Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-11-2015, 14:56   #25
Flamedancer
Konto usunięte
 
Flamedancer's Avatar
 
Reputacja: 1 Flamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputację

Lady, przybierając dumną postawę, ruszyła pierwsza w stronę ratusza skupiając na sobie wzrok przechadzadzających się w pobliżu mieszkańców. Ich szepty nie można było pomylić z niczym innym - ewidentnie ją rozpoznają. Argenteia nie zwracała jednak uwagi na wieśniaków i, dostrzegając wychodzącą na taras ratusza Ionnię, skierowała się w jej stronę.


Wnętrze ratusza było bardzo schludne. Krótki korytarz prowadzący do sali obrad, znajdujące się w nim schody pozwalające się wspiąć na wieżę zegarową, dwa pokoje wychodzące z głównego pomieszczenia na dwa mniejsze o nieznanym przeznaczeniu. Całość wykonana z wysokiej jakości drewna, o czym Shalia wiedziała już o bardzo dawna dzięki wychwalającemu nie tylko ten budynek, ale również inne znajdujące się w tym mieście budowle, niebieskiemu gnomowi, który był właścicielem tutejszej stolarni. Dzięki niemu każda para drzwi była ozdobiona różnymi motywami, lecz podwójne drzwi prowadzące do pokoju obrad ozdobione były Taldańskim herbem. Na środku tego sporego pomieszczenia stał okrągły, przy którym zasiąść mogło do dwunastu osób. Zasiadła przy nich piątka osób: Lady Argenteia we własnej osobie, Ionnia Teppen, Isker Euphram - właściciel tutejszej kuźni, chłop jak dąb w kowalskim fartuchu, Natharen Safander - kapłan Erastila, wyglądał na wątłego, ale ewidentnie miał wprawę w strzelaniu z łuku oraz Orillus Davigen - starszy łysy człowiek o długiej brodzie, którego można określić jako konserwatora wieży.

Poproszono również, by zaklinacz i łowczyni usiedli na prostych krzesłach przy stole. Lady Argenteia opowiadała o wszystkich wydarzeniach, z jakimi miała styczność w lesie, czyli nienaturalna zima, zawalone drzewo uniemożliwiające dalszą podróż, porwanie, uwięzienie w stróżówce oraz nie do końca ludzkie traktowanie, jak również o uwolnieniu przez cztery osoby, z którymi, jak to określiła, była zaszczycona wrócić do Heldren i za co im bardzo dziękuje. Wyróżniła dwa imiona istot, które mogą być zagrożeniem dla miasteczka - Teb Knotten oraz Izoze.

Słowa te spotkały się z pewnymi pomrukami zrozumienia wśród radnych. Wreszcie Ionnia podniosła się krzesła, jednocześnie zwracając się do swych gości.

- Obawiałam się, że coś wam się stało, ale na szczęście nic wam nie jest - przyjęła oficjalny ton, prawdpodobnie z powodu obecności szlachcianki - Oczywiście nie ominie was nagroda, jednak widzę, że jesteście tutaj tylko we dwoje. Po pozostałą dwójkę będziemy musieli posłać. A teraz wybaczcie, lecz muszę znowu was prosić o...

Urwała, ponieważ drzwi do sali gwałtownie się otworzyły. Do środka wszedł podpierający się o kuli Yuln, a za nim próbującą go powstrzymać Tessarea. Ta druga stanęła w progu i lekko się ukłoniła Argentei, lecz mężczyzna szedł powoli dalej, aż dotarł w miejsce, gdzie siedziała jego pani. Uklęknął na jedno kolano opuszczając głowę.

- Wybaczcie Lady Argenteio. Zawiedliśmy. Nie byliśmy w stanie cię ochronić. - z uniżeniem rzekł swym głębokim donośnym basem, jednocześnie odkładając kulę na bok.

Wspomniana w słowach ochroniarza kobieta wstała i popatrzyła z jakimś dziwnym współczuciem na najemnika. Nakazała mu powstać.

- Istoty, z którymi walczyliście, zasługują na uwagę całej Taldańskiej armii. Nic nie byliście w stanie zrobić, lecz zapewniam cię, iż twoi pobratymcy zostaną pomszczeni, a jednocześnie zadbamy o bezpieczeństwo naszego państwa. - przekonanie w jej głosie było wręcz pokrzepiające.

- Moja pani. Jednak tak się zaczynały dzieje Irrisen. Na początku plamy zimna na ziemiach królów Linnormów, a później Zimotknięci. Niech ich szlag! - chciał splunąć, ale się opamiętał - Nie wiem czemu tak daleko wysunęli się na południe, lecz wszystko wskazuje na to, iż chcą rozszerzyć swe tereny, których znakiem rozpoznawczym jest wieczna zima.

Zapadło milczenie przerwane jedynie głuchym tykaniem mechanizmu wielkiego zegara będącego elementem znanej już wszystkim wieży.

- Muszę was o coś prosić - zwróciła się do tropicielki oraz zakliczania Ionnia, przerywając tym samym ciszę - Musicie iść w las i zniszczyć to coś, co chce pokryć nasze tereny "wieczną zimą". Nie możemy bagatelizować tego zagrożenia. Oczywiście nie ominie was nagroda. Niestety muszę prosić o pomoc całą waszą czwórkę, czyli również dwóch nieobecnych tutaj osób. Znajdźcie ich i przekażcie wieści. - jej poważny ton ewidentnie wskazywał na to, że nigdy tutejsi mieszkańcy nie musieli sobie radzić z takim zagrożeniem - Jeśli macie jakieś pytania, to teraz macie okazję je zadać. Postaram się odpowiedzieć najpełniej, jak tylko potrafię.


Tymczasem Sergis oraz Anmar otworzyli drzwi do karczmy i... Okazało się, że jest ona pusta. No... Prawie.
Przy ławach i stolikach siedzieli żołnierze jedząc i pijąc w gwarze swych bezsensownych rozmów. Widząc gości szóstka z nich podniosła się dzwoniąc swymi czarno-czerwonymi pancerzami i podeszli do dwójki przy wejściu, jednocześnie oświadczając, iż są tutaj niemile widziani.
Siłą wyrzuceni z karczmy zostali na środku placu nie do końca wiedząc co ze sobą zrobić. Ujrzeli tym samym pewną zabawną scenkę rozgrywającą się niedaleko warsztatu kowalskiego. Córka kowala Xanthippe, na oko osiemnastoletnia, zaczepiona w dość rubaszny sposób przez żołnierza w czarno-czerwonej zbroi, odwróciła się i uderzyła prawym sierpowym mężczyznę w taki sposób, że stracił dwa zęby i upadł na ziemię ze złamanym nosem długo nie mogąc się z niej podnieść.
- Z córką kowala się nie zadziera, jucho jedna. Czego was mieszczuchy uczą, żeście takie łajna nie potrafiące się przed dziewczyną obronić? - fuknęła i wróciła do kuźni.

Awanturnik przez chwilę stał bez wyrazu na twarzy, aż to nagle otworzyły mu się szeroko oczy i ruszył w stronę ratusza.
- Idę po nagrodę. Prawie o niej zapomniałem! Pół tysiąca w złocie piechotą nie chodzi. Chodź, może też się załapiesz! - krzyknął do alchemika będąc już przy ratuszu.
 

Ostatnio edytowane przez Flamedancer : 29-11-2015 o 14:58.
Flamedancer jest offline