Wróciła do stolika akurat wtedy, gdy Franz zaczął mówić o Czarnym Lesie. Słuchała z zaciekawieniem, a gdy skończył wygłaszać swoje tezy, rzuciła:
- Wilcy, czy nie wilcy wyrośnięci, musimy być przygotowani na wszelką okoliczność. Ja mieczem robić nie umiem, więc będę was wspomagać z dystansu, jak przyjdzie co do czego. - Spojrzała po mężczyznach. Na słowa Kippenbergera o zapakowaniu prowiantu na jego wóz, skinęła mu tylko głową. -
Dobry pomysł, Franz. Co prawda konno jestem, ale Vlad i tak już sporo moich rzeczy nosi, więc dobrze, że się nam akurat ktoś z wozem trafił.
Dopijając mleko widziała, jak dwóch parobków od karczmarza dyga z balią na piętro, a co się przy tym nasapali, to ich. Niedługo później wrócili na dół po wiadra pełne wrzącej wody, z którymi ostrożnie znów powędrowali na górę. W końcu - tak jak poprosiła gospodarza - ten dał jej znać po trzech kwartach, że kąpiel gotowa.
- Spać uciekam, a wam, towarzysze, radzę nie siedzieć długo w noc. Trzeba być wypoczętym, skoro ruszamy z samego rana - powiedziała, pożegnawszy się z nimi.
Odebrała klucz do pokoju z numerem osiem, zapłaciła z góry za nocleg z kąpielą i poranne śniadanie, a następnie ruszyła na górę. Ze schodów machnęła jeszcze Hurgarowi i Franzowi, a ci odpowiedzieli tym samym i po chwili zniknęła im z pola widzenia.
Przeszła szerokim korytarzem po skrzypiących deskach, odnalazła swój pokój, przekręciła klucz w zamku a ten... zablokował się w połowie drogi. Westchnęła ciężko, napierając na niego dłonią, jednak ten ani drgnął. Dopiero po chwili przyciągnęła drzwi do siebie, a klucz szczęknął gładko, wpuszczając ją do środka. Pokój był mały, tak jak się spodziewała. Pod ścianą na prawo znajdowało się jednoosobowe łóżko, a po lewej stronie niewielka komoda i balia z wodą, zajmująca niemal całą wolną przestrzeń. Naprzeciw drzwi, w oknie, pozostawiono jej miedziany świecznik z kilkoma zapalonymi świeczkami, które dawały przyjemną, ciepłą łunę.
Rzuciła swoje klamoty na łóżko, po czym zrzuciła skórznię i kolczugę. Zamknęła drzwi na klucz i podeszła do balii, sprawdzająć dłonią wodę - była idealnie ciepła, a unosząca się para tylko zachęcała do zanurzenia się w środku. Rozebrała się szybko do naga i weszła ostrożnie do środka, dając nogom czas na przyzwyczajenie się do wyższej temperatury. Dopiero po dłuższej chwili usiadła, a woda podeszła jej niemal pod samą szyję. Odetchnęła radośnie i uśmiechnęła się do siebie, gdy poczuła, jak po jej ciele rozchodzi się przyjemne ciepło. Przez kolejne kilka minut po prostu leżała tak, z zamkniętymi oczami, relaksując się. Wiedziała, że w najbliższych dniach nie będzie miała dostępu do takich luksusów, więc wolała skorzystać zawczasu i wyleżeć się w balii, co swoje.
Zawsze była pod tym względem wygodna - nawet za dzieciaka rodzice mieli problem, by wydobyć ją z miski z wodą, tak uwielbiała się kąpać. Na myśl o zadaniu, ucieszyła się, że jednak pojadą przez las - to był jej drugi dom i tam właściwie czuła się lepiej, niż w większych skupiskach ludzi, kiedy nikt nie hałasował, nikt jej nie próbował nagabywać, czy rzucać czymś nad głową. Przyroda to było jej miejsce, choć oczywiście umiała i lubiła korzystać z wynalazków ludzi.
"Jak choćby balia z gorącą wodą", pomyślała i znów uśmiechnęła się do siebie. Zdawała sobie sprawę, że w Czarnym Lesie na pewno napotkają na jakieś przeszkody, ale przecież nie była sama, a Hurgar wyglądał na wojownika, z którym trzeba się było liczyć. Te i inne myśli przelatywały jej przez głowę, a gdy woda zaczęła powoli robić się letnia, Orla wyszła z balii, wycierając się zostawionym przez karczmarza kawałkiem sporej, czystej ścierki. Zarzuciła długą, białą koszulę nocną wygrzebaną z torby, raz jeszcze sprawdziła, czy drzwi są zamknięte (zawsze to robiła, gdy nocowała w karczmie), po czym wydobyła sztylet z pochwy i wrzuciła go pod poduszkę - chciała mieć pewność, że będzie mogła się obronić, gdyby ktoś postanowił ją jednak "odwiedzić" w nocy. Świece zostawiła, by się dopaliły - nigdy nie miała problemów z zasypianiem przy świetle, więc weszła do łóżka, wślizgując prawą rękę pod poduszkę, gdzie dłoń szybko odnalazła rękojeść sztyletu.
Nim choć jedna ze świec zgasła, Orla już spała.