Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-11-2015, 19:21   #471
pppp
 
Reputacja: 1 pppp jest jak klejnot wśród skałpppp jest jak klejnot wśród skałpppp jest jak klejnot wśród skałpppp jest jak klejnot wśród skałpppp jest jak klejnot wśród skałpppp jest jak klejnot wśród skałpppp jest jak klejnot wśród skałpppp jest jak klejnot wśród skałpppp jest jak klejnot wśród skałpppp jest jak klejnot wśród skałpppp jest jak klejnot wśród skał
Chris podczas przemów Wypłoza i Markusa wypił piwo i odpalił papierosa. Nosiło go znowu.
Po ostatnich słowach Wypłosza wstał i skierował się do baru lecz po jednym kroku zawrócił. Miotał się.
Wyglądał jak pantera w klatce.
- Ludzie… - złapał się za głowę… po czym zrozumiał nietakt. - Och, przepraszam…
- Chcecie zaufania? Po mniej niż dwóch dniach? - zaciągnął się papierosem. Rozumiem cię Marcus, z tym o plecach [/i]- machnął ręką jakby wskazywał powrót do poprzednich słów wilkołaka. - Nadużyłem zaufania, więc go nie masz. Możesz zrozumieć, że ja czy ktokolwiek z mego gatunku, a tym bardziej z mojej kociej rasy nie może go mieć, czasem i do najbliższych?
Zgasił peta nie dociągniętego nawet do jednej trzeciej, potoczył wzrokiem po reszcie.
- Dobrze. Mam propozycję. Nabranie zaufania. Zainteresowani?
- No dobra. Spoko. To dodam tylko: wiedz, że mnie przeszłość nie interesuje, i jak długo ktoś nie chce mi grozić, czy komuś z watahy, to mi nie wadzi. Nie ważne czy jest pijawą, bastetem, czy przywódcą gangu, gówno mnie to. To co tam masz za deal?
- Steve?
-Nie musisz mnie pytać, przecież wiesz jak dla mnie jest istotna współpraca - powiedział Wypłosz - A nie ma efektywnej współpracy, kiedy w zespole nie ma zrozumienia i zaufania.
- Ryzyko. - Chris odpalił kolejnego papierosa - Ryzyko i widok tego, że ci co są obok ciebie gotowi są postawić coś za ciebie. Ot kwestia zaufania, kwestia … stada - to ostatnie jakby nie chcialo mu przejsc przez gardło. - Zgadzacie sie z tym?
Wypłosz skinął głową
- Spoko, wal.
- Adrian każe nam cos zrobic, moze byc wkurzony, ze nie poświecamy sie robocie w calosci. Ze robimy cos obok. - Wytłumaczyl kotołak. - Ale chyba każdy ma swoje sprawy. Niech cala grupa, równolegle do zadań tego szale…- rozejrzał sie odruchowo - naszego szefa, zajmie sie po kolei, (calą grupą) sprawami prywatnymi jednego z nas. Po kolei. To bedzie dowód, że możemy sobie ufać i jesteśmy coś ponad zbieraniną na posyłki szefa tego miasta. Że potrafimy ująć sie za soba. Ja nie ukrywam, ze mi najcieżej z was do zaufania przemówić i mam sprawy niecierpiące zwłoki. Ale jestem gotów kurwa nawet losować słomkami jeśl taka wasza wola. - zerknął na Kruczyce i uśmiechnął się do siebie. Cass odpowiedziała mimowolnym wyszczerzem i nastroszyła dłonią i tak już sterczące włosy. - Chocby padlo na Cass i naszym pierwszym zadaniem bylo wyrwac ją z nadopiekunczych łap pewnego wujka. Czy co tam nasza Cass zechce. - Bastet skrzyzowal ramiona na piersi. - Hm?
Cassey rzuciła nieco zdziwione spojrzenie na kotołaka i zaczerwieniła się raptownie. Nagle wpadło jej do głowy parę życzeń. Takich, co do których nie potrzeba calej grupy. Zaczerwieniona, raptownie odwróciła spojrzenie i narzuciła kaptur na głowę, chowając w nim buzię.
Marcus popatrzył na kotołaka i uśmiechnął się po chwili.
- No, Chris. Ciężko było? Teraz mówisz z sensem, jak prawdziwy członek watahy - Chris przewrócił oczyma na to slowo, a Marcus kontynuował - Czyż nie na tym polega wataha? Na pomaganiu sobie? Jeśli miałeś jakieś problemy wystarczyło powiedzieć. Od tego jesteśmy żeby trzymać się razem i sobie pomagać.Jeszcze się jednak dogadamy, zobaczysz, że jeszcze się ze sobą dogadymy.
