Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-11-2015, 13:01   #14
corax
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację

Po upojnej i wyczerpującej nocy, Kathil miała przed sobą równie wyczerpujący dzień.
Pierwsza na liście była Ciocia Mea. Pożyczka pierścienia zaręczynowego - bez tego małego atrybutu “miłości”, prawdziwe zaręczyny się nie obędą. Poza tym chciała zapowiedzieć dobrą wiadomość o dodatkowych atrakcjach, które wynegocjowała - na samo słówko niewielki uśmiech wypełzł na jej buzię - z Jaegere.
Wpadła jak burza do siedziby Mei i w kilku zaledwie zdaniach wyjaśniła sytuację z niewolnicami. Przyjęła zamówienie na 6 niewolnic wedle ściśle określonych wymogów. Po czym jakgdyby nigdy nic spytała o możliwość pożyczki pierścienia, oczywiście tymczasową. Przy okazji rozmowy przekąsiła również szybkie śniadanko i popiła doskonały napar odnawiający energię. Na koniec, ucałowała cioteczkę i uciekła, by biec dalej. Suknia ślubna, szaty dla Ortusa, kleryk, przysięgi i w końcu powrót do posiadłości. Tutaj musiała się pilnie rozmówić z Ortusem. Ah i wysłać umyślnego do Jaegere z potwierdzeniem zamówienia.
Podjadając smakołyki przyszykowane na południowy posiłek przez panią Percy, Kathil usiadła obok Ortusa w jego komnacie.
- Tutaj pierścień. - podsunęła mu niewielkie puzderko. - Myślę, że ślub należałoby
załatwić jutro rano, tuż po przyjęciu. Będzie wyglądać naturalnie, gdy młodzi nie mogą się doczekać spędzenia ze sobą każdej chwili. - uśmiechnęła się ciepło do młodego mężczyzny. - Załatwiłam kleryka oraz przysięgi. Na świadków weźmiemy moją cioteczkę i Logana lub jednego z obecnych gości. - spojrzała na Ortusa i podsunąwszy mu mu kawałeczek ciepłej bułeczki, opowiedziała o oczekiwanych gościach. Postanowiła go troszkę porozpieszczać, w końcu mógł czuć się mocno zagubiony w tym wszystkim. - Radziłabym też abyś podjął szkolenie w zakresie obrony i władania bronią. Logan może Cię szkolić. Co Ty na to? - podając mu kielich z lekkim winem przysunęła się do niego niby to przez przypadek, ocierając stopą o jego łydkę.
-Zgoda. Muszę uprzedzić, że nie radziłem sobie jak dotąd dobrze, ani z magią ani z walką.- zastrzegł Ortus przyglądając się pierścieniowi. Trochę speszony dodał.- Nie traktuj mnie jak dziecko… nie musisz mnie karmić.
Upił jednak nieco trunku z podanego mu kielicha.- Powinnaś mnie traktować jak mężczyznę. No…- oblizał wargi nerwowo czując dotyk stopy Kathil i ostrożnie ułożył swoją dłoń na jej udzie gładząc je delikatnie przez suknię.- ...jak prawdziwego mężczyznę.
Kathil pokiwała głową:
- Wiesz, dorośli mężczyźni też lubią być rozpieszczani i lubią, gdy kobiety robią
wszystko, by sprawić im przyjemność. - puściła do niego oczko z uśmiechem - Ale jak sobie życzysz. - przestała podsuwać mu kąski. - A co do nauki - przykryła jego dłoń swoją i popatrzyła w oczy - nie musisz być mistrzem, ale chciałabym mieć pewność, że będziesz w stanie się obronić. Chodzi mi o Twoje bezpieczeństwo, Ortusie. - pogładziła go po policzku - Rozumiesz?
- Tak. Rozumiem. - mruknął Ortus zaczerwieniony na twarzy wpatrując się w oczy Kathil- A jak… mężczyźni rozpieszczają… kobiety?
