Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-12-2015, 08:28   #19
corax
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację

Kathil powiodła spojrzeniem po zebranej gromadce, spojrzała na Ortusa, w tej chwili bardzo, bardzo zdenerwowanego. Uśmiechnęła się do niego ciepło.
Wsunęła dłoń pod ramię Condrada i wsparła się na nim. Dało jej to okazję na zbliżenie się nieco, gdy słuchała jego szeptu.
Uśmiechała się krocząc powoli w rytm muzyki, jakby Condrad szeptał jej same słodkie, przedślubne głupstewka.
Słysząc jego słowa jednak poczuła narastający …. gniew.
- Naprawdę sądzisz, że to podziała? - syknęła i uśmiechnęła się promiennie
zaciskając zęby ze złości. - Teraz próbujesz mnie przekonać? Miałeś czas zeszłej nocy i dziś rano. - znowu uśmiechnęła się z lekkim ukłonem do pary krasnoludów - Ja odstąpię od ślubu, ośmieszę Ortusa i na dodatek zostanę z kwitkiem na twojej łasce i niełasce.
- W nocy… akurat zbytnio zajęliśmy się… inną aktywnością.- przypomniał jej mężczyzna z równie promiennym fałszywym uśmiechem.- Poza tym… Jak twardy on jest Kathil? Młodzik może się okazać słabym ogniwem w twych planach.
- Teraz zyskujemy dodatkowe ziemie i możliwość dochodów. Oraz możliwość Twojego ślubu. Czyli podwójnie, szczególnie gdy będziesz mieć potomka. - szeptała niemalże kącikiem ust. - Chcesz, żebym się ugięła i oddała wszystko na co pracowałam Tobie. - rzuciła spojrzenie kątem oka. - Myślisz, że byłeś aż tak przekonywujący przez jedną noc?
- Myślę, że dość przekonujący do pokusy kolejnej…- odparł z ironicznym uśmieszkiem Condrad, po czym spochmurniał.- I nie będę miał potomka. Nigdy. Dlatego pozwoliłem memu bratu przejąć kontrolę nad naszym dziedzictwem. Hmmm… Może więc dobrze, że jednak zostaniesz żoną Ortusa. Może to właśnie planowałem…- zaśmiał się cicho i dodał na koniec. - Cóż… ważne żeby ród Vandyecków istniał, nawet jeśli… linia dziedziczenia będzie… taka jaka jest.-
Kathil pokręciła głową i nadstawiła policzek do ucałowania zanim podeszła ostatecznie do Ortusa:
- Nie spieszę się z tym.
- Zauważyłem… szkoda że mój bratanek nie potrafił się popisać nawet w tej prostej kwestii.- mruknął Condrad cmokając policzek dziewczyny.
-Możliwe, że się popisał tyle, że nie ze mną. - mruknęła, gdy ich twarze mijały się. -Porozmawiamy później. - puściła ramię Condrada i podeszła do kapłana i Ortusa. Spojrzała na swojego młodego prawie już męża sprawdzając jego mowę ciała.
Niewątpliwie był zestresowany całym wydarzeniem. Zżerała go trema, ale widok Kathil… przyciągnął jego uwagę. Ortus starał się zachować godnie i wykazać przed nią i gośćmi swą dorosłość.
Kathil uśmiechnęła się do młodziana i spytana przez kapłana o odpowiedź, również potwierdziła i uśmiechnęła się do Ortusa radośnie. W pewnym sensie… odczuwała radość mimo, że ślub był jednym wielkim matactwem. Miała jednak podobne obawy co Condrad. Bała się nieco, że niedoświadczony Ortus… nie dokończyła tej myśli. Wolała nie. Słuchała słów kapłana ogłaszających ich mężem i żoną z lekkim roztargnieniem, wpatrując się w detale twarzy Ortusa i dumając nad ich rozpoczynającym się wspólnym życiem.
Wstęga obwiązała ich dłonie splecione razem palcami i kapłan ogłosił ich małżeństwem w oczach bogów i ludzi. Na tym kończył się ślub i powinno zacząć wesele, które nocą powinno przejść w pierwsze miłosne igraszki nowożeńców. Jednakże zazwyczaj śluby odbywały się w południe nie rano… Sytuacja była więc wyjątkowa. Ortus mężnie nad sobą panował. Ich pierwszy pocałunek był delikatny i czuły.
Kathil trzymając Ortusa za rękę odwróciła się do gości:
- Zapraszamy na poczęstunek, moi drodzy! - przytuliła się do ramienia męża. - Jesteś głodny? - pocałowała młodzika w policzek z uśmiechem.
- Nie wiem czy w stanie… byłbym… coś teraz… przełknąć.- wydukał Ortus obejmując Wesalt zaborczo.- Wyglądasz… prześlicznie…
Goście ruszyli pogratulować młodej parze, a następnie do stołu przygotowanego przez pannę Percy i zastawionego już smakołykami. Oraz winem. Powinny być toasty… w tym przypadku dość krótkie i pewnie szybko by zleciały. Jeszcze na toastach młoda para powinna być, a potem… cóż… nikt się nie dziwił jeśli nowożeńcy znikali z wesela tuż po toastach. Wszak wtedy mistrzem ceremonii weselnych zostawali główni świadkowie. W tym przypadku Condrad i ciocia Mea.
- Napij się wina, mężu - Kathil podała Ortusowi kielich, sama również biorąc jeden. -
Tylko nie za dużo - dodała z uśmieszkiem mocząc usta. - Daj mi parę minut, porozmawiam ze świadkami. Jeśli chcesz możemy… - zawiesiła głos, patrząc na zdenerwowanego Ortusa.
-To… było… pytanie retoryczne?- rzekł Ortus z uśmiechem i rzeczywiście haustami opróżnił kielich. Zaczerwienił się mocno, ale alkohol pomógł mu się trochę odprężyć.
- Parę minut rozmowy, zaraz wracam.

