Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-11-2015, 20:11   #22
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Raul ruszył za kardynałem, pełen niezbyt pochlebnych myśli związanych z miejscem, które właśnie opuszczał, ze stosownymi tu metodami, tudzież z człowiekiem, za którym właśnie podążał.
Prywatne więzienie, w którym można było przetrzymywać ludzi. Niewygodnych ludzi, po których ginął wszelki ślad, którzy przepadali bezpowrotnie, bo któż zgodziłby się, by ofiara tortur chodziła po ulicach Paryża i rozpowiadała wszem i wobec, jakich "przyjemności" doświadczyła podczas wizyty w kardynalskich lochach.
A same tortury?
Bardzo problematyczna metoda wyciągania informacji. Przy odrobinie umiejętności ze strony kata ofiara była w stanie bardzo długo żyć i równie długo cierpieć. Jeśli zaś chodzi o zeznania... W najgorszej sytuacji byli niewinni, którzy - z oczywistych względów - nie mieli do czego się przyznawać. Część z nich w końcu mówiła wszystko, co tylko oprawcy chcieli usłyszeć. Przeważająca część.
No i niewinność okazywała się czymś całkowicie względnym.
A swoją drogą Raul większą wiarę pokładał w ziołach, niż w wydobywaniu zeznań ogniem i żelazem.

A może to było zwykłe ostrzeżenie? Popatrz, jak kończą moi wrogowie?
Taka możliwość również istniała i była nawet bardzo prawdopodobna. Raul był pewien, że kardynał zwykł był łączyć przyjemne z pożytecznym. I że nic nie robił ot tak sobie.

Gabinet, do którego w końcu dotarli, znajdował się na pierwszym piętrze i w widoczny sposób należał do człowieka pracy. Szafy pełne ksiąg, biurko zawalone papierami, parę zwiniętych w rulony map. Światło parunastu świec wypędziło z pokoju mrok.
Kardynał zasiadł za biurkiem, po czym wskazał wicehrabiemu drugie krzesło.
- Co powiesz o tym? - Podał Raulowi zapełniony literami papier.
Litery jak litery. Raul należał do tych, co potrafili czytać bez poruszania ustami, a na dodatek potrafił to robić nie tylko w ojczystym języku, ale również władał (dość biegle) tak włoskim, jak i hiszpańskim czy angielskim. Nie potrafiłby zmylić rodowitego mieszkańca tych krajów, ale dogadać - i owszem. A nawet prawić komplementy paniom.
W tym jednak przypadku znajomość liter w niczym nie pomogła, choć bowiem alfabet był francuski, to litery nijak nie układały się w wyrazy.
Raul oczywiście nie zamierzał wyskakiwać z rewelacjami w stylu "Ojej, czy to szyfr?" albo też "A skąd to masz?". Był pewnie, że po takim "występie" kardynał wnet znalazłby dla niego miejsce wśród gości, spędzających czas w najniższych kondygnacjach kardynalskiego pałacu.
- Co zastosowano? Jakąś modyfikację szyfru Cezara, Vigenere'a, czy może cifrario a zigzag?
- Vigenere - odpowiedział kardynał, zaszczycając Raula czymś pośrednim między uśmiechem a skrzywieniem ust.
Raul przez moment jeszcze przyglądał się pergaminowi, po czym odłożył go na stół.
- Zatem - rozpoczął gospodarz Raula, opierając łokcie o biurko i składając dłonie jak do modlitwy, podpierając nimi brodę. - Jak sprawuje się moja córka w twej służbie?
Na szczęście Raul stał się również posiadaczem tej tajemnicy, nie zrobił więc głupiej miny i nie zapytał "Kto??", otwierając szeroko oczy.
Dess miała kilka cech, których idealny służący posiadać nie powinien, ale nie da się ukryć - dziewczyna nie była służącą sensu stricte, a w takim przypadku owe cechy bywały nad wyraz przydatne.
- Nie wyobrażam sobie nikogo, kto mógłby ją zastąpić - powiedział. Szczerze, bo wszak szczerości oczekiwał od niego kardynał.
- To dobrze - oświadczył ten, nie spuszczając czujnego wzroku ze swego gościa. - Zależy mi na dalszej współpracy jaką możecie mi zaoferować, a jej umiejętności będą tu dość istotne. Czy babka poinformowała was o charakterze naszej współpracy?
- Mówiła jedynie o współpracy - odparł Raul. - Zapewne uznała, że Wasza Eminencja lepiej niż ona przedstawi swe wymagania.
- Rozumiem - odparł, jednak najwyraźniej nie kwapił się z wyjaśnianiem owej kwestii, gdyż w gabinecie zapanowała cisza.
- Zobaczmy jak poradzi sobie Desire - oznajmił w końcu. - Uważam, że omawianie tej kwestii wcześniej będzie marnowaniem czasu. Wszak i ona ma tu coś do powiedzenia. - To, że zapewne niewiele tak naprawdę miała, zostało niedopowiedziane.
- Jestem pewien, że poradzi sobie - stwierdził Raul, chociaż, prawdę mówią, nigdy nie oglądał dziewczyny podczas wykonywania takiego zadania. - Ale jeżeli bezpośrednio z ust Waszej Eminencji usłyszy, czego Wasza Eminencja oczekuje, będzie wpłynie to korzystnie na ostateczny efekt naszej współpracy. Na wykonanie zadań, jakie Wasza Eminencja nam zleci.
- Liczę na to - odparł, jednak w słowach tych tkwiło wyraźne “oczekuję”. - Zdajesz się przyjmować jej specyficzne talenty dość spokojnie - mimo iż wyraźnego zapytania w jego głosie nie było to jednak wzrok domagał się odpowiedzi, a najlepiej zaś by dołączona do niej była pełne uzasadnienie.
- Znamy się już wiele lat - wyjaśnił Raul. Nie był pewien, ile kardynał wie o swojej córce, a niektóre sekrety dziewczyny powinny pozostawać sekretami. - Od początku była kimś nietypowym, nie pasującym do określenia "służąca". Do wielu rzeczy zdążyłem się przyzwyczaić.
- No cóż, zobaczymy - niezobowiązująca odpowiedź kardynała najwyraźniej była zakończeniem owego przesłuchania. Niedługo po tym rozległo się pukanie do drzwi, a po otrzymaniu pozwolenia, do gabinetu wszedł starszy służący.
- Wasza Eminencjo, kolację podano - oznajmił, kłaniając się nisko.
Odpowiedziało mi niedbałe skinięcie głową.
- Chodźmy zatem - orzekł wstając i kierując się ku bocznym drzwiom.
Raul wstał równocześnie z kardynałem i ruszył w ślad za nim.
Być może wielu uznałoby kolację z najważniejszym człowiekiem we Francji za nie wiadomo jaki zaszczyt, Raul jednak po pierwsze wiedział, że i tak nie będzie mógł się przed nikim pochwalić tą znajomością, a po drugie - zastanawiał się cały czas nad tym, na czym będzie polegała współpraca z Richelieu. Po tym, co widział w lochach, wątpił, by czekały ich same przyjemności.

Pomieszczenie, do którego wkroczyli, niczym nie przypominało okazałej sali jadalnej, którą szczyciła się rezydencja hrabiny, czy chociażby to, czego spodziewać się można było po pałacu kardynała. Prędzej pasowało ono do domu kupca lub szlachcica z uboższej gałęzi rodziny. Prosty, drewniany stół na sześć krzeseł, stanowił główny element wystroju. Przykryty białym obrusem i zastawiony dla trzech osób. Świece rzucały przyjemny, ciepły blask na srebro. Kryształowe kielichy lśniły różnokolorowym blaskiem. Cicha obecność służących nijak nie była w stanie zniszczyć domowej, niemal intymnej atmosfery.
Kardynał zajął miejsce u szczytu, siadając na odsuniętym dla niego krześle i gestem dłoni zapraszając swego gościa do zajęcia miejsca. Gdy tak się stało, służba, niczym posągi zbudzone do życia, ruszyła by obsłużyć swego pana oraz gościa jego. Puste miejsce, na którym powinna siedzieć Desire, raziło brakiem jej osoby, jednak z ust Richelieu nie padło nawet słowo na ten temat. Podjęta rozmowa tyczyła się spraw lekkich, błahych wręcz. Ogólnie znane plotki, wieści ze świata sztuki. Nic, co mogłoby w jakikolwiek sposób naruszyć dobre imię kardynała. Tak przynajmniej było do momentu zakończenia posiłku.
- Wypadałoby sprawdzić jak sprawy wyglądają w tej chwili - oświadczył gospodarz, wstając i uprzejmie czekając na swego gościa.
Raul otarł usta, po czym poszedł w ślady gospodarza.

Kardynał poprowadził wicehrabiego tą samą drogą, jaką przybyli do gabinetu, do tego samego lochu, w którym gościli na samym początku wizyty w siedzibie kardynała.
Desire czekała na nich poza celą, której drzwi były otwarte, oparta plecami o ścianę, z włosami zakrywającymi pochyloną twarz. Z jej sukni na podłogę korytarza skapywały strużki krwi, jasno świadczące o tym, że miała za sobą pracowite chwile.
 
Kerm jest offline