Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-12-2015, 08:40   #22
corax
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację

Karczma do której dotarli wieczorem była imponująca, także i rozmiarem.


Zbudowana przy trakcie była małym ośrodkiem cywilizacji, przeznaczonym głównie dla karawan i podróżnych o różnym statusie majątkowym. Toteż miała tu komnaty dla szlachty.
Kathil i jej mała drużynka zajęli część apartamentów, bo trójka tropicieli preferowała sypianie na świeżym powietrzu. A ekipa cyrkowców chcąc nie chcąc musiała wystawić przedstawienie, choć ograniczyła się do obietnicy występu tylko jednego ich członka.
W samym przybytku, było para kupców i… jakaś lady, lub bogata kurtyzana podróżująca do stolicy. Karczmarz zachwalał zaś swój przybytek mówiąc że jest on zatłoczony w dni przed targami i jarmarkami.Na szczęście taki dzień wypadał dopiero pojutrze. Zachwalał też posiłki ze swej kuchni i inne atrakcje dla mężczyzn. Którymi z pewnością były te ze służek noszące się bardziej prowokująco i każące sobie z pewnością słono płacić za nocne odwiedziny.
Kathil odświeżyła się nieco w wynajętej komnacie, sprawdzając również przy okazji możliwość skorzystania z wyjścia awaryjnego..czyli ...oknem, posłuszna nakazom instynktu. Wolała mieć tę opcję również zabezpieczoną. Nigdy nic nie wiadomo…
W końcu dołączyła do drużyny, by posilić się i posłuchać ploteczek szafowanych przez obecnych w izbie kupców. Występy cyrkowe wprawić powinny większość z nich w dobry humor, podlewany z pewnością trunkami.
Pochyliła się również z Loganem, Yorrdachem i Ortusem nad planem dostania się do miasta.
- Rozmówiłam się z Calgiostro, dołączę do ich trupy jako akrobatka. Wy
rozbijecie obóz niedaleko miasta i wasza wasza dwójka - wskazała na Logana i Ortusa - przedostanie się oddzielnie. Yorrdach, Ty zostaniesz z najemnikami, muszę mieć kogoś zaufanego z nimi. Ortus wspomniał dwa kontakty, które możemy sprawdzić. To byli poplecznicy jego matki. Trzeba przekonać się czy nadal są lojalni, jeśli żyją. Mogą okazać się pomocni. Jakieś sugestie? - potoczyła wzrokiem po towarzyszach.
- Lepiej żebyśmy się nie ujawniali. Nie wiemy czy żyją nadal. Ani czy są jeszcze lojalni. Takie poszukiwania mogą przyciągnąć niechcianą uwagę.- mruknął Yorrdach.
- Jest w okolicy miasta nieduży lasek, miejscowi uważają go za nawiedzony i rzadko tam chodzą.- wspomniał Ortus.
-Nie chcę się rzucać im na szyję, lecz sprawdzić jak mówisz, czy żyją i jak żyją. Ewentualnie sprowokować sytuację, która pozwoli nam sprawdzić lojalność. - zamilkła po czym dodała - to są jedyne szlaki, które dadzą nam jakiekolwiek zaczepienie w okolicy. Szkoda by było ich nie wykorzystać.
- Nawiedzony lasek brzmi obiecująco. W sam raz dla Yorrdacha - uśmiechnęła się z leciutką złośliwością.
- Logan, a Ty co myślisz?
- To ryzykowne…- mruknął Logan po namyśle. - I łatwiej będzie tobie niż nam. Ale popatrzymy.
- Dobrze byłoby, aby Ortus mógł na nowo zaznajomić się z miastem i jego rozkładem, dlatego chcę was obu w mieście. - kiwnęła głową do zabójcy - Ortusie, jest tam jakieś miejsce, w którym możemy się spotkać? Coś co jest łatwo rozpoznawalne?
- Cycek Sune…- rzekł cicho Ortus nieco zawstydzony.- To nieduże wzgórze, na którym za matki czasów zaczęto wznosić świątynię ku jej czci. Matka chciała założyć tam klasztor dla zakonu paladynów tej bogini… nie zdążyła. Przedtem to było miejsce schadzek kochanków i… cóż… podczas budowy też. Tam możemy… tę budowlę łatwo będzie zauważyć.
- Brzmi… doskonale - zachichotała Kathil. - Yorrdachu, wyślę wiadomość, gdy uznam byście wkraczali, tak? - spytała na maga siedzącego z kwaśną miną. Ostatnio ciągle taka minę miewał. Postanowiła dowiedzieć się czemu - w wolnej chwili.
- Nie ma sprawy… choć to wkraczanie może być problematyczne. Nie wiadomo co tam zastaniemy i Logan jest lepszym dowódcą.- mruknął zamyślony mag.
- Wiem, ale ma też inne zdolności, a zależy mi na bezpieczeństwie Ortusa. - poklepała dłoń maga.
- Będzie bezpieczny… nie martw się.- mruknął z pocieszającym uśmiechem mag.
Dziewczyna spojrzała na męża i uśmiechnęła się:
- Logan tylko strasznie wygląda. To chodzący ideał z miękkim brzuszkiem i słodkim serduszkiem - zachichotała i udała, że nie dostrzega morderczego spojrzenia zabójcy. - No dobrze, jeśli nie macie więcej uwag, to chyba mamy plan.