Kathil podeszła do cioci przytulając się do starszej kobiety jak do matki i mruknęła:
- Bogowie, mam nadzieję, że to nie wypali mi w twarz. Poradzisz sobie z nestorem?
- Wygląda na lwa, ale radziłam już sobie nieraz z poskramianiem dzikich bestii.- odparła z figlarnym uśmieszkiem kobieta.- Acz nie odrzucę dobrych rad, bo chyba już trochę go poznałaś?
Kathil lekko zagryzła dolną wargę i popatrzyła cioci w oczy bez słowa z lekkim uśmiechem błądzącym na twarzy. Po czym poprosiła cicho:
- Możesz przypilnować, żeby się tu za bardzo nie rozgościł? Chodzi mi o sąsiadów. To
nie powinno zająć mi zbyt długo.
- To znaczy ? Nie mogę mu zabronić rozmów z nimi. - mruknęła cicho Mea.
- Nie, ale może … zajmij go… czymś przyjemniejszym niż rozmowy?
- Nie jestem pewna, czy zdołam go skusić tak szybko. Poza tym kto się wtedy zajmie przyjęciem, gdy oboje znikniemy?- zapytała retorycznie Mea. I uśmiechnęła się ciepło. - Nie bój się… Niewiele zdoła namieszać. Nie tu… i nie teraz.
Kathil popatrzyła na ciocię z niedowierzaniem:
-Ty nie zdołałabyś? Skąd ten napływ braku pewności? - uśmiechnęła się ciepło, drocząc się z opiekunką.
- Wydaje się być bardzo upartym.- mruknęła Mea i westchnęła.- Dobrze... zobaczę co da się zrobić. Ale liczę na przysługę z twej strony w przyszłości.
-Bo jest. Lubi rządzić. - Kathil skinęła głową - Oczywiście, ciociu. - Ucałowała Meę i podeszła do Condrada:
- Poradzisz sobie, Seniorze? - bawiąc się nawiązaniem do niedawnej rozmowy podczas igraszek.
- Z pewnością. To w końcu nic skomplikowanego. Pilnować by wszyscy się upili i najedli.- mruknął w odpowiedzi Condrad.
-Doskonale to ująłeś. - Kathil roześmiała się - A zatem zostawiam was na straży przyjęcia. Baw się dobrze. - uśmiechnęła się do olbrzyma.

