Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-11-2015, 21:02   #23
Hazard
 
Hazard's Avatar
 
Reputacja: 1 Hazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputację
Barbarzyńca w dziczy


Odmieniec przez pewien czas stał jedynie przy ladzie, bacznie spoglądając spode łba na rozentuzjazmowaną gawiedź. Czujny, jak na terenie nieprzyjaciela, starał się wypatrzeć wśród tłumów skrytego i czającego się na nich wroga. Jednak taki nie nadszedł wcale. Jedynie wrzawa z każdą kolejną sekundą zdawała się narastać i wywoływać u niego ból głowy. Po co on się tu w ogóle pchał. Ulewa na zewnątrz wydawała się teraz dla niego o wiele lepszą perspektywą niż to…
Po upływie kilku minut, kiedy w końcu rozryczany śmiech biesiadników i nieprzyjemny, unoszący się w karczmie swąd palonego ziela i alkoholu, przestał tak bardzo drażnić barbarzyńcę, ten zbliżył się do karczmarza, w dalszym ciągu bacząc na wszędobylski tłum.
- Wiesz coś może, o bandzie, która zarżnęła dziś niejakiego Williama i jego rodzinę? - rzucił niedbale i z cicha, jednak na tyle głośno, by we gwarze gawiedzi, Dagomir mógł go usłyszeć. Po chwili dodał, równie markotnym tonem: - Albo kogoś, kto może wiedzieć nieco więcej na ich temat…
- Taa… - odparł karczmarz przecierając ze znudzeniem i tak już z dawna czysty blat.
- Paskudna sprawa. Praworządna rodzina, ojciec niewiele młodszy ode mnie z gromadką kilkunastu dzieciaków i żoną. Wszyscy zarżnięci jednej nocy jak świnie… w głowie się nie mieści! - Dagomir sięgnął po jeden kufli znajdujących się za jego plecami, przetarł go kilka razy brudną szmatą (tą sama, którą wcześniej czyścił blat), po czym nalał z beczki piwo i wręczył je bez słowa barbarzyńcy.
- Gościłem tych poszukiwaczy przygód u siebie. Typowe typki spod ciemnej gwiazdy. Prowadzili na boku interesy, w najbardziej zaciemnionym kącie karczmy obsługiwani przez kobiety, które najwyraźniej kupili dla własnej rozrywki. Widać było, że mają w nosie pomoc mieszkańcom miasta i wezmą się za wszystko co nie wymaga od nich zbyt wielkiego wysiłku, a przyniesie zysk. Tak właśnie było z tą rodziną. Okrutna zbrodnia… - powiedział z wykrzywionym w obrzydzeniu grymasem na twarzy.
Lorath skinął głową - w podzięce za piwo, jak i informację. Zasępił się, spoglądając na awanturników w karczmie. Ilu z nich miało mieć podobne zamiary, co tamta banda? Czy tak miał wyglądać, ten piękny świat, o którym mów tyle mówili? Czy to tu Bogowie mieli spojrzeć na niego przychylnym okiem? Westchnął z rezygnacją.
Rzucił karczmarzowi złotą monetę i krótkie:
- Dzięki - a potem odszedł w zamyśleniu.

