Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-11-2015, 22:02   #24
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Raul z trudem opanował chęć dopadnięcia do Desire i sprawdzenia, co jej się stało. I nie chodziło nawet o to, że dziewczyna wyglądała jakby przed momentem pracowała w taniej jatce. Desire sprawiała wrażenie do cna wyczerpanej.
Stanąwszy krok za kardynałem czekał na to, co powie lub zrobi Richelieu.
- Widzę, że owocnie spędziłaś te chwile, córko - odezwał się kardynał, podchodząc do Desire, jednak nie na tyle blisko, by znaleźć się w jej zasięgu. - Jakie wieści?

Wieści… Słowa te rozbrzmiały w umyśle Dess niczym rozpalone do czerwoności pręty. Przygarnęła do siebie szarą strefę, otulając się nią niczym płaszczem, jednak wciąż wzbraniając się przed jego założeniem. Czuła ich obecność, niepokój Raula i ostrożną ciekawość Richelieu. Chłód i gorąc. Wolała to pierwsze, jednak by w pełni się w nim zanurzyć musiała wpierw pozbyć się drugiego. Oddech, który wzięła był głęboki, oczyszczający. Potrzebowała go by uspokoić ciało, które drżało lekko, jakby w gorączce.
- Był niewinny - odpowiedziała, unosząc głowę i kierując swe spojrzenie tam, gdzie znajdował się jej pan. Puste, pozbawione emocji oczy, niczym studnie pozbawione wody.

- Czyli mówił prawdę - odparł ich gospodarz, z zadumą brzmiącą w jego głosie. - Miałem nadzieję, że mój kat przegapił coś istotnego. Cóż… Jesteś pewna? - dopytał jeszcze, jednak nie czekając na odpowiedź dodał:
- Szkoda, że go zabiłaś. Mógł być przydatny.

Raul nie powiedział nic, tylko przeniósł wzrok z dziewczyny na kardynała. A dokładniej - na jego plecy. Czekał na to, co powie Desire.
Sam wolał się nie odzywać, bowiem to, co w tym momencie usłyszałby kardynał, z pewnością nie spodobałoby się jego eminencji.
Dess zaś z początku nie odpowiedziała nic. Miast tego oderwała plecy od ściany i stanęła przed swoim ojcem. Jego słowa wirowały w szarości, podjudzając ją. Były niczym syki węży, których jad wlewał się z każdym słowem do jej serca. Przeniosła spojrzenie z Raula na kardynała. Była spokojna.. Tak dziwnie spokojna iż przez chwilę zastanawiała się czy wciąż znajduje się wśród żywych, czy też opuściła ten świat.
- Czy wiedziałeś że uratował mnie w Sens? - Zapytała, uśmiechając się lekko.
Skinięcie głową było niedbałe, ledwie dostrzegalne.
- Zostałem powiadomiony - padła lakoniczna odpowiedź. - Cieszę się jednak iż nie stanowiło to dla ciebie problemu. Teraz… - przerwał i zatopił się w myślach. Nie spoglądał na nią tylko gdzieś poza, jakby rozważał możliwości jakie malowały się w powietrzu wypełniającym korytarz.
Także Dess porzuciła obserwację jego postaci i skierowała swą uwagę na Raula. Głód obudził się na nowo, strefa szalała i żądała. Ból jaki przy tym odczuwała służka był przez krótką chwilę, ledwie mruknięcie trwającą, widoczny w owym spojrzeniu które w niego wbiła.

Wielkość, czy nikczemność? Trudno było jednoznacznie ocenić postawę kardynała.
Zabić kogoś dla dobra kraju.
Z jednej strony było to słuszne. Czy jest coś ważniejszego, niż ojczyzna?
Z drugiej... Co mogło usprawiedliwić zamordowanie niewinnego człowieka? Z pewnością nie była to konieczność.
A więc wielki mąż stanu, czy potwór bez serca?
A może jedno i drugie?
Ilu jeszcze ludzi poniesie śmierć dla fantazji, zachcianki, czy innej przyczyny?
Kiedy skończy się "dobro kraju", a zacznie "dobro kardynała"?

