Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 26-11-2015, 19:21   #471
 
pppp's Avatar
 
Reputacja: 1 pppp jest jak klejnot wśród skałpppp jest jak klejnot wśród skałpppp jest jak klejnot wśród skałpppp jest jak klejnot wśród skałpppp jest jak klejnot wśród skałpppp jest jak klejnot wśród skałpppp jest jak klejnot wśród skałpppp jest jak klejnot wśród skałpppp jest jak klejnot wśród skałpppp jest jak klejnot wśród skałpppp jest jak klejnot wśród skał
Chris podczas przemów Wypłoza i Markusa wypił piwo i odpalił papierosa. Nosiło go znowu.
Po ostatnich słowach Wypłosza wstał i skierował się do baru lecz po jednym kroku zawrócił. Miotał się.
Wyglądał jak pantera w klatce.
- Ludzie… - złapał się za głowę… po czym zrozumiał nietakt. - Och, przepraszam…
- Chcecie zaufania? Po mniej niż dwóch dniach? - zaciągnął się papierosem. Rozumiem cię Marcus, z tym o plecach [/i]- machnął ręką jakby wskazywał powrót do poprzednich słów wilkołaka. - Nadużyłem zaufania, więc go nie masz. Możesz zrozumieć, że ja czy ktokolwiek z mego gatunku, a tym bardziej z mojej kociej rasy nie może go mieć, czasem i do najbliższych?
Zgasił peta nie dociągniętego nawet do jednej trzeciej, potoczył wzrokiem po reszcie.
- Dobrze. Mam propozycję. Nabranie zaufania. Zainteresowani?
- No dobra. Spoko. To dodam tylko: wiedz, że mnie przeszłość nie interesuje, i jak długo ktoś nie chce mi grozić, czy komuś z watahy, to mi nie wadzi. Nie ważne czy jest pijawą, bastetem, czy przywódcą gangu, gówno mnie to. To co tam masz za deal?
- Steve?
-Nie musisz mnie pytać, przecież wiesz jak dla mnie jest istotna współpraca - powiedział Wypłosz - A nie ma efektywnej współpracy, kiedy w zespole nie ma zrozumienia i zaufania.
- Ryzyko. - Chris odpalił kolejnego papierosa - Ryzyko i widok tego, że ci co są obok ciebie gotowi są postawić coś za ciebie. Ot kwestia zaufania, kwestia … stada - to ostatnie jakby nie chcialo mu przejsc przez gardło. - Zgadzacie sie z tym?
Wypłosz skinął głową
- Spoko, wal.
- Adrian każe nam cos zrobic, moze byc wkurzony, ze nie poświecamy sie robocie w calosci. Ze robimy cos obok. - Wytłumaczyl kotołak. - Ale chyba każdy ma swoje sprawy. Niech cala grupa, równolegle do zadań tego szale…- rozejrzał sie odruchowo - naszego szefa, zajmie sie po kolei, (calą grupą) sprawami prywatnymi jednego z nas. Po kolei. To bedzie dowód, że możemy sobie ufać i jesteśmy coś ponad zbieraniną na posyłki szefa tego miasta. Że potrafimy ująć sie za soba. Ja nie ukrywam, ze mi najcieżej z was do zaufania przemówić i mam sprawy niecierpiące zwłoki. Ale jestem gotów kurwa nawet losować słomkami jeśl taka wasza wola. - zerknął na Kruczyce i uśmiechnął się do siebie. Cass odpowiedziała mimowolnym wyszczerzem i nastroszyła dłonią i tak już sterczące włosy. - Chocby padlo na Cass i naszym pierwszym zadaniem bylo wyrwac ją z nadopiekunczych łap pewnego wujka. Czy co tam nasza Cass zechce. - Bastet skrzyzowal ramiona na piersi. - Hm?
Cassey rzuciła nieco zdziwione spojrzenie na kotołaka i zaczerwieniła się raptownie. Nagle wpadło jej do głowy parę życzeń. Takich, co do których nie potrzeba calej grupy. Zaczerwieniona, raptownie odwróciła spojrzenie i narzuciła kaptur na głowę, chowając w nim buzię.
Marcus popatrzył na kotołaka i uśmiechnął się po chwili.
- No, Chris. Ciężko było? Teraz mówisz z sensem, jak prawdziwy członek watahy - Chris przewrócił oczyma na to slowo, a Marcus kontynuował - Czyż nie na tym polega wataha? Na pomaganiu sobie? Jeśli miałeś jakieś problemy wystarczyło powiedzieć. Od tego jesteśmy żeby trzymać się razem i sobie pomagać.Jeszcze się jednak dogadamy, zobaczysz, że jeszcze się ze sobą dogadymy.
-Jestem za współpracą od początku - powiedział Wypłosz -Cieszę się, że powiedziałeś, to co powiedziałeś. To ważne słowa, Chris
Angie podeszła od baru z flaszką wódki i kilkoma kieliszkami.
- Chce ktoś? - Dziewczyna była nadal wkurzona, i dziwnie blada. Usiadła ciężko i rozstawiła szklanki. Nie pytając się o zgodę nalała Wypłoszowi. - Pij, dobrze ci zrobi. A potem sprawię ci detox, nie martw się… Jak on mógł go tak po prostu zabić? - głos jej drżał nieznacznie. - I to ma być ta wasza słynna watacha? - Angie skierowała spojrzenie pełne wyrzutu na Marcusa i Chrisa, jakby miała im za złe, że należą do tego samego gatunku co Adrian. - A wy, o czym tu miłym gawędzicie?
- Nie, to był pokaz siły…. czy innego czegoś. - Marcus już nie miał siły tłumaczyć poraz n’ty o co mogło chodzić, i wspominać śmierć Billa - A tak sobie, o wszystkim i o niczym. Tu masz wstepny raport. - młody garou podsunłą Angie kartkę.
Dziewczyna przejrzała go pobieżnie, po czym wyciągnęła plik wydruków i pendrive, też mam.
Chris zaglębil się w lekturze tego co przyniosła Angie.
Dziewczyna golnęła sobie i natychmiast ponownie nalała. Zupełnie nie po dziewczeńskiemu. Choć z widoczną wprawą.
- Pokaz siły, he? - rzekła markotnie. - i tylko dlatego musiał Bill zginąć? By Adrian mógł pokazać, że jest o tyle od nas silniejszy?
- A co tu masz, - zapytała przyglądając się bazgrołom.
- Ujdzie - rzekła nieprzekonana, nadal markotnie. - Wiecie, gdzie najchętniej bym wsadziła te raporty, wiecie komu, prawda?
- Coś mi się kołacze po głowie kto to mógłby być - odparl kotołak z pewna rezerwa, jakby się mocniej przyjrzeć to wynikającą z obawy.
- Pij, to może nabierzesz nieco odwagi - rzekła nalewając kotołakowi do pełna.
- Dzięki, ale wolałbym nie iść do Adriana chwiejąc się na nogach - uśmiechnął się nieznacznie.
- Pij, nie pytałam, czy chcesz- rzekła stanowczo podsuwając szklankę w jego stronę.
- Dziękuję, zostanę przy piwie.
Cass wyciągnęła łapkę po kieliszek ale z baru dobiegło głośne chrząknięcie przypominające warkot i dziewczyna udała, że zamiast po wódkę sięgała po fajka.
- Oj nie bądź taki nudziarz…- Angie rzekła do Chrisa zrezygnowana.
- Wiesz Angie, to nie czas na zabawę. Nie tu.- wtrącił się Marcus.
- A czy ja wyglądam, jakbym się bawiła - stwierdziła urażona - Bill co najmniej na to zasługuje, by za niego wypić...
- Na razie musi wystarczyć piwo, przyjdzie i czas na porządny pogrzeb. Ja, jako Galiard, ci to gwarantuje. Zobaczycie jak powinno się uczcić zmarłych. - upierał się Fianna.
- Dobra, nieważne, sorry chłopaki, nie mam dziś humoru... to kto idzie przekazać te wypociny naszemu jaśnie panującemu? - powoli złość uchodziła, ale demonica musiała jeszcze trochę z siebie wyrzucić
- Jak uzgodniliśmy, najlepiej będzie pójść tam wszyscy razem. Razem pracujemy nad sprawą, raport jest wspólny, i jakby miał jakieś ale to lepiej żeby wszyscy to wysłuchali.
- Tak... tak będzie najlepiej, choć wolała bym już nie spotykać się z Adrianem...
“Znowu mam robić za psychologa? Ja się do nie nadaję.”
- Co jest? Małomówna jesteś jak cholera. Wiem że śmierć Billa mogła… że poruszyła Cię, jak pewnie każdego. Ale będzie czas na opłakiwanie, teraz przed Adrianem lepiej nie okazywać słabości.
- Bo co? też mi głowę odgryzie? Nie martw się... wiesz co mówią o moim rodzaju prawda? - jakby chciała zaprezentować, uśmiechnęła się, wyprostowała ramiona i wypieła pierś. - O, widzisz, już wszystko gra - rzekła słodkim głosem.
- O Magach mówi się….. nie wiem co się mówi, nie przysłuchiwałem się plotkom. Ponoć mogą samą myślą wpływać na świat. No od razu lepiej. - skomentował przemianę.
- Nie jestem magiem. zbliż się nieco, to wyjawię ci pewien sekret - Angie pochyliła się do niego, szepcząc mu do ucha, ale na tyle głośno, by pozostali również słyszeli - jestem demonem, byłam tu, gdy tworzyliśmy ten świat, byłam tu, gdy sprzeciwiliśmy się stwórcy, byłam świadkiem, gdy Kain zabił Abla, i byłam w piekle, przez niewyobrażalnie długi czas, a gdy udawało mi się z niego umknąć, robiłam niewyobrażalnie złe rzeczy. A to ciało - tu Angie spojrzała po sobie - ukradłam biednej Angie, gdy umierała... Tak... teraz pewno wiesz, co się mówi o takich jak ja? - rzekła słodko, jakby opowiedziała ciekawostkę z porannej gazety.
Cass przysłuchiwała się wypowiedzi Angie z niejakim osłupieniem, a potem zaczęła chichotać cichutko w piąstkę.
Angie uniosła pytająco brew.
- No co? To jest chyba największa ironia świata…- stwierdziła Cas z szerokim uśmiechem na piegowatej gębuli - Mój wujek jest księdzem a ja się wożę z demonem. - znów wybuchnęła śmiechem aż jej łzy poleciały po policzku. - Angie, a co tu jest napisane? - podetknęła bransoletkę dziewczynie pod nos wskazując na tajemnicze ślimaczki.
Angie również się roześmiała doceniając absurdalność sytuacji, i chętnie korzystając z okazji pozbycia się ponurych myśli.
- Napisane? A nic takiego, no wiesz, ja Cassey, oddaję duszę za tą ową branzoletkę... no taki tam normalny kontrakt. - Angie przez chwilę była całkiem poważna, lecz potem wybuchnęła śmiechem.
- A tak na poważnie, to... - Angie nieco się zakłopotała - modlitwa... z przed... no wiesz... z przed upadku... ma dać nosicielowi szczęście i dobrobyt... ale... nie ma w niej mocy... to tylko głupia modlitwa... wierszyk jak kto woli. - Angie nieco skwaszona, a może zakłopotana uniosła szklaneczkę i ponownie łyknęła mocnego trunku.
Cas przysunęła się do dziewczyny, ślizgając łokciami po stole:
- Aha, a przeczytasz na głos? Chciałabym usłyszeć jak to brzmi. A potem… zaskoczę tym wujka! - oczy kruczycy lśniły psotnie.
Angie pokiwała smutno głową.
- Nie mogę... niektórych słów nie wolno mi już wypowiadać, ale jak chcesz, nauczę cię pierwszej mowy, to sama przeczytasz, i może mi wyrecytujesz... - dodała z tęsknotą.
Cas ściągnęła kaptur z rozczochranej głowy i pokiwała z zapałem:
-Dobra! To kiedy zaczynamy? - powiedziała nieco głośniej niż zamierzała.
- Gdy tylko będziemy mieli trochę wolnego czasu - odparła Angie na pytanie kruczycy.
Chris cały czas wyglądał jakby pięknej kobiety po prostu się bał. Udawał, że czyta wersję raportu Angie siedząc cicho. Gdy kruczyca odezwała się głośniej uniósł głowę zerknął na komórkę wyciągniętą z kieszeni. Zegarka wszak nie nosił.
- Dużo czasu nam nie zostało. - powiedział. - Zdecydujmy, którą wersję raportu prezentujemy i kto zrobi odczyt. Stevie się chyba zgłaszał. I można iść do szale… do szefa.
Cas stanęła na równe nogi:
-To chodźmy - ewidentnie chciała mieć to za sobą. Im szybciej, tym lepiej. Czekając aż pozostali się zbiorą, pognała ze swoimi bambetlami do baru. I dłuższą chwilę szemrała z barmanem, o coś targując się zawzięcie. Na koniec wyciągnęła do niego pobrzękującą bransoletkami rączkę i uścisnęła jego dłoń. Stała przy barze i podrygiwała w rytm muzyki, bębniąc od czasu do czasu palcami o bar. W końcu odebrała od kelnerki wielgachną papierową torbę i przycwałowała do swoich.
-Akceptuję opis wydarzeń, Chris - powiedział Wypłosz - Ale wolałbym, gdybyś nie mieszał faktów ze swoimi spekulacjami. Nie mamy żadnych dowodów na związek Pentexu z Pająkiem. Tak czy owak, jestem gotów to zaprezentować. Idziemy?
 
pppp jest offline  
Stary 26-11-2015, 19:50   #472
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację
Cass krzyknęła do zbierających się kumpli:
- Ja lecę, widzimy się na miejscu. - i pognała na złamanie karku z powrotem w okolice łazienek i kręgu.
Zdyszana i zaczerwieniona, sprawdzała co chwilę wielką papierową torbę, przyciskając ją do chudego ciałka niczym ósmy cud świata. Wpadła do budynku rozglądając się za Jayem. Gdy go dostrzegła wydarła się:
- JAY!!! JAY!!! – i zamachała krótko jedną łapką.
Dopadła Godzilli, który na pierwszy rzut oka nadal robił wrażenie ostro wkurwionego.
- Mam coś dla Ciebie – zadarła głowę do góry, by móc patrzeć na wielkoluda i wcisnęła mu ostrożnie papierową torbę . Podskakując w miejscu ponaglała:
- No otwórz, otwórz, otwórz.
W środku było papierowe opakowanie z tuzinem pychot łechcących mile powonienie oraz paczka innych cuśków.
- Pomyślałam, że skoro nie wpadłeś do pubu to będziesz głodny, no i tego. Mam nadzieję, że lubisz ostre, bo to są papryczki japaleno. Spróbuj, no?
Miniburgery wyglądały jak ciasteczka na moooooże dwa gryzy, ale zapach był kuszący.
- Reszta już idzie, ale mamy chwilkę, żeby przycupnąć. No i zawsze to lepiej z szefem gadać nie na głodniaka, co nie? – zagadywała olbrzyma, skacząc wokół niego - No, przygotowaliśmy raport i Steve go przekaże. I jak? Smakuje Ci? Dobre? To w tym pubie co siedzieliśmy takie dają. Będziemy robić stypę dla Billa, Marcus powiedział, że zorganizuje. – cedziła wiadomości pomiędzy zagadywaniem Jaya - Specjalnie wymędziłam, bo to dopiero na kolacyjną porę serwują. No ale tego. Jay... - przytrzymała Godzillę za wielkie przedramie i popatrzyła na mężczyznę poważnie - ... mogę Cię prosić o przysługę? Widzisz... – bródka się jej zatrzęsła -... ja... niedawno straciłam rodziców i ... brata... i siostrę, całą rodzinę w wypadku. – świeczki stanęł w oczach ale twardo brnęła dalej – a teraz Jacob i Bill. Wiem, że się nie znamy jakoś superancko, ale nie chcę stracić nikogo więcej wokół. Rozumiesz? – mówiła coraz ciszej - Możesz to zrobić dla mnie i odpuścić kłótnie albo walki z Chrisem, co? Możesz? Proszę...
Zamilkła i świrdowała Jaya spojrzeniem spod rozczochranych włosów.
 
corax jest offline  
Stary 26-11-2015, 20:34   #473
 
pppp's Avatar
 
Reputacja: 1 pppp jest jak klejnot wśród skałpppp jest jak klejnot wśród skałpppp jest jak klejnot wśród skałpppp jest jak klejnot wśród skałpppp jest jak klejnot wśród skałpppp jest jak klejnot wśród skałpppp jest jak klejnot wśród skałpppp jest jak klejnot wśród skałpppp jest jak klejnot wśród skałpppp jest jak klejnot wśród skałpppp jest jak klejnot wśród skał
Adrian czekał. Wypłosz nie wiedział, czy reszta zechce mu iść razem z nim, ale nie miałby nic przeciw towarzystwu większej liczby osób.

O dziwo, stres minął, kiedy Stevie stanął już twarzą w twarz z wilkołakiem.
- Raport jest tutaj - Wypłosz podał papiery Adrianowi eksponując tytuł i autora - Ja przedstawię samą kwintesencję. Laurę i Szczeniaka prawdopodobnie porwali ludzie z Electronic Inc. Poszlaki są mocne. Laura była z klasą z wizytą w siedzibie Electronic Inc parę dni wcześniej i mocno to przeżyła. Electronic Inc jest mocno związane z firmą przeprowadzkową, której furgonetkę wykorzystano do porwania. Kiedy próbowaliśmy zbadać tę firmę, natknęliśmy się na fomora i cyborga. Oprócz tego napotkaliśmy kilka rzeczy, które w tej chwili trudno uznać za związane z samą sprawą porwania, między innymi na umbralnego pająka podsłuchującego pod szpitalem, tego samego, który zabił Jacoba oraz grupa odmieńców, która się pojawiła w mieście. Wspominam o tych wydarzeniach ponieważ podobnie jak porwanie, zdają się przyczyniać do destabilizacji sytuacji w Miami.
Wypłosz chciwie obserwował wyraz twarzy Adriana.
- Wiemy kto porwał, ale wciąż nie możemy ustalić dlaczego. Elecronic Inc wiele zaryzykowało dokonując tego porwania, ich środki ostrożności były żenująco słabe. Albo popełnili błąd, albo chcą sprowokować jakieś gwałtowne reakcje. Chcemy to zbadać, ale potrzebujemy wsparcia. Straciliśmy kilku członków zespołu, potrzebujemy więcej osób - Wypłosz nie miał na myśli tylko Billa i Jacoba, ale również innych członków grupy, którzy z pewnych przyczyn opuścili zespół.
 
pppp jest offline  
Stary 26-11-2015, 20:38   #474
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację
Cass stała blisko Wypłosza również wagapiając się w twarz wilkołaka... jak sęp. Czekała na chwilkę, gdy w końcu będzie mogła ostrzec Alfę.
 
corax jest offline  
Stary 26-11-2015, 20:41   #475
 
Raist2's Avatar
 
Reputacja: 1 Raist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputację
Marcus, oczywiście tak jak mówił w barze, także poszedł składać raport, a może raczej uczestniczyć w tym.
 
Raist2 jest offline  
Stary 26-11-2015, 20:49   #476
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację
Chris nie był tak głupi jak uprzednio. na ręku wciąż miał leciutkie oparzenie.
Dlatego zamiast papierosa w gębie żuł wykałaczkę spod zmrużonych oczu zerkając na Adriana gdy Stevie preorował o rezultatach śledztwa.

