś ku przodowi.
- Niech je widzi, póki są grzeczne nikomu nie szkodzą - powróciła do tematu Sadima, jednak szybko od niego odstąpiła, kładąc swoją ciepłą dłoń na dłoni Odmieńca i wbijając w niego swoje szare oczy - Uda nam się, będzie dobrze. Odzyskasz to, co powinieneś mieć od samego początku. Może to nie kara, być może to próba, a ja jestem Twoim światłem. Wiesz, moje włosy są białe, oczy szare, a skóra jak popiół jasny. Tylko mnie widzisz w barwach takich, jakimi naprawdę się prezentuję - zwróciła się tylko i wyłącznie do niego, potwierdzając to swoim spojrzeniem i uśmiechem, po czym zabrała dłoń z powrotem, kładąc ją na swoich udach.
Lorath skinął głową, zgadzając się tym samym ze wszystkim co powiedziała. Nie czuł konieczności, mówienia czegokolwiek równie głębokiego i wartościowego. Taka była już jego natura, a ona wiedziała o tym bardzo dobrze. W końcu oboje znali się nie od dziś. A w jego krótkim spojrzeniu, Szara mogła dostrzec wdzięczność.
- Chcesz żebym rano z wami poszła?
Elf wzruszył ramionami.
- Nie musisz, jeśli nie chcesz.
Szara jedynie kiwnęła głową. Nic nie odpowiedziała. Będzie tylko poić swojego towarzysza aż do zachwiania nóg. Tak też razem siedzieli prze kilka kolejnych minut, wypełnionych odgłosami karczmianego gwaru. W międzyczasie odbyła się krótka narada, po której Lorath udał się, mniej więcej prostym krokiem na górę, w stronę wynajętego przez Szarą pokoju.

Rozmyślając ciągle nad słowami karczmarza jak i jego towarzyszki, Lorath postanowił, że następnego dnia, niezależnie od pogody, czy towarzyszy, ruszy wymierzyć karę mordercom. Okrzyki na piętrze zdawały się zelżeć tylko odrobinę. Choć były to dopiero jego pierwsze godziny w mieście, wiedział, że nie wytrzymałby następnego dnia festiwalu, bez chwili odpoczynku na łonie natury. Nawet jeżeli odpoczynek, polegać miał na polowaniu…
 

Ostatnio edytowane przez Hazard : 23-11-2015 o 23:36.
Hazard jest offline  
Stary 23-11-2015, 22:30   #24
 
Aveane's Avatar
 
Reputacja: 1 Aveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumny
Gdy wszedł do karczmy, jego oczy nabrały delikatnego blasku. W Saelmur często pojawiał się w karczmach, a takie rozróby dawały mu pole do popisu. Podczas bójki ludzie zapominają o swoich sakiewkach. Przypominają sobie o nich, gdy przychodzi do płacenia, a wtedy jest już często za późno. Usiadł jednak z pozostałymi, teraz nie był w stanie skupić się na pracy.

Nie minęło wiele czasu i Szara zaczęła intensywnie się w niego wpatrywać. Znał to spojrzenie. Tak patrzą ludzie, którzy czegoś potrzebują. Ruszył z uśmiechem w stronę szynku i stanął obok wyroczni.
- Widzę, że piękna dama potrzebuje pomocnej dłoni - zagadał z zawadiackim uśmiechem. Lubił towarzystwo kobiet i często wiedział, co ludzie chcą usłyszeć. Szarańcza spojrzała na niego przechylając głowę w bok i zagryzając lekko dolną wargę.
- Nie tutaj - oznajmiła krótko, zbierając z lady zioła i pakując je za płaszcz, po czym wzięła dwa kufle swojego alkoholu i lawirując pomiędzy stolikami z subtelnym kołysaniem bioder udała się do wolnego stolika z myślą, że łotrzyk pójdzie za nią. No cóż, trunek miał być dla Loratha, ale skoro tak... Danre westchnął i ruszył za nią, choć dobrze wiedział, że ten gest nie był wykonany w celu poderwania go. Wiele razy podrywał i wiele razy był podrywany. Zachowanie Szarej było zbyt nagłe, by mógł uznać je za faktyczną próbę nawiązania tego typu relacji. Nie przeszkadzało mu to jednak. Białowłosa przysunęła kufel na miejsce Fervala. Nachyliła się nad stolikiem zajmując siedzenie na uprzednio podniesionym krześle.
- Męża potrzebuję - szepnęła konspiracyjnie. Chłopak z ciekawością zerknął na białowłosą, a gdy usłyszał jej słowa, zaśmiał się głośno. Gdy już przestał, upił łyk ale i również się pochylił. Rozejrzał się, marszcząc teatralnie nos.
- Tamten w rogu, czarne włosy. Nie przejmuj się pryszczami, zejdą mu. Kiedyś.
Kobieta szturchnęła go w ramię z udawanym oburzeniem, co dało się wywnioskować z nieschodzącego z jej ust uśmiechu.
- Głupi! - skarciła go krótko - Nie w takim sensie! Bardziej wyimaginowanym. Jakiś najtańszy pierścień by się przydał, co by sugerował, że jestem poważną damą, a nie jakimś dzieciem.
Młodzieniec spojrzał na rozmówczynię z szerokim uśmiechem, po czym wyciągnął z sakiewki srebrną monetę. Chwycił ją dwoma palcami lewej ręki i lekko wysunął ją w stronę Szarej. Prawą dłonią przesunął z góry na dół tak, by na ułamek sekundy zasłonić pieniądz przed wzrokiem kobiety. W tym czasie moneta zniknęła.
- Skoro tak ładnie prosisz - chytry uśmieszek wstąpił na jego usta. - Zobaczę, co da się zrobić.
- Ja nie proszę. Ja nawet nie wymagam… Po prostu bym chciała. Jeśli nie dasz rady, to trudno, sama gdzieś to kupię, ale będzie mi smutno. - odparła odwracając głowę w bok i patrząc na Loratha, by wiedzieć gdzie usiadł i do niego dołączyć niedługo. Chociaż odwróciła od niego spojrzenie, Ferval nachylił się jeszcze bardziej. Uśmiech nie schodził z jego twarzy.
- Szantażystka - powiedział spokojnym głosem. - Zaczynam cię lubić.
- A ja się jeszcze zastanowię nad lubieniem kogokolwiek - zerknęła na niego z ukosa, jakby go o coś podejrzewała. Ten jego wyraz twarzy.
- Co się tak szczerzysz? Zioło mi zarąbałeś? Też mi będzie smutno, pamiętaj - dodała markotnie z podłą minką. Uśmiech młodzieńca przygasł, jak jeszcze nigdy wcześniej.
- Nie okradam swoich - wycedził przez zaciśnięte zęby, po czym wstał, zostawiając prawie pełen kufel ale na stole. Chciała zaproponować mu coś fajnego, ale skoro się obraził to nic nie poradzi. Ciężko było nazwać ich zgraję “swoimi”, ona w to nie wierzyła. “Jej” była tylko jedna osoba, dziwne, że Ferval tak łatwo przywiązywał się do ludzi… Tym bardziej ze względu na jego profesję. Nie była jednak świadoma tego, jak bardzo się myli.
- Jeśli jesteś tak dobry, jak uważasz, to będziesz wiedział kiedy i gdzie wejść, by się załapać… Na coś co Cię zainteresuje - dodała Szara na odchodne i udała się do stolika, przy którym siedział Lorath.

Chłopak skierował się w stronę stołu, przy którym zgromadzili się hazardziści. Tam zawsze można było najlepiej zarobić, niekoniecznie grą.
- Dobry wieczór państwu - skłonił się lekko w stronę mężczyzny, który trzymał karty. - Co rozgrywamy?
- Gramy w Ślepego Beholdera - odparł sędziwy awanturnik. - Jeśli umiesz grać i chcesz przegrać z nami swój majątek, to zapraszamy.

