Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-12-2015, 08:36   #21
corax
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację

Podróż do Ordulinu z Ortusem trwała dość krótko, jak zwykle zresztą. Ich majątek leżał wszak dość blisko stolicy. Wyprawa do majątku męża miała potrwać dłużej i być bardziej niebezpieczna. A Logan miał załatwić ochroniarzy… zdołał sześciu. Za to jakich.
Trójkę wojowników, rosłych i dobrze zbudowanych, uzbrojonych po zęby i prawdziwe góry mięsa. Wśród nich była kobieta lubująca się w halabradzie, ale o jej płci świadczyły jedynie delikatniejsze rysy twarzy i biust widoczny pod kolczugą. Głos miała męski, postawę oraz zachowanie.
Iriana, bo tak się nazywała walczyła razem z Godrhalem, twardym topornikiem dyscyplinarnie wywalonym z Cormyrskiej armii. Iriana jednak zaręczała, że będzie się słuchać, podobnie jak Lhass, olbrzymi gladiator z Dambrath… tak twierdził, ale znał tylko podwspólny i drowi migowy więc Iriana była jego tłumaczką. W sumie nie miało nie miało znaczenia, skąd był, ale jak wyglądał. A ciemnoskóry walczący dwuręcznym mieczem mężczyzna robił wrażenie. Tak jak i jego blizny. Niektóre pochodziły od pejcza i… kojarzyły się z ulubionym orężem kapłanek Loviatar.
Jeszcze ciekawską parą byli zwiadowcy, dwa półelfy i człowiek pochodzące z okolic Silverymoon Teorven i Marthil, bladolice i zarośnięte półelfy, były ponoć rodzeństwem i mistrzami mieczy. Towarzyszący im łucznik Draven, skryty i bardzo cichy mężczyzna osłaniał ich tyłu. Obie grupki były najwyraźniej zgrane ze sobą. Czy będą zgrane razem? Czas pokaże. Oprócz nich Kathil miała jeszcze Logana i… Ashki niestety nie. W tak gorącym czasie jaki zapanował w stolicy, elfka chciała mieć rękę na pulsie. Pozostało jeszcze załatwić parę innych drobnych spraw w mieście, zabrać Yorrdacha i można było ruszać.

Po zapoznaniu się z najemnikami i odbiorze Yorrdacha, Kathil wydała rozkaz do wymarszu.
Obecnie jedynym jej zmarwieniem był… Ortus. Nie była pewna jak młodzik poradzi sobie po pierwsze z wyprawą, a po drugie ze spotkaniem z wujami. Będzie to na pewno ciężki okres dla niego. Aby zająć czymś jego myśli poprosiła aby przypomniał sobie tak wiele szczegółów na temat wujów jak to możliwe.
Z Loganem i Yorrdachem ustaliła, że po przyjeździe na miejsce trzeba się będzie albo podzielić na mniejsze grupki albo wjeżdżać do miasta pojedynczo. Druga opcja mogła zwrócić mniejszą uwagę na taką specyficzną grupę ale zdecydowanie podobała się jej mniej.

Jej plan zakładał wjazd do miasta, spędzenie tam kilku dni i rozeznanie się w sytuacji i nastrojach ludu, a w zależności od wyników obserwacji, oficjalną wizytę u wujów. Młoda para wioząca podarki dla rodziny i tak dalej…
Pomimo obaw o męża, Kathil cieszyła się na wyprawę. Ostatnia jej “robocza” wyprawa była jakby wieki temu.
Podróż miała zająć dwa dni… bo tyle czasu wymagało dotarcie na prowincję. Ochrona miała konie, ale Kathil miała karocę którą dzieliła z Ortusem i Yorrdahem. Przy czym maga mogła wysłać na kozła koło woźnicy.
Ortus zaś niewiele mógł powiedzieć na temat Archibalda i Bertolda. Pamiętał tylko tyle że wydawali mu się zimni, nieczuli i fałszywi. Za to nieco lepiej pamiętał okolicę.