Kathil roześmiała się lekko:
- Szybka zmiana tematu, mój miły, co? - rzuciła mu spojrzenie i spoważniała - To zależy. Od tego czy faktycznie im na kobiecie zależy, czy tylko chce ją posiąść dla kaprysu.
- Wypadałoby żeby mi zależało, prawda?- mruknął Ortus, po czym westchnął.- Pewnie pięknymi sukniami, klejnotami i innymi zakupami. A może jeszcze wiersze… i róże… czy może to działa tylko na młódki?
-To działa na wszystkie kobiety - uśmiechnęła się - kobiety lubią takie gesty. Ale to tylko piękna otoczka. Aby prawdziwie uwieść kobietę, musisz pokazać jej i sprawić, że tylko ona się liczy. Nie słowami ale gestami, zachowaniem, spojrzeniem. Że to ona jest najpiękniejsza, najważniejsza, najmądrzejsza. Wtedy nawet najbiedniejszy i najbrzydszy mężczyzna staje się upragnionym księciem dla kobiety i wtedy... może znaleźć klucz do jej serca. Wykorzystać to dla swoich celów. - Kathil nie była pewna czy Ortus jest przekonany jej słowami. - Obserwuj dzisiaj ciocię Meę, zobaczysz, o co mi chodzi.
- Nie boisz się że znajdę klucz do twojego? Wyraźnie mnie nie doceniasz.- odparł z ironicznym uśmiechem młodzian i zamyśliwszy się spytał.- Ale dlaczego mam obserwować kobietę, nie powinienem raczej jakiegoś mężczyznę i od niego uczyć się… sztuczek.
Kathil odstawiła swój kielich i ujęła twarz Ortusa pod brodę:
- To nie jest pewność siebie i brak doceniania Ciebie - wpiła się spojrzeniem w jego
oczy - Powiedziałam Ci, że chcę mieć pewność, że dasz radę się obronić. Próbuję dać Ci broń do ręki. - zbliżyła swoje usta do jego - Spróbuj mnie pocałować tak, aby mnie przekonać, że tylko ja jestem najważniejsza. - chwilowo odsunęła kwestię drugiego pytania.
Drżał... czuła to, oddychał szybko. Spoglądał w jej oczy przybliżają twarz. Pocałował, zrazu niepewnie. A potem desperacko wbił swe usta w jej wargi całując namiętnie i drapieżnie. Jego dłoń wbiła się palcami w jej włosy burząc fryzurę, gdy przyciskał jej twarz do swojej zachłannie smakując wargi w tym pocałunku. Brakowało mu techniki, brakowało doświadczenia. Ale zapału… miał w nadmiarze.
Pozwoliła mu na twarde i niemalże brutalne pocałunki, lecz po chwili odsunęła go delikatnie.
Przesunęła palcami po swych wargach i powiedziała nabierając powietrza:
- Teraz wiem, że bardzo chcesz poznać tajniki kobiecego ciała. Ale czy akurat mojego? Jeśli chciałbyś poznać sekrety mojego ciała przełożyłbyś moje potrzeby nad swoje. Spróbuj jeszcze raz. Powoli, zacznij delikatnie i stopniowo postępuj dalej, słuchając tego jak reaguję. - zbliżyła twarz ponownie do jego i delikatnie, czule pocałowała młodzika.
Ortus zachłannie pocałował, tym razem jednak starając się być delikatny i jednocześnie zsunął dłoń niżej, niemal z chłopięcą ciekawością masując i ugniatając pierś Kathil… oddawał się rozkoszom pocałunku ostrożnie… jakby była z porcelany.
- Będziesz moją żoną… nie wiem jak to będzie po nocy poślubnej między nami, ale… chcę by pierwszy raz był niesamowity. Dla ciebie też.- mruknął zawstydzony.- Chcę byś… no… była dumna z męża.