W końcu nadszedł czas wprowadzić w życie plan, z którym tu przyszedł. Dwie złote monety, które udało mu się wcześniej ugrać, nie były tym, co chciał stąd wynieść, chociaż nie miał zamiaru narzekać. Dlatego też po kilku rozegranych partiach spojrzał na jedną z kobiet, z którymi grał i uśmiechnął się do niej.
- Gra na same monety jest nudna, czyż nie? Może zagramy o coś mniej standardowego? Dajmy na to... pani pierścionek?
- A co Ty dasz mi w zamian? Nie wyglądasz na bogacza, koleżko - odparła z drwiącym uśmieszkiem na twarzy. - Idź poszukaj sobie kogoś na swoim poziomie majątkowym. Proponowałabym... zacząć od śmietnika.
- Nie, tam szukać nie będę. Chcę taki pierścionek wygrać, nie znaleźć - Ferval puścił jej oczko, uśmiechając się przy tym bezczelnie. W jego rodzinnej wiosce ten właśnie uśmiech powodował, że młode dziewuchy oglądały się za nim. Słysząc śmiech jej koleżanek kobieta zastukała nerwowo palcami o blat stołu, po czym zmierzyła łotra spojrzeniem, które mogło wróżyć długą i bolesną śmieć.
- Wyszczekany jesteś - powiedziała, bawiąc się sztyletem, który nagle pojawił się w jej dłoni. - Ten pierścionek jest wiele wart, w przeciwieństwie do Ciebie, samcze. Pozwól, że ponowię swoje pytanie i lepiej nie trać już mojego czasu.
Wiedząc, że największą skuteczność w tej sytuacji przyniosą słowa, przywołał na twarz jeden ze swoich najbardziej uroczych uśmiechów i pokręcił głową.
- Obawiam się, że nic z mojego wyposażenia nie sprosta temu cudeńku. Niestety, mam przy sobie tylko praktyczne sprzęty.
- Hmm… - zamyśliła się ognistowłosa kobieta mierząc łotra od stóp do głów. Przystojniak. - A na ile “praktyczny” jest ten sprzęt między nogami? - Zapytała chichocząc cicho, a siedzące obok niej koleżanki zawtórowały jej równie idiotycznym śmiechem. Danre tylko rozłożył ręce i lekko wzruszył ramionami.
- Nikt do tej pory nie narzekał - zaśmiał się cicho.
- W takim razie - zaczęła dziewczyna uśmiechając się do niego figlarnie - jeśli ja wygram to zadowolisz mnie i moje zmęczone podróżą towarzyszki. Wszystkie na raz… Nie wyjdziesz z naszego pokoju, dopóki my Tobie na to nie pozwolimy. Mamy parę ciekawych przedmiotów, które uniemożliwią Ci ucieczkę, a nam uprzyjemnią noc - wymieniła wymowne spojrzenia ze swymi koleżankami, po czym spojrzała na łotra, trzepocząc przy tym rzęsami jak wachlarzem. Chłopak przyjrzał się im po kolei, po czym skinął głową. Chociaż nie można było odmówić im urody i z każdą z nich chętnie spotkałby się na osobności, czterem mógł zbyt szybko nie sprostać. Spojrzał na mężczyznę, z którym rozmawiał na samym początku.
- Poprosimy o karty - rzekł spokojnym głosem. - Ale Ślepy Beholder jest zbyt losowy. Nie chcemy przecież wystawiać naszych - odchrząknął lekko - skarbów na łaskę losu, prawda?

Gra między Fervalem a tajemniczą kobietą trwała w zaparte. Jej towarzyszki obserwowały ją z zapartym tchem i pomimo kiepskiego dla niej startu wszystko wskazywało na to, że w końcowej fazie gry odniesie sukces, kiedy nagle łotr niespodziewanie odniósł zwycięstwo rzucając na stół wszystkie posiadane karty, które ułożyły się w szczęśliwej dla niego sekwencji.
- Oszukiwałeś! - Ryknęła kobieta na całe gardło, aż w karczmie zapanowała cisza. Ferval miał ochotę odpowiedzieć jej w równie bezczelny sposób co wcześniej, lecz poczuł na swej krtani chłodną stal sztyletu. Uniósł ręce i spojrzał kobiecie w oczy. Już kilka razy czuł ten nieprzyjemny dotyk na swojej skórze i był pewien, że nigdy się do niego nie przyzwyczai.
- Nie śmiałbym oszukiwać tak pięknej kobiety - powiedział cicho i powoli, ostrożnie dobierając słowa. - Gdybym się do tego posunął, z odrazy do samego siebie sam bym sobie podciął gardło.
Koleżanki kobiety zachichotały na słowa Fervala.
- Oj, daj mu spokój. Nie widzisz, że z niego dżentelmen? - Powiedziała jedna kładąc dłoń na przedramieniu towarzyszki.
- W dodatku taki zabawny… - dodała druga uśmiechając się do niego figlarnie. - Schrupałabym Ciebie!
Łotrzyca, która trzymała sztylet na gardle mężczyzny prawdopodobnie najchętniej rozpłatałaby by mu je, zanim ten skończyłby mówić, lecz jej irytujące koleżanki nieco złagodziły rodzący się w niej gniew - na tyle tylko by nie zabić go na miejscu.
- A weźcie sobie go! - Wybuchnęła rzucając pierścionkiem na stół, który następnie odbił się od blatu i poleciał w powietrze, lecz łotr zdążył go pochwycić. Szybki rzut oka pozwolił ocenić mu jego wartość na co najmniej trzydzieści sztuk złota. Oburzona kobieta tylko strzeliła tyłkiem i ruszyła po schodach do swojej sypialni, przesadnie bujając przy tym biodrami. Zwycięzca natomiast schował zdobycz do kieszeni i zaczepił przechodzącą kelnerkę:
- Poproszę Jaranthalski Bursztyn dla tych uroczych pań - przywołał z pamięci jedną z nazw win, które kiedyś słyszał. Nie wiedział, gdzie leży Jalanthar ani tym bardziej nie potrafił wymówić tej nazwy, ale kobieta chyba zrozumiała, o co chodzi. Ferval natomiast spojrzał w oczy kobiety, która “schrupałaby go”. - Mam nadzieję, że to wino chociaż po części przypomina kolorem twoje oczy - odwrócił się i poszedł z stronę szynku. Zapłacił za wino, jak również zamówił podwójną porcję gulaszu i skierował się ku stolikowi swoich towarzyszy przekonany, że za chwilę odbędzie się jakaś ważna rozmowa. O ile już się nie odbyła.
 
Aveane jest offline  
Stary 25-11-2015, 20:22   #25
Konto usunięte
 
Flamedancer's Avatar
 
Reputacja: 1 Flamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputację
Ogólny nieporządek wcale nie przyczyniał się dobrze do atmosfery posilania, a takowy był w karczmie. Plan Sadima na wieczór był prosty - wynająć pokój, przywołać swą towarzyszkę, a później coś zjeść. Nie mógł jednak patrzeć na to, iż pracujące w budynku kobiety same musiały porządkować cały ten bałagan. Oparł swój kij podróżny o ścianę i podszedł do porządkujących po awanturze kelnerek chcąc zaoferować swoją pomoc. Taką miał naturę od dawna - pomagał, gdzie tylko się dało, często nawet nie oczekując zapłaty.

- Przepraszam, mogę pomóc? - zapytał podnosząc krzesło leżące na ziemi i przysunął je do pobliskiego stolika.

- Nie trzeba, dziękujemy - odparła blondwłosa kelnerka o sporym biuście, uśmiechając się do półelfa - Niech pan sobie usiądzie wygodnie i odpocznie w spokoju, bo wygląda pan jakby przez wiele dni podróżował w takiej pogodzie.

- To nie jest problem, a sam służę pomocą jak tylko mogę - skinął lekko głową z uśmiechem i podniósł drugie krzesło - Za chwilę pozwolę sobie coś zamówić, jednak wpierw zapłacę za pokój, ale to później.

I w ten sposób minął pierwszy kwadrans. Po tym czasie Sadim podszedł do karczmarza wpierw biorąc w rękę odłożony kostur. Po tylu dniach podróży wreszcie mogę odpocząć w cieple! - pomyślał. Nie miał zamiaru jednak narzekać, ponieważ wiedział, iż życie poszukiwacza przygód może być trudne.

- Dobry wieczór. Chciałbym wynająć pokój. - zagaił karczmarza z uśmiechem spowodowanym uczuciem dobrze wykonanej roboty - Mam nadzieję, że znajdę jeszcze jakiś wolny.

Karczmarz uśmiechnął się lekko widząc kolejnego klienta. Sięgnął ręką do szuflady znajdującej się pod ladą i wyciągnął z niej pojedynczy kluczyk, który następnie wręczył Sadimowi.

- To już ostatni pokój. Dwa łóżka w cenie dwóch sztuk złota - odparł, po czym wrócił do przecierania blatu starą szmatą.

- Dziękuję bardzo - skinął lekko głową, wydobył z sakiewki dwie sztuki złota i dał je na miejsce zabranego później klucza.

Już to miał odejść, kiedy coś się mu przypomniało…

- Przepraszam za głupie pytanie, ale ma pan na sprzedaż kredę? - uśmiechnął się odrobinę skonsternowany, gdyż obiecał swej towarzyszce, iż przywoła ją zaraz po wejściu do karczmy.

- Kredę? - Zapytał zdziwiony karczmarz, po czym spojrzał się na stojącą obok żonę, Abrię, która w odpowiedzi tylko wzruszyła ramionami. -Na sprzedaż może nie, ale mamy jej na tyle dużo, że jeśli potrzebujesz odrobinę to mogę Ci dać. W okolicy sporo skał kredowych, a nam się przydaje do zapisywania dań dnia na tablicy.

- W takim razie bardzo bym prosił, ponieważ jest mi potrzebna. A jeśli jednak mógłbym się w jakiś sposób odwdzięczyć, to proszę mówić. Rzadko się zdarza, że ktoś coś po prostu daje tak za darmo - rzekł Sadim prawie natychmiast po słowach mężczyzny.

- Widziałem jak pomagałeś moim pracownicom - odparł karczmarz uśmiechając się ciepło do przywoływacza. - Jednak jest w tym świecie choć odrobina dobrej woli. To mi wystarczy - powiedział wręczając Sadimowi spory kawałek kredy.