- Co właściwie będziesz robiła w te trupie?- spytał Logan zerkając na zbliżającą się artystkę ku centrum sali jadalnej karczmy. Towarzyszyła je ta sama gnomka, którą już Kathil widziała, ale pozbywszy się workowatej sukni… wyglądała inaczej z krągłym biustem uwięzionym w koszuli z żabotem, spodniach podkreślających pośladki i oficerkach wypolerowanych na połysk. Przyzywając iluzje dźwięków wykreowała orkiestrę która zaczęła żwawo grać. A sama półelfka zaczęła akrobatyczny popis. Uzbrojona w sztylet i ostrze a długiej lince podskakiwała w powietrze[/url] wykonując salta i obroty w każdej chwili zagrożona zaplątaniem się w linkę, która poruszała się wokół niej błyskawicznie niczym żywe stworzenie.
- Nie jestem akrobatką więc zapewne zaśpiewam… - mruknęła Kathil i opierając się wygodniej o Ortusa oglądała z zaciekawieniem popisowi elfki. - Niezła jest - odgięła nieco głowę do tyłu, by popatrzeć na młodzika z uśmiechem. - Mogę ostatecznie zatańczyć ale… obawiam się, że taniec nie pozwoli mi się niepostrzeżenie wymknąć. A czemu pytasz? - popatrzyła na Logana.
- Z ciekawości.- mruknął krótko Logan. Jak zwykle zresztą. Mężczyzna nie przepadał za otwieraniem ust.
Kathil biła elfce szczere brawa po jej zakończonym występie. Wpadła też na pewien pomysł, który chciała omówić z Calgiostro. Poszukała go wzrokiem i skinęła na niego.
Mężczyzna skinął głową i wskazał na drzwi wyjściowe, po czym wyszedł na zewnątrz.
- Zaraz wracam - wymruczała Kathil wysupłując się z objęć Ortusa i podążyła za akrobatą. Wyszła z karczmy rozglądając się za nim.
Akrobata siedział już na szczycie swego wozu stojącego na dziedzińcu, ale gdy Wesalt podeszła bliżej, zeskoczył na dół błyskawicznie i skłonił się szarmancko.- Pani?
Kathil uśmiechnęła się:
- Porozmawiajmy… - zawiesiła głos odciągając mężczyznę z dala od karczmy - Jakie macie plany na przyszłość? - spytała zaglądając mu prosto w twarz.
- Żadnych?- uśmiechnął Calgiostro wzruszając ramionami.- Jeździmy po Faerunie i zabawiamy ludzi swymi sztuczkami za pieniądze. Takie plany mamy.
- Co powiecie na dłuższą współpracę? Miałabym pewną ofertę, dobrze płatną lecz wymagającą dyskrecji. - spojrzała na niego oceniająco.
- Nie bardzo wiem o co dokładnie chodzi. - odparł nieco niepewnym głosem mężczyzna.
- Potrzebowałabym byście pojechali do pewnego miejsca, dali występ, albo dwa i zebrali dla mnie trochę informacji.- zawiesiła głos pytająco.
- Szpiegowali jednym słowem? Jeśli chodzi o zwykłe wypytanie na miejscu, zebranie plotek, to nie ma problemu, jeśli coś więcej… to każde z nas już miało poważny zatarg z prawem.Wolimy unikać więziennych loszków.- akrobata postawił sprawę jasno.
- Któż nie woli. - uśmiechnęła się Kathil - zebranie plotek, obserwacja, przesyłanie informacji, gdyby coś zmieniło się w rutynie, żadnych włamań ani tym podobnych.
- Na to mogę się zgodzić. - rzekł Calgiostro i spytał.- I jak się podobał występ?
-Niezwykle, utalentowana trupa. - uśmiechnęła się Kathil - Dobrze, to szczegóły i stawki omówimy po wyjeździe z Bragstone. Tymczasem, pokaż mi wspomniane ciuszki bym mogła je możliwie dopasować.
- To już zrobi Aranja.- rzekł w odpowiedzi mężczyzna i wskazał na jeden z trzech wozów.- Mieszka razem z gnomką. Zaraz powinny przyjść.
I rzeczywiście obie artystki wyszły z karczmy i skierowały się ku wozowi przy którym stał Calgiostro i z Kathil.
- To jest nasza zwinna żmijka Aranja, a to jej… przyjaciółka i nasza specjalistka od efektów specjalnych… Karriake.- przedstawił jej szef trupy.
- Miło mi.- rzekła półelfka, a Karriake uścisnęła dłoń Kathil dodając wesołym tonem.- Jesteście nad wyraz ciekawą grupką, i nad wyraz głośną parką zarazem.
Kathil roześmiała się wesoło:
- Cóż poradzić? - rozłożyła pytająco ramiona - Młodość rządzi się swoimi prawami -
mrugnęła do Karriake. - Mniemam jednak, że nie przeszkodziliśmy aż tak. - uniosła brew bez większego zażenowania.- Może coś się nada do ...efektów specjalnych? - zachichotała.
-Och… na pewno chcesz usłyszeć?- zapytała z lisim uśmieszkiem gnomka, a Aranja spojrzała z dezaprobatą na przyjaciółkę i dodała.- Po co stoicie tutaj… razem?
- Kathil będzie występować w twoich strojach.- wyjaśnił Calgiostro, a półelfka skinęła głową. - Acha… a co właściwie będziesz pokazywała? Akrobacje? Skoki? Linoskoczkiem jesteś?
- Niestety - pokręciła smutno głową Kathil - daleko mi do Twej zwinności i artyzmu - skłoniła się ku Aranji, która, jak wyczuwała, trzymała ją nieco na dystans. - Ale śpiewać co nieco potrafię. A i to raczej traktowałabym jako niewielki przerywnik między waszymi pokazami. - spojrzała na Calgiostro.