- Wujowe mają rozległe majątki ziemskie i kontrolują kilka wsi. Majątek mego ojca wraz z zamkiem leży pomiędzy nimi.- wyjaśniał zamyślony. - U zbiegu dróg z trzech majątków leży Bragstone, wolne miasto… w teorii, w praktyce jest kontrolowane przez nasz ród. Tam się zatrzymują wszelkie karawany kupieckie. Tam jest karczma.
-Hmmm… ciężka lokacja, jak kość pomiędzy zwaśnionymi psami. - mruknęła Kathil - Dobrze, zatrzymamy się w karczmie w Bragstone, ale najpierw wyślemy tam wcześniej kogoś na zwiady. Nie było Cię tam 7 lat, nie wiadomo co się tam pozmieniało. Czy Twoja matka miała jakiś zaufanych ludzi? Zauszników? Pamiętasz kogoś takiego?
- Miała kapitana straży Pathrausa i może kapłan Lathandera ze świątyni w mieście .-zamyślił się młodzian. - Innych nie pamiętam. Ostatnie wieści Pathraus przesłał przez właśnie świątynię Lathandera. Nie wiem czy jeszcze żyje.
- To może być nasz pierwszy krok po przyjeździe. Sprawdzić czy któryś z nich jeszcze żyje. I czy wiedzą o innych wiernych pamięci Twej matki, którzy skłonni by byli do pomocy. Eh szkoda, że się goliłeś. Ale…. - spojrzała krytycznie na męża - … wyrosłeś, zmieniłeś się. Nie powinieneś zwrócić od razu na siebie uwagi. Pamiętaj o kapturze - uśmiechnęła się lekko.
- Masz już wymówkę na pojawienie się w mieście? Na pewno obaj wujowie mają tam swoich… szpiegów.- mruknął ponuro Ortus.
- Nie martw się tak bardzo. - pocieszała młodziana - Dlatego najpierw zrobimy zwiad, a dopiero po sprawdzeniu sytuacji, ustalimy wspólną wersję po co przyjechaliśmy. No oficjalny powód. Myślę, że nie trzeba strasznie kolorować. Przyjechaliśmy odwiedzić rodzinę i świętować nasz ślub.
- Lepiej sypiać u wujów ze sztyletem pod poduszką.- mruknął Ortus uśmiechając się. Zerknął na znudzonego Yorrdacha i ostrożnie położył dłoń na udzie żony wodząc palcami po nim przed suknię.- Nie wiem czy tam będę… miał ochotę do świętowania. Ale po drodze jest jeszcze duża karczma.
- Myślę, że ze sztyletami też coś wymyślę. - położyła swoją dłoń na jego - Nie musimy “świętować”. Ortusie… - zawahała się i odwróciła jego twarz do swojej - … może się zdarzyć, że w kontaktach z wujami… będę musiała wykorzystać swoje zdolności przekonywania. Nie możesz wtedy utracić spokoju, dobrze? Inaczej cała szarada może runąć. - popatrzyła uważnie mężowi w oczy.
Przez chwilę markotniał pod jej słowami. Po czym westchnął.- Od początku wiedziałem, że to nie będzie normalne małżeństwo. Ale… uważaj, to nie są dobrzy czy uczciwi ludzie.
- Będę się strzegła - pokiwała głową, przyjmując jego ostrzeżenie. - Zobacz, mam też
jego - kiwnęła żartobliwie w stronę maga siedzącego z nonszalancką miną - Logana i sztab najemników. - Ciebie mam też. - mrugnęła okiem.
Gdy tak rozmawiali, Yorrdach przysypiał powoli, toteż Ortus odważył się cmoknąć usta Kathil a potem szyję. Po tym co robili w trójkę w sypialni, młody mąż… zyskał trochę pewności siebie… i apetytu.
Kathil postanowiła poprosić Yorrdacha o przysypianie na koźle i wykorzystać kołysane karocy do uspokojenia Ortusa.
Pojazd się zatrzymał, Yorrdach opuścił go, by marudząc wdrapać się na kozła obok woźnicy i znów ruszyli. Ortus w tym czasie odwiązał zasłonki ukrywając wnętrze karocy przed ciekawskimi spojrzeniami najemników.
