| “Co jest do ch…” pomyślał Sergis kiedy padli ofiara parzącej chmury. Ciemność zniknęła, a jego oczom ukazał się leżący Darvan, oraz ten którego nie chciał spotkać. To jakieś zrządzenie losu? W jednej chwili alchemik spiął się wyraźnie kiedy odczuł poczucie zagrożenia, które go owiało. Mimo strachu to gniew wziął nad nim górę.
- A ja nie lubię kiedy się mnie okrada draniu! Gdzie schowałeś księgę?!-odkrzyknął do niego i spróbował ponownie swojej ulubionej sztuczki, która nie raz już uratowała mu skórę.
Bogowie fortuny chyba naprawdę sprzyjali Sergisowi gdyż przeciwnik padł na ziemię w głębokim śnie. Serce alchemika nadal biło szybko kiedy wybuchnął głośnym śmiechem, był z siebie wyjątkowo dumny. Podszedł szybko do ciała, kopnął w kąt miecz i przyszykował się do standardowej dekapitacji. Trzymając łopatę nad jego szyją zapytał szybko pozostałych.
- Dosłownie zaraz się obudzi, żywcem czy zabić? Szybko.
Wszystko potoczyło się tak szybko, że Shalia, która wciąż jeszcze nie opuściła pomieszczenia z kominkiem, nie zdążyła nawet zareagować. Przemknęło jej jedynie przez myśl, że już wiadomo, kto stworzył ożywieńców zamkniętych w wozie. W tym czasie ich nowy, tymczasowy towarzysz zdołał już nieźle podziałać.
- Żywcem - odparła, rzucając już plecak na ziemię i wyciągając z niego linę, by pomóc w skrępowaniu wroga.
Sergis pokiwał głową obserwując wiązanie bydlaka, a po chwili przeniósł wzrok na nieprzytomnego Darvana.
- Jeśli macie przy sobie jakieś przybory medyczne to mogę go opatrzeć.
Dziewczyna popatrzyła na alchemika z ukosa. Przeniosła wzrok na jeńca, potem na swoją zakrwawioną rękę, znów na jeńca i w końcu z powrotem na alchemika.
- Aha. Bo jest taki śmiertelnie ranny? - Jej twarz nie wyrażała niczego, jedynie w złotych oczach migotała zimna złość.
- Zamierzam go zabić, jak tylko dowiem się, gdzie jest kobietą, którą porwali. Szkoda zasobów - mruknęła i od niechcenia kopnęła nieprzytomnego w ramię, by go ocucić.
Sergis spojrzał zdziwiony na kobietę, a na jego ustach na chwilę pojawił się kpiący uśmieszek.
- Mówiłem o waszym kompanie, tym co tam leży, ale skoro zamierzasz go zabić…- wzruszył ramionami udając bezradność. “Słabowita na umyśle? Lepiej się nie zbliżać”.
Shalia machnęła ręką na Sergisa. Nie pierwszy raz nie dogadywała się z tego typu zarozumialcem. Im szybciej ten koleś ruszy w swoją stronę, do Heldren, tym lepiej dla wszystkich.
- Ah, Darvan. Nie wygląda, jakby umierał. Nie pierwszy raz traci przytomność na widok wroga - parsknęła cicho. - Tam przy ciele Auli są jakieś przybory, jej się już nie przydadzą - powiedziała, wskazując wyjście z budynku.
Alchemik kiwnął głową.
- Wezmę je w takim razie jak będę ruszał w dalszą drogę. Więźnia nie zabijaj póki i ja go nie zapytam o kilka spraw, wstawaj! - zawołał do leżącego szturchając go butem.
Ten po chwili faktycznie otworzył oczy i prawie natychmiast przybrał tę minę, która mówiła “weźcie się odwalcie, nic wam nie powiem”.
-Uuu… - zareagował komicznie Sergis. - Patrz jak hardo wygląda, jak nic speca od tortur tu trzeba. No chyba, że wyładujesz na nim tę irytację, która w Tobie siedzi. Ja bym od razu zaczął gadać na jego miejscu.-odsunął się od leżącego, oparł plecami o ścianę i skrzyżował ramiona dając jej pełne pole do popisu. - Nie krępuj się moja Pani.
Shalia specjalistką od tortur nigdy nie była, a zadawanie bólu z premedytacją też niezbyt do niej pasowało. Stanęła przed jeńcem i zadała jedyne, najważniejsze pytanie:
- Gdzie jest Lady Argentea? - nie oczekiwała jednak, że uzyskanie odpowiedzi na to pytanie przyjdzie łatwo.
“Lady Argentea?” - pomyślał Sergis. “Widać mój oprawca to nie byle złodziej. Mieszanie się w porwania jakichś księżniczek nie jest mi potrzebne”.
Prócz myśli nie odezwał się ani słowem.
Jeniec wymamrotał tylko jedno zdanie:
- To wszystko wina Teb Knottena i Izoze. Kazali nam porwać szlachciankę, kiedy siłą zmusili naszą bandę do współpracy - zaczął tłumaczyć - Ale gdzie ona jest… No cóż. Za drobną przysługę mogę wam pomóc.
W międzyczasie leżący przy kominku Darvan odzyskał przytomność.
- W porządku - Sergis wbił się w rozmowę - To my Cię nie zabijemy w ramach przysługi, a Ty powiesz, co wiesz. Przy okazji, gdzie jest moja księga?
- Jakaż znowu księga? - zapytał zdziwiony przywódca bandziorów - Nie dostałem żadnej księgi, kiedy cię rozbroiliśmy.
- To moje rzeczy? Gdzie są?
- Na górze.
- Mam nadzieję, że nie ma tam więcej szkieletów?
Leżący na schodach Darvan otworzył oczy. Przysłuchiwał się rozmowie, ale nie zamierzał się do niej na razie wtrącać. No i nie zamierzał wstawać.
- Jeśli mnie wreszcie rozwiążecie, to ci pokażę. Cholera - szarpnął swymi więzami mężczyzna.
Shalia prychnęła kpiąco.
- Rozwiążemy? Żeby… jak to było… stać się twoimi nowymi ożywieńcami?
Sergis pokiwał głową z aprobatą na dźwięk jej słów.
-Nie ma takiej opcji, poza tym nie potrzebujesz wolnych rąk by nam pokazać co trzeba i powiedzieć pozostałym to co chcą wiedzieć. Równie dobrze mogliby je uciąć, a dalej byś mógł mówić. Zostawiam go już wam, wybacz, że przeszkodziłem -zwrócił się do kobiety- Potem tylko niech pierwszy wlezie na górę i mi pokaże co trzeba.
- Możesz zająć się w tym czasie Darvanem - odparła, wzruszywszy lekko ramionami.
Następnie zwróciła się do pojmanego:
- Kim są Teb Knotten i Izoze? Nic mi nie mówią te imiona.
- Izoze to lodowy mefit - odparł po chwili milczenia bandyta. - Izoze działała jako pośrednik pomiędzy nami, a Teb Knottenem. Ten drugi zaś… Mchowy troll. I wydaje mi się, że pojawili się wtedy, gdy przyszła tu ta nienaturalna zima.
Szarpnął jeszcze raz za więzy.
- Wiecie co? Może pójdziemy na układ? Wy mnie rozwiążecie, a ja wam pomogę zająć się tym, co tutaj się przypałętało. Mam z nimi rachunki do wyrównania - uśmiechnął się na koniec.
__________________ “Tu deviens responsable pour toujours de ce que tu as apprivoisé.” |