|
Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
13-04-2007, 15:52 | #51 |
Reputacja: 1 | Roger John Carlston No proszę, nie był tu sam... Kimkolwiek były te tajemnicze postacie, mogły znać odpowiedź na najważniejsze w tej chwili dla chłopaka pytanie- gdzie, do ciężkiej cholery, są. Schylił się więc, podniósł dość ciężki kamień (dla bezpieczeństwa- a jak będą chcieli walczyć?), schował go w dłoni i zaczął iść w kierunku widzianych na horyzoncie 'tajemniczych przybyszów", którzy chyba w tej chwili usiłowali się gdzieś ukryć. Ciągle nie wiedział, gdzie jest. Miał setki różnych pomysłów, co to za miejsce, lecz żaden nie był sprawdzony. Eh, pomyślał idąc w kierunku tajemniczych postaci delikatnie przykucnięty, Za dużo fantastyki naukowej... Zdawał sobie sprawę ze swojej wątłej siły, wiedział, że w walce z dorosłym mężczyzną nie ma wielkich szans, mimo swojej prawie-pełnoletności. Ale czuł się odpowiedzialny za tą dziewczynę i Joshuę, wczuł się w rolę "przewodnika stada". Takie życie, eh, takie życie...
__________________ Kutak - to brzmi dumnie. |
16-04-2007, 22:48 | #52 |
Reputacja: 1 | Phoebe Vanmare Phoebe zmrużyła oczy, po czym otworzyła je ze zdumieniem. ta sylwetka... coś jej mówiła. - Alice... - szepnęła cicho. - Ten osobnik... widzisz dokładnie? Bo wydaje mi się, że to jeden z chłopaków z naszego... zakładu. - wypowiedziała ostatnie słowo z wyraźną niechęcią. - Tak mi się wydaje... Phoebe zasłoniła oczy ręką i wstała. Zupełnie przestała się ukrywać. Sylwetka faktycznie chłopięca, a kolor ubrania... wyraźnie kojarzył się z ich szaroburymi mundurkami. Phoebe była prawie pewna. Prawie. Ale postanowiła zaryzykować. - Hej!!! Hej, ty tam!!! - zawołała, machając ręką i biegnąc w jego stronę. Było to tyleż głupie, co zupełnie do niej niepodobne. Tak, jak cała ta sytuacja...
__________________ Oto tańczę na Twoim grobie; Ty, który wyzwałeś mnie od Aniołów... |
17-04-2007, 13:00 | #53 |
Konto usunięte Reputacja: 1 | Alice Forest - A nawet jeśli to jeden z naszych, to co z tego? - Alice prychnęła jak kotka. Niemniej podniosła się ze swego miejsca i przyglądała nieufnie obcem blondynowi. Minę miała raczej niezadowoloną, żeby nie powiedzieć "kwaśną jak po zjedzeniu cytryny". Pozwoliła jednak, by Pheobe ruszyła w stronę chłopaka. Sama została przy skarpie i przyglądała się rozwojowi wydarzeń, gotowa w każdym momencie rzucić się do ucieczki. Widząc zachowanie towarzyszki, która bez żadnej asekuracji biegła wymachując rękami - przysiadła na plaży, łapiąc się za głowę. Westchnęła ciężko. - Ehh... Z kim ja musze pracować? Po chwili poderwała się i czujnie rozejrzała po okolicy. To, że chłopak prawdopodobnie był "swój" nie znaczy przecież, że ktoś inny - mniej przyjazny - nie czai się w pobliżu.
