Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-11-2015, 17:36   #2
Cai
 
Cai's Avatar
 
Reputacja: 1 Cai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputację
Ritsuko siedziała na skraju ławy głaszcząc kota. Chwilę temu pałętał się pod stołem, obecnie znajdował na jej kolanach. Porwano go z podłogi, mimo, że próbował odskoczyć. Jak zwykle, gdy chronił się przed miotłą kuchty, wyganiającej go za próg pomieszczenia wypełnionego jedzeniem. Tym razem unik nie zadziałał. Kot nie chciał pieszczot, tylko ten dziwny wyraz twarzy i ruch ręki kobiety w stronę szpilek wczepionych we włosy, przekonał go do porzucenia pragnienia o czmychnięciu z izby. Dziewczyna zanurzała drobną dłoń w burej sierści i delikatnie przesuwała od głowy, aż po koniec grzbietu. Rękawy, utkane z ciemnej tkaniny były przepastne i zwierz czuł, że długie, czarne włosy to nie jest jedyne miejsce, w którym trzyma ostre przedmioty.

Chass i Lago, tych znała najlepiej. Tak różni w poglądach, aż dziwne, że znosili wzajemną obecność. Jeszcze Hroth, Maximillian i Godor, spojrzała na twarze towarzyszy. Początki kompanii były burzliwe i długo im zeszło, zanim przekonali się do siebie, a przynajmniej przed jedzeniem przestali niepewnie szturchać potrawy, te które znalazły się w zasięgu ręki Ritsuko. Uśmiechnęła się to swych wspomnień...

Unosiła się nad ziemią. Mierzyła okolicę pełnym nienawiści wzrokiem. Nie była to ludzka nienawiść, odległa i przytłaczająca, paliła śmiertelne ciało jak węgiel. Czarne płomienie spowijały duszę młodej, bladej dziewczyny, która rozglądała się teraz gwałtownie w poszukiwaniu ofiar. Byli gdzieś tutaj, chowali się, czuła ich smród, smród żyjących tkanek. Na zdewastowanym targowisku panował półmrok. Z chmur zawieszonych nisko na granatowym niebie lały się strumienie wody. Zamieniały ziemię placu w błotne grzęzawisko. Płynęły w zagięciach materiałów, wzdłuż desek połamanych straganów, rozrzuconych skrzyń i towarów. Syczały, zamieniając w kłęby pary, gdy tylko zbliżyły do sukni dziewczyny. Odnalazła ich. Ukryci za beczkami. Powoli unosząc rękę, wskazała grupę wtulonych w siebie ludzi. Chciała, aby wiedzieli, żeby zaczęli uciekać z gasnącą nadzieją na ratunek. Choć to nie oni byli celem. Zwykłe tło. Resztki tłumu, który pozwolił zniknąć jej zwierzynie.

- Wychodźcie! - Głos rozbrzmiał echem tysięcy potępionych. - Albo zabije ich wszystkich... - obiecała.

Z długich rękawów wystrzeliły łańcuchy. Naprężone ogniwa ze zgrzytem przebijały powietrze. Zakończone ostrzami, cieknące jadem, niszczące wszystko co stało na ich drodze. Wiedzione wolą swej pani.

- Witajcie w „Ostoji”, mości państwo - wyrwało ją z rozmyślań. Zastanawiała się, kiedy karczmarz zdradzi swój mały sekret. Być może wstydził się niemocy, Hissori uwielbiała wywlekać na wierzch wstydliwe tajemnice.


 
Cai jest offline