Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-11-2015, 23:08   #42
Ulli
Konto usunięte
 
Ulli's Avatar
 
Reputacja: 1 Ulli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputację
Wieczór i noc minęła bardzo miło. Kiedy w końcu uczestnicy zabawy udali się na spoczynek nie mieli najmniejszych problemów z zaśnięciem. Także Grimo, którego prześladowały czarne myśli i przeczucia zasnął bez problemu. Zmęczenie spowodowane niedawną walką, wędrówką i w końcu zabawą z wietrzniakami zrobiło swoje. Pomogło też wietrzniackie wino, którego niektórzy, jak choćby Nui wypili chyba ciut za dużo. Wszyscy posnęli jak zabici.

"Nieposkromionych" obudziło szarpanie za ramię i natarczywy głos Keiry.

- Panowie, prawie południe! Mamy misję do wypełnienia!

Jedynym, którego nie trzeba było budzić był Bluszcz. Wesoły jak skowronek, podśpiewując i pogwizdując oporządzał swojego psa jucznego i wierzchowego sokoła. Czym był zajęty w nocy można się było tylko domyślać. Niektórzy, którym wypity alkohol nie odebrał pamięci, mogli mieć ułatwione zadanie wiedząc w czyim towarzystwie biesiadował.

Wszyscy pozostali poza wietrzniakiem w nastrojach byli nie najlepszych. Powitała ich Iandris piękna jak zawsze.

-Witajcie goście! Wyglądacie co prawda niezbyt świeżo, mam nadzieję jednak, że się to zmieni po śniadaniu, które wam przygotowaliśmy. Zapraszam!

Gospodyni wskazała płachty na których wczoraj biesiadowali, a na których teraz czekał na nich posiłek złożony głównie ze świeżych owoców. Sama Iandris wymówiła się od uczestnictwa w śniadaniu twierdząc, że już jadła.

-Jedzcie, jedzcie. Nie chcę wyjść na złą gospodynię i was poganiać. Goszczenie was było przyjemnością. Jednak nawet wietrzniaki mają swoje obowiązki i nie możemy wiecznie świętować. Osada musi wrócić do normalnego życia.

Po śniadaniu zebrali się ponownie wszyscy mieszkańcy wioski, by w barwnym i rozśpiewanym korowodzie odprowadzić drużynę z powrotem na trakt. Gdy wyszliście z lasu na drogę wietrzniaki zamilkły i nastał czas pożegnania. Szczególnie ckliwe było pomiędzy Bluszczem a towarzyszką jego wczorajszej zabawy. Para wyściskała się. Dziewczyna rzewnie płakała. Bluszcz jednak wydawszy kilka głębszych westchnień dosiadł swego sokoła i wzbił się w powietrze, by kołować nad zgromadzeniem.

-Nie zapuszczajcie się do dżungli. Nie znacie jej. Jest dużo niebezpieczniejsza niż może wam się wydawać. Nie tylko dzikie bestie jak skeorxy, ale przede wszystkim dzikie plemiona jak choćby ludzcy "Poskramiacze" są bardzo niebezpieczni. Oswajają groźne zwierzęta i stosują zatrutą broń. Lepiej nie ryzykować. Oby dobre Pasje wam sprzyjały i udało wam się zrealizować wszystkie wasze zamierzenia.

Po tym pouczeniu Iandris, żegnani przez tłumek machających im na pożegnanie wietrzniaków ruszyli w drogę na południe.


Puszcza raczyła ich zapachami egzotycznych kwiatów i odgłosami niezliczonych ptaków i małp a także porykiwaniami drapieżników. Pod wieczór teren po lewej stronie drogi zaczął się zmieniać, z lasu wypiętrzyły się góry. Ich strome zbocza były niemalże pozbawione roślinności, natomiast wierzchołki nie pozostawiały wątpliwości. Lśniły refleksami tysięcy kryształów. To były z pewnością słynne Lśniące Szczyty. Zasiedlane, pilnie strzeżone i eksploatowane prze dziesiątki Trollich Przymierzy. Najbogatsze źródło minerałów i kamieni szlachetnych w całej Barsawii.

Podróżników zastała noc. Obozowisko rozbili na drodze pomni ostrzeżeń wietrzniaków a także zmuszeni koniecznością. Gęste zarośla porastające obie strony drogi nie sprzyjały temu by się w nie zapuszczać. Skazani byli na suchy prowiant z racji o polowaniu nie było mowy.

Keira, która całą drogę była milcząca i jakby smutna, gdy rozbili obozowisko podeszła do Kitaana po oporządzeniu konia.