- Dziękuję bardzo. I cała przyjemność po mojej stronie. Później tu wrócę, by zamówić coś do jedzenia! - uradowany odwrócił się na pięcie.

Przywoływacz ogarnął całe pomieszczenie znudzonym wzrokiem nie do końca interesując się wyczynami niektórych awanturników próbujących się popisać przed nieznanymi mu kobietami. Wyłapał wzrokiem swych towarzyszy i... Ruszył, by odnaleźć swój pokój.

*

Oboje siedzieli w głównej sali zajadając się swymi posiłkami. Kobieta zamówiła grillowany udziec z dzika, a Sadim - omleta. Ten drugi spoglądał dziwnym wzrokiem na talerz swej towarzyszki, aż wreszcie pokręcił głową.

- Wiesz... Stałaś się ostatnio rozrzutna - rzekł przywoływacz zakładając ręce na piersi - Czyżbyś znalazła złotą monetę?

- A ty wiesz, że nawet trzy? - odparła bez chwili namysłu - Wystarczy się odrobinę rozejrzeć.

Półelf nie miał zamiaru się dopytywać o szczegóły. Wolał zadać pytania później. Może jutro.

- Ruszamy przed świtem. Schwytamy morderców, którzy zamordowali tutejszą rodzinę. - oświadczenie to odbiło się echem w głowie siedzącej naprzeciw Sadima kobiety. Ta tylko skinęła głową w odpowiedzi.

- Jak sobie życzysz mistrzu. - blondwłosa wyprostowała się i poważnie spojrzała półelfowi w oczy, lecz szybko ta powaga zniknęła i zabrała się za posiłek - A tak w ogóle... To możesz mi mówić Tamarie.
 
Flamedancer jest offline  
Stary 26-11-2015, 15:15   #26
 
Aveane's Avatar
 
Reputacja: 1 Aveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumny
- Szara! Hej, Szara!
Dogonił ją na schodach. Nie było to trudne, biorąc pod uwagę jej trudności w poruszaniu się. Szła od ściany do ściany i cudem tylko nie spadła z tych schodów, chociaż dwukrotnie była tego bardzo bliska. Na szczęście wyglądała na osobę lekką, więc nie miałbym raczej problemów, żeby ją złapać, chociaż bezwładność jej ciała z pewnością by tego nie ułatwiła. Kobieta słysząc jakieś krzyki zrobiła ruch, jakby chciała wyjąć kuszę i swoje bełty, jednak wcześniej zostawiła je w pokoju. Szybko oparła się plecami o ścianę i zaczęła macać się po biodrach, szukając noży, jednak i tych nie miała. Zajęło jej to tyle czasu, że Ferval zdążył ją dogonić i pewnie jeszcze zdążyłby zrobić to z pięć razy. Podniosła głowę rozglądając się, a gdy go dostrzegła, uśmiechnęła się szeroko i pomachała ręką, jednocześnie zachwiała się, ale szybko złapała równowagę.
- No hej, co tam, jak tam? Nie jesteś już na mnie zły? - spytała jakby z przejęciem, choć wciąż głupio się cieszyła.
- Nie byłem - wzruszył ramionami niby od niechcenia. - Ale na twoim miejscu nie powtarzałbym tego typu słów. Mam coś dla ciebie.
Przekręciła głowę lekko w bok, przywierając mocno plecami do ściany.
- Hm? Co takiego? Prezent? - spytała jakby nie pamiętała już wcześniejszej rozmowy.
Chłopak skinął głową i sięgnął do kieszeni. Wyciągnął z niej zaciśniętą pięść.
- Prosiłaś mnie o coś, więc przyniosłem - uśmiechnął się ciepło.
Szarańcza miała duże oczy, naprawdę duże. I nie wynikało to ze zdziwienia, a zwyczajnie takie one były. Długo na niego patrzyła, jakby zamroczona, próbując złapać kontakt ze światem żywych. Zdawała się nie należeć do tego naszego całkowicie i w pełni.
- Ach, tak… Chyba wiem - odparła w końcu, a na jej twarzy ponownie zakwitł bogaty i szeroki uśmiech. Wyciągnęła dłoń stroną grzbietową ku górze i rozwarła palce tak, by się ze sobą nie stykały.
- Dostanę? - spytała patrząc na niego uroczo.
- No wiesz - oparł się o przeciwległą ścianę - trochę ryzykowałem, próbując go zdobyć. A nie mam gdzie spać, więc moglibyśmy się dogadać.
Zaczął bawić się pierścionkiem, podrzucając go, przetaczając między palcami czy po prostu zaciskać na nim pięść, by później otworzyć pustą dłoń. Kobieta machnęła ręką… dość niezdarnie, jakby odpędzała muchy.
- Żaden problem, wbijaj do mojego łóżka! - odparła żwawo i przeczesała dłonią włosy - To znaczy nie, do wolnego łózka w moim pokoju, tak miało iść - pokiwała głową, jakby sama siebie próbowała zrozumieć.
- Ale to nie teraz. Za jakąś godzinkę, bo teraz będę w transie, nie chciałbyś na to patrzeć, a i mógłbyś przeszkadzać jeśli nie byłbyś cicho. Więc tak, przyjdź, ooo tam - odepchnęła się od ściany i zachwiała się wpadając rękami na tors chłopaka. Ten z kolei odruchowo położył ręce ja jej biodrach. Widać nie robiła sobie z tego zupełnie nic, gdyż wyciągnęła jedną rękę w bok i wskazała drzwi widniejące w oddali korytarza. - Tam - powtórzyła i uniosła głowę w górę, by spojrzeć na twarz Fervala. - Tam będę. Ale najpierw przepowiednia, potem spanie. Nie możesz przeszkodzić, dobrze? - ziewnęła cicho stając prosto, a przynajmniej starając się to uczynić.
- Dobrze, w takim razie za godzinę - powiedział cicho, gdy się od niego odsunęła. Najchętniej wykorzystałby ten czas z jedną ze spotkanych wcześniej kobiet, ale nie wiedział, jak funkcjonuje tu stajnia. Będzie musiał jutro sprawdzić. Zamiast tego odprowadził Szarą wzrokiem i poczłapał na dół. Z pierwszym odruchu chciał skierować się ponownie w stronę stołu, przy którym wcześniej grał, ale wolał nie kusić losu. Limit szczęścia na dziś mógł zostać już wykorzystany, a przecież nie po to wygrywał, żeby teraz to wszystko stracić. Zamiast tego podszedł do szynku i zamówiwszy butelkę wiecznomiodu usiadł na jednym z krzeseł i oddał się degustowaniu trunku. Między kolejnymi łykami mimowolnie rozglądał się za co większymi sakiewkami.

Po godzinie skierował się do pokoju, który wcześniej wskazała mu wyrocznia. Miał ochotę odstawić szopkę z pierścionkiem, ale Szara była w takim stanie, że nie wywołałoby to żadnego efektu.
 