- Może być i śpiewanie.- wzruszył ramionami mężczyzna, a Karriake zachichotała z jakiegoś powodu. Za to Aranja podwinęła poły swej szaty odsłaniając nagie i skąpe majteczki.- Moje szaty są… mają przylegać do ciała i nie zakrywają wiele. Dobre do akrobatycznych sztuczek, ale… na pewno chcesz półgoła wychodzić do podpitych facetów i śpiewać im serenady?
-Potrzebuję jedynie góry, z dołem sobie poradzę. Czy masz jakąś koszulkę tudzież kamizelę? - Kathil zgromiła Karriake żartobliwie wzrokiem domyślając się czemu chichocze. - Sprośnica - wyszeptała do niej.
- Nawet nie wiesz jak wielka.- zakpiła z siebie gnomka wzruszając ramionami wywołując ruchy swych gęstych włosów.- Zresztą… ciekawska sprośnica.
- No… mam… mam…- rzekła otwierając drzwi do zagraconego wozu, w którym mieszkała z gnomką. Karriake weszła za przyjaciółką do środka. Suknie, spódnice walały się tu między księgami, kasetkami różnego rodzaju. Były też jakieś fiolki i kilka skrzyń robiących za krzesła i jeden duży hamak.
-No… a ty już sobie idź… nic tu po tobie.- rzekła Aranja do mężczyzny i dodała.- No to wskakuj do nas.
Wesalt pokręciła głową z minką mówiącą o poddaniu się, słysząc słowa gnomki. - Wiesz co mówią o ciekawości? - pogroziła jej palcem i wskoczyła na wóz.
- Phi… bez ryzyka nie ma zysku.- odparła Karriake, siadając na jednej ze skrzyń, podczas gdy Aranja wyciągała kolejne koszule i gorseciki. Wszystkie barwne i wszystkie zdecydowanie za małe na Kathil. Co ciekawe, większość jej gorsecików kończyła się pod biustem.
- Hmm nie, to też nie, ale… wszystkie za małe. Musiałabym zszyć jeden z dwóch - dodała ze śmiechem. Pomyślała, że może pożyczy koszulę od Yorrdacha i ją nieco przerobi. Nieco, bo mag i tak lubował się w zdobieniach i delikatnych materiałach.
- No cóż…- Aranja znacząco spojrzała na biust Wesalt, potem na swój i wzruszyła ramionami.- Cóż poradzić, prawda?
- No nie wiele… A masz jakieś ozdoby, które mogłabym pożyczyć? Naszyjniki lub kapelusz?
- Kapelusz… nie nie mam chyba…- półelfka spojrzała na gnomkę znacząco.
-Nooo… ja mam.- potwierdziła Karriake i ruszyła do niedużej kupki tkanin i butów znajdującej się w rogu wozu. Otworzyła ją kluczem i zaczęła wyjmować z niej… koronkową bieliznę, jakieś dziwne figurki o obłych kształtach, jedwabne zwoje liny i dziwne mechanizmy oraz skórzane pasy. W końcu wyciągnęła kapelusz.


Ozdobiony pawimi piórami kapelusz wyglądał równie szykownie co niecodziennie.
- Może być?- spytała gnomka.
Kathil rozplotła swoje włosy i rozpuszyła je a następnie nałożyła kapelusz:
- I jak? Dobrze? - odwrócila się do obu kobiet.
- Uroczo.- stwierdziła półelfka, a Karriake uniosła kciuk do góry i zażartowała.- Choć w samym kapeluszu wyglądałabyś jeszcze lepiej.
Kathil zaśmiała się, po czym śmiech zamarł jej na ustach, gdy zaświtał jej pewien pomysł.
- Karriake… - pochyliła się do gnomki - widzę, że masz tam niezły arsenał. A na świecach się znasz? - na twarzy bardki zakwitł psotny uśmieszek.
- Czysta domena Loviatar nie jest moim ulubionym placem zabaw, ale…- zamyśliła się pocierając podbródek.- Były i takie okazje. Tu nie ma na kim.-
Zerknęła znacząco na Aranję.
- Ale… mogłabyś mi pokazać? - Kathil zrobiła proszącą minkę.
- Cóóóż… mogłabym.- westchnęła gnomka i spojrzała wprost na biust Wesalt.- Acz… przyjdź późną nocą i cóż… wiedz, że tylko na jednej osobie mogę zaprezentować tę sztukę. Na tobie.
- Dobrze… - pokiwała głową Kathil -... jednak… chodzi mi o naukę techniki… abym mogła spróbować na kimś innym. - popatrzyła na Karriake.
- Hmmm…- zamyśliła się Karriake i wzruszyła ramionami.- Jeśli dobrze rozegramy sytuację… pozwolę ci popróbować na sobie.
- A zatem umowa stoi - Kathil wyciągnęła dłoń do gnomki. - Do zobaczenia zatem.
- Do północy.- rzekła gnomka ściskając delikatnie jej dłoń.


Kathil powróciła do karczmy i przysiadła się bliziutko Yorrdacha z uśmiechem. Wcale nie ukrywała, że coś chce. Poskubała żartobliwie jego ramię:
- Ślicznie wyglądasz… - zaczęła.
- Tamta kobieta też… o tym wspomniała.- mruknął z kwaśnym uśmiechem mag wskazując palcem na ową damę obecnie flirtującą z Calgiostro dla zabicia czasu.- Twój mąż wziął butelkę wina i dwa kielichy i udał się już do waszego pokoju. Chyba chce być romantyczny. Urocze.
- Prawda? Sama słodycz - uśmiechnęła się do maga - Mój miły, czy … pozwolisz mi zbrukać jedną z Twych pięknych koszul? Potrzebuję do występu. Niestety jestem...za duża na ubranka półelfki. - zrobiła smutną minkę.