Tym razem ich zbliżenie i celebracja małżeństwa była pozbawiona delikatności i cierpliwości. Kathil gwałtownie rozsznurowała troczki w swej bieliźnie, ponaglając Ortusa do zrobienia tego samego. Popchnęła młodziana, przesuwając jego biodra bliżej krańca siedzenia i unosząc spódnicę, wypinając pupcię dosiadła tyłem. Gwałtownie, bez gry wstępnej, szybko, pozbawiając tchu i jego i siebie samej.
Zaskoczyła go tym. Właściwie… z początku nie bardzo wiedział co zrobić. Na szczęście kołysząca się na koleinach karoca robiła to za niego. A po chwili szturmowana od dołu Kathil poczuła jego usta na swej szyi całujące raz po raz jej skórę. I dłonie drapieżnie ściskające jej biust przez gorset.
Oparła dłonie na jego kolanach i pozwoliła mu podziwiać widoki: jej kobiecości pochłaniającej jego oręż co i raz. Pośladki poruszające się przy każdym ruchu. Wygięła się lekko w łuk wystawiając piersi na jego pieszczoty. Prowadziła ich oboje zdecydowanie na skraj wytrzymałości.
Ortus dyszał coraz bliższy eksplozji. Ona sama też obejmując ciałem swym pal rozkoszy kochanka i czując jego zaborcze dłonie mogące jedynie masować jej ciało przez ubranie. Ale na wszystko wszak przyjdzie czas. W karczmie niewątpliwie zajmą wspólny pokój, a póki co jeszcze kilka ruchów bioder, jeszcze odrobinka… jeszcze… pukanie w drewno karocy. Zasłonka lekko się uchyliła i do wnętrza zajrzała Iriana. Na zastany widok uśmiechnęła się nieco cynicznie. Przesunęła spojrzeniem po obu zaskoczonych kochankach i rzekła.
- Wybaczcie państwo, ze przeszkadzam w zabawie, ale mamy problem… zator na drodze.-
Kathil niezbyt zrażona aczkolwiek rozczarowana kiwnęła głową:
-Zaraz będę. - kiwnęła głową Irianie.
Odczekała aż kobieta odejdzie i powoli uwolniła Ortusa.
-Hm… ani chwili spokoju - zaśmiała się choć jej ciało protestowało. Poprawiła ubiór i spojrzała na młodego mężczyznę. - Może to ...zaostrzy nasze apetyty?
- Czy i ty miałaś wrażenie, że Iriana czerpała satysfakcję z podglądnięcia nas?- zapytał Ortus chowając swój oręż w pełnej gotowości.
- A kto by nie miał, kochany? Młodzi jesteśmy. Inaczej by sprawy się miały gdybyśmy mieli kilkadziesiąt lat więcej na karkach, zmarszczki i wielkie brzuchy. - zaśmiała się i ruszyła ku drzwiom by rozpoznać sytuację.
Ortus zaś za nią, był wszak jej mężem i nie miał jeszcze powodu by ten fakt ukrywać.
Droga zaś okazała się zastawiona wozami. Z jednej strony wozik akrobatów i artystów. Z drugiej karoca jakiegoś kupca czy szlachcica. I to właśnie ludzie tego kupca otoczyli akrobatów usiłując ich napaść.
-Co robimy ?- spytał Logan, gdy Kathil i Ortus zbliżyli się do niego.
Kathil pochyliła się do Ortusa:
- Rozpoznajesz herb na karocy? - spytała oceniając ilość napastników.
- To jakiś szaraczek… herb kupiecki, z kapustą…- zaśmiał się kpiąco Logan i dodał wzruszając ramionami.- Rozpoznaję szefa jego podwładnych. Longram… twardy półork i bezwzględny. Ale reszta jego ekipy to jakieś mendy żołnierskie, tyle że jest ich więcej niż nas.
- Logan, spytaj Longrama czy nie szuka nowego zlecenia. - stwierdziła Kathil oceniając odział półorka. - Można by go wykorzystać. Skoro pracuje dla podrzędnego kupca, to z pewnością perspektywa lepszego zarobku może go skusić. Jeśli chce gadać, daj znak.

