Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-11-2015, 23:07   #25
Grave Witch
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Unosiła się w szarej mgle, szczęśliwa i bezpieczna niczym dziecko w ramionach swej matki. Świat poza ową osłoną nie był w stanie jej skrzywdzić. Były potężne, ona i szara strefa. Były jednością absolutną, która nie miała sobie równych.
Dźwięki i wrażenia napływały do niej przez ów troskliwy filtr, który pozwalał im na przejście dopiero gdy zadbał o to, by były przyjemne dla niej. Zarówno słowa Raula jak i śmierć kata, były jedynie obrazami w księdze życia, którą oglądała. Nie miały większego znaczenia, jednak przyjemnie było na nie popatrzeć. Jej kukiełka wykonywała rozkazy, które spływały do jej członków, kierując nimi. Poderżnij gardło, dbaj o pana, umyj twarz i włosy. Proste polecanie, które nie wymagały większego wysiłku i nie wybudzały jej z owego bezpiecznego stanu, w którym tkwiła.
Na obrzeżach jej świadomości lśniły krwistoczerwone błyski krzyków niekończącej się agonii. Kołysanka dla jej umysłu wyśpiewywana głosem tego, który ją spłodził. Była niczym słodycz skapująca na jej język. Kosztowała jej, delektowała się nią rozprowadzając po podniebieniu. Pozwalała by jej dusza drżała z rozkoszy, w której się pławiła. Nie chciała opuszczać tego miejsca, uparcie odrzucając tą nieprzyjemną myśl przypominającą jej, że zatracenie przyszło zbyt szybko. Miała zadanie do wykonania. Zadanie do którego kukiełka się nie nadawała. Powinna wrócić do niego i zadbać o jego potrzeby. Jej pan potrzebował całości, a nie pustej formy. Jakim prawem odmawiała mu tego? Kimże była…
- Potwór - cichy, ledwie słyszalny szept opuścił jej usta. Oto czym była i czym widział ją świat. Była jego złem, jego sumieniem i zgubą.

Tak, była potworem i … była z tego powodu dumna. Stwierdzenie to przyszło nagle i wstrząsnęło jej bezpiecznym schronieniem. Godzenie się z faktem, nawet czerpanie z jego przyjemności było jednak czymś zupełnie innym niż bycie z niego dumnym.
Otrząsnęła się, burząc stworzone przez szarą strefę bariery. Czas przyjemności nie nadszedł jeszcze. Musiała stanąć do walki nim wolno jej będzie zakosztować rozkoszy jakie gotowała dla niej jej opiekunka. Walka zaś osiągnęła w tej chwili kulminacyjny moment. Jej umiejętności były potrzebne by ochronić Raula przed konsekwencjami dokonanych czynów.

