Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-11-2015, 22:30   #24
Aveane
 
Aveane's Avatar
 
Reputacja: 1 Aveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumny
Gdy wszedł do karczmy, jego oczy nabrały delikatnego blasku. W Saelmur często pojawiał się w karczmach, a takie rozróby dawały mu pole do popisu. Podczas bójki ludzie zapominają o swoich sakiewkach. Przypominają sobie o nich, gdy przychodzi do płacenia, a wtedy jest już często za późno. Usiadł jednak z pozostałymi, teraz nie był w stanie skupić się na pracy.

Nie minęło wiele czasu i Szara zaczęła intensywnie się w niego wpatrywać. Znał to spojrzenie. Tak patrzą ludzie, którzy czegoś potrzebują. Ruszył z uśmiechem w stronę szynku i stanął obok wyroczni.
- Widzę, że piękna dama potrzebuje pomocnej dłoni - zagadał z zawadiackim uśmiechem. Lubił towarzystwo kobiet i często wiedział, co ludzie chcą usłyszeć. Szarańcza spojrzała na niego przechylając głowę w bok i zagryzając lekko dolną wargę.
- Nie tutaj - oznajmiła krótko, zbierając z lady zioła i pakując je za płaszcz, po czym wzięła dwa kufle swojego alkoholu i lawirując pomiędzy stolikami z subtelnym kołysaniem bioder udała się do wolnego stolika z myślą, że łotrzyk pójdzie za nią. No cóż, trunek miał być dla Loratha, ale skoro tak... Danre westchnął i ruszył za nią, choć dobrze wiedział, że ten gest nie był wykonany w celu poderwania go. Wiele razy podrywał i wiele razy był podrywany. Zachowanie Szarej było zbyt nagłe, by mógł uznać je za faktyczną próbę nawiązania tego typu relacji. Nie przeszkadzało mu to jednak. Białowłosa przysunęła kufel na miejsce Fervala. Nachyliła się nad stolikiem zajmując siedzenie na uprzednio podniesionym krześle.
- Męża potrzebuję - szepnęła konspiracyjnie. Chłopak z ciekawością zerknął na białowłosą, a gdy usłyszał jej słowa, zaśmiał się głośno. Gdy już przestał, upił łyk ale i również się pochylił. Rozejrzał się, marszcząc teatralnie nos.
- Tamten w rogu, czarne włosy. Nie przejmuj się pryszczami, zejdą mu. Kiedyś.
Kobieta szturchnęła go w ramię z udawanym oburzeniem, co dało się wywnioskować z nieschodzącego z jej ust uśmiechu.
- Głupi! - skarciła go krótko - Nie w takim sensie! Bardziej wyimaginowanym. Jakiś najtańszy pierścień by się przydał, co by sugerował, że jestem poważną damą, a nie jakimś dzieciem.
Młodzieniec spojrzał na rozmówczynię z szerokim uśmiechem, po czym wyciągnął z sakiewki srebrną monetę. Chwycił ją dwoma palcami lewej ręki i lekko wysunął ją w stronę Szarej. Prawą dłonią przesunął z góry na dół tak, by na ułamek sekundy zasłonić pieniądz przed wzrokiem kobiety. W tym czasie moneta zniknęła.
- Skoro tak ładnie prosisz - chytry uśmieszek wstąpił na jego usta. - Zobaczę, co da się zrobić.
- Ja nie proszę. Ja nawet nie wymagam… Po prostu bym chciała. Jeśli nie dasz rady, to trudno, sama gdzieś to kupię, ale będzie mi smutno. - odparła odwracając głowę w bok i patrząc na Loratha, by wiedzieć gdzie usiadł i do niego dołączyć niedługo. Chociaż odwróciła od niego spojrzenie, Ferval nachylił się jeszcze bardziej. Uśmiech nie schodził z jego twarzy.
- Szantażystka - powiedział spokojnym głosem. - Zaczynam cię lubić.
- A ja się jeszcze zastanowię nad lubieniem kogokolwiek - zerknęła na niego z ukosa, jakby go o coś podejrzewała. Ten jego wyraz twarzy.
- Co się tak szczerzysz? Zioło mi zarąbałeś? Też mi będzie smutno, pamiętaj - dodała markotnie z podłą minką. Uśmiech młodzieńca przygasł, jak jeszcze nigdy wcześniej.
- Nie okradam swoich - wycedził przez zaciśnięte zęby, po czym wstał, zostawiając prawie pełen kufel ale na stole. Chciała zaproponować mu coś fajnego, ale skoro się obraził to nic nie poradzi. Ciężko było nazwać ich zgraję “swoimi”, ona w to nie wierzyła. “Jej” była tylko jedna osoba, dziwne, że Ferval tak łatwo przywiązywał się do ludzi… Tym bardziej ze względu na jego profesję. Nie była jednak świadoma tego, jak bardzo się myli.
- Jeśli jesteś tak dobry, jak uważasz, to będziesz wiedział kiedy i gdzie wejść, by się załapać… Na coś co Cię zainteresuje - dodała Szara na odchodne i udała się do stolika, przy którym siedział Lorath.

