Wolfgang trzasnął drzwiami kiedy gefraiter zakończył składanie meldunku. Po tym jak założył na siebie ekwipunek i zebrał co trzeba, ruszył w kierunku sali. Łowca miał zły pornek a jego wściekłość paliła się w oczach niczym latarnie Marienburga Kapitan widząc cię schodzącego po schodach i widząc jak podchodzisz no powitanie skiną ci głową po czym rzekł.
-Witam mości łowco, jak noc? Mam nadzieję że minęła dobrze? Jak widać przestało padać i pogoda zapowiada się dobra na łowy na Trolla.
-Słucham? Trolle? Chyba Pan sobie żartuje kapitanie! Nie przyjechaliśmy tu polować na trolle… Czyżby szanowny Pan kapitan zapomniał po co tu jesteśmy?
Ostatnie słowa wypowiedziane przez sługę Sigmara były wyraźnie nasączone złośliwością i niezadowoleniem, wynikającym z rozpoczęcia tej rozmowy. Kapitan słysząc pokiwał tylko głową ni to na znak protestu czy potwierdzenia, a następnie rzekł.
-Nie, nie zapomniałem po co ty przybiliśmy i świadomy jestem Pańskiej misji wobec oficjum kościoła Sigmara, ale jak wspominał łowca który tu przybył w okolicy kręci się Troll, a znając zwyczaje zielonoskórych to w pobliżu niego na bagnach na pewno jest jakaś zbrojna banda orków czy goblinów. A jako że ślubowałem księciu elektorowi posłuszeństwo i to że będę zapewniał ochronę tych ziem zmuszony jestem zarzegnać niebezpieczeństwo ze strony orków i tego Trolla. Rozumie Sir?
- Właśnie! Przyrzekał Pan posłuszeństwo księciu, który oddelegował Pana i tych żołdaków do mojego zadania! Więc dopóki nie zostanie ono wykonane, to możesz zapomnieć o polowaniu na zielonych! Nie wolno nam tracić zdolności bojowej oddziału i niech mi kapitan nie mydli oczu, że to tylko zielonoskórzy! - Przyrzekałem mu poszłuszeństwo ale rozkazy które otrzymałem nie mówiły nic o tym bym wypełniał polecenie które poleci mi Pan inkwizytor mowa był tylko o bezpiecznym doprowadzeniu mości inkwizytora do Wolltnenburga i tam na rozkaz Mości łowcy pomóc w aresztowaniu heretyk. A czasu mamy wiele, nie sądzę by ten heretyk tak łatwo uciekła. Szczególnie że ściga go kościół Sigmara. W tym momencie do dyskusji wtrącił się sierżant i przedstawił kilka wyjść z sytuacji która tak poróżniła łowcę i kapitana.
Reinchart w środku niemal kipiał, patrzył na sierżanta z ogniem w oczach. Po wysłuchaniu propozycji sierżanta, zbliżył się o krok do elfa i rzekł do niego nieprzyjemnym dla ucha głosem.
- Biorę dwudziestu ludzi z sierżantem na czele. A skoro waść taki bitny jak mawiają to dziesięciu Panu wystarczy. Jednak! Jeśli ten śmieć wymknie się jakimś cudem z moich rąk to osobiście dopilnuję, aby pomysłodawca i pan moim honorem jest wierność, ponieśli za to konsekwencje… Panowie zrozumieli czy przeliterować?
Erich uśmiecha się złośliwie sapiąc przy tym jak tur, uwalniając z siebie poranny gniew. Widzisz że Kapitan uśmiechną się sarkastycznie, i skiną głową, po czy rzekł.
-Rozumiemy blede dhuan, sądzę że dziesięcioma ludźmi porodzę sobie z orkami i Trollem nie wiem jak Pan Inkwizytor poradzi sobie z dwudziestoma ludźmi z schwytaniem 70 letnie staruszka który klika razy skrytykował świątynię Sigmara za zbytnie bogacenie się, mam nadzieję że Łowca poradzi sobie z tak trudnym zadaniem które mu zlecono. Dodał Elf z jadowitym sarkazmem w głosie.
Łowca wbił spojrzenie w kapitana.
-Z wielką chęcią bym ci to zaprezentował… Jednak brak mi obiektu prezentacji.
Inkwizytor odszedł od kapitana, trącając może z przypadku, a może nie bogu ducha winnego sierżanta. Przemierzając salę w kierunku wyjścia Erich rozglądał się niczym wilk wypatrujący ofiary na pożarcie. |