__________________ Konto zawieszone. |
18-04-2007, 12:27 | #54 |
Reputacja: 1 | Roger John Carlston Widząc dziewczynę, chłopak wypuścił z dłoni kamień. Widział już ją w ośrodku i był tego pewien- bo na pamięć Roger narzekać nie mógł. Odmachał ręką i uśmiechnął się sztucznie- chciał pokazać, że nie ma złych zamiarów. Przyspieszył kroku tak, by jak najprędzej spotkać się z biegnącą dziewczyną. - Wszystko w porządku? Skąd się tu wzięłaś? Wiesz cokolwiek o tym miejscu? Kim była ta druga osoba? Też z ośrodka?- zarzucił dziewczynę pytaniami, gdy tylko byli wystarczająco blisko, by nie musieli krzyczeć. Krzyk w tym miejscu z pewnością nie byłby dobrym pomysłem. Rozejrzał się po okolicy. Morze? Jezioro? Starał się ocenić, co to za woda. Jeżeli to morze, to będzie o wiele łatwiej domyśleć się, gdzie są. W końcu nie ma ich tak wiele na świecie, co najwyżej parędziesiąt. Nie jest tu zimno, woda też wydaje się dość ciepła... Chociaż może dziewczyna wie coś więcej.
__________________ Kutak - to brzmi dumnie. |
18-04-2007, 13:44 | #55 |
Reputacja: 1 | Phoebe Vanmare Phoebe zatrzymała się. Chłopak, jak sie spodziewała, był pewnie jednym z tych narwańców z zakładu, którzy dali nogę, i jednocześnie dali jej impuls do ucieczki. Nie kojarzyła go jednak w ogóle... Był też, równie jak ona, zdezorientowany, co Phoebe - Realistka przyjęła z niechęcią, lecz Phoebe - Marzycielka z radością. Trochę obawiała się, że chłopak mógłby znać jakieś racjonalne wytłumaczenie ich sytuacji, co zabiłoby cała otoczkę magii i tajemniczości, którą tak się delektowała. Jednak tajemnica została, i Phoebe uśmiechnęła się lekko. - Też jesteśmy z ośrodka. Ja i Alice. - Phoebe odwróciła sie w stronę Alice - A jak się tu dostałyśmy? Pojęcia nie mam. Magia... - uśmiechnęła się tajemniczo. - I domyślam się, ze ty również nie masz pojęcia o tym, co nas tutaj przywołało... Sam jesteś? Widziałeś tu jeszcze kogoś? Bo jeśli my tu jesteśmy, inni pewnie też. Uśmiechnęła się na myśl, że mogliby tu spotkać któregoś z wychowawców lub strażników, równie zdezorientowanych, jak oni. Przerażonych, rozglądających się nerwowo, nie potrafiących wytłumaczyć sobie tego... zjawiska. Może w szoku. Może zdesperowanych i już szalonych... Phoebe ta myśl nagle wydała się mniej zabawna, a całkiem prawdopodobna. Rozejrzała się niepewnie, zła na siebie za tak beztroski krok, jakim było krzyczenie na cały głos...
__________________ Oto tańczę na Twoim grobie; Ty, który wyzwałeś mnie od Aniołów... |
18-04-2007, 13:52 | #56 |
Reputacja: 1 | Roger John Carlston No tak, dwie zdezorientowane dziewczyny z ośrodka. Czyli łącznie jest ich tu piątka, co najmniej piątka- wystarczająca ilość osób, by móc spróbować "zrozumieć" to miejsce. Zresztą, nie ma co dużo myśleć- najpewniej spróbują rozbić gdzieś "obóz" i czekać, aż ktoś ich odnajdzie. Nie mogą tu zostać wiecznie... - Tak, tak, nie jestem sam. Joshua i...- zająknął się, nie znając imienia tej drobnej dziewczyny- I jeszcze jedna dziewczyna. Idą gdzieś w tyle, ten gruby mazgaj pewnie znowu coś sobie zrobił...- mówiąc te słowa Roger "automatycznie" zerknął za siebie, wypatrując towarzyszy- Hmmm, pewnie zaraz przyjdą. Mam nadzieję... Muszą się zebrać i coś zrobić. Najlepiej przeszukać okolicę. Ale to nie do niego należała decyzja. Jak wszyscy zbiorą się w jednym miejscu- wtedy przyjdzie czas na decyzje..
__________________ Kutak - to brzmi dumnie. Ostatnio edytowane przez Kutak : 18-04-2007 o 15:37. |
19-04-2007, 23:11 | #57 |
Konto usunięte Reputacja: 1 | Alice Forest "No tak... stoją tam i gadają sobie w najlepsze zapewne o tym, jak spędzili ubiegłe wakacje. Żadnego instynktu samozachowawczego! Każdy, kto by przyszedł w tą okolice, miałby ich widocznych jak na dłoni. Czy oni naprawdę uważają, że ucieczka z karnego ośrodka to rodzaj zabawy w chowanego i gdy się znudzi można sobie tak po prostu stanąc na środku plaży i gawędzić o zeszłorocznym śniegu?!" Dziewczyna ciężko westchając wynurzyła się z cienia skarpy. Raz tylko tęsknie spojrzała w strone wody, jakby chciała się w niej zanurzyć i zmyć z siebie "codzienność". Jednak nabyta dyscyplina odegnała jej spojrzenie ku dwójce pozostałych uciekinierów. Alice zmierzyła zimnym wzrokiem chłopaka. Było w nim jakieś zdecydowanie... czyżby urodzony przywódca? "Nie... najpewniej tylko zarozumiały szczyl" - Skoro my tu jesteśmy, to w pobliżu mogą być też ci, którzy chcą nas złapać, nie pomyśleliście o tym? - spytała lekko zachrypłym, jakby nienawykłym do mówienia głosem - Schowajmy się może chociaż między drzewa...
__________________ Konto zawieszone. |
20-04-2007, 23:41 | #58 |
Reputacja: 1 | Staliście beztrosko kilkanaście metrów od miejsca w którym Roger znalazł pochodnię. Słońce powoli osiągało swój najwyższy punkt na nieboskłonie, a i wiatr nieco przybrał na sile. Bezkres wodnego przestworu rozciągał się jak okiem sięgnąć. Jedyną rzeczą, którą mogliście nań dostrzec, była owa wyspa majacząca w dali, za mielizną pokrytą gdzieniegdzie wystającymi, lecz tylko odrobinę, głazami. Choć rozmowa toczyła się wartko i jedna osoba drugą starała się w zawrotnym tempie przegadać, to los okazał się bardzo złośliwy: poczęły dochodzić was urywane piski i wrzaski tłumione odległością. Dźwięk biegł od strony budynków, zdecydowanie przypominając ludzki głos. Raz nawet tubalne: BRENNA załomotało o wasze małżowiny. Dlaczego? Otóż chwilę po tym, jak Brenna z gracją wskoczyła do zagłębienia, Joshua zarzucił jej tłustawe, krótkie ręce na szyję i przykleił się rozbeczany. - Przepraszam...ale tak bardzo przypominasz mi siostrę... – smarknął odstąpiwszy na krok i po chwili, już za trzecim podskokiem, zdołał musnąć umocowany konar. - Nie dam rady... Nie utrzyma mnie – zwrócił pełen boleści wzrok na dziewczynę, a potem zadarł głowę i gapił się na szeleszczące nieopodal liście. Nagle jakiś duży paproch wpadł mu do oka – wrzasnął. Zaczął gmerać ubłoconymi paluchami przy twarzy, co zaowocowało jedynie totalną ślepotą. - Aaa, BRENNA! Pomóż mi, pomóż! Coś na mnie skoczyło... aaa! – darł się okrutnie głośno, miotając w przestrachu. Ruszył w stronę towarzyszki z impetem i odbił się niczym miękka, gumowa piłeczka obalając blondynkę na ziemię. Traf chciał, że zdobył dwa punkty wpadając do tunelu. Schab jego znaczny, podmywany wodą i błockiem zsuwał się coraz dalej, zostawiając dziewczynę z niknącym okrzykiem przestrachu. Choć korytarz z początku tylko nieznacznie opadał, to rozpęd i pozycja „na lenia” sprawiły, iż Joshua pokonał metrów kilkanaście wpadając ostatecznie na coś twardego. - Brenna? Jesteś tu? Breeenna?! – w przypływie geniuszu ocierał rękawem zaczerwienione ślepia. Odzyskawszy jako tako zdolność widzenia, bezskutecznie usiłował dostrzec sylwetkę Brenny po drugiej stronie prostej „ślizgawki”. Zaczął oddychać bardzo głęboko, bardzo szybko, aż w głowie mu się zakręciło. Z jękiem wyciągnął dłonie przed siebie i namacał twarde, zimne coś. Po kilku sekundach otucha wkradła się w jego serce – drabina! Faktycznie bowiem drabina mała, żelazna była wbita w miejscu, gdzie tunel ślepo się kończył, rozszerzając trochę na boki i ku górze. Spływająca woda tworzyła tu małe bajorko, przenikając niewidocznymi szczelinami do głębi, a i gdy wzrok przywykł do ciemności, można było wyszczególnić kontury. Nie zaprzątał sobie jednak głowy faktem, jakim cudem przymocowano tu ową rzecz – zacisnął tedy ręce na szczeblach i nadal co jakiś czas krzycząc, jął się wspinać po ośmiu stopniach, póki nie rąbnął wilgotną, ludzką sierścią w drewnianą klapę, która podskoczyła trzeszcząc nieco. Mokre plask rozległo się, gdy wylądował bez szkody na dole. – Brenna! Chodź tutaj, chodź! – tylko zaciekawienie, wypierające z umysłu lęk, mogło sprawić, iż zachowywał się jak normalny, zrównoważony człowiek. Ocenił dystans dzielący go od przeciwnego „wejścia”, spad który okazał się zbyt duży, aby mógł (biorąc pod uwagę śliski grunt) wrócić po śladach i nawoływał piskliwym głosem: - Chodź tu, chodź!
__________________ "...codziennie wszystko z niczego tworzyć i uczyć śpiewu gwiazdy poranne." Ostatnio edytowane przez Nevdring : 20-04-2007 o 23:52. |
24-04-2007, 22:14 | #59 |
Reputacja: 1 | Phoebe Vanmare Phoebe zamilkła, przysłuchując się uważnie. Ktoś wołał. Coś się działo... W tym miejscu, które powoli zaczęła uważać za bezludną wyspę, piski i krzyk były czymś niesamowitym. Brenna... kojarzyła to imię, ale osoby je noszące nie bardzo. Nic nie mówiąc, ruszyła biegiem w stronę, z której dochodził ów pisk. i to nie troska ją tym razem wiodła, ale ciekawość Phoebe - Marzycielki.
__________________ Oto tańczę na Twoim grobie; Ty, który wyzwałeś mnie od Aniołów... |
27-04-2007, 10:11 | #60 |
Konto usunięte Reputacja: 1 | Alice Forest Gdy Alice usłyszała krzyk, znieruchomiała, próbując go zlokalizować. Jej oczy dziko wodziły po pobliskich zaroślach, wreszcie zatrzymując się na postaci blondyna. - To chyba twoi towarzysze, prawda? Ten krzyk nie brzmiał jak wyraz radości. Trzeba to sprawdzić, ale... błagam was, -spojrzała teraz na Pheobe – Bądźmy czujni i nie róbmy niczego pochopnie. Nie pomożemy im, gdy sami wpadniemy w jakąś zasadzkę. Ruszyła w stronę, skąd dobiegł przed chwilą okrzyk. Szła wolno, nie spiesząc się, by dokładnie móc wzrokiem badać okolicę. Raz tylko obejrzała się przez ramię, żeby sprawdzić czy jej towarzysze również idą.
__________________ Konto zawieszone. |