Kathil oparła czoło o czoło Ortusa i pogładziła go po szyi zostawiając delikatne pocałunki na jego policzku:
- Ortusie, może to moja naiwność przemawia przeze mnie, ale chciałabym mieć w
Tobie wspólnika. Nie chcę, żebyś traktował to małżeństwo jak kolejne więzienie. Chcę, żebyś zaznał szczęścia i spełnienia jako mężczyzna. - Kathil tkała cieniutką pajęczynę uwodzicielki. - Co myślisz?
- Nie uważam… tego za więzienie.- wymruczał cicho Ortus z dłonią nadal pieszczącą jej pierś i przyspieszonym oddechem.- Gdyby było inaczej… to bym się nie zgodził. Wspólniczko. Ale w końcu to tylko interes między… nami. Wiesz… dobrze.. czujesz, że uważam cię za bardzo atrakcyjną… kobietę.
- Jeśli wolisz postrzegać to jako interes - Kathil przesunęła dłonią po jego udzie w pieszczotliwym geście - i jeśli tak Ci wygodniej, nie mogę Cię zmusić do niczego innego. - dodała spuszczając skromnie powieki. - Co nie znaczy, że nie możemy się o siebie nawzajem troszczyć, prawda? - przesunęła dłoń na podbrzusze, omijając jednak okolicę krocza Ortusa. - Chyba, że tego nie chcesz. - odsunęła się całkiem od niego i wstała.
- Nie.. nie… nie… chcę.- zerwał się nagle i chwycił ją w pasie od tyłu dociskając zaborczo do swego ciała. - Przecież będziemy… małżeństwem… będziemy blisko… zwłaszcza w nocy.
Jego szept słyszała tuż przy uchu, potem zaczął całować policzek Kathil a następnie wiedziony instynktem szyję. Był bardzo podekscytowany, co Wesalt czuła ocierając się o niego pośladkami. Noc poślubna zapowiadała się na intensywną.
Kathil pozwoliła mu na odrobinę pieszczot - dość aby jego ciało i umysł zapałały ogniem pożądania i zauroczenia nią. Oderwała się od niego i położyła mu palce na ustach powstrzymując od dalszych pocałunków.
- Ortusie, zaczekajmy do nocy poślubnej, dobrze? - poprosiła cicho.
- Stawiasz twarde warunki, wspólniczko.- odparł z przekąsem młodzian, ale z kwaśnym uśmiechem na twarzy ustąpił.
- Odpocznij przed przyjęciem. Pomyśl też nad oświadczynami. - uśmiechnęła się do niego, nagradzając go przepięknym uśmiechem - Zobaczymy się nieco później, mój przyszły mężu. Ach i wybierz, czy wolisz tę komnatę czy jakąś inną na naszą wspólną sypialnię.
-Jakieś konkretne życzenia na oświadczyny?- spytał rozglądając się po komnacie.- Nie wiem… lepiej ty wybierz komnatę dla nas. Dla mnie wszystkie są takie same. Przywykłem do spania na ławie z siennikiem. Bo takie takie są łoża klasztorne dla skrybów.
- Jeśli chcesz zatrzymać tę komnatę dla siebie, to możemy wybrać pokój pośrodku - między Twoją komnatą, a moją. - uniosła kokieteryjne brew - w ten sposób, oboje będziemy mieć tak samo blisko. - uśmiechnęła się i furknęła do drzwi ze śmiechem. W końcu nie była starą matroną, lecz młodą kobietą i rozkoszowała się swą młodością. - To do zobaczenia - puściła mu wesoło całusa zamykając za sobą drzwi.


