Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-11-2015, 13:12   #16
corax
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację


Przyjęcie potoczyło się swoim torem i Kathil mogła się nieco odprężyć. Żegnała gości z ciepłym uśmiechem, chociaż sama leciała z nóg. W końcu nie spała równiez i poprzedniej nocy. Na koniec, gdy wszyscy goście zostali już ulokowani, odnalazła Condrada.
Ten szykował się już do snu, więc przyłapała go tylko w samych spodniach i z podłużnymi bliznami na plecach.
- Oh, wybacz - wycofała się, oceniając jednak blizny na jego plecach. - Wszystko jest
tak jak chciałeś? - spytała przez uchylone drzwi stojąc po drugiej ich stronie, w korytarzu.
- Jakoś przeżyję ewentualne niewygody.- odparł w Condrad zerkając przez ramię. Jak na swój wiek trzymał się mocno, a rozwinięte mięśnie, rzeczywiście dawały sens… fantazjom Yorrdacha o barbarzyńskich podbojach. Blizny na plecach były z pewnością dziełem jakiejś bestii.
- Mam nadzieję, że takowych będzie niewiele. Śpij dobrze zatem. - powoli zaczęła zamykać drzwi.
- To jedyny powód dla którego tu przyszłaś, czy może kryje się coś jeszcze?- spytał pozornie spokojnym głosem.
- Zostaniesz jutro na ślub i posiłek? - wciąż z dłonią na klamce.
- Powinienem chyba sprawdzić czy noc poślubna zostanie spełniona? - Condrad przywołał z dzikim uśmiechem stare i już zapomniane prawo.
- To Twoje prawo… - powiedziała spokojnie Kathil nie dając się sprowokować - Condradzie… - zawahała się i wróciła do pokoju. Zamknęła drzwi. - Możemy porozmawiać przez chwilę?


- Możemy…- podszedł do niej. Był duży i szeroki. W mroku nocy trudno było dostrzec oznaki starości. Pachniał piżmem. Yorrdach miał rację. Było w nim coś barbarzyńskiego w podniecającym znaczeniu tego słowa.
Kathil przesunęła dłonią po czole, odganiając zmęczenie. Wyciągnęła do niego delikatną dłoń do uścisku “kupieckiego”:
- To co mówiłam wcześniej, nie traci na ważności. Chcę współpracować nad
wzmocnieniem pozycji rodu. - spojrzała w górę, szukając jego spojrzenia.
Zdawała się zupełnie inna, mniej kokieterii, mniej kalkulacji, poważne spojrzenie. Gdzie nigdzie, parę loków wysunęło się z jej do tej pory doskonale upiętej misternej fryzury. Wyglądała na znacznie młodszą niż wcześniej.
Condrad podszedł bliżej, przypierając niemal do drzwi, spoglądał w dół na nią, na jej dłoń i mruknął.
- I dlatego chcesz mnie wypędzić z mojego domu. Kiepskie posunięcie… Jak mam wierzyć więc w twoją propozycję?
Schowała dłonie za sobą, patrząc mu w twarz, szukając śladów kpiny na jego twarzy.
- Naprawdę będziesz czuć się komfortowo mieszkając z małżeństwem? - przesunęła
spojrzeniem po nim - a z innej beczki, nie pomyślałbyś o poślubieniu Oweny? Ma spore aktywa i kilkanaście nieruchomości, nie wspominając o terenach. - popatrzyła w górę, zawieszając wzrok na jego ustach. - Ród mógłby od razu gwałtownie zyskać. A Owena nadal może mieć potomków.
- Dlaczego nie miałbym ? Kilka godzin temu oferowałaś współpracę na wszystkich polach.- jego ciężkie dłonie wylądowały na jej ramionach. Nachylił się i zaczął ustami wodzić po jej szyi, mrucząc przy tym.- Więc to małżeństwo… jest z pewnością ukartowanym ruchem przeciw mnie. A co do Oweny. Nie. Nie teraz i niekoniecznie z nią. Ożenię się, gdy rzeczywiście będzie z tego pożytek. Nie tylko złotem mierzy się siłę rodu.
- Małżeństwo to wciąż małżeństwo. - pogładziła mężczyznę po policzku - Zostań, na próbę, tydzień. Potem zobaczymy. - Kathil zdecydowała na pójście na kompromis - W zamian za to… w zamian za to, analizy przeprowadzisz razem ze mną i podzielisz się wnioskami. Wszystkimi. - popatrzyła mu w oczy poważnie.
- Więc… zobaczymy.- odparł Condrad, ześlizgując dłonie na piersi Kathil i pochwyciwszy za nie pieszczotliwie je ugniatał budząc przyjemne dreszcze w ciele Wesalt.- Ale o tym… mogłaś porozmawiać rano, nieprawdaż?
- Nie, bo rano odbywa się ślub - przesunęła pieszczotliwie paluszkami po jego brwiach. - Chodź. - pociągnęła po za rękę i poprowadziła do łoża. - Połóż się na brzuchu.
Condrad z ociąganiem położył się na łóżko. Nie ufał do końca Kathil. I z jękiem, bo czymś się otarł o materac wypchany gęsim pierzem.
Kathil usiadła obok, po czym przyklękła. I zaczęła delikatnie przesuwać dłońmi po plecach olbrzyma w delikatnym, relaksującym masażu.
- Nie zrobię Ci krzywdy - zaśmiała się cicho, by nie burzyć nagłego nastroju intymności. Ppocałowała linię jego kręgosłupa kilka razy. Dłonie pieściły ramiona, kark, plecy. Nacisnęła mocniej w okolicach krzyża. Z pewnością przy jego wzroście, napięcie zbierało się w tym miejscu. - Dobrze? - spytała cicho.