- I to jest problem? - uśmiechnął się Yorrdach.- Czy to raczej nie powinno być zaletą?
- Normalnie nie słyszę narzekań ani sama nie marudzę. Ale teraz jest to problem - nie mam w czym wystąpić - zaśmiała się i spoważniała - A Ty co taki markotny ostatnio bywasz?
- Cóż… nie mam milusiego chłopca w łóżku.- odparł sarkastycznie Yorrdach. Milczał chwilę nim wydusił z siebie.- Mój ostatni związek zakończył się dość ostro i niedawno.
- Co się stało? On za dużo chciał a Ty się ba…. nie chciałeś aż tak omotać?
- Zdradził mnie z innym…- burknął Yorrdach gniewnie.- … i to ponoć zdradzał mnie od dwóch miesięcy. Opowiadał jak to nie potrafił się zdecydować kogo wybrać… dalej nie słuchałem tylko ususzyłem mu fajfusa i wyrzuciłem go przez okno.
- No to na pewno nie sprawi, że łatwiej będzie Ci znaleźć kogoś stałego - Kathil pokręciła głową. - Aż takiej wierności oczekujesz? - pogładziła go po ramieniu.
- On mnie oszukiwał przez dwa miesiące… ta miękka załgana faja… gnida…- wysyczał gniewnie mag.
- Hmm ale Ty sam miałeś przygodę niedawno?
- Ale się z tym nie kryłem. I to była tylko przygoda… nie drugi kochanek na boku. Zresztą w rzyci mam jego tłumaczenia, skoro i tak… przyszedł pewnie by się rozstać. Żyje… a reszta mu przejdzie z czasem, więc i tak się lekko wykpił.- burknął Yorrdach, sięgnął po kielich wina.- Zresztą mieliśmy gadać o mojej koszuli, tak?
- Czyli nie mam szykować niespodzianki urodzinowej? - spytała Kathil niepewnie - No tak, pożyczysz?
- Lubię niespodzianki. I jestem wolny.- uśmiechnął się lekko mag.
Wesalt pokiwała głową:
- A koszula? - przypomniała ponownie.
- Mam kilka zapasowych, więc jedną mogę da... pożyczyć. Tylko ich nie pobrudź. I… żadnych pachnideł.- wyraził swe zdania grożąc jej palcem.
- Tak jest - skłoniła się w żartobliwym ukłonie - To….hmm… posiedzieć tu z Tobą? - spytała robiąc jednak ruch jakby chciała już udać się na górę.
- A chcesz posiedzieć w milczeniu i popatrzeć jak tamta kobieta bawi się oczekiwaniami Calgiostro?- uśmiechnął się Yorrdach wskazując damę palcem.- Założyłem się z Loganem o dziesięć szlachciców, że nie dopuści go do swego łóżka. I chyba wygram zakład.
- Calgiostro ma jeszcze wóz - zaśmiała się lekko bardka - nigdy nic nie wiadomo. Swoją drogą, gnomka jest interesującą istotką. A sam mistrz ucieczek nie był zainteresowany towarzystwem takiego przystojniaka jak Ty? - wyszeptała mu do ucha wstając od stołu.
- Krasnolud wydawał się być… ale mam wrażenie, że pomylił mnie z kobietą. A mistrz ucieczek, wdzięczy się do niej… a ona traktuje go jak salonowego pieska. Och, pobawi się jego towarzystwem… ale drzwi sypialni będą zawarte dla niego… Co takiego ciekawego jest w gnomce?- zapytał choć bez entuzjazmu.
- Ma tajną skrzynię pełną… ekwipunku wskazującego na rozbudowany apetyt. Yorrdachu, kochany, zostawiam Cię. - cmoknęła maga w policzek i poczochrała lekko. - Wiesz, mąż, obowiązki… - zrobiła niewinną minkę.
- Z pewnością.- zaśmiał się cicho mag.- Polubiłaś ten związek.
- A czego tu nie lubić?
- Cóż… cieszę się twoim szczęściem.- mruknął cicho.
- Dziękuję - odmruknęła i furknęła na górę do komnaty. Zastukała najpierw w drzwi:
- Ortusie, to ja, Twoja żona - powiedziała przyciskając buzię do drzwi, powtarzając jego słowa z poprzedniego dnia.
- Www wejdź?- usłyszała drzwi i po otworzeniu zobaczyła scenkę jak z romansu w jakich to zaczytywały się żony kupców i szlachciców… i najwyraźniej skrybowie. Otwarte okno, księżyc. Na małym stoliku świeca, wino i dwa kielichy. I płatki róż na łożu. Sam Ortus był już tylko w spodniach i… czy on natarł swe ciało olejkami? Bo błyszczał i pachniał różą.
Kathil weszła do komnaty i oparła się zaskoczona o zamknięte drzwi.
- Ortusie…- powiedziała, niepewnie zbliżając się do męża. Zaskoczył ją zupełnie i nie wiedziała jak ma zareagować.- … to… - cały jej spryt zawiódł. Patrzyła tylko na młodego mężczyznę tak przejętego by przygotować ten romantyczny gest.
- Tak robili ci wszyscy… zakochani w księgach. No i… pomyślałem, że… żebyśmy mieli co opowiadać. Coś źle zrobiłem?- zamyślił się Ortus rozglądając po pokoju.- Wydawało mi się że wszystko jest tak jak… w romansach i opowieściach rycerskich.
-Nie, nie, nie...wszystko dobrze, tylko zaskoczyłeś mnie. - uśmiechnęła się powoli odzyskując rezon. - Opowiadać komu? - spytała próbując wyłowić istotne informacje z potoku wypowiedzi..