Aveane jest offline  
Stary 26-11-2015, 15:16   #27
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Szara chwiejnym krokiem wbiła się do pokoju i trzasnęła za sobą drzwiami, przygniatając je swoimi pośladkami. Wypiło o jedno piwo za dużo, co poważnie się odbiło na jej wątłym ciele. Zasalutowała w milczeniu swojemu kompanowi, po czym bez żadnych skrupułów zdjęła gorset oraz koszulę i cisnęła nimi w kąt.
- Trzeba zapalić, przyjacielu. - Oznajmiła z powagą godną żołnierza zmierzającego na front, po czym machnęła nogami odrzucając w dal swoje buty, które z hukiem walnęły o przyłóżkową szafkę nocną. Szarańcza stojąc tępo w bezruchu ogarnęła wzrokiem luksusowy pokój, wyłapując swymi bystrymi, acz zamglonymi już, oczami dzban z ciepłą wodą do mycia oraz jakąś drewnianą michę.
- Ooo, mycie! - ucieszyła się jak dziecko i z buzią pełną radości pognała… Ekhem, to znaczy zygzakiem podskoczyła do dzbana, chwytając go ostrożnie. Obróciła się i podeszła do michy, klękając nad nią i polewając wodą włosy, tak aby cała woda, zmywająca brud, spłynęła do bali. Woda jednak nie była czymś, nad czym dało się zapanować i zdołała też oblać nago tors dziewczyny, jak i jej spodnie. Szara jednak zdawała się tego nie zauważać. Od razu wzięła michę i chlusnęła wodą przez okno, przecież to takie normalne. Gdy chciała jednak ją odstawić, ta niespodziewanie została porwana z jej rąk i jak niesiona przez duchy, obiła się o ścianę, na co Szarańcza jedynie wzruszyła obojętnie ramionami.
Nie zwracając zbytniej uwagi na Loratha, który akurat w tej chwili był bardzo istotnym “elementem”, chwiejnym krokiem podeszła do łóżka i wyszarpała wręcz z niego kołdrę, którą perfekcyjnie rozłożyła na podłodze. Przynajmniej tak jej się wydawało. Zdjęła swoje zimne od wody spodnie i cisnęła nimi w niewiadomym sobie kierunku, po czym usiadła po turecku na rozłożonej kołdrze i wyciągnęła zioło.
- Chodź, musimy zobaczyć, co szykują dla nas bogowie, co los nam ześle w najbliższym czasie. Chodź - powtórzyła, jakby była w transie, a jej głos zdawał się być kobiecą, spokojną melodią, która przyciągała jak śpiew syren - Zapal. - nakazała łagodnie podając mu zioło.
Mimo początkowych przypuszczeń Szarej, Elf wcale nie spał. Leżał po kołdrą, jednak wciąż był czujny. A może nie mógł spać na czymś miększym niż runo leśne? Już zastanawiał się nad tym, by legnąć na podłodze, gdy najwyraźniej podobna refleksja naszła jego towarzyszkę. Zaraz jednak zrozumiał jej prawdziwe intencje. Usiadł, na kołdrze i sięgnął po specyfik. Nadal delikatnie szumiało mu w głowie po sporej porcji piwa, jaką spożył na dole, dlatego był w dziwnym dla niego nastroju do mówienia.
- Pokaż co...
Kurg począł walić do drzwi wielką pięścią. Zamaszyście.
- Haaa-Looo! Czy! Jest! Tam! Ktoo!? Po-trze-ba po-móc!? - jeszcze kilka uderzeń, a drzwi pewno pójdą w drzazgi…
- NIE POMÓC, IDŹ STĄD PAN! PRZESZKADZASZ! ZARAZ PÓJDĘ NA SKARGĘ DO GOSPODARZA!- wydarła się wściekle starając się złapać oddech. Nie wstała z podłogi, wciąż siedziała półnago po turecku. Ułożyła przedramiona na przyśrodkowej części swych ud i przymknęła oczy chcąc medytować. Jeśli ten napastliwy gość nie przestanie walić w drzwi, to go chyba ubiją… Bełtem z kuszy i włócznią.
Tylko jedna osoba, jaką znał półork miała taki jaskrawo-pretensjonalny ton głosu. Powstrzymał kolejne uderzenie i tylko trochę spokojniej odpowiedział:
- Szarańcza!? Na jaja Uthgara, co tam się dzieje? Coś pieprznęło w moją ścianę!
- Bawię się z Lorathem, idź sobie! - odpysknela jak dziecko.
Tłuczenie w drzwi oraz wrzaski półorka, sprawiły, że Lorath niemal zerwał się z miejsca, trzeźwiejąc natychmiast. Na sekundę zapomniał, że powinien być ciągle czujny. Może to przez alkohol, może przez jego półnagą towarzyszkę, a może przez to obce mu miejsce? Nie wiedział, ale mu się to nie podobało.
Zamilkł, nadal siedząc i czekając na decyzję dobijającego się do drzwi towarzysza. Nic nie mówił, jednak włócznia leżąca dotychczas przy jego łóżku, była na wyciągnięcie ręki. W prawdzie, nie miał nic to półokra, jednak Lorath nie przepadał za nazbyt natarczywymi osobami…
- Lorath. – powiedziała cicho biorąc głęboki wdech, a jej zasłonięta długimi, białymi włosami spływającymi po ramionach, klatka piersiowa, niespiesznie się uniosła – Skup się na mnie, on zaraz stąd odejdzie, a jak nie… - dodała półszeptem i otworzyła tylko jedno oko, łypiąc nim na towarzysza oraz na drzwi, po czym wyciągnął nagą nogę w bok i przyciągnęła nią do siebie swoją kuszę.
- Odejdź spod drzwi, Kurg. Chcemy być sami. – uniosła głos, lecz tym razem brzmiał on spokojnie i poważniej, wręcz ostrzegawczo. Potem ponownie zamknęła oko, a jej głowa opadła w dół, a wraz z nią spłynęły gęste włosy, które omiotły kołdrę leżącą na podłodze. Szarańcza wykonała obrót głową, aż dało się słyszeć że coś strzeliło w jej karku. Włosy kobiety wraz z ruchem głowy zrobiły okrąg i powróciły na plecy swojej właścicielki.
Aasimarka otworzyła oczy nie ustępując wzrokiem od barbarzyńcy.
Lorath cały czas siedział w bezruchu, delektując się narkotycznym wpływem, odpalonego przez niego skręta. W przeciwieństwie do Szarej, on nigdy nie brał udziału w obrzędach, odprawianych przez szamanów i nie był przyzwyczajony do działania ziela. Jednak, nie mógł zaprzeczyć, że nie opowiadał mu obecny stan halucynogennego otępienia. Spięcie wywołane niemalże wtargnięciem ich towarzysza do pokoju, odeszło wraz z kolejnymi dawkami dymu. Przez cały czas wpatrywał się w Szarą, jedyną osobę, którą widział w prawdziwych barwach. Milczał jednak zuchwale i podał jej jarzącego skręta.
Koncentracja, spokój i cisza. Czyżby półork odszedł spod drzwi? Na to wyglądało. Szarańcza spokojnie pociągała bucha za buchem, niespiesznie, dzieląc się ziołem za każdym razem, z siedzącym naprzeciw niej towarzyszem. Czas płynął nieubłaganie, choć dla nich trwało to zaledwie kilka minut, pomału mijały ich dziesiątki. Szarańcza odrzuciła włosy na bok, odsłaniając swój tors, który w halucynogennych omamach mógł już wyglądać zupełnie inaczej, niż Lorath widział go wcześniej.
- Co dostrzegasz? - spytała zbliżając się do niego poprzez pełzanie na kolanach - Widzisz barwy? Widzisz coś, co nie pasuje do tego świata? - dopytała siadając na pętach tuż przed nim i ujęła w dłonie jego twarz, by z bliska przyjrzeć się jego oczom.
- Widzę, że w tej podróży nie będzie nam łatwo. Czeka Cię wiele wyzwań i wyrzeczeń, przywyknięcie do innych norm sprawi Ci ból i trudność. Jutro Twoja pierwsza próba, z którą dasz sobie radę - uśmiechnęła się szeroko, przerywając na chwilę - Dobrze. Cieszę się, że Ci się uda, ale to dopiero początek. - zakończyła, odbierając z jego dłoni skręta i wkładając go między wargi, jednocześnie wciąż nie odrywając od niego spojrzenia swoich szarych oczu.
Słowa szarej przenikały do jego uszu, jednak był to głos odległy. Rozbrzmiewał echem ze wszystkich stron, jakby przybył tu z odległych krain. Co było dla Loratha dziwne, zwłaszcza, że widział swoją towarzyszkę tuż przed sobą. A może to nie był jej głos? Nie wiedział, ale wszystko było mu teraz obojętne. Fala relaksacyjnej rozkoszy przeszyła jego ciało. Dawno nie czuł takiego odprężenia. Dostrzegał przemykające na granicy jego wzroku kształty, które poczęły osaczać go i coraz to bardziej zasłaniając wynajęty pokój. Szare, smutne, kształty, w szarym smutnym świecie.
Dopiero po chwili dotarły do niego słowa towarzyszki, wypowiedziane mu prosto w twarz. A brzmiały one, jakby spędziły w drodze wiele dni…
- Niech wiec tak będzie… - Posłał kolejne, krótkie słowa. A one rozeszły się w dal, we własną, pełną przygód podróż.