- Nie powinnaś mnie prowokować swymi kobiecymi sztuczkami. - mruknął cicho mężczyzna.- Nie myśl sobie, że zawsze będziesz panią sytuacji.
- Wszystko musi być walką o władzę? Nie widzisz innego sposobu na współpracę? - nacisnęła nieco mocniej na splot mięśni na ramionach, a potem przesunęła paznokciami po kręgosłupie.
- Nie wiem. A dlaczego ty stosujesz kobiece sztuczki, by rozpalić mnie pożądaniem i zasnuć mi myśli wizjami twego nagiego ciała wijącego się w rozkoszy?- odpowiedział pytaniem na jej pytanie.
- Ale moje sztuczki jak to nazywasz, nie są używane jako ostrza i groźby. - odsunęła dłonie - Chcesz zostać sam? - zrobiła ruch jakby schodziła z łóżka.
- Teraz… po tym jak mnie rozbudzasz cały wieczór… ty już dobrze wiesz na co mam ochotę.- zaśmiał się chrapliwie Condrad, zamilkł na moment. Rzekł po chwili.- Ale pytanie powinno brzmieć. Na co ty… naprawdę masz ochotę.
- Mmmmmmmmm….. - przesunęła palcem po jego uchu, pochyliła jakby do pocałunku, ukąsiła go lekko w łopatkę, a potem dodała - … na ciepłą czekoladę. - zaśmiała się radośnie, jak młoda dziewczyna, która właśnie wypłatała belfrowi psikusa.
- Jakoś ci nie wierzę… musisz być bardziej przekonująca.- wymruczał Condrad.
W odpowiedzi ukąsiła go mocniej w drugą łopatkę i zacisnęła mocno dłoń na pośladku.
- Mmmmrrr… zaczyna ci to coraz lepiej wychodzić. Lubisz zatapiać we mnie ząbki, czy tylko chcesz mnie zachęcić do aktywniejszej zabawy.- uśmiechnął się mężczyzna poddając nadal pieszczocie jej dotyku.
- Yorrdah miał rację, gdy roztaczał wizję brutalnej miłości z Tobą w roli głównej. - mocno wbiła paznokcie w jego bok i przesunęła dłonią w dół.
- Tak… potrafiłem się zabawić.- mruknął Condrad i wzruszył ramionami.- A ty… taka z ciebie wydelikacona panienka?
- Zdecydowanie bardziej niż Ty - przesunęła czubkiem języka po bliznach.
- Szkoda… nie poczułaś nigdy, co to znaczy ogień w trzewiach. Co to znaczy kochać się tak mocno, że aż huczy w głowie. Aż cały świat… znika.- mruknął mężczyzna i westchnął cicho.
- Brzmi jakbyś tęsknił za tą osobą…
- Za zmarłymi się nie tęskni. Zmarłych się wspomina.- odparł próbując tą butną wypowiedzią zamaskować chwilę nostalgii.
Kathil bez słowa pogładziła go po policzku wierzchem dłoni.
- W każdym razie… taka jest prawdziwa noc rozkoszy.- odparł wracając do tematu.
- Rozumiem. - położyła się obok, nie dotykając mężczyzny w żaden sposób.
- Nie rozumiesz…- zaśmiał się cicho i obrócił twarzą do niej.- To trzeba przeżyć, by zrozumieć.
Spojrzał jej prosto w twarz i uśmiechając się rzekł.- I co teraz? To chyba ostatnia okazja na to byś znalazła sobie wymówkę i uciekła z mojej komnaty. Kolejnej możesz nie mieć.
- Wiem, że wykorzystasz to przeciw mnie. Może nie jutro, pojutrze, ale kiedyś.
Więc nie widzę korzyści w dawaniu Ci tego, na co masz ochotę przy pierwszym spotkaniu. - podparła się na łokciu. - Liczyłam, że zjednoczymy nasze siły. A teraz… - zawiesiła głos i popatrzyła na niego z uśmiechem.
- Kusisz… jesteś w tym okropnie dobra.- uśmiechnął się Condrad i spojrzał w jej oczy mówiąc.- I masz dużo do zaoferowania. Cóż… ale mamy problem. Nie potrafię być pod kimś, ani obok kogoś… Byłem obok brata i jak to się skończyło?
Pogłaskał ją palcami po policzku.- Mamy wspólne cele, więc z pewnością się dogadamy Kathil, ale zasady tej współpracy… między nami muszą jeszcze się dotrzeć.
- Na razie nie powiedziałeś mi nic konkretnego, oprócz prób zastraszenia i obietnic
złamania mnie. - odwdzięczyła się taką samą pieszczotą, badając jego twarz palcami. - Jak mam według Ciebie zareagować na to? Chcesz rządzić majątkiem, aktywami, mną. Sam powinieneś rozumieć po tylu latach na morzu, że to mało atrakcyjna oferta. Na co mamy tracić energię i siły i zasoby na kontrolowanie drugiej strony? Jeśli chcesz, formalnie mogę uznać Twoją rolę jako Seniora, ale nieformalnie… chcę pełnej współpracy. I chcę się uczyć. Mówisz o zasobach rodowych - Twój wiek i Twe doświadczenie to zasoby. Czemu nie przekazać, podzielić się tym ze mną? Bo jestem kobietą? - zbliżała twarz bliżej twarzy mężczyzny szepcząc i patrząc mu w oczy.
- Jak mam odsłonić swe karty, gdy ty próbujesz mnie okręcić wokół swego małego paluszka.- wymruczał mężczyzna i cmoknął ją w czubek nosa.- Albarad ma trochę brudów na sumieniu. Przycisnąłem go… Co prawda się wykręca, ale odda nam rodowe ziemie, po przystępnej cenie. Zwróci to co wykradł memu bratankowi.
- Teraz nie próbuję. - zaśmiała się lekko - teraz próbuję z Tobą rozmawiać. Nie moja wina, że masz brudne myśli i zasłaniają Ci one wzrok. Zaszantażowałeś go?
- Przypomniałem mu co nieco.- mruknął z podstępnym uśmieszkiem Condrad.- Wspomniałem o pewnym zaaranżowanym morderstwie…- przesunął palcem po dekolcie Kathil, a następnie wsunął palec między jej piersi.- Oj kłamczuszko, a kto przez niemal całe przyjęcie pobudzał me myśli w tym właśnie kierunku?
- Morderstwie? - mruknęła z przyjemności Kathil, marszcząc brwi - Kogo?
- Wilbur Lonbreal… nie sądzę byś o nim słyszała. To stare dzieje. - mruczał spoglądając w jej oczy i muskając piersi palcem.. przypominając niedawny przyjemny dreszczyk dziewczynie.
Kathil usiadła na łóżku tyłem do Condrada:
- Rozwiąż - rozkazała władczo mając na myśli ciasno związany gorset.
Zabrał się za to z ochotą. Sznurki szybko puszczały pod jego gwałtownymi szarpnięciami.
Dziewczyna uklękła tyłem i usiadła na piętach. Odłożyła gorset, zostając w delikatnej białej koszulce na haftowanych ramiączkach wpuszczonej w spódnicę. Powoli uniosła dłonie i zaczęła rozplatać włosy, które pasmo po paśmie zaczęły opadać na jej ramiona i plecy. Wiedziała, że ta poza podkreśla jej kształty: linię ramion, wąską talię, biodra. Od czasu do czasu spoglądała przez ramię na Condrada.
On również usiadł za jej plecami. W jego oczach widziała drapieżne błyski. Niemal rozbierał ją wzrokiem. Szeroka klatka piersiowa, umięśniony brzuch… rzeczywiście, nestor rodu przypominał barbarzyńcę. A na samym dole… dowód żywotnego zainteresowania okryty materiałem spodni.
- Tylko nic mu nie mów. Argument straci wartość, jeśli wyjdzie że jestem gadatliwy. Nadal udawaj nieświadomą.- mówił cicho.
Pokiwała potakująco głową, po czym machnięciem rozrzuciła długie włosy. Wsunęła w nie dłonie i spuszyła nieco.
- Spódnica - powiedziała cicho, wskazując na troczki.
Palce mężczyzny szybko zabrały się do dzieła, acz nie były tak zwinne jak u półelfa. Condrad trochę się namęczył nim uwolnił ją od tego problemu.
Kathil podniosła się mrucząc melodię pod nosem, jakby do podkreślenia jej ruchów. Wyszła ze spódnicy i … kopnięciem zrzuciła ją z łóżka. Cały czas nucąc stanęła przodem do Condrada i powoli osunęła najpierw jedno a potem drugie ramiączko koszuli. Zarys jej kształtów widoczny w świetle świec. Nie spieszyła się, patrząc dumnie w dół na twarz Condrada, czekając aż zaklęcie snu zacznie wpływać na niego. Wbiła w niego spojrzenie centymetr po centymetrze osuwając koszulkę w dół swego ciała.
Jednak jej czar jakoś nie był w stanie go położyć do snu. Był za silny, za doświadczony. I domyślił się chyba co planowała. Położył na łóżku i rzekł cicho z uśmiechem.- Jesteś zjawiskową kobietą, baronesso.
Kathil nie odpowiedziała na komplement. Nie rozumiała czemu mężczyźni uważają, że słowa bardziej przemawiają do kobiet w takich momentach. Widziała uznanie w jego oczach, jego ciele, słyszała w przyspieszonym oddechu, lekkim drżeniu ciała. Sama też czuła przyjemne, narastające mrowienie w ciele. Pozwoliła w końcu, by koszulka powoli opadła. Stała przez chwilę pozwalając mu przyjrzeć się szczegółom jej ciała. Wyciągnęła dłoń do niego i poprowadziła jego dłoń po swym biodrze.

- Lubisz igrać z ogniem, prawda? A może, aż tak wierzysz w moją… samokontrolę?- mruknął drżąc wyraźnie. Rzeczywiście ledwo się powstrzymywał przed rzuceniem na nią wodząc twardą dłonią po jej delikatnej skórze.- To chyba twoja.. ostatnia szansa… na rejteradę.
Kathil na te słowa zeskoczyła z łóża:
- Skoro takie jest życzenie Seniora rodu. - drażniła tonem głosu. - To cóż ja, młódka,
mogę innego jak … ugiąć się - Kathil powoli przegięła się wypinając pupcię i podnosząc gorset, wciąż drażniąc Condrada.
Chwycił ją błyskawicznie w pasie i wciągnął szybko do łóżka.Jedna jego dłoń zacisnęła się na jej piersi masując pieszcząc i ugniatając drapieżnie i władczo. Miał silne, twarde dłonie i umiał nimi pieścić jej ciało. Siegnął zresztą między i uda Wesalt, palcami odważnie zdobywając intymny zakątek i silnymi ruchami rozpalając ciało. Całował jej szyję i bark przyciskając do siebie. Był jak ów barbarzyńca.. którego przewidział mag.
