WÄ…tek: Fallout
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-11-2015, 00:07   #24
Imre Voeres
 
Imre Voeres's Avatar
 
Reputacja: 1 Imre Voeres jest po prostu świetnyImre Voeres jest po prostu świetnyImre Voeres jest po prostu świetnyImre Voeres jest po prostu świetnyImre Voeres jest po prostu świetnyImre Voeres jest po prostu świetnyImre Voeres jest po prostu świetnyImre Voeres jest po prostu świetnyImre Voeres jest po prostu świetnyImre Voeres jest po prostu świetnyImre Voeres jest po prostu świetny
Było też miasto zbudowane wokół bomby atomowej. Bombę dało się wysadzić... eksplozję przeżywa (sic) jeden z mieszkańców, który zmienia się... w ghula (sic!). Były też społeczności i środowiska na ewolucyjnym poziomie pierwotniaków, którzy w ciągu dwustu lat nie zdążyli zbudować, wyprodukować ani opanować niczego poza budowaniem lepianek i zbierania przedwojennych rupieci. Były niesplądrowane supermarkety, a w nich jedzenie, które dało się jeść (po dwustu latach - sic!!). Do tego idiotyczna główna linia fabularna (naukowiec chcący oczyszczać wodę z promieniowania za pomocą jakiś skomplikowanych urządzeń - geniusz - oraz poszukiwania przez gracza "człowieka w średnim wieku", patrz obrazek), super-mutanci i Enklawa na Wschodzie (skąd oni się tam wzięli?). Do tego ten debilny, zielony filtr graficzny itd.
New Vegas, pomimo ułomności silnika, jest porządnie napisanym RPG-iem - doceniam próbę pogodzenia starego stylu z nowymi standardami. Najwyraźniej coś takiego jest najlepszym, czego można oczekiwać w dzisiejszych czasach, gdzie każda gra jest upraszczana do bólu, prowadzi gracza za rękę i traktuje go jak idiotę. W pierwszej części nie było markerów na mapie, wskazujących z dokładnością do metra, gdzie trzeba było się udać. Wciąż pamiętam strach, jaki mnie ogarnął, gdy zasugerowane na początku miejsce poszukiwań procesora okazało się niedostępne - byłem w stanie naprawdę wczuć się w postać wysłaną na samobójczą misję, nie wiedzącą, dokąd się udać i w którym miejscu kontynuować poszukiwania. Natomiast, gdy już odnalazłem poszukiwany przedmiot, zostałem postawiony przed konsekwencjami - zabierając go, by uratować swoich, skazuję na śmierć innych.
Wciąż pamiętam pierwszą wizytę w kompleksie West Tek, będącym w czasie gry olbrzymim, napromieniowanym kraterem. Pójście tam nieprzygotowanym oznaczało błyskawiczną śmierć - żaden marker ani wyskakujące okienko nie informowało mnie o tym, należało wywnioskować to samemu z dialogów. Bractwo Stali, które oryginalnie miało być ksenofobicznym, zamkniętym środowiskiem fanatyków technologicznych, a nie rycerzykami w lśniących zbrojach, wysyłało ludzi zainteresowanych dołączeniem w śmiertelnie niebezpieczne miejsce, nie informując o zagrożeniu.
Głównym przeciwnikiem był potwornie zniekształcony człowiek, niegdyś naukowiec, opętany wizją wprowadzenia nowego porządku świata poprzez podbój. Zapoznając się ze światem i czytając dokumenty można było dostrzec, jak krótkowzroczny i skazany na porażkę jest ten plan - i udowodnić to przeciwnikowi, załatwiając sprawę bez walki.
Należało czytać teksty, zgłębiać informacje. Walka nie była niezbędna. Pustkowie było pustkowiem, a nie piaskownicą z olbrzymim stężeniem bandytów i potworków na metr kwadratowy. W statystykach broni nie figurowało "DAMAGE PER SECOND", sugerujące, że ołów lata w ilościach hurtowych.
A to, że czasy się zmieniają, nie usprawiedliwia ogłupienia serwowanego przez media na wszelkich płaszczyznach. Kiedyś gry zmuszały do myślenia i koncentracji, teraz sprowadza się to do tego, by wybierać broń z dłuższą lufą i większą cyferką. Nad tym ubolewam.
 
Imre Voeres jest offline