Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-04-2007, 23:41   #58
Nevdring
 
Reputacja: 1 Nevdring ma wyłączoną reputację
Staliście beztrosko kilkanaście metrów od miejsca w którym Roger znalazł pochodnię. Słońce powoli osiągało swój najwyższy punkt na nieboskłonie, a i wiatr nieco przybrał na sile. Bezkres wodnego przestworu rozciągał się jak okiem sięgnąć. Jedyną rzeczą, którą mogliście nań dostrzec, była owa wyspa majacząca w dali, za mielizną pokrytą gdzieniegdzie wystającymi, lecz tylko odrobinę, głazami.
Choć rozmowa toczyła się wartko i jedna osoba drugą starała się w zawrotnym tempie przegadać, to los okazał się bardzo złośliwy: poczęły dochodzić was urywane piski i wrzaski tłumione odległością. Dźwięk biegł od strony budynków, zdecydowanie przypominając ludzki głos. Raz nawet tubalne: BRENNA załomotało o wasze małżowiny. Dlaczego?

Otóż chwilę po tym, jak Brenna z gracją wskoczyła do zagłębienia, Joshua zarzucił jej tłustawe, krótkie ręce na szyję i przykleił się rozbeczany.
- Przepraszam...ale tak bardzo przypominasz mi siostrę... – smarknął odstąpiwszy na krok i po chwili, już za trzecim podskokiem, zdołał musnąć umocowany konar.
- Nie dam rady... Nie utrzyma mnie – zwrócił pełen boleści wzrok na dziewczynę, a potem zadarł głowę i gapił się na szeleszczące nieopodal liście. Nagle jakiś duży paproch wpadł mu do oka – wrzasnął. Zaczął gmerać ubłoconymi paluchami przy twarzy, co zaowocowało jedynie totalną ślepotą.
- Aaa, BRENNA! Pomóż mi, pomóż! Coś na mnie skoczyło... aaa! – darł się okrutnie głośno, miotając w przestrachu. Ruszył w stronę towarzyszki z impetem i odbił się niczym miękka, gumowa piłeczka obalając blondynkę na ziemię. Traf chciał, że zdobył dwa punkty wpadając do tunelu. Schab jego znaczny, podmywany wodą i błockiem zsuwał się coraz dalej, zostawiając dziewczynę z niknącym okrzykiem przestrachu.
Choć korytarz z początku tylko nieznacznie opadał, to rozpęd i pozycja „na lenia” sprawiły, iż Joshua pokonał metrów kilkanaście wpadając ostatecznie na coś twardego.
- Brenna? Jesteś tu? Breeenna?! – w przypływie geniuszu ocierał rękawem zaczerwienione ślepia. Odzyskawszy jako tako zdolność widzenia, bezskutecznie usiłował dostrzec sylwetkę Brenny po drugiej stronie prostej „ślizgawki”. Zaczął oddychać bardzo głęboko, bardzo szybko, aż w głowie mu się zakręciło. Z jękiem wyciągnął dłonie przed siebie i namacał twarde, zimne coś. Po kilku sekundach otucha wkradła się w jego serce – drabina! Faktycznie bowiem drabina mała, żelazna była wbita w miejscu, gdzie tunel ślepo się kończył, rozszerzając trochę na boki i ku górze.
Spływająca woda tworzyła tu małe bajorko, przenikając niewidocznymi szczelinami do głębi, a i gdy wzrok przywykł do ciemności, można było wyszczególnić kontury. Nie zaprzątał sobie jednak głowy faktem, jakim cudem przymocowano tu ową rzecz – zacisnął tedy ręce na szczeblach i nadal co jakiś czas krzycząc, jął się wspinać po ośmiu stopniach, póki nie rąbnął wilgotną, ludzką sierścią w drewnianą klapę, która podskoczyła trzeszcząc nieco. Mokre plask rozległo się, gdy wylądował bez szkody na dole.
Brenna! Chodź tutaj, chodź! – tylko zaciekawienie, wypierające z umysłu lęk, mogło sprawić, iż zachowywał się jak normalny, zrównoważony człowiek. Ocenił dystans dzielący go od przeciwnego „wejścia”, spad który okazał się zbyt duży, aby mógł (biorąc pod uwagę śliski grunt) wrócić po śladach i nawoływał piskliwym głosem: - Chodź tu, chodź!
 
__________________
"...codziennie wszystko z niczego tworzyć i uczyć śpiewu gwiazdy poranne."

Ostatnio edytowane przez Nevdring : 20-04-2007 o 23:52.
Nevdring jest offline