Kiedy skończył rozmawiać z karczmarzem, przysiadł się do wolnego stolika, w spowitym w półmroku kącie sali. Tam w samotności spożył słabe piwo od karczmarza. Niedługo potem, dosiadła się do niego Szara, przynosząc ze sobą kolejny trunek, który po chwili wahania skosztował. Jedynie kilka razy w swoim życiu Odmieniec spożywał alkohol, dlatego pod wpływem jego nadmiaru, na jego kamiennej, pozbawionej zwykle emocji twarzy, zaczął rysować się lekki grymas. Zaś po przełknięciu kilku kolejnych haustów, złocistego napoju, zawiesił spojrzenie na kuflu i mruknął niespodziewanie, lecz jak zwykle cicho:
- Da się nawet polubić, te ludzkie przysmaki…
Zaraz po tym, do ich stolika przyniesiono sarninę, którą zamówiła jego towarzyszka. Na ofertę podzielenia się posiłkiem, jedynie skinął głową w podzięce, zachowując przez dłuższą chwilę milczenie. Spoglądał przez chwilę na salę, wyłapując porozrzucanych po niej towarzyszy. Nagle, równie niespodziewanie zwrócił się do Szarej:
- Co o nich myślisz? - ruchem głowy wskazał na awanturników, z którymi spędzili ostatnie dni podróży.
- Ach - westchnęła kobieta opierając łokieć o blat stołu, zaś na ręce położyła swoją brodę, by głowa mogła odpocząć - Sama nie wiem. Póki co lepiej, byśmy ufali tylko sobie… Choć Sadim wydaje się być dobrą osobą. Dziś przed snem odpłyniemy trochę i zobaczymy jakie wizje zostaną nam zesłane. Przyda się nam mała pomoc - odparła z uśmiechem i przeniosła spojrzenie na Barbarzyńcę.
Cień zainteresowanie oblał twarz Odmieńca, na wzmiankę o “odpłynięciu”. Jednak nie powiedział na to nic, zamiast tego zwrócił uwagę na jej opinię o Sadimie.
- On potrafi wyczuć zjawy. - Lorath rzekł to, co oboje już wiedzieli. Po tych słowach ciężko było stwierdzić, czy Odmieniec uważa to za coś dobrego, czy wręcz przeciwnie. Przez długi czas nie zanosiło się by miał zamiar coś odrzec. Pił jedynie swój trunek, który w zatrważającym tempie zaczął znikać z kufla. W dalszym ciągu spoglądał na ich nowych towarzyszy, jakby starając się, za pomocą wzroku dostrzec ich wartość. Po chwili przeniósł spojrzenie na Szarką.
-Być może jutro się przekonamy, czy są warci zaufania.
- Wciąż nie wiem czy z wami iść - rzuciła w odpowiedzi, ni to z uśmiechem, ni ze smutkiem. Zerknęła na jego kufel, z którego szybko umykała zawartość - Wezmę jeszcze, przyda nam się solidny odpoczynek - oznajmiła jedynie i nie było tutaj pola do dyskusji. Kobieta wyprostowała się zabierając oparty łokieć ze stołu, po czym wyciągnęła ręce wysoko nad głowę i napięła drobne ciało, wypinając pierś ku przodowi.
- Niech je widzi, póki są grzeczne nikomu nie szkodzą - powróciła do tematu Sadima, jednak szybko od niego odstąpiła, kładąc swoją ciepłą dłoń na dłoni Odmieńca i wbijając w niego swoje szare oczy - Uda nam się, będzie dobrze. Odzyskasz to, co powinieneś mieć od samego początku. Może to nie kara, być może to próba, a ja jestem Twoim światłem. Wiesz, moje włosy są białe, oczy szare, a skóra jak popiół jasny. Tylko mnie widzisz w barwach takich, jakimi naprawdę się prezentuję - zwróciła się tylko i wyłącznie do niego, potwierdzając to swoim spojrzeniem i uśmiechem, po czym zabrała dłoń z powrotem, kładąc ją na swoich udach.
Lorath skinął głową, zgadzając się tym samym ze wszystkim co powiedziała. Nie czuł konieczności, mówienia czegokolwiek równie głębokiego i wartościowego. Taka była już jego natura, a ona wiedziała o tym bardzo dobrze. W końcu oboje znali się nie od dziś. A w jego krótkim spojrzeniu, Szara mogła dostrzec wdzięczność.
- Chcesz żebym rano z wami poszła?
Elf wzruszył ramionami.
- Nie musisz, jeśli nie chcesz.
Szara jedynie kiwnęła głową. Nic nie odpowiedziała. Będzie tylko poić swojego towarzysza aż do zachwiania nóg. Tak też razem siedzieli prze kilka kolejnych minut, wypełnionych odgłosami karczmianego gwaru. W międzyczasie odbyła się krótka narada, po której Lorath udał się, mniej więcej prostym krokiem na górę, w stronę wynajętego przez Szarą pokoju.

Rozmyślając ciągle nad słowami karczmarza jak i jego towarzyszki, Lorath postanowił, że następnego dnia, niezależnie od pogody, czy towarzyszy, ruszy wymierzyć karę mordercom. Okrzyki na piętrze zdawały się zelżeć tylko odrobinę. Choć były to dopiero jego pierwsze godziny w mieście, wiedział, że nie wytrzymałby następnego dnia festiwalu, bez chwili odpoczynku na łonie natury. Nawet jeżeli odpoczynek, polegać miał na polowaniu…
 

Ostatnio edytowane przez Hazard : 23-11-2015 o 23:36.
Hazard jest offline