Chłopak skierował się w stronę stołu, przy którym zgromadzili się hazardziści. Tam zawsze można było najlepiej zarobić, niekoniecznie grą.
- Dobry wieczór państwu - skłonił się lekko w stronę mężczyzny, który trzymał karty. - Co rozgrywamy?
- Gramy w Ślepego Beholdera - odparł sędziwy awanturnik. - Jeśli umiesz grać i chcesz przegrać z nami swój majątek, to zapraszamy.

W końcu nadszedł czas wprowadzić w życie plan, z którym tu przyszedł. Dwie złote monety, które udało mu się wcześniej ugrać, nie były tym, co chciał stąd wynieść, chociaż nie miał zamiaru narzekać. Dlatego też po kilku rozegranych partiach spojrzał na jedną z kobiet, z którymi grał i uśmiechnął się do niej.
- Gra na same monety jest nudna, czyż nie? Może zagramy o coś mniej standardowego? Dajmy na to... pani pierścionek?
- A co Ty dasz mi w zamian? Nie wyglądasz na bogacza, koleżko - odparła z drwiącym uśmieszkiem na twarzy. - Idź poszukaj sobie kogoś na swoim poziomie majątkowym. Proponowałabym... zacząć od śmietnika.
- Nie, tam szukać nie będę. Chcę taki pierścionek wygrać, nie znaleźć - Ferval puścił jej oczko, uśmiechając się przy tym bezczelnie. W jego rodzinnej wiosce ten właśnie uśmiech powodował, że młode dziewuchy oglądały się za nim. Słysząc śmiech jej koleżanek kobieta zastukała nerwowo palcami o blat stołu, po czym zmierzyła łotra spojrzeniem, które mogło wróżyć długą i bolesną śmieć.
- Wyszczekany jesteś - powiedziała, bawiąc się sztyletem, który nagle pojawił się w jej dłoni. - Ten pierścionek jest wiele wart, w przeciwieństwie do Ciebie, samcze. Pozwól, że ponowię swoje pytanie i lepiej nie trać już mojego czasu.
Wiedząc, że największą skuteczność w tej sytuacji przyniosą słowa, przywołał na twarz jeden ze swoich najbardziej uroczych uśmiechów i pokręcił głową.
- Obawiam się, że nic z mojego wyposażenia nie sprosta temu cudeńku. Niestety, mam przy sobie tylko praktyczne sprzęty.
- Hmm… - zamyśliła się ognistowłosa kobieta mierząc łotra od stóp do głów. Przystojniak. - A na ile “praktyczny” jest ten sprzęt między nogami? - Zapytała chichocząc cicho, a siedzące obok niej koleżanki zawtórowały jej równie idiotycznym śmiechem. Danre tylko rozłożył ręce i lekko wzruszył ramionami.
- Nikt do tej pory nie narzekał - zaśmiał się cicho.
- W takim razie - zaczęła dziewczyna uśmiechając się do niego figlarnie - jeśli ja wygram to zadowolisz mnie i moje zmęczone podróżą towarzyszki. Wszystkie na raz… Nie wyjdziesz z naszego pokoju, dopóki my Tobie na to nie pozwolimy. Mamy parę ciekawych przedmiotów, które uniemożliwią Ci ucieczkę, a nam uprzyjemnią noc - wymieniła wymowne spojrzenia ze swymi koleżankami, po czym spojrzała na łotra, trzepocząc przy tym rzęsami jak wachlarzem. Chłopak przyjrzał się im po kolei, po czym skinął głową. Chociaż nie można było odmówić im urody i z każdą z nich chętnie spotkałby się na osobności, czterem mógł zbyt szybko nie sprostać. Spojrzał na mężczyznę, z którym rozmawiał na samym początku.
- Poprosimy o karty - rzekł spokojnym głosem. - Ale Ślepy Beholder jest zbyt losowy. Nie chcemy przecież wystawiać naszych - odchrząknął lekko - skarbów na łaskę losu, prawda?