W między czasie podeszła do Yorrdacha i Iriany i wydała wskazówki namiestnikom, aby byli gotowi do ataku, gdyby półork jednak nie chciał ubić interesu.
Ortus zaś trzymał się przy trójce zwiadowców, zerkając od czas do czasu na żonę. Tymczasem akrobaci widząc pojawienie się parki szlachciców z obstawą zaczęli krzyczeć o pomoc i zmiłowanie nad ich losem. Co wywołało oburzenie u samego kupca
Kurpulentny kupiec z rudą bródką okalającą jego szyję ruszył z Longramem i dwójką żołnierzy udaremniając tajne plany Logana.
- Niech się szanowni państwo nie dadzą nabrać tyyyymmm… oszustom i kanciarzom. To ja tu jestem poszkodowany, to moją krwawicą się żywili, gadziny przebrzydłe.- krzyczał głośno wskazując upierścieniowanymi palcami na artystów.- Domagam się tylko co moje!
Kathil wzniosła oczy ku niebu, jeszcze rolę sędziego ma brać?
- Cóż takiego uczynili, panie…. - zawiesiła głos mierząc spojrzeniem i kupca i półorka.
- Ci…. ci… dranie mamili mnie wielkimi zyskami z przedstawienia swych talentów w kolejnych miastach i… oszukali haniebnie. Bo cały zarobek zagarnęli dla siebie, mi wmawiając że ponieśli straty.- burknął kupiec.- Zapłaconą zaliczkę wpłacili, ale dywidendy już nie…
- Bo ją sobie dopisał później, wielmożna panienko.- odezwał się przywódca akrobatów.- Spłaciliśmy wszystko cośmy byli mu winni z nawiązką, ale to mu nie wystarczyło… chce zniewolić naszą małą trupę.
Kathil udała ogromne zdziwienie:
- Zniewolić? Cóż to za barbarzyńskie pomysły? - wyraziła swe naiwne oburzenie -
Mości kupcze…czyżeś pewien, że zniewolenie to dobry pomysł? Przecież to dodatkowe koszta i jeszcze nie przynoszące żadnych wymiernych korzyści. Swoje odsiedzą w lochu, a Ty, Panie, za to łożyć będziesz. Jestem pewna, że to jakieś nieporozumienie i na pewno można to rozwiązać w inny sposób - podchodziła bliżej do zagniewanego kupca. - A jak na nich naślesz swych zbrojnych, żeby ich poturbowali to co z tego Waści przyjdzie?
- Mężczyzn poturbuje… a kobiety sprzeda jako niewolnice. Gnida jedna.- krzyknął akrobata gniewnie akrobata, ale sam kupiec był rozpraszany gestami i słowami Kathil.- No…. to pięćsest szlachciców, … pewnie by rozwiązało sytuację.
- Pięćset szlachciców… - pochyliła się nieznacznie ukazując dekolcik - jesteś Panie pewien, że aż tyle? Ostatni akrobaci występujący u mnie i mego męża kosztowali znacznie mniej, a to było bliżej stolicy. - zrobiła niewielki dzióbek. - Coś mi się zdaje, mój panie - trąciła nos kupca kokieteryjnie - żeś nieco koszta zawyżył, hm? - uśmiechnęła się porozumiewawczo.- Tak myślę, że dwieście monet w tych okolicach stanowi godniejszą wartość.
Ortus podszedł i na moment odciągnął Kathil od negocjacji szepcząc cicho. - Zapłaćmy mu od razu, nie godzi się tak szafować ludzkim życiem, a co jeśli… się nie zgodzi? Rozlejemy krew na trakcie?
Tymczasem kupiec najwyraźniej się namyślał z kwaśną miną. Dwieście… nie było po jego myśli.
Kathil rzuciła Ortusowi ostre spojrzenie i wróciła do negocjacji:
- I cóż sądzisz, mój panie? Uda się nam dobić rozmów i spędzić milej resztę dnia bez
narażania się na szkody? - czarowała swym uśmiechem, sięgając do szyi by niby to poprawić włosy.