Kathil ruszyła do Ortusa wyciągając do niego dłoń. Uśmiechnęła się i poczekała aż do niej dołączy. Przytuliła się do niego i objęła w pasie.
- Poszło nieźle póki co, prawda, mężu?
- Nie wiem… to mój pierwszy ślub.- objął również tuląc się do niej. Drżał. Trzymany w dłoni kielich musiał być wcześniej parę razy napełniany. Ale to dobrze. Bo drżał już tylko z ekscytacji i niecierpliwości.- Toooo co dalej?
-Dalej udamy się do naszej wspólnej sypialni i skonsumujemy nasze długo oczekiwane małżeństwo - powiedziała z lekkim śmiechem w głosie Kathil. - Rozchmurz się. Obiecuję, że Ci nie zrobię krzywdy. - podroczyła się z… no cóż…. mężem.
- Ja jestem bardzo rozchmurzony…- odparł wystawiając język i odważnie chwytając swą ślubną za pośladek. Po czym się speszył.- Tylko… no… nie bardzo wiem… jak z tą konsumpcją. Klasztor to nie miejsce na poznawanie takiej wiedzy.
- Pokażę Ci co i jak - powiedziała otwierając drzwi do komnaty i wciągając Ortusa ze śmiechem do środka. Zabrała mu kielich i odstawiła na stolik. - Wolisz w pełni dnia czy zasunąć kotary?
- Jesteśmy na piętrze.- ocenił Ortus i mruknął cicho.- Wolałbym cię podziwiać… w świetle słońca… chciałbym cię całą zobaczyć.
-Pomożesz mi z suknią? - spytała odwracając się do niego tyłem. Wiedziała, że pierwszy raz będzie najszybszy, a po jego minie widziała, że nie powinna przeciągać zbyt długo.
- Tak, tak oczywiście.- rzekł Ortus podchodząc do niej od tyłu i zabierając się za rozpinanie guzów na jej plecach.- Co będzie dalej? Wiesz… w nocy. Zasugerowałaś oddzielne sypialnie.
-Chcesz spędzać noce ze mną? - spytała lekko, powoli wysupłując się z sukni. Nim suknia zdążyła opaść przytrzymała ją na piersiach i odwróciła się do Ortusa. Pocałowała delikatnie. - Usiądź na łóżku.
- Dziwi cię, że chcę korzystać z przywilejów męża?- zaśmiał cicho Ortus siadając zgodnie z jej poleceniem. I westchnął dodając.- Chcę… ale umowa to umowa. Nie zamierzam okazywać braku wdzięczności i nagle wymuszać na tobie cokolwiek.
Gdy mówił, Kathil pozwoliła sukni w końcu opaść. Została w samej delikatnie udrapowanej koszulce i specjalnej dekoracji
Powoli zbliżając się do męża zsuwała ramiączka koszulki. W chwili gdy stanęła między jego nogami, odziana była jedynie w delikatne klejnoty.
- Nie dziwi - pochyliła się, całując go delikatnie i lekko - Tylko… to dość nietypowe by małżeństwo dzieliło komnatę. Ale … - odsunęła się ponownie od niego - … jeśli chcesz… możemy spróbować. Zdarzyć się może, że nie wrócę na noc jednak. Czy to Ci nie będzie - z każdym słowem powoli odwracała się wokół swej osi, wystawiając swe ciało na widok z każdej strony - przeszkadzać?
- Ja…- Ortus wpatrzony w jej ciało zapomniał języka w gębie. W tej chwili nie był się w stanie skoncentrować. Wyciągnął dłonie opuszkami palców muskając swoją żonę po pośladkach i łonie.-... jeśli tobie nie będzie.
Kathil ujęła jego dłoń, ucałowała jej wnętrze i delikatnie położyła na swojej piersi.
- Ułożymy tak, by obojgu nam odpowiadało. Dobrze? - spytała szeptem i pogładziła go po twarzy. - Nie bój się… - przesunęła jego dłoń na swój pośladek - to mnie nie boli. - sięgnęła do jego ubrania i zaczęła powoli rozpinać surdut i koszulę. Kolanem lekko rozsunęła jego nogi, by móc stanąć bliżej. Rozbierając Ortusa, pochyliła się i zostawiając liczne drobne pocałunki na jego policzku podrażniła językiem płatek ucha. Szarpnięciem pociągnęła rękawy wierzchniego ubrania.
Jego dłonie zaczęły odważniej wodzić po jej skórze.
- Dobrze…- jęknął pozwalając się rozbierać. A sama Kathil poczuła jedną dłoń zaciskającą się delikatnie na jej piersi, drugą sięgającą między jej uda i wodzącą drapieżnie po podbrzuszu. Ugniatając jej biust i pocierając intymny zakątek, Ortus zapoznawał się z najbardziej ukrytymi zazwyczaj obszarami kobiecego ciała.
Popchnęła męża na łóżko, by opadł na plecy. Sama zaś przesunęła dłońmi po swych piersiach pieszcząc je i pokazując mu jej ulubiony sposób na taki dotyk. Uśmiechnęła się widząc jego zafascynowaną minę.
Sięgnęła, by rozpiąć jego spodnie:
- Unieś biodra - rozkazała szeptem i ściągnęła pozostałe ubranie z Ortusa.Przesunęła opuszkami palców po jego udach, wiodąc dłonie po ich wnętrzu. Musnęła biodra i sięgnęła brzucha. Sama wspięła się na łoże obok niego i zaczęła delikatnie gładzić jego pierś. Pochyliła się i powiodła czubkiem języka wokół męskiego sutka, dłoń błądziła po szyi i ramieniu Ortusa. Drugą dłoń męża nakierowała na swoje ciało.
- Tak sobie to wyobrażałeś? - wyszeptała wiodąc usta przez jego szyję ku ustom.
- Jest… lepiej…- wyszeptał poddając się jej dotykowi. Był gotów, co zresztą widziała i był Vandyeckiem tam na dole, tak jak Cristobal i Condrad. Jego dłonie pochwyciły jej biust delikatnie i powoli pieściły jej piersi tak jak lubiła. Był pojętny… co w połączeniu z ambicją do wykazania się swą męskością przed nią, obiecywało całkiem intrygujące pożycie małżeńskie. Cristobal był dobrym kochankiem, a Condrad… był rozkoszną bestią, ale żaden z nich raczej nie sądził, by potrzebował się uczyć.
Kathil powoli rozpalała Ortusa coraz bardziej, z wręcz sadystyczną rozkoszą dążąc do tego, by nie mógł powstrzymać jęków rozkoszy. Jej dłonie błądziły po całym ciele Ortusa drażniąc i drocząc się, gdy specjalnie omijała tę jedyną część ciała, która błagała o dotyk. Namiętnymi pocałunkami dusiła mruczenia męża. Gdy poczuła niekontrolowane drżenie jego ciała, powoli uklękła nad nim i osunęła na jego oręż zagryzając lekko dolną wargę. Dekoracja na jej ciele pobrzękiwała cichutko, gdy zaczęła poruszać biodrami. Ujeżdżała go wpatrując się w jego napiętą pożądaniem twarz. Położyła jego dłonie na swych biodrach i pozwoliła dyktować tempo. Palcami przesunęła po jego uchylonych ustach.