-Jestem za współpracą od początku - powiedział Wypłosz -Cieszę się, że powiedziałeś, to co powiedziałeś. To ważne słowa, Chris
Angie podeszła od baru z flaszką wódki i kilkoma kieliszkami.
- Chce ktoś? - Dziewczyna była nadal wkurzona, i dziwnie blada. Usiadła ciężko i rozstawiła szklanki. Nie pytając się o zgodę nalała Wypłoszowi. - Pij, dobrze ci zrobi. A potem sprawię ci detox, nie martw się… Jak on mógł go tak po prostu zabić? - głos jej drżał nieznacznie. - I to ma być ta wasza słynna watacha? - Angie skierowała spojrzenie pełne wyrzutu na Marcusa i Chrisa, jakby miała im za złe, że należą do tego samego gatunku co Adrian. - A wy, o czym tu miłym gawędzicie?
- Nie, to był pokaz siły…. czy innego czegoś. - Marcus już nie miał siły tłumaczyć poraz n’ty o co mogło chodzić, i wspominać śmierć Billa - A tak sobie, o wszystkim i o niczym. Tu masz wstepny raport. - młody garou podsunłą Angie kartkę.
Dziewczyna przejrzała go pobieżnie, po czym wyciągnęła plik wydruków i pendrive, też mam.
Chris zaglębil się w lekturze tego co przyniosła Angie.
Dziewczyna golnęła sobie i natychmiast ponownie nalała. Zupełnie nie po dziewczeńskiemu. Choć z widoczną wprawą.
- Pokaz siły, he? - rzekła markotnie. - i tylko dlatego musiał Bill zginąć? By Adrian mógł pokazać, że jest o tyle od nas silniejszy?
- A co tu masz, - zapytała przyglądając się bazgrołom.
- Ujdzie - rzekła nieprzekonana, nadal markotnie. - Wiecie, gdzie najchętniej bym wsadziła te raporty, wiecie komu, prawda?
- Coś mi się kołacze po głowie kto to mógłby być - odparl kotołak z pewna rezerwa, jakby się mocniej przyjrzeć to wynikającą z obawy.
- Pij, to może nabierzesz nieco odwagi - rzekła nalewając kotołakowi do pełna.
- Dzięki, ale wolałbym nie iść do Adriana chwiejąc się na nogach - uśmiechnął się nieznacznie.
- Pij, nie pytałam, czy chcesz- rzekła stanowczo podsuwając szklankę w jego stronę.
- Dziękuję, zostanę przy piwie.
Cass wyciągnęła łapkę po kieliszek ale z baru dobiegło głośne chrząknięcie przypominające warkot i dziewczyna udała, że zamiast po wódkę sięgała po fajka.
- Oj nie bądź taki nudziarz…- Angie rzekła do Chrisa zrezygnowana.
- Wiesz Angie, to nie czas na zabawę. Nie tu.- wtrącił się Marcus.
- A czy ja wyglądam, jakbym się bawiła - stwierdziła urażona - Bill co najmniej na to zasługuje, by za niego wypić...
- Na razie musi wystarczyć piwo, przyjdzie i czas na porządny pogrzeb. Ja, jako Galiard, ci to gwarantuje. Zobaczycie jak powinno się uczcić zmarłych. - upierał się Fianna.
- Dobra, nieważne, sorry chłopaki, nie mam dziś humoru... to kto idzie przekazać te wypociny naszemu jaśnie panującemu? - powoli złość uchodziła, ale demonica musiała jeszcze trochę z siebie wyrzucić
- Jak uzgodniliśmy, najlepiej będzie pójść tam wszyscy razem. Razem pracujemy nad sprawą, raport jest wspólny, i jakby miał jakieś ale to lepiej żeby wszyscy to wysłuchali.
- Tak... tak będzie najlepiej, choć wolała bym już nie spotykać się z Adrianem...
“Znowu mam robić za psychologa? Ja się do nie nadaję.”
- Co jest? Małomówna jesteś jak cholera. Wiem że śmierć Billa mogła… że poruszyła Cię, jak pewnie każdego. Ale będzie czas na opłakiwanie, teraz przed Adrianem lepiej nie okazywać słabości.
- Bo co? też mi głowę odgryzie? Nie martw się... wiesz co mówią o moim rodzaju prawda? - jakby chciała zaprezentować, uśmiechnęła się, wyprostowała ramiona i wypieła pierś. - O, widzisz, już wszystko gra - rzekła słodkim głosem.
- O Magach mówi się….. nie wiem co się mówi, nie przysłuchiwałem się plotkom. Ponoć mogą samą myślą wpływać na świat. No od razu lepiej. - skomentował przemianę.
- Nie jestem magiem. zbliż się nieco, to wyjawię ci pewien sekret - Angie pochyliła się do niego, szepcząc mu do ucha, ale na tyle głośno, by pozostali również słyszeli - jestem demonem, byłam tu, gdy tworzyliśmy ten świat, byłam tu, gdy sprzeciwiliśmy się stwórcy, byłam świadkiem, gdy Kain zabił Abla, i byłam w piekle, przez niewyobrażalnie długi czas, a gdy udawało mi się z niego umknąć, robiłam niewyobrażalnie złe rzeczy. A to ciało - tu Angie spojrzała po sobie - ukradłam biednej Angie, gdy umierała... Tak... teraz pewno wiesz, co się mówi o takich jak ja? - rzekła słodko, jakby opowiedziała ciekawostkę z porannej gazety.
Cass przysłuchiwała się wypowiedzi Angie z niejakim osłupieniem, a potem zaczęła chichotać cichutko w piąstkę.
Angie uniosła pytająco brew.
- No co? To jest chyba największa ironia świata…- stwierdziła Cas z szerokim uśmiechem na piegowatej gębuli - Mój wujek jest księdzem a ja się wożę z demonem. - znów wybuchnęła śmiechem aż jej łzy poleciały po policzku. - Angie, a co tu jest napisane? - podetknęła bransoletkę dziewczynie pod nos wskazując na tajemnicze ślimaczki.
Angie również się roześmiała doceniając absurdalność sytuacji, i chętnie korzystając z okazji pozbycia się ponurych myśli.
- Napisane? A nic takiego, no wiesz, ja Cassey, oddaję duszę za tą ową branzoletkę... no taki tam normalny kontrakt. - Angie przez chwilę była całkiem poważna, lecz potem wybuchnęła śmiechem.
- A tak na poważnie, to... - Angie nieco się zakłopotała - modlitwa... z przed... no wiesz... z przed upadku... ma dać nosicielowi szczęście i dobrobyt... ale... nie ma w niej mocy... to tylko głupia modlitwa... wierszyk jak kto woli. - Angie nieco skwaszona, a może zakłopotana uniosła szklaneczkę i ponownie łyknęła mocnego trunku.
Cas przysunęła się do dziewczyny, ślizgając łokciami po stole:
- Aha, a przeczytasz na głos? Chciałabym usłyszeć jak to brzmi. A potem… zaskoczę tym wujka! - oczy kruczycy lśniły psotnie.
Angie pokiwała smutno głową.
- Nie mogę... niektórych słów nie wolno mi już wypowiadać, ale jak chcesz, nauczę cię pierwszej mowy, to sama przeczytasz, i może mi wyrecytujesz... - dodała z tęsknotą.
Cas ściągnęła kaptur z rozczochranej głowy i pokiwała z zapałem:
-Dobra! To kiedy zaczynamy? - powiedziała nieco głośniej niż zamierzała.
- Gdy tylko będziemy mieli trochę wolnego czasu - odparła Angie na pytanie kruczycy.
Chris cały czas wyglądał jakby pięknej kobiety po prostu się bał. Udawał, że czyta wersję raportu Angie siedząc cicho. Gdy kruczyca odezwała się głośniej uniósł głowę zerknął na komórkę wyciągniętą z kieszeni. Zegarka wszak nie nosił.
- Dużo czasu nam nie zostało. - powiedział. - Zdecydujmy, którą wersję raportu prezentujemy i kto zrobi odczyt. Stevie się chyba zgłaszał. I można iść do szale… do szefa.
Cas stanęła na równe nogi:
-To chodźmy - ewidentnie chciała mieć to za sobą. Im szybciej, tym lepiej. Czekając aż pozostali się zbiorą, pognała ze swoimi bambetlami do baru. I dłuższą chwilę szemrała z barmanem, o coś targując się zawzięcie. Na koniec wyciągnęła do niego pobrzękującą bransoletkami rączkę i uścisnęła jego dłoń. Stała przy barze i podrygiwała w rytm muzyki, bębniąc od czasu do czasu palcami o bar. W końcu odebrała od kelnerki wielgachną papierową torbę i przycwałowała do swoich.
-Akceptuję opis wydarzeń, Chris - powiedział Wypłosz - Ale wolałbym, gdybyś nie mieszał faktów ze swoimi spekulacjami. Nie mamy żadnych dowodów na związek Pentexu z Pająkiem. Tak czy owak, jestem gotów to zaprezentować. Idziemy?
 
pppp jest offline