Przez opary dymu i jakby spowolniony czas dotarło do ich uszu kolejne pukanie. To jednak było cichsze i spokojniejsze, dopływające z oddali, z odległych krain zewnętrznego świata.
- Cśiii. - Szarańcza przyłożyła palec do własnych warg, mocno go do nich przyciskając. Zaciągnęła się na szybko i wcisnęła skręta w usta barbarzyńcy, po czym wstała błyskawicznie, krocząc na palcach w kierunku drzwi. Całkowicie bezmyślnie je otworzyła, jednocześnie wypuszczając z nadętych ust dym, w stronę przybysza.
- Ktoś Ty? - spytała podejrzliwie, zginając jedną nogę lekko w kolanie, przez co jej wyprostowana pozycja ciała lekko się przechyliła, jednak mimo tego dziewczyna nie zachwiała się. Wpatrywała się w niego natrętnie, za nic mając sobie to, jak właśnie wygląda.
Spod naciągniętego na głowę przybysza kaptura napłynął cichy, lecz stanowczy głos.
- Duch miejskiej dżungli. Poszukiwany i nieuchwytny. Stojący na podeście i niewidoczny. Wczoraj i jutro.
Kobieta uniosła brew i puściła drzwi, które same niespiesznie zaczęły się zamykać. Wciąż stała jak słup soli i patrzyła jak obraz mężczyzny zostaje pomału zakryty drzwiami.
Po chwili jednak otworzyły się ponownie, a nieznajomy wkroczył do środka, idąc pod lekkim skosem, by drzwi mogły swobodnie się zamknąć. Odwrócił się do Szarej i zapytał:
- Wzywasz mnie, by później odmówić gościny?
Szara domknęła drzwi biodrem, opierając się o nie jednocześnie i wciąż patrzyła na chłopaka, zupełnie jakby myślała. Choć kto wie, czy myślała. Założyła ręce krzyżem pod piersiami, a jej spojrzenie lustrowało Fervala od góry do dołu. Nie zdawała sobie sprawy z tego, że jest podmiotem takiego samego zachowania ze strony chłopaka. Po niedługim czasie odepchnęła się od drzwi i przechodząc obok niego, chwyciła go za rękę i podprowadziła do rozłożonej kołdry, która chyba tylko w jej mniemaniu leżała gdzieś daleko na krańcu świata, skoro aż za rączkę do niej prowadzała. Puściła mężczyznę, gdy tylko usiadła na własnych kolanach. Odpaliła drugiego skręta, dając go mężczyźnie.
- Skoro zaprosiłam, to witaj. - powiedziała tonem tak poważnym, że aż było trudno w to uwierzyć. Widać było, że Lorath bardziej odpłynął niż ona i chyba nie było z nim wielkiego kontaktu.
Usiadł obok nich, skutecznie ograniczając ilość dostępnego na kołdrze miejsca do minimum. Przyłożył skręta do ust i zaciągnął się lekko. Wciągnął w nozdrza unoszący się wokół dym, delektując się nieznanym mu do tej pory zapachem. Wyciągnął z kieszeni pierścionek i położył go tuż przed sobą, przyglądając się jednocześnie Szarej.
Kobieta odgarnęła włosy na bok, pozwalając im osiąść na jej lewym ramieniu oraz obnażonej piersi. Przymknęła na chwilę oczy i wyprostowała silnie plecy, odginając głowę ku tyłowi. Jej jasna szyja i ramiona spowite były światłem kilku świec, które stały na nocnych stolikach. Wokół było cicho, a Szara delektowała się tym. Subtelny ruch łotra sprawił, że otworzyła zmęczone oczy i spojrzała na pierścień. Nie poruszyła się ani na milimetr, jedynie jej głowa nieco się nachyliła w kierunku podłoża.
- Twoja pewność siebie powinna być zgubna – powiedziała zupełnie oderwana od rzeczywistości i zerknęła na Fervala. – O dziwo, masz przed sobą świetlaną przyszłość. Pod warunkiem, że będziesz ważył każdy czyn przed jego wykonaniem – skończyła, a jej kąciki ust uniosły się w niewielkim uśmiechu, po czym kobieta wyciągnęła dłoń w kierunku mężczyzny, stronę grzbietową ku górze, rozczapierzając swoje smukłe palce, zakończone ostrymi paznokciami, sugerując tym gestem nałożenie pierścionka.
Widok wyprężonej wyroczni zapoczątkował mętlik w jego głowie. Nie do końca tego spodziewał się po wizycie w luksusowym pokoju. Owszem, wiedział o tym, że będzie tu gęsto od dymu, ale ludzie z reguły palili dla smaku czy dla lekkiego ukojenia, a nie takiego odlotu.
- Zawsze ważę swoje czyny - rzekł w odpowiedzi na niespodziewaną przepowiednię. - Choć nie zawsze postępuję tak, jak wynika z tych przemyśleń.
Chwycił delikatnie wyciągniętą rękę i nasunął biżuterię na jej palec. Nie puścił jej jednak i lekko musnął palcami grzbiet kobiecej dłoni.
- Całkiem zgrabnie na tobie wygląda - pokiwał lekko głową, nie unosząc wzroku.
Aasimarka przyglądała się własnej dłoni w nie lada zamyśleniu. Nie było do końca pewne, czy dopiero co przetwarza informacje, czy też może jeszcze nie zorientowała się, że w jej kierunku został wykonany jakikolwiek ruch… A może jeszcze coś innego?
- Tak, ładny jest. Może teraz będą traktować mnie poważnie – odparła również przypatrując się własnej dłoni, a gdy musnął ją swoimi opuszkami, lekko drgnęła.
- Słyszałeś to?! – podskoczyła niespodziewanie w miejscu, zabierając swoją dłoń z uścisku i rozglądając się po suficie, szybko kręcąc głową to w tę, to w tamtą stronę – Znowu do mnie mówią, to takie nieznośne… A gdy zasnę będzie jeszcze gorzej… - wyjęczała smutno i westchnęła ociężale
- Nie lubię spać sama, to takie nieznośne. - powtórzyła jakby nie pamiętała, że przed chwilą użyła podobnego stwierdzenia.
Odruchowo odwrócił głowę w stronę, gdzie skierowane było spojrzenie białowłosej, ale nie dostrzegł tam niczego.
- Kto do ciebie mówi? - Nie opuścił głowy, wciąż szukając wszelkich uchybień od normy. - Nie bój się, Lorath i ja będziemy tu przez cały czas. W razie czego nie bój się mnie obudzić - powiedział ciepłym głosem, kierując swoje spojrzenie na kobietę.
- Zmarli. Nie lubią mnie. - odparła w odpowiedzi na jego pytanie. Zabrała mu skręta, bo chciała już dokończyć go, by móc się niedługo położyć. Wcisnęła go między wargi i nie trzymając go dłońmi, zaciągnęła się.
- Obudzę was niecelowo. Tak jest zawsze. - dodała, a z jej nozdrzy wydobyły się kłęby dymu.
- Możesz wybrać sobie łózko, jeśli chcesz. Dziękuję za prezent.
- Zmarli? - Spojrzał na nią zaskoczony. Wszyscy wiedzieli, że wokół Szarańczy dzieją się różne rzeczy, ale chłopak nie spodziewał się, że to jest wina zmarłych. - Ale że jak? A zresztą… - machnął ręką niedbale - opowiesz mi za dnia.
Podniósł się z podłogi i skierował się na jedno z łóżek, na którym była kołdra. Rozebrał się do bielizny, niedbale rzucając swój ekwipunek na stertę. Tylko sztylet położył pod poduszką.
- Śpij spokojnie, Szara - położył się na boku i zaczął obserwować wyrocznię oświetloną przez delikatny blask świec.
Kobieta dopaliła skręta, nie spiesząc się przy tym. Początkowo opadła plecami na podłogę i gapiła się w sufit, zadymiając przestrzeń jeszcze bardziej. Nie patrzyła nigdzie, prócz przed siebie, nikt nie był w stanie stwierdzić, na co tak naprawdę patrzy, czy widzi coś więcej, niż zwykły sufit, czy potrafiła odczytać jeszcze więcej znaków, o ile takie w ogóle się pojawiały?
- Nie przeraź się, gdy ujrzysz mnie z rana - powiedziała między jednym z pociągnięć, które kończyły już spalać zioło - Wyśpij się, mam nadzieję, że te łóżka są lepsze niż te wiejskie - dodała ponownie rozpraszając wokół siebie kłęby dymu.
Nie przerażę się, pomyślał, uśmiechając się lekko. Ciężko mu było sobie wyobrazić, jak bardzo musiałaby się zmienić przez tę noc, żeby z pięknej kobiety o tak przyjemnej dla oka figurze zmienić się w istotę budzącą strach. Patrzył na nią spod przymkniętych powiek, ciesząc oczy tym widokiem. Obserwował jej spokojne ruchy zastanawiając się, czy kiedykolwiek będzie mu dane co noc patrzyć na jedną kobietę. Przed oczyma stanęła mu kobieta, którą spotkał kilka miesięcy w temu w karczmie. Jej wizja nałożyła się na sylwetkę leżącej na podłodze wyroczni, tworząc coś na kształt półprzeźroczystej powłoki. Zaćmione zielem zmysły w końcu przestały odróżniać te dwie istoty, a on sam zaczął odpływać w objęcia snu.
Gdy Szara skończyła palić, ugasiła tlącą się końcówkę wcierając ją mocno w drewno podłogi. Ta szybko wygasła, zaś Szarańcza wstała. Pokręciła się trochę po pokoju sądząc, że zarówno Lorath jak i Ferval są bliscy zaśnięcia, o ile już nie śpią. Podeszła do ostatniego już łóżka, na którym pozostała kołdra i zabrała ją. Zdmuchnęła dwie świece stojące na szafkach nocnych, zaś trzecią, ostatnią, pozostawiła. Ciągnąc za sobą ciężką, pierzastą kołdrę stanęła na przeciwko swojego barbarzyńcy, zaś ukradkiem zerkała w kierunku łóżka, na którym spał łotrzyk. Jej obrońca zasnął, nie wiedziała nawet w którym momencie po prostu się położył i zasnął na plecach. Narzuciła przykrycie na swój grzbiet, po czym klęknęła obok Loratha, a następnie weszła na niego i jak jakiś kot, pies czy też inny mały zwierz, zwinęła się w kulkę na jego torsie oraz brzuchu, przykrywając ich tym samym kołdrą. Głowę oparła na ramieniu barbarzyńcy i tak też miała zamiar zasnąć.
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline  
Stary 26-11-2015, 18:53   #28
 
Krieger's Avatar
 
Reputacja: 1 Krieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputację
Olbrzym pokręcił karcąco głową, gdy od jego opancerzonego torsu odbił się zawodnik wagi piórkowej i wylądował na deskach karczmy. Najemnik nie był co prawda żadnym filozofem, ale lata spędzone w podróży, od bitwy do bitwy i z miasta do miasta, dały mu pewien wgląd w ludzką naturę. Gdy czasy stają się ciężkie, a kontynuacja egzystencji na tym samym poziomie ekonomicznym staje pod znakiem zapytania, ludźmi zaczyna rządzić niepewność zrodzona z poczucia bezsilności. Rasizm, nacjonalizm, fundamentalizm religijny, wszystkie te plagi mogą znaleźć jedno wspólne źródło - strach. Bojaźń przed innymi, osobnikami spoza danego kręgu kulturowego, wyznaniami obcymi dla przedstawicieli większości, sposobami myślenia które nie wpadają w schematy kultywowane i przekazywane z pokolenia na pokolenie od zamierzchłych czasów. By dać upust tym negatywnym emocjom, uciszyć własne kompleksy, dodać sobie otuchy, potrzebny jest wróg, który może być obarczony winą, przemoc wobec którego będzie usankcjonowana moralnym kompasem. Dzisiaj tym wrogiem byli orkowie.

