Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-11-2015, 15:16   #27
Nami
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Szara chwiejnym krokiem wbiła się do pokoju i trzasnęła za sobą drzwiami, przygniatając je swoimi pośladkami. Wypiło o jedno piwo za dużo, co poważnie się odbiło na jej wątłym ciele. Zasalutowała w milczeniu swojemu kompanowi, po czym bez żadnych skrupułów zdjęła gorset oraz koszulę i cisnęła nimi w kąt.
- Trzeba zapalić, przyjacielu. - Oznajmiła z powagą godną żołnierza zmierzającego na front, po czym machnęła nogami odrzucając w dal swoje buty, które z hukiem walnęły o przyłóżkową szafkę nocną. Szarańcza stojąc tępo w bezruchu ogarnęła wzrokiem luksusowy pokój, wyłapując swymi bystrymi, acz zamglonymi już, oczami dzban z ciepłą wodą do mycia oraz jakąś drewnianą michę.
- Ooo, mycie! - ucieszyła się jak dziecko i z buzią pełną radości pognała… Ekhem, to znaczy zygzakiem podskoczyła do dzbana, chwytając go ostrożnie. Obróciła się i podeszła do michy, klękając nad nią i polewając wodą włosy, tak aby cała woda, zmywająca brud, spłynęła do bali. Woda jednak nie była czymś, nad czym dało się zapanować i zdołała też oblać nago tors dziewczyny, jak i jej spodnie. Szara jednak zdawała się tego nie zauważać. Od razu wzięła michę i chlusnęła wodą przez okno, przecież to takie normalne. Gdy chciała jednak ją odstawić, ta niespodziewanie została porwana z jej rąk i jak niesiona przez duchy, obiła się o ścianę, na co Szarańcza jedynie wzruszyła obojętnie ramionami.
Nie zwracając zbytniej uwagi na Loratha, który akurat w tej chwili był bardzo istotnym “elementem”, chwiejnym krokiem podeszła do łóżka i wyszarpała wręcz z niego kołdrę, którą perfekcyjnie rozłożyła na podłodze. Przynajmniej tak jej się wydawało. Zdjęła swoje zimne od wody spodnie i cisnęła nimi w niewiadomym sobie kierunku, po czym usiadła po turecku na rozłożonej kołdrze i wyciągnęła zioło.
- Chodź, musimy zobaczyć, co szykują dla nas bogowie, co los nam ześle w najbliższym czasie. Chodź - powtórzyła, jakby była w transie, a jej głos zdawał się być kobiecą, spokojną melodią, która przyciągała jak śpiew syren - Zapal. - nakazała łagodnie podając mu zioło.
Mimo początkowych przypuszczeń Szarej, Elf wcale nie spał. Leżał po kołdrą, jednak wciąż był czujny. A może nie mógł spać na czymś miększym niż runo leśne? Już zastanawiał się nad tym, by legnąć na podłodze, gdy najwyraźniej podobna refleksja naszła jego towarzyszkę. Zaraz jednak zrozumiał jej prawdziwe intencje. Usiadł, na kołdrze i sięgnął po specyfik. Nadal delikatnie szumiało mu w głowie po sporej porcji piwa, jaką spożył na dole, dlatego był w dziwnym dla niego nastroju do mówienia.
- Pokaż co...
Kurg począł walić do drzwi wielką pięścią. Zamaszyście.
- Haaa-Looo! Czy! Jest! Tam! Ktoo!? Po-trze-ba po-móc!? - jeszcze kilka uderzeń, a drzwi pewno pójdą w drzazgi…
- NIE POMÓC, IDŹ STĄD PAN! PRZESZKADZASZ! ZARAZ PÓJDĘ NA SKARGĘ DO GOSPODARZA!- wydarła się wściekle starając się złapać oddech. Nie wstała z podłogi, wciąż siedziała półnago po turecku. Ułożyła przedramiona na przyśrodkowej części swych ud i przymknęła oczy chcąc medytować. Jeśli ten napastliwy gość nie przestanie walić w drzwi, to go chyba ubiją… Bełtem z kuszy i włócznią.
Tylko jedna osoba, jaką znał półork miała taki jaskrawo-pretensjonalny ton głosu. Powstrzymał kolejne uderzenie i tylko trochę spokojniej odpowiedział:
- Szarańcza!? Na jaja Uthgara, co tam się dzieje? Coś pieprznęło w moją ścianę!
- Bawię się z Lorathem, idź sobie! - odpysknela jak dziecko.
Tłuczenie w drzwi oraz wrzaski półorka, sprawiły, że Lorath niemal zerwał się z miejsca, trzeźwiejąc natychmiast. Na sekundę zapomniał, że powinien być ciągle czujny. Może to przez alkohol, może przez jego półnagą towarzyszkę, a może przez to obce mu miejsce? Nie wiedział, ale mu się to nie podobało.
Zamilkł, nadal siedząc i czekając na decyzję dobijającego się do drzwi towarzysza. Nic nie mówił, jednak włócznia leżąca dotychczas przy jego łóżku, była na wyciągnięcie ręki. W prawdzie, nie miał nic to półokra, jednak Lorath nie przepadał za nazbyt natarczywymi osobami…
- Lorath. – powiedziała cicho biorąc głęboki wdech, a jej zasłonięta długimi, białymi włosami spływającymi po ramionach, klatka piersiowa, niespiesznie się uniosła – Skup się na mnie, on zaraz stąd odejdzie, a jak nie… - dodała półszeptem i otworzyła tylko jedno oko, łypiąc nim na towarzysza oraz na drzwi, po czym wyciągnął nagą nogę w bok i przyciągnęła nią do siebie swoją kuszę.
- Odejdź spod drzwi, Kurg. Chcemy być sami. – uniosła głos, lecz tym razem brzmiał on spokojnie i poważniej, wręcz ostrzegawczo. Potem ponownie zamknęła oko, a jej głowa opadła w dół, a wraz z nią spłynęły gęste włosy, które omiotły kołdrę leżącą na podłodze. Szarańcza wykonała obrót głową, aż dało się słyszeć że coś strzeliło w jej karku. Włosy kobiety wraz z ruchem głowy zrobiły okrąg i powróciły na plecy swojej właścicielki.
Aasimarka otworzyła oczy nie ustępując wzrokiem od barbarzyńcy.
Lorath cały czas siedział w bezruchu, delektując się narkotycznym wpływem, odpalonego przez niego skręta. W przeciwieństwie do Szarej, on nigdy nie brał udziału w obrzędach, odprawianych przez szamanów i nie był przyzwyczajony do działania ziela. Jednak, nie mógł zaprzeczyć, że nie opowiadał mu obecny stan halucynogennego otępienia. Spięcie wywołane niemalże wtargnięciem ich towarzysza do pokoju, odeszło wraz z kolejnymi dawkami dymu. Przez cały czas wpatrywał się w Szarą, jedyną osobę, którą widział w prawdziwych barwach. Milczał jednak zuchwale i podał jej jarzącego skręta.
Koncentracja, spokój i cisza. Czyżby półork odszedł spod drzwi? Na to wyglądało. Szarańcza spokojnie pociągała bucha za buchem, niespiesznie, dzieląc się ziołem za każdym razem, z siedzącym naprzeciw niej towarzyszem. Czas płynął nieubłaganie, choć dla nich trwało to zaledwie kilka minut, pomału mijały ich dziesiątki. Szarańcza odrzuciła włosy na bok, odsłaniając swój tors, który w halucynogennych omamach mógł już wyglądać zupełnie inaczej, niż Lorath widział go wcześniej.
- Co dostrzegasz? - spytała zbliżając się do niego poprzez pełzanie na kolanach - Widzisz barwy? Widzisz coś, co nie pasuje do tego świata? - dopytała siadając na pętach tuż przed nim i ujęła w dłonie jego twarz, by z bliska przyjrzeć się jego oczom.
- Widzę, że w tej podróży nie będzie nam łatwo. Czeka Cię wiele wyzwań i wyrzeczeń, przywyknięcie do innych norm sprawi Ci ból i trudność. Jutro Twoja pierwsza próba, z którą dasz sobie radę - uśmiechnęła się szeroko, przerywając na chwilę - Dobrze. Cieszę się, że Ci się uda, ale to dopiero początek. - zakończyła, odbierając z jego dłoni skręta i wkładając go między wargi, jednocześnie wciąż nie odrywając od niego spojrzenia swoich szarych oczu.
Słowa szarej przenikały do jego uszu, jednak był to głos odległy. Rozbrzmiewał echem ze wszystkich stron, jakby przybył tu z odległych krain. Co było dla Loratha dziwne, zwłaszcza, że widział swoją towarzyszkę tuż przed sobą. A może to nie był jej głos? Nie wiedział, ale wszystko było mu teraz obojętne. Fala relaksacyjnej rozkoszy przeszyła jego ciało. Dawno nie czuł takiego odprężenia. Dostrzegał przemykające na granicy jego wzroku kształty, które poczęły osaczać go i coraz to bardziej zasłaniając wynajęty pokój. Szare, smutne, kształty, w szarym smutnym świecie.
Dopiero po chwili dotarły do niego słowa towarzyszki, wypowiedziane mu prosto w twarz. A brzmiały one, jakby spędziły w drodze wiele dni…
- Niech wiec tak będzie… - Posłał kolejne, krótkie słowa. A one rozeszły się w dal, we własną, pełną przygód podróż.

Przez opary dymu i jakby spowolniony czas dotarło do ich uszu kolejne pukanie. To jednak było cichsze i spokojniejsze, dopływające z oddali, z odległych krain zewnętrznego świata.
- Cśiii. - Szarańcza przyłożyła palec do własnych warg, mocno go do nich przyciskając. Zaciągnęła się na szybko i wcisnęła skręta w usta barbarzyńcy, po czym wstała błyskawicznie, krocząc na palcach w kierunku drzwi. Całkowicie bezmyślnie je otworzyła, jednocześnie wypuszczając z nadętych ust dym, w stronę przybysza.
- Ktoś Ty? - spytała podejrzliwie, zginając jedną nogę lekko w kolanie, przez co jej wyprostowana pozycja ciała lekko się przechyliła, jednak mimo tego dziewczyna nie zachwiała się. Wpatrywała się w niego natrętnie, za nic mając sobie to, jak właśnie wygląda.
Spod naciągniętego na głowę przybysza kaptura napłynął cichy, lecz stanowczy głos.
- Duch miejskiej dżungli. Poszukiwany i nieuchwytny. Stojący na podeście i niewidoczny. Wczoraj i jutro.
Kobieta uniosła brew i puściła drzwi, które same niespiesznie zaczęły się zamykać. Wciąż stała jak słup soli i patrzyła jak obraz mężczyzny zostaje pomału zakryty drzwiami.
Po chwili jednak otworzyły się ponownie, a nieznajomy wkroczył do środka, idąc pod lekkim skosem, by drzwi mogły swobodnie się zamknąć. Odwrócił się do Szarej i zapytał:
- Wzywasz mnie, by później odmówić gościny?
Szara domknęła drzwi biodrem, opierając się o nie jednocześnie i wciąż patrzyła na chłopaka, zupełnie jakby myślała. Choć kto wie, czy myślała. Założyła ręce krzyżem pod piersiami, a jej spojrzenie lustrowało Fervala od góry do dołu. Nie zdawała sobie sprawy z tego, że jest podmiotem takiego samego zachowania ze strony chłopaka. Po niedługim czasie odepchnęła się od drzwi i przechodząc obok niego, chwyciła go za rękę i podprowadziła do rozłożonej kołdry, która chyba tylko w jej mniemaniu leżała gdzieś daleko na krańcu świata, skoro aż za rączkę do niej prowadzała. Puściła mężczyznę, gdy tylko usiadła na własnych kolanach. Odpaliła drugiego skręta, dając go mężczyźnie.
- Skoro zaprosiłam, to witaj. - powiedziała tonem tak poważnym, że aż było trudno w to uwierzyć. Widać było, że Lorath bardziej odpłynął niż ona i chyba nie było z nim wielkiego kontaktu.
Usiadł obok nich, skutecznie ograniczając ilość dostępnego na kołdrze miejsca do minimum. Przyłożył skręta do ust i zaciągnął się lekko. Wciągnął w nozdrza unoszący się wokół dym, delektując się nieznanym mu do tej pory zapachem. Wyciągnął z kieszeni pierścionek i położył go tuż przed sobą, przyglądając się jednocześnie Szarej.
Kobieta odgarnęła włosy na bok, pozwalając im osiąść na jej lewym ramieniu oraz obnażonej piersi. Przymknęła na chwilę oczy i wyprostowała silnie plecy, odginając głowę ku tyłowi. Jej jasna szyja i ramiona spowite były światłem kilku świec, które stały na nocnych stolikach. Wokół było cicho, a Szara delektowała się tym. Subtelny ruch łotra sprawił, że otworzyła zmęczone oczy i spojrzała na pierścień. Nie poruszyła się ani na milimetr, jedynie jej głowa nieco się nachyliła w kierunku podłoża.
- Twoja pewność siebie powinna być zgubna – powiedziała zupełnie oderwana od rzeczywistości i zerknęła na Fervala. – O dziwo, masz przed sobą świetlaną przyszłość. Pod warunkiem, że będziesz ważył każdy czyn przed jego wykonaniem – skończyła, a jej kąciki ust uniosły się w niewielkim uśmiechu, po czym kobieta wyciągnęła dłoń w kierunku mężczyzny, stronę grzbietową ku górze, rozczapierzając swoje smukłe palce, zakończone ostrymi paznokciami, sugerując tym gestem nałożenie pierścionka.
Widok wyprężonej wyroczni zapoczątkował mętlik w jego głowie. Nie do końca tego spodziewał się po wizycie w luksusowym pokoju. Owszem, wiedział o tym, że będzie tu gęsto od dymu, ale ludzie z reguły palili dla smaku czy dla lekkiego ukojenia, a nie takiego odlotu.
- Zawsze ważę swoje czyny - rzekł w odpowiedzi na niespodziewaną przepowiednię. - Choć nie zawsze postępuję tak, jak wynika z tych przemyśleń.
Chwycił delikatnie wyciągniętą rękę i nasunął biżuterię na jej palec. Nie puścił jej jednak i lekko musnął palcami grzbiet kobiecej dłoni.
- Całkiem zgrabnie na tobie wygląda - pokiwał lekko głową, nie unosząc wzroku.
Aasimarka przyglądała się własnej dłoni w nie lada zamyśleniu. Nie było do końca pewne, czy dopiero co przetwarza informacje, czy też może jeszcze nie zorientowała się, że w jej kierunku został wykonany jakikolwiek ruch… A może jeszcze coś innego?
- Tak, ładny jest. Może teraz będą traktować mnie poważnie – odparła również przypatrując się własnej dłoni, a gdy musnął ją swoimi opuszkami, lekko drgnęła.
- Słyszałeś to?! – podskoczyła niespodziewanie w miejscu, zabierając swoją dłoń z uścisku i rozglądając się po suficie, szybko kręcąc głową to w tę, to w tamtą stronę – Znowu do mnie mówią, to takie nieznośne… A gdy zasnę będzie jeszcze gorzej… - wyjęczała smutno i westchnęła ociężale
- Nie lubię spać sama, to takie nieznośne. - powtórzyła jakby nie pamiętała, że przed chwilą użyła podobnego stwierdzenia.
Odruchowo odwrócił głowę w stronę, gdzie skierowane było spojrzenie białowłosej, ale nie dostrzegł tam niczego.
- Kto do ciebie mówi? - Nie opuścił głowy, wciąż szukając wszelkich uchybień od normy. - Nie bój się, Lorath i ja będziemy tu przez cały czas. W razie czego nie bój się mnie obudzić - powiedział ciepłym głosem, kierując swoje spojrzenie na kobietę.
- Zmarli. Nie lubią mnie. - odparła w odpowiedzi na jego pytanie. Zabrała mu skręta, bo chciała już dokończyć go, by móc się niedługo położyć. Wcisnęła go między wargi i nie trzymając go dłońmi, zaciągnęła się.
- Obudzę was niecelowo. Tak jest zawsze. - dodała, a z jej nozdrzy wydobyły się kłęby dymu.
- Możesz wybrać sobie łózko, jeśli chcesz. Dziękuję za prezent.
- Zmarli? - Spojrzał na nią zaskoczony. Wszyscy wiedzieli, że wokół Szarańczy dzieją się różne rzeczy, ale chłopak nie spodziewał się, że to jest wina zmarłych. - Ale że jak? A zresztą… - machnął ręką niedbale - opowiesz mi za dnia.
Podniósł się z podłogi i skierował się na jedno z łóżek, na którym była kołdra. Rozebrał się do bielizny, niedbale rzucając swój ekwipunek na stertę. Tylko sztylet położył pod poduszką.
- Śpij spokojnie, Szara - położył się na boku i zaczął obserwować wyrocznię oświetloną przez delikatny blask świec.
Kobieta dopaliła skręta, nie spiesząc się przy tym. Początkowo opadła plecami na podłogę i gapiła się w sufit, zadymiając przestrzeń jeszcze bardziej. Nie patrzyła nigdzie, prócz przed siebie, nikt nie był w stanie stwierdzić, na co tak naprawdę patrzy, czy widzi coś więcej, niż zwykły sufit, czy potrafiła odczytać jeszcze więcej znaków, o ile takie w ogóle się pojawiały?
- Nie przeraź się, gdy ujrzysz mnie z rana - powiedziała między jednym z pociągnięć, które kończyły już spalać zioło - Wyśpij się, mam nadzieję, że te łóżka są lepsze niż te wiejskie - dodała ponownie rozpraszając wokół siebie kłęby dymu.
Nie przerażę się, pomyślał, uśmiechając się lekko. Ciężko mu było sobie wyobrazić, jak bardzo musiałaby się zmienić przez tę noc, żeby z pięknej kobiety o tak przyjemnej dla oka figurze zmienić się w istotę budzącą strach. Patrzył na nią spod przymkniętych powiek, ciesząc oczy tym widokiem. Obserwował jej spokojne ruchy zastanawiając się, czy kiedykolwiek będzie mu dane co noc patrzyć na jedną kobietę. Przed oczyma stanęła mu kobieta, którą spotkał kilka miesięcy w temu w karczmie. Jej wizja nałożyła się na sylwetkę leżącej na podłodze wyroczni, tworząc coś na kształt półprzeźroczystej powłoki. Zaćmione zielem zmysły w końcu przestały odróżniać te dwie istoty, a on sam zaczął odpływać w objęcia snu.
Gdy Szara skończyła palić, ugasiła tlącą się końcówkę wcierając ją mocno w drewno podłogi. Ta szybko wygasła, zaś Szarańcza wstała. Pokręciła się trochę po pokoju sądząc, że zarówno Lorath jak i Ferval są bliscy zaśnięcia, o ile już nie śpią. Podeszła do ostatniego już łóżka, na którym pozostała kołdra i zabrała ją. Zdmuchnęła dwie świece stojące na szafkach nocnych, zaś trzecią, ostatnią, pozostawiła. Ciągnąc za sobą ciężką, pierzastą kołdrę stanęła na przeciwko swojego barbarzyńcy, zaś ukradkiem zerkała w kierunku łóżka, na którym spał łotrzyk. Jej obrońca zasnął, nie wiedziała nawet w którym momencie po prostu się położył i zasnął na plecach. Narzuciła przykrycie na swój grzbiet, po czym klęknęła obok Loratha, a następnie weszła na niego i jak jakiś kot, pies czy też inny mały zwierz, zwinęła się w kulkę na jego torsie oraz brzuchu, przykrywając ich tym samym kołdrą. Głowę oparła na ramieniu barbarzyńcy i tak też miała zamiar zasnąć.
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline