Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-11-2015, 13:06   #15
corax
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację

Kathil z przyjemnością rozkoszowała się i wybornym jedzeniem i towarzystwem. Wiedziała nieco więcej jakim typem człowieka jest Condrad. Wymieniła kilka słów z Yorrdahem w celu ustalenia dalszych kroków. Chciała przekonać się czy magowi podoba się ofiara. Ułatwiłoby to jej życie chociaż w niewielkim stopniu. Zgodnie z ustaleniami narzeczoną Merske miała zajmować się pozostała część jej stałego zespołu. Kathil upewniała się, że sprawy idą w odpowiednim kierunku. Sergow choć skupiony na sobie, starał się być rycerski wobec swej towarzyszyki, a choć Yorrdah kręcił się wokół niego obsypując komplementami, to kupiec większe zainteresowanie okazywał wdowie Goldswern, co raniło miłość własną osobistego maga Kathil.
Kathil korzystając z okazji, poprosiła zatem wdowę na słówko.
- Oweno, mam wrażenie, że masz nowego wielbiciela. Myślę, że to doskonała partia. -
wyliczając zalety Merske - Zobacz jak się wpatruje w Ciebie. I całkiem słusznie, jesteś zdecydowanie bardziej apetyczna niż ta jego narzeczona. - zaśmiała się. Po czym z przyjemnością obserwowała jak Owena zarzuca swą sieć na lekko wstawionego kupca. Dała dyskretny znak Ashce aby powoli odciągała uwagę narzeczonej, dając wolne pole do popisu baronessie. Przy okazji rzuciła w okolicach Merske jakąś niedwuznaczną uwagę na temat majątku i bogactw Oweny tak aby wzbudzić i jego zainteresowanie wdową. Większe zainteresowanie niż jego własną narzeczoną.

Zgodnie z planem po drugim daniu, wniesiono desery. Kathil która szykowała się do występu, wpadła na Ortusa. W sali zapadła cisza. Umilkła nawet muzyka, wstrzymana gestem cioci Mei, która rzuciła Kathil podejrzliwe spojrzenie.
Ortus zbliżył się do niej na nieco sztywnych nogach do Kathil, poprawił kołnierzyk koszuli i klęknął przed “zaskoczoną” dziewczyną. Po czym drżąc zaczął recytować poemat.
- Ja, gdybym równie był panem wyboru,
I najcudniejsza postać dziewicza,
Jakiej Sune dotąd nie pokazała wzoru,
Piękniejsza niżli niebian oblicza,
Niżli sny moje, niżli poetów zmyślenia,
Niżli ty nawet... oddam ją za ciebie,
Za słodycz twego jedynego spojrzenia!
Ach, i gdyby w posagu
Płynęło za nią wszystkie złoto Sembii,
Gdyby całe królestwo Cormyru,
Oddałbym ją za ciebie!
Najmniejszych względów nie zyska ode mnie,
Gdyby za tyle piękności i złota
Prosiła tylko, ażebym jej luby
Poświęcił małą cząstkę żywota,
Którą dla ciebie całkiem poświęcam!-
sięgnął do kieszeni i wyjął z niej pierścionek zaręczynowy.- Baronesso Vandyeck… Kathil, czy zrobisz mi ten zaszczyt, czy… zrobisz… czy.. wyjdziesz za mnie?
Kathil wpatrzyła się w Ortusa z zaskoczonym wyrazem twarzy, przyłożyła dłoń do ust i … pokiwała twierdząco głową. Wyszeptała:
- Ta… - przełknęła i powtórzyła głośniej - tak! - podała lekko trzęsącą się dłoń młodzikowi, by
nasunął jej pierścionek na palec. Gdy się podniósł rzuciła mu się na szyję z radością śmiejąc się nieco histerycznie i ocierając łezkę spływająca po policzku. Dzięki bogom za szkołę cioci Mei! - pocałowała Ortusa tak, że zabrakło mu tchu i lekko zaczerwieniona i wtulona w niego, odwróciła się do zebranych gości, podnosząc dłoń z pierścieniem.
Rozległy się oklaski ze wszystkich stron, a potem pewnie sformuje się sznur kobiet by pogratulować jej narzeczeństwa. Lecz ten detal nie był tak ważny, jak reakcja Condrada. Ten uśmiechnął się kwaśno, ale uniósł kielich z winem w geście gratulacji.
Pełna emocji i zamieszania atmosfera, pozwoliła baronessie Owenie wyciągnąć nieco już podpitego Merske na bok. Zaś sama Kathil dała znak Ashce aby ta w odpowiednim momencie wypuściła narzeczoną na poszukiwania mężczyzny.
W między czasie zaś sama zajęła gości. Ucałowała narzeczonego i wyszła na środek sali balowej, dając znać muzykantom i rozpoczęła swój specjalny występ wodząc po zebranych, przechadzając się wśród gości a przy końcowych słowach
I am the voice of the future
I am the voice, I am the voice
I am the voice, I am the voice
podeszła do Ortusa, położyła mu dłonie na ramionach i zawiesiła wzrok na Condradzie.
Ten wpatrywał się w nią z kwaśnym uśmiechem. Gdzieś w jego oczach czaiło się pożądanie, ale pewnie na zimno kalkulował obecną sytuację. Nie wątpiła w to ani na chwilę. Nie wątpiła też, że zanim się rozstaną po przyjęciu czeka ją kolejna potyczka z Condradem.

Po zakończonym występie solowym zaprosiła Ashkę, cioteczkę, Emilię, wdowę Achminę na część taneczną i dała sygnał orkiestrze i rozpoczęły się tańce

Klasnęła w dłonie i zawołała do gości:
- A teraz tańce, aby uczcić odnalezienie się naszego drogiego Condrada! Aby uczcić mojego drogiego narzeczonego! Niech się leje wino! Niech muzyka gra do rana!
Zainicjowała zaśpiew tej piosenki, i poczekała aż Ashka i ciocia dołączą. Wraz z pozostałymi kobietami zaczęła tańczyć i klaskać. Prawdziwa w swej naturze barda, gestami przyzywała mężczyzn do dołączenia do kuszących ich kobiet i zabawy w tańcu i przy muzyce.
Tańce się rozpoczęły, Ortus oczywiście zagarnął do tańca Kathil, zaborczo trzymając ją w swych objęciach. Pasowało to do sytuacji… ale wyglądało zabawnie. Ortus starał się za wszelką cenę udowodnić, że jest dorosły i odpowiedzialny. Wiligian zaciągnięty na parkiet z trudem tańczył obejmując swą partnerkę, robiącą dobrą minę do złej gry. Notariusz był za sztywny, ale dziewczyna była profesjonalistką. I z fałszywym uśmiechem wesoło szczebiotała. W końcu nie była tu dla własnej przyjemności. Condrad trafił wpierw w ramiona cioteczki, a potem obłapił wdowę Achminę szepcząc jej coś do ucha. I pogrążając się z nią w cichej rozmowie. Hrabianka Morethain nie tańczyła najwyraźniej rozglądając się za narzeczonym i najwyraźniej martwiła się jego zniknięciem. Ashka pojawiła się koło dziewczyny kilka chwil po zakończeniu ostatniego tańca. Co przypomniało Kathil, by trzymać elfkę z dala na od Elise Morenthain, młodziutkiego niewinnego dziewczęcia. Akurat w guście Ashki. Wątpiła, by hrabia był zadowolony z uświadamiania jego jedynaczki.
Za sugestią elfki, hrabianka wyszła z sali balowej i po kilku minutach słychać był głośny dziewczęcy wrzask… pełen zgrozy.
Kathil ponownie pozostawiła przyjęcie w uzdolnionych rączkach cioteczki - co też by bez niej zrobiła? - oraz Ortusa, szepcząc mu do ucha, aby zajął się gośćmi i pobiegła unosząc wysoko suknię by ratować dziewczę przez niewątpliwym zagrożeniem… wraz z Loganem i Yorrdahem jako męskim ramieniem.
Elise! Elise? - nawoływała z nutką przestrachu w głosie. W końcu dopadła
dziewczęcia. W mgnieniu oka oceniła zaistniałą sytuację lecz udała, że nie zwraca uwagi na otoczenie. Wykrzyknęła z ulgą: - Elise, dzięki bogom jesteś cała. Co się sta….. - potoczyła spojrzeniem po scence biorąc dziewczę w ramiona i tuląc do siebie.
