Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-11-2015, 15:38   #23
Bronthion
 
Bronthion's Avatar
 
Reputacja: 1 Bronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodze
Tymczasem Sergis wszedł do pomieszczenia, w którym, na jego szczęście, już nie było żadnych szkieletów.

Ukazało mu się sporej wielkości pomieszczenie z widokiem na południowy las, wschodni wodospad z wiszącym nad nim mostem linowym oraz więcej lasu za zachodzie. Stół w kształcie litery L ze sporą ilością dosuniętych doń taboretów pokryty był zaschniętą krwią oraz papierami z jakimiś bazgrołami. Na ścięciu ściany, na południowym-wschodzie, wisiała mapa całej okolicy z zaznaczonymi ścieżkami, rzekami oraz punktami charakterystycznymi w Lesie Granicznym. Został nań zaznaczony czarny krzyż oraz linia do niego prowadząca namalowane węglem. Według tego, co przedstawia ten olbrzymi kawał pergaminu, większość drogi idzie się traktem przez Wysoki Grzbiet, po czym skręca się na bezdroża - do otoczonej od północnej strony górami Doliny Solmira.

Na lewo od wejścia, naprzeciwko mapy, alchemik zauważył kolejne drzwi - być może prowadzące na jakieś zaplecze lub coś w ten deseń.

Sergis z ciekawością zerknął na mapę, ale kompletnie zignorował czarny krzyż i całą trasę. Spojrzał bardziej za tym czy jest coś przydatnego do jego podróży do Heldren. Dostrzegł wioskę na mapie i postarał się zapamiętać jak najwięcej szczegółów. Przesunął wzrokiem po drzwiach, za którymi podejrzewał, że będą jego rzeczy, ale cofnął się najpierw do bazgrołów na stole by im się przyjrzeć, może nie wszystko nimi było. Niestety nic nie okazało się przydatne, wręcz był przerażony tym co widział, a dokładniej bezsensem tego wszystkiego. Gdyby miał pod ręką pióro to wystawiłby ocenę niedostateczną.

Kiedy skończył z papierami odwrócił się ponownie do drzwi, ale wyciągnąwszy nauczkę z doświadczeń Darvana w pierwszej kolejności postanowił wysondować magicznie co się tam znajduje przed szarpnięciem za klamkę. Wyczuł aury, ale nic groźnego, zabezpieczenia zamka także nie zauważył. Pamiętając jednak przypadek Darvana stanął nieco dalej, oparł łopatę o klamkę i nacisnął by drzwi się otworzyły. Tak na wszelki wypadek gdyby miał spaść na niego jakiś miecz.

Kolejne pomieszczenie, jakie przed nim się ukazało, było oświetlone jedynie światłem przechodzącym przez drzwi wejściowe.

Tuziny małych pudełeczek, butelek i kartek papieru wypełniają znajdujące się na biurku oraz na półkach nad nim miejsce. Kurz pokrył wolną przestrzeń tak grubą warstwą, że zdawało się, iż zaraz ożyje. Po prawej stronie od wejścia znajdowała się spora skrzynia - i to z jej wnętrza biła magia.

Nagle jakieś niewyraźne światło mignęło na najwyższej półce naprzeciwko drzwi. Była tam mała klatka przypominająca te dla ptaków, a w niej - coś świecącego niczym świeczka, jednak blask ten nie miał ciepłej barwy, tylko zimną.

Światło przykuło jego uwagę, podszedł bliżej by lepiej się przyjrzeć, ale stała za wysoko. Ciekawość zwyciężyła, w końcu miał w sobie duszę badacza. Sięgnął wysoko rękami i ściągnął klatkę na biurku patrząc z ciekawością co jest w środku.

Znajdował się w niej jakiś rodzaj malutkiego fey. Jego skóra jednak była jasnoniebieska i kojarzyła się z mrozem. Skrzydła jak u owada. Wyraźnie widać było, iż wyczerpanie zwaliło go z nóg. Leżało na boku na podłodze klatki i wyciągało rękę w stronę twarzy alchemika cienkim niczym nitka głosem mówiąc “Wypuść mnie, proszę”.

Sergis prawie w ogóle nie zareagował na widok fey, zapytał od niechcenia.

- Skąd się tu wziąłeś?

- Złapali mnie - jego cichy piskliwy głos był ledwo słyszalny, lecz blask jego ciała jakby się odrobinę ożywił.

Sergis spojrzał zdziwiony.
- Od kiedy to bandyci polują na fey i to w dodatku z sukcesem? Macie raczej lepsze rzeczy do roboty niż zadawanie się z takim chłamem społecznym. Jak tak na Ciebie patrzę to przypomina mi się, że przywódca bandytów, którego na dole przesłuchują… pewni ludzie, wspominał o jakimś lodowym meficie Izoze, oraz Tebie Knottenie, było też coś o jakiejś Lady Argentei, wiesz coś o tym? - skupił wzrok na fey badając jego reakcję na każde z imion starając się wykryć ewentualne kłamstwo.

- Ja nic nie wiem. Latałem tu i tam, a ci złapali mnie w jakąś pajęczynę i wrzucili do tej metalowej pułapki. Potrzebuję pomocy, pomóż mi wyjść, proszę - zaczął nalegać.

- Moim tymczasowi towarzysze pewnie będą chcieli Cię o coś zapytać, a łatwiej to zrobić kiedy będziesz na miejscu. Pewnie później Cię wypuszczą. No chyba, że wiesz coś o pewnej tajemniczej księdze to może wypuszczę Cię wcześniej.

- Nie wiem nic! Ja tu tylko siedzę o głodzie

Sergis zastanowił się przez chwilę.
- Jeśli Cię wypuszczę to będę miał dług wdzięczności u fey, co Ty na to? Kiedyś jak poproszę kogoś z Twojego rodzaju lub Ciebie o przysługę to będziesz musiał mi pomóc.

Drobny więzień przylgnął szybko do klatki uśmiechając się promiennie.

- Tak, oczywiście! Masz moje słowo! - mówił przekonywująco, przynajmniej na tyle, na ile pozwalały mu nadwątlone siły - Musisz znaleźć klucz! Gdzieś musi być!

- Dobra, zaczekaj chwilę, swoje rzeczy wezmę i poszukam klucza, pewnie ten na dole wie gdzie jest.

Alchemik uśmiechnął się pod nosem i dobrał do wielkiej skrzyni przy ścianie. Znalazł w niej wszystko prócz księgi… “Cholera”. Nie poruszał się przez chwilę jakby go zmroziło, intensywnie myślał co ma zrobić, wszystko wskazywało na to, że księgi tu nie ma. Skorpion jedynie buchał irytacją, czyli był bezużyteczny. Postanowił w końcu przeszukać tak dokładnie jak tylko mógł okolicę, a jeśli nic nie znajdzie to według planu uda się do Heldren i zastanowi co dalej. Nie odzywając się więcej do fey zszedł po schodach na dół spodziewając się znaleźć skrępowanego bandytę, ale jego oczom ukazała się pustka…

- Ja pierdolę, nie wierzę…

Co za imbecyle… jeszcze nam potrzeba takiego typka na ogonie. Następnym razem ich nie uratuję. Niech zdechną przez własną głupotę”.

Wkurzony nie na żarty wrócił na górę i zaczął poszukiwania klucza. Po dłuższej chwili zrezygnowany usiadł na krześle i doszedł do wniosku, że klucze zapewne wyszły razem z bandytą. Po raz kolejny pokręcił głową nie dowierzając temu co się stało. Ciężko wstał z krzesła i skierował swe kroki do mniejszego pokoju.

- Złe wiadomości, nie mam klucza i nie wiem czy będę miał. Spodziewałem się wyciągnąć klucz lub informacje od szefa tych, którzy Cię złapali. Obezwładniłem go wcześniej, ale moi tymczasowi towarzysze najwyraźniej go… uwolnili i teraz klucze poszły razem z nim nie wiadomo gdzie. Uwierz, też mi to nie pasuje bo pierwszym na jego liście będę ja. -westchnął głęboko- Nie uwolnię Cię teraz, ale mogę zabrać Cię ze sobą, może później natrafimy na klucz, a jeśli nie to może odstawię Cię do Twoich.
 
__________________
"Kiedy nie masz wroga wewnątrz,
Żaden zewnętrzny przeciwnik nie może uczynić Ci krzywdy."

Afrykańskie przysłowie
Bronthion jest offline