Przyszło mu na myśl, że mogli do tej czynności zatrudnić Marva.

Byłaby impreza.

Wykałaczka powędrowała z jednego kącika ust w drugi.
Kotołak niecierpliwił się, choć nawet nie tym jak zareaguje Adrian.
Godzina spędzona na rozmowach w Caernie sprawiła, że znów zaczęło go nosić.
 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline  
Stary 26-11-2015, 23:01   #477
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
Adrian przerzucał kartki słuchając Wypłosza. Potem je złożył i popatrzył na przybyłych. Nie wyglądał na kogoś kto godzinę temu zabił ich towarzysza w łaźni.
- Dobra, przedstawicie to na zebraniu rady. Zaraz będą.
Wstał i wyszedł bez słowa, najwyraźniej oczekiwał, że podążą za nim.

W sali zebrań było już dziesięć osób. Price spojrzał na wchodzącego Adriana i rzekł:
- Wszyscy, którzy mieli zdążyć już tu są.
Adrian popatrzył na starego ahoruna i skinął głową przyjmując do wiadomości. Zasiał na swoim fotelu.
- Rozjemcy mają kilka ciekawostek. Tym których nie ma, trzeba to potem przekazać. Zaczynajcie - zwrócił się do Rozjemców.
Dwanaście par oczu członków rady spoczęło na grupie.
- Ok, w takim razie zaczynamy - powiedział Wypłosz. W niektórych oczach dało się wyczytać “kim on jest do cholery”.

Wystąpienie zajęło prawie godzinę jeśli dodać pytania od członków rady.
W końcu ktoś zadał dyplomatyczne pytanie:
- Chodzą plotki o stratach w stanie osobowym…
- Wampiry odpadły, Slade wykrył, że Sinclair to wtyka, Gillian też jest podejrzana. Zniknęła. Witz twierdzi, że nie pojawiła się w jego szkole. Clarka odwołał Nikodemus, a Peterson doigrał się i Marv Kovalski ją zdjął.
- Nie o to chodziło…
- Jacob zginął…
- Plotki mówią coś innego…
- wtrącił Masters. - Roger, to chyba twoja działka, może ty przejmiesz głos.
Price wydawał się zdziwiony, Masters widząc to dodał:
- Młody Billy.
- A to, drobiazg, miałem tego nie wywlekać, ale jak już poruszyłeś to.

Wstał, rozejrzał się po wszystkich.
- Adrian zwrócił mi uwagę, iż nie przyłożyliśmy się do edukacji Billego. Miał rację. Wszyscy wiemy jaki jest, brzydki, śmierdzący… Nie ważne. Kierowaliśmy się pozorami ignorując fakty. odpowiednio prowadzony może wiele osiągnąć. Dlatego zdecydowałem się go uczyć.


Bill otrzymuje cechę pozycji Mentor na 4 kropki.

 
Mike jest offline  
Stary 26-11-2015, 23:41   #478
 
Brilchan's Avatar
 
Reputacja: 1 Brilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputację
"His Alive! ALIVVVVEEEEE!!!" :D

Godzinę Wcześniej

Szponiasta łapa dusiła chłopaka.
- Chcesz decydować, jakie narzędzia są dla mnie przydatne bądź nie?
- Wywarczał.
- Rany na plechach? - Usłyszał z boku głos Price’a, nominalne swojego szefa - I śmiesz błagać o litość, tchórzu?
Łeb Adriana powoli zwrócił się w kierunku mówiącego.
- Błagał o śmierć…
- Przynajmniej tyle się nauczył…

- Tyle go wy nauczyliście - warknął Adrian - Chcesz powiedzieć, że specjalnie rekomendowałeś szczenię do pracy, którą ma wykonać wilk. A na dokładkę, wszelkie rady musi czerpać od martwych przodków. Czyżbyś musiał do nich dołączyć, by zacząć wywiązywać się ze swoich obowiązków?
Ruszył w kierunku Rogera, stopy Billa wlokły się po mokrych płytach. Drugą ręką zdarł ubranie z pleców młodziaka.
- Zajmij się tym, ma być na chodzie i przydatny. A potem zwołaj radę, mają być za godzinę.
- Ja nie…
- Ty, tak… - przysunął pysk do twarzy Price’a, ten po chwili odwrócił wzrok. Adrian wcisnął mu w ramiona Billa mało obu nie przewracając.
Wyszedł trzaskając drzwiami, po dwóch krokach zmienił się w wilka i wilczym truchtem opuścił budynek. Znacząc krwawym śladem swój trop.

Reakcja Billa i pogaduchy z Przodkami
Młody Ahrun poddał się woli Alfy zamknął oczy w oczekiwaniu na śmierć. Żal mu było szybko przerwanego młodego życia i odejścia w niesławie, ale trzeba mu było przyznać, że z kostuchą zamierzał przywitać się mężnie z jego ust nie wypłyną żaden dźwięk a ciało nie zadrżało.
Tym większe było jego zdziwienie, gdy darowano mu życie ~Ładnie się zachowałeś dzieciaku, ale jeszcze nie na ciebie pora! Przywódca okazał ci łaskę, ale to twoja ostatnia szansa, więc nie szukaj wymówek tylko bierz się do roboty!~ - Pocieszał go wuj Arnul.
~To wszystko wina tego starego pryka! Chciał się pozbyć naszego szczeniaka korzystając z okazji żeby dopiec Adrianowi! A potem mógłby wszystkim naokoło opowiadać, że Adrian zgrywa pokojowego a morduje na pokaz członków jego stada! ~ - Wtrącił się skald Angus.
~A ja uważam, że Price ma racje! To, co wyprawia ten tchórz gai jest nie do przyjęcia! Inne rasy sług Gaj, które nie chcą zaakceptować naszego przywództwa jeszcze jestem wstanie zaakceptować, bo ich zmusił do posłuchu, ale te zdradzieckie Żmijowe Pijawki?! Czaroklety?! Toż to szaleństwo na pewno jest sługą żmija tak jak i wszyscy tchórze, które słusznie nazwali siebie dziećmi ~- Warknął oburzony Ragnar.
~Och, zamknij się Włócznio, bo widać, że cały mózg masz między nogami! To twoje pokolenie doprowadziło do Wojen Szału a każdy, kto nie widzi w tej głupocie największej tragedii od kłótni pomiędzy Trójcą jest idiotą ~ - To “Kroczący kamienistą drogą” Zabrał głos był jednym z najmłodszych Przodków przemawiających do Ahrun był szamanem i zginął w latach 90tych rzadko się odzywał, ale widać był oburzony zagrożeniem, jakie spotkało podopiecznego ~Adrian ma racje oby Stary Pierdziel Roger zaczął wreszcie traktować młodego jak członka stada, jeżeli nie z dobroci serca do ze strachu o własną skórę~
Młody Pomiot wreszcie odważył się zabrać głos w dyskusji Przodków
~Ja tam rasistowskiego dziada nie lubię powinien bardziej wspierać Szefa, po za tym jak można tak traktować własnego syna?! Reprezentuje wszystko, CO NAJGORSZE w naszym plemieniu! ~
Niema dyskusja trwała jeszcze jakieś czas Duchy doradzały mu, aby stąpał ostrożnie, drugiej szansy nie będzie trzeba się wykazać.
Price wyprowadził szczeniaka inną drogą i zabrał do uzdrowiciela, który zajął się jego ranami - Muszę iść załatwiać spotkanie rady, potem porozmawiamy. - Oznajmił Billowi ten pokiwał tylko głową nie chcąc urazić starego wilka.

Rozmowa z uzdrowicielem


Młodym Arhunem zajął się dwudziestokilkuletni szaman z błękitnymi symbolami runicznymi pokrywającymi twarz i ciało nosił dredy na poszczególne loki zamiast korali nanizano małe części mechaniczne twarz miał przyjazną. Okiem znawcy obejrzał poranione plecy, gdy Price opuścił pomieszczenie zacmokał niezadowolony - Kto cię tak załatwił? Nie chodzi o same rany widać, że to pazury zmory, ale kto to zszywał? Pierwsze szwy były bardzo nieumiejętne i ile razy to było rozerwane dwa? Trzy? Zresztą mniejsza z tym Dotyk Matki pomoże, ale zostaną ci blizny coś ty z kimś się zakładał, że ci tak plecy podrapała? - Zapytał się z przekąsem

Bill roześmiał się gromko i poczuł jak uwalnia się z niego cały stres ostatnich wydarzeń
- To pierwsza dobra wiadomość, jaką słyszę od dłuższego czasu! A nie mogłem porządnie z tą pigułą, bo musiałem za wszelką cenę ratować zemdloną Krukołaczkę dziewczyna nie ma więcej niż szesnastkę a jeden z nas Jacob z plemienia Dzieci Gai się poświecił żeby przeżyła, więc jej życie znaczyło więcej niż moja hańba tchórzliwego wojownika.

-Szczeniaku twoją rolą jest bronienie stada i rozsądna walka nie ma hańby w taktycznym odwrocie i tak jest nas za mało. Ale to, że się wycofałeś tłumaczy, dlaczego Adrian był taki krzykliwy a Staruszek wygląda jakby dostał zatwardzenia -
Bill znów napiął mięśnie
-Nie nakłonisz mnie do mówienia źle o przywódcy mojego plemienia powinieneś o tym wiedzieć Pomiocie! - Warknął.
-Mądry z ciebie szczeniaczek, ale po kolej nazywam się Alister i nie należę do twojego klanu jestem Tubylcom Betonu lub jak na nas wołają w południowej Anglii Glass Walkers. Jestem techno szamanem Teurgiem moje duchowe imię to Parowy Wilk - Przedstawił się z krzywym uśmiechem.
- Tak samo jak ten mag Alister Crowley? - Zapytał. Był wciąż nieufny.
-Też interesujesz się magią? Nie jest pewne czy był magiem, demonem czy zwykłym charyzmatycznym śmiertelnikiem, ale patrząc po składzie Rozjemców jesteś w unikalnej pozycji żeby się spytać. A teraz zrelaksuj się i ułatw mi pracę a tobie nie zaszkodzi posłuchać gadki przemądrzałego znachora, który nie boi się, że ściany mogą mieć uszy. Tak jak już powiedziałem jesteś na cienkim lodzie, ale jeżeli spojrzeć na to z pewnej perspektywy Szef wszystkich Szefów potraktował cię z honorem, bo uznał twoją samokrytykę jednocześnie nie zabijając pokazał swoją siłę. Price postąpił nierozważnie nieważne czy zaślepił go skrywany żal o zawód, jaki sprawił mu syn, złość na Mr. Thomsona za zbytnią nowoczesność czy zbytni tradycjonalizm, który doprowadził tak wiele Pomiotów do wczesnej śmierci, choć jest nas tak mało… W każdym razie mogło to wyglądać tak jakby Roger znów podważał jego autorytet. Do tego twoich kumple z oddziału za bardzo się rozprężyli i Adrian pomyślał, że przyda im się trochę motywacji do pracy.
- A skąd ty o tym wszystkim wiesz? I po co mi to mówisz? - Zadał kolejne pytanie młodzik.
- “I talk to dead people” - Parowy Wilk sparafrazował znany horror - Nie masz monopolu na dobre kontakty z Przodkami po za tym moją rolą jest bycie przewodnikiem duchowym i pomyślałem, że warto abyś spojrzał na osobistą sytuacje z nowej perspektywy a teraz pora żebym skupił się na byciu przekaźnikiem “Dotyku Matki, „ bo godzina to niezbyt dużo czasu żeby doprowadzić cię do porządku, ale damy radę.
 
Brilchan jest offline  
Stary 27-11-2015, 01:34   #479
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Jayson "Godzilla" Atkinson - Pomiot Godzilli



Czekał. Czekał i czuwał napędzany złością i gniewem. Czekał by krwią wymusić odszkodowanie od kłamcy i szachraja który okazywał brak szacunku i jemu i jego przyjaciłom, próbował skłócić resztę grupy i nastawić ich przeciwko nim a zwłąszcze przeciw Kierowcy. Próbował go oczerniać a do tego wszystkiego był smierdzącycm tchórzem nie mającym jaj by bronić swoich słów i honoru. Co innego Jay Atkinson zwany najczęściej Godzillą. On był gotów zawsze bronić tego w co i w kogo wierzył. A w Muszkieterów wierzył najbardziej na świecie i nie miał zamiaru dać ich oczerniać czy robic krzywdę komukolwiek. I tak było i teraz. Był gotów wejść do Kręgu i rozpruć pyskaczowi klatę, wyrwać serce i je pożreć, rozerwać tę jego cherlawą klatę na części by wszędzie walała się jego krew, flaki i kłaki.

Nagle zauważył ruch. Szybki ale niezbyt duży. Doprecyzował, że to nadbiegająca Cas. Biegła prawie gubiąc nogi po drodze trzymając jakieś paczki. Zaniepokoiło go to. Czyżby coś się stało? Jakis atak? A gdzie reszta? Czemu biegnie tylko ona? Już i tak nabuzowany energią i złością zjeżył się oczekując złych i niepokojących wieści. Dlatego gdy mała zatrzymała się przy nim i wręczyła mu paczki nie drąc się nic w stylu jak po wyskoczeniu z umbry trochę go to zaskoczyło i nieco uspokoiło.