Pomimo odczuwanych fal przyjemności, Kathil nie chciała i nie mogła złożyć oręża. Za każdą gwałtowną pieszczotę, oddawała w dwójnasób, wbijając pazonkcie, kąsając ramię, przyciągając Condrada bliżej do siebie by całować go namiętnie. Pod intensywnym dotykiem wielkiego mężczyzny, szczyt rozkoszy przyszedł szybko, pozbawiając dziewczynę na chwilę tchu. Nie ociągała się jednak i przystąpiła do kontrataku, sięgając w dół jego ciała równie gwałtownie, równie brutalnie co on. W miłosnych zapasach zmusiła go do zmiany pozycji i teraz ona znalazła się na górze. Spoglądając roziskrzonym wzrokiem na Condrada odsunęła z twarzy dziko rozrzucone włosy. Wbijając paznokcie w jego szeroką klatkę piersiową, wyszeptała by rozpalić go do czerwoności, by obedrzeć go z resztek zahamowań, by zerwać z niego resztki jego cywilizacji:
- Naucz mnie jak… - położyła się na nim całym ciałem, poruszyła sugestywnie i mocno
biodrami drażniąc go. Wpiła się zębami w jego szyję, drapiąc skórę na żebrach. Ocierając się o niego, osunęła się między jego uda i szarpnięciem uwolniła z więzi materiału. Z cichym pomrukiem zamknęła go pomiędzy wargami i językiem. Wbiła się spojrzeniem w jego twarz. W świetle świec jej oczy lśnily namiętnością, wyzwaniem i przyjemnością. Mimo uległej pozy i wcześniejszych słów, bezczelnie prowokowała spojrzeniem i lubieżnymi pieszczotami. Zaczynała lubić ten moment, gdy dał się prowokować.
- Puszczaj… nie tak…- warknął dysząc z podniecenia, czując przyjemność, której efekt ona smakowała wargami, muskając swą twardą zdobycz.- Chodź tu…
Unosił się się powoli do pozycji siedzącej zerkając na leżącą pomiędzy jego udami dziewczynę. Głaszcząc ją po włosach, chwycił nagle za nie i lekko pociągnął w górę.- Ta.. pozycja… może… poczekać.
Odpuściła… by zacząć zębami, pocałunkami i liźnięciami torować sobie drogę w górę jego ciała. Ocierała swe ciało o mężczyznę: czując różnicę między jego ciałem - twardym i wyrzeźbionym doświadczeniem - a swoimi miękkimi krągłościami. Zagryzła wargę i klękając między jego udami, otoczyła szyję Condrada ramionami w pozie uległości. Jednak w jej ukączeniu męskiej dolnej wargi brakowało potulności. Podobnie w jej zapamiętałych pocałunkach jakie zaserwowała mu chwilę potem. Palce przeczesywały jego włosy od czasu do czasu ciągnąc je by odgiąć jego głowę do tyłu. Klęknęła wyprostowana i wtuliła się w starszego olbrzyma nie zostawiając między ich ciałami ani skrawka wolnej przestrzeni.
- A …. jak… - spytała liżąc i ssąc skórę na jego szyi tuż w okolicach grdyki. Zębami
wodziła po niej w namiętnym wyzwaniu.
- A tak…- mruknął niczym drapieżnik, delikatnie acz stanowczo szarpnął za jej ramię. Wylądowała plecami na łóżku.- ..tak, na przykład.
Założył sobie bezceremonialnie jej nogami na ramiona i z płonącym spojrzeniem wpatrywał się w jej piersi wyeksponowane doskonale i obramowane blaskiem Księżyca.
I ruszył na podbój… mocno i gwałtownie wdzierając się swym taranem przez jej bramę. Bez żadnego ostrzeżenia czy też delikatności. Ból i rozkosz zmieszały się ze sobą. A jej nogi, były przyciskane drapieżnie do jego ciała, gdy jej piersi falowały w rytm jego dzikich sztychów. Czuła go mocno, szybko… i czuła się dziko. To nie były wyrafinowane figle do jakich przywykła.
Kathil sięgnęła ku szyi Condrada, by przyciągnąć go do swego wygiętego w rozkoszy ciała.
Patrząc w jego rozpaloną pożądaniem twarz, wydyszała między jednym ruchem a drugim:
- Mocniej… - starając się wyjść na powitanie każdemu męskiemu uderzeniu - … nie … ...powstrzymuj… się. - szarpnęła go za włosy i przesunęła paznokciami w górę jego brzucha. Cieszyła ją jego powolna utrata kontroli. Cieszyła się również swoją nowo-odkrytą stroną. Na twarzy błądził jej niewielki uśmiech, ścierany przez rozkoszne odczucia jej ciała.
Przyciągając go ścisnęła się w dość niewygodnej pozycji, w dodatku czując jego ciężar na sobie z trudem łapała oddech. Ale w tej chwili… były to detale. Czuła Condrada mocniej i głębiej niż kogokolwiek przed nim, a jego mocne ruchy bioder wprawiały w protesty szprychy jego łoża. W dodatku dłonią ścisnął drapieżnie i nieco boleśnie jej pierś… ale całość doznań była tak oszałamiająca, że Kathil nie mogła się skupić tylko na bólu. Obudziła bestię i smakowała te doświadczenie całym drżącym i spoconym ciałem.
Oddychała ciężko, zaciskając powieki z rozkoszy, uniesione nogi splotła za jego szyją. Czuła się wyeksponowana, otwarta, mimo ciężaru Condrada, pomimo jego bliskości i raptownych oddechów na swej skórze. Zagryzła zęby na jednym palcu aby zdusić jęki wyrywające się z jej ust. Wyciągnęła ramiona za głową, eksponując nieco piersi, poruszające się w szaleńczym tempie. A on je pochwycił, ścisnął, miętosił boleśnie. Teraz jednak był to kolejny bodziec dla jej rozpalonego ciała. Niczym ostroga dla rumaka. Szeptała zachęcająco, częściowo bezwiednie, częściowo z resztką premedytacji. Drażniąc Condrada i potrącając ostatnie sznureczki jego kontroli. Gdy poczuła szybko zbliżająca się eksplozję na twarz wypłynął jej pełen zdumienia i niedowierzania uśmiech. Otworzyła szeroko oczy i wpiła spojrzenie w Condrada:
- Pro… proszę…. - wyjęczała nie dbając już kto wygrywa tym razem. Chciała przenieść siebie i jego za kraj ekstazy. Był ciężki, był twardy i silny… ściskana jego pchnięciami, z piersiami poddawanymi brutalnym pieszczotom w niewygodnej pozycji, docierała jednak gwałtownie na szczyt… podobnie jak on. Dzika bestia w tej chwili. W końcu czara rozkoszy przelała się i w niej i w nim. Condrad odsunął się od niej dysząc ciężko i uśmiechając się, patrząc jak rozwija się niczym kwiat kładąc na łóżku z bezwstydnie rozsuniętymi udami, jakby chciała pokazać mu co nabroił. Nie miała wyboru, klęczał między jej nogami.