- No nie wiem… innym małżeństwom? Na przyjęciach? Chyba nie powiesz gościom, że męża wyciągnęłaś z klasztoru, by zaszachować wuja Condrada?- odparł ironicznie Ortus i nalał wina.- Poza tym zamierzam cię uwieść i niecnie wykorzystać twoją słabość, by się z tobą kochać namiętnie i... w ogóle. Tym razem… nie będę czekał na twe przyzwolenie czy zgodę, tylko cię uwiodę… tak jak powinien to zrobić twój mąż…. znaczy ja… no.
- No nie będę, chociaż Condrad i tak o tym wie. Zamierzasz? Tak? Hmm, a jak zamierzasz to zrobić?
- Zacznę od upojenia cię winem.- Ortus nalał trunku do kielichów.- Kwaśnawe ale mocne. Najlepszy tutejszy sikacz. I ta historia to bardziej dla sąsiadów niż dla wuja.
- Szczególnie dla Oweny. Muszę jej się czymś odpłacić. - mruknęła Kathil mocząc usta w sikaczu. - Mhm… fakt, mocne.
Ortus upił nieco trunku podchodząc do Kathil, jego spojrzenie spoczęło na dekolcie. Nagle uśmiechnął się i zaśmiał.-Wiesz o czym zapomnieliśmy? Nie założyłaś bielizny po tym co wyprawialiśmy w karocy.
- Nie założyłam - przyznała cicho spoglądając na niego sponad kielicha - Może
przestanę w ogóle nosić? - dodała drocząc się.
- Jesteś okrutną figlarką… cały czas rozpalasz moją wyobraźnię kolejnymi szalonymi historiami.- Ortus rzucił w kąt kielich z resztkami wina. I objął w pasie Kathil całując namiętnie jej usta raz po raz. Wodził przy tym gorączkowo dłońmi po jej plecach.- I jak tu mam.. być romantyczny, co?
- Postępuj tak, jak chcesz, tak jak sobie zaplanowałeś. Stanowczość u mężczyzn też jest podniecająca - powiedziała Kathil, siłą woli odpychając wspomnienia Condrada i koncentrując się ponownie na mężu. - Kobiety, cóż… korzystały i będą korzystać ze sztuczek im znanych - szeptała pomiędzy pocałunkami i tym razem, nieprzejmując kontroli.
- Łatwo ci mówić…- mruczał smakując czubkiem języka jej szyję i sięgając palcami do wiązań sukni.- … moja stanowczość spłynęła w dół.
Za to na dole niewątpliwie coś się zaczęło unosić.
Kathil sięgała dłonią ku stanowczości i podrażniła ją lekko.
- Czuję ją, ma się całkiem nieźle. - wtuliła się mocniej w Ortusa, przesuwając lewą
dłoń na jego pośladek, gładząc i lekko ściskając.- Odwrócić się, mężu?
- Tak.. tak… - mruknął coraz bardziej pobudzonym tonem głosu. I niecierpliwym.
Kathil posłusznie odwróciła się tyłem do niego ułatwiając rozwiązanie sznurowań gorsetu sukni. Odsunęła rozpuszczone włosy i przyglądała wysiłkom Ortusa.
- Wiesz… - zagryzła wargę czując słodkie dreszcze - zawsze… możesz jedynie…
- Zawsze mogę co?- jego drżące dłonie sprawnie jednak radziły sobie z sznurkami jej gorsetu. Nabierał już wprawy.
- Po prostu podciągnąć spódnicę… - uśmiechnęła się, ocierając biodrami o niego i pochylając leciutko.
- Oprzyj się… o stół.. dłońmi…- szepnął gorączkowo Ortus biorąc się tym razem, do uwalniania siebie od spodni.
- Mmm lubię jak jesteś stanowczy - mruknęła posłusznie opierając się o stół jak mówił. Rozstawiła nieco nogi i wypięła pupcię kiwając nią na boki zachęcająco.
Poczuła jak podwija jej suknię. Odsłonił pośladki i… otarł się swym orężem między nimi. Po czym palcami sięgnął niżej.
- Pragnę cię tak… mocno.- wyszeptał.
-Ja Ciebie też… - jęknęła pod jego dotykiem - ...szczególnie… jak …. tak robisz. - przycisnęła się mocniej do jego dłoni, zagryzając wargi i wyginając ciało w łuk.
Dotykał jej przez chwilę palcami, nie sięgając głęboko między jej uda… a jedynie wodził po jej kwiecie rozkoszy. By wreszcie powoli zanurzyć swój taran i zdobyć jej kobiecość delikatnym ruchem. Zacisnął dłonie na pośladkach Kathil i kolejne ruchy bioder, nie były już tak delikatne.
Przy pierwszych gwałtowniejszych szturmach, Kathil miała przebłyski nocy z Condradem, ale dotyk Ortusa i jego pieszczoty podszyte czułością szybko odwiodły jej myśli od olbrzyma.
Poddała się mężowskiemu uwodzeniu dysząc i jęcząc z zadowolenia. Trzymała się kurczowo stołu, pochylając się nisko by sprawić i jemu i sobie więcej przyjemności.
Gdy się opierała, czuła dłonie Ortusa jak przesuwały się po jej plecach i wsunęły po gorset łapczywie zaciskając się na jej biuście i ugniatając go mocno. Obecność kochanka między udami rozlewała się falami doznań przyspieszających bicie serca. Ortus nie był jednak ni tak dziki, ni tak silny jak Condrad. Był… uroczy i to było przyjemne.