Podążanie za wicehrabią nie było trudnym zadaniem. Korytarze lochów zdawały się być opuszczone, co też wyjątkowo im pasowało. Drzwi, które prowadziły na parter pałacu były otwarte. Dwaj gwardziści spojrzeli zdziwieni na szlachcica, który powrócił samotnie. Brak towarzyszącego mu kardynała wyraźnie ich zaniepokoił. Dess była gotowa by pozbawić ich życia, jednak czekała cierpliwie na rozkaz Raula.
Raul zrobił coś, czego w żadnym wypadku nie powinien robić człowiek mający czyste sumienie - cofnął się, jakby chciał wracać do lochu. To wystarczyło - obaj gwardziści ruszyli za nim, niczym ogarnięte jedną myślą psy gończe - gdy ktoś ucieka, to trzeba go gonić.
Desire odczekała, aż cała trójka znajdzie się w zaciszu zejścia do lochów. Przytulając plecy do ściany, pozwoliła przejść obu gwardzistom, dzięki czemu znalazła się w dogodnej pozycji by zadać ciosy od tyłu. Problem stanowiła krew, która z pewnością pokryłaby podłogę korytarza, dzięki czemu ich zbrodnie zostałyby z pewnością odkryte wcześniej niż powinny dla bezpiecznego opuszczenia pałacu. Istniały jednak sposoby zabijania, którym posoka nie towarzyszyła. Nie były one co prawda tak satysfakcjonujące, jednak nie o jej przyjemność tu chodziło. Uderzenie rękojeścią sztyletu w tył głowy powaliło pierwszego z przeciwników. Drugi odwrócił się w jego stronę, gotowy zaatakować, jednak celu nie dostrzegając, powrócił wzrokiem ku Raulowi.
- Czary - splunął pod nogi wicehrabiego. Jego dłoń powędrowała do pistoletu, jednak nie dane jej było zacisnąć palców na broni. Ostrze tego samego sztyletu, który powalił jego towarzysza, zagłębiło się w jego piersi, sięgając serca. Obraza jakiej się dopuścił wymagała krwawej zapłaty i krwią za nią zapłacił. Wciągając go do swego świata uchroniła podłogę przed zakosztowaniem jej smaku, w całości oddając go szarej strefie. Gdy w chwilę później wyłoniła się z niej, była sama.
- Z drugim może być problem - oświadczyła Raulowi.
- Jaki? - Raul nie do końca rozumiał, w czym Desire widziała problem.
Dess nie lubiła zawodzić jego względem niej oczekiwań, jednak i ona miała pewne ograniczenia, które niekiedy stawały w sprzeczności z tym, czego się od niej wymagało.
- Zginął bez ofiary z krwi - wyjaśniła, jako że temat jej nietypowych umiejętności wciąż był świeży i wiele z niuansów wciąż pozostawało nieznanymi dla jej pana. Niektóre z nich nie były znane nawet jej samej, mimo iż obcowała z tamtym światem odkąd sięgała pamięcią. - Szarość go nie przyjmie. Ma swoje zasady, a ja nie mogę jej zmusić do ich złamania.
To, iż mówili o tym co jak uważała było jej duszą, nie wspomniała. Nie chciała zaśmiecać jej martwym mięsem. Ci zaś, którzy wciąż żyjąc zostali w ofierze złożeni, wpierw swą daninę krwi złożyli. Drobna różnica, jednak dla niej mająca istotne znaczenie.
- Na razie go schowamy, a potem... trudno. Znajdą go - odparł Raul. - Może ta śmierć zostanie przypisana temu, który też stał na warcie i zniknął. Był i go nie ma. Cóż innego można pomyśleć jak nie to, że uciekł.
Dess takie postawienie sprawy nie przeszkadzało. Schowanie jednego trupa w lochach kardynała nie powinno sprawić żadnego problemu. Co prawda stracą przy tym cenny czas, jednak lepsze to było niż zostawianie trupa tam gdzie leżał.

- Może spróbujemy wyjść... dyskretnie? - spytał Raul. - Bez kilku czy kilkunastu kolejnych tajemniczych zniknięć? Już kiedyś z tego skorzystaliśmy. - W głosie Raula entuzjazmu ani radości płynącej z tamtego zdarzenia nie dało się dostrzec. - Będę pamiętać, żeby nie puścić twojej ręki - zapewnił.
Dess zawahała się. Bez wątpienia pomysł ten był dobry i pozwalał ominąć większość problemów, jakie z pewnością na ich drodze się pojawią. Jednak… Szara strefa zmieniła się nieco od jego ostatniej wizyty. Napojona krwią ofiar, pełna mocy płynącej z ich cierpienia. Była miejscem przyjaznym tylko dla jednej osoby.
- Jeżeli tego sobie życzysz - odparła wyciągając w jego stronę swą dłoń. - Bez względu jednak na to co ujrzysz czy usłyszysz, nie zrywaj kontaktu - ostrzegła.
- Nie zerwę - obiecał Raul.
Najchętniej na wszelki wypadek by się do niej przywiązał, ale jego wiara w Desire była niezachwiana.
Tym razem ofiara z krwi potrzebna nie była. Szara strefa została napojona nią tego wieczoru, niemalże do stopnia przepełnienia. Widać to było od razu, gdy Raul został w nią wciągnięty. Szarość, która go otoczyła, miała lekko szkarłatny poblask, który tu i ówdzie posiadał mocniejsze natężenie. Szczególnie zaś rubinowa poświata otaczająca Dess była żywa, niczym świeżo przelana krew. Służka uśmiechnęła się lekko na powitanie swego pana, mocno palce zaciskając na jego dłoni. Bez wątpienia wyglądała na szczęśliwszą w tym świecie niż kiedykolwiek była w preferowanej przez Raula rzeczywistości. Nawet rozlegające się w tle krzyki zdawały się sprawiać jej prawdziwą przyjemność. Krzyki pełne bólu i rozpaczy, których źródła nie było jednak widać.