- I teraz możesz zrobić to co planowałaś.- mruknął z uśmiechem wpatrując się w swe dzieło.
Posłuchała… lecz jej dotyk i pieszczoty były dla odmiany powolne, leniwe, rozciągnięte w czasie jak przypływ i odpływ fal. Nie spieszyła się lecz niosła mu wytchnienie delikatną pieszczotą, grając w z wprawą na jego instrumencie. Pobudzała go na skraj i porzucała, by znowu rozpocząć delikatne liźnięcia, pocałunki, dotknięcia. Mimo, że nie łączyła z nimi bólu, ani dzikości, serwowała mu coś w zamian. Czułość, skupienie tylko na nim, intymne połączenie. Rozpalała ogień powoli by przyglądać się jak Condrad spala się w nim z głębokim jękiem.
Głośny oddech i pomruki świadczyły o tym jak biegłą potrafiła być “flecistką”. Z każdym drżeniem ciała jednak w samej Kathil budziła się pokusa. Mogła co prawda rozpalić i doprowadzić swego kochanka do eksplozji, mogła rozpalać i ostudzać w nim fale przyjemności muśnięciami swego języka. Mogła… acz… mogła znów obudzić w nim drapieżnika. Rozpalić jego zmysły, by znów posiadł ją na swój dziki gwałtowny sposób.
W ostatniej chwili, gdy wyczuła niekontrolowane drżenie jego ciała, nacisk dłoni zaciśniętych kurczowo w jej włosach, odsunęła się gwałtownie i na czworaka wycofała poza zasięg jego dłoni. Zaśmiała się cicho i bezczelnie widząc jego grymas zdziwienia. Przykucnęła na łózku tyłem do niego, opierając dłonie o oparcie. Zaczęła powoli podnosić się w górę kręcąc pośladkami. Stanęła na wyprostowanych nogach, wciąż mocno przechylona i popatrzyła na kochanka z zadziornym uśmieszkiem. Ponownie wystawiła na podziw swą kobiecość drażniąc w nim jego barbarzyńcę.
- Wolisz bym dokończyła czy…. może? - spytała ciekawsko i z sadystyczną
kokieterią. Nie mógł narzekać na brak wyboru.
Condrad chwycił ją za uda. Ustami musnął ów kwiat kobiecości. Przesunął po nim językiem smakując jej rozkosz i własną przy okazji, i mruknął.- Klękaj przy łożu i wypnij pupę.
Zadrżała lekko, jego rozkaz wywołał dreszcz przyjemności ale nie chciała ulec:
- Nie powinieneś poprosić? - podrażniła ponownie tego dzikiego tygrysa, spoglądając
przez ramię.
- Oczywiście że nie…- znów język jego przesunął się po jej podbrzuszu. Drapieżnie i władczo. Otrzymała też delikatnego acz głośnego klapsa w pośladek. - Przecież wiesz, że nie proszę. Ja biorę.
- A co jeśli nie posłucham? - coś w niej nie pozwalało jej oprzeć się droczeniu wielkiego kochanka, zakręciła lekko pupcią - I nie dam?
- Zostaniesz ukarana… klapsami na przykład.- jego język wodził po jej podbrzuszu, jego dłonie zaciskały się na jej pośladkach. Po czym znów dał jej klapsa. Pośladek dziewczyny zadrżał od niego. Niezupełnie znała to uczucie, zdarzało się jej dawać klapsy kochankom. Żaden jednak nie był zainteresowany ich dawaniem. Ale to nie było jedyne co rozpraszało Kathil. Język kochanka zaczął zdobywać jej wnętrze.
- Mmmm - mruknęła zaciskając dłonie na oparciu i wspinając się na paluszki gdy przyjemność szarpnęła nią. - Obiecujesz? - dodała zagryzając wargę i napinając całe ciało.
- Tak…- na moment, przerwał pieszczoty jej kwiatu rozkoszy, by odpowiedzieć na jej prośbę. I dał kolejnego siarczystego klapsa. Miał mocną dłoń, ale ból przechodził szybko w dziwne przyjemne dreszcze. Wiedział jak uderzyć, by nie zostawić sińców na pośladkach. Wiedział jak uderzyć, by obudzisz przyjemność w ciele.
Kathil zadrżała i znieruchomiała na chwilę poddając się nowemu wrażeniu. Czuła rozkoszne pieczenie skóry. Chciała więcej, więc z uśmiechem przeskoczyła przez oparcie łóżka by zachęcić Condrada do pościgu. Skoro był myśliwym, schwytanie ofiary leżało w jego charakterze.
- Posłucham…. jeśli mnie złapiesz. - rzuciła mu wyzwanie z kpiącym uśmieszkiem. Rzucił się na nią niczym dzika bestia. I był wszak taką, nagi i podekscytowany. Nie był tak zwinny i nie znał już tego pokoju jak ona. Wymsknęła mu się raz… potem drugi, ale w końcu zagonił ją w róg. Zdyszaną i drżącą od emocji. Spojrzenie Kathil wędrowało po mężczyźnie, ciągle zahaczając o jego męskość. Była rozgrzana biegiem i emocjami i… czymś jeszcze. Czymś rozbudzonym przy tym mężczyźnie.