- Dwieście… pięćdziesiąt?- upierał się kupiec, podczas gdy najemnicy po obu stronach udawali rozluźnienie mierząc się nawzajem wzrokiem.
- Dobrze, niech będzie, twardy z waści negocjator. - powiedziała z krzywą minką i ociągając się. Dorzuciła jeszcze spojrzenie, które miało mówić o jej podziwie dla jego umiejętności. Skinęła na Logana. - Odwołasz panie swych ludzi i oddasz podpisany papier o kwocie w pełni spłaconej, prawda? - zamrugała ponownie z uśmiechem.
- No dobra… niech stracę.- odparł niechętnie kupiec.
Kathil klasnęła w dłonie jak mała dziewczynka i aż z radości przytuliła się do ramienia kupca.
Zaczekała na papier i rozkazy kupca, dając jednak sygnał Loganowi, by miał się ciągle na baczności.
-Mości akrobaci, proszę do naszej kompanii, porozmawiać musimy. - zawołała słodkim głosem do akrobatów. - podała kupcowi mieszek. - A waści niech fortuna sprzyja i prowadzi ku owocnym interesom. Szerokiej drogi. - odczekała aż kupiec ruszy, zanim podeszła do przywódcy akrobatów.
Kupiec zaczął się zwijać ze swoimi ludźmi, Logan udał się by porozmawiać z półorkiem, a akrobaci rzucili się do kolan Kathil całując ją po rękach. Była to barwna grupka, człowiek przywódca… młoda półelfka, krasnoludzki siłacz i gnomka.
Cieszyli się z uratowania skóry, tak jak Ortus ich szczęściem… choć zachmurzony był tym karcącym spojrzeniem. Jedynie Yorrdach narzekał na szybkie opróżnianie się funduszy przeznaczonych na wyprawę.
Kathil przyjęła podziękowania i zwróciła się do przywódcy:
- Jedziecie z Bragstone?
- Właściwie do Ordulinu, acz… możemy do Bragtsone.- odparł mężczyzna i przedstawił się.- Jestem zachwycający Calgiostro, mistrz akrobacji i ucieczek. Człowiek o elastycznym ciele.
- Taaak… niewątpliwie - powiedziała Kathil mierząc Calgiostra taksującym spojrzeniem od stóp po czubek głowy. - Dobrze, skoro zmiana trasy wam nie straszna, to zgodzicie się mi pomóc, prawda? - spojrzała na akrobatę uważnie.
- Jesteśmy waszymi dłużnikami pani.- rzekł szarmancko akrobata.
- Jesteście wszyscy cali? - spojrzała na pozostałą trójkę akrobatów i rozejrzała za Loganem.
- Tak pani.- mruknęła gnomka o bujnych brązowych włosach i wyróżniająca się strojem w postaci sukni okrywającej jej ciało. Musiała pełnić wyjątkową rolę w tej trupie, bo koło niej wił się cienisty wąż.- Jesteśmy cali dzięki waszej pomocy. Nie zdołali nam zdążyć wyrządzić krzywdę.
- Cieszy mnie to. Zatem jeśliście gotowi ruszajmy. - kiwnęła palcem na przywódcę. - Ty, zaś, Calgiostro, pozwól na słowo do karocy.
- Tak jest pani.- mężczyzna ruszył za nią, Ortus też próbował, ale Yorrdach go wstrzymał. Logan zaś wrócił bez półorka. Najwyraźniej Longram miał zawodową dumę, która nie pozwalała mu łamać raz zawartych kontraktów.

Kathil wsiadła do karocy, poczekała aż wsiądzie i akrobata.
- Calgiostro - rozpoczęła - będę potrzebować waszej pomocy. W zamian za te krótkie negocjacje - mrugnęła do mężczyzny. - Akrobacje i sztuczki kuglarskie to niewielka cena, prawda? - spojrzała uważnie na niego.
- Co pani sugeruje? O co prosi?- zapytał podejrzliwie mężczyzna i westchnął siadając.- Pewnie coś niezgodnego z prawem. My już takich rzeczy nie robimy.