Rudobrody mężczyzna nie zamierzał mieszać się w sytuację. Czasem walczył przeciwko orkowym hordom - a czasem złoto sypnięte przez zielonego watażkę sprawiało że mógł nazwać te same wyjące watahy braćmi w boju. Zaśmiał się tylko gromko widząc poczynania Kurga, ale w głębi duszy nie było mu do śmiechu. Ciekawe, kiedy bójki w karczmie zostaną zastąpione morderstwami, samosądami, wykluczeniem i wyobcowaniem? Orki były dobrym materiałem na ofiary. Nieokrzesani, żyjący zgodnie ze strukturą wartości opartej na fizycznej sile, w plemionach, mogli bez problemu zostać zakwalifikowani jako istoty podrzędne. Agresywni, cała ich kultura bazowała na podbojach i odbieraniu innym tego, czego sami nie mogli stworzyć. Pytanie brzmiało, czym różnili od ludzi z Gór Grzbietu Świata, których Daegr był mniej lub bardziej dumnym przedstawicielem? Ludzie południa tak bardzo lubią patrzeć z góry na takich jak on. Jeśli są w błędzie, jak można ich do tego przekonać? Zasada 'oko za oko' tylko zaognia sytuację, leje wodę na młyn nienawiści, a przecież to najprostsza filozofia życia którą wyznaje wielu barbarzyńców. A jeśli ci rasiści, te pieprzone snoby, mają rację... co to oznacza dla jego ludu?

Gówno, ot co.

Daegr pierdnął, wytarł deszcz z czoła rękawem pikowańca i kupił przy barze kufel nikczemnego, miejscowego sikacza. Prawdziwa jakość napoju nigdy nie grała roli - każde piwo było w jego głowie 'nikczemnym sikaczem', by mógł poczuć się jak w domu. Kochał karczmy, kochał alkohol, uwielbiał zapach fajkowego dymu i skwierczenie mięsa nad żywym ogniem. Upić się, pobić, poruchać, najeść. Zdobyć informacje, znaleźć pracę lub pracowników, dokonać transakcji biznesowej, oczyścić umysł, pomodlić się. Zrzygać się, zesrać się, umrzeć pod stołem i zmartwychwstać rano. Oberże przedstawiały obraz budynku tak wielozadaniowego, że czasem zastanawiał się czemu w miastach są jakiekolwiek inne struktury.

-Później, mała walkirio- Daegr machnął ręką na Szarą, niezupełnie słuchającym o czym do niego trzebiocze. Konkursy w piciu były jak najbardziej na miejscu i stanowiły przyjemny, kulturalny sposób spędzania wolnego czasu dla ludzi z każdej warstwy społecznej. Ale wolał skorzystać z nich jako uwieńczenia swojego wieczoru, by móc się tej czynności poświęcić w sposób jej godny. A przedtem należało trochę popracować. Zasięgnąć języka. Zarobić na kolację.

Daegr nabił fajkę, przyglądając się zmaganiom siłaczy. Stanął oparty o ścianę tuż przy stoliku siłujących się na rękę mężczyzn i kobiet, obserwując uważnie ich zmagania. Jego zainteresowanie musiało być dla nich jasne. Czekał na swoją kolejkę.
 
Krieger jest offline  
Stary 26-11-2015, 23:56   #29
Konto usunięte
 
Warlock's Avatar
 
Reputacja: 1 Warlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputację
Pod Świńskim Ogonem, Stonebrook
15 Mirtul, 1367 DR
Zmierzch


Znaczną część wieczoru poszukiwacze przygód spędzili na spożywaniu sporych ilości alkoholu i czerpaniu radości z najróżnorodniejszych atrakcji, które była w stanie zaoferować im karczma. Dagomir po pewnym czasie - kiedy jego prowizoryczna, drewniana kasa wypełniła się po brzegi złotem - zaczął rozdawać darmowe piwo swoim klientom, którzy z każdym kolejnym osuszonym naczyniem chwiali się na nogach coraz bardziej. Piękne kobiety o krągłych kształtach i skąpych strojach lawirowały pomiędzy stolikami niczym nimfy po bezkresnych ogrodach Sylvanusa, rozdając alkohol z prywatnych zapasów karczmarza każdemu chętnemu, kto miał wystarczająco dużo siły by utrzymać się w pionie.
Pomimo początkowo dość chłodnego powitania, niemalże wszystkim przybyszom pobyt w karczmie ,,Pod Świńskim Ogonem” przypadł do gustu. Atmosfera z biegiem czasu nieco rozluźniła się, a podchmieleni ludzie szybko zapomnieli o awanturze, która miała miejsce ledwie kilka godzin wcześniej. Pod koniec dnia wszyscy radośnie stykali się kuflami pełnymi spienionego, darmowego piwa i śpiewali znane awanturnicze piosenki wraz z karczmarzem oraz zatrudnionym przez niego niezbyt utalentowanym bardem. Ta pełna wrażeń noc w Stonebrook na długo zapadła w pamięć poszukiwaczom przygód…

- To co, jutro z rana za mury i szukamy zabójców? - Zapytał Tyrion, jakby mówił o pikniku.
- Może być na początek - zgodził się Rathan. - Ale warto by pamiętać też o jutrzejszym festynie. Pięćdziesiąt sztuk złota za zwycięstwo w jakiejś konkurencji piechotą nie chodzi.
Odmieniec nie rzekł nic, a jedynie przytaknął na słowa Tyriona. Po jego minie w chwili gdy spoglądał na rozwrzeszczaną gawiedź, można było wywnioskować, że podjąłby się każdego zadania, byleby znaleźć się jak najdalej tego miejsca.
- Dalej twierdzę, że to głupi pomysł - Ferval westchnął. - Jesteśmy wymęczeni podróżą - zaczął wyliczać, prostując kolejne palce. - Nie wiemy, gdzie dokładnie są, a oni to wiedzą. Zaskoczenie ich będzie ciężkie, bo większość z nas nie umie się poruszać po lesie, nie budząc niedźwiedzi ze snu zimowego, więc będą wiedzieć, że ktoś się zbliża i to oni nas zaskoczą, a nie my ich. Szukanie po omacku, bez planu, tuż po długiej trasie. Myślicie, że podejdziemy do nich i zawołamy “Hej, panowie, przyszliśmy was zabić!”, a oni odpowiedzą “No dobra, skoro musicie” i położą głowę na pieńku?
- Z pewnością prostszy jest udział w konkursach. Nie trzeba się ruszać z miasta - powiedział Rathan. - A jak iść do lasu, to misja związana z dotarciem do Bolfost-Tor jest z pewnością bardziej opłacalna.
- Nie będę wadzić, jeśli z wami pójdę? - Spytała półszeptem Szara, pijąc kolejny kufel alkoholu, a jej mętny wzrok ogarniał leniwie karczmę.
- Raczej nie będzie wadzić, chyba że wiesz, że będziesz wadzić. Można się wywiedzieć o wszystko zanim wyjdziemy z miasta, ale fakt, nie wiemy dokładnie gdzie oni są, a oni tak. Jeśli nie wiedzą gdzie są, to już i tak są w tarapatach - zamyślił się Tyrion podpierając brodę na dłoni.
- Może w nocy uda mi się coś zobaczyć - odpowiedziała w wiadomym tylko sobie dialekcie i czknęła cicho - Oops.
- Co mówiłaś? Chyba mi nieco umknęło - rzucił Tyrion, nie rozumiejąc ni słowa z tego co powiedziała kobieta.
Szara wzruszyła tylko ramionami.
- Kiedyś zrozumiecie - odparła tajemniczo i odłożyła pusty kufel na stół, jednocześnie od niego wstając, a ten niespodziewanie, jakby trącony przez jej rękę, poszybował kilka metrów dalej lądując na podłodze. Szarańcza całkowicie to zignorowała i chwiejnym krokiem, kołysząc bezwładnie biodrami, udała się po schodach na górę.
- No cóż, skoro bardzo chcecie iść na samobójczą wyprawę, to idę z wami - powiedział cicho najmłodszy z drużyny. - Tylko ze względu na osobiste porachunki.
- Wszyscy jesteście szaleni - westchnął Kurg. - Szanse znalezienia tych zbirów są prawie żadne... Jestem z wami!
- Szaleństwo… ładne słowo, całkiem dobrze oddaje rzucenie rodzinnych, bezpiecznych okolic jeśli takimi właśnie są i rzucenie się przygodzie na spotkanie - skwitował czarownik.
- W takim razie wyruszamy nad ranem. Może zastaniemy zbójców jeszcze w trakcie ich snu - poważny ton dotychczas milczącego Sadima był pełen determinacji.