Paczki były lekkie a gdy rozwinął szeleszczące opakowanie doleciał go smakowity zapach. Usmiechnął się gdy rozwinął do końca i zobaczył co jest w środku. - Oo... Pomyślałaś o mnie... Dzięki... Taa spoko, lubię takie... - od razu jakoś go to uspokoiło. Ukleknął i zabrał się za rozpakowywanie na dobre prezentów i wziął pierwszego gryza. - Dobre. - pokiwał głową przeżuwając pierwszy kęs i unosząc drugą dłonią kciuk do góry. Właściwie to dla niego całe te miniburgerki to każdy był na jeden kęs no ale było mu miło, że mu przyniosła i przybiegła i pamiętała i w ogóle. Jak on klęczał a ona stała to nawet jakby z grubsza podobnego wzrostu byli.

- Reszta? Wracają tu? - przełykany kęś na moment mu zamarł w ustach a głowa czujnie pspojrzała na brame przez którą powinna nadejść reszta towarzystwa. Spojrzenie miał tylko czujne i drapieżne. Czekał w końcu na swoją ofiarę a przecież musiała tu wrócić.

- Mhm... Pewnie, wszystko lepiej jest na syto niż głodniaka... - zgodził się Jay wznawiając przeżuwanie miniburgerka ale wciąż wpatrzony bardziej w bramę niż dziewczynę. Ten chłystek musiał gdzieś tam się czaić. Cas pewnie zbytnio by ich nie wyprzedziła.

- Stypa dla Bill'a? Dobry pomysł. Spoko jak Marcus ma możliwość niech się zajmie. Jakby co to my Muszkieterowie możemy pomóc. Można by jakoś symbolicznie dorzucić Jacoba bo wiesz... - odwrócił się znowu do niej zgadzając się z jej wersją. No symboliczny bo przecież ciała nie mieli. Ale jednak też zginął i to na polu walki. Skrzywił się nieco przy tym i wzruszył swoimi barami po czym sięgnął po kolejnego ciachoburgera.

- Przysługę? No wal, zobaczymy co się da zrobić. - zdziwił się bo nie spodziewał się tego. Spojrzał na nią nie wiedząc czego się spodziewać ale sprawiała wrazenie, że chce powiedzieć coś ważnego. Nawet szczęka mu znieruchomiała.

- No przyro mi... - powiedział z żalem w oczach. Szkoda mu było i poległych chłopaków i tej młódki która była przy tym. A jak jeszcze i starych straciła to w ogóle musiało jej być nielekko. A taka młoda... No szkoda. Ale czuł się zdezorientowany tym co mówiła nie będąc pewnym o co go poprosi. Jeśli nie miała jak czy gdzie żyć to właściwie mógłby przecież...

- Słucham? Niee noo Casss... - westchnął z wyraźnym rozczarowaniem rzucając trzymanego ostatniego burgerka z powrotem do torby. Był rozczarowany. ~ To o to jej chodzi... ~ pomyślał z żalem. Szkoda. Sądził, że tak coś jakby jakoś się polubili czy, że pomocy potrzebuje. Może cos wyjaśnić czy spytać albo co. A to jednak chodziło jej o tą łajzę a nie o niego. Przyszła do niego by błagać o jego zycie jakby z jednego miotu byli a nie się poznali wczoraj czy jakoś tak. Nie widział co ona w nim widzi. Chyba, że się właśnie zabujała w tym palancie. Ale Bill czy Marcus? Łykneli jego propagandę i słodkie słówka i dali się zwieść pozorom, że to wielki, zły mokol uwziął się i gnębi biednego sierściuszka nie dostrzegając jego dwulicowej natury.

- Cas... Ty sobie chyba nie zdajesz sprawę o co mnie prosisz. - rzekł kręcąc głową i powoli prostując się. Chwilę skupił się na wycieraniu swoich łap w chusteczki będące w zestawie daniowym na taką właśnie okazję.

- Jestem Muszkieterem Cas. Jednym z Czwóki Muszkieterów. Steve, Angie, KITT i ja. Czwórka muszkieterów. Wiesz, jeden za wszystkich i wszyscy za jednego. Ja nie dam im zrobić krzywdy ani ich oczerniać. Mnie żeby ktoś się ważył też już musiałby mieć zdecydowanie więcej w barach niż ta kocia łachmyta. - rzekł powoli tłumacząc jej i nieśpiesznie zwinął serwetkę w kulkę i wrzucił do torebki tam, daleko w dole przy swoich butach.

- A ten koleś Cas mnie obraża i zlewa. Za każdym razem. spójrz na mnie Cas. Ja wyglądam na kolesia którego da się zlewać? - cofnął się o krok do tyłu by mogła lepiej objąć wzrokiem jego sylwetkę i jeszcze nieco rozłożył ramiona. No był wielki. Miał pewnie grubsze ramiona niż nastolatka nogi. I był o więcej niż głowę wyższy nie tylko od niej ale i od większości mortali a nawet nadnaturali w ludzkiej formie. Wszędzie wstawały jego wielkie mięśnie wypełniajacę skórę do oporu. Spojrzenie miał pewne i nieulękłe. Tylko nozdrza i zaciśnięte w wąską linię usta mówiły o złości czy irytacji.

- Chodzisz do szkoły Cas tak? Macie tam wypracowania czy coś takiego do napisania? Mieliście może jakiś temat o tym jakie emocje i zachowania wzbudzają w ludziach obrażanie i lekceważenie? Wersja z nadstawianiem drugiego policzka w tym wypadku odpada, pytam się o realny świat tu i teraz? Chodzisz na ulicy? Czytasz gazety? Widzisz tam co się dzieje jak się on stop kogos lekceważy? Kogoś silniejszego od siebie? A ty Cas? Robisz jak Chris w szkole czy gdzie indziej? Bo też na famkę fitnessu mi nie wyglądasz. To jak Cas? Chodzisz po szkole i zaczepiasz i wyzywasz i szydzisz z większych i starszych kolegów i koleżanek? Jak ci każą spadać to dalej na nich piłujesz japę? No? Bo jak uważasz, że to Chris ma rację a nie ja a to właśnie mi mówisz prosząc mnie o to to oznacza, że on jest ok to widać dobry wzór do naśladowania. No to może powinnaś sprówbować być taka jak on? Wiesz, tobie to on może się wydawać mocny i silny ale dla mnie to jest na strzał czy dwa. I ten chujek bardzo dobrze o tym wie. A mimo to jak widzisz robi mi jazdy przy każdym spotkaniu... Samobójca jakiś... - pokręcił z niedowierzaniem głową, złożył pięści na bidrach i spojrzał wysoko w niebo. Chwilę wpatrywał się tam bez jakiejś zauważalnej głębszej myśli na twarzy. W końcu powoli opuścił głowe i wpatrywał się w nią.

- Sama zobacz jaka to tchórzliwa menda. Ty tu ze mną rozmawiasz a nie ten szmaciarz. Masz odwagę podjąc się zadania które on powinien zrobić. Jak nie jako wojownik to chociaż jako facet. Żeby coś z fajfusem się laską i to taką niedużą zasłaniało... - na twarzy pojawił mu się wyraz skrajnej pogardy gdy mówił o nieobecnym kotołaku. - To szmata z niego Cas. Czemu się go trzymasz i bronisz? Wiesz jak jest ze szmatami? Nie można im ufać. Bo w krytycznej chwili dbają osiebie i spiszą cię na straty, nie skoczą za tobą w ogień albo by wyciągnąć cię ze szponów fomora. Zostawią cię. Tak jak oncię właśnie zostawił teraz tutaj ze mną. Zgaduję, że sama tu przyszłaś ale i pewnie wieział o tym skoro byliście razemco? I co? Nie bał się na przykład, że skoro ze mnie taki szaleniec i agresor to wpadnę w szał i cie rozerwę na strzepy? Nie ygło mu tam nic takiego pod dekielkiem? No widać albo nie więc jest tępakiem nie umiejącym zaplanować najbliższej akcji albo dygło i spisał cię na straty bo lepiej bym załatwił ciebie niż jego. Czyli szmata. - powiedział oschłym tonem wciąż wpatrzony w nieduża nastolatkę. Za każdym jednak razem gdy temat zbliżał się do kotołaka w głosie słychać było agresywniejsze nutki ledwo co tłumionej wsciełości.

- Przejżyj na oczy Cas. Bo szkoda, ze tak błądzisz. To kłamca, szubrawiec i żałosna oferma polana tchórzliwym, egoistycznym sosem. Słyszałaś co bredził u ciebie w dziupli? Że niby próbowaliśmy go porwać po Starbucsie? Serio? I ty w to łyknęłaś? Serio? Cas... Jak ja bym chciał go porwać jak by był u mnie w bryce to może by zdążył pisnąć a może i nie. Jakbym go złapał a złapałbym bo gdzie on by mis piedolił jakbym mu nagle wyjebał w ten pusty łeb jak siedział obok mnie. To tak na początek. A byli jeszcze Steve i KITT. A potem słyszę, ze on coś bredzi o porwaniu na bagna debil jeden. No togo prostuję jak było. A ten mi zaczyna jechać. I tak Cas jest za kazdym razem. On powtarza o mnie i o Muszkieterach kłamstwa Cas. Ja cholery dostaję jak ktoś mnie nazywa kłamcą albo tak mówi o reszcie mojej andy. A ten tak nawija takie bzdety non stop. Co chwila. No Cas, ja nie mogę siedzieć spokojnie jak ktoś mnie nazywa kłamcą. I nie będę. Ani z nim ani z nikim innym. Uważam, że słowo jest cenne Cas. Więc trzeba się liczyć z tym co się mówi i ponosić tego konsekwencje. Ostrzeżenia u niego zawodzą jawnie sobie kpi z nich. Więc jak on dalej powtarza swoje brednie no to czas zmienić metody perswazji na twardsze. Nie będę go prosił i tłumaczył do usranej śmierci. - wzruszył obojętnie ramionami dając jej znać, że nie widzi innego wyjścia z tej sytuacji. Wpatrywał się w nią chwilę czujnym wzrokiem. Zastanawiał się czy jest sens tumaczyć to wszystko czy też traci czas podobnie jak z tamtym debilem którego broniła bardziej niż on sam się bronił i w ogóle miał odwagę to robić. Dumał dłuższą chwilę co tu dalej zrobić. Poważnie obawiał się, że ta tchórzofretka odmówi walki.

- Dobra Cas, powiem ci co zrobimy. Uważam, że się mylisz co do niego. On nie zasługuje na zaufanie ani nawet by grać w naszej drużynie. To egoistyczna, złosliwa i tchórzliwa menda. Stchórzył w Starbucsie, stchórzył u ciebie w domku jak go wyzwałem i stchórzył teraz zasłaniając się nastolatką. Bill na pewno by tak nie postąpił. No i Chris nie chce być z nami. I traktuje nas instrumentalnie. Powinniśmy się go pozbyć dla własnego świętego spokoju i bezpieczeństwa. - wciąż mówił niezbyt głośnym ale dobitnym głosem z zawzięciem cedząc słowa.

- Ale uważam, że każdy zasługuje na możliwość odkupienia win. I że powinno się sprzątać po sobie. Więc... - przerwał na chwilę i przejechał językiem wewnątrz wargi co się zdawało niesłychanie wolnym ruchem niż w końcu odezwał się ponownie.

- A może Cas ja wyglądam na frajera co? Bo frajerzy tylko dają i dają się cyckać. Ja miałbym odłożyć na półkę swój gniew, wsciekłosć, rządze satysfakcji, swiadomość zniewagi, chęć zatopienia szczęk w trzwiach tego skurwiela i wydarcia mu serca tak? Bo o to waśnie mnie prosisz. A on? Ja dam wam pokój ze swojej strony na tą chwilę a on co? Co on da od siebie? By coś wziąć Cas to i trzeba coś dać. Partnerskie relacje oparte na szacunku i zaufaniu. Tak to właśnie działa. Na takich warunkach mogę pracować z nim czy z kmkolwiek. Na takich warunkach działamy my, Muszkieterowie. Więc jak ja mam cos dać on też musi. I wtedy jest partnerski, uczciwy deal. - wyłożył jej swoją filozofię wzajemnych związków, relacji i zasad współpracy. Tamten widocznie tego nie trawił i traktował go jak jakiegoś przygłupiego przypała na posyłki. Powątpiewał nawet w jego zdolności bojowe skoro zakładał, że pojedynczy fomor stanowi dla niego zagrożenie.

- Nazwał nas Muszkieterów kłamcami. Przy wszystkich. Przy Adrianie i Adzie i przy was. To się kurwa normalnie w pale nie mieści. Miał odwagę i jaja by nasrać w tą kuwetkę to niech teraz weźmie piaseczek, wiadereczko i łopatkę i to posprząta. Niech przy wszystkich przyzna się, że to nieprawda i przeprosi. Wtedy to ja nie mam powodu go wlec do Kręgu skoro odszczeka co naszczekał. I niech da słowo przy wszystkich, że nie będzie mnie wkurwiał. To pójdzie plota o tym w miasto. Węc jak kurwa go zajebię bo znów zacznie wszyscy będą wiedzieć za co. Będzie ten kłamliwy ozór trzymał na wodzy, nie będzie nas zlewał no to go nie zapierdolę. Bo nie mam powodu. Tak jak z resztą z was nie mam powodu to spokój mamy nie? Daję ci moje słowo Cas. Słowo Muszkietera. Że jak mnie przeprosi i nie będzie wkurwiał to mu nic nie zrobię. Ale jak zacznę to mu upierdolę ten pusty łeb od reki. I chuj mnie co się stanie potem. To cała moja łaska i wspaniałomyślność jaką jestem w stanie okazać tej szmacie. Jak mu nie pasi spoko. Rzucę mu wyzwanie. Jeśli odmówi to jak szmatę go zacznę traktować na co dzień. Skoro on nie ma szacunku dla samego siebie, swojego słowa i honoru nie widzę czemu ja miałbym mieć. Ale i tak jak potem mnie wkurwi znowu to go zajebię i tyle. - skończył przedstawiać swoje ultimatum. Tak naprawdę nie wierzył, ze ta kocia gnida się zmieni. Zakładał, że zrobi wszystko by przeżyć choć jeden dzień więcej. Obieca co Jay chce albo nawet i przeprosi choć pewnie znów we wkurwiajacy sposób. A potem dalej będzie próbował robić swoje prędzej czy później. Ale wówczas po tym co się dziś stało wszyscy nawet u Adriana powinny zdawać sobie sprawę z tego jak sprawy stoją. Znali też mniej lub bardziej obu adwersarzy. Jeśli pyskaty koteł znów wkurwi złego mokola nie powinni być zdziwieni, że ten go użarł a nawet zeżarł.

Problem z bastetem był taki, że był w Radzie. Więc czuł się cholernym ważniakiem. Może i był co nie przeszkadzało mu być nadętym dupkiem. I nie oznaczało, że jest jakoś nietykalny czy szponoodporny. Ale jako jedyny gatunkowy przedstawiciel swojej podrasy miał niespotykaną gdzie indziej swobodę. W przypadku bowiem na przykład Atkinsona można było próbować coś zdziałać u Carlsona jako szefa mokoli by ten "coś zrobił" gdyby mu odwaliło czy co. Tymczasem w przypadku basteta Chrisa Wolfa by coś zdziałać trzeba było się odwoływać do szefa bastetów i członka Rady Chrisa Wolfa. Nie miał mu więc kto smyczy skrócić. I ewentualne odwołania trzeba było kierować wyżej czyli do Adriana. A ten wskazał krąg jako miejsce i metodę do dowołania. Więc raczej jasne jak podejście miał do tego sporu. Godzilli to jak najbardziej pasowało a sierściuch po cwaniacku się migał do końca. Bastet chyba jakoś idiotycznie uwierzył w tą swoją władze, pozycję i nietykalność na wysokims zczeblu zapominając, że kto wysoko siedzi to się bardzo tłucze przy upadkach. A i Godzilli niżej sięgać szczękami.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 27-11-2015, 08:02   #480
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację
Cas słuchała tyrady Jaya z rosnącym rozczarowaniem, które odbijało się wyraźnie na jej buzi.

-Kompletnie nie słuchałeś tego co mówiłam, co? - zadarła głowę ponownie i popatrzyła smutno na Godzillę. - to teraz moja kolej na przemowę. Nie, nie wyglądasz, Jay, na takiego z kim się zaczyna bez powodu. Jesteś wielki, wyszłoby z Ciebie cztery jak ja, nie? - uśmiechnęła się krótko - Ale rozmiary nie są automatycznym przyczynkiem do szacunku, Jay... - urwała - ...nikt z reszty nie wie, że z Tobą o tym gadam sam na sam. Nikt mnie o to nie prosił. Ale pomyślałam, że skoro skończyliśmy wszyscy z różnych powodów w Rozjemcach, to każde z nas powinno przedłożyć interes Rozjemców nad swoje fanaberie, choćby nie wiem jak one ważne były. Dla - stukła Jaya paluszkiem w ramię - dobra - stuk- zespołu - stuk.- Szczególnie po śmierci Billa.

Odsunęła się i wskazała na Jaya paluszkiem cienkim jak jak słomka:
- Jak myślisz jak wasz konflikt wpływa na resztę z nas? Myślisz, że jak wyzwiesz i zabijesz Chrisa wszyscy przejda do tego jakby nigdy nic? Ot, stało się, chodźmy polować na fomory? Myślisz, że to nas bardziej zjednoczy? Więcej śmierci i destrukcji pomiędzy nami?

Westchnęła i pokręciła niedowierzająco głową:

- Przyszłam z nadzieją, że pomyślisz przez chwilę o kimś innym niż Ty sam. Bo to co wyprawia się między waszą dwójką to destrukcja, która Cię zaślepia.

Podniosła rzucony na podłogę plecak:
- Tak wogóle to wiesz, nie zająknąłeś się ani słowem na temat tego jak nam poszła rozmowa w pubie? Nawet nie spytałeś jak się trzyma reszta. Czy nikomu się nic nie podziało? Czy nikt nie załamał się? Czy mógłbyś jakoś pomóc, pocieszyć, pogadać? Jakbyś spytał, powiedziałabym Ci, że wszyscy załapali ostrego doła. Angie chlała wódkę, Steve był w szoku, Marcus poranił dłonie krwi wyładowując żal na lustrze. - nie wspomniała o sobie ani słowem - Ale wszyscy przyszli i kminili i pracowali nad raportem... Razem... Chris zaproponował rozwiązanie sytuacji właśnie po to by wesprzeć zespół. A Ty? Zostałeś tu i jedyne co myślisz to jak ujebać kotołaka.

- A Ty też przeprosisz? Nas wszystkich? Czy kompletnie nie dostrzegasz swojego udziału? Mam Ci przez to rzucić wyzwanie?

Podskoczyła parę razy:
- Jeśli wyzwiesz Chrisa, dla mnie to znaczyć będzie, że przedkładasz swoje zdanie i swoje dobro ponad dobro zespołu. A ja nie chcę być w takiej ekipie, gdzie nazwa jest tylko czczą farsą. Odejdę. Wiem, że może Cię to nie ruszyć - wzruszyła ramionami - ale nie pozostawisz mi wyjścia.
 

Ostatnio edytowane przez corax : 27-11-2015 o 08:09.
corax jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:23.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172