- Nie, wszystko zgodne z prawem. Nie po to was ratowałam, aby wrzucać was do lochów. - poklepała uspokajająco jego dłoń - Potrzebuję się dostać niepostrzeżenie do miasta i zebrać informacje. Wasza trupa byłaby pomocna jako zasłona dymna. Zgodzisz się? - strzeliła w jego stronę swym uśmiechem...czarującym.
- Żaden problem.- stwierdził Calgiostro nachylając się ku biustowi Wesalt i stwierdził oceniając rozmiar jej piersi.- Od biedy chyba wciśniesz się w ciuszki Aranji. Co najwyżej przyciągniesz większą uwagę.
Kathil pogroziła mu paluszkiem na to bezpośrednie zapatrzenie się:
- O… wciskanie… - powiedziała dwuznacznie - się nie martw. Po drodze do miasta
jest karczma. Tam się zatrzymamy i dopracujemy szczegóły i wszelkie… pozostałe kwestie, człowieku o elastycznym ciele - dodała mrugając wesoło, nadal nieco rozbawiona tytułem.
- Tylko przyglądałem się okiem fachowca. Wątpię bowiem byś mogła występować w ciuszkach scenicznych Karriake, o Durbasie nie wspominając…. on występuje nagi od pasa w górę.- wyjaśnił z uśmiechem Calgiostro i wstał by wysiąść z karocy.
Kathil roześmiała się na jego komentarz i wyjrzała przez okno karocy:
- Loganie, ruszajmy! - kiwnęła na Ortusa.
- Zagniewałaś się na mnie.- mruknął młody mąż wsiadając potulnie do karocy, a ta po chwili powoli ruszyła, stając się częścią karawany cyrkowej.
- Ortusie… to były typowe negocjacje. On mówi A, ja mówię B i w końcu umawiamy się na C. Gdy ktoś negocjuje, nie przerywaj, bo to znak dla drugiej strony, że jest coś co może wykorzystać dla siebie. Zamiast 500 monet daliśmy połowę. Gdyby trzeba było zapłaciłabym i więcej, bo myślę, że więcej korzyści możemy mieć z akrobatów. Możemy się umówić, że jeśli masz mi coś ważnego do powiedzenia, dasz mi znak. Ale nie przerywaj ani nie odciągaj mnie od rozmów, dobrze?
- Too…- zmarkotniał nagle. Zamilkł. Znów zbierał się by coś powiedzieć.- Wybacz… po prostu ta sytuacja przypomniała mi… o matce… i ten oślizgły typek… był jak moi wujowie.
Westchnął ciężko i dodał.- To jak ci wynagrodzić to?
Kathil przytuliła się do męża:
- Rozumiem, ale postaraj się zachować zimną krew następnym razem - pocałowała go - Już Ty dobrze wiesz, jak mi wynagrodzić - mruknęła - aż tak mnie nie zwiedziesz. - uśmiechnęła się łobuzersko.
- Wiem, wiem…- mruknął Ortus podciągając nerwowym ruchem dłoni jej suknię.- Dobrze że nie zdołałaś założyć bielizny.
Ustami pieścił jej ucho szepcząc jej o tym jak ją będzie zadowalał w karczemnej sypialni. o swych ustach wędrujących po jej udach.
Kathil mruknęła z zadowoleniem, słuchając jego obietnic. W końcu mogli dokończyć to co jeszcze niedawno zaczęli.
Póki co, Ortus jedną dłonią oswobadzając swój oręż miłości, drugą sięgnął między uda żony sprawdzając palcami jak bardzo jej ciało jest spragnione kontynuacji.
Przy okazji spytał mimochodem.- A o czym rozmawiałaś z tym akrobatą?
W jego głosie była ciekawość, acz i odrobinka… zazdrości o nią.
- Och wiesz, omawialiśmy rozmiar mojego biustu i takie tam… - machnęła niedbale dłonią prężąc się pod dotykiem męża. Gotowa i niecierpliwa. Sama również sięgnęła dłonią, by zacisnąć ją na jego męskości.