Owena.. właśnie ocierała usta chusteczką siedząc na kanapie wyraźnie speszona sytuacją i zniesmaczona pojawieniem się kolejnych widzów, dekolt jej sukni był obnażony, a duże pełne piersi naznaczone białymi plamkami. Sergow z trudem podciągając spodnie i nadal mając odsłonięty, nieco już oklapły oręż miłości tłumaczył się nerwowo.- Elise, kochanie… to nie tak.. spiła mnie i napadła…
-Sp… spiła…- obruszyła się baronessa wyraźnie obrażona.- i.. napadła… co to za kalumnie?! Sam wyraźnie nalegałeś!
Elise.. zaś nie słuchała nikogo próbując wyjść stąd jak najszybciej i uciec jak najdalej. Szlochała głośno i drżała.
Kathil zrobiła zszokowaną minkę i poprowadziła rozhisteryzowaną Elise z dala od zebranego, niewielkiego tłumku.
- Chodźmy, tutaj będzie spokojniej. - wprowadziła dziewczynę do oddalonego nieco pokoju i skinęła do Ashki aby wysłała umyślnego po ojca dziewczyny. - Zaraz przyjedzie Twój ojciec i zabierze Cię do domu. Sama bym Cię zawiozła, ale nie mogę zostawić przyjęcia - tłumaczyła gładząc dziewczynę po buzi i ocierając łzy. - Nie płacz, kochana, nie płacz. - zdawała sobie doskonale sprawę, że te słowa wywołają odwrotny skutek.
- Jak on mógł… a przecież mówił, że mnie kocha… że jestem ta… pierwsza, najważniejsza… jedyna…- rozbeczała się hrabianka głośno wtulając twarzyczkę w dekolt Kathil i mocząc skórę swymi łzami.- Mężczyźni to szuje.
- Ech kochanie - Kathil przemawiała ciepło - lepiej, że teraz poznałaś jego prawdziwe oblicze niźli po ślubie. - gładziła jej włosy i ocierała łzy - Jeszcze spotkasz takiego, co na Ciebie zasłuży. Już ciii, ciiichutko… - cmoknęła dziewczę matczynym gestem w czubek głowy. - Tak mi przykro, że dowiedziałaś się w taki sposób i przy tylu świadkach. - drążyła uczucie upokorzenia.
- Jak… on mógł. A tyle mówił o miłości… tak piękne.- Elise rozbeczała się bardziej.
- Ten… typek dopomaga się spotkania z narzeczoną.- rzekł Logan cicho wchodząc do pokoju.- Co z nim zrobić? Jest bardzo głośny.
- Wyproś go w przekonujący sposób. Już dość szkód narobił. Jeśli chce porozmawiać z Elisą będzie musiał pokazać się najpierw jej ojcu. - Kathil nadała swemu głosowi gniewny ton, ten z rodzaju słusznego gniewu za cały ród kobiecy. Przytuliła dziewczynę ochronnym gestem.
- Wątpię by to do niego dotarło.- mruknął cicho Logan i strzelając kostkami palców spytał.- Jak bardzo przekonujący ma być ten sposób? Bo słowami to chyba do niego nie dotrzemy. Yorrdah próbuje… bez skutku.
Kathil odsunęła nieco Elisę od siebie:
- Kochana, zostaniesz tutaj na chwilkę z panem Loganem? Ja zajmę się
awanturnikiem, abyś nie cierpiała jego wybuchów. Dobrze? Wracam za mgnienie oka.
- Loganie, zostań tu i przypilnuj by nikt niepożądany się wdarł i nie zakłócał spokoju biednej hrabianki.
- Ashkę też przepędzić?- zapytał Logan krótko.
Kathil wzniosła oczy ku niebu: - A jak sądzisz? - syknęła cicho by Elisa nie słyszała i ruszyła do Merske. Nie było trudno go znaleźć - wystarczyło podążać za wrzaskami. Podchodziła do niego od tyłu nucąc cicho melodię, którą grała jeszcze niedawno orkiestra, rozsypując powolutku ziarenka piasku zebranego z gabineciku, do którego wstąpiła po drodze. Podeszła w końcu do mężczyzny i ujęła go pod łokieć delikatnie acz stanowczo przytrzymując go wraz Yorrdahem, gdy osuwał się uśpiony. Pyskujący głośno z Yorrdachem Sergow nie zauważył nadchodzącej Kathil. A bardka nadchodziła w porę. Magowi zaczęły puszczać nerwy i był jedynie krok od poczęstowania jakimś zaklęciem prosto w twarz. Nie zauważył pieśni, ale jej efekt zwalił go na ziemię nieprzytomnego.
- Skąd ty bierzesz takich dupków, co?- burknął Yorrdach próbując podnieść nieprzytomnego Merske.
Kathil przywołała służących i zleciła wyniesienie mężczyzny do jego powozu i odesłanie do domu. Rozejrzała się szybko mając nadzieję, że Condrad nie stoi za rogiem z bezczelnym uśmiechem obserwując jej poczynania.
- Nie biorę, sami się pojawiają. Przepraszam i bardzo Ci dziękuję. Twoja pomoc jest nieoceniona, mój drogi. Nie wiem co bym bez Ciebie poczęła. - Kathil podziękowała “swojemu” magowi szczerze. - Porozmawiamy nieco później. Muszę wracać do hrabianki.
- Zawsze najgorsza robota… na moich barkach.- mag jęknął pod ciężarem Merske, którego podnosił.- Jak na takiego gadatliwego obiboka sporo waży. Zapewne przez to olbrzymie ego.
-Zaraz zajmie się nim służba, o zobacz już idą. Swoją drogą ćwiczyłeś coś ostatnio? Bo te barki i ramiona jakoś większe się wydają - połechtała jego ego i zamierzała furknąć z powrotem do Elisy, gdy zatrzymały ją słowa maga:
- Nie myśl sobie, że mnie tak łatwo udobruchasz. Jeden z twoich gości, jakiś podstarzały szlachetka szczypał mnie w zadek. - burknął czarodziej, a Kathil poszukała w pamięci osobę odpowiadającą temu opisowi. I pasował jej tylko jeden mężczyzna. Hrabia Dillion Pesidonswern… który przybył, gdy była zajęta zapoznawaniem się z Condradem.
- A co zrobisz z tym podstarzałym olbrzymem, z którym flirtowałaś w palarni?- zapytał Yorrdah mimochodem.
- To stryj Cristobala… przyjechał pomóc wzmacniać ród. Cóż innego miałabym robić jak tylko mu pomóc?
- Jak miło że się dogadujecie w rodzinie. - uśmiechnął się cyniczne mężczyzna, gdy służba zabierała uśpionego Merske.
- Rodzina przede wszystkim, nieprawdaż? - powiedziała Kathil z uśmiechem. - A co? Wpadł Ci w oko?
- Tylko mnie? Ubrać go bardziej odpowiednio… i… na ostrzejszą noc jest idealny. - mruknął Yorrdach uśmiechając się.- Czasami przyjemnie być po prostu branym w posiadanie przez dzikusa. Ten dreszczyk emocji.
- Myślę, że Owena i Achmina myślą podobnie. - zaśmiała się Kathil - Zarzucisz wędkę zatem? - uniosła brewki.
- Nie jest zainteresowany… niestety.- westchnął smętnie Yorrdach.- Już próbowałem.
- Przykro mi - pogłaskała maga po policzki i podkręciła mu wąsa - Ale niedługo masz urodziny, prawda? Przygotuję coś specjalnego. Na pociechę. - mrugnęła wesoło.
- Zgoda.- uśmiechnął się w końcu mag.
Kathil wróciła, aby oczekiwać na pojawienie się ojca Elisy i pilnować młódki. Nie musiała długo czekać, ojciec Elisy zjawił się wraz z matką zabierając swą pociechę do domu. A potem zostawił Kathil w dłoniach papier dłużny na załączoną sumę do zrealizowania w jednym z kantorów kupieckich stolicy. I dyskretnie podziękował za pomoc.