Spojrzenia Desire i Raula skrzyżowały się. Ten ostatni lekko skinął głową.
Ciche westchnienie ulgi opuściło usta dziewczyny. Rozwarła ramiona przywdziewając szary płaszcz swej duszy i znikając w jego czułych objęciach. Drgnienie ciała ofiary podsyciło głód, który zdołał w jednej chwili zawładnąć jej ciałem i umysłem. Oddała się mu, bowiem nic nie stało na przeszkodzie. Sztylet w jej dłoni lśnił czystym, białym światłem. Postąpiła krok w stronę kardynała, który uniósł głowę zaskoczony nagłym brakiem narzędzia, które planował ponownie wykorzystać.
- Gdzie… - z jego ust wydobyło się tylko to jedno słowo, pełne zaskoczenia i niewiary.
Uśmiech satysfakcji rozjaśnił jej twarz gdy wyłoniła się ze strefy tuż przed jego twarzą. Zatem nie wiedział wszystkiego. Niewiedza ta była kosztownym błędem, niezwykle kosztownym. Ostrze z łatwością przesunęło się po delikatnej skórze szyi wnikając w nią głęboko. Krew trysnęła dołączając do tej niewinnej, którą nakazano jej przelać. To jednak jej nie wystarczyło. Prosty akt odebrania życia był wyjściem zbyt łatwym, zbyt miłosiernym by zostało ofiarowane temu człowiekowi, który mienił się jej ojcem. Wyciągnęła dłoń by zacisnąć ją na jego szyi, ignorując jego własne ręce, zaciskające palce na jej nadgarstkach.
- W moim sercu zawsze znajdzie się miejsce dla troskliwego ojca - wyszeptała, pochylając głowę do jego ucha, starając się nie spoglądać na Raula. Szarość otoczyła oboje, ojca i córkę, gdy ta zabierała go by poznał w pełni to co stworzył.

Zniknięcie Desire i Richelieu oznaczało tylko jedno - kardynał poznał właśnie największy sekret swej córki - pełen szarości świat, gdzie nie istniało nic prócz braku nadziei i cierpienia. Świat, który Raul kiedyś odwiedził, gdzie przez ułamek wieczności został sam.
Czy Desire wróci z kardynałem?
Nie wiedział.
Powróciła sama. Krew skapywała z jej sukni, tworząc powoli powiększającą się kałużę u jej stóp. Uśmiechała się lekko, bowiem czuła pełne słodyczy szczęście wypełniające jej duszę. Palce prawej dłoni błądziły po rubinowych ustach, zostawiając na nich kolejną smugę krwi. Przechyliła głowę, spoglądając na Raula, po czym odrywając dłoń od ust, wykonała pełny, dworski ukłon. Gdy ponownie uniosła spojrzenie była w nim równa doza szaleństwa co bezgranicznego oddania.
- Mój panie - rzekła, prostując się i czekając na kolejne rozkazy.