Był w jej niewoli, gdy dosiadała go dumnie. Był w jej niewoli i pragnął tego. A ona pragnęła więcej i więcej. Choć miała za sobą dziką noc, to obecność Ortusa w jej ciele rozpalała ponownie jej zmysły. Szkoda że jej obecny mąż, nie bardzo wiedział na ile sobie może pozwolić. Dysząc i patrząc na nią z dziką żądzą narzucał dość spokojne tempo jej biodrom.
Ale i tak przyjemne…
Kathil pochyliła się opadając na dłonie, które wsparła po bokach jego twarzy. Zmiana pozycji sprawiła, że jej całe ciało ocierało się o ciało leżącego pod nią młodzika. Przyspieszyła nieco tempo i … ponownie się wyprostowała. Poczuła jak wypełnia ją głębiej i pełniej więc wzmocniła prędkość ruchów swych bioder wpijając palce w jego pierś.
Nie mógł tego wytrzymać zbyt długo… choć starał się. Widziała jak walczył, by wytrzymać tą słodką torturę. Ale był zbyt młody i niedoświadczony. Spełnienie dla niego przyszło szybko. Jęknął głośno wyraźnie zawstydzony tą sytuacją.
Kathil pochyliła się ponownie, wciąż więżąc go w swym ciele.
- Popatrz na mnie - całowała jego podbródek.
Jego dłonie pochwyciły jej piersi, gdy była pochylona masując je i ugniatając. Wędrowały znanymi jej szlakami, zaczepiając czasami kciukiem o szczyty. Wesalt instynktownie zaczęła wiercić biodrami, gdy poczuła że smok znów budzi się w jej jamie. Ach ten młodzieńczy wigor.
Rozkoszowała się nim. Jego brak wprawy szybko ustępował pod delikatnym kierownictwem i Kathil z uśmiechem stwierdziła, że Ortus ma talent. Spędziła z nim namiętne chwile, pokazując i ucząc go tajników kobiecego ciała. Jej ciała. Czerpiąc radość z intymności, jaka się między nimi zrodziła, przypominała sobie swe pierwsze kroki w sypialni. W końcu wtuliła się w ramiona męża. Sama zmęczona po namiętnych nocach i swej drugiej już “nocy” poślubnej. Gładziła tors Ortusa, przesuwając stopą po jego łydce. Od czasu do czasu zostawiała drażniące pocałunki na jego obojczyki i szyi. Przyglądała się jego profilowi, gdy leżał z zamkniętymi powiekami.
- Chcesz spać? - spytała cicho.
- Nie…- mruknął Ortus uśmiechając lekko. Sięgnął dłonią na oślep, palcami przesuwał po wewnętrznej stronie jej uda.- Następnym razem… sam do ciebie przyjdę i zdobędę. Nie będziesz musiała mnie prowadzić… wiesz?
- Wiem - w jej głosie słychać było uśmiech i dumę. Podobała jej się jego ambicja i chęć wykazania się w jej oczach. - Jak mąż, tak? - pocałowała wnętrze jego nadgarstka.
- Jak nocny kochanek… z kwiatem w zębach i niecnymi planami.- odparł Ortus sam rozbawiony tym konceptem.- Taaak… Nigdy nie miałem okazji się przekonać, jak to jest z tymi romansami. Jako mąż też przyjdę…
- Będę czekać - zachichotała cicho wtulając się wygodniej. Był słodki do bólu i taki… orzeźwiający, naturalny po tych wielu gierkach i kochankach lubujących się w meandrach kokieterii. Uniosła się na łokciu i popatrzyła na niego:
- Ortusie… Skoro mowa o przychodzeniu… ruszymy odzyskać Twój majątek?
- Chciałem to zrobić później… za dwa lata. Gdy zmężnieję… zrobić to sam.- mruknął jak cicho młodzian speszony jej słowami.- To moja sprawa. Nie powinienem cię w to wciągać. To by było nieuczciwe. Zresztą… nie chcę by ci się stała krzywda z powodu moich problemów.
Dziewczyna pocałowała go.
- Pomyślałam, że szkoda by było nie wykorzystać elementu zaskoczenia - przesunęła opuszkiem kciuka po jego wargach. - Możemy pojechać i sprawdzić w jakim stanie jest majątek. Jak wiele strat spowodowali Twoi wujowie i zapobiec kolejnym. Po Cristobalu i jego długach wolę takie sprawy załatwiać wcześniej niż później. Co myślisz? - ciekawa była jego osądu, chciała przekonać się jakim torem on sam zwykł rozumować.
- Oni… zabili mojego ojca… zabili moją matkę.- westchnął z gdzieś tam utajoną nutką gniewu. Widać już dawno się pogodził z ich śmiercią. Jego dłoń ześlizgnęła się z jej uda i palce muskać zaczęły delikatnie wrażliwy punkcik jej łona. Sam też nabierał “ochoty”... powoli.
- Wujowie Archibald i Bertold nie cierpią się wzajemnie, ale potrafią jednoczyć siły. Są… bezwzględni.- mruczał nie przestając prób rozpraszania uwagi Kathil swoimi palcami.- Jeśli pojedziemy tam, by odebrać… mój majątek. Nie wyjedziemy z tej okolicy żywi.
- Nie pojechalibyśmy sami … kochanie - skubnęła ustami jego ucho i zacisnęła palce na budzącym się dowodzie zainteresowania delikatnie prowokując.- Jeżeli się nie cierpią, to można to wykorzystać. Nie mam zamiaru jechać na pewną śmierć, ale Ty masz wszystkie informacje, które mogą pomóc w dopełnieniu … zemsty - zacisnęła dłoń mocniej, by podkreślić to słowo - i odzyskać co Twoje. - ukąsiła jego pierś namiętnie.
- Ostatni raz widziałem wujów, gdy miałem… dziesięć lat.- jęknął cicho Ortus otwierając oczy i zerkając wprost w oblicze Kathil.- Od tamtej pory… ich… nie widziałem.
Sięgnął palcami niżej, powoli zaczął zdobywać wrota rozkoszy muskając Kathil tak jak lubiła. Nie zamierzał tylko brać rozkoszy… Miał ambicję by uczynić swą żonę dumną ze swego męża i wprost uzależnioną od jego pieszczot.- Nie wiem co planujesz, ale nie możemy otwarcie domagać się tego co mi się należy.