Po odłożeniu papieru do schowka i pożegnaniu hrabiego, Kathil mogła w końcu wrócić do gości. Sprawdziła przy okazji jak mają się sprawy z Oweną i czy przeżyła już niesłuszne oskarżenia o napastowanie Merske.
Pomyślała, że Owena i jej zasoby mogłaby stanowić niezły dodatek do rodzinnego majątku. Może sprzeda ten pomysł Condradowi? Owena była wszak nieco starsza od Kathil … i miała doświadczenia. Z tą myślą zajrzała do palarni sprawdzając jak bawią się panowie.
W palarni był tylko Condrad, Albarad Bikslin oraz hrabia Pesidonswern. Z czego Albarad jąkał się i dukał w obecności Condrada jak uczniak przed egzaminatorem. Condrad wspominał dawne relacje między ich rodami, co wyraźniej nie było w smak Bikslinowi, ale niczym królik pod wpływem wzroku węża… nie potrafił się ruszyć.
Kathil spytała jedynie:
- Czy wszystko macie, moi drodzy panowie? Przysłać służbę z napitkiem? - potoczyła
spojrzeniem po zebranych z czarującym uśmiechem.
- Tak… chętnie bym się napił czegoś… mocnego.- rzekł Albarad szybko z błagalnym spojrzeniem.
Kathil zrobiła tajemniczą minkę i ruszyła do stolika wcześniej już przygotowanego przez panią Percy.
- Jeśli coś mocnego, to służę uprzejmie - odsłoniła zastawioną tacę pochylając się nieco nad tacą, tyłem do mężczyzn. - Mam przygotowany przedni koniak z Aglarondu. - Kathil nalała 3 szklaneczki i podeszła do trójki serwując im napitek z uśmiechem.
Albarad wypił duszkiem, Dilion i Condrad aż tak się nie spieszyli.
- Długo cię nie było. Jakieś kłopoty?- zapytał Condrad, a Dilion wspomniał.- Owena przechodziła przez salę balową wściekła jak osa. Chyba już opuściła to przyjęcie.
Dziewczyna westchnęła:
- Złamane serce i pierwsze rozczarowania. - spojrzała szybko na Condrada tym razem bez zwyczajowej dla siebie kokieterii. - Będę musiała się z nią rozmówić - dolała Albaradowi kolejną porcję koniaku - Czy na coś jeszcze macie panowie ochotę? - powróciła do roli i minki dobrej gospodyni.
- Chyba nie sądzisz, że uwierzę iż ta egocentryczna primadonna ma serce.- wtrącił ironicznie Albarad.
A pozostali dwaj stwierdzili, że nic obecnie nie potrzebują.
- Albaradzie, to nie o nią chodziło, mój drogi. - popatrzyła na niego ze smutkiem i ruszyła do sali balowej - Wezwijcie służbę, jeśli czegoś będzie wam brakować, panowie.
Jakoś przez chwilkę czuła lekkie ukłucie współczucia dla biednej Elisy. Ale zdecydowanie lepiej dla niej, że dowiedziała się o naturze Merske. Cieszyła się, że pomogła i humor jej wkrótce wrócił.
Sprawdziła co dzieje się w sali balowej i ruszyła na ratunek Ortusowi.
- Jak się ma mój narzeczony? - szepnęła mu do ucha.
- Dobrze.. chyba.. myślałem, że nie zdołam nic wydukać… gdy klęczałem przed tobą.- odparł młodzian, poufale obejmując ją w pasie.- Co teraz?
- Przepiękny wiersz - uśmiechnęła się do niego zbliżając nieco swoja twarz do jego - jestem z Ciebie dumna. - powiedziała przykrywając jego dłoń swoją. - Teraz, pobawimy się jeszcze, a rano ślub. Chodź poprosimy moją ciocię na świadka. - pociągnęła Ortusa ku Mei.
- Tylko nie każ mi po tym tańczyć… Nogi mnie już bolą.- jękną cicho. Mea zaś dyskutowała z Wiligianem i Emilią. Choć bardziej z jego partnerką, a notariusz ograniczał się do uprzejmego potakiwania.
