Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-11-2015, 18:11   #19
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
- Wrogowie! - krzyknął Anmar widząc chaotyczny ruch na schodach.
Wziął swój oparty o ścianę miecz dwuręczny i ruszył pędem pod schody. Nie widział swego celu, więc niezbyt wiele mógł zdziałać w tym momencie.
- Na szabrowanie przyjdzie czas później. Ruszcie się! - powiedział głośno i mocniej chwycił rękojeść swego ostrza.
Darvan spodziewał się różnych niespodzianek, ale atakujący go szkielet... W pierwszej chwili cofnął się o krok, z zamiarem natychmiastowego odwrócenia się na pięcie, zbiegnięciu, jak najszybszym, po schodach i schronieniem się za placami towarzyszy. Był jednak przekonany, że zanim on dobiegnie w okolice kominka, szkielet go dopadnie i wykończy.
- Tangan api! - Darvan zdecydował się na desperacki krok, po czym poczęstował przeciwnika płynącym z palców ogniem.

Ogień i lód... Te dwa żywioły nigdy się ze sobą nie zgadzały, a ich spotkanie oznaczało walkę. Bezwzględną walkę, prowadzącą do zniszczenia przeciwnika.
Tym razem zwyciężył ogień i Darvan z satysfakcją spostrzegł, jak stojący przed nim szkielet rozsypuje się w proch... A wraz z nim i kolejny, którego wcześniej Darvan nie zauważył. Bo gdyby zauważył, to nawet by nie próbował podejmować walki, tylko wziąłby nogi za pas, nie bacząc na konsekwencje.
Mag odetchnął głęboko i wzniósł oczy ku niebu, w myślach dziękując Nethysowi na pomoc.

- Anmarze... mógłbyś mi pomóc? - Darvan spojrzał na Anmara, idącego w jego stronę. - Pomożesz mi? Kręciły się tu dwa szkielety. Nie wiem, czy nie będzie ich tu więcej...
Czekając na przybycie kompana spróbował spenetrować wnętrze pomieszczenia wykryciem magii.

Na okrzyk Anmara Shalia poderwała się znad ciała Auli.
Mają za swoje, pomyślała w pierwszej chwili, choć kiedy wbiegała do budynku zdążyła już ochłonąć i dotarło do niej, że sprawdzenie i zabezpieczenie stróżówki jednak takie głupie nie było.
- Co się tam dzieje? - zawołała z dołu, wchodząc na schody i rozglądając się czujnie dookoła.
Nie chciałaby, by ktoś wrócił akurat do budynku i zaatakował ich w plecy.

- Nie spodziewałem się, że trzymają na piętrze ożywione szkielety - wyjaśnił Darvan, trzymając się za zranioną rękę. - Potwornie zimne szkielety.

Sergis wybiegł z pokoju i zamyślił się patrząc na całą scenę.
- Wygląda na to, że to nie taka zwyczajna placówka. Dobrze by było nie rozdzielać się za bardzo, dopóki nie upewnimy się, że wszędzie jest bezpiecznie, ale z drugiej strony… - Przeniósł spojrzenie na nieprzytomnego bandytę w kącie - mamy tu jednego z nich. Wykorzystajmy to, wyglądajcie groźnie, żeby nie próbował niczego głupiego. - Uśmiechnął się do nich, jakby opowiedział właśnie dobry żart.