- A ja mogę… - przymknęła lekko oczy czując jego pieszczotę - się domagać... - przycisnęła biodra do jego dłoni - ...mężu? - spytała dwuznacznie, patrząc mu w oczy.
- Wolałbym… żebyś wyszeptała do uszka… swe życzenie.- westchnął uśmiechając się łobuzersko.- Żebym wiedział… jak je spełnić.
- Jeśli taka jest wola mego męża - Kathil podjęła grę i spuściła wzrok jak wzorowa i cnotliwa żona. Po czym wyciągając się nieco by móc szeptać do jego ucha wyjawiła w niezwykle lubieżnych słowach co i jak chciałaby by uczynił. Jak chciałaby poczuć jego usta na swej kobiecości, pieszczotę palców i lekkie ukąszenia. Odsunęła się nagle ponownie ze skromna minką i roześmiana popatrzyła na Ortusa.
- Więc czy spełnisz mą prośbę, małżonku? - mrugnęła okiem zalotnie.
- Wiesz dobrze, że tak…- mruknął Ortus siadając wpierw na łożu, a potem klękając u jej stóp. Z nabożną niemal czcią rozchylił jej nogi na bok i zanurkował głową w dół. Wkrótce Kathil poczuła delikatne i leniwe muśnięcia języka na swym podbrzuszu, tak jak i wodzące po nim palce.
- Wolałabym, abyśmy się tam udali incognito wpierw… pamiętam, że matka się ich bała.- mruczał wodząc językiem po skórze dziewczyny, a od czasu do czasu zadziornie kąsając jej uda.
Kathil mruczała z przyjemności pod jego dotykiem, sama muskała swoje piersi. Od czasu do czasu prowadziła go wypychając lekko swe biodra, lub dociskając lekko dłońmi jego głowę.
- Incognito ...brzmi - mruczała i oddychała nieco szybciej - ...jak dobry pomysł. Możemy…- wciągnęła powietrze -... możemy zabrać niewielki oddział zbrojnych do ochrony. - wygięła się przy pieszczocie i spojrzała w dół na Ortusa między swymi nogami - Logana i Ashkę - poczuła jak uda jej lekko drżą.
- Ashka mnie przeraża… patrzy na mnie wygłodniałym spojrzeniem.- mruknął ironicznym tonem Ortus i dodał.- A teraz.. sięgnę dalej.
I głębiej… językiem wtargnął do niej delikatnie i badawczo, pomagając sobie przy tym palcami. Jakby chciał mieć pewność, ze każda jego zabawa ją usatysfakcjonuje, bo to powinność męża, prawda? Nie była. Ale z tego młodzian nie zdawał sobie sprawy. I chyba mało dbał o to.
Kathil chwilowo przestała chcieć planować wyjazd. Zamiast tego skoncentrowała się na jego dotyku i jęknęła głośniej, gdy nasilił i pogłębił pieszczotę. Poruszyła lekko biodrami, jakby prosząc o jeszcze. Kto by pomyślał, że to taki nieoszlifowany diament.
Ortus zaś pieścił powoli i z wyczuciem, tak jak go wyuczyła. Język i palce grały na strunach jej nerwów rozpalając rozkosz w całym jej ciele, mocną i gwałtowną. A przecież on sam drżał, coraz bardziej gotów do zdobycia jej ciała i zatonięcia w rozkoszy zbliżenia. Ale wpierw… wiedziała, że chce usłyszeć ten szczególny jęk, poczuć pod palcami to szczególne drżenie. Doprowadzić Kathil do spełnienia, zanim ją posiądzie nie dając jej chwili wytchnienia. Był wszak młody… i mimo swych ambicji, niecierpliwy.
Czując jego potrzebę sięgnęła dłonią, by pomóc mu i wzmocnić pieszczotę, nie odbierając mu jednak chwały zwycięzcy podboju. Jęknęła głośno i głęboko, dysząc z przyjemności i pociągnęła go na siebie, oplatając jego biodra nogami. Rozpalona, pocałowała go namiętnie smakując swą rozkosz na jego ustach:
- Szybko, mężu… szybko i mocno - uśmiechnęła się lubieżnie. Wiedziała, że to będzie
coś nowego dla niego - proszę… - wyszeptała do jego ucha.
Ortus pocałował ją namiętnie, a potem szyję jej i obojczyk.Po pierwszym pocałunku Kathil poczuła ten przyjemny gwałtowny napór w swym wnętrzu. I rozkoszną obecność swego młodego małżonka. Już się nie wahał, jego ruchy bioder były pewne i szybkie i gwałtowne. Podobnie jak pocałunki na szyi i dłonie zaciskające się na jej biuście.
Kathil poruszała się pod nim w tym samym rytmie, wychodząc na przeciw wzbierającej w jej ciele rozkoszy.
Otuliła jego plecy rękoma przytrzymując go blisko siebie i zagryzając lekko skórę na jego ramieniu.
Szeptała cicho jego imię w rytm jego uderzeń i wiła czując budujące się w niej napięcie. Przesunęła dłonie na jego pośladki i mocno zacisnęła, wbijając pięty tuż poniżej. Całowała go namiętnie, mrucząc i jęcząc wprost w jego usta.
Czuła jego ciepły oddech, jego wargi drżały z trudem mówiąc jej imię. Biodra przyspieszyły na gwałtowności, a dłonie zacisnęły się mocno na piersiach. Kolejne pchnięcia Kathil czuła całym ciałem, tak i jego drżenie… Zbliżali się, mocno, intensywnie… razem. Noce zapowiadały się więc ciekawie. Jeśli nabierze pewności siebie… ciało Wesalt wygięło się w łuk nie wytrzymując nadmiaru doznań. Podobnie jak on. Doszła krzycząc? Może… nie zauważyła. Ale poczuła jego eksplozję w sobie. Dyszał leżąc głową na jej piesiach. Zmęczony… ale zasłużył sobie na tą nagrodę.
Zmęczenie Kathil również brało górę nad jej ciałem. Po dłuższej chwili z pomrukiem odwróciła się do męża tyłem i wtuliła całym ciałem, splatając swe nogi z jego. Po omacku sięgnęła po okrycie. Ucałowała jego dłoń.
- Chwilka drzemki? - wymruczała cicho.
- Mała chwilka…- odparł butnie całując szczyt lewej piersi swej żony i dodał żartobliwie ziewając lekko.- Jakim cudem… ktoś może wyjść… z twojej sypialni. Ja bym jej nie opuszczał.
- Au, brutalu! - jęknęła i plasnęła dłonią jego udo - Poczekaj, rzucę Cię na pożarcie Ashce. - zagroziła ze śmiechem.
- Jeszcze cię stąd nie wypuściłem…- mruknął cicho tuląc do niej mocniej swą głowę i zasypiając.-... żonko.