Gra między Fervalem a tajemniczą kobietą trwała w zaparte. Jej towarzyszki obserwowały ją z zapartym tchem i pomimo kiepskiego dla niej startu wszystko wskazywało na to, że w końcowej fazie gry odniesie sukces, kiedy nagle łotr niespodziewanie odniósł zwycięstwo rzucając na stół wszystkie posiadane karty, które ułożyły się w szczęśliwej dla niego sekwencji.
- Oszukiwałeś! - Ryknęła kobieta na całe gardło, aż w karczmie zapanowała cisza. Ferval miał ochotę odpowiedzieć jej w równie bezczelny sposób co wcześniej, lecz poczuł na swej krtani chłodną stal sztyletu. Uniósł ręce i spojrzał kobiecie w oczy. Już kilka razy czuł ten nieprzyjemny dotyk na swojej skórze i był pewien, że nigdy się do niego nie przyzwyczai.
- Nie śmiałbym oszukiwać tak pięknej kobiety - powiedział cicho i powoli, ostrożnie dobierając słowa. - Gdybym się do tego posunął, z odrazy do samego siebie sam bym sobie podciął gardło.
Koleżanki kobiety zachichotały na słowa Fervala.
- Oj, daj mu spokój. Nie widzisz, że z niego dżentelmen? - Powiedziała jedna kładąc dłoń na przedramieniu towarzyszki.
- W dodatku taki zabawny… - dodała druga uśmiechając się do niego figlarnie. - Schrupałabym Ciebie!
Łotrzyca, która trzymała sztylet na gardle mężczyzny prawdopodobnie najchętniej rozpłatałaby by mu je, zanim ten skończyłby mówić, lecz jej irytujące koleżanki nieco złagodziły rodzący się w niej gniew - na tyle tylko by nie zabić go na miejscu.
- A weźcie sobie go! - Wybuchnęła rzucając pierścionkiem na stół, który następnie odbił się od blatu i poleciał w powietrze, lecz łotr zdążył go pochwycić. Szybki rzut oka pozwolił ocenić mu jego wartość na co najmniej trzydzieści sztuk złota. Oburzona kobieta tylko strzeliła tyłkiem i ruszyła po schodach do swojej sypialni, przesadnie bujając przy tym biodrami. Zwycięzca natomiast schował zdobycz do kieszeni i zaczepił przechodzącą kelnerkę:
- Poproszę Jaranthalski Bursztyn dla tych uroczych pań - przywołał z pamięci jedną z nazw win, które kiedyś słyszał. Nie wiedział, gdzie leży Jalanthar ani tym bardziej nie potrafił wymówić tej nazwy, ale kobieta chyba zrozumiała, o co chodzi. Ferval natomiast spojrzał w oczy kobiety, która “schrupałaby go”. - Mam nadzieję, że to wino chociaż po części przypomina kolorem twoje oczy - odwrócił się i poszedł z stronę szynku. Zapłacił za wino, jak również zamówił podwójną porcję gulaszu i skierował się ku stolikowi swoich towarzyszy przekonany, że za chwilę odbędzie się jakaś ważna rozmowa. O ile już się nie odbyła.
 
Aveane jest offline