Alchemik podszedł do rudego i dostrzegł, że pod jego ciałem zaczyna tworzyć się ledwo widoczna kałuża krwi. “Cholera… przywaliłem mu za mocno?” - pomyślał, ale krew nie wyglądała na starą, zupełnie jakby dopiero coś mu się stało. Ukucnął przy nim i odwrócił go twarzą do sufitu. Jego oczy rozszerzyły się ze zdziwienia, kiedy dostrzegł ranę na jego obojczyku, wyglądała na zadaną bronią krótką, może sztyletem lub krótkim mieczem. Spojrzał w stronę pozostałych.
- Czy ktoś z was go dobijał? Zostawiłem go nieprzytomnego, ale teraz ma ranę, jakby go ktoś dźgnął, nie żyje. Jeśli to nikt z was, to ktoś jeszcze jest w tym budynku, ktoś kto porusza się na tyle cicho, by nikt z nas go nie usłyszał, ani nie zobaczył… wątpię by sam się zabił, ostatnio kiedy oddychał bardzo chciał żyć. - Rozejrzał się z wyraźnym napięciem na twarzy, starając się dostrzec jakieś dodatkowe ślady, ale nic nie zauważył. Przy zwłokach nie było śladów śniegu, ani błota z butów, nie było kropel z krwi z ostrza, którym zadano śmierć, ani niczego innego. To jeszcze bardziej go zaniepokoiło.

- Zaklęcie niewidzialności? - wyraził swe przypuszczenie Darvan, schodząc parę stopni w dół. Bo jeśli nie, to musiał to zrobić któryś z tamtej trójki. Tego jednak wolał nie wypowiadać na głos.
Sergis tylko wzruszył ramionami.
- Nie mam pojęcia, ale ktokolwiek to był, to nie chcę go spotkać, a może równie dobrze być w pobliżu. Proponuję mieć się na baczności, chodźmy wspólnie na górę sprawdzić czy jest tam bezpiecznie, zbierzmy co się da i opuśćmy to miejsce, przynajmniej ja mam taki zamiar. Chcę jeszcze wyłamać zamek skrzyni w tamtym pokoju. - Wskazał na pomieszczenie, z którego wyszedł i ponownie przeskanował otoczenie w poszukiwaniu sygnatur magicznych licząc, że jeśli ktoś tu jest, to go wykryje.
Niewidzialność oznaczała zazwyczaj magię, więc i Darvan przyłączył się do Sergisa w poszukiwaniu tajemniczego zabójcy, podobnie jak tamten rzucając wykrycie magii.
No i była... Magia, której tu nie powinno być.
Skupił się na niej.

Shalia przyglądała się ich poczynaniom i decyzjom z jakąś mieszaniną niechęci i dezaprobaty. Niewielka rana i zaklęcia niewidzialności? Aż się prosiło o zimotkniętych. Nie miała pojęcia o jakiej trójce mówił mag, zwłaszcza że w pobliżu nie było żadnych śladów, a przecież niewidzialni też robią ślady. Więc ponownie - zimotknięci? Uznała jednak, że nie będzie się odzywać. Przecież wszyscy wiedzą wszystko lepiej.
Nie miała też zamiaru opuszczać ciepłej, suchej przystani, bo ktoś może im zrobić krzywdę. Niestety nie bardzo umiała stwierdzić, co było gorsze - tchórzostwo czy znieczulica.
Podczas kiedy reszta zajęta była… czymkolwiek była zajęta, łowczyni postanowiła pochować Aulę. Z mieczem z zimnego żelaza w ręku udała się więc na poszukiwania łopaty.

Nie minęło kilka sekund, kiedy to w pomieszczenie z kominkiem na chwilę pociemniało w taki sposób, jakby powoli zaczynał zapadać zmrok. Drużyna miała wrażenie, jakby słodkawa woń wypełniła powietrze, parząc jednocześnie skórę znajdujących się w pokoju osób. Każdemu na chwilę świat zawirował przed oczami dając uczucie braku stabilnego podłoża. Wszyscy się pozbierali dość szybko, jednak nie Darvan. Ten padł na podłogę na wznak tracąc przytomność.
Ukazał się przed nimi pewien mężczyzna z pokrytym jakąś cieczą mieczem w swej dłoni. Stał w miejscu, gdzie dotychczas był stół i wskazywał swą bronią na alchemika.
- Nie lubię, kiedy goście nie chcą przyjąć mej gościnności. A teraz gińcie. Będziecie moimi nowymi ożywieńcami - rzekł paskudnie się uśmiechając.
 
Kerm jest offline