Richard był wściekły. Oto właśnie szczury ze statku Casimira donosiły. Czyli jednak korsarz otaczał się wyjątkowymi mętami. Pewnie to oni namawiali do buntu. Szlachcic zagryzł zęby. Jego szczęka była jeszcze bardziej zarysowana niż zazwyczaj. A może to sam
Casimir połasił się na jego sterowiec? Najszybszy w tej części świata. Wspaniałe zastępstwo w zamian za utracony statek. Cóż ich powstrzymuje? Czyżby wpływy La Croix? O nie. Korsarz jest zbyt pragmatyczny, żeby przejmować się takimi rzeczami. Powstrzymuje go jedynie fakt, że sterowcem umie latać Manuela i Malfloy. I nikt inny. Cały układ sterowania był dopasowywany pod rudowłosą pilotkę. Jedyne co mogli zrobić to sprzedać maszynę na lokalnym rynku. Dla wielu z nich skromny udział w zyskach byłby fortuną. Ale nie mieliby sterowca. Richard nawet na chwilę uśmiechnął się do swoich myśli.
Ale po chwili dotarło do niego, że jeżeli sprzedadzą sterowiec, to on, mechanik i ich pilotka będą już tylko anonimowymi zwłokami wyłowionymi z kanałów Antigui.
- Jest tu ktoś jeszcze? - Słowa Doktora wyrwały szlachcica z zamyślenia.
- Nie. Reszta załogi jest na pokładzie i sprawdzają ożaglowanie i zabezpieczenia balonu. Możemy do nich od razu iść, bo zaraz tutaj będzie jeszcze goręcej. - Dla podkreślenia swoich słów zaczął rozganiać parę która wypełniała sporą część pomieszczenia. Richard wmawiał sobie, że to przez tę parę jest oblany potem.