Po krótkiej drzemce Kathil przebudziła się. Dziwne uczucie… budzić się z kimś śpiącym obok. Dawno tego nie doświadczała. Zazwyczaj po upojnych chwilach opuszczała kochanków lub też oni… opuszczali ten padół. Pogładziła ramię Ortusa i wybudziła go ze snu w najprzyjemniejszy sposób. A potem … dużo później … zaczekała aż znowu zapadnie w sen i wymsknęła się z komnaty, by przejść do swej sypialni, odświeżyć się i zaplanować dalsze kroki. Zapadał powoli wieczór więc nie ubierała się formalnie - nie widziała powodów na upinanie gorsetu i innych ozdób. Została jedynie w białej, prostej sukni i spiętymi lekko włosami.
Przeszła do swego gabinetu i przywołała służbę z posiłkiem i napitkiem i przy biureczku rozpoczęła pisanie listów. Poskubując jedzenie, zamoczyła końcówkę pióra i rozpoczęła.

List do Oweny:


Moja droga Oweno,

Spieszę z niniejszą wiadomością, zmartwiona i zaniepokojona Twym nagłym opuszczeniem przyjęcia. Przyjmij me najserdeczniejsze wyrazy współczucia za zaistniały na przyjęciu incydent. Nigdy nie dowiesz się więcej o męskim gatunku, niż w sytuacjach tak dyskretnych! Niezwykle mi przykro. Mam nadzieję, że nie wzięłaś sobie jednak tego zdarzenia zbytnio do serca i pozwolisz zaprosić się na niewielki poczęstunek w najbliższym czasie.
Byłoby mi oraz memu mężowi niezwykle miło powitać i ugościć Cię ponownie.


Z wyrazami szacunku - zaniepokojona sąsiadka i przyjaciółka,
Kathil Wesalt





List do Jaegere:

Mój drogi,

Sprawy rodzinne zmuszają mnie do wyjazdu, który może potrwać około jednego dekadnia. Powiadomię Cię o swym powrocie aby kontynuować nasze rozmowy.

Z wyrazami szacunku,
Kathil Wesalt




List polecający

Ja, Kathil Wesalt, baronessa Vandyeck, poświadczam, że przedstawiający niniejsze pismo, działa na moje zlecenie, aby zabezpieczyć oddział 6 zbrojnych i wyszkolonych ochroniarzy na okres minimum jednego dekadnia.



Wysłała również już nie przez posłańca zlecenie Loganowi śledzenia i zbierania informacji na temat Danirisa Riedeca.