Pod Świńskim Ogonem, Stonebrook
16 Mirtul, 1367 DR
Świt

Tuż przed świtem deszcz nieco złagodniał, a gęste chmury burzowe nisko wiszące nad Stonebrook przerzedziły się, tym samym wpuszczając do miasta odrobinę upragnionego światła słonecznego. Widząc, że zła pogoda ustępuje, dachowce, dzieci i inne podwórkowe stworzenia wybiegły ze swych kryjówek, by móc cieszyć się szybko kończącym się dniem. Na ulicach miasta znowu dało się usłyszeć gwar rozmów, tak bardzo charakterystyczny dla przepełnionego ludnością Stonebrook. Mieszkańcy szybko wrócili do swych dawnych zajęć, zadowoleni z wiosennych promieni słońca i wszystko wskazywało na to, że dobra pogoda długo będzie im sprzyjać.
Radosny śpiew ptaków, które uwiły swe gniazda w poddaszu karczmy i odległe, przytłumione pianie koguta z farmy poza murami miasta, zwiastowało nadejście nowego dnia. Awanturnicy wstali z łóżek, choć niechętnie. Co bardziej zapartych w konsumpcji znacznych ilości alkoholu minionego wieczoru, nowy dzień przywitał bolesnym kacem, co dodatkowo utrudniło im poranne wstawanie, lecz obietnica ciepłego posiłku była na tyle kusząca, że nikt nie zdecydował się tego przespać. W końcu karczmarz już wcześniej przestrzegał, że ma zamiar zamknąć karczmę na spust po południu, gdyż w planach miał przygotowania na zbliżający się festyn.

Promienie słońca, które po rozsunięciu ciężkich kotar okiennych uderzyły w twarze nieprzygotowanych na ten widok poszukiwaczy przygód, były obietnicą dobrej pogody. Szarańcza, która poprzedniego wieczoru wychyliła o jeden kielich za dużo, by później doprawić się jeszcze halucynogennym zielem, teraz czuła się jakby umarła i na nowo powstała z zaświatów. Pozbawiona wszelkiego ładu fryzura, dziwne wzory na skórze i kompletna nagość - tymi słowami mogła opisać siebie po przebudzeniu. Co więcej; obok niej spało dwóch półnagich samców, których obecność większość kobiet zinterpretowałaby w jeden tylko sposób, lecz Szara wydawała się kompletnie nie zwracać na to uwagi. W końcu i ona podniosła się z łoża, po czym zeszła na dół przeciągając się po drodze.

Awanturnicy znaleźli sobie wolny stolik tuż przy kominku, gdzie poprzedniego wieczora wylegiwali się na wygodnych fotelach przedstawiciele brodatego ludu z Bolfost-Tor. Zdumiewające było to jak szybko obsłudze udało się ogarnąć cały bałagan pozostawiony tu zeszłej nocy. Karczma lśniła jak nowa - meble zostały dostawione, zaś podłoga błyszczała, pomimo, że kilka godzin wcześniej zdobiły ją hektolitry wylanego alkoholu zmieszanego z juchą oprychów, którzy ostatniego wieczoru zaatakowali, z typowo rasistowskich pobudek, zwalistego półorka.
Dagomir również zdążył wstać i na widok czystej karczmy zacmokał z zadowolenia kilka razy, po czym ruszył na zaplecze skąd przytargał małą beczkę piwa i umieścił ją w pasującym do niej drewnianym stojaku.
- Dobrze uwinęły się moje pracownice - stwierdził z uśmiechem zadowolenia na twarzy. - W końcu sporo za nie zapłaciłem handlarzowi niewolników. Nie wiem jak was, ale mnie mocno suszy z rańca - dodał po chwili sędziwy karczmarz, a następnie sięgnął po kufel i nalał doń odrobiny alkoholu o smolistym kolorze. Z piwem w dłoni podszedł do szynkwasu, oparł się łokciem o blat i zaczął głęboko rozmyślać nad czymś co najwyraźniej mocno go trapiło, od czasu do czasu mocząc usta w przednim krasnoludzkim porterze.
- Trochę rozlałem tego piwa wczoraj. Mam nadzieję, że nie było to złoto tak zwyczajnie wyrzucone w błoto i że ktoś kiedyś tu wróci lub przynajmniej przekaże dalej słowo o tej karczmie - powiedział bardziej do siebie niż do siedzących w pobliżu kominka awanturników, ciągnąc się przy tym za krótką kozią bródkę. Kiedy na dół zeszła jego piękna żona, Abria, uściskał ją na przywitanie i pocałował w jej pozbawione skazy lico.

Kiedyś pochodząca z dalekiej północy półelfka była niewolnicą Dagomira, podobnie jak reszta jego pracownic. Ten jednak nagrodził ją wolnością jak to miał w zwyczaju, kiedy tylko uznał, że kobieta zarobiła na siebie. Jednakże Abria przywiązała się na tyle do emerytowanego poszukiwacza przygód, że nie chciała odejść - zdecydowała się zostać w karczmie i pracować dla Dagomira na uczciwych warunkach, a po kilku latach uczucie między nimi na tyle rozkwitło, że wzięli ślub na placu miejskim, gdzie kiedyś sędziwy karczmarz znalazł przerażoną dziewczynę na wystawie, zamkniętą w jednej z klatek ku uciesze gawiedzi.



Awanturnicy spędzili parę bezproduktywnych minut starając się w milczeniu dojść do siebie po stosunkowo nieprzespanej nocy - przez kilka długich godzin nie pozwalały im zasnąć tłumy rozwrzeszczanych pijaków, co wraz z właścicielem gospody śpiewali na całe gardło minionego wieczoru, a później doszło jeszcze do kilku głośnych rękoczynów pod karczmą, które równie dobrze mogłyby zbudzić połowę miasta. Gdy już wydawało się, że będą mogli w końcu zmrużyć oko, nastał świt i ulice Stonebrook na powrót wypełniła wrzawa.
Po dłuższym czasie ogrzewania nóg przy kominku w oczekiwaniu na śniadanie, Abria przyniosła awanturnikom świeżo upieczony chleb, mleko prosto od krowy oraz ciepłą zupę o gęstej konsystencji, która pomimo nieco odpychającego wyglądu, smakowała nad wyraz dobrze. Szarańcza wraz z Lorathem otrzymali po dodatkowej porcji dobrze wysmażonej baraniny oraz ciepłego chleba i jako jedyni nie musieli zapłacić za swój posiłek, co sprawiło, że skupili na sobie zazdrosne spojrzenia reszty towarzyszy.

Plac miejski, Stonebrook
16 Mirtul, 1367 DR
Rano

Mając przed sobą prosty cel, awanturnicy postanowili nie nadużywać gościnności karczmarza i jeszcze na długo przed południem opuścili karczmę ,,pod Świńskim Ogonem”, trafiając prosto na zatłoczony plac miejski, gdzie setki ludzi dokonywało przy straganach niezbędnych zakupów przed świętem upamiętniającym zwycięstwo Lorda Alavora nad barbarzyńską hordą orków, która przed wieloma laty oblegała mury Stonebrook.
W mieście panowała niemożliwa do opisania wrzawa. Kupcy przekrzykiwali się wzajemnie, próbując zwrócić uwagę na swoje towary jak największej ilości potencjalnych klientów, zaś wszechobecne staruszki z pojemnymi lnianymi workami, walczyły ze sobą o miejsce w kolejce, co nie zawsze kończyło się tylko na kilku obraźliwych słowach. Na domiar złego; robotnicy zatrudnieni przez władze miasta i lokalnych przedsiębiorców, rozkładali wielkie namioty na terenie placu miejskiego (robiąc przy tym sporo hałasu i utrudniając przejście), a także poza murami miasta, gdzie miał się odbyć późnym popołudniem festyn.

Przecisnąć się przez wściekły tłum nie byłoby łatwo, gdyby nie wysoki na ponad dwa metry Daegr i niemalże dorównujący mu wzrostem półork Kurg, którzy bez większych utrudnień torowali sobie i drużynie drogę przez morze ogarniętych szałem zakupów ludzi - wysłuchując przy tym licznych obelg pod swoim adresem.
Po dotarciu do bram, poszukiwacze przygód mieli zamiar wyjść z miasta, kiedy nagle Rathan spostrzegł brata zakonnego przybijającego do drzwi domostw i słupów jakiś skrawek pergaminu. Łucznik polecił innym zatrzymać się, po czym sam podszedł do jednego z ogłoszeń i zerwał je. Na papierze spisana została krótka informacja:

Arcykapłanka Verna Lightbreeze zaprasza do Wielkiej Świątyni Tyra wszystkich śmiałków gotowych zbadać sprawę tajemniczych zaginięć w Ciernistym Lesie. Każdy zainteresowany zostanie hojnie wynagrodzony, a za pomyślnie wykonane zadanie przewiduje się nagrodę w wysokości dwóch tysięcy sztuk złota na głowę. ~ Czytał na głos Rathan, po czym spojrzał na resztę swych towarzyszy z wymownym uśmiechem na twarzy.

- Wygląda na to, że podwoili stawkę.


Na skraju Ciernistego Lasu, Srebrzysta Dolina
16 Mirtul, 1367 DR
Rano


Po opuszczeniu miasta przywództwo tymczasowo przejęła Tamarie, która jako jedyna znała kierunek, w którym udali się poszukiwani listem gończym mordercy. Awanturnicy w pierwszej kolejności ruszyli w stronę wzgórza, gdzie wcześniej pod dębem leżał z wyprutym brzuchem jeden z towarzyszących bandytom wojowników.
Truchło wciąż było na swoim miejscu, lecz krążące po okolicy kruki i paskudna pogoda zdążyły zrobić swoje - wydziobane i przeżarte przez robactwo szczątki w ciągu jednej nocy przestały przypominać człowieka, którym niegdyś wojownik niewątpliwie był. To co z niego zostało to obdarte z mięśni i skóry kości oraz ekwipunek, który miał przy sobie w chwili śmierci.

- Tutaj doszło do sprzeczki - stwierdziła Tamarie, wskazując rozproszone po wzgórzu odciski butów.
- Mężczyzna najpewniej zginął nim zdołał zareagować, a sądząc po licznych tu śladach raczej nie spodobało się to wszystkim członkom drużyny. Niektórzy chyba próbowali uciekać, lecz po oddaleniu się na kilka metrów zostali zmuszeni do zatrzymania się i powrotu - tłumaczyła towarzyszka Sadima, idąc tropem osobnika o stopach rozmiaru dziecka, który najprawdopodobniej po przebiegnięciu krótkiego dystansu stanął nagle w miejscu, po czym cofnął się do drzewa.
- Później wszyscy udali się w stronę Ciernistego Lasu, gdzie zapewne dalej tkwią zaszyci w jakiejś ruderze, choć śmiem wątpić by na długo - dodała wskazując wąską ścieżkę prowadzącą w stronę znajdujących się kilkadziesiąt metrów dalej porośniętych kolcami zarośli.

 
__________________
[URL="www.lastinn.info/sesje-rpg-dnd/18553-pfrpg-legacy-of-fire-i.html"][B]Legacy of Fire:[/B][/URL] 26.10.2019

Ostatnio edytowane przez Warlock : 27-11-2015 o 17:36.
Warlock jest offline  
Stary 29-11-2015, 16:16   #30
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację

Kobieta obudziła się gwałtownie, a gdy tylko otworzyła swe zmęczone oczy, wiatr sypnął jej piaskiem w twarz. Drobne ziarenka przykleiły się do rogówki, zamazując obraz i piekąc niemiłosiernie.

- Taka kara za grzechy...
- Tak, za grzechy.

Dwa różne głosy szepnęły jej do ucha, każdy do innego, kiedy ta miotała się kręcąc niespokojnie głową i upadła podczas pierwszej próby wstania. Otworzyła usta by coś powiedzieć, jednak coś blokowało jej krtań. Mrugała powiekami, chcąc pozbyć się piachu, jej oczy wydzielały mnóstwo łez, które strumieniem spływały po jej rozpalonych, bladych policzkach. Jak lawa piekły jej skórę, ale ból oczu przechodził.

Zakasłała, zadławiła się. Płakała i krztusiła się, a jej kaszel stał się na tyle silny, że ledwo łapała oddech. Klęcząc na gorącym piachu, wbiła oparte o niego palce swych dłoni. Z ust chlusnęła krew, rozbryzgując się przed twarzą kobiety i zachlapując swym szkarłatem jej uda, bluzkę oraz dłonie.

- Pokutuj, wiedźmo.
- Tak, pokutuj. Za cały gatunek.

Zgrzyt pod zębami był nie tylko nieprzyjemny, ale i raniący. Szarańcza zaczęła pluć na piach, a spomiędzy jej warg wysypywał się zmielone przez jej zęby szkło. Czuła, jak jego drobinki wchodzą między szczeliny zębów i wbijają się boleśnie w dziąsła, a ona nie mogła przełknąć śliny z obawy przed połknięciem ostrego szkła, które poraniłoby jej gardło. Wciąż pluła, a ilość przezroczystych drobinek zdawała się nie mieć końca. Białowłosa wstała na równe nogi, a z jej ust wciąż sypało się przemielone szkło, z oczu płynęły krwawe łzy, zaś jej skóra stawała się co raz bardziej sucha i twarda. Pękała.

- Oni się Ciebie boją.
- Tak, boją. Nienawidzą Cię.

- Jesteś nikim.
- Tak, nikim. Szarańczo.

Kilka kroków dalej całe ciało kobiety zesztywniało, czerwone łzy zaschły na policzkach i kącikach jej oczu, skóra pękała i kruszyła się. Po chwili nie mogła już iść dalej, nie mogła ruszać gałkami, nogami, rękami. Nie mogła też już widzieć świata. Nie mogła mówić, nic nie mogła. Padła z trzaskiem na widmo pustyni, a jej ciało pękło niczym stara skamielina. Rozsypała się patrząc swymi martwymi oczami gdzieś w dal.

* * *


Kiedy Szarańcza otworzyła oczy, jej gorące, aasimarskie łzy spływały strużką po jej twarzy, skapując mozolnie na nagi tors Loratha. Ten nie spał, najwyraźniej coś go zbudziło, jednak nie chciał zrzucać Szarej z siebie, obserwował ją kiedy na nim spała. Widział, że płacze. Płakała nawet przez sen i choć zdawało mu się, że niedługo obudzi się z krzykiem, że zacznie krzyczeć i rzucać się, walić go rękami, miotać się chcąc uciec, ta jedynie w milczeniu otworzyła smutne oczy i pociągnęła nosem. Nie spojrzała ani na barbarzyńcę, ani na łotra, po prostu wstała i zaczęła się ubierać, w międzyczasie ścierając ręką wciąż sączące się z oczu łzy. Przez cały czas nic nie powiedziała, nawet kiedy Ci zadawali jej pytania lub próbowali nawiązać rozmowę. Ona ze smutkiem nałożyła swój cały strój, wraz ze zbroją i bronią, po czym wyszła z pokoju, zamykając za sobą drzwi bardzo cicho. Nie wiedziała, że oni już nie śpią? A może coś się stało? Była tak bardzo przygnębiona...

* * *


Na dole w milczeniu zjadła śniadanie, które jej podano. Dopiero teraz, gdy brała łyżkę do ręki, spostrzegła na swoim palcu obrączkę i uśmiechnęła się lekko. Po raz pierwszy tego poranka. Choć uśmiech ten był urokliwy, wciąż miał w sobie miano smutku, którym to kobieta z nikim do tej pory się nie podzieliła.
Gdy kończyła posiłek, na dole pojawił się Ferval i Lorath, jednak białowłosa szybko ich wyminęła, nie chcąc siedzieć z nimi przy jednym stoliku, nie chcąc by musieli na nią patrzeć. Czuła się upodlona.

Szara wyszła przed gospodę i tam, oparta o jej ścianę, stała przez kilkanaście minut, czekając aż wszyscy zrobią, co mieli zrobić i ruszą na poszukiwania morderców. Zastanawiała się długo nad snem, chcąc zrozumieć czy to, o czym on mówił, jest teraźniejszością czy niechlubną przyszłością? Poczuła ukłucie strachu w sercu i syknęła z poczucia punktowego bólu, który przypomniał jej o tym, jak kiedyś dostała żarzącym się prętem z paleniska. Albo to był sen. Nie była pewna.
* * *


Kiedy w końcu udali się do lasu, Szarańcza była bardzo skupiona na śladach i tropach. Nic jej nie rozpraszało, zupełnie jakby otaczające ją ponure zjawy przestały istnieć, jakby ich nocny plan zatrucia umysłu szalonej kobiety nie poskutkował przez co spanikowały i knują gdzieś w oddali plan na noc kolejną. Ubrana w swój pełen pancerz Szara, stąpała ostrożnie i niespiesznie, starając się omijać jakieś wyraźne, błotniste części zmokłej gleby oraz konary, o które to mogłaby się potknąć. Dość szybko natknęli się na jakiegoś trupa z powyszarpywanymi trzewiami. Widok ten dla kobiety był jak codzienna egzystencja, dlatego patrzyła na to całkowicie zobojętniale.
Gdy ktoś czytał liścik, Wyrocznia nachyliła się nad zwłokami i wzięła pierwsze, co zauważyła, czyli zestaw uzdrowiciela. Po dłuższym zastanowieniu znalazła też amulet Shar, który dość długo przerzucała w swych smukłych palcach, by po chwili usłyszeć od dwóch mężczyzn ostrzeżenie na jego temat. Mimo to, postanowiła, że go weźmie. Najwyżej szybko go sprzeda lub odda jako dowód, znaleziony przy przestępcy. Za tym morderstwem mogło kryć się coś więcej.
 
__________________
Discord podany w profilu

Ostatnio edytowane przez Nami : 29-11-2015 o 16:26.
Nami jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:06.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172