- No… twój biust robi wrażenie…- mruknął Ortus i przycisnął usta do jej piersi, sięgając dłonią w głąb swej żony, palcami poruszał gwałtownie, a i pod jej dotykiem puchł z dumy.
- To… widzę - spojrzała zalotnie Ortusowi w oczy i wygięła się czując gwałtownie rosnącą przyjemność. Sięgnęła dłonią by przyciągnąć go i pocałować - ...grasz na mnie jak na instrumencie. - mruknęła przymykając lekko oczy i pieszcząc jego oręż.
- Tak jak mnie uczyłaś.- dyszał poruszając palcami pod jej suknią i drżąc spytał.- Aaa… co on tak był zainteresowany… twoim biustem? Wiem… że nasze… małżeńst… to umowa, ale… ciężko nie… być… wiesz..- zamiast dokończyć pocałował zaborczo i mruknął.- Nawet nie wiesz jak bardzo cię w tej chwili pragnę.
Wiedziała doskonale… czuła te pragnienie pod palcami.
- Chce mnie ubrać … w .. ciuszki - wymamrotała w jego usta tracąc powoli wątek i
chęć do drażnienia jego zazdrości - akrobatki - wydyszała, gdy jego palce podrażniły mocniej jej wnętrze. - Mogę Ci jakoś pomóc? - spytała z pożądaniem widocznym na jej twarzy, wypychając nieco biodra ku górze.
- Nosicie.. nosisz… stanowczo… za dużo.- wyrwało się młodzianowi, po czym on wyrwał się z jej objęć. Puściła jego męskość gdy osuwał się na podłogę jadącej karocy i klękną przed nią podwijając jej suknie i halki, by odkryć najbardziej intymny obszar kochanki.
Łapiąc oddech, Kathil uśmiechnęła się widząc jego starania w odkrywaniu i podciąganiu kolejnych warstw stroju. Gwałtownymi ruchami pomogła odsuwać i przytrzymywać materiały.
- Gdy wrócimy do domu, nie będę nosić nic… - dodała z lekkim śmiechem w głosie -
Tylko czy wtedy - wygięła się i rozsunęła nieco bardziej uda - nie będziesz zazdrosny?
- Nie wiem… a zamkniemy się w pokoju?- rzekł cicho Ortus zaciskając dłonie na podwiązkach okalających uda Kathil i pchnął biodrami z westchnieniem ulgi, przechodzącym w jej rozkoszy w ustach dziewczyny. W końcu… mogli dokończyć co to zaczęli, znowu czuła tam rozkoszne wypełnienie i ruchy bioder zlewające się w jedno z kołysaniem karocy.
Na wpół leżąc, wpół siedząc, oplotła jego biodra nogami i mocno, zaborczo zacisnęła dłonie na pośladkach młodego męża. Czując jego stanowcze ruchy jęknęła nieco głośniej. Pal licho z podsłuchującymi ich akrobatami i ochroną. Cieszyła się ich zbliżeniem.
- Nie wiem… możemy … - mruczała ciężko dysząc - możemy... - nabrała oddechu: - Są jeszcze inne miejs…- pocałowała go gwałtownie i mocno - ogród? - spojrzała mu w oczy.
- Ogród… tak…- jęknął opadając twarzą w dekolt jej sukni, by czubkiem języka smyrać skórę dziewczyny. Dłonie zaciskały się mocno na jej udach, ruchy bioder sprawiały że szturmy kochanka powodowały kolejne fale rozkoszy przetaczające się przez jej ciało. Ortus wszak był młody i niedawno odkrył czym są rozkosze cielesne z kobietą. Nic dziwnego że był niczym fanatyczny akolita. Ale czy Kathil to przeszkadzało? Bynajmniej… nie w tej chwili, gdy intensywnie doprowadzał ją na szczyt rozkoszy. Miesiąc miodowy zapowiadał się bardzo pikantnie.
Kathil uśmiechnęła się zaspokojona i zadowolona, przytulając Ortusa do siebie.