- Kitaanie dużo myślałam o tym co powiedziały t'skrangi. Istotnie nie byłam wobec was całkiem szczera. To nieuczciwe wobec was, szczególnie wobec ciebie Kitaanie. Nie chcę cię okłamywać. Mam zamiar wszystko ci powiedzieć. Może nie od razu, ale zacznę dzisiaj. Veneron nie był tylko moim współpracownikiem. Byliśmy parą- mówiąc to Keira spłoniła się po czubki uszu.

-Poznałam go kilka lat temu. Nie był jeszcze wtedy głosicielem Raggoka. Był taki przystojny i szarmancki. Taki delikatny i czuły. Mimo, że był młodszy ode mnie, był dużo bardziej doświadczony. Zajęta byłam przez całe życie swoją misją. Przez ten przeklęty kryształ nie miałam czasu na miłość. Veneron otwarł mnie na nią. Przez pewien czas byliśmy tacy szczęśliwi- kobieta nie przestając się czerwienić zawstydzona spuściła wzrok- wspólnie badaliśmy kryształ. Niestety jakiś rok temu wszystko się zmieniło. Zaczął mówić o zemście, o swej pomordowanej rodzinie. Chodził na spotkania z tymi ubranymi na czarno zbójami od Raggoka. Uznałam, że jest zbyt niebezpiecznie, uciekłam. Zaczął mnie ścigać po całej Barsawii. Resztę już znasz. Wybacz to dla mnie bardzo bolesne.
Ocierając łzę pośpiesznie odeszła od Kitaana w mrok. Pojawiła się w świetle ogniska po kilkunastu minutach. Nie odzywając się słowem z zaczerwienionymi od płaczu policzkami natychmiast położyła się spać.

Drużyna wystawiła oczywiście warty, ale w ciągu nocy nie wydarzyło się nic niepokojącego. Jedynie głośne wycie małp i innych stworzeń nocy nie dawało spać. Rano nie podnosząc wzroku na Kitaana ani na innych "Nieposkromionych" zjadła pośpiesznie śniadanie i poszła szykować konia do drogi. Bluszcz, któremu nie umknęło wczorajsze dziwne zachowanie zleceniodawczyni, ani dzisiejsze poranne, popatrywał z dziwnym uśmieszkiem to na nią to na Kitaana przeżuwając suszone owoce. Wykazał się jednak niezwykłym, jak na wietrzniaka taktem i nie odezwał się ani słowem.

W końcu ruszyli. Bluszcz zapewnił, że świetnie widzi ślad jednak Keira zbyła to słowami.

- Wiem Bluszczu dokąd zmierzają. Nie uda im się ominąć Przełęczy Szponu i Wurchaz. Tam o nich zapytamy. Możesz już ich nie tropić.

Wietrzniak popatrzył przez chwilę zaskoczony na Keirę, ale skinął głową i wzbił się wyżej. Nie dane im było jednak ujechać daleko. W pewnym momencie, wędrując przez z pozoru normalny las uświadomili sobie dziwną rzecz. Przestali słyszeć ptaki i wydzierające się do tej pory wniebogłosy małpy. Puszcza ucichła jakby czekając na to co się ma wydarzyć. Trochę zaniepokojeni, szczególnie Bluszcz zaczęli obserwować gąszcz wypatrując niebezpieczeństwa.

I po kilkunastu sekundach stało się. W dzikim hałłakowaniu na drogę wypadła zgraja prawie nagich ludzi zbrojnych w łuki i dzidy. Przed jadącymi na koniach wbiły się w ziemię wystrzelone strzały. Wierzchowce zaczęły stawać dęba. Do lecącego na swym fotelu Ss'arisa i wietrzniaka na sokole wycelowało kilkunastu dzikusów. Bluszcz zresztą nie miał zamiaru zostawiać towarzyszy tylko odważnie sfrunął na własnych skrzydłach niżej i wycelował ze swego łuku w otaczający ich tłum.


Dzikich było około pięćdziesięciu. W pewnym momencie przed zaskoczonych "Nieposkromionych" i wystraszoną Keirę, która z trudem opanowała swego wierzchowca wyszedł Chudy i mały człowieczek, w nakryciu głowy sporządzonym z czaszki jakiegoś zwierzęcia i przemówił machając grzechotką z ogona grzechotnika.

-Gurekin batera etorri behar duzu. Beraz arbasoen espirituen nahi dute. Entzunik, ilea ez dugu zure burua erortzen!

Keirze udało się opanować strach.
- Chyba znam to narzecze. Mówi, że mamy iść z nimi. Co zrobimy jeśli nas gdzieś zaprowadzą i będą chcieli zabić? Słyszałam, że te plemiona jedzą innych dawców imion.

- Ja słyszałem, że zatruwają strzały- powiedział Bluszcz nie zwalniając napiętej cięciwy- jeśli jednak zdecydujecie się walczyć nie zostawię was- powiedział dzielny wietrzniak.
 
Ulli jest offline