Kathil krążyła po sali witając kolejno przybywających gości. Sprawdzając, czy przekąski są dostępne i czy wszyscy mają dość napitków. Szczególnie ucieszyła ją wizyta pary starszych krasnoludów. Niezwykle lubiła tę parę. Przedstawiła również młodą “Emilię” Wiligianowi i pozwoliła jej się nim zająć. Przedstawiała zebranym Ortusa, wpadła w przyjacielskie zadłużenie u Yorrdaha za wdowę Achminę i powoli zaczynała się lekko rozluźniać i wpadać w wesoły nastrój. Właśnie nabierała oddechu by rozpocząć wesołe przekomarzanie się z Peddyrem i stojącym obok niej Ortusem, gdy muzyka raptownie zamilkła a gwałtownie otwarte drzwi odbiły się z echem od ścian. Odwróciła się i zmarła na ułamek sekundy… Condrad… Rzuciła szybkie spojrzenie na Ortusa i ciocię Meę i nabrała głębokiego oddechu.
Ciocia zreagowała natychmiast dając znak orkiestrze do podjęcia muzyki.
Zebrała suknię w dłonie i ruszyła ku wielkiemu mężczyźnie. Na twarzy pojawił się ciepły, gościnny uśmiech. Szumiąc suknią, wyciągała obie dłonie do mężczyzny:
- Condradzie… jakże miło w końcu poznać mężczyznę z obrazu. - podniosła głowę wysoko by móc patrzeć mu w twarz i dygnęła zgodnie z etykietą.
- Z pewnością byłem ci niespodzianką, tak jak twoje zaproszenie dla mnie. - odparł uprzejmym głosem i skłaniając się dwornie i wyciągając dłoń ku niej, by podała mu swoją do pocałowania.- Zdradzisz może, czyj to język był tak długi? Chciałbym mu osobiście podziękować za to.
Kathil wsunęła swą dłoń w jego i lekko przytrzymując się jej podniosła z dygu. Gdy złożył pocałunek przykryła jego dłoń, swą drugą dłonią i przytrzymała nieco dłużej.
- Och, nie martw się drobiazgami. Ważne, że jesteś cały i zdrowy. Długo zabawisz w
okolicy? - dodała unosząc lekko brwi i wsuwając dłoń pod jego ramię poprowadziła go przekąsek i napitków. - Czego się napijesz?
- Rozczaruję cię pewnie, ale zamierzam ostać się na stałe. Wrócić na łono… rodziny.- mruknął znacząco Condrad zerkając na atrybuty kobiecości Kathil, co dało jej podejrzenie że mógł mieć podobny plan co ona. Opleść sobą młodą wdówkę i wymusić małżeństwo.i dodał.- Taka młoda wdowa wymaga opieki, tym bardziej w obecnej chwili. Przyszłość Vandyecków musi być zabezpieczona.
Wesalt udała, że nie dostrzegła spojrzenia i zerkania Condrada na dekolt. Nie dla próżności założyła nisko wycięty gorset ciasno opinający i podkreślający jej biust i wąską talię. Z jego wzrostem zerkanie ukazywało znacznie więcej niż niższym mężczyznom.
- Opieki? Całkiem nieźle sobie radzę do tej pory. - stwierdziła ale udała, że się
namyśla - Ale może jest coś w tym, abyś pomógł mi swymi talentami rozwijać fortunę rodową. - podała mu kielich wina, które nalała sama. Nalała je oczywiście tak, aby parę kropel pociekło po zewnętrznej stronie. Otarła je palcem, który następnie lekko i dyskretnie oblizała - Mmm doskonały rocznik - mruknęła cicho i całkiem dwuznacznie.
Upił powoli wino wpatrując się w jej oczy. Był… twardy. W wielu znaczeniach tego słowach. Choć niewątpliwie budziła jego zainteresowanie w dolnych partiach ciała, zachował zimną głowę mówiąc.- Oczywiście… ale radzisz sobie ledwie od ilu… od roku? Nie tak dawno chroniła cię żałoba, ale musisz przyznać że jesteś łakomym kąskiem. Poza tym.. to mój ród i poniekąd moja fortuna, Kathil. Wychodząc za mąż za mojego bratanka sama oddałaś się pod moją opiekę.
- Condradzie - nachyliła się nieco ku mężczyźnie - jeżeli chcesz kontynuować naszą
rozmowę, przejdźmy do palarni? Tam są przyjemniejsze warunki do takich dyskusji. Co Ty na to?