Podążając tą samą drogą, którą zostali do lochów przyprowadzeni, Dess co chwil parę przystawała by wybadać otoczenie. Wszak nie mogli otwierać drzwi na oczach przypadkowych służących. Czyn taki bez wątpienia wzbudziły zainteresowanie, którego nie potrzebowali. Nim jednak do samego wyjścia dotarli, dziewczyna zatrzymała się wsłuchując w głos, który tylko dla niej był słyszalny.
- Nim opuścimy to miejsce - zaczęła cicho, skupiając swą uwagę na towarzyszącym jej mężczyźnie. - Czy nie byłoby rozsądnym skorzystać z okazji do dowiedzenia się czegoś o planach kardynała?
- Nie sądzę, by służba grzebała w rzeczach jego eminencji podczas jego nieobecności - odparł równie cicho Raul.
- Dzięki czemu możemy zyskać cenne informacje - powiedziała. - Gdybyśmy zdołali w miarę krótkim czasie znaleźć jego gabinet, dałoby nam to szansę poznania jego dalszych planów, sekretów i kto wie, może nawet udziału twej babki w jego niecnych procederach.
- Im szybciej, tym lepiej - stwierdził Raul.
- Nie wiem jednak gdzie znajduje się jego gabinet - zwróciła mu uwagę. - Poszukiwania mogą potrwać czas pewien.
- Na szczęście ja wiem.

Pamięć Raul miał nie najgorszą i w gabinecie kardynała znaleźli się parę minut później. Widocznie nikt tu nie wchodził, bowiem w lichtarzach stale paliły się świece - tak jakby gospodarz miał za chwilę wrócić.
Raul po cichu zamknął drzwi.
Desire odczekała aż dźwięk ich zamknięcia przebrzmi, po czym uwolniła swego towarzysza z objęć szarości, podążając tuż za nim, acz niechętnie. Gabinet jej ojca prezentował się nazbyt niemal zwyczajnie. Swoje kroki od razu skierowała do biurka, sprawdzając które szuflady pozwalają się otworzyć, a które chronią swych sekretów w nieco bardziej kłopotliwy sposób. Z czterech tylko jedna stawiła jej opór, a i to nie na dość długi czas by musiała o tym wspominać swemu towarzyszowi. Dokumenty w niej skryte nosiły pieczecie zarówno samego Richelieu jak i króla. Były i inne, jednak czasu na ich dokładniejsze zbadanie brakowało. Najchętniej zabrałaby wszystkie, te z zamkniętej i te z otwartych, jednak to mogłoby wzbudzić czyjąś ciekawość. Zdecydowała się w końcu zabrać tylko te które były chronione, na ich miejsce wkładając część dokumentów z pozostałych. Dopiero wtedy uniosła spojrzenie by sprawdzić co też porabia jej pan.
Raul w tym czasie przeglądał zawartość stojącego pod ścianą wysokiego kabinetu. Jeden tylko dokument zwrócił jego uwagę. Widniało tam nazwisko de Riquet. Nie było jednak czasu na dokładne studia, więc dokument skrył się w wyłogach Raulowego kaftana.
- Chyba powinniśmy już iść.
- Dobrze - odparła Desire, przewracając lichtarz i zrzucając świece na papiery leżące na biurku. - Chodźmy - dodała, wyciągając dłoń w kierunku Raula.
Ten chwycił ją bez wahania

Dalsza droga do wyjścia pozbawiona była atrakcji w postaci kolejnych mordów czy zbaczania z drogi by przeszukiwać kolejne komnaty. Za każdym razem gdy przechodzili obok płonącej świecy, Dess używała jej by podpalić kolejne części wystroju pałacu. Czy to zasłony, czy gobeliny czy obrazy zdobiące ściany w mnogiej liczbie. Wyraźnie widać było iż niszczenie tego miejsca sprawia jej przyjemność, a chaos wywołany ogniem odzwierciedla się w gęstości szaro-szkarłatnej mgły, która ich otaczała. Gdyby nie dłoń Raula, zapewne służka jego wirowałaby w tańcu zniszczenia, którego była sprawczynią.

Gdy opuszczali gościnne progi, piękny do niedawna pałac kardynała przypominał mrowisko, do którego dobrał się spragniony smakołyków niedźwiedź. Służba biegała na wszystkie strony, okrzyki "Wody!" mieszały się z "Uciekać!". Ci, co biegli na ratunek mieszali się z tymi, którzy brali nogi za pas.
Czarna karoca czekała na nich przy bocznym wejściu, a stangret siedział na koźle, gotów w każdej chwili do ruszenia w drogę.
- Chodźmy pieszo - zaproponował Raul. - Podobno Paryż nocą również jest piękny.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline