Oranie pola nie było pracą marzeń. Po prawdzie to Ragnar wolałby, chociażby, rąbanie drewna. Ot, żeby poczuć wreszcie w rękach coś, czym można zrobić komuś krzywdę. Myśląc o tym w trakcie pracy, postanowił zapytać o to swojego pracodawcę, gdy tylko znajdzie na to odrobinę czasu, a to miało nastąpić w trakcie przerwy.
- Panie Davidzie, jutro wyprawa na orków. Mam z nimi osobiste porachunki, ale nie mam czym skrócić ich o te paskudne łby. Nie miałby pan może pożyczyć siekierki albo wideł chociaż? - zapytał, jak na Rangara, całkiem ładnie i dyplomatycznie. Nie było co robić sobie wrogów z potencjalnych przyjaciół.
Po pracy, gdy odebrał zapłatę i zasiadł do obiadu, który swoimi rozmiarami przypominał głodnemu krasnoludowi prawdziwą ucztę. Podczas posiłku próbował dowiedzieć się jak najwięcej, a po wszystkim miał zamiar pochodzić po osadzie i próbować znaleźć coś co mogło mu się przydać podczas wyprawy. Jeśli właściciele zgodzą się dać takie przedmioty Ragnarowi.