Szukała jeszcze chwilę sposobu na ucieczkę, na wysmyknięcie się popod jego ramieniem. Spróbowała zmylić go rzucając spojrzenie na prawą stronę lecz ciałem odskakując na lewo.
Udałoby się jej, gdy nie szeroki rozstaw ramion Condrada. Zmyliła go, ale nie zdążyła się wyślizgnąć. Pochwycił ją za dłoń, szarpnął mocno i przytulił do siebie.- Co teraz zrobisz?
Wtuliła się w jego duże, ciepłe ciało zdyszana i pobudzona ucieczką.
- Obiecałam posłuchać… - powiedziała całując trzymające ją ramię - ...więc co mam
zrobić, Seniorze rodu? - zajrzała mu w oczy, gładząc po policzku. Chciała przekonać go, że gra fair.
- Na kolanka przy łóżku, wypnij pupę.. czeka cię kara za to uciekanie.- mruknął mężczyzna ocierając się mimowolnie swym dowodem ciało o jej pośladek. Kathil uśmiechnęła się lubieżnie… czując ten dotyk wiedziała, że nie zdoła długo się jej opierać. Był tylko mężczyzną.
Wykonała polecenie, zmysłowo osuwając się na kolana i powoli wypinając pośladki. Nie wypięła ich jednak całkiem, lecz leciutko, ponownie drocząc się z próbującym zdominować ją mężczyzną.
- Tak…? - spytała niewinnie.
- Bardziej… -mruknął Condrad, a mimo to poczuła jak jego twarda chropowata dłoń głaszcze jej pośladek.
Drażniła się z nim wypinając pupcię ledwie milimetr po milimetrze, przeciągając jego cierpliwość w nieskończoność.
I poczuła mocnego klapsa w pośladek… przeszedł on drżeniem przez całe jej ciało. Condrad znów robił się bardziej drapieżny i wyraźnie niecierpliwy.
Dziewczyna wciągnęła powietrze i syknęła z bólu:
- Zostaną ślady? - spytała lekko drżącym głosem.
- Nie… nie zostaną.- kolejny klaps spadł na pupę drżącej Wesalt.
Zagryzła lekko pięść by nie krzyknąć i cofnęła biodra odsuwając się nieco od mężczyzny:
- Dość… - próbowała zarządzić.
Ale Condrad dał kolejnego klapsa w rozgrzaną już pupę, po czym się nachylił i musnął pośladek językiem. Kontrast był ekscytujący. Z ust dziewczyny wydarł się jęk przyjemności i mocniej wypchnęła biodra ku jego twarzy. Rozgrzana pupa była łagodzona pieszczotami jego ust, wędrując po jej skórze. Ale w końcu poczuła jak zaciska dłonie na jej pośladkach. Jak znów ją zdobywa gwałtownie spychając jej ciało na łoże.
Kathil w przebłyskach rozpalonej rozkoszą świadomości podziwiała jego wytrzymałość, siłę i apetyt. Wygięła ciało próbując złapać równowagę, a potem opadła na łoże, ciesząc się jego dłońmi zaciśniętymi na jej biodrach, jego mocnymi pchnięciami wydzierającymi jęki i szepty z jej ust. Sięgnęła za siebie jedną ręką szukając jego dłoni, uderzenia wcisnęły jej twarz mocniej w prześcieradła.
Pochwycił ją za dłoń, przyciągnął. Znów czuła go mocniej… głębiej… obezwładniające uczucie. Znów poruszali się tym dzikim gwałtownym rytmem, nie dającym jej chwili wytchnienia. Raz po raz...drżała słaniając się na nogach. Condrad wyciskał z niej ostanie siły, obezwładniając rozkoszą.
Krzyknęła, gdy przeniknęła ją fala rozkoszy… i kolejna… Spocona, dysząc ciężko nie pozwoliła odsunąć Condradowi:
- Nie… - zaprotestowała, gdy próbował - jeszcze chwilę… - jej ciało przyzwyczajało się
do jego ciężaru. Kolejne ruchy przenikały jej ciało niczym błyskawice roznosząc rozkosz, to nic że była obolała od gwałtownych ruchów i zmęczona. Jeszcze, jeszcze, jeszcze.. Condrad nie wytrzymał wypełniając ją dowodami swego pożądania. Ona sama zresztą też nie… ciało wygięło się lekko, gdy rozkosz spełnienia szarpała jej ciałem.
Wtulona blisko w jego duże ciało powoli powracała do rzeczywistości. Niezwykle powoli. Przenieśli się na łoże, gdzie splotła swe nogi z jego i otoczyła się jego ramionami. Pocałowała wnętrze jego dłoni. Nic nie mówiła, zbierając siły na powrót do własnej sypialni. Napawała się jeszcze jego zapachem otaczającym ją. Ich zapachem, zapachem ich potyczek. W końcu odsunęła się powoli oswobodzając się z jego ramion.
Condrad jej na to pozwolił, sam również zmęczony i rozleniwiony. Przyglądał się z zaciekawieniem swej kochance i jednocześnie przyszłej żonie swego krewniaka. Wiedział co prawda, że cały ślub był wybiegiem z jej strony. Ale obrót sytuacji niewątpliwie go zaskoczył.
Kathil podniosła zapomnianą koszulkę i odziała się w nią. Zebrała gorset i spódnicę.



Pochyliła się nad Condradem gładząc go po policzku.