- Zgoda…- rzekł mężczyzna, acz wtedy kolejna osoba weszła do sali balowej zakłócając na moment ich rozmowę. Nie był to na szczęście Sergow Merske. A jedynie baronessa Owena Goldswern, której kreacja rywalizowała ze strojem Kathil jeśli chodzi o głębię dekoltu. Cóż… pewnie Owenie znudziło się wdowieństwo.
Od razu zauważyła Condrada i uśmiechnęła się zalotnie. Była bardzo bogata i zdecydowanie nie musiała się kierować przy wyborze kandydatów ich bogactwem.
- Przepraszam na moment - Kathil ponownie uniosła głowę do mężczyzny.
Pożałowała, że nie założyła nieco wyższych obcasów. - Pójdę przywitać baronessę. Chyba, że masz ochotę mi towarzyszyć? - w duchu zaczął jej się jawić plan.
- Nie bardzo… Obecnie wolę nie rzucać się w oczy.- odparł Condrad.
Kathil zaśmiała się dziewczęco:
-To raczej niemożliwe - mierząc jego wielką postać od dołu ku górze. - Zaraz wracam. - ruszyła ku baronessie z kielichem musującego wina.

- Baronesso! Wspaniale wyglądasz! Co za doskonała przemiana! - wykrzyknęła z uznaniem.
- Ach… moja droga, co za niespodziewane przyjęcie. Co to za okazja? Nie miałam nawet czasu zakupić nowej sukni.- rzekła Owena nachylając się i dając czule całusa najpierw jeden potem w drugi policzek Kathil.- Powinnam się obrazić, że dałaś mi tak mało czasu na odpowiednie przyszykowanie się. I widzę same nowe twarz… w tym dwóch… przystojniaków.-wskazała palcem najpierw na Yorrdaha, a potem na Condrada.
- Wybacz mi, moja droga Oweno! - Kathil nadstawiła dzióbek do pocałunków, odwdzięczając się tym samym. Nachyliła się do baronessy:
- Polecam dojrzalsze okazy, moja droga. To Condrad, stryj mego męża nieboszczyka. Właśnie powrócił, przyjęcie powitalne. Sama nie miałam zbyt wiele czasu, widzisz, że również musiałam zadowolić się ledwie tą suknią. Znasz pozostałych gości, rozgość się. A ja przyprowadzę Ci Condrada niedługo. - mrugnęła do niej znacząco. Wróciła do Condrada rzucając cioci spojrzenie, aby zajęła się przyjęciem podczas jej nieobecności.


- Pamiętasz jeszcze drogę do palarni, Condradzie? - zapytała z niewinnym
uśmiechem prowadząc go za sobą. Wykorzystała ten moment by zakręcić kusząco biodrami i wprawić suknię w hipnotyczny ruch. Otworzyła podwoje pokoju i przepuściła mężczyznę.
- Życzysz sobie cygaro? - otworzyła pudełko tuż na wysokości krawędzi gorsetu i
wpatrzyła się w niego.
- Wolę fajki… ale skorzystam.- uśmiechnął Condrad biorąc cygaro w dłoń i przesunął jego czubkiem pomiędzy krągłymi piersiami dziewczyny.- Poznaję niektóre z twych sztuczek. W Turmish widziałem takie kusicielki. Acz przyznaję.. ty jesteś w tym znacznie lepsza.
Kathil zamknęła pudełko z głośnym kłapnięciem powieki o dno.
- Condradzie… - zbeształa mężczyznę i odwróciła się by odłożyć cygara. - Usiądź
proszę - przykucnęła przy fotelu i … obcięła czubek cygara gilotynką, wpatrując się mu bezczelnie w oczy. Usiadła na pobliskim fotelu.