Dotarło również do niej w przebłysku tuż przed wybuchem rozkoszy, że przy nim zakłada najmniej masek. Sprawiało to, że czuła się nieco bardziej sobą? Szybko płynące myśli rozpadły się jednak przy szczycie przyjemności i Kathil oddychając głęboko i raptownie spytała:
- Wymasować Cię? Skoro już nałożyłeś olej...
- Nie… żadnego masowania… wymruczał gorączkowo Ortus zsuwając z niej suknię i gorset.- Chcę cię zobaczyć całą, gołą...pragnę tego.
Dziewczyna pozwoliła mu się rozebrać, ale zanim zdążył cieszyć się widokiem, wtuliła się w niego całym ciałem. Jej dłonie zaczęły błądzić po jego plecach, wargami pieściła linię jego szczęki i miejsce tuż za uchem.
- Pragnę cię… -jęknął drapieżnie zaciskając dłonie na jej pośladkach i cofając się w kierunku łóżka. Czuła jak narasta w nim żądza, gdy szeptał.- Jesteś prześliczna, wiesz?
Mruczała potakująco kąsając jego ramię i przesuwając dłonie po jego skórze i wciskając jedną między ich złączone ciała by podrażnić i pobudzić go bardziej. Popchęła go na łóżko i klęknęła między jego udami. Dłońmi i ustami zaczęła pieścić dowód jego pragnień aż z głośnym jękiem sięgnął szczytu.
- Miało być na odwrót… - westchnął cicho Ortus leżący i uśmiechając się dodał.- Ale w twoich oczach zawsze będę miłym chłopcem, co?
- A to już koniec? - zdziwiła się Kathil siadając obok niego na łożu, podpierając się ramieniem.
- Nie, nie… tylko… muszę ci związać ręce.- stwierdził w zamyśleniu Ortus.- Bo inaczej znów zepsujesz moje plany.
Po czym rozejrzał się za czymś, czym mógłby zrealizować swe groźby.
- Sznurówki gorsetu może? - podsunęła mu pomysł. - Naprawdę zepsułam? Myślałam,
że daję nam więcej czasu. - dodała z uśmiechem.
- Nooo.. nie wiem… po prostu przy tobie tracę głowę i zwiążę ci dłonie paskiem od moich spodni.- młodzian rzucił się do realizacji swych planów wyjmując ów przedmiot ze spodni.
- Dobrze, kochany - zgodziła się potulnie Kathil i poddała się rozkosznej dominacji męża.


Pamiętna umowy z Karriake, dziewczyna wymsknęła się z ramion Ortusa w ciemną noc. Podążyła ku wozowi gnomki i zastukała cicho kilka razy.
-Karriake, nie śpisz mam nadzieję? - wyszeptała.
Drzwiczki się otworzyły i otulona kudełkami włosów głowa gnomki wychyliła się wpatrując w twarz Kathil z ciekawością.- A jednak się… odważyłaś.
- Oczywiście! - odparła zbulwersowana Kathil wydymając usteczka i wspinając się na
wóz - Nawet nie wiesz, jak jestem… - Wesalt zmrużyła lekko oczy - … zdesperowana. - zaśmiała się do swoich myśli.
- Po pierwsze muszę poznać powód twej desperacji, po drugie… takie nauki muszą być opłacone. I to nie monetami… a wiedzą lub opowieścią… lub inaczej.- gnomka była już w stroju “sypialnianym” głęboki dekolt różowej satynowej koszuli nocnej obszyty koronką podkreślał jej dość spory biust. Nie była masywna jak to jest u krasnoludów, tylko harmonijne korpulentna.
Sama koszula opadał cakiem w dół, zakrywając resztę jej ciała, choć apetyczne krągłości nadal były podkreślone. Jej współlokatorka leżała w hamaku wpatrując się w Kathil spojrzeniem błyszczących oczu. A całe pomieszczenie, rozświetlała świeca ustawiona na małej beczce pełniącej rolę stolika.
Kathil rozglądnęła się wokół i przycupnęła na pobliskiej skrzyni:
-Powód desperacji? Cóż, chcę komuś … hmm - Kathil zastanowiła się przez chwilę - zaimponować, a przy okazji nieco utrzeć nosa. - dokończyła ze słodkim wyrazem na buzi. - Wiedzą, opowieścią lub inaczej. To Ty proponujesz układ, które z tych opcji wolisz?
- Nie wiem… który ci będzie wygodniejszy. Nie chcę cię przypierać do muru.- zaśmiał się cicho gnomka wyciągając z kuferka niewielkie drewniane puzderko, a potem przynosząc wodę w wiaderku. - Cóż… należy zacząć od paru spraw. Nie jestem biegła w tych zabawach, owszem doświadczyłam tej sztuki i poznałam tajniki. Acz do mistrzyń, na szczęście mi daleko. Takimi zabawami oprawczynie Loviatar łamią wolę swych ofiar, zmieniają je… w coś przeciwnego.
-Nie… nie jestem zainteresowana łamaniem woli, lecz… pokazaniem, że i ja mam pazurki. - uśmiechnęła się Kathil. - Nie chcę też zupełnie improwizować. Jeśli więc znasz podstawy techniki, to mi wystarczy. - dziewczyna pokiwała głową, powoli ściągając płaszcz i przygotowując się do nauki. - Wiedza z jakiej dziedziny Cię interesuje?
- Z każdej… jestem ciekawską gnomką.- odparła ze śmiechem Karriake. A półelfka kryjąc się w swoim hamaku dodała.- Ta ze świntuszenia to najbardziej.
- Cichaj tam.- machnęła ręką gnomka i dodała.- Musisz jeszcze coś wiedzieć. Nawet jeśli opanujesz całą tą zabawę z woskiem… tooo… nie każdy to doceni. To jest przyjemność, która ma swoich koneserów i koneserki. Ale inni raczej uznają to za nieprzyjemne. Więc… musisz dobierać właściwie partnerów.