- Wiesz… robisz szybkie postępy - powiedziała wprost do jego ucha pamiętna jego
ambicji. Nie szkodziło popieścić nieco jego ego i zacieśnić cieniutkie nitki jej sieci. Lojalność można budować na wiele sposobów. Ten, okazywał się być zdecydowanie bardzo przyjemny. - Jeszcze trochę a zasłużysz na nagrodę - dodała ze śmiechem i pocałowała czubek nosa młodzika.
- Nagrodę?- zaciekawiła go tymi słowami, nadal klęczał wtulony w jej ciało i opierając głowę o jej dekolt.- Ogród… a są jeszcze inne miejsca? W klasztorze… czytało się takie pikantne opowiastki po kryjomu. Przeznaczone tylko dla kleryków, którzy nie pozostawali w murach klasztoru… ale… moje obecne życie przerasta je wszystkie.
- Mhm, nagrodę - potwierdziła gładząc go głowie i szyi leniwymi ruchami dłoni - Tak? A jakie to były historyjki? Takie co jedynie igrają z żądzami? - dodała domyślnie. - W nagrodę myślałam… - zawisła efekciarsko głos - aby spełnić jedną z Twych fantazji. Nawet tę najdzikszą. Co Ty na to? - uśmiechnęła się zalotnie.
- Takie jak… z panią Meą? Tylko dłużej?!- odparł z dziecinnym zachwytem i entuzjazmem Ortus, ale potem nagle spoważniał.- Albo… poczekamy, aż zasłużę.
Zorientował się jak hojna jest propozycja Kathil i jak uboga jego fantazja, wszak był niedoświadczony. Zaśmiał się cicho speszony.- W klasztorze… fantazjowało się na temat przyłapania na nagości mniszek. Na przykład w ogrodzie, albo w skryptorium… dziecinada, prawda?
- Takie pierwsze fantazje są najsłodsze. - uśmiechnęła się do młodzika - Potem jednak, apetyt rośnie w miarę jedzenia. Ale to nie znaczy, że było w nich coś złego, Ortusie.
Uśmiechnął się słysząc te słowa i cmoknął czule Kathil w policzek.
- Poczekamy a Ty będziesz mieć czas aby się dobrze zastanowić, czego pragniesz.
Popchnęła go leciutko i zaczęła poprawiać suknie, halki, fryzurę. Co chwilę zerkała na męża.
- Czyli… mam zaglądać do zamkowej biblioteki w nikłej nadziei, iż… napotkam tam na ciebie w nieprzyzwoitej… sytuacji?- zapytał żartobliwie siedzący na podłodze Ortus i chowający dowód swej niedawnej żądzy. Jego spojrzenie było jednak pełne niewypowiedzianych pragnień i zachwytu. Słodziutkie. Kathil wiedziała już co lubi Ashka w swych młodziutkich wielbicielach.
- Kto wie..może któregoś razu znajdziesz mnie w kusej koszulce sięgającą wysoko po wolumin znajdujący się na saaaaamej górnej półce? A może znajdziesz mnie w salonie, pozbywającą się właśnie zalanych winem warstw ubrania? Lub w palarni… - nie dokończyła widząc minę Ortusa. - Cóż… miejsc jest wiele. - zaśmiała się.
- Cóż…- był zaczerwieniony na obliczu, niewątpliwie owe sytuacje przelatywały mu przed oczami zaostrzając apetyt na noc.- Będę więc cię wypatrywał… i będę stanowczy i opiekuńczy i bardzo, bardzo, bardzo chętny.
Taaa… wędrując spojrzeniem pod dolnych partiach jego ciała Kathil nie wątpiła w wigor młodego męża. Marnował się w klasztorze.
Na takich przekomarzaniach i droczeniu minęła reszta drogi do karczmy.
Na miejscu, Kathil zarządziła nocleg i wysłała Logana wraz z Yorrdachem, by sprawdzili wolne miejsca. W między czasie, zleciła akrobatom by starali się nie przyciągać uwagi do siebie… wiedząc, że w razie obecności jakichkolwiek gości to i tak będzie niemożliwe.
Reszta miała się zająć końmi i karocą. Kathil odczekała na powrót swoich współpracowników rozglądając się po okolicy.
 

Ostatnio edytowane przez corax : 04-12-2015 o 08:39.
corax jest offline