- Cóż… nie mów mi że jestem pierwszym mężczyzną, który próbuje pogrywać na własnych zasadach. I nie mów mi, że lubisz takich potulnych i grzeczniutkich…- uśmiechnął się bezczelnie siadając z lekkim rozkrokiem.- Nie jesteś taka potulna na jaką pozujesz, prawda?
- Nasze preferencje nie mają tu chyba za wiele do rzeczy, czyż nie? - nagle zrobiła się chłodna, nie chciała aby poczuł się zbyt pewnie - Mówimy wszak o interesach. - podała mu zapaloną długą zapałkę, do odpalenia cygara. - Wspomniałeś o zabezpieczaniu rodu i jego świetności. Jak więc to widzisz dokładnie? Ożenek, dziedzic, Ty nieobecny, ja grzecznie czekająca na twój powrót? - patrząc niby na swe dłonie ułożone na udach, obserwowała spod rzęs jego mowę ciała.
- Och doprawdy, to takie proste. Odrzucić własne gusta i preferencje? Może za pierwszym razem, za drugim… ale nie wiecznie. Czasami interesy nie są tylko prostymi negocjacjami. Nie, gdy wchodzą w drogę kwestie… wychodzące poza pieniądze. Na przykład… to. - wskazał dłonią Condrad na salę w której się znajdowali.- To musi pozostać w rodzinie Vandyecków. A ja zamierzam pozostać tutaj, być twoim.... stróżem i opiekunem. I zająć się budową potęgi rodu. Bratanek.... cóż, liczyłem na więcej. Nie dość, że przetrwonił większość majątku, to nawet jednego dzieciaka nie potrafił spłodzić.- cały czas jego mowa ciała mówiła o zrelaksowanaiu. Palił powoli cygaro rozwodząc się nad przyszłością rodu.- A ty… nie jesteś osóbką grzecznie czekającą na powrót.
Zerknął na głęboki dekolt Kathil, czując przy tym narastające pragnienie którego nie dało się zgasić winem.- Ty jesteś częścią rodu, jego zasobem. Tak jak i ja… nie myśl sobie, że się wynoszę jak jakiś głupi tyran.
- Cele mamy takie same. Też chcę rozwinąć ród, zasoby i sławę i ciężko na to pracuję odkąd Cristobal… - zamrugała jakby walczyla ze łzami - okazał się nieco innym mężczyzną. Ale… - zawahała się patrząc niepewnie na Condrada. - Musisz przyznać, że w proponowanym układzie, Ty zyskujesz znacznie więcej niż ja. Pozwolisz mi prowadzić własne interesa?
- Jak właściwie skończył mój bratanek?- zapytał zaciekawiony Condrad wyraźnie się nad czymś zamyślając. I mimowolnie gapiąc się w dekolt kobiety.
- Zginął w całkiem bezsensowny sposób. Zaszarżował na dzika na polowaniu. Niestety przeliczył siły na zamiary. - Kathil pokręciła głową.
- I to nie wydało ci się nic a nic podejrzane?- zamyślił się Condrad. Wypuścił dymka i pogłaskał Kathil po głowie.- Zmieniłaś ochmistrzynię. Więc powiedz tej nowej, by przygotowała dla mnie pokoje pod starym obserwatorium. Kiedyś należały do mnie. Zajmę się twoim… rodowym majątkiem. Muszę przejrzeć księgi, komu i za ile odsprzedano ziemię. Nie zamierzam cię więzić i możesz snuć dalej swoje flirty i gierki, ale czas bym przejął stery nad naszą wspólną przyszłością. W końcu cele mamy te same.
- Oczywiście, że zmieniłam. Poprzednia służba po pierwsze kosztowała więcej a robiła mniej a po drugie plotkowała i roznosiła informacje. - wzruszyła ramionami Kathil pozwalając mu na lekką pieszczotę - Podejrzane? Przeprowadzono całe śledztwo i przesłuchano świadków. Po co ktoś miałby zabijać jedynie Cristobala? No chyba, że byłeś to Ty - pokręciła głową unosząc brew i przesuwając głowę tak, by jego dłoń ześlizgnęła się po jej delikatnym, gładkim policzku.
