Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-11-2015, 16:12   #47
Ulli
Konto usunięte
 
Ulli's Avatar
 
Reputacja: 1 Ulli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputację
Sytuacja robiła się coraz bardziej napięta. Drużyna wcale nie miała zamiaru poddać się bez walki tubylcom. Przynajmniej nie cała. Keira ze strachem popatrywała na poczynania "Nieposkromionych". Szczególnie niepokoiły ja próby czynione przez Grimo. Jako doświadczona iluzjonistka natychmiast zorientowała się co chce zrobić. Niestety szaman, który przewodził dzikim także się zorientował.

-Talde zaldiak du! Gelditu Nano magia. Zaldien! - zaczął pokrzykiwać na drużynę.

-Chce żebyśmy zeszli z koni. Może posłuchamy? Jeśli by nas chcieli zabić już by to zrobili - przekonywała Keira.

Do tubylców próbował przemówić Kitaan, ale nie odpowiedzieli w żadnym ze znanych języków.

W końcu Grimo był gotowy do rzucenia zaklęcia, które w zamyśle miało zmusić przeciwników do ucieczki. Niestety gdy tylko splótł zaklęcie i jego głowa zaczęła przemieniać się w krwawy czerep szaman zakrzyknął.

-Ez!

I potrząsnął swym fetyszem w postaci zszytego rzemieniami zawiniątka ze skóry, które grzechotało przy potrząsaniu. Dał się słyszeć syk jakby jakieś duże stworzenie zaczerpnęło powietrza i kompletnie nic się nie wydarzyło. Czar został rozproszony. Niemal jednocześnie kilku dzikich uniosło dmuchawki i wystrzeliło. Strzałki trafiły Ss'arisa, Grima i Bluszcza, który jednak zdołał wcześniej wystrzelić ze swego wietrzniackiego łuku. Strzała wietrzniaka trafiła mężczyznę który zatoczył się i padł tracąc przytomność. Widać zadziałała wietrzniacka trucizna. Niestety kto mieczem wojuje od miecza ginie. Bluszcz ugodzony strzałka także padł na ziemię. Kitaan próbował osłaniać Grima, ale ze względu, że dzicy byli ze wszystkich stron nie mógł tego skutecznie zrobić. Krasnolud trafiony dwoma strzałkami, jedną z nich wyciągnął i odrzucił, ale drugiej już nie zdążył. Znieruchomiał i pochylił się do przodu, opierając się na karku wierzchowca co uchroniło go przed upadkiem z konia. Ss'aris zaś po utracie przytomności opadł powoli na swoim latającym fotelu na ziemię.

Tubylcy wyraźnie rozeźleni, pokrzykując i potrząsając dzidami, ruszyli by bezceremonialnie ściągnąć "Nieposkromionych" z koni i rozbroić. Keira uspokajała i próbowała negocjować, ale na razie niewiele wskórała. Nieprzytomnych wzięto na ręce, konie za uzdę i ruszyli w las.

Wędrowali około godziny aż otwarła się przed nimi ogromna polana na której ogrodzona ostrokołem znajdowała się ludzka osada. Zza palisady dobiegały dźwięki bębnów i prymitywnych instrumentów dętych. Strażnicy na ostrokole zobaczywszy pochód natychmiast otworzyli bramę. Gdy weszli do środka ukazał im się widok setek tańczących mężczyzn. Sądząc po różnorodności strojów należeli do różnych plemion. Jedni czarni jak smoła z szablami guźców w nosach.



Inni pobieleni popiołem i w dziwnych maskach.


Zaś przy licznych ogniskach plemienni czarownicy przeprowadzali tylko sobie wiadome obrzędy.


Trucizna, która sparaliżowała Ss'arisa, Grimo i Bluszcza przestawała działać i trzej poszukiwacze przygód odzyskiwali świadomość i czucie w członkach.

Wszyscy zostali zaprowadzeni do wielkiej, długiej chaty krytej liśćmi. W środku panował półmrok rozświetlany blaskiem kilku ognisk. Było tam mnóstwo ludzi tak, że panował dość duży tłok. Szaman, który brał udział w ich schwytaniu, zapraszającym gestem wskazał im zydle ustawione wokół ogniska. Nie wydawał się już rozgniewany, wręcz przeciwnie. Uśmiechał się. Jedynym nieprzyjemnym akcentem było umieszczenie Bluszcza w klatce. Poszkodowany zresztą głośno dawał do zrozumienia, że mu się to nie podoba. Gdy usiedli szaman przemówił.

-Barkaidazu duten harrapatu duzu, beste erremediorik ez dugu izan. Dira kinka larrian gaude, eta bakarrik lagundu ahal digute duzu.

Keira skinęła głową i zaczęła tłumaczyć.

-Wybaczcie, że was schwytaliśmy, ale nie mielismy wyjścia. Jesteśmy w wielkim kłopocie i tylko wy możecie nam pomóc.

-Arbasoen espiritu hitz egin zuen. Gelditu Ituna dabiltzan lehen bidaiariak. Zure arazoa konpondu egingo dute.

-Duchy przodków przemówiły. Zatrzymajcie pierwszych podróżnych wędrujących traktem. Oni rozwiążą wasz problem.

-Besterik uzta-jaia izaten ditu.

-Trwa właśnie święto urodzaju.

-Arrakasta bete behar Garatzenek deiaren handia izan nahi du.

-Aby było udane musi zakończyć się obrzędem wielkiego połączenia.

-Tribu konbinatuak buruzagi erritu...

-W obrzędzie tym wódz połączonych plemion...

Tu wskazał chudego człowieczka w dziwnym nakryciu głowy, który wyglądał na trochę przestraszonego i zakłopotanego.


-Lotzen bere Amaren Amaren It.

-Łączy się z Amaren Amaren- Matką Rodzicielką.

Szaman wskazał ręką ogromną postać siedzącą pod ścianą chaty i obserwującą przybyszów jak kot obserwuje mysz. Kobieta miała lekko licząc 180 centymetrów wzrostu i ważyła nie mniej jak 150 kilogramów. Była przynajmniej o głowę wyższa od wodza i ponad dwa razy cięższa.


Przyodziana jedynie w kolorowe koraliki i przepaskę biodrową miała ogromne piersi sięgające pępka. Uśmiechała się tajemniczo i co jakiś czas oblizywała lubieżnie wargi. Wódz od czasu do czasu zerkał w jej kierunku lękliwie. Keira wybałuszyła na nią oczy, ale szybko się otrząsnęła z wrażenia jakie na niej wywarła monstrualna kobieta.

-Zoritxarrez gertatu ezbeharra.

-Niestety stało się nieszczęście.

-Buruzagi joan zen ehiza, harpies artalde bat erortzen utzi zion.

-Gdy wódz udał się na polowanie, opadło go stado harpii.

-Seguruenik ezagutzen duzun bezala, izaki hauen jabetza magiko batzuk. Biktima madarikatuko ahal izango dute, eta hori da gure buruari zer gertatu zen.

-Jak zapewne wiecie te stworzenia mają pewną magiczną właściwość. Potrafią przekląć ofiarę i to właśnie przytrafiło się naszemu wodzowi.

-Harpia liderra zion idle izeneko.

-Przywódczyni harpii nazwała go impotentem.

Gdy padły te słowa wśród zgromadzonych przeszedł pomruk i liczne osoby zaczęły pokazywać języki i pluć przez ramię.

-Arazoa konpontzeko, bi modu daude.

-Są dwa sposoby rozwiązania problemu.

-Lehenengoa da bihotza ekartzea Sorgin indartsu bat, basoan bizi da egun hori. Hartuko dugu.

-Pierwszy polega na tym, że musicie przynieść serce potężnego czarownika, który mieszka w lesie. Zaprowadzimy was.

-Irudi madarikazio erritu balioko du.

-Posłuży nam ono do obrzędu zdjęcia klątwy.

Ezin dugu hori egin. Eta bertan bizi den lur tabua da. Joan gara digu wither bada izaeraren arabera.

-My nie możemy tego zrobić. Teren na którym mieszka jest tabu. Jeśli tam wejdziemy uschną nam przyrodzenia.

-Bigarren metodoak errazagoa da. Ipotx edo Elf Garatzenek lider ordezkatuko du.

-Drugi sposób jest łatwiejszy. Krasnolud, albo elf zastąpi w obrzędzie wodza.

Keira przetłumaczyła ostatnie zdanie i natychmiast popatrzyła ze strachem w oczach na Kitaana.

-Ach Kitaanie, jestem pewna, że uda nam się jakoś temu zaradzić. Nie dopuścimy do tego - powiedziała czule, kładąc dłoń na dłoni zbrojmistrza.

-Dragonfly izango kaiola bat bahitu gisa izango da. Ez da duzu bi egunetan.

-Ważka zostanie w klatce jako zakładnik. Macie na to dwa dni.

- Ja ci dam ważka ty cholerny jaskiniowcu!- wykrzyknął zza prętów oburzony Bluszcz.
 
Ulli jest offline