Kathil skończyła redagowanie pism i w skupieniu przyjrzała się im ponownie. Następnie wysuszyła atrament i zawinęła i zalakowała dokumenty.
Kolejne na liście było przygotowanie rodowych akt dla Condrada. Zapowiadał się pracowity wieczór.
Drzwi do jej komnaty otworzyły się nagle i przeszła przez nie ciocia Mea. Półelfka zamknęła za sobą drzwi mówiąc.- Skaranie boskie z tym twoim Condradem. Kto by pomyślał, że potrafi być w łóżku taki… wyczerpujący. Czy to nie jest już wiek, w którym mężczyzna winien przystopować swój apetyt?
Kathil odwróciła się do Mei:
-Moim? On nie jest mój. Inaczej bym nie wpychała Ci go do łoża - zaśmiała się nieco, popijając z kielicha i przesuwając świecznik by zrobić miejsce na biurku na papiery. - Wina?
- Masażu!- krzyknęła cicho półelfka, usiadła na łożu i ostrożnie zsunęła swą suknię z ze swych ramion.- Kark proszę i barki. Wina… już dość się opiłam. Na przyjęciu, na którym ty mnie zostawiłaś z tym… satyrem. Myślałam, że młodzika szybko wykończysz, a potem wrócisz do nas.
Kathil roześmiała się:
- Miałam dużo zajęć przez ostatnie noce, musiałam odpocząć - wspięła się na łoże za
Meą, po drodze nabierając nieco zmiękczającego oleju na dłonie. Odsunęła lekko włosy cioci i rozpoczęła powolny lecz silny masaż. - Nie chcesz się położyć? Odpocząć? - wprawnymi ruchami rozluźniała napięte sploty mięśni na spiętym karku opiekunki. - Goście pojechali?
- Bo zasnę… - odparła zmęczonym głosem Mea i dodała.- Goście pojedli, popili i pojechali… a ten twój satyr w końcu dał się zaciągnąć do ogrodu… i za delikatna chyba jestem już na takich mężczyzn. Ostro mnie wyobracał. Było przyjemnie, to przyznać muszę.
- To zaśnij, należy Ci się, kochana. Tak, lubi ostro grać. To dobrze… z jednej strony. Z drugiej… nie wie z kim zadziera. - zachichotała pod nosem. - Ale cieszę się, że spędziłaś miło czas. -nacisnęła szczególnie mocno napięte pasmo mięśni i uśmiechnęła się na cichy jęk ulgi Mei.
- Wolę delikatniejszych kochanków i kochanki.- mruknęła półelfka uśmiechając się ironicznie.- Mam już swoje lata kochanie, choć elfia krew sprawia, że nie wyglądam tak staro.
- Zatem spodobałby Ci się mój małżonek - Kathil pochyliła się do ucha Mei, wymieniając pikantne szczegóły “nocy” poślubnej z cichym śmiechem zadowolenia.
- Podeślij mi go za pięć lub osiem lat, kochanie.- zaśmiała się w odpowiedzi Mea i pogłaskała pieszczotliwie dłoń swojej wychowanicy.- Na razie jest trochę za młody jak na mój gust. Ale cieszę się, że tobie się podoba. Zatem jesteś wielce zadowolona z tego całego ożenku?
- Sprytne… już będzie umiał wszystko co umieć powinien. - pociągnęła kobietę lekko za ucho ze śmiechem i westchnęła - Na razie …. jednak za chwilę zacznie się najtrudniejsza część. Odzyskanie majątku Ortusa.
- Ach… jesteś pewna, że chcesz się w to pakować?- zadrżała lekko i mruknęła dając prztyczka w nos swej podopiecznej.- Mówiłam ci że szpiczaste uszy u elfów i półelfów są szczególnie wrażliwe na pieszczoty?
- Nigdy! - Kathil wykrzyknęła cicho z udawaną powagą kryjąc psotliwy uśmieszek - Chcę chociaż zobaczyć na własne oczy co tam się dzieje. Pojechać, sprawdzić i być może nająć jakieś oczy i uszy. By móc dalej planować. Ortus chce sam odzyskać majątek, “gdy zmężnieje” - w głosie dziewczyny zabrzmiały lekkie nutki … dumy?
- Kochanie nie pozwól mu na to.- mruknęła w odpowiedzi Mea.- Mężczyźni nie mężnieją, tylko głupieją z czasem. Lepiej to załatwić wspólnie… a ty…- sięgnęła do tyłu i pieszczotliwie musnęła dłonią udo Wesalt.- Znajdziesz sposoby by go przekonać, lub udobruchać po fakcie.
- Nie ruszaj się - ofuknęła półelfkę - zepsujesz efekt rozluźnienia…
- Nie zamierzam, rzucanie się w pojedynkę to błąd. Ale może jest coś w tym, aby poczekać nieco. Niech się wujowie zestarzeją bardziej. W między czasie, można … wiele rzeczy załatwić bez przemocy. Przygotować grunt. Ponapuszczać ich bardziej na siebie. - przesunęła dłonie na ramiona Mei i powiodła je po łopatkach i wzdłuż kręgosłupa. - Połóż się, cioteczko.
- Skarbie… robisz mi masaż, a nie układasz włosy.- westchnęła wstając i zwinnymi ruchami, zsunęła całkiem suknię do pasa. Tam były dwie sprytne zapinki, których rozpięcie sprawiło, że tkanina opadła odsłaniając gorsecik, bieliznę, podwiązki i pończoszki. Bardzo… pikantny zestaw bielizny. Ale Mea nie nosiła nigdy innych rodzajów.
Zabrała się za rozwiązywanie gorsetu mrucząc.- Mam nadzieję, że ululałaś Ortusa równo. Biedaczek mógłby sobie pomyśleć nie wiadomo co, gdyby teraz wszedł.