- Nie wiem. Wiem natomiast, że był milutkim delikatnym dzieciaczkiem. Ślicznym, ale niezbyt… wdał się za bardzo w matkę, która go z resztą rozpieszczała. Ktoś taki nie poluje zwykle na dziki.- pieszczotliwie muskał jej policzek, wracając do tematu obecnej ich sytuacji.- Nie wątpię, że musimy się wpierw dotrzeć, ale ostatecznie… przywykniesz do męskiej obecności w tym domu i wypracujemy… odpowiednie relacje między nami.
- A co ja z tego będę mieć? - uniosła twarz niby w dumnym geście, ułatwiając jego palcom dostęp do jej szyi.
- A co niby chcesz mieć?-delikatnie powiódł dłonią po szyi i mruknął.- Usiądź mi na kolanie.
Kathil wstała z krzesła, na którym siedziała i stanęła obok fotela zajmowanego przed Condrada.
- Jeszcze nie jesteśmy małżeństwem, a Ty już wydajesz mi rozkazy? - spojrzała z góry na mężczyznę.
- Ach… gdzie znikła twoja potulność?- zaśmiał się Condrad i zaciągnął dymem z cygara.- Nadal nie powiedziałaś, co właściwie chcesz mieć.
- Zapewne tam, gdzie Twoje dobre maniery - uśmiechnęła się do niego - Nie chcę stać z boku, chcę brać czynny udział - teraz ona pogłaskała Condrada po głowie i twarzy naśladując jego wcześniejsze gesty - chcę wiedzieć o planach i wynikach działań. Już jeden Vandeyck ukrywał przede mną swe prawdziwe życie. - wpatrzyła się w usta mężczyzny.
- Uważaj… bo możesz przekroczyć bramę, za którą nie ma odwrotu.- odłożył cygaro na stolik i położył palce na jej ustach. Przesunął powoli opuszkami po jej wargach.- Tam gdzie zaczynają się moje interesy… i moja rola, tam nie ma miejsca na dobre maniery.
- Impas zatem? - spojrzała na niego jakby z żalem i uchyliła lekko usta, oblizując je czubkiem języka.
- Gdybym powiedział wszystko od razu…-wsuwając delikatnie palce do jej ust obserwował ją z uśmiechem.- … to by nie zostało nic na kolejne noce, prawda?
Palce drugiej dłoni musnęły piersi tak kusząco bliskie.- Po kolei… krok po kroku, zanurzysz się w mój świat. Krok po kroku, posmakujesz… czegoś czego pewnie nigdy nie miałaś okazji poznać. Kogoś, kto potrafiłby cię zdobyć i uzależnić od siebie. Nie byłaś w takiej sytuacji jeszcze co?
Kathil posłusznie otoczyła ustami czubki jego palców, językiem pieszcząc opuszki i słuchając przemowy Condrada. Pod koniec jednak ugryzła go aż syknął z bólu. Ujęła jego dłoń w swoją i z leciutkim cmoknięciem wysunęła palce ze swoich ust.
- Jeśli szukasz kogoś do złamania i ujarzmienia, to nie jestem zainteresowana. - odsunęła się od niego. - Dzisiejszą noc możesz pozostać - dodała unosząc głowę - później poszukaj innej siedziby - wyzywała go, prowokowała go z premedytacją, nadal grając na jego uczuciach.
Condrad wstał powoli i spojrzał na nią z góry. Uśmiechnął się drapieżnie.- Jesteś pewna, że to dobry pomysł? Boisz się, że gdy będę blisko, twoja maska twardej, niezłomnej wdówki pękłaby?
Spojrzał w oczy Kathil dodając.- Błąd w strategii moja droga. Odsuwając mnie od posiadłości, stracisz mnie z oczu. I nie będziesz mogła pilnować moich kroków. Naprawdę będziesz spokojnie sypiała wiedząc, że ja jestem tam gdzieś?
Kathil podeszła do niego, wzięła jego ramiona i otoczyła nimi swą wąską talię, wtulając się lekko w wysokiego mężczyznę:
- A Ty? Nie będąc pewny co robię, z kim nawiązuję kontakty, z kim dochodzę do
porozumienia, komu oddaję resztki majątku? - mruczała, kładąc dłonie płasko na jego piersi.
Dłonie mężczyzny pochwyciły za pośladki kobiety, delikatnie masując i dociskając Kathil do swego ciała. Cmoknął delikatnie ucho Wesalt mrucząc.- Myślisz że przypłynąłem do Sembii na ślepo? To dość… naiwne podejście. Skąd wiesz, że… nie mam oczu, które obserwowały cię od kilku ostatnich miesięcy?
Kathil zaśmiała się wesoło unosząc roześmianą buzię ku jego twarzy:
- Tak zazwyczaj postępujesz z kobietami? Próbujesz zastraszyć, wprowadzić w stan podejrzliwości i wykorzystać ich nagłe, niezamierzone postępowania po Twoich awansach? Proszę, - pogładziła go po policzku, przesuwając palcami po jego dolnej wardze. - wyprawiam przyjecie na Twe powitanie, nie traktuj mnie jak głupiutkiej gąski. Oferowałam Ci współpracę… na wszystkich polach - zsunęła dłoń na jego twardniejącą męskość dociskaną do jej brzucha - i z chęcią będę się od Ciebie uczyć. Jeśli jesteś zainteresowany, to wystarczy to przyznać… Condradzie - wyszeptała wspinając się na paluszki, z dłonią wciąż błądzącą po jego kroczu.
- Igrasz z ogniem, Kathil.- wymruczał cicho Condrad poddając się pieszczocie jej palców. Drapieżnie masując pośladki kobiety, lekko podciągając jej suknię.- Współpraca brzmi obiecująco… zwłaszcza współpraca z uczennicą… prawda?
Po czym dodał poważnym tonem.- Twoja propozycja jest interesująca, acz nie sądzę, byś kiedykolwiek wcześniej spotkała takiego mężczyznę jak ja.
- A Ty spotkałeś wiele kobiet jak ja? - popatrzyła równie poważnie na niego, opadając
na Condrada niemal całym ciężarem ciała i tym samym popychając go nieco plecami na ścianę.
- Musiałabyś nieco więcej odkryć… przekonamy się z czasem jak bardzo jesteś wyjątkowa. I kto zwycięży w tej… rozgrywce… między prześcieradłami.- mruknął Condrad nachylając się i ustami wodząc po szyi Wesalt i podciągając nieprzyzwoicie jej suknię.
Kathil zacisnęła dłoń nieco mocniej i gwałtownie się odsunęła, lekko uderzając jego dłonie.
- Czas wracać do gości, Condradzie. Już i tak spędziliśmy zbyt długi czas na
osobności.- poprawiła suknię i fryzurę. Poprawiła nieco przekrzywione wiązanie krawatu mężczyzny. - Wrócimy do rozmowy nieco później? - dodała z uśmiechem. - Gotowy?
Condrad natomiast miał inne plany. Pochwycił ją drapieżnie w pasie przyciskając nagle, ujął władczo podbródek i pocałował namiętnie. Muskał przy tym jej wargi delikatnie i pieszczotliwie swym językiem. Całował dość długo, a potem wypuścił ze swych objęć.
- Pierwsza lekcja uczennico. Jeśli drażnisz tygrysa… przygotuj się na zadrapania.- rzekł na koniec i pierwszy ruszył do wyjścia.- Nie jestem pieskiem pokojowym, którego da się ugłaskać.
Kathil nie odezwała się na te słowa. Ruszyła spokojnie za Condradem z leciutkim uśmieszkiem błądzącym na jej ustach.
 

Ostatnio edytowane przez corax : 04-12-2015 o 08:33.
corax jest offline