- Chodź, może załatwimy również męskiego świadka. A potem sobie usiądziesz, marudo. - dodała z lekkim, kpiącym uśmieszkiem. Widać po niej jednak, że droczyła się z narzeczonym.
- Ciociu Meo, Wiligianie, Emilio. Wybaczcie… Chcieliśmy prosić waszą dwójkę - wskazała lekko dłonią notariusza i krewną - na świadków. Ortus nalega na rychły ślub a ja nie jestem w stanie mu niczego odmówić - Kathil z uśmiechem spojrzała na Ortusa i położyła mu głowę na ramieniu.
-Oczywiście moja droga, byłabym zaszczycona … a ty Wiligianie?- rzekła z promiennym uśmiechem kobieta i zerknęła na notariusza.Ten zaś spytał.- Chyba bardziej by… Condrad pasował?
- O nie… lepiej nie.- zaprotestował Ortus.
- Condrad jest niezwykle zajęty i nie chcemy sprawiać mu zbyt dużo kłopotów. Zgodzisz się? Proszę? Możecie zostać na noc, ślub rano.
- A ja.. się boję sypiać sama. Może nasze pokoiki będą połączone, co?- zapytała cichutko “Emilia” wstydliwym tonem.
- No… tego… eee… no dobrze.- wydukał w końcu notariusz.
- Dziękujemy bardzo moi drodzy. Każę służbie przygotować pokoje zatem.

Gdy się nieco oddalili, Ortus mruknął cicho jej do ucha.
- Łatwo uwierzyć, że naprawdę chcesz tego ślubu ze mną. Jesteś bardzo wiarygodna. Nawet ja o tym czasem… zapominam. Że to przede wszystkim interes.
Popchnęła go w niewielki zaułek i pocałowała powoli i namiętnie:
- Bo chcę - przerwała na chwilę - i nie myśl o interesach. Ciesz się na myśl -
uśmiechnęła się diabelsko - na myśl co będzie po ślubie - pogładziła go po szyi. - Dobrze? - skradła mu kolejny pocałunek.
Ortus obrócił ją nagle, teraz ona znalazła się przyciśnięta do ściany i teraz ona poczuła namiętny pocałunek na ustach, potem szyi, dekolcie… znów na szyi. Całował ją szaleńczo… nie musiał mówić nic. Nie musiał niczego udowadniać słowami.
Kathil przytuliła się do niego i wsunęła dłoń w jego świeżo obcięte włosy, drugą przytuliła do jego pleców pozwalając mu działać. Nie za wiele jednak. Nie chciała zbyt wcześnie hm… spuszczać go ze smyczy.
Oderwała w końcu jego dłonie od siebie:
- Ortusie… - wyszeptała lekko zdyszana - … już niedługo. - ucałowała ponownie i odsunęła się.
- Łatwo ci to mówić…- mruknął młodzik ironicznym tonem głosu. A Kathil, czuła się rzeczywiście jak dziewica przed ślubem. Zabawna myśl.
- Nie... ale sam chciałeś by nasza pierwsza noc była specjalna. - podniosła jego twarz i zaglądnęła w oczy. - Prawda?
- Taaak… ale nasza pierwsza noc, może być dziś.- mruknął Ortus próbując się wykręcić.
- Chcesz być ze mną przed ślubem? - poszukała jego wzroku. - Już niedługo świta. Już niedługo będziemy małżeństwem. I wcale nie musimy czekać do zmroku. Proszę.
- Dobrze.- zgodził się potulnie Ortus i westchnął.- Zresztą pewnie oboje jesteśmy zmęczeni tym balem.
- Tak, był emocjonujący - zaśmiała się przytulając się do niego - chodź, jeszcze mamy sprawy do załatwienia z panią Bartolomeą.
Kathil pociągnęła Ortusa za sobą do ochmistrzyni. Niech się chłopak przyucza. Na wypadek, gdyby musiała wyjechać, będzie wiedział jak zając się posiadłością. Biedny Ortus nie zdawał sobie sprawy z planów Kathil. Kazała również przygotować wskazaną przez Condrada komnatę. Na jedną noc.
 

Ostatnio edytowane przez corax : 04-12-2015 o 08:34.
corax jest offline