- Śniadanie ślubne planowane na 9 rano - uśmiechnęła się i pocałowała jego
opuchnięte i pokąsane przez nią usta. - Do zobaczenia. - ruszyła do swojej komnaty na drżących nogach. Do swojego pokoju doszła z trudem. A jeszcze ślub, Ortus… może lepiej jednak młodzika zostawić na wieczór? Mijała ten sam obraz… teraz wiedziała, kim jest Condrad. Jaki jest… ale czy to ułatwiało sytuację?




Poranek był przyjemny. Ciało Kathil był nieco obolałe, dość zmęczone. I bardzo rozleniwione. Znak ekscytującej nocy. Wesalt powoli wracała z krainy marzeń sen, do jawy przypominając sobie co robiła, jak… i najważniejsze, z kim. To było dość kłopotliwe. Teraz wiedziała czym się kończy drażnienie libido nestora rodu Vandyeck. Owszem… mogła go dalej kusić i rozpalać, acz jeśli za bardzo by się w tym posunęła, to czy on nie straciłby znowu panowania nad sobą? Czy znów by się na nią rzucił jak dzikus?
Czas pokaże… póki co sama była nieco… skonfudowana tempem rozwoju wypadków. A czas naglił. Wezwała zatem służbę z posiłkiem, zażądała również kąpieli. To z kolei nasunęło skojarzenia z Jaegere. Bezwiednie zaczęła porównywać obu kochanków. Pluszcząc się w ciepłej wodzie przeciągała się leniwie i w myślach przebiegała przygotowania do ślubu. Nie była to długa lista, bo długą być nie miała. Skoncentrowała się też na młodym Ortusie. To w końcu też jego ślub. Jak on się odnajdzie w tym wszystkim?
Po posiłku i kąpieli, wezwała służki do pomocy przy układaniu fryzury, ubieraniu i dopinaniu pozostałych kwestii. Pani Percy też została poproszona aby upewnić się, że posiłek weselny jest gotów, wszystko przygotowane i gotowe.
Kathil westchnęła w duchu… chciała mieć to już z głowy.
Póki co pojawił się nowy problem. Wiligian chciał z nią szybko porozmawiać na osobności w dość pilnej sprawie.
Wpuściła go więc na swe pokoje, poprawiając ostatnimi muśnięciami swój lekki makijaż.
- Witaj, mój drogi. Jak spałeś?
- Krótko.- odparł enigmatycznie notariusz czerwieniąc się lekko na obliczu. Po czym szybko zmienił temat.- Powinienem ci pogratulować nowego wybranka. To wszystko było takie zaskakujące.
-Tak, dość zaskakujące. Dziękuję. Ale to chyba nie wszystko?
- Nie wiem ile wiesz o rodzinie Ortusa. Będziesz miała podwójny tytuł baronowski, acz… to ciekawa sytuacja.- zaczął niewyraźnie Krantz. “Ciekawa sytuacja” mogła oznaczać kłopoty.
- Nie trzymaj mnie w niewiedzy, mów proszę.
- Nie znam szczegółów, tylko… ogólne informacje. Baronet Ortus Vilgitz, syn Ingvara Vilgitza… jest dziedzicem małego majątku po ojcu. Ale na ten majątek ostrzą sobie zęby dwaj bracia jego ojca. No i.. o ile pamiętam w wyniku ich sporów Ortus stracił matkę. Z prawnego punktu widzenia, osoba wstępująca w stan zakonny bądź kapłan, nie ma praw do tego majątku. Ale Ortus nie jest kapłanem, nie złożył też ślubów zakonnych. Jednym słowem ma pełne prawo ubiegać się o majątek po ojcu, acz… jego wujowie to para drani.- zaczął tłumaczyć notariusz.- No i… mają dość bandyckie metody rozwiązywania problemów rodzinnych.-
- Tak, Ortus coś przebąkiwał. na temat siepaczy. - powiedziała Kathil w zamyśleniu - Wiesz kto teraz zarządza majątkiem?
- Teoretycznie nikt. Bracia nie przepadają też za sobą i nasyłają na majątek swoich “zarządców” z tyloma najemnikami na ilu ich stać w danej chwili. Zresztą matka Ortusa zginęła podczas sporu o to, z którym ma się ożenić. Tak słyszałem.- rzekł w odpowiedzi nieco speszony Wiligian.- Ale.. to już są plotki, więc nie warte wiary. W każdym razie… nabywasz nie tylko męża, ale i tytuł, majątek i kłopoty z nim związane.
Kathil wstała i uścisnęła Wiligiana:
- Dziękuję Ci za informacje. Czy byłbyś w stanie towarzyszyć mi i Ortusowi w wizycie w majątku? Zorganizuję wyjazd na dniach - możliwe, że nawet jutro, żeby nie dać wujom zbyt wiele czasu na ukrycie nieścisłości.
-Dojazd tam zajmie z trzy dni drogi. Wymagasz wiele ode mnie.Mam tyle interesów w stolicy.- westchnął Krantz.- Potrzebuję z dwa dni na uporządkowanie spraw.
- Wiligianie, przecież nie proszę o przysługę, lecz chcę dodać dodatkowy zarobek dla Ciebie, do naszego już istniejącego układu. - Kathil rozłożyła dłonie - Jako notariusz, jesteś nieodzowny podczas takiej wizyty, sam wiesz.
- Ale … jestem notariuszem pracującym dla wielu klientów w Ordulinie. Nie mogę tak znikać bez słowa. Rozumiesz to, prawda? A kilka dni nie zrobi różnicy. Jestem pewien, że te wieści o ślubie tak szybko nie dotrą na głuchą prowincję.- wyjaśnił mężczyzna uśmiechając się. I zmienił temat.- A co z Condradem? Długo rozmawiałaś z nim w palarni. Jakieś wyniki? Jaka jest sytuacja?
- Sytuacja… cóż… ustaliłam, że wprowadzi się tymczasowo na tydzień i przez ten czas zapozna się z aktami majątku, a następnie podzieli się wnioskami ze mną. Zależnie od tego, może uda nam się wypracować hmmmm…. współpracę. Zobaczymy. Na razie nie zmienia to nic w naszych ustaleniach - spojrzała na Wiligiana. - więc zleć postępowanie tak, jak ustaliliśmy.
- Dobrze. Niemniej na mnie zrobił wrażenie dość… stanowczego osobnika. Niełatwo będzie go nagiąć. Ale mogę się mylić. To ty masz talent do negocjacji i… wyglądasz uroczo w tej sukni. Aż zazdroszczę Ortusowi takiej panny młodej.- notariusz zakończył swą wypowiedź komplementem.
- To prawda… wyglądasz uroczo baronesso.- do pokoju wkroczył sam Condrad ubrany bardziej… w strój o jasnych barwach. Wyglądało na to że też szykował się na ślub.
- Możesz nas opuścić na moment panie…- zwrócił się do notariusza.
- Wiligian Krantz.- przedstawił się przyjaciel Kathil.
- Możesz?- uśmiechnął się drapieżnie i złowieszczo.
- Wiligianie, pojutrze ruszamy. Przyjadę po Ciebie. - młoda kobieta uścisnęła dłoń notariusza - i zobaczymy się za parę chwil. - odprowadziła mężczyznę do drzwi i odwróciła się do Condrada.
- Stało się coś? - popatrzyła na kochanka.
- Przyszedłem ci tylko powiedzieć, że poprowadzę cię do ołtarza.- stwierdził krótko mężczyzna.- Żebyś wiedziała, że umiem przegrywać z klasą.
Kathil zaśmiała się wesoło:
- Teraz wiem, że coś knujesz. - i dodała poważniejąc - Dobrze, jeśli tego chcesz. Ale, Condradzie. Usiądź proszę - wskazała mężczyźnie miękki fotel. Taki, jakich więcej w posiadłości nie było. Duży, głęboki, zapraszający. Używała go w tych rzadkich chwilach, gdy miała czas na wypoczynek. - Pojutrze muszę wyjechać. Nie wiem na ile, zapewne kilka dni - Kathil szybko obliczała w myślach - jakiś tydzień.
- I boisz się, że wrócisz zastając zamknięte bramy?- zdziwił się Condrad i zaśmiał cicho.- Och… Tym się nie musisz martwić. Chcę mieć dla siebie całe zasoby naszego rodu, wliczając to i ciebie. Uczennico. Poza tym… taka zagrywka byłaby błędem taktycznym z tej strony.
- Musimy popracować nad wypracowaniem zaufania - pochyliła się do lustra upewniając się, że makijaż nie wymaga więcej poprawek, przesunęła serdecznym palcem po wargach rozprowadzając nieco zmiękczającego balsamu - Nie. - zaprzeczyła - Załatwię dostęp do akt. Ale… pojawiła się nowa kwestia, którą pojadę sprawdzić. Mianowicie majątek Ortusa i dwóch kłócących się o niego wujów. Po ślubie dziedziczy go Ortus, ale ja też nabywam praw. - rzuciła Condradowi spojrzenie odbijające się w lustrze. Pochylona ku lustru przypomniała sobie ich wcześniejsze zbliżenie. Mimowolnie poczuła rumieńce na policzkach. Nie spuściła jednak z niego wzroku. - Pomyślałam, że Cię to może… zainteresować.
W spojrzeniu mężczyzny widziała ten błysk dzikości. Tę pierwotną brutalność którą posmakowała. Zobaczyła też zainteresowanie jej słowami.
- Bo to brzmi ciekawie. Może zyskamy coś oboje na tym ślubie. Rozeznaj się w sytuacji, może napuść ich nieco na siebie. A potem… w bitwach giną nawet szlachcice, prawda?-
- Spodziewam się znaleźć wiele nadużyć i grabieży, skoro obaj łakomią się na ten majątek.
Ale ...rozeznam się - przesunęła dłońmi po piersiach ukrytych w gorsecie, a potem przesunęła nimi w dół spoglądając w lustro, niby poprawiając ostatecznie ubiór ale jednocześnie drażniąc swojego dzikiego kocura.- Po powrocie powiesz mi co znalazłeś w aktach, zgodnie z umową. Tak?
- Tak. Tak.- mruknął przyglądając się Kathil z tym drapieżnym uśmieszkiem. Jego pomruk wydał się jej bardzo… zwierzęcy. I budził przyjemny dreszczyk wspomnień w sercu dziewczyny.
- Czyś gotowy? - z niewinnym uśmiechem przesunęła wzrokiem po całej jego sylwetce zatrzymując wzrok na chwilkę na jego podbrzuszu. Odwróciła się twarzą do mężczyzny - Seniorze?
- Tak. Tak.- skinął głową Condrad wstając i ruszając do wyjścia. -Kapłan czeka więc, idź podpisać kontrakt małżeński i zapieczętuj zwój. Jestem pewien, że Ortus już to zrobił.
Kathil skinęła i przepuściła go w wyjściu. Lecz zanim otworzyła drzwi, wymierzyła mu klapsa z cichym śmiechem psocącej dziewczyny.
- Doprawdy... Wczorajsza noc nie nauczyła cię tego, jak się kończy igranie z ogniem.- westchnął Condrad wychodząc.
Za nim popłynął krótki, radośny śmiech Kathil. Kobieta ruszyła by podpisać kontrakt i ruszyć by rozpocząć “nowy” rozdział w swoim życiu.
 

Ostatnio edytowane przez corax : 04-12-2015 o 08:35.
corax jest offline