- Gorzej jakby mu się spodobał pomysł - mrugnęła Kathil sięgając po więcej oleju.
- Jest młody i ambitny… z pewnością by mu się spodobało.- rzekła Mea z jękiem ulgi uwalniając swój biust od okowów gorsetu. Położyła się na brzuchu opierając podbródek na na dłoniach.- I Ashce pewnie też.
Kathil uklękła nad udami Mei i podwinęła rękawy swego domowego wdzianka. Ułożyła dłonie na biodrach Mei, kciukami skierowanymi w stronę kręgosłupa. I nacisnęła używając siły ramion i ciężaru swego ciała, mocno rozluźniając zbierające się w tej części ciała napięcie. Podstawami dłoni rozprowadzała olej na skórze Mei by masować stanowczo, niosąc ulgę i przyjemne rozleniwienie. Przez chwilę pracowała w ciszy i skupieniu, by stopniowo zamieniać mocniejszy nacisk na czułe muskanie, przynoszące błogostan.
Odpowiedzią były zmysłowe pomruki Mei i od czasu do czasu wiercenie się pupą. W końcu półelfka zapytała.- Masz już plan jak podejść krewnych twego męża?
- Jeszcze nie, to wszystko dzieje się bardzo szybko. Muszę zobaczyć sama co to za ludzie. Na razie odsunęłam od siebie widmo zostania własnością Condrada. A jeszcze pozostaje mi kwestia negocjacji z frakcją spoza Sembii. Wyszkoliłaś mnie bardzo dobrze, ale czasem potrzeba więcej czasu - zaśmiała się i dała lekkiego klapsa w wiercącą się pupę Mei i skoncentrowała się nad masażem wyższych części ciała półelfki. - Co do Ashki, cóż, pozostawię to bez komentarza. - zaśmiała się.
- Jaegere jest chyba dość ostrożny, więc masz czas by rozwinąć tą sprawę bez pospiechu. Jeszcze nie ma u mnie tych mazticańskich niewolnic.- westchnęła i pokręciła znów pupą.- Te klapsy… przypominają mi o chwilach z Condradem.
- Wygląda to na jego “markowy” ruch - zachichotała baronessa mając na myśli seniora rodu - Niewolnice będą za jakieś 3-4 dekadnie. Przecież wspominałam o tym ...przedwczoraj - musnęła dłońmi żebra i boki piersi Mei by powrócić do jej ramion i zjechać dłońmi wzdłuż kręgosłupa zataczając wielkie, powolne koła.
- No właśnie… jemu się nie spieszy. Więc Jaegere to sprawa… przyszłości.- stwierdziła Mea relaksując się i rozluźniając pod dotykiem wychowanicy.- Nam też nie musi.
-Mmmm - zamruczała Kathil - zobaczymy. Na razie pojadę do majątku Ortusa. Potem muszę popilnować Condrada. Zastanawiałam się… - zawahała się - … jeszcze nad jednym posunięciem, ale wolałabym to zostawić na sam koniec.- powiedziała mocno zamyślona - Przód?
- Jakim to posunięciem?- mruknęła Mea posłusznie odwracając się przodem i odsłaniając swe krągłe, acz dość małe piersi, poznaczone znakami namiętności Condrada. Zerknęła wprost w oczy Kathil.- Kochanie możesz mi mówić wszystko.
- Wiem, Meo, wiem. To nie brak zaufania, raczej brak… przekonania do samego pomysłu. - zaczęła wcierać olej w obojczyki i piersi półelfki delikatnymi ruchami - W związku z tym, chyba jeszcze nie czas o nim mówić. - uśmiechnęła się czule do leżącej pod nią kobiety.
Półelfka odruchowo naprężyła ciało, zmysłowo prezentując swój biust i mrucząc z zadowoleniem niczym kotka.- Masz cudowne dłonie kochanie.
Przymknęła oczy dodając.- I jesteś okropna… najpierw budzisz mą ciekawość, a potem wycofujesz się rakiem igrając z nią.
-Już zapomniałaś? - fuknęła oburzona Kathil - No wiesz? - szczypiąc Meę w szczyt lewej piersi - Jak mogłaś! - przesunęła zewnętrzną częścią dłoni po brzuchu opiekunki.
- To naprawdę nic ważnego. Zrelaksuj się i nie strosz się cioteczko. - dodała z uśmiechem.
- Łatwo… ci mówić, to nie ty jesteś… tak pieszczona.- mruknęła wystawiając czubek języka.- Nie pobudzaj moich zmysłów, by mnie strofować, że się nie relaksuję.
I westchnęła.- Ale ten pomysł… ten nic nie ważny pomysł cię jednak dręczy, prawda?
- Na razie to ledwo szkic pomysłu, nie ciągnij mnie za język. Powiem gdy będę gotowa.- Kathil osunęła się niżej i cmoknęła skórę koło pępka, przesunęła dłonie masując biodra i uda Mei. Następnie usiadła na łóżku i ujęła jedną ze stóp półelfki i rozpoczęła masaż podbicia i palców, cienkich, eleganckich kostek i z powrotem podbicia. To samo zrobiła z drugą stopą i odsunęła się. - Prześpij się - wstała i pogładziła Meę po głowie, całując ją czule w czoło. Okryła opiekunkę.
- Na łóżku się zmieszczą dwie osoby.- mruknęła półelfka zasypiając.
- Dołączę nieco później, kochana. Muszę przygotować… w zasadzie… - ułożyła się koło Mei, wtulając ciasno i moszcząc z cichym westchnieniem. Liznęła psotnie szyję półelfki i zamknęła oczy. Papiery mogły poczekać do rana.
 

Ostatnio edytowane przez corax : 04-12-2015 o 08:37.
corax jest offline