Raul przez ułamek chwili zastanawiał się, czy kardynał żył jeszcze, gdy Desire wróciła do normalnego świata, jednak tego pytania nie zadał.
- Dess? - W tym jednym słowie wyraził całą swą troskę o jej osobę.
Troska… Nie mogła jej przyjąć. Gdyby to uczyniła nigdy by się nie wydostali z pałacu. Pomimo szaleństwa, któremu się oddała, zdawała sobie sprawę z wagi swojego czynu. Z tego co uczynili. Krzyk kardynała wciąż brzmiał w jej umyśle niczym pieśń anielska, słodycz niosąca. Użyła jej niczym tarczy by odgrodzić się od przekazu jaki niósł w sobie głos Raula. Czyn ten sprawił jej ból, a ona przyjęła go z pokorą. Pochylając głowę, uciekła spod czujnego wzroku mężczyzny.
- Twoje rozkazy, panie - jej cichy szept zburzył otaczającą ich ciszę. Głos był pusty, pozbawiony barw, niczym sprana materia. Oddała całą czułość i pragnienie owej troski, którą jej oferował, w chciwe dłonie szarej strefy. Były one bowiem zawadą, ryzykiem którego nie wolno jej było podjąć. Były słabością.
- Zmyj z siebie tę krew. - Ton Raula nieco ochłódł. - I chyba pójdziemy, bo zdaje się, że czas naszej wizyty minął.
Zadrżała, odczuwając ten chłód w sposób jak najbardziej fizyczny. Opanowała się jednak szybko i skinęła głową, a następnie odwróciła by ruszyć w stronę celi Gaspara, w której czekały na nią jej narzędzia. Wszak nie mogła ich zostawić za sobą. Służyły jej dobrze przez minione lata, a także w chwilach spędzonych wraz z młodym kawalerem. Przyjaciele…
Raul stanął przy wejściu do celi, rozglądając się na wszystkie strony. Wolał z góry wiedzieć, gdyby nagle się pojawił jakiś niespodziewany gość.
Szczęściem, nikt nie uznał za stosowne pojawić się w korytarzu prowadzącym do celi. Nie znaczyło to jednak, że sytuacja ta trwać będzie wiecznie. Dess jednak zdawała się nie brać tego pod uwagę. Jej ruchy były powolne, metodyczne i niemalże czułe, gdy składała czarny pas ze swymi narzędziami i układała go w kuferku. Gdy skończyła i poniosła go z kamiennej podłogi, obdarzyła klęczące ciało ostatnim, długim spojrzeniem. Ofiarował jej długie, pełne rozkoszy chwile. Teraz jednak był jedynie nikomu do niczego nie potrzebną zbieraniną mięsa, kości i skóry. Odwróciła się więc, otulona szarością, czerpiąc z niej siłę i odsyłając do niej każde uczucie, które mogłoby wpłynąć niekorzystnie na decyzje, które przyjdzie jej podjąć w najbliższym czasie. Ukryła w niej siebie, stając się obojętnym obserwatorem, pozwalając szarości kierować jej ciałem.
- Kat winien być w posiadaniu wody - stwierdziła, a głos jej brzmiał dokładnie tak samo jak chwilę wcześniej, na korytarzu. - Posiada także klucze - dodała, gdyż był to istotny fakt, który znacznie wpłynąć mógł na powodzenie ucieczki.
- Do cel, czy do drzwi wyjściowych? Gdzie go można znaleźć?
- Wystarczy zawołać - odparła, gdyż wątpiła by był on na tyle daleko by nie usłyszeć wezwania. - Nie wiem - dodała, odpowiadając na pierwsze pytanie. - Warto się jednak przekonać.
- Jak go zwą? - spytał Raul.
Desire wyjątkowo nie lubiła zawodzić wicehrabiego jednak jej odpowiedź nie mogła być inna jak tylko krótkie i puste w swym brzmieniu:
- Nie wiem - które padło z jej ust było wszystkim, co też się z nich wydobyło.
- Kacie!
Głos Raula poniósł się w głąb lochu. Po paru chwilach rozległy się kroki - zadziwiająco ciche, jak na posturę, jaką miał zajmujący się tą profesją człek.
Spojrzenie, jakim kat obrzucił Desire i stojącego obok niego Raula, dalekie było od przychylności. Aż dziw, że nie padło słowo "Czego?" i kat ograniczył się do czekania, w postawie wyraźnie sugerującej niechęć, na słowa Raula.
Przemówiła jednak Desire.
- Woda - nakazała mu dziewczyna, słodko się przy tym uśmiechając. Ów grymas nie zdołał go jednak zmylić tym razem, a widok zmasakrowanego ciała leżącego na podłodze był wystarczającym dowodem na to, iż należało trzymać się od gościa kardynała z daleka.
- Chcesz żebym ją tu przyniósł czy…? - niesprecyzowane zakończenie pytania wyraźnie sugerowało, że nie ma on ochoty wysilać się by spełnić jej życzenie. Spełnić je jednak musiał, Dess nie musiała być przy tym jak jej ojciec wydawał mu ów nakaz by wiedzieć o jego istnieniu. Zamiast odpowiedzieć zwróciła swe, wciąż uśmiechające się oblicze, ku Raulowi.
- Zaprowadź nas - odparł Raul.
Jeśli woda była w kwaterze kata, to tam też powinny się znajdować wszystkie klucze.
Mężczyzna niechętnie skłonił lekko głową towarzyszowi Dess, ją zaś całkiem pomijając. To akurat nie przeszkadzało jej w sposób żaden przez co w swej łasce odmówiła mu błędu trzeciego, który jednak tej nocy nastąpić musiał. Jej uśmiech pogłębił się i na krótką chwilę w jej szmaragdowych oczach zapłonęło życie. Moment ów był jednak krótkim, bowiem to skryło się na powrót w błogich odmętach szarości, pozwalając by to kukła jej ciała, a nie pełna osoba, ruszyła w ślady Raula i kata.

Pomieszczenie, do którego ich zaprowadzono, było prostą izbą acz dość znacznych rozmiarów. Drzwi na lewo z pewnością prowadzić musiały do sypialni kata, w której to odpoczywać mógł utulany do snu przez krzyki swych ofiar. Na ścianach wisiały narzędzia jego fachu, które to od razu uwagę dziewczyny zwróciły. Bicze, piły i haki w równych rzędach ułożone, dzielące płaską powierzchnię ze sznurami ozdobionymi gwoźdźmi, szczypcami i kajdanami.
- Woda jest tam - głos kata przerwał jej ocenianie owej kolekcji i nieco jedynie przy tym zirytował. Jej wzrok błądził jednak nadal, szukając tego co interesowało jej pana w tej chwili.
Klucze wisiały tam, gdzie większość normalnych ludzi klucze trzymała - pod ręką, czyli przy drzwiach.
- Dziękuję - powiedział Raul, gdy owe klucze ujrzał. - Jesteś nam już niepotrzebny.
Kat nie był kardynałem, co okazał szybką reakcją na słowa mężczyzny. Bicz w jego dłoni zapewne był powodem nieznośnego bólu dla wielu ofiar. Teraz zaś jego właściciel był gotowy użyć go w swej obronie. Dess rozbawiło jego zachowanie do tego stopnia, że się roześmiała. Oto i popełnił on swój trzeci błąd, którym było sądzenie, że będzie w stanie powstrzymać zbliżającą się śmierć. Wszak był na nią skazany w tym samym momencie co kardynał. Może nawet i wcześniej… Powolnym ruchem odłożyła kuferek na stół. Nie musiała się zbytnio spieszyć, co nie oznaczało że planowała zwlekać z wykonaniem rozkazu dłużej niż było to konieczne. Ot, nie chciała ubrudzić kuferka krwią tego człowieka. On zaś wykorzystał tą chwilę by wycofać się pod ścianę i stanąć przy drzwiach do sypialni prowadzących. Nie atakował, wzrok swój przenosząc od Raula do dziewczyny i z powrotem, wypatrując skąd nastąpić miał atak. Nie wołał o pomoc co pozwalało sądzić że na ów specjalny wieczór oddalono strażników lochu, lub też odesłano ich do dalszych jego części.
Desire przestała się śmiać. Przymknęła oczy, przywołała swą opiekunkę, zniknęła.
Kat wytrzeszczył oczy.
- Wiedźma... - wyrwało mu się z ust.
- Potwór - poprawiła go, wbijając sztylet w szyję ofiary. To jednak jej nie wystarczyło dlatego też szybkim ruchem wyrwała ostrze z miejsca, w którym je umieściła i wbiła je w serce. Z radością napawała się zanikającą iskrą życia w oczach kata, którego wytrzeszczone oczy utkwione były w jej własnych. Ostatnie myśli utrwalone przez ostatnią chwilę życia. Nie interesowały jej na tyle by się w nie zagłębić. Wyrwała broń i pozwoliła by ciało osunęło się na podłogę. Uniosła głowę i otrząsnęła się. Zdecydowanie tej nocy była rozpieszczana.
Raul odwrócił wzrok od ciała kata i chwycił pęk kluczy. Nie był pewien, czy zamknięto za nimi drzwi gdy zeszli do lochów, ale lepiej było mieć klucze, niż ich nie mieć. Gdyby nie mogli otworzyć drzwi, mogłyby być trudności z wydostaniem się z lochów. Nawet z umiejętnościami Desire mieliby kłopoty, a zbyt długo w tych lochach Raul nie zamierzał przebywać.
- Umyj się, proszę, i ruszamy - powiedział cicho. - Chyba nie będziemy mile widziani w tych murach.
Albo wprost przeciwnie, pomyślał. Mnóstwo osób będzie chciało nas tu zobaczyć.
Dess odwróciła się słysząc jego słowa. Nie wykonanie rozkazu nie wchodziło w grę, nawet jeżeli brzmiał on jak prośba. Uniosła dłoń do oczu, przyglądając się zaschniętej i świeżej posoce. Jej zapach był odurzający. Pozbycie się go pozwolić jednak miało nie tylko na wydostanie się z pałacu ale i powrót do normalnego stanu, przed którym tak się wzbraniała. Niechętnie zatem ruszyła ku misie i dzbanowi, w którym znajdowała się woda. Jej ilość była niewystarczająca by doczyścić suknię, ledwie starczyło by obmyła twarz i usunęła większość krwi z włosów. Zdjęcie rękawiczek likwidowało jeden z kłopotów jednak…
- Będę podążać tuż za tobą, mój panie. Nie mogę jednak pokazać się ludziom w tym stanie - w jej głosie pojawiła się wyraźna nuta żalu, że nie udało się jej spełnić jego życzenia.
- Nie zostań czasem za jakimiś zamkniętymi drzwiami - spróbował zażartować Raul.
- Nie opuszczę Cię - odparła, niewrażliwa na jego próby.
Raul skinął jedynie głową, po czym, z kluczami w dłoni, ruszył w stronę wyjścia z lochów.
 
Kerm jest offline