Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-12-2015, 22:33   #42
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
A prawili o wojnie.
O pierwszych ofiarach. I o tym, że Straż Górska, odpowiednio wcześnie ostrzeżona, zagrodziła głazami Przeklętą Przełęcz, opóźniając o parę godzin wtargnięcie Darrenu do Adenu.
O przełęczy Hes, gdzie siły Laizar zostały powstrzymane.
I o tym, ile wojsk jak na razie zdołano zgromadzić i wysłać, o piechocie, o taborach. Nie padło jednak ani jedno słowo na temat Rubin i związanych z nią planów.
Smoczyca słuchała z niespotykaną u niej zazwyczaj uwagą. Wojska adeńskie radziły sobie lepiej niż się spodziewała. Może i wcale nie potrzebowali jej ingerencji w owym konflikcie? Nie miałaby w sumie nic przeciwko poodpoczywaniu w zamku, podrażnieniu jego mieszkańców, może nawet spowodowaniu paru rozruszających panującą tu nudnawą atmosferę, skandali. Temu miejscu bez wątpienia brakowało ognia. W końcu jednak jej skupienie uległo ciekawszym zajęciom. Wszak nie mogła tkwić w owym basenie przez dzień cały. Tym bardziej, że robiła się głodna. Ignorując zatem zebranych, podpłynęła do schodków mających ułatwić wyjście z basenu i nie przejmując ni trochę swą nagością, wyszła z kąpieli. Także narzuta, która wciąż tkwiła tak, gdzie ją zrzuciła, nie doczekała się jej uwagi. Miast tego na ciele kobiety pojawił się krótka tunika, w którą to zwykle przywdziewała po przemianie. Przeciągnąwszy rozleniwione mięśnie, odrzuciwszy parujące włosy na plecy, bez słowa ruszyła w stronę wyjścia z łaźni.
Garet w dwóch słowach pożegnał generała i jego towarzyszy. Po paru krokach dogonił Rubin.
- I jak się bawiłaś? - spytał.
- Tak sobie - oświadczyła, okraszając swe słowa wzruszeniem ramion. - Istnieje spora szansa, że udało mi się obrazić parę osób, jednak… - przerwała by posłać mu uśmiech. - A ty?
- Dziękuję, nie narzekam - odparł. - Miałem jedną wizytę w środku nocy, złożyłem jedną wizytę wcześnie rano. Nie sądziłem, że królowe to takie ranne ptaszki.
- Wspominała coś o tobie - Rubin uznała za stosowne wspomnieć. - Gdy testowałam tutejszy tron - dodała. - Zdecydowanie powinni popracować nad jego wygodą. Mam nadzieję, że ich kucharz lepszy jest w tworzeniu swych cudów niż osoba odpowiedzialna za stworzenie tamtego narzędzia tortur...
- Gdyby tron był wygodny, to królom nie chciałoby się z niego wstawać - odparł Garet. Nie wyglądał na zaskoczonego tą informacją. Zapewne plotka zdołała obiec już cały pałac.
- Mój jest wygodny - żachnęła się, nie rozumiejąc co takiego złego miałoby być w wygodnym tronie i tym by król lub królowa mogli odpocząć siedząc na nim i wypełniając obowiązki jakie zostały im narzucone. - Słyszałeś może coś o planach względem naszej dwójki?
- Wygodny? Ten cały ze złota? Chyba dla ciebie. Ja tam wolę coś bardziej miękkiego. Jeśli zaś chodzi o plany, to nic konkretnego. Najbardziej się przydamy koło Przeklętej Przełęczy, a co mamy robić, to już zależy tylko i wyłącznie od naszej fantazji. Im bardziej dopieczemy Darreńczykom, tym lepiej.
Dopieczenie niezwykle odpowiadało Rubin. Jej zadowolona mina nie miała jednak długiego życia.
- Wciąż się złościsz za wczoraj? - zadała nurtujące ją pytanie.
Uśmiechnął się do niej.
- Nie. Naprawdę. Wczoraj najchętniej bym cię udusił, ale na szczęście wszystko skończyło się dobrze.
- Musimy popracować nad wspólną komunikacją - oświadczyła, po raz drugi odkąd przybyli do stolicy. - Obecny sposób jest zbyt kłopotliwy.
- To znaczy jaki? W tej chwili dobrze nam idzie. Myślisz o sytuacji, gdy jesteś w postaci smoka?
- Przecież nie teraz. W walce jednak, gdy tylko ja mogę przekazywać ci swoje myśli i słowa to jednak inna sprawa. Będziemy musieli coś z tym zrobić nim wyruszymy.
- Jak ty sobie to wyobrażasz? Nie jestem smokiem, nie umiem nikomu przekazywać swoich myśli.
- Tak, zdecydowanie nie jesteś smokiem - odparła nieco złośliwie. - Przekazywania myśli możesz się jednak nauczyć. Szczególnie że ja nie będę mieć większego problemu z ich odbieraniem. Musimy jedynie popracować nad ich odpowiednim kierunkowaniem i selekcją.
Przekazywanie myśli? To by się nawet Garetowi spodobało. Pod warunkiem oczywiście, że zadziałałaby selekcja. Raczej by nie chciał, by Rubin odczytywała każdą jego myśl.
- Próbowałaś tego kiedyś? - spytał.
Smoczyca w odpowiedzi pokręciła przecząco głową.
- Niby z kim? - zapytała. - Jesteś pierwszym jeźdźcem, a w kontaktach z innymi ludźmi wystarczy odpowiednia postać.
- To skąd wiesz, że to się uda? Od razu zaczniemy?
- A śniadanie? - oburzyła się.
Garet uśmiechnął się lekko.
- Śniadanie o krok. O parę kroków - poprawił się. - Zaraz będziemy w kuchni.
Znając zainteresowania Rubin odpowiednio wcześniej zorientował się, jak dotrzeć do miejsca, gdzie jest dużo jedzenia... którego nie trzeba gonić.

W kuchni praca trwała w najlepsze, jednak gdy tylko Rubin stanęła w drzwiach, paru kuchcików przerwało pracę, co natychmiast spotkało się z dobitnie i czynnie wyrażoną dezaprobatą, której źródłem był niski, korpulentny mężczyzna, w białym kubraczku i białej mycce na głowie.
- Do roboty! - wrzasnął i pogroził wielką chochlą. - Jak który coś przypali...
Stosunek kucharza do tych, co psuli jego potrawy, musiał być wszem i wobec znany, bowiem chłopcy jak jeden mąż opuścili głowy i zabrali się do pracy.
Kucharz zmierzył Rubin wzrokiem, w którym radości nie było widać. Zapewne nie lubił, gdy obcy plątali mu się po jego prywatnym królestwie.
- Co jadasz? - spytał. - Chleb, owoce, warzywa, mięso? Drób, dziczyzna, wołowina, wieprzowina, ryby? Suszone, gotowane, wędzone, pieczone, surowe?
- Ludzi - odparła zapytana, uśmiechając się słodko. - Najlepiej mocno przypieczonych i wciąż trochę wrzeszczących. To zdecydowanie korzystnie na smak ich mięsa wpływa. Jak widać trafiłam do odpowiedniego miejsca…
Drażnienie smoka gdy ten głody jest nie było najszczęśliwszym pomysłem. To czy kucharz wiedział z kim ma do czynienia czy też nie, niewiele ją obchodziło. Oczekiwała należytego traktowania i lubiła by jej oczekiwania spełniano.
- Nie podajemy - odparł kucharz.
Rubin zrobiła urażoną minę i zwróciła się do Gareta.
- Za czasów Iliada gościnność tego królestwa była lepsza. Te cudowne potrawy którymi można się było delektować - prawiła na głos, uśmiechając się uroczo. - Nawet mięsa ludzkiego nie brakowało gdyż lochy pełne były, a teraz…
- Od czasów Iliada kuchnia przeszła prawdziwą rewolucję i teraz nie trzeba się ograniczać do pięciu dań na obiad - odparł kucharz. - Lochy zaś, pałacowe, nie stanowią obecnie źródła zaopatrzenia.
- Dlatego też twierdzę, że gościnność obniżyła swe standardy - odparła, niezadowolona, że ktoś się jej do rozmowy wtrąca, a przynajmniej takie wrażenie sprawiając. - Cóż… Nie bardzo chce mi się na polowanie ruszać więc zadowolę się tym co masz. Najlepiej wszystkiego po trochu. A ty, Garecie? - zapytała, niewinnie rzęsami trzepocząc.
- Dla mnie szynka, chleb i trochę wina - odparł.
Nie dokończył jeszcze zdania, gdy kucharz skinął na jednego z kuchcików, który akurat wyglądał na mniej zapracowanego.
- Słyszałeś? Przynoś.
- Wszystko? - kuchcik wbił wzrok w Rubin, jakby nie wierząc własnym uszom.
- Mam powtórzyć?
Pytanie było zadane cichym i uprzejmym tonem, ale w kuchcika jakby piorun trafił. Już po chwili przed Rubin pojawiła się pierwsza taca, wyładowana po brzegi chlebem, kawałkami wołowiny, wędzoną rybą, stosem owoców i pokaźnych rozmiarów wędzoną szynką.
Smoczycy do jedzenia namawiać nie było trzeba. Nie przejmując się rzucanymi ukradkiem spojrzeniami kuchcików, zabrała się za rybę. Przyznać trzeba było kucharzowi, że na swym fachu się znał. Chrupiąca skórka kryła pod sobą soczyste, biało mięso. Nie za mocno przypieczone, ot wystarczająco by nie można go nazwać surowym. To, że zniknęła w chwilę, było wystarczającym wedle Rubin dowodem na to, że docenia ona kunszt kucharza.
Na kolejną tacę nie musiała wcale czekać, bowiem nim przełknęła ostatni kęs, na stole pojawiła się następny, nieco inny zestaw potraw.
Garet w tym czasie doczekał się swojej szynki i chleba. Posilał się więc spokojnie wiedząc, że Rubin, odpowiednio zaopatrzona w jedzenie, nie dobierze się do jego śniadania.
Smoczyca zaś nawet przez chwilę nie pomyślała o tym by skubnąć cokolwiek ze skromnego zestawu, który jej towarzysz otrzymał. Zbytnio zajęta ogałacaniem spiżarni królewskiej, całą uwagę skupiała na kolejnych cudach które przed nią stawiano. Szczególnie mięsa wszelakie zdawały się w sposób szczególny pasować do jej gustów kulinarnych. Owoce jednak także długo nie leżały pozbawione jej uwagi i zachłannych rączek. Po czwartej tacy zwolniła nieco, przeciągnęła się by jadło dobrze zaległo w żołądku i z uśmiechem skinęła głową kucharzowi.
- Przyjemna przekąską - pochwaliła. - Obiadem jednak zajmę się sama co by zbytnio nie obciążać zapewne napiętego rozkładu dnia twoich kuchcików.
Chociaż na coś się Darreńczycy przydadzą, pomyślał Garet, który do przedstawicieli tej nacji sympatii jakoś nie żywił.
- Cieszę się, że smakowało. - Kucharz skłonił się uprzejmie. - Zapraszam w każdej chwili.
Wątpiła by kucharz był zadowolony gdyby częściej go odwiedzała. Król także z radości raczej skakać by nie skakał biorąc pod uwagę szybkie opróżnianie spiżarni i wydatki z tym związane. Szczęściem nie musiała polegać na specjałach serwowanych w zamku. Owca tu, człowiek tam, sarenka dla odmiany… Świat oferował jej niemal nieograniczony dostęp do swoich zasobów, z których mogła w dowolnej chwili skorzystać. Tego jednak nie zamierzała mówić.
- Z przyjemnością - odparła na jego słowa, nawet lekko głowę skłoniła.
Garet również pożegnał kucharza.
Gdy tylko znaleźli się za drzwiami kuchni spytał:
- Dokąd teraz?
Zastanawiała się chwilę nim podjęła decyzję.
- Do ogrodu - orzekła. W końcu musieli zacząć trening wzajemnej komunikacji, a do tego musiała być w smoczej skórze.

W centrum ogrodu znajdował się sporych rozmiarów, porośnięty tu i ówdzie liliami, staw. Najwyraźniej zasilało go jakieś podziemne źródełko, bowiem niewielka strużka wypływała ze stawu i kierowała się gdzieś poza mur, otaczający ogród ze wszystkich stron.
Nie czekając dłużej niż było to konieczne, Rubin porzuciła ludzką formę, co wyraźną jej przyjemność sprawiło.
~ Lepiej ~ westchnęła, rozkładając skrzydła by nacieszyć się słońcem.
Garet usiadł na pobliskiej ławeczce, obserwując zachowanie Rubin.
To dobrze, pomyślał, usiłując przesłać tę myśl do smoczycy.
Ta jednak nie sprawiała wrażenia jakby cokolwiek usłyszała. Machnęła raz skrzydłami, delikatnie tworząc lekki wietrzyk, po czym zwróciła pysk w jego stronę.
~ Zaczynamy? ~ zapytała.
Garet skinął głową.
- Co zatem mam zrobić?
~ Wpierw powinniśmy utworzyć połączenie między nami ~ zaczęła, jednak w jej myślach wyraźnie dało się wyczuć wahanie. ~ U smoków jest ono naturalne, powstaje wraz z narodzinami. Jak jest z ludźmi… Nie mam pojęcia. Spróbujmy jednak od oczyszczenia umysłu, skup się na mnie i tym co chcesz przekazać, jednak tylko na tym. Pierwszy raz będzie pewnie trudny. Później powinno być łatwiej. To jak z… ~ przerwała, najwyraźniej zdając sobie sprawę że jej zasyp informacji zapewne działa rozpraszająco, co bynajmniej nie było pomocne.
- Zgoda.
Garet przymknął oczy, usiłując odciąć się od zewnętrznych bodźców, po czym skupił się na czymś, co powinno smoczycę zainteresować. Na leżącym na srebrnym półmisku prosiaku - pięknie upieczonym, z jabłkiem w pysku.
Rubin szarpnęła pyskiem zdziwiona. Nie była pewna czego się spodziewać ale zdecydowanie nie tego, co pojawiło się w jej umyśle. Uczucie to było dziwne. Jednocześnie znajome i obce. Zdążyła odwyknąć od tego typu rozmów.
~ Spróbuj dodać komentarz ~ posłała mu krótki, zwięzły przekaz.
W umyśle Gareta ponownie pojawił się ten sam prosiak.
Były sobie świnki trzy, pomyślał, skupiając się na tejże myśli.
Obraz wciąż tkwił w jej umyśle, jednak głos Gareta mu nie towarzyszył. Potrząsnęła łbem, a z jej paszczy wydobył się cichy ryk. Paszczy, która po chwili zbliżyła się bardzo blisko do siedzącego mężczyzny.
~ Spróbujmy inaczej ~ orzekła. ~ Dotknij mnie i ponów próbę.
Garet bez wahania dotknął pyska smoczycy, po czym ponownie się skupił. W jego umyśle pojawił się obraz znanego Rubin przedmiotu.
~ Złoty tron.
Odpowiedział mu uśmiech, wyraźnie dający do zrozumienia, że tym razem jego wysiłki zakończyły się sukcesem.
~ Dobrze ~ pochwaliła go. ~ Spróbujmy na odległość ~ dodała, cofając się nieco i silnym uderzeniem skrzydeł wzbijając w powietrze.
Wracaj, pomyślał.
~ Wracaj! ~ Tym razem bardziej się skupił, usiłując myślą dotrzeć do Rubin.
~ Dobrze ~ nagrodziła go obrazem uśmiechającej się Rubin w ludzkiej postaci. ~ Będziemy musieli trenować to połączenie przy każdej okazji. Z czasem powinno zacząć przychodzić naturalnie.
~ Trochę męczące ~ odparł. ~ Ale to rzecz wprawy.
~ Ja także muszę się do tego przyzwyczaić. Nie brzmisz jak smoki ~ skomentowała Rubin, obniżając lot i lądując przy sadzawce. ~ Od lat nie słyszałam nikogo w swoim umyśle ~ dodała, dziwnie poważnym głosem.
Garet otarł pot z czoła. A przecież dzień, który niedawno się zaczął, wcale nie był gorący.
~ Kiedy ruszamy? ~ spytał.
A swoją drogą zaczął się zastanawiać, co by było, gdyby Rubin spotkała innego smoka.
~ Ja jestem gotowa ~ oznajmiła mu. ~ Wypada jednak pożegnać się z królem i powiadomić go o naszych planach. Generał także z pewnością będzie nimi zainteresowany.
- Pójdziesz ze mną, czy wolisz się przez chwilę wylegiwać na słońcu?
~ Pójdę ~ oznajmiła, wracając do nieco bardziej takowym rozmowom pasującej formy.
- Może być ciekawie - dodała.
 
Kerm jest offline