Kathil pokiwała bez słowa głową.
- Mogę Cię nauczyć w zamian pozycji w obszarze...świntuszenia - rzuciła spojrzeniem na Aranję - albo wymienić się na opowieść.
- Pozycje.. brzmią intrygująco. - mruknęła gnomka kiwając głową. - Zgoda… powinnam jeszcze w ramach przyzwoitości wspomnieć o igraszkach lodem, ale ty chyba nie chcesz odpuścić tego wosku, co?
- Lód, owoce oraz inne ...salonowe wersje dodatków … znam. O wosku wiem, ale nie miałam okazji próbować. - bardka rozłożyła ręce.
- Kilka rzeczy wstępnie. Po pierwsze… świece.- rzekła Karriake otwierając pudełko, w którym było ich kilka, różnej długości i grubości. Wszystkie używane.- Dobre są zapachowe.
Odpaliła jedną od łojowej świecy i zapach różany rozniósł się po całym pomieszczeniu.- Nadają właściwy nastrój sytuacji. Potem… miejsca… najlepiej na biust, tors i plecy oraz pośladki. Brzuch, łono, wewnętrzna strona ud, raczej… to miejsce dla weteranów takich igraszek. Można na szyję, nigdy na twarz.
Kathil słuchała potakując:
- Rozumiem. Czy wcześniej przygotowujesz jakoś obszar? Chodzi mi o uwrażliwienie?
- To zależy… znaczy…- podrapała się po głowie.- Nie miałam wielu okazji. To nie jest zabawa którą szczególnie lubię, bez względu po której jestem stronie. Ale tak… o ile nie jest to koneser takich przyjemności, to wypada trochę dopieścić ciało, zanim zacznie się je… no, pokażę.- westchnęła w końcu.- Klękaj i odsłaniaj piersi.
Kathil zaśmiała się lekko na dźwięk głosu gnomki:
- Tak, pani - pokazując jej język. Uklękła i usiadła wygodnie na piętach, odsłaniając piersi. - Pokaż mi jak trzymać świece, żeby nie lać za dużo. Ah i jak mocno roztopiony ma być wosk, półpłynny?
- Ledwo rozgrzany... ledwo roztopiony. Masz pobudzić nim zmysły, a nie poparzyć skóry.- Karriake wzięła palącą się świece niczym cygaro między palce pozwalając nadmiarowi wosku znaczyć deski gorącym szlakiem. Drobną dłonią o dość dużych palcach ugniatała raz jedną raz drugą pierś Kathil, dołączając do tego muśnięcia języka na szczytach jej biustu.
W końcu nachyliła świeczkę i pierwsze kropelki spadły na skórę, znacząc swą obecność żar i krótką igiełką bólu. Ledwo rozgrzany wosk szybko zastygał.
- Można sobie pozwoli na o wiele więcej z koneserami tej zabawy… o wiele więcej niedbałości i bólu… ale tylko z nimi.- wyjaśniła muskając języczkiem okolicę zastygłego wosku, by złagodzić późniejsze doznania.
Kathil czuła się jakby cofnęła się w czasie do jej lekcji u cioci Mei i jej specjalistek. Z lekkim uśmiechem przyjmowała instrukcje gnomki. Kombinacja przyjemności i lekkich szpileczek bólu była… ciekawa. I zdecydowanie wpasowywała się w jej niecny plan zemsty.
- Pokaż mi to więcej… - zakomenderowała Karriake - … dla pełnej nauki. - dodała mrucząc.
- No dobrze… możesz łączyć doznania..- mruknęła Karriake i zacisnęła drobne ząbki na szczycie piersi i delikatnie za nią ciągnąc, pokropiła nieco wosku tuż przed swym noskiem. Kathil czuła nie tylko jej pieszczotę i igiełki bólu od wosku… ale i żar świecy. Instynktownie poczuła jak serce bije jej szybciej, wrodzony lek przed ogniem mieszał się z perwesyjnymi doznaniami.
- Hmm ciekawe…. - powiedziała cicho, łapiąc powietrze… - daj, ja spróbuję… - powiedziała sięgając po świecę i powoli układając ją między palcami. Rozszerzyła uda robiąc miejsce dla gnomki - Siadaj i oprzyj się.
- Nie podoba mi się ten pomysł.- mruknęła Karriake, ale westchnęła cicho i powoli usiadła między nogami Kathil. Miała miękkie włosy, które przyjemnie łaskotały biust Wesalt.
- Może powinnaś założyć buty?- zapytała cicho Aranja, a w odpowiedzi na to gnomka wyraźnie zawstydzona i poirytowana dodał.- Nie… nie założę tych butów. Nigdy więcej.
- Jakich butów? - odsunęła włosy Karriake i delikatnie pocałowała ją za uchem wodząc ustami w dół po szyi ku jej obojczykowi. - Spróbować muszę, ale nie będę Cię męczyć. - ujęła wolną dłonią jedną pierś gnomki przesuwając po jej wierzchu palcami, drażniąc na linii materiału bielizny. Uszczypała lekko jej szczyt i ugryzła płatek ucha aby rozluźnić marudę.
- Nieważne… jakich… -mruknęła Karriakie wiercąc się odrobinę, co łaskotało Kathil. Sięgnęła dłonią za siebie i musnęła palcami pierś Wesalt.- Miałaś tu się uczyć o świeczkach. Zebrało się już za dużo wosku… odlej go na bok. Za gorący.
Kathil posłusznie odlała część wosku i odginając się nieco do tyłu, pociągnęła Karriake na siebie. Odsunęła włosy Karriake by ich nie pozlepiać i delikatnie ugniatając jej pierś ulała niewielką kropelkę wosku… a obok drugą. Obserwowała reakcję “nauczycielki”
Gnomkę pokrył pot i drżała wyraźnie. Jej piersi unosiły się w szybkim oddechu, ale oczy błyszczały podnieceniem. Nieco mocniej wierciła się w objęciach Kathil, nieco ją rozpraszając.
- Za gorący… nieco.. powinnaś pamiętać… zawsze by był świeży.- jęknęła cichutko.
-Dobrze - Kathil sięgnęła po drugą świecę - poczekaj, spróbujemy z tą. - Zapaliła knot i odczekała aż wosk się podtopił. Palcami zatoczyła spore koła wokół szczytu piersi Karriake i zsunęła dłoń lekko drażniąc paznokciami skórę pomiędzy piersiami.
- A tu jak? - kapnęła woskiem na zgłębienie poruszając jednocześnie swoim ciałem by wosk się rozpłynął.
- Dobrze… lepiej… przyjemniej…- wymruczała gnomka oblizując wargi mocniej ocierając się ciałem o biust swej uczennicy.
Kathil wyprostowała się do pozycji siedzącej wybijając Karriake z rozmarzenia:
-No już, już - strofowała ją z uśmiechem - bo stracimy z oczu cel. - dodała cmokając gnomkę w policzek. - Co jeszcze powinnam wiedzieć?
- Tyle chyba powinno ci wystarczyć… a i dobrze jest związać ofiarę i zakryć jej oczy. Można ogrzewać ciało, zanim pierwsze kropelki wosku na nie spadną i… cóż…- zerknęła na skrzyneczkę.- Reszta za bardzo ociera się o tortury i wymaga złamania woli kochanka lub osoby o takich specyficznych upodobaniach.
- A tak, szczegóły mam już nieco.. zaplanowane. - uśmiechnęła się dziewczyna - Tortur nie … chyba na razie nie. Zobaczymy jak pójdzie z woskiem. - pomogła gnomce się podnieść. - Masz jakieś preferencje: kobiety czy mężczyźni?
- Nie bardzo… jestem otwarta na wszelkie nowe doświadczenia. Gdybym nie była, to… cóż… nie miałabym tej wiedzy. I byłabym gdzie indziej.-odparła w odpowiedzi Karriake.- Jesteśmy… specyficzną grupą akrobatów. Złamana dusze, jak twierdzi nasz szef.
- No dobrze… to pokażę Ci ciekawą pozycję do użycia na mężczyźnie. Połóż się na plecach.
Karriake położyła się ostrożnie i przyglądała Kathil z wesołym uśmieszkiem. Zwłaszcza jej obnażonym piersiom. Aranja przyglądała się temu ze swego kojca w milczeniu.
Kathil zgięła jedną nogę gnomki w kolanie i usiadła na biodrach Karriake tyłem do niej:
- Pozycja nazywa się “złożone nożyce”.
Prawą nogę wsunęła pod zgiętą nogę gnomki, lewą ułożyła wzdłuż jej ciała. Odwróciła się nieznacznie pokazując gnomce ruchem bioder jak może ujeżdżać partnera. Przytrzymała się jej kolana i otarła swym podbrzuszem o jej biodro i udo.
- Tym sposobem całkowicie decydujesz jak szybko i jak mocno chcesz doprowadzić kochanka na kraj - zaśmiała się - dodatkowo możesz wykorzystać też jego dłoń - położyła dłoń gnomki przykrytą własną dłonią na swym łonie - do zapewnienia pełni rozkoszy. Obejrzała się na gnomkę. - Rozumiesz?
- To ciekawe…- oceniła Karriake zamyślona i uśmiechnęła się podstępnie.- Ale chciałabym jakoś sprawdzić w praktyce.
- Odpuść sobie…- mruknęła Aranja z kojca.- Ona ma męża.
- Możesz spróbować z Loganem - zaśmiała się Kathil - albo którymś z naszych ochroniarzy. Z nimi, sądząc po ich rozmiarach, powinno być znacznie ciekawiej niż ze mną.- pogładziła gnomkę po twarzy.
- Pozycja dla kobiety za to - Kathil wstała i gwałtownie podniosła dolną część ciała Karriake - jest dla silnych i wytrwałych kochanków. - ugięła nieco kolana, by dostosować swój wzrost. Oparła pięty Karriake na swych ramionach i przysunęła się bliżej by wesprzeć ciało gnomki swoim - Inaczej możesz skręcić sobie kark. Tak stojąca partnerka ma władzę na tobą i może zapewnić Ci rozkosz, od której zakręci ci się w głowie…. - dodała rozsuwając lekko uda gnomki i przesuwając dłonią po jej łonie. - …. dosłownie. Nie polecam tej pozycji na dłużej… krew spływa do głowy i może skończyć się mniej przyjemnie.
- Szkoda… bo brzmi ciekawie…- zachichotała gnomka, nie przejmując się tym, że jej koszulka nocna wiedziona grawitacją opadła w dół, odsłaniając dolną połowę ciała.
Kathil powoli opuściła ciało Karriake w dół i powolutku usiadła.
- Dziękuję za lekcje - cmoknęła nieco oszołomioną gnomkę w policzek - Muszę wracać. Ale może uda się nam jeszcze powymieniać wiedzą.- mrugnęła do Karriake i pomachała do Aranje. - Śpijcie dobrze.
Wyskoczyła z wozu i ruszyła z powrotem do komnaty, skradając się po cichu by nie zbudzić Ortusa.
 

Ostatnio edytowane przez corax : 04-12-2015 o 08:40.
corax jest offline