Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-11-2015, 01:34   #479
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Jayson "Godzilla" Atkinson - Pomiot Godzilli



Czekał. Czekał i czuwał napędzany złością i gniewem. Czekał by krwią wymusić odszkodowanie od kłamcy i szachraja który okazywał brak szacunku i jemu i jego przyjaciłom, próbował skłócić resztę grupy i nastawić ich przeciwko nim a zwłąszcze przeciw Kierowcy. Próbował go oczerniać a do tego wszystkiego był smierdzącycm tchórzem nie mającym jaj by bronić swoich słów i honoru. Co innego Jay Atkinson zwany najczęściej Godzillą. On był gotów zawsze bronić tego w co i w kogo wierzył. A w Muszkieterów wierzył najbardziej na świecie i nie miał zamiaru dać ich oczerniać czy robic krzywdę komukolwiek. I tak było i teraz. Był gotów wejść do Kręgu i rozpruć pyskaczowi klatę, wyrwać serce i je pożreć, rozerwać tę jego cherlawą klatę na części by wszędzie walała się jego krew, flaki i kłaki.

Nagle zauważył ruch. Szybki ale niezbyt duży. Doprecyzował, że to nadbiegająca Cas. Biegła prawie gubiąc nogi po drodze trzymając jakieś paczki. Zaniepokoiło go to. Czyżby coś się stało? Jakis atak? A gdzie reszta? Czemu biegnie tylko ona? Już i tak nabuzowany energią i złością zjeżył się oczekując złych i niepokojących wieści. Dlatego gdy mała zatrzymała się przy nim i wręczyła mu paczki nie drąc się nic w stylu jak po wyskoczeniu z umbry trochę go to zaskoczyło i nieco uspokoiło.

Paczki były lekkie a gdy rozwinął szeleszczące opakowanie doleciał go smakowity zapach. Usmiechnął się gdy rozwinął do końca i zobaczył co jest w środku. - Oo... Pomyślałaś o mnie... Dzięki... Taa spoko, lubię takie... - od razu jakoś go to uspokoiło. Ukleknął i zabrał się za rozpakowywanie na dobre prezentów i wziął pierwszego gryza. - Dobre. - pokiwał głową przeżuwając pierwszy kęs i unosząc drugą dłonią kciuk do góry. Właściwie to dla niego całe te miniburgerki to każdy był na jeden kęs no ale było mu miło, że mu przyniosła i przybiegła i pamiętała i w ogóle. Jak on klęczał a ona stała to nawet jakby z grubsza podobnego wzrostu byli.

- Reszta? Wracają tu? - przełykany kęś na moment mu zamarł w ustach a głowa czujnie pspojrzała na brame przez którą powinna nadejść reszta towarzystwa. Spojrzenie miał tylko czujne i drapieżne. Czekał w końcu na swoją ofiarę a przecież musiała tu wrócić.

- Mhm... Pewnie, wszystko lepiej jest na syto niż głodniaka... - zgodził się Jay wznawiając przeżuwanie miniburgerka ale wciąż wpatrzony bardziej w bramę niż dziewczynę. Ten chłystek musiał gdzieś tam się czaić. Cas pewnie zbytnio by ich nie wyprzedziła.

- Stypa dla Bill'a? Dobry pomysł. Spoko jak Marcus ma możliwość niech się zajmie. Jakby co to my Muszkieterowie możemy pomóc. Można by jakoś symbolicznie dorzucić Jacoba bo wiesz... - odwrócił się znowu do niej zgadzając się z jej wersją. No symboliczny bo przecież ciała nie mieli. Ale jednak też zginął i to na polu walki. Skrzywił się nieco przy tym i wzruszył swoimi barami po czym sięgnął po kolejnego ciachoburgera.

- Przysługę? No wal, zobaczymy co się da zrobić. - zdziwił się bo nie spodziewał się tego. Spojrzał na nią nie wiedząc czego się spodziewać ale sprawiała wrazenie, że chce powiedzieć coś ważnego. Nawet szczęka mu znieruchomiała.

- No przyro mi... - powiedział z żalem w oczach. Szkoda mu było i poległych chłopaków i tej młódki która była przy tym. A jak jeszcze i starych straciła to w ogóle musiało jej być nielekko. A taka młoda... No szkoda. Ale czuł się zdezorientowany tym co mówiła nie będąc pewnym o co go poprosi. Jeśli nie miała jak czy gdzie żyć to właściwie mógłby przecież...

- Słucham? Niee noo Casss... - westchnął z wyraźnym rozczarowaniem rzucając trzymanego ostatniego burgerka z powrotem do torby. Był rozczarowany. ~ To o to jej chodzi... ~ pomyślał z żalem. Szkoda. Sądził, że tak coś jakby jakoś się polubili czy, że pomocy potrzebuje. Może cos wyjaśnić czy spytać albo co. A to jednak chodziło jej o tą łajzę a nie o niego. Przyszła do niego by błagać o jego zycie jakby z jednego miotu byli a nie się poznali wczoraj czy jakoś tak. Nie widział co ona w nim widzi. Chyba, że się właśnie zabujała w tym palancie. Ale Bill czy Marcus? Łykneli jego propagandę i słodkie słówka i dali się zwieść pozorom, że to wielki, zły mokol uwziął się i gnębi biednego sierściuszka nie dostrzegając jego dwulicowej natury.

- Cas... Ty sobie chyba nie zdajesz sprawę o co mnie prosisz. - rzekł kręcąc głową i powoli prostując się. Chwilę skupił się na wycieraniu swoich łap w chusteczki będące w zestawie daniowym na taką właśnie okazję.

- Jestem Muszkieterem Cas. Jednym z Czwóki Muszkieterów. Steve, Angie, KITT i ja. Czwórka muszkieterów. Wiesz, jeden za wszystkich i wszyscy za jednego. Ja nie dam im zrobić krzywdy ani ich oczerniać. Mnie żeby ktoś się ważył też już musiałby mieć zdecydowanie więcej w barach niż ta kocia łachmyta. - rzekł powoli tłumacząc jej i nieśpiesznie zwinął serwetkę w kulkę i wrzucił do torebki tam, daleko w dole przy swoich butach.

- A ten koleś Cas mnie obraża i zlewa. Za każdym razem. spójrz na mnie Cas. Ja wyglądam na kolesia którego da się zlewać? - cofnął się o krok do tyłu by mogła lepiej objąć wzrokiem jego sylwetkę i jeszcze nieco rozłożył ramiona. No był wielki. Miał pewnie grubsze ramiona niż nastolatka nogi. I był o więcej niż głowę wyższy nie tylko od niej ale i od większości mortali a nawet nadnaturali w ludzkiej formie. Wszędzie wstawały jego wielkie mięśnie wypełniajacę skórę do oporu. Spojrzenie miał pewne i nieulękłe. Tylko nozdrza i zaciśnięte w wąską linię usta mówiły o złości czy irytacji.

- Chodzisz do szkoły Cas tak? Macie tam wypracowania czy coś takiego do napisania? Mieliście może jakiś temat o tym jakie emocje i zachowania wzbudzają w ludziach obrażanie i lekceważenie? Wersja z nadstawianiem drugiego policzka w tym wypadku odpada, pytam się o realny świat tu i teraz? Chodzisz na ulicy? Czytasz gazety? Widzisz tam co się dzieje jak się on stop kogos lekceważy? Kogoś silniejszego od siebie? A ty Cas? Robisz jak Chris w szkole czy gdzie indziej? Bo też na famkę fitnessu mi nie wyglądasz. To jak Cas? Chodzisz po szkole i zaczepiasz i wyzywasz i szydzisz z większych i starszych kolegów i koleżanek? Jak ci każą spadać to dalej na nich piłujesz japę? No? Bo jak uważasz, że to Chris ma rację a nie ja a to właśnie mi mówisz prosząc mnie o to to oznacza, że on jest ok to widać dobry wzór do naśladowania. No to może powinnaś sprówbować być taka jak on? Wiesz, tobie to on może się wydawać mocny i silny ale dla mnie to jest na strzał czy dwa. I ten chujek bardzo dobrze o tym wie. A mimo to jak widzisz robi mi jazdy przy każdym spotkaniu... Samobójca jakiś... - pokręcił z niedowierzaniem głową, złożył pięści na bidrach i spojrzał wysoko w niebo. Chwilę wpatrywał się tam bez jakiejś zauważalnej głębszej myśli na twarzy. W końcu powoli opuścił głowe i wpatrywał się w nią.

- Sama zobacz jaka to tchórzliwa menda. Ty tu ze mną rozmawiasz a nie ten szmaciarz. Masz odwagę podjąc się zadania które on powinien zrobić. Jak nie jako wojownik to chociaż jako facet. Żeby coś z fajfusem się laską i to taką niedużą zasłaniało... - na twarzy pojawił mu się wyraz skrajnej pogardy gdy mówił o nieobecnym kotołaku. - To szmata z niego Cas. Czemu się go trzymasz i bronisz? Wiesz jak jest ze szmatami? Nie można im ufać. Bo w krytycznej chwili dbają osiebie i spiszą cię na straty, nie skoczą za tobą w ogień albo by wyciągnąć cię ze szponów fomora. Zostawią cię. Tak jak oncię właśnie zostawił teraz tutaj ze mną. Zgaduję, że sama tu przyszłaś ale i pewnie wieział o tym skoro byliście razemco? I co? Nie bał się na przykład, że skoro ze mnie taki szaleniec i agresor to wpadnę w szał i cie rozerwę na strzepy? Nie ygło mu tam nic takiego pod dekielkiem? No widać albo nie więc jest tępakiem nie umiejącym zaplanować najbliższej akcji albo dygło i spisał cię na straty bo lepiej bym załatwił ciebie niż jego. Czyli szmata. - powiedział oschłym tonem wciąż wpatrzony w nieduża nastolatkę. Za każdym jednak razem gdy temat zbliżał się do kotołaka w głosie słychać było agresywniejsze nutki ledwo co tłumionej wsciełości.

- Przejżyj na oczy Cas. Bo szkoda, ze tak błądzisz. To kłamca, szubrawiec i żałosna oferma polana tchórzliwym, egoistycznym sosem. Słyszałaś co bredził u ciebie w dziupli? Że niby próbowaliśmy go porwać po Starbucsie? Serio? I ty w to łyknęłaś? Serio? Cas... Jak ja bym chciał go porwać jak by był u mnie w bryce to może by zdążył pisnąć a może i nie. Jakbym go złapał a złapałbym bo gdzie on by mis piedolił jakbym mu nagle wyjebał w ten pusty łeb jak siedział obok mnie. To tak na początek. A byli jeszcze Steve i KITT. A potem słyszę, ze on coś bredzi o porwaniu na bagna debil jeden. No togo prostuję jak było. A ten mi zaczyna jechać. I tak Cas jest za kazdym razem. On powtarza o mnie i o Muszkieterach kłamstwa Cas. Ja cholery dostaję jak ktoś mnie nazywa kłamcą albo tak mówi o reszcie mojej andy. A ten tak nawija takie bzdety non stop. Co chwila. No Cas, ja nie mogę siedzieć spokojnie jak ktoś mnie nazywa kłamcą. I nie będę. Ani z nim ani z nikim innym. Uważam, że słowo jest cenne Cas. Więc trzeba się liczyć z tym co się mówi i ponosić tego konsekwencje. Ostrzeżenia u niego zawodzą jawnie sobie kpi z nich. Więc jak on dalej powtarza swoje brednie no to czas zmienić metody perswazji na twardsze. Nie będę go prosił i tłumaczył do usranej śmierci. - wzruszył obojętnie ramionami dając jej znać, że nie widzi innego wyjścia z tej sytuacji. Wpatrywał się w nią chwilę czujnym wzrokiem. Zastanawiał się czy jest sens tumaczyć to wszystko czy też traci czas podobnie jak z tamtym debilem którego broniła bardziej niż on sam się bronił i w ogóle miał odwagę to robić. Dumał dłuższą chwilę co tu dalej zrobić. Poważnie obawiał się, że ta tchórzofretka odmówi walki.

- Dobra Cas, powiem ci co zrobimy. Uważam, że się mylisz co do niego. On nie zasługuje na zaufanie ani nawet by grać w naszej drużynie. To egoistyczna, złosliwa i tchórzliwa menda. Stchórzył w Starbucsie, stchórzył u ciebie w domku jak go wyzwałem i stchórzył teraz zasłaniając się nastolatką. Bill na pewno by tak nie postąpił. No i Chris nie chce być z nami. I traktuje nas instrumentalnie. Powinniśmy się go pozbyć dla własnego świętego spokoju i bezpieczeństwa. - wciąż mówił niezbyt głośnym ale dobitnym głosem z zawzięciem cedząc słowa.

- Ale uważam, że każdy zasługuje na możliwość odkupienia win. I że powinno się sprzątać po sobie. Więc... - przerwał na chwilę i przejechał językiem wewnątrz wargi co się zdawało niesłychanie wolnym ruchem niż w końcu odezwał się ponownie.

- A może Cas ja wyglądam na frajera co? Bo frajerzy tylko dają i dają się cyckać. Ja miałbym odłożyć na półkę swój gniew, wsciekłosć, rządze satysfakcji, swiadomość zniewagi, chęć zatopienia szczęk w trzwiach tego skurwiela i wydarcia mu serca tak? Bo o to waśnie mnie prosisz. A on? Ja dam wam pokój ze swojej strony na tą chwilę a on co? Co on da od siebie? By coś wziąć Cas to i trzeba coś dać. Partnerskie relacje oparte na szacunku i zaufaniu. Tak to właśnie działa. Na takich warunkach mogę pracować z nim czy z kmkolwiek. Na takich warunkach działamy my, Muszkieterowie. Więc jak ja mam cos dać on też musi. I wtedy jest partnerski, uczciwy deal. - wyłożył jej swoją filozofię wzajemnych związków, relacji i zasad współpracy. Tamten widocznie tego nie trawił i traktował go jak jakiegoś przygłupiego przypała na posyłki. Powątpiewał nawet w jego zdolności bojowe skoro zakładał, że pojedynczy fomor stanowi dla niego zagrożenie.

- Nazwał nas Muszkieterów kłamcami. Przy wszystkich. Przy Adrianie i Adzie i przy was. To się kurwa normalnie w pale nie mieści. Miał odwagę i jaja by nasrać w tą kuwetkę to niech teraz weźmie piaseczek, wiadereczko i łopatkę i to posprząta. Niech przy wszystkich przyzna się, że to nieprawda i przeprosi. Wtedy to ja nie mam powodu go wlec do Kręgu skoro odszczeka co naszczekał. I niech da słowo przy wszystkich, że nie będzie mnie wkurwiał. To pójdzie plota o tym w miasto. Węc jak kurwa go zajebię bo znów zacznie wszyscy będą wiedzieć za co. Będzie ten kłamliwy ozór trzymał na wodzy, nie będzie nas zlewał no to go nie zapierdolę. Bo nie mam powodu. Tak jak z resztą z was nie mam powodu to spokój mamy nie? Daję ci moje słowo Cas. Słowo Muszkietera. Że jak mnie przeprosi i nie będzie wkurwiał to mu nic nie zrobię. Ale jak zacznę to mu upierdolę ten pusty łeb od reki. I chuj mnie co się stanie potem. To cała moja łaska i wspaniałomyślność jaką jestem w stanie okazać tej szmacie. Jak mu nie pasi spoko. Rzucę mu wyzwanie. Jeśli odmówi to jak szmatę go zacznę traktować na co dzień. Skoro on nie ma szacunku dla samego siebie, swojego słowa i honoru nie widzę czemu ja miałbym mieć. Ale i tak jak potem mnie wkurwi znowu to go zajebię i tyle. - skończył przedstawiać swoje ultimatum. Tak naprawdę nie wierzył, ze ta kocia gnida się zmieni. Zakładał, że zrobi wszystko by przeżyć choć jeden dzień więcej. Obieca co Jay chce albo nawet i przeprosi choć pewnie znów we wkurwiajacy sposób. A potem dalej będzie próbował robić swoje prędzej czy później. Ale wówczas po tym co się dziś stało wszyscy nawet u Adriana powinny zdawać sobie sprawę z tego jak sprawy stoją. Znali też mniej lub bardziej obu adwersarzy. Jeśli pyskaty koteł znów wkurwi złego mokola nie powinni być zdziwieni, że ten go użarł a nawet zeżarł.

Problem z bastetem był taki, że był w Radzie. Więc czuł się cholernym ważniakiem. Może i był co nie przeszkadzało mu być nadętym dupkiem. I nie oznaczało, że jest jakoś nietykalny czy szponoodporny. Ale jako jedyny gatunkowy przedstawiciel swojej podrasy miał niespotykaną gdzie indziej swobodę. W przypadku bowiem na przykład Atkinsona można było próbować coś zdziałać u Carlsona jako szefa mokoli by ten "coś zrobił" gdyby mu odwaliło czy co. Tymczasem w przypadku basteta Chrisa Wolfa by coś zdziałać trzeba było się odwoływać do szefa bastetów i członka Rady Chrisa Wolfa. Nie miał mu więc kto smyczy skrócić. I ewentualne odwołania trzeba było kierować wyżej czyli do Adriana. A ten wskazał krąg jako miejsce i metodę do dowołania. Więc raczej jasne jak podejście miał do tego sporu. Godzilli to jak najbardziej pasowało a sierściuch po cwaniacku się migał do końca. Bastet chyba jakoś idiotycznie uwierzył w tą swoją władze, pozycję i nietykalność na wysokims zczeblu zapominając, że kto wysoko siedzi to się bardzo tłucze przy upadkach. A i Godzilli niżej sięgać szczękami.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline