Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-12-2015, 00:42   #99
Plomiennoluski
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Wizja demona na chwilę zmroziła Agnisa, pamięć wertowała wszelkie zakurzone tomy, jakie kiedykolwiek przeczytał i w końcu załapał. - Demon Cienia. - Rzucił do kobiety, o demonach wiedział w zasadzie niewiele, poza tym, że były w zwadzie z aniołami i archontami. - Ab ari ranesti… - Z ust smoczego jeźdźca popłynęły dla większości niezrozumiale słowa, będące w zasadzie ujściem dla drzemiącej w jego żyłach magii, dłonie zaczęły zataczać spirale, by zastygnąć mniej więcej trzydzieści centymetrów od siebie, z rozciągającym się przez nie owalem błękitu. Samo światło szybko zniknęło, za to obok mężczyzny unosiła się teraz niewielka kulka niebiańskiego światła. Zwrócił się do niej szybko w smoczym. - Gdzieś tu czai się demon, musimy go znaleźć, zanim znajdzie nas i odesłać skąd przybył. - Miał proszący głos. Zaś jego oczy rozglądały się dookoła, usiłując wypatrzeć istotę z piekielnych czeluści.

Planarny duszek zaczął swój taniec migając światełkiem tkwiącym w centrym fantazyjnie wygiętej “zbroi” i szukając celu szalał po całym obszarze. A alchemiczka podeszła na drżących nogach do trupów.
- Straszne…- wydukała. Po czym dodała. - Musimy ostrzec pozostałych.
- W momencie kiedy krzykniemy, rzuci się prawdopodobnie na nas, bądź gotowa, plecami do siebie, żeby mieć lepsze pole widzenia. - Zaproponował Agnis, rozglądając się cały czas dookoła.
Kobieta skinęła głową i po chwili ustawiła się plecami do niego. Przez chwilę tak stali plecami i czekali, a przyzwany niebianin zataczał coraz szersze kręgi.
- Co teraz? Jakoś na nie atakuje.- oceniła.
- Nie, bo dopiero teraz będziemy krzyczeć do reszty. Przyzwali demona cienia, uważajcie! - Wydarł się Agnis i czekał na reakcję, miał tylko nadzieję, że będzie w stanie posłać błyskawicę lub magiczny pocisk, zanim demon wsadzi mu szpony w gardło.
Alchemiczka krzyczała wraz z nim, ale nie dało to żadnego efektu. Może i głos dotarł do kogoś, ale… demon cienia najwyraźniej się od nich oddalił. Może znalazł już sobie inną parkę do upolowania?
- Wykończył grupy po lewej i prawej coś mi się zdaje. Może jakiś wybuch przykuje ich uwagę, masz coś takiego? Potem ruszamy dalej, skoro pojawił się demon, może i demonolog jest blisko i pozbycie się go coś da. - Warknął smoczy jeździec, miejsce przerażenia, zajęła złość na to, że plan poszedł nie tak jak trzeba.
- Wolałabym nie przykuwać jego uwagi. Jeszcze mi życie miłe.- burknęła kobieta i dodała spokojniej.- Lepiej poszukać innych, póki jeszcze żyją. W kupie… będzie nam łatwiej.
- Możemy, ale nie wiem czy ktoś poza nami w najbliższej okolicy żyje. Możemy poszukać. - Powiedział z westchnieniem. Wskazał na lewo i ruszył w tamtą stronę. Skoro mieli iść w tyralierze, może ktoś tam był.
- Jesteś żołnierzem, czy kimś takim?- zapytała, gdy sami przedzierali się przez dżunglę. Niestety przywołany wcześniej archon wrócił już do swego świata.
- Madame, skądże znowu, ja… jestem po prostu zwykłym szewcem i nie jest to kłamstwo. - Powiedział Agnis, siląc się na odrobinę humoru, by podnieść morale dziewczyny. - Jestem też jeźdźcem i jak wspominałem, znam się nieco na magii, chociaż znam sporo osób, które mienią się magami a znają się na tym dużo mniej.
- Jeźdźcem… znaczy kawalerzystą?- mruknęła podejrzliwie dziewczyny i dodała.- Ja wojaczką się nie param, więc może nie stawajmy na pierwszej linii co ? To bardzo szlachetne ściągać na siebie uwagę wroga, ale… wolę żyć, niż umrzeć szlachetnie.
- Nie do końca kawalerzystą, chyba że podniebnym, ale to lepiej zaprezentować niż opisać, osobiście też zwykle stoję w drugiej linii, wsparcie idzie mi dużo lepiej, niż nacieranie z kawałkiem żelastwa w dłoni. Mam kuszę, wiem jak jej użyć w ostateczności, ale wojownik ze mnie marny. - Smoczy jeździec całkowicie popierał jej stanowisko odnośnie nie zwracania na siebie większej uwagi.
- Czyli imperialny marynarz? Mają ponoć latające machiny szybsze od sterowców. Ale żadnej nie widziałam.- stwierdziła dziewczyna rozglądając się dookoła i wsłuchując w ciszę. - Chyba na razie atakuje wzdłuż tamtej strony.
- Powiedzmy, czasami współpracujemy z imperium, chociaż rzadko. Jeśli z tamtej, to mamy szansę dotrzeć do tych po tej stronie i zebrać się w grupę. - Powiedział, starając się zmienić temat.
- To prawda…- mruknęła cicho i skupiła się na nasłuchiwaniu. Co miało sens. Skoro nie mogli demona zobaczyć, to może go usłyszą? Nie usłyszeli.


Zamiast tego usłyszeli głośne.- Ty kozi synu, krowiej matki! Co to w ogóle za pomysł by łazić prosto w cuchnące bagno. To że twoje buty nie są warte nawet splunięcia, nie oznacza, że inni… a konkretnie ja… mają tak tanie obuwie!
- Chyba znaleźliśmy kogoś z naszych. To my, nie strzelać. - Rzucił nieco głośniej niż do alchemiczki, ale nie unosił się zbytnio. - Miał nadzieję, że demon był wystarczająco daleko, żeby się na nich nie rzucić z powodu ciut większego hałasu.
- Oczywiście, że to wy… a kto niby miał być. - głos był znajomy, bo też należał do ognistego maga z którym to Agnis rozmawiał w drodze do dżungli. Towarzyszył mu jakiś osobnik uzbrojony podobnie jak ci zabici przez demona.
- Przywali demona cienia, właśnie robi rzeź w dwójkach po tamtej stronie, więc trzeba się zebrać w większą grupę. - Stwierdził obcesowo czarownik.
- Demona cienia? No cóż to było do przewidzenia. Tam gdzie są Synowie Plagi, tam i są demony.- mruknął Elizerem ibn Alchani.- To oczywista oczywistość, nieprawdaż?
- Ale nie tak potężne.- odparła dziewczyna.- Impy, albo te no… tłuściochy… legiony?
- Jestem pewien, że to nie jest ich prawdziwa nazwa..- wzruszył ramionami ognisty czarodziej i głaszcząc po pysku swego chowańca spytał.- To mamy jakiś plan, czy tylko kupą panowie? Co wiemy o tym...nooo… demonie cienia?
- Jest cienisty, wysoki, chudy, szponiasty, błoniaste skrzydła, więc lata, zdaje się być wrażliwy na zimne żelazo, ostre zęby, rogi, to co zwykle, wcześniej znaleźliśmy Syna Plagi z wyrwanym sercem, zdaje się że poświęcili go, żeby przyzwać to paskudztwo. Nie wdawałem się z nim w pogawędkę. - Wyrzucił z siebie Agnis.
- Acz próbował.- dodała z ironicznym uśmiechem alchemiczka.
- A ty panno tooo?- zapytał Elizerem jakby dopiero teraz kobietę. Na to ona odparła naburmuszonym tonem głosu.- Cassaya… mistrzyni eksplozji.
- A… cha…- stwierdził mag i podrapała się po podbródku.- Cóż… moja znajomość planów nie wychodzi poza plany żywiołów, ze szczególnym uwzględnieniem planu ognia. Acz… wydaje mi się że demony nie lubią zimnego żelaza, wody święconej i.... ogólnie kapłanów powiązanych z bogami uważanymi ze dobrych.
Agnis spojrzał na czarodzieja, wkładając w to wszystko, co myślał na temat edukacji człowieka i co obecnie myślał ogólnie o magach i ich przechwałkach w temacie wiedzy. - To bardzo pomocne. - Skwitował krótko. - Zbierzmy jeszcze jedną parę i spróbujmy się przegrupować, może uda się nawet jeśli nie wykończyć demona, to uratować skórę. - Westchnął cicho kręcąc głową.
- Tak… tak.. zróbmy to.- rzekł czarodziej i zwrócił się do towarzyszącego im wojaka. -Hej, ty! Gdzie powinniśmy teraz iść… chyba umiesz tropić, co? Tym zajmują się tacy… niżej urodzeni w hierarchii?
Cassaya jedynie westchnęła z dezaprobatą, w ów wojak zmełł w ustach kilka przekleństw.
- Mam świetny pomysł, wyślijmy go tam, na demona, a my pójdziemy sobie w stronę przeciwną, brzmi sensownie? - Wyszeptał alchemiczce do ucha. - Skoro przyszliśmy stamtąd, i tam sobie szaleje demon, to wypadałoby iść tam. - Smoczy jeździec wskazał ręką kierunek i ruszył.
Cassaya spojrzała z wyraźnym oburzeniem na Agnisa… Widać było, że wyraźnie nie pochwala tego pomysłu. Zresztą może i miała rację. Czarodziej, był lepszym wsparciem bojowym niż reszta wojowników i to mimo tego jego upierdliwego charakteru.
Ruszyli więc przedzierając się powoli przez dżunglę i coraz bardziej gubiąc się w niej.
- Nie tak to sobie… wyobrażałem. Co za okropna przygoda...tyle łażenia.- mruknął Elizerem ibn Alchani.
Czarownik z kolei rozglądał się za kolejną grupą, która być może jeszcze żyła, faktycznie przydałby im się tutaj tropiciel, zwłaszcza w tym natłoku zieleni. Zaczął baczniej nasłuchiwać, czy nie słyszą kogoś jeszcze, w końcu mieli iść w zasięgu głosu od kolejnej pary. Dziewczyna nie wyczuła najwyraźniej żartu we wcześniejszych słowach Agnisa, ten jednak łyknął tą gorzką pigułkę bez większych problemów.
Na razie… nie dosłyszał nikogo poza kimś idącymi ich śladem, głośno. Nie on jeden zresztą. Także i reszta odwróciła się i zobaczyła jednego z najemników biegnącego do nich.
-Heej! Pomocy! Goni mnie! - krzyczał.
- Tyle z przegrupowania, szykować się, jeśli zobaczycie coś, co wygląda jak żywy cień, to właśnie nasz przeciwnik. - Rzucił szybko Agnis, sam szykując się do przyzwania pomniejszego sojusznika.
Nagle najemnik skierował dwa pistolety, jeden w Agnisa, drugi w Eilzerema szaleńczo się uśmiechając. Zaklinacz zdążył się uchylić przed kulą. Czarodziej dostał jednak postrzał w klatkę piersiową.
Smoczy jeździec nie zastanawiał się czy to sprawka demona, czy oszalałego najemnika, buzowała w nim smocza furia. - Ferratum novi sectum. - Wyryczał na całe gardło, wysuwając obie ręce do przodu, jakby wyrzucając coś z siebie. Faktycznie tak było, z koniuszków jego palców, prosto w stronę najemnika pomknęła błyskawica.


Tuż przed uderzeniem błyskawicy, coś wynurzyło się z najemnika chichocząc złośliwie, a on sam zdołał wypowiedzieć. -Czeeka…
I zginął rażony błyskawicą.
- Ja miałem dopaść.- burknął wściekle raniony mag, ale bez przekonania w głosie.
- Teraz masz szansę go wypatrywać, jak będę cię łatał. - Odwarknął Agnis, krew w nim buzowała, wręcz wrzała, nie miał pojęcia czy zabił właśnie opętanego, bogom ducha winnego człowieka, czy w ogóle trafił demona. - Jeśli masz coś co chroni przed złem, to teraz jest najlepsza na to, żeby tego użyć. - Lekko śpiewne, słowa, chociaż jednocześnie ostre i niemalże bluźniercze, popłynęły z ust czarownika, kiedy rzucał jedyne znane mu lecznicze zaklęcie na czarodzieja.
- Usmażę typka…- mruknał czarownik rozglądając się gniewnie dookoła. Tylko go musiał najpierw zobaczyć. Albo i nie… zaczął bowiem zaklęciem stawiać ognistą kurtynę oddzielającą teoretycznie ich od demona. Próżny skutek… gdyby nie fakt, że od jej żaru od razu zaczęły zajmować się drzewa.- Ciekawe jak to polubisz, gnido!
Agnis podrapał się po głowie, ciągle rozglądając dookoła. Nigdy nie był głosem rozsądku aż tak, ale umiał dodać dwa do dwóch. - Jak szybko rozprzestrzeniają się pożary dżungli? - Zapytał wprost miejscowego wojownika i alchemiczki. - No i w którą stronę jest krawędź wyspy.
- Nie wiem… skąd mam wiedzieć. -odparła zaskoczona trzymając w obu dłoniach jakieś fiolki.
Tymczasem, pojawił się sam potwór, teraz można było z bliska przyjrzeć się jego upiornym kształtom i zaśmiał się ironicznie.-Pioruny? Ogień? Chcecie mnie rozśmieszyć? Jestem demonem, fruwam w burzach toczących się milenia, pływam w ogniu piekielnym. Wasze magiczne sztuczki mnie śmieszą. Chcecie spalić? Możecie próbować…
- Śmiej się śmiej… ale zrzednie ci mina jak nie będziesz miał się gdzie schować przed moim gniewem.- krzyknął czarodziej i kolejne zaklęcie rzucił posyłając w demona rój magicznych pocisków. Te trafiły i wydawało się że rzeczywiście poczuł ból. Tak jak i groźby czarownika. zrobiły na nim wrażenie.Tymczasem alchemiczka zatruła zawartością fiolek bełt do kuszy.
Agnis przemyślał szybko taktykę, ale skoro demon pokazał, że pociski z czystej mocy go ranią, to czarownik poszedł w ślady Elizerema, wyrzucając w demona cztery magiczne sztylety. Jego usta nie przestawały formować magicznych sentencji.
Uderzony kolejną serią demon ryknął wściekle i za pomocą magii uformował kulę ognia, która uderzyła w trójkę która z nim walczyła. Ogień poranił nico Agnisa i Cassayę, ale na Elizeremie nie zrobił żadnego wrażenia. Natomiast czwarty kompan… on już dawno dał dyla.
Kusza błyskawicznie wskoczyła w dłonie alchemiczki.
- Bogowie sprawdźcie bym trafiła.- jęknęła i wystrzeliła bełt prosto w klatkę piersiową cienistego demona. To.. było coś porażającego… bowiem zaskoczony potwór jęknął.- Niemożliwe.-
I zanurkował w cienie lasu, podczas gdy pożar leniwie się rozszerzał.
- Dasz radę zgasić ten pożar, zanim nas też spali? Bo coś mi się zdaje, że by się przydało. - Rzucił czarownik. - Ruszajmy za nim, może uda się go dobić, zanim znowu kogoś opęta. - Zaproponował jako plan zapasowy.
- Ach zapomniałem… was ogień się ima.- mruknął Elizerem i dotknął czoła Agnisa obdarzając go swym błogosławieństwem.
- Ja sobie poradzę… mam fiolkę.- wyjaśniła wypijając szybko eliksir.
- Uhm, dziękuję, bardziej mi chodziło o wszystkie tutejsze zwierzęta, ale to problem na później. Lepiej ruszajmy za nim. - Rzucił nieco niepewnie smoczy jeździec.
- Tylko że drań znowu się schował w cieniach.- burknał Elizerem próbując wypatrzyć potwora i nie przejmując się ogniem.
- On chyba się bardzo przeraził… gdy wspomniałeś o braku cienia.- zauważyła Cassaya.
- No bo przecież tak próbuje podejść… kryjąc się w nich.
- Światło. - Rzucił z uśmiechem rozlewającym się po całym obliczu Agnis. - Po krókim szepcie, przywołał światło i zaczął obkładać zaklęciem wszystko dookoła, zaczynając od swojego własnego odzienia.
- Dajcież spokój… czuję się niedoceniany.- demon wyłonił się z boku Agnisa i ostrymi jak noże pazurami przejechał po jego boku.. zimno przeniknęło do rany, nienaturalne zimno. Cassaya strzeliła, ale nie trafiła do celu. A Elizerem zaczął przyzywać żywiołaka ognia, potężny humanoid wielkości człowieka pojawił się zapalając przy okazji chaszcze.
- Bingo. - Wysyczał Aigam i postarał się skoncentrować na tyle, by posłać w demona kolejną porcję magicznych pocisków.
Zraniony demon ryknął z bólu, a potem z kolejnego, gdy fiolka z wodą chlusnęła na niego. Żywiołak już niewiele mógł zdziałać, poza zapalaniem obszaru dookoła niego biegając i zabierania mu w ten sposób kryjówek. Demon sięgnął po jeszcze kolejną sztuczkę zakrywając cały obszar magiczną ciemnością.
Agnis rzucił się w bok, przetoczył po poszyciu, mając nadzieję że na nic się nie nadzieje. By po chwili przyzwać ponownie archona. Niebieskiego światła, które roztoczyło się z jego palców, praktycznie nie było widać w tych magicznych ciemnościach, miał jednak nadzieję że niebianin będzie w stanie cokolwiek zaradzić.
Nie widział czy go przyzwał przez chwilę… a potem już widział wszystko. Bowiem Elizerem dokonał dość drastycznego kroku i sięgając po magię rozproszył ową ciemność odsłaniając demona nacierającego na alchemiczkę.
- Na demona! - Krzyknął w smoczym do archonta, samemu zaś sięgając ponownie po magiczne pociski. Ciskając nimi w cienistą bestię.Ów wspólny atak rozerwał cienistą materię bestii zabijając ją zanim jego pazury dosięgły gardła nieprzygotowanej na atak Cassayi.
- No, demon z głowy, teraz jeszcze tylko pożar i berserkerzy z szamanem. Zapowiada się na piękny dzień. - Rzucił Agnis stając powoli na równe nogi i oceniając rozmiar rany, o jaką przyprawiła go diabelska bestia.
- I nic nam nie zapłacą, bo nie ma śladów po tym demonie.- westchnął dramatycznie Elizerem wyraźne rozczarowany wynikiem walki, a Cassaya mruknęła tylko.- Dziękuję.
- Z drugiej strony, ciągle żyjemy, w przeciwieństwie do całkiem sporej części wyprawy po tej stronie. - Napomknął czarownik, przedstawiając ewidentny plus sytuacji. - Miejmy nadzieję że był tylko jeden. - Dodał po chwili.
- Miał jeszcze… a co zrobimy z ogniem?- zapytała alchemiczka. A Elizerem dodał.- Na mnie nie patrzcie. Ogień to mój żywioł. Woda moje przeciwieństwo… nie umiem gasić, a na pustyni nie ma takich problemów.
- Znasz się na żywiołach, żywiołak ziemi mógłby nieco pomóc tutaj, gdyby poprzewracał drzewa, przechodząc pod korzeniami, czy jego przejście zupełnie nie poruszy niczego pod powierzchnią? - Zapytał treściwie. Miał plan, ale głównie na tym się opierał.
- Miałem tylko jeden taki czar przygotowany.- zaśmiał się speszony mag.
- Mogę przyzwać jakiegoś małego jeśli trzeba, pytam o praktykę, nie teorię. - Uspokoił go czarownik.
- Zależy jak duży będzie to żywiołak.- ocenił Elizerem.- Olbrzymi z pewnością by załatwił sprawę.
- Ja mogę przygotować mrożące bomby… ale pewnie zużyję większość z nich.- westchnęła alchemiczka.
- Bomby mogą się przydać na później, zwłaszcza jeśli faktycznie znajdziemy Synów Plagi. - Powiedział łapiąc oddech Agnis i starając się ocenić, jak rozprzestrzenia się ogień, oraz czy podmuch wiatru w jakikolwiek sposób by tu pomógł zdmuchnąć go w stronę, gdzie już spalił cały swój pokarm. Podejrzewał jednak, że tylko by go rozbuchał. Wilgotna podściółka, liście i drzewa spowalniały nieco pożar dżungli, a trójka przebywająca w jego centrum była chroniona przez żarem ognia. Nie przez dymem, ale logicznym było się wydostać z tego inferna póki mogli. Elizerem może był i trwale odporny na ogień, ale Agnis z Cassayą z pewnością nie byli. Niestety… wiatr jeśliby jakoś wpłyną to raczej ułatwiłby rozniesienie się ognia niż jego ugaszenie.
- Powinniśmy coś zrobić… ten pożar to nasza wina.- przy czym spojrzenie alchemiczki skupiło się na głównym winowajcy.
Agnis ocenił jak duży krąg potrzebowałby oczyścić, żeby zatrzymać rozprzestrzenianie się pożaru. - Ostrzegam że jeśli trafimy na szamana, to może mi nie starczyć sił, ale… ten pożar faktycznie trzeba powstrzymać. Zbierajcie się na zewnątrz, trzeba stworzyć zaporę. - Rzucił i zabrał się do dzieła, wybiegł z koła płomieni. Następnie przymknął oczy, skupił się i sięgnął po drzemiącą w nim moc. Z ust ulatywały obco brzmiące zgłoski, zaś na ziemi przed Agnisem zaczęły się formować onyksowe kształty bobrów ze szmaragdowymi oczyma. Przerwał koncentrację jedynie na chwilę by wyjaśnić im czego od nich oczekuje, stworzenia pierścienia wolnego od roślin i drzew, by ogień nie miał jak przekroczyć. Potem przyzwał kolejne trzy, jeden po drugim.
Potwory zabrały się za niszczenie drzew i podkopywanie korzeni zabierając się za duszenie pożaru. Robiły to bez większego entuzjazmu. Ogień nie był bowiem żywiołem przeciwstawnym ziemi. Dawało to szansę na ugaszenie pożaru, ale z czasem… cóż, lepsze to niż nic.
- Proponuję odszukać resztę i naszego przywódcę.- rzekła Cassaya krztusząc się od dymu.- I jak najszybciej się oddalić się od pożaru.
- Ruszajmy, nie ma co zwlekać. - Zgodził się z alchemiczką zaklinacz i ruszył za nią.
Wydostali się z pierścienia ognia w samą porę. Rosnący żar świadczył o tym, że zabezpieczenia przed tym żywiołem zaczęły słabnąć. Niemniej cała trójka była brudna od sadzy i pyłu drzewnego.
- To była mało satysfakcjonująca walka, nieprawdaż?- westchnął Elizerem, a Cassaya tylko uśmiechnęła się kwaśno.
- Na swój sposób, a jaka jest dla was faktycznie satysfakcjonująca? - Zagadnął smoczy jeździec obydwoje chwilowych towarzyszy.
- Mi wystarczy zniszczenie Synów Plagi.- mruknęła alchemiczka, a Elizerem rzekł wprost.- Epicka walka z wymianą ciosów i kul ognia i… wybuchów. A nie zabawa w chowanego z jakimś bękartem z otchłani. I jeszcze się wybrudziłem.
- Ja wolę takie wygrane jeszcze przed bitwą. - Powiedział krótko Agnis, wybrudzenie, był tego prawie pewien, było w wypadku maga wyłącznie tymczasowym problemem. Jeśli w ogóle można było to tak nazwać. Czarownik skupił się na przedzieraniu przez dżunglę i wypatrywaniu zagrożenia.
Zagrożenie się jednak nie pojawiło… zamiast tego pojawili się inni najemnicy i wreszcie sam porucznik Veh. Ogień przyciągnął ich uwagę.
- Co tu się do wszystkich bogów wyprawia! -wrzasnął na powitanie.
- Przyzwali zawczasu demona cienia, nie wiem czy ktoś w tamtą stronę tyraliery jeszcze żyje, prawdopodobnie nie, ale demona wykończyliśmy. - Rzucił Agnis. - Cassayu, byłabyś tak miła przekazać porucznikowi głowę? - Zwrócił się do alchemiczki.
- O właśnie… głowa.- podała ze wstrętem worek Vehowi. Ten zajrzał podejrzliwie i przyjrzał się trójce wojowników. Ich nie zaleczone do końca rany świadczyły na ich korzyść. Westchnął w końcu.
- No dobra… kończymy robotę na dziś.-
- A zapłata?- odezwał się jeden z najemników.
- Dostaniecie zapłatę.- machnął ręką porucznik. - O to się nie martwcie.
Po czym spojrzał na Agnisa i jego pomocników.- A wy dostaniecie zapłatę za głowę. Co do demona jednakże. Jego głowę macie?
- Nie… rozpłynął się.- wyjaśnił Elizerem.
- No.. to będzie problem. Złożę raport u moich przełożonych i oni zadecydują czy wam coś wypłacić dodatkowo.- zadecydował Veh.
- Był stworzony z cienia, niematerialny, więc ciężko mówić o głowie, ale zdaje się że demon cienia to jego dokładna nazwa. - Rzucił czarownik, w zasadzie cieszył się, że połączyli się z większym oddziałem.
- No to wracamy do koszar.- mruknął mężczyzna i krzyknął.- Zbierać się ludzie!


W trakcie powrotu, udało mu się doprowadzić do jako takiego ładu, nawet częściowo pozbyć zapachu dymu, co nie było łatwym zadaniem. Dzień nie należał do najgorszych. Żył, był bogatszy o pełną sakiewkę, z szansą na coś więcej, zależnie czy przełożeni Veha zdecydują się sypnąć większą ilością za demona później. Sejmitarem z zimnego żelaza, którego co prawda używać nie potrafił, ale w okolicach był w cenie i co ważne, mógł służyć do desperackiej obrony przed jakimś stworem z piekła rodem. Nawet miał w końcu czas zająć się identyfikacją dwóch mikstur, które znalazł przy trupie. Co prawda żal mu było denatów, ale tylko przez chwilę. Ważne było, że pozbyli się demona i mógł zjeść jakiś solidny posiłek, co właśnie miał zamiar zrobić, ruszając ponownie do Hożej.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline