Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 29-11-2015, 15:29   #41
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Południe okazało się być rankiem. Rubin obudziła się wraz z pierwszymi promieniami słońca, które nieśmiało wyjrzały zza linii horyzontu. Wbrew jej własnym przewidywaniom, proces ten obył się bez zbędnego opóźnienia. Rześka i radosna zerwała się z ogromnego łoża, gotowa na kolejną przygodę. Cóż zaś może być ciekawszego o tak wczesnej porze niż zwiedzanie zamkowych zakamarków. Co prawda mogła iść i obudzić Gareta by ten jej towarzyszył. Mogła także niczym prawdziwa dama, spędzić kolejne godziny wylegując się w pierzynach. Miała jednak wrażenie, że mężczyzna wciąż na nią jest zły, a łóżko zdążyło się jej już znudzić. Znacznie bardziej pasowało jej złoto niż materace.
Odziana jedynie w narzutę, którą ściągnęła z łóżka, ruszyła więc na podbój i odkrywanie tajemnic siedziby władców adeńskich. Służba schodziła jej z drogi, co nawet podobało się smoczycy. Widać wieści podróżowały szybko i jej wczorajsze wybryki znane już były i zapewne kilka razy upiększone zostały przez opowiadających. Nastręczało to jednak pewnych kłopotów. Za każdym razem gdy chciała kogoś o drogę zapytać, ten ktoś zwykł znikać nim głos z siebie wydobyła. Z tego też powodu dotarcie do sali tronowej, która to wielce ją interesowała, zajęło więcej czasu niżby sobie życzyła. Strażnicy z halabardami w dłoniach, którzy zagrodzili jej drogę, spotkali się z chmurnym obliczem kobiety.
- Nie jadłam jeszcze śniadania, a wy smakowicie wyglądacie, więc o ile nie macie ochoty by stać się owego śniadania daniem głównym, radzę cofnąć te patyki - oznajmiła im, nawet uprzejmie, wedle jej mniemania. Wszak mogła po prostu odgryźć im głowy albo przypiec w tych ich wypolerowanych puszkach. Garet powinien być dumny z jej opanowania, aczkolwiek wątpiła by słowa pochwały opuścić miały jego usta.
- Przecież nie ukradnę tronu - mruknęła w końcu, zniecierpliwiona i rozglądać się poczęła za kimś kto do rozumu tym chodzącym puszkom przemówi. Im szybciej zaś tym lepiej gdyż prawdą było, że smoki o pustych żołądkach szybko cierpliwość traciły, a ona do wyjątkowo opanowanych i bez tego nie należała.
Nagle, z w pierwszej chwili nieznanych jej powodów, halabardnicy stanęli wyprostowani, zaś dzierżony przez nich oręż przestał zagradzać drogę do drzwi.
- Wspaniale - orzekła Rubin, klaszcząc w dłonie i obracając się by spojrzeć na osobę, która właśnie pozbawiła ją okazji do popełnienia kolejnego błędu w stosunkach z ludźmi króla. Narzuta, którą owymi dłońmi przytrzymywała, zsunęła się z jej ciała, zalegając u stóp kobiety, która jednak niezbyt faktem tym się przejęła.
- Zróbcie przejście! - Generał Laurent machnął dłonią w stronę strażników. Zgoła niepotrzebnie. - Witam, Rubin, w piękny, słoneczny poranek.
- Generale Laurent! - Pełen radości okrzyk powitał mężczyznę. Smoczyca najwyraźniej zapomniała całkiem iż jeszcze nie tak dawno temu miała ochotę spożyć go na śniadanie. - Przybyłeś w idealnym momencie - dodała, uznając iż nie musi wysilać się na dokładniejsze tłumaczenie tego co mogło wydarzyć się gdyby przybył nieco później.
- Widzę. - Generał skinął głową, nie zważając na dwuznaczność tego stwierdzenia. Zrobił parę kroków i podniósł narzutę. - Zwiedzasz zamek? - spytał. Wszak równie dobrze smoczyca mogła szukać kuchni...
- Próbuję - poprawiła go, wyciągając dłoń po narzutę. - Chciałam zobaczyć jak bardzo sala tronowa zmieniła się od czasów Iliada - dodała, uśmiechając się promiennie. - Słyszałam także, że mój dar wciąż tkwi w koronie tego królestwa. Jeszcze jej jednak nie miałam okazji oglądać.
- Iliada? - zdumiał się generał, natychmiast jednak się opanował. - Boję się, że bardzo.
Ruszył przodem, by otworzyć drzwi.
- Podobno, tak mówią, za czasów wnuka Iliada, prawie połowa zamku spłonęła. Z sali tronowej została jedynie posadzka. Odbudowano ponoć wszystko, według opisów tych, co pamiętali wygląd. Ale potem moda się zmieniała. Każdy król chciał upiększyć salę, dodać coś od siebie.
Prawdy owemu stwierdzeniu nie dało się odebrać. Drzwi prowadzące do sali stanęły przed nią otworem, dzięki czemu dostrzec mogła ogrom pomieszczenia, do którego broniły wstępu. Czerwony dywan biegł przez całą jego długość, kończąc się u stóp rozświetlonego promieniami słonecznymi tronu. Wysokie, witrażowe okna rozjaśniały salę setkami kolorowych promieni, które tańczyły na białej posadzce, która dodatkowo uwydatniała ich piękno. Długie, sięgające od sufitu do podłogi gobeliny, wychwalały waleczność i potęgę tych, którzy mieli prawo zasiadać na tronie królestwa. Sam tron zaś… Pokryty złotem, zdobny kamieniami, których pieśń słyszała już od progu. Pysznił się niczym paw na swym podniesieniu, pławiąc w chwale i bogactwie.
- Piękna - oznajmiła cicho, przekraczając próg sali. - Szkoda jednak, że tak niewiele z jej poprzedniczki się ostało.
Okręciła się wokoło, nie chcąc przegapić żadnego elementu wystroju tego miejsca. Kolumny ozdobiono rzeźbami kwiatów i liści. Widziała także piękne twarze nimf, wyłaniające się spośród owych tworów, niczym cichych strażniczek tronu. Szczerze wątpiła by którakolwiek ze znanych jej duchów przyrody zgodziła się tkwić zamknięta w czterech ścianach, musiała jednak przyznać że ich urodę oddano znakomicie. Podziwiając pracę artystów, którzy je stworzyli, ruszyła prosto w stronę tronu, ciekawa czy jest równie wygodny co jej własny. Już z pewnej odległości dostrzegła kamień, który lśnił wetknięty w zwieńczenie oparcia.
- Mój diament - oznajmiła szczęśliwa, że widzi go po raz kolejny. - Miał być w koronie - zwróciła się do generała, jednak nie przerywała swej drogi, a wręcz nieco przyspieszyła.
- Ponoć tak było. - Odpowiedzi udzielił jednak nie generał, a wysoka kobieta, o ciemnych włosach, tu i ówdzie ozdobionych srebrem. - Pradziad Markusa umieścił tutaj ten klejnot. Korona... - uśmiechnęła się. - Nie bardzo za nią przepadał. Wolał porządny hełm, a ten diament zasługiwał na szczególne uznanie. Dlatego trafił tu, a nie do ciemnego skarbca.
- Wasza Królewska Wysokość. - Generał się ukłonił.
Rubin zaś jedynie lekko głową skinęła, zbytnio uwagę zwracając na kamień by poświęcać ją królowej.
- Z pewnością nie podobałoby mu się w ciemnym skarbcu - oświadczyła, nie przerywając przemierzania sali. - Powinno się go jednak nosić by mógł swym blaskiem oświecać tego, kto władać miał prawo królestwem. Nie tylko wtedy gdy siedzi na tronie ale stale - marudziła, bowiem nie po to oddawała go w ludzkie ręce by wylądował w oparciu ozdobnego, ale jednak wciąż krzesła. Stopnie dzielące ją od niego pokonała szybko, ledwie dotykając ich stopami. Jej dłoń przesunęła się po złoceniach, które zdobiły tron. Powoli, delikatnie i z czułością, otuliła palcami kolejne klejnoty na które natrafiała, by w końcu musnąć nimi sam diament. Na koniec zaś, nie pytając i nie patrząc na nikogo, zajęła miejsce, które jedynie władcom się należało. Nie widziała w tym jednak niczego niestosownego. Wszak sama się do nich zaliczała, aczkolwiek jej królestwo nieco innego rodzaju było.
- Niezbyt wygodny - stwierdziła, gdyż wedle jej mniemania puchowa poduszka wyścielająca siedzenie tylko przeszkadzała. Znacznie lepsze byłoby złoto, samo złoto...
Daria uśmiechnęła się lekko.
- Pojęcie wygody jest pojęciem względnym - powiedziała.
- Na twardych stołkach sadzamy tylko niewygodnych gości - dodał generał. - Ale o tym więcej to by mógł opowiedzieć Atan. To jemu zwykle król zleca szykowanie okazałych siedzisk dla wszystkich gości. Nie uwierzysz, jak mogą się różnić wygodą dwa niemal jednakowe fotele.
- Widzę, że następnym razem powinnam zadbać o to by przywieść ze sobą własny - smoczyca, wyraźnie rozbawiona słowami generała, wybuchnęła śmiechem. - Czy dziewczę doszło już do siebie? - Skierowała to pytanie do królowej, wstając jednocześnie z tronu, na którym to siedzenie ani trochę przyjemności jej nie sprawiło. Miała także niepokojące wrażenie, że nie spodobałoby się Garetowi gdyby ją na nim zobaczył.
Królowa i generał wymienili się spojrzeniami.
- I tak, i nie - odpowiedziała w końcu Daria. - Już nie widzi smoków za każdą kotarą. Ale, można by rzec, stała się jakby mniej wybuchowa. Bardziej ustatkowana. Jakby nieco wydoroślała przez te dni.
Wyglądało na to, że królowa nie ma nic przeciwko temu, by ten akurat stan rzeczy trwał nieco dłużej.
- Ach, wybacz... Nie podziękowałam ci jeszcze za jej przywiezienie. - Daria uśmiechnęła się przepraszająco.
- Podziękowania należą się memu towarzyszowi - Rubin uznała, że nie będzie się zbytnio zagłębiać w stan psychiki królewny. - Dla mnie to była sama przyjemność.
- Przed chwilą to zrobiłam. - Królowa skinęła głową.
- Dokąd teraz? - spytał generał. Pytanie skierowane było do Rubin. - Łaźnie? Za czasów Iliada ich nie było, ale wyglądają pięknie. Po sali tronowej niewiele jest do oglądania. Tu trzeba było przyjść na końcu.
- Są jeszcze lochy, ale tam trafiają tylko nieproszeni goście - uśmiechnęła się królowa. - Ponoć są starsze niż sala tronowa, ale urodą z pewnością jej nie dorównują.
- Łaźnie - zdecydowała Rubin po długiej chwili, którą to poświęciła na dokonanie jakże trudnego wyboru. Wszak w lochach istniała szansa na ciekawe widoki i może nawet ewentualny posiłek. Propozycja generała przypadła jej jednak znacznie bardziej niż ta, którą rzuciła królowa. - Później zaś lochy. Ciekawa jestem czy tajne przejścia jakie wtedy stworzono wciąż istnieją i da się nimi przejść - oznajmiła, opuszczając podwyższenie, na którym stał tron.
- Wasza Królewska Wysokość! - do sali wbiegł wyrostek w stroju pazia. Na moment zaniemówił, widząc półnagą dziewczynę, wnet jednak przypomniał sobie, po co przyszedł. - Książę Len bardzo prosi, by Wasza Wysokość zechciała do niego przyjść. Jeśli to możliwe.
- Przepraszam bardzo. - Daria uśmiechnęła się lekko do Rubin. - Laurencie, wiesz w razie czego, gdzie mnie szukać.
- Tak, Wasza Wysokość.
Rubin, która zdołała w międzyczasie dołączyć do generała i królowej, skłoniła głowę tej ostatniej, śledząc jej oddalającą się sylwetkę wzrokiem. Usłyszała jeszcze, jak królowa udziela paziowi wykładu na temat zachowania w obecności dam. Nawet jeśli strój owych dam nie jest w pełni kompletny.
- Łaźnie - przypomniała generałowi, potrząśnięciem głowy pozbywając się myśli o przyjemnościach i problemach rodzinnego życia. - Kąpiele podobno apetyt pobudzają - dodała, obdarzając go zadziornym w swym przekazie, uśmiechem.
- Tędy proszę - wskazał drzwi, którymi przed chwilą wyszła królowa.
Smoczyca zaś bez wahania podążyła w ślady królowej. Paradowanie korytarzami zamku w towarzystwie Laurenta różniło się znacznie od jej wcześniejszych, samotnych doświadczeń. Służba i dworzanie przystawali by skłonić głowę przed jej towarzyszem. Ich spojrzenia jednak wyraźnie ku młodej kobiecie u jego boku się kierowały. Ta zaś, idąc za swą lubiącą psoty naturą, umyślnie coraz lżej trzymała narzutę, pozwalając by ta przy każdym kroku odsłaniała nieco więcej jej ciała. Rzucane od czasu do czasu spojrzenia w kierunku generała, lśniły od wesołych, psotnych płomyków jakie igrały w jej oczach. Gdy zaś jeden z młodych służących z wrażenia upuścił niesioną tacę, wybuchła głośnym, radosnym śmiechem. Zdecydowanie zabawy te sprawiały jej radość. Czy były właściwe, wątpiła. Czy zostałyby potępione przez Gareta - tego była pewna. Nie zamierzała jednak rezygnować z nich ot tak, bez walki. Nie wiedziała wszak czy okazja taka się powtórzy. Na wojnie różne rzeczy się zdarzały, a ona wiedziała lepiej niż ktokolwiek z żyjących, że smoki do nieśmiertelnych nie należały. Bajki, które opowiadano były tylko bajkami. Życie zaś pełne było niespodzianek, niekoniecznie samych przyjemnych.
Widok łaźni należał jednak do tych niespodzianek, które Rubin bez wahania upchnęła do grona tych miłych. Na samym środku pomieszczenia, do którego zaprowadził ją generał, znajdował się basen. Nie dość głęboki by w nim mogła się zanurzyć w swej właściwej postaci, jednak dość by jako człowiek, mogła czerpać czystą przyjemność z kąpieli. Pod arkadami, które go otaczały widziała osobne komnaty, które zapewne kryły w sobie prywatne wanny, lub nawet i mniejsze znacznie wersje głównego basenu. Całość zaś, zarówno posadzka jak i ściany, ozdobiona została kafelkami w żywym, błękitnym kolorze.
Podchodząc do brzegu basenu, sprawdziła stopą czy aby woda w nim się znajdująca odpowiada jej gustom.
- Chłodna - mruknęła, jednak owa niedogodność zdawała się być zbyt trywialną by dobry nastrój smoczycy zepsuć. Wypuściwszy z dłoni ten niewielki fragment narzuty jaki jeszcze się w niej ostał, potrząsnęła głową by bujne fale jej rudych włosów ułożyły się wygodnie na plecach. Dwa piękne i potężne węże ogniste zsunęły się z jej ramion muskając swymi płomieniami cieszące się ich dotykiem palce, a następnie powędrowały w stronę wody, sycząc głośno w chwili z nią zetknięcia.
- Gorąca kąpiel nieco bardziej apetyt pobudza niż zimna. Dołączysz do mnie? - zwróciła się do generała. Na jej twarzy, którą odwróciła w jego stronę, malowało się wyraźne życzenie by ten zgodził się na ową propozycję.
Ku jej zaskoczeniu generał nie patrzył w jej stronę, tylko toczył cichą rozmowę z trzema mężczyznami, wśród których znajdował się i Garet.
Rubin z chęcią gniewnie tupnęłaby nogą gdyby nie to, że uznała takie zachowanie za zbyt dziecinne, nawet jak na jej standardy. Nie wypadało także by na siłę próbowała uwagę generała odzyskać. Gorąca, nawet bardzo gorąca kąpiel czekała na nią, a ona nie miała zamiaru pozwolić jej czekać dłużej. Nie znaczyło to jednak, że zrezygnowała z drobnej złośliwości względem ignorujących ją mężczyzn. Miast delikatnie i powoli wkroczyć do basenu, odbiła się od posadzki i wskoczyła do niego, rozchlapując gorącą wodę. Cóż, bez wątpienia świętą nie była i nie zamierzała zostać.
Fontanna nie trysnęła co prawda pod sufit, ale krople wody rozprysnęły się po całym pomieszczeniu, dosięgając stojących. Garet, najwyraźniej obserwujący ją kątem oka, uniknął większości gorącego prysznicu, ale pozostałym się to nie udało.
Generał na moment obrócił głowę.
- Miłej kąpieli - powiedział, po czym ponownie wrócił do rozmowy, toczonej, jak Rubin zrozumiała z posłyszanych fragmentów, na temat wojny. Jeden z jego rozmówców oderwał wzrok od generała i skinął głową pluskającej się dziewczynie, lecz na jego poważnej twarzy nie pojawił się nawet cień uśmiechu. Drugi, znacznie młodszy, uśmiechnął się nawet, lecz widać było, że jego myśli zajęte są czymś znacznie poważniejszym, niż nadobna dziewczyna w kąpieli.
Przez chwil parę rozważała czy czasem nie postarać się bardziej by ich uwagę pozyskać. Uznała jednak, że nie chce się jej takowych wysiłków czynić. Wojna zwykle była tematem na tyle absorbującym męskie myśli, że i smoczyca nie była w stanie rozwiać owego skupienia. Również jej własne ku niej powędrowały, gdyż rolę swą wszak w owych poczynaniach miała. Zastanawiała się jakąż to rolę przygotuje dla niej generał i czy będzie ona pasowała jej do gustu. Ciekawiło ją także jak zareaguje na jej ewentualną odmowę wypełnienia rozkazu. Wątpiła bowiem by każdy z tych, które zostaną wydane, przypadł jej do serca. Był także i Garet oraz jego chęć pozostania w łaskach królestwa. Chęć doprawdy kłopotliwa w niektórych momentach. Na dodatek narzucająca jej więzy, których nienawidziła. Czy jednak chciało się jej dyskusje na ten temat prowadzić? Może kiedyś, lecz z pewnością nie teraz, gdy ciepło wody wdzierało się do jej ciała i rozkosznie je rozgrzewało. Ogniste węże, które nie zostały przez nią odwołane, unosiły się nad taflą wody, raz po raz muskając jej dłoń. Przynajmniej one pełnię swej uwagi poświęcały tej, której owa uwaga się należała. Może powinna użyć ich do nauki dobrych manier ową czwórkę debatujących mężczyzn? Myśl ta niezwykle do gustu jej przypadła, z westchnieniem jednak z niej zrezygnowała. Miast tego podpłynęła bliżej swych niedoszłych ofiar, by posłuchać o czym też prawią.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 01-12-2015, 22:33   #42
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
A prawili o wojnie.
O pierwszych ofiarach. I o tym, że Straż Górska, odpowiednio wcześnie ostrzeżona, zagrodziła głazami Przeklętą Przełęcz, opóźniając o parę godzin wtargnięcie Darrenu do Adenu.
O przełęczy Hes, gdzie siły Laizar zostały powstrzymane.
I o tym, ile wojsk jak na razie zdołano zgromadzić i wysłać, o piechocie, o taborach. Nie padło jednak ani jedno słowo na temat Rubin i związanych z nią planów.
Smoczyca słuchała z niespotykaną u niej zazwyczaj uwagą. Wojska adeńskie radziły sobie lepiej niż się spodziewała. Może i wcale nie potrzebowali jej ingerencji w owym konflikcie? Nie miałaby w sumie nic przeciwko poodpoczywaniu w zamku, podrażnieniu jego mieszkańców, może nawet spowodowaniu paru rozruszających panującą tu nudnawą atmosferę, skandali. Temu miejscu bez wątpienia brakowało ognia. W końcu jednak jej skupienie uległo ciekawszym zajęciom. Wszak nie mogła tkwić w owym basenie przez dzień cały. Tym bardziej, że robiła się głodna. Ignorując zatem zebranych, podpłynęła do schodków mających ułatwić wyjście z basenu i nie przejmując ni trochę swą nagością, wyszła z kąpieli. Także narzuta, która wciąż tkwiła tak, gdzie ją zrzuciła, nie doczekała się jej uwagi. Miast tego na ciele kobiety pojawił się krótka tunika, w którą to zwykle przywdziewała po przemianie. Przeciągnąwszy rozleniwione mięśnie, odrzuciwszy parujące włosy na plecy, bez słowa ruszyła w stronę wyjścia z łaźni.
Garet w dwóch słowach pożegnał generała i jego towarzyszy. Po paru krokach dogonił Rubin.
- I jak się bawiłaś? - spytał.
- Tak sobie - oświadczyła, okraszając swe słowa wzruszeniem ramion. - Istnieje spora szansa, że udało mi się obrazić parę osób, jednak… - przerwała by posłać mu uśmiech. - A ty?
- Dziękuję, nie narzekam - odparł. - Miałem jedną wizytę w środku nocy, złożyłem jedną wizytę wcześnie rano. Nie sądziłem, że królowe to takie ranne ptaszki.
- Wspominała coś o tobie - Rubin uznała za stosowne wspomnieć. - Gdy testowałam tutejszy tron - dodała. - Zdecydowanie powinni popracować nad jego wygodą. Mam nadzieję, że ich kucharz lepszy jest w tworzeniu swych cudów niż osoba odpowiedzialna za stworzenie tamtego narzędzia tortur...
- Gdyby tron był wygodny, to królom nie chciałoby się z niego wstawać - odparł Garet. Nie wyglądał na zaskoczonego tą informacją. Zapewne plotka zdołała obiec już cały pałac.
- Mój jest wygodny - żachnęła się, nie rozumiejąc co takiego złego miałoby być w wygodnym tronie i tym by król lub królowa mogli odpocząć siedząc na nim i wypełniając obowiązki jakie zostały im narzucone. - Słyszałeś może coś o planach względem naszej dwójki?
- Wygodny? Ten cały ze złota? Chyba dla ciebie. Ja tam wolę coś bardziej miękkiego. Jeśli zaś chodzi o plany, to nic konkretnego. Najbardziej się przydamy koło Przeklętej Przełęczy, a co mamy robić, to już zależy tylko i wyłącznie od naszej fantazji. Im bardziej dopieczemy Darreńczykom, tym lepiej.
Dopieczenie niezwykle odpowiadało Rubin. Jej zadowolona mina nie miała jednak długiego życia.
- Wciąż się złościsz za wczoraj? - zadała nurtujące ją pytanie.
Uśmiechnął się do niej.
- Nie. Naprawdę. Wczoraj najchętniej bym cię udusił, ale na szczęście wszystko skończyło się dobrze.
- Musimy popracować nad wspólną komunikacją - oświadczyła, po raz drugi odkąd przybyli do stolicy. - Obecny sposób jest zbyt kłopotliwy.
- To znaczy jaki? W tej chwili dobrze nam idzie. Myślisz o sytuacji, gdy jesteś w postaci smoka?
- Przecież nie teraz. W walce jednak, gdy tylko ja mogę przekazywać ci swoje myśli i słowa to jednak inna sprawa. Będziemy musieli coś z tym zrobić nim wyruszymy.
- Jak ty sobie to wyobrażasz? Nie jestem smokiem, nie umiem nikomu przekazywać swoich myśli.
- Tak, zdecydowanie nie jesteś smokiem - odparła nieco złośliwie. - Przekazywania myśli możesz się jednak nauczyć. Szczególnie że ja nie będę mieć większego problemu z ich odbieraniem. Musimy jedynie popracować nad ich odpowiednim kierunkowaniem i selekcją.
Przekazywanie myśli? To by się nawet Garetowi spodobało. Pod warunkiem oczywiście, że zadziałałaby selekcja. Raczej by nie chciał, by Rubin odczytywała każdą jego myśl.
- Próbowałaś tego kiedyś? - spytał.
Smoczyca w odpowiedzi pokręciła przecząco głową.
- Niby z kim? - zapytała. - Jesteś pierwszym jeźdźcem, a w kontaktach z innymi ludźmi wystarczy odpowiednia postać.
- To skąd wiesz, że to się uda? Od razu zaczniemy?
- A śniadanie? - oburzyła się.
Garet uśmiechnął się lekko.
- Śniadanie o krok. O parę kroków - poprawił się. - Zaraz będziemy w kuchni.
Znając zainteresowania Rubin odpowiednio wcześniej zorientował się, jak dotrzeć do miejsca, gdzie jest dużo jedzenia... którego nie trzeba gonić.

W kuchni praca trwała w najlepsze, jednak gdy tylko Rubin stanęła w drzwiach, paru kuchcików przerwało pracę, co natychmiast spotkało się z dobitnie i czynnie wyrażoną dezaprobatą, której źródłem był niski, korpulentny mężczyzna, w białym kubraczku i białej mycce na głowie.
- Do roboty! - wrzasnął i pogroził wielką chochlą. - Jak który coś przypali...
Stosunek kucharza do tych, co psuli jego potrawy, musiał być wszem i wobec znany, bowiem chłopcy jak jeden mąż opuścili głowy i zabrali się do pracy.
Kucharz zmierzył Rubin wzrokiem, w którym radości nie było widać. Zapewne nie lubił, gdy obcy plątali mu się po jego prywatnym królestwie.
- Co jadasz? - spytał. - Chleb, owoce, warzywa, mięso? Drób, dziczyzna, wołowina, wieprzowina, ryby? Suszone, gotowane, wędzone, pieczone, surowe?
- Ludzi - odparła zapytana, uśmiechając się słodko. - Najlepiej mocno przypieczonych i wciąż trochę wrzeszczących. To zdecydowanie korzystnie na smak ich mięsa wpływa. Jak widać trafiłam do odpowiedniego miejsca…
Drażnienie smoka gdy ten głody jest nie było najszczęśliwszym pomysłem. To czy kucharz wiedział z kim ma do czynienia czy też nie, niewiele ją obchodziło. Oczekiwała należytego traktowania i lubiła by jej oczekiwania spełniano.
- Nie podajemy - odparł kucharz.
Rubin zrobiła urażoną minę i zwróciła się do Gareta.
- Za czasów Iliada gościnność tego królestwa była lepsza. Te cudowne potrawy którymi można się było delektować - prawiła na głos, uśmiechając się uroczo. - Nawet mięsa ludzkiego nie brakowało gdyż lochy pełne były, a teraz…
- Od czasów Iliada kuchnia przeszła prawdziwą rewolucję i teraz nie trzeba się ograniczać do pięciu dań na obiad - odparł kucharz. - Lochy zaś, pałacowe, nie stanowią obecnie źródła zaopatrzenia.
- Dlatego też twierdzę, że gościnność obniżyła swe standardy - odparła, niezadowolona, że ktoś się jej do rozmowy wtrąca, a przynajmniej takie wrażenie sprawiając. - Cóż… Nie bardzo chce mi się na polowanie ruszać więc zadowolę się tym co masz. Najlepiej wszystkiego po trochu. A ty, Garecie? - zapytała, niewinnie rzęsami trzepocząc.
- Dla mnie szynka, chleb i trochę wina - odparł.
Nie dokończył jeszcze zdania, gdy kucharz skinął na jednego z kuchcików, który akurat wyglądał na mniej zapracowanego.
- Słyszałeś? Przynoś.
- Wszystko? - kuchcik wbił wzrok w Rubin, jakby nie wierząc własnym uszom.
- Mam powtórzyć?
Pytanie było zadane cichym i uprzejmym tonem, ale w kuchcika jakby piorun trafił. Już po chwili przed Rubin pojawiła się pierwsza taca, wyładowana po brzegi chlebem, kawałkami wołowiny, wędzoną rybą, stosem owoców i pokaźnych rozmiarów wędzoną szynką.
Smoczycy do jedzenia namawiać nie było trzeba. Nie przejmując się rzucanymi ukradkiem spojrzeniami kuchcików, zabrała się za rybę. Przyznać trzeba było kucharzowi, że na swym fachu się znał. Chrupiąca skórka kryła pod sobą soczyste, biało mięso. Nie za mocno przypieczone, ot wystarczająco by nie można go nazwać surowym. To, że zniknęła w chwilę, było wystarczającym wedle Rubin dowodem na to, że docenia ona kunszt kucharza.
Na kolejną tacę nie musiała wcale czekać, bowiem nim przełknęła ostatni kęs, na stole pojawiła się następny, nieco inny zestaw potraw.
Garet w tym czasie doczekał się swojej szynki i chleba. Posilał się więc spokojnie wiedząc, że Rubin, odpowiednio zaopatrzona w jedzenie, nie dobierze się do jego śniadania.
Smoczyca zaś nawet przez chwilę nie pomyślała o tym by skubnąć cokolwiek ze skromnego zestawu, który jej towarzysz otrzymał. Zbytnio zajęta ogałacaniem spiżarni królewskiej, całą uwagę skupiała na kolejnych cudach które przed nią stawiano. Szczególnie mięsa wszelakie zdawały się w sposób szczególny pasować do jej gustów kulinarnych. Owoce jednak także długo nie leżały pozbawione jej uwagi i zachłannych rączek. Po czwartej tacy zwolniła nieco, przeciągnęła się by jadło dobrze zaległo w żołądku i z uśmiechem skinęła głową kucharzowi.
- Przyjemna przekąską - pochwaliła. - Obiadem jednak zajmę się sama co by zbytnio nie obciążać zapewne napiętego rozkładu dnia twoich kuchcików.
Chociaż na coś się Darreńczycy przydadzą, pomyślał Garet, który do przedstawicieli tej nacji sympatii jakoś nie żywił.
- Cieszę się, że smakowało. - Kucharz skłonił się uprzejmie. - Zapraszam w każdej chwili.
Wątpiła by kucharz był zadowolony gdyby częściej go odwiedzała. Król także z radości raczej skakać by nie skakał biorąc pod uwagę szybkie opróżnianie spiżarni i wydatki z tym związane. Szczęściem nie musiała polegać na specjałach serwowanych w zamku. Owca tu, człowiek tam, sarenka dla odmiany… Świat oferował jej niemal nieograniczony dostęp do swoich zasobów, z których mogła w dowolnej chwili skorzystać. Tego jednak nie zamierzała mówić.
- Z przyjemnością - odparła na jego słowa, nawet lekko głowę skłoniła.
Garet również pożegnał kucharza.
Gdy tylko znaleźli się za drzwiami kuchni spytał:
- Dokąd teraz?
Zastanawiała się chwilę nim podjęła decyzję.
- Do ogrodu - orzekła. W końcu musieli zacząć trening wzajemnej komunikacji, a do tego musiała być w smoczej skórze.

W centrum ogrodu znajdował się sporych rozmiarów, porośnięty tu i ówdzie liliami, staw. Najwyraźniej zasilało go jakieś podziemne źródełko, bowiem niewielka strużka wypływała ze stawu i kierowała się gdzieś poza mur, otaczający ogród ze wszystkich stron.
Nie czekając dłużej niż było to konieczne, Rubin porzuciła ludzką formę, co wyraźną jej przyjemność sprawiło.
~ Lepiej ~ westchnęła, rozkładając skrzydła by nacieszyć się słońcem.
Garet usiadł na pobliskiej ławeczce, obserwując zachowanie Rubin.
To dobrze, pomyślał, usiłując przesłać tę myśl do smoczycy.
Ta jednak nie sprawiała wrażenia jakby cokolwiek usłyszała. Machnęła raz skrzydłami, delikatnie tworząc lekki wietrzyk, po czym zwróciła pysk w jego stronę.
~ Zaczynamy? ~ zapytała.
Garet skinął głową.
- Co zatem mam zrobić?
~ Wpierw powinniśmy utworzyć połączenie między nami ~ zaczęła, jednak w jej myślach wyraźnie dało się wyczuć wahanie. ~ U smoków jest ono naturalne, powstaje wraz z narodzinami. Jak jest z ludźmi… Nie mam pojęcia. Spróbujmy jednak od oczyszczenia umysłu, skup się na mnie i tym co chcesz przekazać, jednak tylko na tym. Pierwszy raz będzie pewnie trudny. Później powinno być łatwiej. To jak z… ~ przerwała, najwyraźniej zdając sobie sprawę że jej zasyp informacji zapewne działa rozpraszająco, co bynajmniej nie było pomocne.
- Zgoda.
Garet przymknął oczy, usiłując odciąć się od zewnętrznych bodźców, po czym skupił się na czymś, co powinno smoczycę zainteresować. Na leżącym na srebrnym półmisku prosiaku - pięknie upieczonym, z jabłkiem w pysku.
Rubin szarpnęła pyskiem zdziwiona. Nie była pewna czego się spodziewać ale zdecydowanie nie tego, co pojawiło się w jej umyśle. Uczucie to było dziwne. Jednocześnie znajome i obce. Zdążyła odwyknąć od tego typu rozmów.
~ Spróbuj dodać komentarz ~ posłała mu krótki, zwięzły przekaz.
W umyśle Gareta ponownie pojawił się ten sam prosiak.
Były sobie świnki trzy, pomyślał, skupiając się na tejże myśli.
Obraz wciąż tkwił w jej umyśle, jednak głos Gareta mu nie towarzyszył. Potrząsnęła łbem, a z jej paszczy wydobył się cichy ryk. Paszczy, która po chwili zbliżyła się bardzo blisko do siedzącego mężczyzny.
~ Spróbujmy inaczej ~ orzekła. ~ Dotknij mnie i ponów próbę.
Garet bez wahania dotknął pyska smoczycy, po czym ponownie się skupił. W jego umyśle pojawił się obraz znanego Rubin przedmiotu.
~ Złoty tron.
Odpowiedział mu uśmiech, wyraźnie dający do zrozumienia, że tym razem jego wysiłki zakończyły się sukcesem.
~ Dobrze ~ pochwaliła go. ~ Spróbujmy na odległość ~ dodała, cofając się nieco i silnym uderzeniem skrzydeł wzbijając w powietrze.
Wracaj, pomyślał.
~ Wracaj! ~ Tym razem bardziej się skupił, usiłując myślą dotrzeć do Rubin.
~ Dobrze ~ nagrodziła go obrazem uśmiechającej się Rubin w ludzkiej postaci. ~ Będziemy musieli trenować to połączenie przy każdej okazji. Z czasem powinno zacząć przychodzić naturalnie.
~ Trochę męczące ~ odparł. ~ Ale to rzecz wprawy.
~ Ja także muszę się do tego przyzwyczaić. Nie brzmisz jak smoki ~ skomentowała Rubin, obniżając lot i lądując przy sadzawce. ~ Od lat nie słyszałam nikogo w swoim umyśle ~ dodała, dziwnie poważnym głosem.
Garet otarł pot z czoła. A przecież dzień, który niedawno się zaczął, wcale nie był gorący.
~ Kiedy ruszamy? ~ spytał.
A swoją drogą zaczął się zastanawiać, co by było, gdyby Rubin spotkała innego smoka.
~ Ja jestem gotowa ~ oznajmiła mu. ~ Wypada jednak pożegnać się z królem i powiadomić go o naszych planach. Generał także z pewnością będzie nimi zainteresowany.
- Pójdziesz ze mną, czy wolisz się przez chwilę wylegiwać na słońcu?
~ Pójdę ~ oznajmiła, wracając do nieco bardziej takowym rozmowom pasującej formy.
- Może być ciekawie - dodała.
 
Kerm jest offline  
Stary 10-12-2015, 15:44   #43
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Pożegnanie nastąpiło i się zakończyło. Nie pojawiły się łzy, kwiatów nikt nie sypał pod nogi bohaterów. Żadna panna Garetowi swej wstążki nie rzuciła… Nie znaczyło to jednak, że ich odlot został zignorowany. Tłumy wyległy by na smoka popatrzeć, dzieciarnia piszczała, a zbroja smoczego jeźdźca lśniła w słońcu, próbując jego blask przyćmić.
Rubin uznała, że bywało gorzej i nie powinna zbytnio narzekać. Dla uciechy gawiedzi okrążyła Rune parę razy i nawet zionęła ogniem w niebo. Bez wątpienia wkrótce na straganach wystawione zostaną figurki pozłacanych smoków, a chłopcy biegać po ulicach będą ze smoczymi mieczami w dłoniach. Ciekawa tylko była co za biedne zwierzęta zostaną poświęcone by rolę smoka odgrywać.

Te myśli jednak odpłynęły w niepamięć wraz z chwilą gdy spojrzenie smoczycy utkwiło w ich celu. Przed nimi była walka. Krew, ogień i śmierć. Wesołe zabawy zostały zastąpione tymi, przy których tylko nieliczni się śmiali. Drewniane miecze zastąpiła stal. Przycinki i przekomarzania - jęki i błagania o łaskę. Nie dało się jednak ocalić jednego bez zanurzania się w drugim. Tak było od wieków i tak pozostać miało jeszcze długo po tym jak pamięć o tych, którzy własnymi piersiami bronili królestwa, odejdzie.

Góry powitały ich krwawą poświatą zachodzącego słońca. Tym razem Rubin nie bawiła się po drodze. Rozwijając pełnię swej szybkości ostrzegła wcześniej Gareta by uważał na siebie. Ten sposób podróżowania był bowiem nieco ekstremalnym i nawet ona jedynie w wyjątkowych sytuacjach z niego korzystała. Był on bowiem nazbyt forsowny. Niepotrzebny w spokojnych czasach. Nawet w trakcie wojny z rzadka jedynie zdarzały się sytuacje by był wymaganym. Z poziomu ziemi wyglądali jak złota smuga przecinająca niebo, nieubłaganie zmierzająca ku granicy z Darren.

Nie dotarli jednak do samej granicy czy też do gór. Rubin zwolniła gdy wypatrzyła obóz, nad którym powiewały proporce Aden. Rozłożyły się wokół warownego zamku, którym wedle jej obliczeń winien być Cyr, warownia lorda Dartona, sąsiadująca ze Złotym Dębem.
~ Masz ochotę odwiedzić sąsiada? ~ zapytała Gareta, kołując nad budowlą.
~ Chyba o nas wcześniej słyszał... ~ W wypowiedzianym zdaniu brzmiała odrobina wątpliwości. ~ Mam nadzieję, że nie chcesz lądować w obozie.
~ Mogę w samym zamku jeżeli tak wolisz ~ odparła, wzrokiem szukając odpowiedniego miejsca. ~ W obozie byłoby jednak łatwiej.
~ W obozie jest większa szansa na trafienie na jakiegoś idiotę.
Spojrzał w dół.
Chociaż już chyba wszyscy ich widzieli, to wśród zamkowych strażników żaden nie wymachiwał bronią. Co było dość dobrą wróżbą.
~ Chwila odpoczynku i nocna wizyta u króla Zhanesa? ~ zaproponował.
~ To mi się podoba ~ oświadczyła, obniżając lot by po kolejnym okrążeniu zamku, wylądować na dziedzińcu. Nie obyło się co prawda bez wypadku, miejsce to było bowiem bez wątpienia mniejszym niż zamek królewski. Rycerze próbowali co prawda uniknąć podmuchu wiatru i skrzydeł jednak jeden czy dwóch i tak wylądowało na plecach.
~ Przydałoby się jakieś prawo mówiące o tym by uciekać jak najdalej gdy smok ląduje. Znowu będą się złościć… ~ marudziła, składając skrzydła.
~ Jakoś to przeżyją ~ odparł Garet.
Rubin nie miała co do tego wątpliwości. Będąc z dala od serca królestwa nie miała na głowie przewrażliwionego króla, a jedynie jego podwładnych. Z tymi zaś powinna w razie czego dać sobie radę bez uciekania się do środków drastycznych. Szczęściem wyglądało na to, że powiadomiono już lorda Cyr o ich istnieniu. Strzały co prawda tkwiły nałożone na cięciwy jednak żadna nie została wystrzelona.
Na ich powitanie wyszedł starszy mężczyzna w zbroi i obstawie czterech rycerzy.
- Bądźcie powitani w mym zamku - przywitał się, skłaniając głowę dość nisko by Rubin nie poczuła się urażona, ale i nie dość nisko by zbytnio swą godność zaniżyć.
- Witaj, lordzie Craven. - Garet zsunął się z siodła i ukłonił się. - Garet Granmont.
- Rubin - mówił dalej - pozwól że ci przedstawię lorda Cravena, pana na Cyr. Milordzie, moja przyjaciółka, Rubin.
Smoczyca skłoniła łeb, przyglądając się temu mężczyźnie, który lata świetności miał już za sobą, a jednak najwyraźniej aż pałał chęcią wzięcia udziału w walce.
- To zaszczyt gościć was na moim zamku. Zostaniecie na wieczerzy, jak mniemam - zapytał Gareta.
~ Zgłodniałaś? ~ Garet zwrócił się do Rubin.
~ Nie bardzo ~ odparła, wiedząc doskonale, że wkrótce czeka ją istna uczta złożona z ludzkiego mięsa. ~ Nie wypada jednak odmawiać. Przy okazji będziemy mogli się dowiedzieć o aktualnych pozycjach wroga.
- Z przyjemnością skorzystamy z zaproszenia - odparł Garet po chwili koniecznej na wymianę myśli. - Z tym jednak, że nasza wizyta nie będzie długa. Jak myślę, Darreńczycy nie mogą się nas doczekać. A może to raczej my nie możemy się doczekać spotkania z nimi - poprawił.
Lord Craven spojrzał na wrota, prowadzące do wnętrza zamku, nieco małe, jak na wymagania smoka.
- Zaraz każę przynieść stół - powiedział. - Gdybym wiedział, przygotowałbym się odpowiednio.
Pewnie by kazał rozwalić odrzwia, albo postawić wielki namiot, pomyślał rozbawiony Garet.
~ Trzeba było jednak w obozie wylądować ~ oświadczyła Rubin, której co prawda takie dbanie o jej osobę nie przeszkadzało, jednak wiązało się ze zbytnim czasu marnowaniem. ~ Marcus powinien się od niego uczyć ~ dodała, wskazując pyskiem na ich obecnego gospodarza.
- To nie będzie konieczne - odezwała się w odpowiedzi na propozycję szlachcica, przybierając nieco mniej kłopotliwą dla tego człowieka postać. - Nie planujemy zostawać zbyt długo - dodała, stając przy Garecie.
Lord Craven był człowiekiem opanowanym, bowiem postarał się nie okazać zbytniego zdziwienia. Skłonił się raz jeszcze.
- Zapraszam więc w me skromne progi - powiedział, gestem zapraszając Rubin, by ruszyła przodem.

Craven zapewne przyzwyczajony był do przyjmowania licznych gości, bowiem hol dość spory, nawet jak na wymagania smoka, w części zastawiony był stołami, ustawionymi ma kształt prostokąta bez jednego, krótszego boku, tego od strony drzwi wejściowych.
- Zapraszam - powiedział raz jeszcze Craven, prowadząc Rubin do najbardziej okazałego krzesła, stojącego u szczytu stołów.
Nie ulegało wątpliwości, że gospodarz odstępuje swemu pięknemu gościowi własne, najbardziej honorowe miejsce.
Rubin zaś nie miała nic przeciwko temu by owe miejsce zająć, obdarzając gospodarza olśniewającym uśmiechem. Cóż, lubiła być podziwiana i miała powody by oczekiwać owego podziwu.

- Jak wygląda sytuacja z Darrenem? - zagadnął Garet, gdy na stole pojawiły się pierwsze potrawy.
Co prawda wypadałoby najpierw wymienić garść uprzejmości, porozmawiać na temat zbiorów i stad, jednak podczas wojny konwenanse powinny zejść na drugi plan.
- Jak daleko doszli i w jakiej liczbie? - dodał Garet.
- Ich główne siły trzymają się traktu do Rune wiodącego. Do tej pory zdołali dotrzeć pod Ores, gdzie po zajęciu miasta, rozbili główny obóz. Mniejsze grupy wychylają się badając nasze siły i rabując wioski. Wszystko sprowadza się do krótkich potyczek. - Craven zdawał się być zmartwiony tą sytuacją. - Zupełnie jakby na coś czekali.
- Albo na posiłki, albo na samego Zhanesa - wysunął przypuszczenie Garet.
- Lub to i to albo i co innego - mężczyzna uniósł kielich by upić z niego porządny łyk. - Z pewnością przekonamy się o tym prędzej czy później.
- Z ewentualnymi posiłkami chyba moglibyśmy sobie poradzić - stwierdził Garet, idąc, nieco oszczędniej, w ślady gospodarza. - Utrudnić im dostęp.
- Poprzypalać pięty - wtrąciła Rubin, szczerząc ząbki w uśmiechu. Nie wtrącała się zbytnio w rozmowę mężczyzn, zadowalając się słuchaniem i jedzeniem. Ot, drobne przyjemności…
- Bez wątpienia na to zasługują - odparł gospodarz, unosząc kielich w jej stronę, na co odpowiedziała podobnym gestem. - I nie da się ukryć, że nam to pomoże.
Garet spojrzał przez okno.
- Za niecałą godzinę zrobi się ciemno - powiedział. - To chyba dość dobra pora, by wyruszyć. - Spojrzał na Rubin.
- Jak zwykle masz rację - zgodziła się i także jego obdarzyła uśmiechem. - Obowiązki wzywają - zwróciła się do ich gospodarza.
Craven zerwał się na równe nogi.
- Mam nadzieję, że nas jeszcze odwiedzicie - powiedział.
- Oczywiście - odparła łaskawie Rubin. - Wszak jesteście teraz sąsiadami - dodała.
Craven przeniósł wzrok z Rubin na Gareta, potem ponownie na Rubin.
- Tak? - spytał.
Rubin milczała, zatem ciężar odpowiedzi spadł na Gareta.
- Jego królewska mość, gdy uwolniliśmy księżniczkę Marię, ofiarował mi Złoty Dąb. Rubin mówi, że to podobno gdzieś niedaleko stąd.
Mężczyzna przeniósł wzrok z Gareta na Rubin i z powrotem.
- W takim razie niezaprzeczalnie staniemy się sąsiadami. Ziemie, na których leży Złoty Dąb graniczą z moimi od północnej strony. Żyzne to tereny. Nie brak na nich lasów ani łąk i nawet trochę pól uprawnych się znajduje. Poprzedni lord zmarł nie dalej jak miesięcy parę temu, nie zostawiając nikogo na swoje miejsce. Król przejął te ziemie i pod swoją opiekę wziął. Bez wątpienia nagroda to zacna, acz połową królestwa bym jej nie nazwał. Dobrze to, że dziecko do rodziców powróciło. Bohatera przez to krainy mam zaszczyt gościć. - Skłonił głowę po tej długiej przemowie i opróżnił kielich. - Bal by trzeba urządzić jakiś, tylko czasy nie najlepsze ku temu.
- Tym to już my się zajmiemy, drogi lordzie - odparła Rubin, poufale dłoń na ramieniu mężczyzny kładąc. - Wsparcia jedynie na ziemi nam potrzeba, a sądząc po rycerzach pod murami zebranych, nie musimy się o takowe martwić.
Craven skłonił się, dziękując za komplement.
- Im więcej Darreńczyków zniknie z powierzchni ziemi, tym lepiej dla nas wszystkich - powiedział.
- Im mniej Adeńczyków przy zginie, tym lepiej - dodał Garet.
- Śmierć w walce to zaszczyt dla każdego - powiedział Craven - ale wdowy i sieroty żadnej radości z tego zaszczytu nie mają.

Craven odprowadził ich na dziedziniec.
Ci, którzy chcieli zobaczyć, jak smok odlatuje, tym razem zatrzymali się w bezpiecznej odległości, trzymani tam nie tylko rozsądkiem, ale i stalowym spojrzeniem swego pana.
- Dziękuję za gościnę, lordzie Craven - Rubin skłoniła lekko głowę, kierując się do środka wolnej przestrzeni, którą dla niej przygotowano. Przeciągnęła się, głównie dla uciechy publiczności, niż z potrzeby. Ach te spojrzenia… Brakowało jej tego, korzystała więc z każdej okazji by skusić oczy ludzkie do podziwiania jej osoby, bez względu na formę jaką przybierała. Nie zwlekając dłużej, zrzuciła ludzką skórę. Smoczyca rozłożyła skrzydła łapiąc w nie promienie zachodzącego słońca i pozwalając im zalśnić na powierzchni jej łusek. O tak, bez wątpienia była wspaniała…
~ Ruszamy? ~ zapytała Gareta, zbliżając pysk do niego i towarzyszącego mu lorda.
- Lordzie Craven, również dziękuję za gościnę. - Goret uścisnął dłoń pana na Cyr.
- To była dla mnie prawdziwa przyjemność. - Craven ukłonił się. - Następnym razem, mam nadzieję, zostaniecie dłużej.
- Z pewnością - odparł Garet, zastanawiając się, czy Craven zdaje sobie sprawę z tego, ile potrafi zjeść Rubin. No ale Cyr wyglądało na zasobny majątek.
Wspiął się na grzbiet smoka, usiadł w siodle i zapiął pasy.
~ Ruszamy - wymienił z Rubin mentalny przekaz.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 18-12-2015, 20:22   #44
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Tym razem start był nieco mniej efektowny, co bynajmniej nie oznaczało, że Rubin odpuściła okazję do popisania się przed zgromadzonymi. Okrążyła dwa razy zamek, zionęła na pożegnanie ogniem, po czym skierowała się w stronę przełęczy zwanej Przeklętą, głównej drogi handlowej między Adenem i Darren, a zarazem najważniejszym miejscem, jeśli chodzi o ewentualny przemarsz wojsk - bądź w jedną, bądź w drugą stronę. "Zakorkowanie" przełęczy w znacznym stopniu skomplikowałoby sytuację agresorów, odcinając ewentualne posiłki i przecinając drogi zaopatrzenia. A od tego przecież zależy funkcjonowanie każdej armii.
~ Przełęcz czy Ores? ~ Garet zwrócił się do Rubin.
~ Jeździec pyta wierzchowca gdzie jechać… ~ Rubin była w dobrym nastroju, skora do żartów i słownych potyczek. Czekająca ich walka niepokoiła ją nieco, więc postanowiła odłożyć owe niepokoje i zastąpić je czymś nieco przyjemniejszym. ~ Możemy sprawdzić miasto, acz tam wiele nie zdziałamy o ile nie chcesz by je spaliła. Ewentualnie można zwiększyć ich gorące pragnienie przejęcia tego królestwa kilkoma dobrze wymierzonymi płomykami. Bez wątpienia namioty pod nim rozstawiono, a te wyjątkowo dobrze się palą.
~ I noc rozjaśnią lampiony pożarów. ~ Garet zacytował jakiegoś na wpół zapomnianego poetę. ~ Zatem Ores. Z pewnością nie wszyscy zmieścili się w mieście.
~ Wedle życzenia ~ zgodziła się z nim, obierając właściwy kierunek.

Ores nie było dużym miastem, było jednak bogate, a to dzięki umiejscowieniu przy trakcie prowadzącym do Darren. Gdy Rubin wraz z Garetem pojawili się w jego okolicy ich oczom ukazały się liczne namioty otaczające mury Ores i smugi dymu ulatujące ku niebu. Samo miasto zdawało się być pogrążone we śnie lub martwe. Tylko w nielicznych domach paliło się światło. W przeciwieństwie do obozu najeźdźcy, który tętnił życiem.
~ Masz jakieś szczególne życzenia? ~ zapytała mężczyznę, oceniając rozmieszczenie namiotów i wyszukując wzrokiem miejsc, w których jej atak mógłby poczynić największe szkody.
~ Największy, najbardziej strojny namiot, przy którym stoi najliczniejsza straż ~ odparł natychmiast Garet. ~ Na dobry początek ~ dodał.
~ Ten z chorągwiami? ~ zapytała podsyłając mu odpowiedni obraz, który był znacznie wyraźniejszy niż to co Garet widział własnymi oczyma.
~ Idealnie ~ potwierdził Garet, sprawdzając, na wszelki wypadek, czy zapięcia pasów są na swoim miejscu.
Rubin nie trzeba było powtarzać dwa razy. Odczekała jedynie chwilę by jeździec miał szansę na przygotowanie się do jej manewrów, po czym runęła w dół kierując się ku wybranemu przez nich celowi. Strumień ognia opuścił jej paszczę gdy tylko znalazła się na dogodnej wysokości i pewna była, że prócz dużego namiotu, dostanie się także jak największej ilości tych mniejszych, które były w pobliżu. Zadowolona wzniosła się ponownie, obserwując chaos, którego była sprawczynią.
~ Jeszcze raz? ~ zapytała wesoło, szukając kolejnych celów dla swojego ognia.
~ W to samo mniej więcej miejsce. W uciekających ~ dodał Garet. Mieli szansę, że przypieką jakąś ważną figurę, a nie tylko spalą mu dach nad głową. ~ Potem konie. Minie trochę czasu, zanim je pozbierają.

Tym razem ich wrogowie zdołali się przygotować na ewentualny powrót smoka. W powietrze wystrzelone zostały strzały, niektóre wystarczająco celne by rozgniewać Rubin.
~ Uważaj ~ostrzegła Gareta, jednak nie zamierzała rezygnować z planu i ponownie obrała za cel palący się już namiot oraz ludzi, którzy się z niego wysypywali. Niesiona emocjami obniżyła lot na tyle by złapać w paszczę jednego nieszczęśnika, którego pancerz nie mógł ochronić przed mocą jej szczęki. Ani też przed ponownym spotkaniem z twardą ziemią.
~ Teraz konie ~ zaproponował Garet. ~ A potem zabawimy się z nimi w "na kogo trafi".
Smoczycy to odpowiadało i to bardzo. Nic zatem dziwnego, że wkrótce obóz namiotów płonął w najlepsze, a krzyki ludzi mieszały się z kwikiem przerażonych koni, które w szalonym pędzie próbowały oddalić się od niebezpieczeństwa. Nie obyło się co prawda bez ran, jednak Rubin nie zamierzała przerywać zabawy z tak błahego powodu.
Niektórzy wojacy pobiegli za końmi trudno było powiedzieć, czy chcieli je łapać, czy też sami uciekali jak najdalej od zamieszania, część wojaków ruszyła w stronę miasta, nie zważając ani na rozkazy, ani na to, co się działo z ich kompanami, część zaś, stosunkowo jeszcze liczna, próbowała stawić opór, strzelając i obrzucając smoka dzidami, oszczepami i stekiem przekleństw. Część natomiast, co Garet stwierdził z nieukrywaną radością, nie nadawała się już do niczego, a w każdym razie nie do wojaczki.
~ Może chwila przerwy ~ zaproponował Garet. ~ Nigdzie nam nie uciekną.
~ Jeszcze tych przy bramie ~ odpowiedziała, kierując się ku murom miasta, w których schronienia szukali niektórzy. Było to miejsce doskonale widoczne dzięki płonącym ogniom, a ścisk jaki tam panował nadawał się w sam raz by skorzystać z owej okazji i przypiec nieco pięt uciekinierom. Oczywiście na samych piętach się nie skończyło. Zbytnio zwlekać jednak nie mogła gdyż z murów otaczających Ores poczęto strzelać do niej, a to z kolei stanowiło nieco zbyt duże zagrożenie dla Gareta. Wzbijając się poza zasięg łuczników, podziwiała swoje dzieło.
~ Chwila odpoczynku? ~ spytał Garet. ~ Jakieś zaciszne miejsce z woda i jakąś przekąską?
~ Z wodą - tak. O przekąskę może jednak być nieco trudniej ~ odparła z myślą o jednym takim miejscu, które w tej chwili zdawało się jej idealnym.
~ W takim razie prowadź ~ poprosił Garet.
Tak też zrobiła. Po krótkim czasie mężczyzna mógł dostrzec pierwsze, znajomo wyglądające szczyty. Siedziba Rubin wcale tak daleko od Ores się nie znajdowała, a bez wątpienia to tam kierowała się smoczyca. Tym razem, szczęśliwie dla obojga, nie musieli pokonywać setek schodów. Tunel wyżłobiony we wnętrzu góry powitał ich mocnymi prądami, z którymi Rubin zdawała się mieć pewne problemy, jednak nie na tyle poważne by ich lot zakończył się katastrofą. Gdy wylądowała, dość ciężko - trzeba było przyznać, znaleźli się w stosunkowo małej grocie, do której dotarli korytarzem wiodącym od sali tronowej. Z jednej ze ścian pływał wąski strumień wody, przeradzając się w stróżkę, która znikała w szczelinie przy wejściu. Było tu łóżko ludzkich rozmiarów i kamienne łoże, w sam raz dla smoka. Były także liczne półki, na których leżały ciężkie tomy, misy klejnotów i różnej wielkości narzędzia. W niszach wyżłobionych w ścianach jaskini znajdowały się słoje i wazy.
Rubin odczekała aż Garet zsiądzie i dopiero wtedy, z jękiem protestu, przybrała ludzką postać. Liczne strzały i dwa oszczepy, które utkwiły w jej ciele, opadły przy tym na podłogę. Podobnie zresztą jak ciężko oddychając smoczyca.
- Chyba się starzeję - parsknęła, między jednym, a drugim oddechem. - Tam są maści i płótno - wskazała na jedną z nisz.
- Starzejesz się? Nigdy w życiu - powiedział Garet, bez chwili wahania ruszając w stronę wspomnianej niszy. Po paru chwilach był z powrotem, z paroma słoikami i całym naręczem bandaży.
Miała co do tego wątpliwości, jednak na sprzeczanie się z nim brakowało jej siły. Może powinna sobie sprawić zbroję? Ludzie posunęli się nieco w rozwoju broni i sposobach jej używania od czasów gdy wdawała się z nimi w potyczki. Może nawet udałoby się jej znaleźć coś odpowiedniego gdyby poświęciła czas i energię na przeszukanie skarbców i komnat.
- Czas nie stoi w miejscu, nawet dla mnie - odpowiedziała, siadając by łatwiej mu było opatrywać jej rany.
Z wykształcenia Garet medykiem nie był, ale nieraz musiał opatrzyć tego czy owego kompana, który mniej miał szczęścia czy to na polowaniu, czy to podczas jakiejś przygody. Woda, maść, bandaż. Obmyć ranę, posmarować maścią, owinąć płótnem. I tak dalej.
Rany, na całe szczęście, nie były zbyt głębokie, i chociaż byłyby ozdobą niejednego wojaka, to Garet wierzył w smoczą odporność i zdolność do regeneracji.
Poddawała się owym zabiegom cierpliwie bo i większego wyboru nie miała. Co prawda mogła wrócić do smoczej postaci i sama zająć się tym bałaganem, wiedziała jednak doskonale że nie jest w stanie dosięgnąć każdej z ran.
- Myślałam nad pancerzem - zdradziła w pewnej chwili, ciekawa co też Garet powie na ów pomysł.
- Ludzie mają coraz paskudniejsze pomysły. - Być może nie była to bezpośrednia odpowiedź na pytanie, ale dość jednoznaczna. - Czy masz pod ręką coś poręcznego?
On sam, chociaż był mniejszym celem, i tak oberwał raz czy dwa, ale skończyło się najwyżej na siniakach.
- Kryształ pracowała swego czasu nad zbroją dla swojego syna, jednak było to wieki temu. Nie mam pojęcia gdzie mogłaby teraz być - odparła, usilnie próbując sobie przypomnieć gdzie ostatnim razem ów projekt smoczycy widziała.
- Trochę czasu mamy - stwierdził Garet. - Można poszukać, zanim ruszymy na przełęcz.
Z jednej strony miał rację. Z drugiej wolałaby zaatakować jak najwcześniej, nim w pełni zdołają pozbierać się po ostatnich odwiedzinach zionącej ogniem bestii. To jednak wymagało od niej wstania z podłogi i ruszenia na poszukiwania.
- Im wcześniej, tym lepiej - oświadczyła mu, podnosząc się, chociaż bardziej trafnym określeniem byłoby gramoląc...
Jako że Rubin w tym przypadku nie była w postaci smoka, Garet natychmiast pospieszył, by służyć jej pomocną dłonią. Miał nadzieję, że dziewczyna nie poczuje się dotknięta.
Najwyraźniej nie miała nic przeciwko jego pomocy i nawet podziękowała za nią, acz tylko uśmiechem.
- Komnata Kryształowej jest nieco niżej - oświadczyła. - Tam jednak wypada zacząć.

W smoczym pałacu istniały szybsze i wygodniejsze środki komunikacji, niż pokonywanie setek schodów, jednak Garet nie miał do nich dostępu. A że "nieco niżej" oznaczało w tym przypadku całe jedno piętro, smocze piętro, oczywiście, upłynęło nieco czasu, nim Rubin i Garet znaleźli się na piętrze, gdzie dawniej znajdowała się siedziba Kryształowej.
- Teraz dokąd?
- Jej warsztat znajduje się na końcu tego korytarza - wskazała na szeroki tunel odchodzący od obszernej jaskini wypełnionej skarbami niemal po sufit. Rubin spojrzała tęsknie na owe klejnoty. Z chęcią by się w nich zanurzyła, jednak nie było na to czasu. - Musisz uważać na pułapki - ostrzegła.
- W korytarzu? - zdziwił się Garet.
- I w samym warsztacie - dodała. - Kryształ nie lubiła, gdy się jej przeszkadzało.
- Jesteś w stanie odróżnić pułapki od innych ciekawych rzeczy?
- Większość - odpowiedziała ze śmiechem.
Garet uśmiechnął się w odpowiedzi. To by była interesująca opowieść - nagłe zniknięcie smoka i jego jeźdźca.
- W takim razie, jak to mówią, panie przodem - powiedział.

Rubin nie miała nic przeciwko. Nie chciała stracić swego jeźdźca, tym bardziej teraz, gdy udało się im nawiązać silną więź. Pułapki Kryształowej nie należały do trudnych do ominięcia czy niebezpiecznych. W innym razie smoczyca miałaby na swym sumieniu niejedno dziecko swego rodu. Dla człowieka jednak… Tu sprawa miała się nieco inaczej. Prowadziła więc Gareta powoli i ostrożnie, omijając kamienne zapadnie, linki, lustrzane odbicia i wreszcie wyjątkowo nieprzyjemną zapadnię, która zsyłała śmiałka do groty z której jedyne wyjście kontrolowane było przez samą Kryształ. Jako, że tej obecnie nie było już wśród żywych, wydostanie się na wolność mogłoby okazać się dość problematyczne.
Gdy w końcu dotarli do warsztatu, a zajęło to nieco czasu i wyraźnie zmęczyło Rubin, ich oczom ukazały się wysokie i szerokie stoły zarówno kamienne jak i drewniane. Na nich zaś leżały rozpoczęte oraz zakończone projekty smoczycy. Między nimi kusza z przyczepionym do niej walcem i korbką oraz luźno poskładane płaty czarnego metalu. To właśnie w ich stronę kroki swe skierowała towarzyszka Gareta, gdy niespodziewanie uniosła się pod sufit przy wtórze własnego okrzyku zaskoczenia. Najwidoczniej nie wszystkie pułapki były jej znane…
Garet zatrzymał się, nie wiedząc, czy ma śledzić wzrokiem Rubin, czy wypatrywać pułapkę, która nagle uniosła dziewczynę niczym balonik.
- Jak mam ci pomóc? - spytał. - Gdzie jest drugi koniec tej liny?
Zdołał zauważyć, że to nie była magia, tylko sprytnie umieszczona lina. Gdyby to on się znalazł pod sufitem, Rubin z pewnością wnet by go ściągnęła, ale teraz... Raczej potrzebował porady, jeśli nie chcieli tak tkwić do końca życia.
- Nie mam pojęcia - odkrzyknęła mu, bowiem sufit był dość wysoko w owej jaskini, co jedynie dodatkowo utrudniało Garetowi zadanie.
- Są tu jeszcze jakieś pułapki? - spytał.
Teoretycznie ta powinna być ostatnia, bo kto by chciał łazić po komnacie pełne nieprzyjemnych niespodzianek, ale kto tam wiedział, co się kryło w głowie smoka, ogarniętego manią ukrywania swych tajemnic.
- Teoretycznie tej być nie powinno więc spodziewaj się kolejnych - “pocieszyła” go Rubin, sama próbując się wydostać ale najwyraźniej sprytna Kryształ upewniła się co do tego by jej ofiary nie mogły pozbyć się liny. - Sprawdź stoły… Albo lepiej ściany.
Garet nie sądził, by powiedzenie "poczekaj, zaraz wrócę" poprawiło Rubin humor. Dlatego też, zgodnie z sugestią, ruszył w stronę najbliższej ściany, po drodze przyglądając się bacznie każdemu z kamiennych prostokątów, tworzących posadzkę jaskini-komnaty.
Kryształ zapewne należała do ciężkich smoków i nawet w kamieniach pozostawiała swoje ślady, zaś Garet starannie omijał te płyty, na których żadnych śladów nie było.
Czy ta metoda była słuszna, czy też może Rubin uaktywniła ostatnią pułapkę - trudno było orzec, w każdym razie Garetowi udało się dotrzeć, cało i zdrowo, do ściany, będącej jego pierwszym celem. Ni ściany jednak, ni podłoga, nie zawierały żadnych wskazówek, znaków, przycisków.
Kamienna płyta, kolejna, następna.
Wpatrując się w podłogę dotarł do wysokiego na trzech chłopa regału, zastawionego księgami i jakimiś urządzeniami, których przeznaczenia nawet nie próbował dociekać. A gdy się regał skończył...
- Tu jest jakaś dźwignia - powiedział dość głośno.
- To ją pociągnij - odpowiedziała, wyraźnie zniecierpliwiona owym wiszeniem głową w dół.
- A jak spadniesz?
- To mnie złapiesz! Czy to czasem nie jest rola bohaterów? - Rubin zdecydowanie nie była w najlepszym ze swoich humorów.
- Jasne - mruknął pod nosem Garet, po czym pociągnął za dźwignię.
Na szczęście Kryształ miewała przebłyski litości, lub tez wolała chwytać intruzów żywcem, bowiem Rubin nie runęła z wysokości, tylko powoli, wręcz majestatycznie, poczęła opuszczać się na dól.
Nie zmieniało to faktu, że nie była zadowolona.
- Co za głupie pomysły - psioczyła w najlepsze, próbując obrócić swoje ciało tak, by lądowanie było możliwie bezpieczne.
- Nie szarp się - poprosił Garet.
Gdy tylko Rubin znalazła się na wysokości oczu Garet, ten chwycił dziewczynę, by zmienić jej położenie na bardziej naturalne, czyli głową do góry.
- Też byś się szarpał, gdybyś wisiał głową w dół - prychnęła, wściekła że dała się złapać. - Co za idiotyczne pomysły z tymi pułapkami.
Garet, wyplątując Rubin z pęt liny, wolał się nie odzywać. Nie były to jego pomysły, by zakładać pułapki, wolał więc nie oberwać za niewinność.
- Proszę - powiedział w końcu, gdy udało mu się rozwiązać ostatni supełek.
- Dziękuję - odparła, z gniewną miną spoglądając na zdradziecką linę. - I dziwić się, że nie była lubiana… Liczę na to, że więcej niespodzianek nie ma, jednak uważaj - ostrzegła swego towarzysza, ostrożnie i powoli ruszając w stronę stołu na którym leżała kusza i metalowe fragmenty. - To chyba bardziej dla ciebie niż dla mnie - wskazała na ową broń, sama skupiając się na płytach.
- Po co jej była kusza? - spytał Garet, ostrożnie podnosząc broń. Różniła się, i to sporo, od powszechnie używanych modeli, nie dało się ukryć. Magazynek? Nieźle by było móc strzelać szybciej i dalej. No a korba pozwalała na naciąganie znacznie mocniejszej niż "ludzkie" kuszy.
- To dla tych, którzy wędrowali wśród ludzi - wyjaśniła Rubin, grzebiąc w swym znalezisku. - Oczywiście nigdy nie została wypróbowana.
- Będzie okazja. - Garet wziął ze stołu szeroki pas, zawierający parę zapasowych magazynków. - Ale z próbami poczekam, aż się znajdziemy w jakimś pustym korytarzu.
- Jakiś z pewnością się znajdzie - mruknęła w odpowiedzi Rubin, zajęta rozgryzaniem odpowiedniego ułożenia owych płyt. Wydawały się tworzyć całość, która nieco wyglądem przypominała ciało smoka. Liczne pasy które do nich zostały przytwierdzone, służyć zapewne miały do utrzymania owej konstrukcji na ciele. Smoczyca przyglądała się temu wynalazkowi dość sceptycznie. Jeżeli to miała być zbroja to zdecydowanie na wygodną nie wyglądała. Była jednak lekka, co zapewne powinno ją cieszyć. Zapewne, bowiem wcale nie cieszyło.
- To nie może być… - mruknęła ponownie, odkładając jeden z fragmentów. - Gdzieś tu…
Nadal mówiąc bardziej do siebie niż do Gareta, obrzuciła spojrzeniem całe pomieszczenie. Gdy jej oczy napotkały wejście do kolejnego tunelu, węższe niż to, którym przyszli ale wciąż będące w stanie pomieścić smoka, ruszyła ku niemu.
- Kolejne pułapki? - zagadnął Garet, bez wahania ruszając w jej ślady.
- Słucham? - zapytała zdziwiona, najwyraźniej całkiem o jego obecności zapominając. - Nie, nie… Chcę sprawdzić jej sypialnię. Może tam znajdę coś ciekawszego niż te kawałki metalu, które nie mają najmniejszych szans znaleźć się na moim grzbiecie...
Garet co prawda nie uważał, by miejsce zbroi było w sypialni, to pomieszczenie przeznaczał zwykle do innych celów, ale to była siedziba smoków, te zaś mogły mieć inne poglądy na różne rzeczy. Ruszył się za nią zastanawiając się, jak będzie owa sypialnia wyglądać.
Sypialnia zaś niemal do złudzenia przypominała jaskinię, w której wylądowali po walce. Była co prawda nieco mniejsza i bardziej zagracona ale poza tym, wszystko wydawało się takie same. Czy to strumyk, czy nisze pełne słoi i dwa łóżka. Podobnie jak w warsztacie, tutaj także znajdowały się urządzenia o niekoniecznie na pierwszy rzut oka rozpoznawalnej przydatności. Większość z nich bardziej nadawała się do użytku przez istotny większe od człowieka i to właśnie do sterty luźno porozkładanych wynalazków ruszyła Rubin. Nim do nich dotarła, zmieniła postać na smoczą, co bez wątpienia miało jej ułatwić przebieranie owych skarbów.
Garet zatrzymał się w progu, by nie plątać się smoczycy pod nogami. I bez tego miała wystarczająco kiepski humor.
Ta zaś wcale na niego uwagi nie zwracała, zbytnio swymi poszukiwaniami zajęta. Trwały one dość długo i okraszone były kilkoma gniewnymi pomrukami i jednym dymnym parsknięciem. Gdy jednak odwróciła się w jego stronę, w paszczy trzymając coś co wyglądało na lekką, czarną zbroję, wyszczerzyła zęby w radosnym grymasie.
~ To powinno być odpowiednie ~ zdecydowała, zadowolona z wyników swej pracy.
~ Może przymierzysz? ~ Garet z zaciekawieniem spojrzał na zdobycz smoczycy.
~ Oczywiście, że przymierzę. Nie po to ją znajdywałam by trzymać w zębach ~ prychnęła, jednak zdawała się nie być zła, raczej… rozweselona. Zaraz także na miejscu smoczycy pojawiła się jej ludzka forma. - Hmm.. Tylko… - Obróciła zbroję z niepewną miną. - No tak, to zapewne jest przód - zdecydowała w końcu, jednak wciąż wydawała się niepewną co właściwie z ową zbroją zrobić i jak zabrać się do jej ubrania.
- Rozłóżmy to na podłodze. Kryształ z pewnością była mądra, wiedziała, co robi. Nieużytecznych rzeczy raczej się pozbywała. - Sądząc po wyposażeniu sypialni trudno było tak od razu zweryfikować prawdziwość tego stwierdzenia.
- Proponowałbym metodę prób i błędów - mówił dalej. - Spróbuj to założyć, ja pozapinam pasy i się przekonasz, czy to jakoś działa, czy nie.
Rubin skorzystała z jego rady zakładając ów twór smoczych dłoni. Wbrew początkowym obawom zbroja dopasowała się idealnie do figury dziewczyny, zachowując bardziej jak coś zrobione z luźnego materiału niż fragment stroju, mający za zadanie chronić przed ranami. W dotyku jednak pozostała twarda.
Garet dopiął pasy na plecach.
- Chcesz też sprawdzić, na ile jest odporna na ciosy? - spytał.
- Oczywiście. Przy okazji możemy wypróbować tą kuszę, którą znalazłeś. Tylko będziemy musieli nieco poczekać. Moje rany wciąż się goją i nie jestem pewna jak ciało zareaguje gdyby się okazało, że zbroja zawiodła. Nic jednak nie stoi na przeszkodzie by dokonać innej próby.
Cofnęła się, by nie zgnieść Gareta, a następnie przybrała swą naturalną formę. Wbrew wszelkim oczekiwaniom zbroja nie rozpadła się na kawałki, a pozostała na jej ciele także i w smoczej postaci. Czerń dobrze się komponowała ze złotem, zapewniając jej ochronę wrażliwych na ataki miejsc. Zarówno podbrzusze, jak i boki zostały zabezpieczone przez metalowe płyty o zdobnych łączeniach. Na piersi widniał wybity obraz smoka z rozpostartymi skrzydłami. Jego oczy jarzyły się krwistymi rubinami.
~ Jak wyglądam? ~ Rubin zadała owe kluczowe pytanie, obracając łbem by dobrze przyjrzeć się tym fragmentom zbroi, które była w stanie dojrzeć.
Garet przez moment przyglądał się Rubin, potem obszedł ją dokoła, wreszcie zatrzymał się i pokiwał głową.
- Świetnie. Normalnie wyglądasz jak piękny smok, a teraz na urodzie nic nie straciłaś, za to jesteś gotowa do wojny. Ale kuszy na tobie nie wypróbuję. Wystarczy łuk. Ludzie, na szczęście, smoczych kusz nie posiadają.
~ Tak, to doprawdy szczęście ~ zgodziła się z nim.
- W takim razie chodźmy z tego pełnego niespodzianek miejsca - zaproponował Garet. - Przyda się nam przestronna jaskinia, gdzie dodatkowo będziesz mogła się przekonać, jak ci się w tym lata.
- Dobry pomysł - stwierdziła, po raz kolejny zmieniając postać. Bandaże, które Garet założył już jakiś czas temu przeszły do historii. Najwyraźniej jednak owe zmiany przyspieszały gojenie się ran, bowiem te które pozostały krwawiły znacznie mniej, niż wcześniej.
Garet rozejrzał się dokoła, wypatrując, czy znajdzie jeszcze jakieś bełty, po czym ruszył w stronę wyjścia. Równie ostrożnie, jak podczas wędrówki do warsztatu i sypialni. Nie miał zamiaru wpakować się w pułapkę... chociaż teoretycznie wiedział, gdzie jaka pułapka się znajduje.
Długo nie utrzymał się na prowadzeniu bowiem Rubin ani myślała zdawać się na ludzką pamięć i miast podążać za nim, wysforowała się na przód by ponownie przeprowadzić go przez zdradliwy korytarz prowadzący do pracowni Kryształ.
 
Kerm jest offline  
Stary 04-01-2016, 20:20   #45
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Testy wypadły nad wyraz pozytywnie.
Zbroja, którą na siebie założyła Rubin, oparła się strzałom z łuku, zaś kusza, jaką dostał w swe ręce, była zadziwiająco celna i zadziwiająco skuteczna. Tarcze, a nawet grube belki, nie stanowiły dla niej żadnej przeszkody.
Bez wątpienia owa wyprawa do smoczej twierdzy opłaciła się obojgu. Czas jednak płynął, a na nich czekały obowiązki, których się podjęli. Magia lecząca, którą Rubin dysponowała, tym razem zadziałała i szybciej i lepiej niż poprzednio. Bez wątpienia uradowało to smoczycę, która wszak swych wątpliwości i zmartwień nie porzuciła. Widząc jednak, że na powrót odzyskuje swobodę w korzystaniu z mocy, z którą na świat przyszła, pozwoliła sobie zepchnąć troski w najdalszy zakamarek umysłu by nie psuły radości z kolejnych potyczek. Nic tak bowiem jej humoru nie poprawiało jak dobrze przypieczone ciało ludzkie.
- Co powiesz na to, żebyśmy odwiedzili najpierw przełęcz? - spytał Garet, gdy się szykowali do opuszczenia siedziby smoczycy.
- Jak najbardziej mi odpowiada. Co prawda wątpię by zdołali ją oczyścić, jednak wypadałoby sprawdzić.
Przełęcz na dodatek nie była wcale tak daleko i powinni swobodnie dotrzeć do niej wraz ze świtem.

Uzbrojeni, podwójnie niebezpieczni, ruszyli najkrótszą drogą ku Przeklętej Przełęczy.
Pogoda dopisywała.
Wiatr, który parę dni wcześniej niszczył wszystko na swej drodze, tym razem upodobnił się do delikatnego zefirka, zaś chmury, rozciągające się na całym niebie, przesłaniały księżyc, stwarzając idealne warunki do podkradania się.
Idealne oczywiście z punktu widzenie Gareta, bowiem jeśli chodzi o Rubin, to samo południe byłoby zdecydowanie lepszą porą, zaś słowo 'skradanie się' nie istniało w jej smoczym słowniku.
Po i takowego nie potrzebowała. Nikt zwykle i tak w górę nie patrzył, a nawet jeżeli to jakie szanse miał ewentualny wróg ze smokiem? Znikome, o ile można było o jakichkolwiek w ogóle wspominać. Rubin zanurkowała nisko, przelatując nad ziemią, a następnie ponownie wzbijając się w górę. Przełęcz nie była szczególnie szeroka, po bokach dodatkowo ograniczona przez las. Dwa szczyty górskie, pomiędzy którymi się znajdowała, nie należały do najwyższych, jednak niskie chmury sprawiały, że ich szczyty znikały z widzenia. Pierwsze promienie słońca przebijające się nieśmiało zza owej zasłony, ozłociły skały i nadały wyrazistości zielonym koronom drzew. Widok był doprawdy zachwycający, jednak nie przybyli tu by cieszyć oczy urokami natury.
Z informacji, które posiadali wynikało że przełęcz została zablokowana. To jednak co ujrzeli nijak się z tym nie zgadzało. Proporce Darren powiewały w najlepsze zdobiąc namioty dość dużego obozu. Dalej w stronę granicy widać było nadpalone fragmenty palisady i wozów, które zapewne ową blokadę miały stanowić. Jak widać, ich skuteczność była zerowa i przeciwnik poradził sobie w sposób szybki i skuteczny.
~ Nieźle sobie poradzili ~ mruknął z niechęcią Garet. ~ Czego, na bogów, użyli?
~ Czegoś potężnego ~ odpowiedziała, oceniając szkody. ~ Może mają maga w swych szeregach? To by wiele tłumaczyło.
~ Potężnego maga, władającego ogniem... ~ Garetowi niezbyt się to podobało. Podobnie, z pewnością, te zasieki by wyglądały, gdyby przeleciała tam Rubin.
Oczywiście równie dobrze mogliby polać to wszystko olejem ziemnym i podpalić. Tyle tylko, że wymagałoby to wielu ofiar.
~ Król Zhanes z pewnością ma na swych usługach przynajmniej jednego. ~ Widać było, że Rubin ów pomysł nieszczególnie do gustu przypadł. Nie wątpiła w to, że dałaby radę pokonać takiego przeciwnika, jednak Garet ognioodporny nie był. ~ Sprawdzimy jak sytuacja wygląda po drugiej stronie, czy wolisz najpierw pobawić się z tymi tutaj?
Garet spojrzał w dół, na pozycje wroga.
~ Są tacy szczęśliwi. To będzie czysta przyjemność popsuć im poranek ~ zaproponował.
~ Jak sobie życzysz ~ odparła, zawracając i ponownie obniżając lot, tym razem celując dokładnie w środek obozu. Strumień ognia trafił dokładnie w największy namiot, zahaczając przy okazji te, które znajdowały się w pobliżu. Ludzie zaczęli z krzykiem wybiegać, budząc tym pozostałych. Rubin wzbiła się ponownie, umykając ewentualnym strzałom i zatoczyła półokrąg, tym razem celując w tych, którzy ruszyli do koni. Przed jej ogniem nie było ucieczki, o czym powinni już wiedzieć. Wzniosła się po raz trzeci, z zamiarem ponownego ataku gdy nagle zamarła nasłuchując.
~ Co się stało? ~ spytał zaskoczony Garet.
~ Mam chyba przewidzenia ~ odparła niepewnie, skupiając się nie na ludziach pod nimi, a na przełęczy. ~ Pora się wycofać ~ stwierdziła po chwili, z wyraźnym niepokojem.
~ Dokąd i dlaczego?
Zamiast odpowiedzieć, wykonała to, co zamierzała. Rzuciwszy ostatnie spojrzenie na przełęcz, zawróciła i potężnymi machnięciami skrzydeł, od razu nabrała prędkości, dzięki czemu obóz szybko zniknął im z oczu.
~ Odstawię cię w bezpieczne miejsce ~ poinformowała go, kierując się w stronę Cyr.
~ Co się stało? ~ Garet nie ustępował.
~ Albo oszalałam, albo też myliłam się co do tego, że jestem ostatnią. ~ Jej odpowiedź nie tryskała optymizmem. ~ Nie będę ryzykować sprawdzenia tego z tobą na swoim grzbiecie.
~ Nie powinienem cię zostawiać ~ odparł Garet. ~ Ale cię rozumiem ~ przyznał niechętnie.
~ Nie masz wyboru Garecie. Jeżeli dojdzie do walki tylko byś mnie rozpraszał. Smok to nie grupa zbrojnych ludzi. My walczymy inaczej ~ starała się wytłumaczyć mu dlaczego podjęła taką, a nie inną decyzję. Nie mogła sobie wszak pozwolić na dzielenie uwagi pomiędzy walkę, a dbanie o jego bezpieczeństwo. Jeżeli będzie mieć do czynienia z doświadczonym smokiem, jej jeździec nie przetrwa pierwszych minut owego starcia. Na to zaś pozwolić nie mogła.
Niepokój który czuła pogłębiał się z każdą chwilą. Jeżeli bowiem ona zdołała wychwycić obecność drugiego smoka, to istniała całkiem spore prawdopodobieństwo, że i on zdołał ją namierzyć. To zaś mogło oznaczać, że ruszył w pościg. Była pewna, że zdołała oddalić się wystarczająco by mieć czas odstawić Gareta w bezpieczne miejsce i odciągnąć nieznajomego na wystarczającą odległość by jej trud nie poszedł na marne.
~ Gdzie chcesz mnie zostawić? ~ Garet nie zamierzał się spierać.
~ W Cyr ~ odpowiedziała zgodnie z prawdą.

Droga do zamku lorda Cravena nie zajęła im wiele czasu. Rubin odpowiednio się o to zatroszczyła, nie żałując swych sił. Ich powrót wywołał niemal takie samo zamieszanie jak za pierwszym razem. Tym jednak smoczyca się nie przejmowała, jak także tym, czy przy lądowaniu ucierpią gapie, zebrani na dziedzińcu. Jej uwaga skupiona była na czekającej ją walce. Garet będzie musiał się zająć tłumaczeniami.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 06-01-2016, 22:20   #46
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Szybki odwrót na lepsze, lecz nie ustalone wcześniej pozycje...
Bynajmniej nie była to ucieczka i Garet potrafił zrozumieć podejście Rubin do zagadnienia. Smok powinien dbać o swego jeźdźca, i na odwrót oczywiście. Były więc takie sytuacje, kiedy para musiała się rozdzielić, co innego bowiem niepokój o partnera w chwili, gdy toczono walkę z naziemnym wrogiem, co innego gdy przeciwnikiem miał być inny smok. Wtedy nic ani nikt nie powinno rozpraszać walczącej smoczycy, a Garet równie dobrze jak Rubin wiedział, że w konieczność dbania o zdrowie i życie jeźdźca skończyłoby się katastrofą.
Wszak umysł walczącego, bez względu na rasę czy płeć, musiał być skupiony tylko na jednym - na walce.

Ledwo Rubin wylądowała, Garet rozpiął pasy i zeskoczył na ziemię. Prawie w tym samym momencie Rubin wzbiła się w powietrze, a wywołany machnięciem skrzydeł podmuch wiatru zasypał obserwatorów kurzem, liśćmi i drobnymi gałązkami.
Garet opuścił ramię, którym osłonił oczy przed pyłem, po czym ruszył szybko na spotkanie z idącym w jego stronę lordem Dartonem.
- Co się stało? - spytał Darton, gdy już wymienili pospieszny uścisk dłoni.
- Kłopoty - stwierdził Garet. - Być może bardzo duże, jeśli prawdą jest to, co wyczuła Rubin. Prawdopodobnie Zhanes ma swego smoka - dodał.
- Smoka? - Darton przeniósł wzrok z Gareta na krążącą nad Cyr Rubin, potem ponownie spojrzał na Gareta. - Skąd wziął smoka?
Pytanie było czysto retoryczne i Garet nie miał zamiaru na nie odpowiadać.
- Wszystkie zapory, zasieki i palisady w Przeklętej Przełęczy zostały spalone - powiedział. - Darreńczycy mogą sobie przechodzić jak chcą, tam i z powrotem.
- To jeszcze o niczym nie świadczy. - Garet uprzedził ewentualne pytanie gospodarza. - Jednak w pobliżu przełęczy Rubin wyczuła innego smoka. Nie sądzę, by się myliła, więc musimy się przygotować na nieprzyjemną niespodziankę.
Darton przez moment milczał.
- Powiadają, że nawet smoki nie są niezwyciężone - powiedział.
- Powiadają - potwierdził Garet, nie zamierzając z nikim omawiać słabości swej partnerki. - Im więc szybciej rozprawimy się z tamtym smokiem, tym szybciej dobierzemy się do Darrenu.
- My się rozprawimy? - uprzejmie zdziwił się Darton.
- Mam nadzieję, że nasza pomoc nie będzie potrzebna, ale jeśli nie... Rubin chce stoczyć walkę w okolicy Cyr. W razie konieczności przydałoby się kilku kuszników i łuczników. Najlepszych strzelców, jacy są pod twoim dowództwem, lordzie Darton.
Darton nie wahał się nawet przez ułamek sekundy.
- Gilmore! - Okrzyk pana na Cyr słychać było chyba nawet na błoniach. Zgoła niepotrzebnie, bowiem starszy wiekiem mężczyzna w półpancerzu zjawił się nim ucichło echo okrzyku.
- Weź Finna i Jory'ego. Zbierzcie po czterdziestu ludzi. Najlepszych, jakich mamy.
- Jowan! Konie odprowadźcie jak najdalej od zamku.
- Meryn! Obserwatorów na wieże. Jak się pojawi drugi smok, chcę o tym jak najszybciej wiedzieć.
Ludzi jakby wymiotło.
- Trochę wina? - zaproponował uprzejmie Darton.
- Z chęcią - odparł Garet, który nie miał nic przeciwko temu, by oczekiwanie umilić paroma łykami dobrego trunku. - Może z murów będzie lepszy widok?
- Jaxam? Słyszałeś, co powiedział lord Garet. - Darton nie czekał na odpowiedź, tylko mówił dalej. - I przynieś moją perspektywę.
- Zapraszam. - Wskazał schody, prowadzące na mury.

Parę minut później stali na murach, wpatrują się na przemian to w horyzont, to w krążącą nad zamkiem Rubin.
- Mogła się pomylić? - spytał Darton, podnosząc lunetę do oczu i kierując ją w stronę, gdzie leżała Przeklęta Przełęcz.
- Nie sądzę - powiedział Garet.
Darton odłożył lunetę i podsunął Garetowi puchar. Sam sięgnął po drugi.
- Zdrowie Rubin - powiedział.
Garet podniósł swój.
- Zdrowie! - odparł.
Upił ledwie łyk, po czym gwałtownie odłożył puchar, omal nie rozmijając się z tacą.
- Leci! - powiedział.
- Gdzie? - spytał Darton, po czym ponownie uniósł lunetę.
- Szykować się! - rzucił po chwili rozkaz.
Niemal równocześnie z wież błysnęły sygnalizacyjne światła.
Chwilę później Garet zobaczył na horyzoncie niewielki, szybko się zbliżający punkt.
 
Kerm jest offline  
Stary 11-01-2016, 15:34   #47
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Garet był bezpieczny. Skoro jeden problem miała z głowy, należało zająć się drugim. Teraz już wyraźnie wyczuwała, że jej terytorium zostało naruszone. Ciekawość walczyła w niej z gniewem, który z kolei podszyty był nadzieją, przytępioną nieco przez strach. Niezbyt miła kombinacja. Minęły wieki od ostatniego razu gdy musiała stanąć do walki z drugim smokiem. Nawet jednak wtedy było to głównie dla zabawy. Teraz sytuacja przedstawiała się inaczej. Nie znała przeciwnika. Czy był młody i niedoświadczony? Kierował się pragnieniem, by zwiększyć swe terytorium, czy też był starym, doświadczonym wojownikiem, który z jakiegoś powodu postanowił wesprzeć Darreńczyków. Jakkolwiek by nie było, nie mogła się wycofać. Aden liczyło na nią. To była jej ziemia, jej podwładni. Nawet jeżeli sami siebie za takich nie uważali. Przede wszystkim jednak był Garet, jej jeździec, którego musiała chronić.

Owe rozmyślania przerwało pojawienie się maleńkiego punktu na niebie.
~ Już tu jest ~ poinformowała swego towarzyszka, starając się stłumić wszelkie wątpliwości i niechciane myśli, które szalały w jej głowie. Nie chciała by dotarły do niego. Jeszcze by wpadł na jakiś głupi pomysł, a tego wszak nie chciała. Na wszelki wypadek oddaliła się nieco, by nie toczyć tej walki, tuż nad zamkiem. Nie po to wszak ratowała Gareta, by przez własną głupotę go stracić.

Gdy niewielki punkt nabrał nieco rozmiarów i upodobnił się wyglądem do smoka, którym był, zebrała w sobie moc i wydała ostrzegawczy ryk. Zignorowanie go zawsze traktowane było jako wyzwanie do walki. Wyzwanie takie dostała. Nieznajomy nie wstrzymał swego lotu. Mógł co prawda nie znać tych praw, nie mogła jednak pozwolić by ten drobny szczegół powstrzymał ją przed wyegzekwowaniem ich.
Po chwili był już na tyle blisko, by mogła się mu przyjrzeć. Był młody, to wręcz rzucało się w oczy.


Nie znaczyło to bynajmniej, że stanowił z tego powodu mniejsze zagrożenie. Wręcz przeciwnie.
Wszelkie próby komunikacji spełzały na niczym. Albo nie potrafił odpowiedzieć, albo też nie chciał. Rubin nie miała zamiaru czekać, aż wszystkie znane jej środki dyplomatyczne zostaną użyte. Jej przeciwnikowi wyraźnie nie zależało na pokojowym zakończeniu tego spotkania, więc i jej nie powinno. Prawo silniejszego po raz kolejny miało zapanować i liczyła na to, że owym silniejszym okaże się ona.

Wściekły ryk, który wydobył się z gardzieli napastnika, miał w sobie nutę szaleństwa. To zaś wskazywało, iż nie będzie on walczył jak na smoka przystało. O nie, walka ta miała być pokazem brutalnej mocy, jaka brzmiała w istotach ich pokroju. Rzec zaś trzeba było, iż tej nie brakowało. Porzuciwszy wszelkie myśli tyczące się Gareta, ludzi na dole czy własnego bezpieczeństwa, ruszyła. Wezbrany ogień znalazł ujście i pomknął na spotkanie napastnika. To, że go ominął świadczyło na jego korzyść. To, iż udało mu się tego dokonać ledwo, ledwo - na jej.

Nie odpowiedział ogniem, co ją nieco zdziwiło. Sądząc po spustoszeniu jakiego dokonał na przełęczy, bez wątpienia władał tym żywiołem. Może nikt go nie nauczył jak kontrolować ów ogień i jak używać go w walce? To jednak nie jej problem był. Tym bowiem były szpony oraz zakończony rogami łeb. Starała się trzymać go na odległość tak długo jak mogła, rażąc przy okazji płomieniami. Część przyjął na siebie, część uniknął. Był szybki i zwinny, jednak wyraźnie widać było, że swobodne latanie jest dla niego nowością. Kolejna przewaga na jej stronę, którą zamierzała wykorzystać. Tak jak u każdego smoka, tak i u niego wrażliwym punktem były skrzydła i podbrzusze. Tak jak większość zionących ogniem smoków był jednak odporny na ten żywioł. Jedyną szansą zatem było rozerwanie ich, a to z kolei oznaczało zbliżenie się do niego.

Szybkie rzucenie okiem na zamek, który na szczęście znajdował się w miarę bezpiecznej odległości, pozwolił jej odetchnąć z ulgą. Nie chciała, by w ferworze walki, zniosło ją nad tę budowlę. Co prawda zyskałaby wsparcie, jednak ryzyko, że ludziom w nim się znajdującym stałaby się krzywda, było większe niż chciała podjąć.

Chwila jej nieuwagi nie została przegapiona. Za późno zorientowała się w planach przeciwnika, za co zapłaciła bólem. Ostra niczym miecz końcówka ogona zagłębiła się w jej ciało, wyrywając przy okazji spory jego fragment, gdy jej przeciwnik wycofał owe ostrze. Ryk bólu wstrząsnął niebem, a przed oczami smoczycy pojawił się szkarłat czystej furii. Traciła czucie w prawym skrzydle co oznaczać mogło, iż wbił się w mięsień. Przedłużanie walki mogło zatem skończyć się nie tak jak to sobie zaplanowała. Zebrała więc całą złość, jaka w niej płonęła. Była wszak królową, panią tych ziem. Byle oszalały młodzik nie mógł zagrozić jej pozycji.

Miast dalej korzystać z powolnego dręczenia przeciwnika z bezpiecznej odległości, ruszyła na niego zostawiając finezję na zabawę z ludźmi. Chciał brutalnej walki, więc taką dostał. Nie bacząc na jego poczynania, wbiła szpony w pierwsze miejsce jakie się jej trafiło. To, że była to najtwardsza część smoczego ciała, czyli jego grzbiet, nie miało znaczenia. Rozwartą na całą szerokość paszczę wbiła w jego szyję. Kły, przy minimalnym niemal oporze, zagłębiły się w ciele, pozwalając by soczysta krew spłynęła jej do gardła.

Jego ryk był niczym muzyka dla jej uszu. Spazmatyczne machnięcia skrzydeł i chaotyczne uderzenia ogonem, zostały zignorowane. Podobnie jak to, że spadali wirując w tym tańcu śmierci, złączeni przez pragnienie przeżycia. Jej ranne skrzydło nie mogło ich utrzymać. Jego były za słabe by unieść podwójny ciężar. Ostatkiem świadomości, który nie zdołał jeszcze ogarnąć szał walki, nakierowała ich ciała tak by nie znaleźć się na dole. To musiało wystarczyć.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 13-01-2016, 14:19   #48
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Garet z trudem powstrzymał się przed wydarciem lunety z rąk Dartona. Opanował się jednak i, zacisnąwszy zęby i pięści, obserwował walkę, jaką jego smok toczył z napastnikiem.
Wiele by dał, by być tam... by wspomóc Rubin... I nic nie mógł zrobić, bo wiedział, że byłby tam tylko i wyłącznie kulą u nogi walczącej smoczycy.
Rubin zwijała się w skrętach i piruetach, a Garet - chociaż smoczyca nie przekazała mu żadnej myśli, prócz tej pierwszej - odczuwał każdy wybuch złości, każde rozczarowanie. Ból po zranieniu. Desperację i wściekłość, z jaką podjęła się ostatniego ataku...

Smoki zaczęły spadać.
Garet był już w połowie prowadzących na podwórze schodów, gdy Darton ruszył za nim, po drodze wołając o konie. Co prawda odległość między zamkiem, a miejscem, ku któremu zmierzały spadające smoki, nie była zbyt wielka, ale bez wątpienia konno byłoby szybciej...

Ziemia się zatrzęsła, gdy smoki uderzyły o jej powierzchnię.
Intruz znalazł się na dole, lecz jego los Gareta nie obchodził. Nie było ważne, czy tamten połamał sobie tylko żebra, czy też może została z niego mokra plama. Najważniejsze było to, co się stało z Rubin. A było źle, co podpowiadał nie tylko rozsądek. Przebłyski pełnych bólu myśli, jakie docierały do niego od strony smoczycy, sugerowały poważne kłopoty.

Żyła. Dla Rubin samo to było zadziwiające. Jej przeciwnik miał nieco mniej szczęścia. W tej jednakże chwili smoczyca wolałaby być martwa. Starała się kontrolować swoje myśli jednak zadanie to wydawało się być ponad jej siły. Prawe skrzydło było złamane w kilku miejscach. Niewiele lepiej prezentowało się lewe. Nie była w stanie wstać. Tylne łapy wzięły na siebie znaczną część impetu, z jakim uderzyła w ziemię. Przednie, o dziwo, pozostały całe dzięki czemu mogła się odczołgać od truchła swojego przeciwnika. Zbroja ocaliła żebra, jednak była niemal pewna, że nie wszystkie jej narządy wewnętrzne wytrzymały ten upadek. Magia lecznicza zaczynała działać, jednak czas jaki potrzebny był by wylizała się z tych obrażeń powodował u niej strach. Byłą ciężko ranna, bezbronna i znajdowała się na ziemi królestwa, które było w stanie wojny. Nic zatem dziwnego, że na dźwięk zbliżających się koni zareagowała w jedyny sposób jaki podpowiadał jej instynkt. Strumień ognia był jednak słabym wspomnieniem jej potężnego zionięcia. Kolejny dowód na to, że znalazła się w poważnych tarapatach.

- To my! - zawołał Garet, zatrzymując wierzchowca (który nie miał nic przeciwko temu) i ruszając biegiem w stronę, gdzie przed momentem jeszcze Rubin i obcy smok tworzyli malownicze kłębowisko.
Zionięcie ogniem oznaczało, że smoczyca jeszcze żyje, ale to, jak anemiczny był to płomień nie wróżyło nic dobrego.
Przyklęknął przy zwróconym w stronę przybywających pysku Rubin.
- Tylko mi tu nie umieraj! - powiedział. - Bo nie wiem, co ci zrobię!
~ Znajdziesz sobie innego smoka? ~ żart był słaby, ale przynajmniej podjęła wysiłek by się na niego zdać.
- Ha, ha, ha. Powiedz lepiej, co możemy dla ciebie zrobić? - spytał. - Jakaś owieczka? Beczka wina na wzmocnienie?
~ Dobicie byłoby lepsze ~ jęknęła, próbując unieść lewe skrzydło, które jednak ani myślało posłuchać. Nawet korzystanie z myślowego przekazu wydawało się trudne, dlatego też zdecydowała się na zmianę postaci. Decyzja ta bez wątpienia zaliczała się do niezbyt roztropnych. Ból miast pozostać na tym samym poziomie, wzmógł się znacznie, przez co przed oczami ujrzała ciemne plamy. Nie udało się jej także powstrzymać krzyku. Przynajmniej jednak w tym stanie mogli ją przetransportować. Nie chciała zostać sama i ranna czekając aż wpadną na pomysł jak też ją przewieźć.
Garet zaklął, słysząc krzyk. Nieco nieporadnie zabrał się za sprawdzanie, czy Rubin żyje.
Na szczęście oddychała.
- Wóz! Wymoszczony!! - usłyszał krzyk Dartona. - Migiem!!!
- Zaraz cię zawieziemy do zamku - powiedział do dziewczyny. Nie był pewien, czy słyszy. Ale skoro żyła to musiał przyznać, że przemiana była dobrym pomysłem. Przewiezienie smoka do zamku, i nie zabicie go przy okazji, to by był prawdziwy wyczyn.
- Serce - udało się jej powiedzieć, aczkolwiek głos był żałośnie cichy. - Nie pozwól nikomu zabrać serca. Jest moje.
Nie obchodziło jej co Garet pomyśli na ten temat. Serce pokonanego smoka, jak i reszta ciała zawsze przypadały zwycięscy. O ile na utratę truchła mogła się zgodzić, to ten najważniejszy organ należał do niej. To tam w końcu tkwiła magia każdego przedstawiciela jej rodu. Jego dusza i moc. Oddanie go w ludzkie ręce było nie do pomyślenia.
- Zadbam o to - zapewnił ją Garet. - Zaraz wrócę.
Rzeźnikiem nigdy nie był, ale myśliwym - tak. Wiedział, co należy zrobić. No i miał w pod ręką odpowiednie narzędzie.
- Zaraz wrócę - powtórzył.
- To była wspaniała walka - usłyszał, jak lord Darton prawi komplementy Rubin.

Wycięcie smoczego serca było, jak się okazało, zadaniem dość męczącym, chociaż Smocze Ostrze poradziło sobie i ze smoczymi łuskami, i z chroniącymi sercem żebrami.
Samo serce miało wielkość sporej główki kapusty i dość dużo ważyło. To, że przy okazji Garet ubabrał się krwią po same łokcie, nie miało większego znaczenia.
- I co teraz? - Garet przyklęknął przy Rubin. - Mam serce tamtego smoka.
Uniesienie rąk wiązało się zarówno z wysiłkiem jak i bólem, jednak Rubin uznała, że warto.
- Daj - poprosiła.
Garet natychmiast spełnił prośbę dziewczyny.
Gdy tylko poczuła w dłoniach ciężar smoczego serca, wciąż ciepłego i pełnego mocy, nie zwlekała ze skosztowaniem go. W końcu to jej się należało, dlaczego miałaby sobie odmówić. Tym bardziej, że smak był niemal zniewalający. Mogła na chwilę zapomnieć o bólu rozkoszując się buzującą magią krwią swojego przeciwnika. Pożerając jego serce czuła jak ta moc wnika w nią wspomagając proces gojenia. Nie znaczyło to co prawda, że miała wstać za chwilę i odlecieć, jednak była pewna, że nie zostanie unieruchomiona na długo. Nie znaczyło to jednak iż zamierzała zatrzymać wszystko dla siebie. Niechętnie co prawda, jednak wstrzymała ową ucztę nim zniknął ostatni kawałek. Ten postanowiła oddać Garetowi.
Zwyczaj jedzenia serca pierwszej zdobyczy należał do starych jak świat, lecz ciągle jeszcze popularny we wszystkich kręgach myśliwskich. Jedzenie serca wroga? To zarzucono przed wiekami, chociaż wiara w to, ze wraz z sercem przejmuje się siłę i odwagę dzielnego przeciwnika. W to ostatnie Garet nigdy nie wierzył, nie przepadał również za surowym mięsem, ale nie zamierzał odmawiać, bez względu na to, co miałby sobie o tym pomyśleć Darton, tudzież niezbyt liczni w tym momencie gapie.
Ugryzł pierwszy kawałek.
Smakowało mniej więcej tak, jak serce pierwszego upolowanego przez Gareta niedźwiedzia - czyli nie najlepiej. Ale po tamtym, niedźwiedzim, nie poczuł się nagle jakiś inny... Silniejszy, wytrzymalszy, obdarzony lepszym wzrokiem i słuchem.
I pojawiło się jeszcze coś, coś, czego nie potrafił opisać.
- Smok w ciele człowieka - Rubin udało się nawet przy tym uśmiechnąć. Ludzie nie byli stworzeni do tego by dzierżyć taką moc, nie przejmowała się tym jednak. Był jej jeźdźcem i zasługiwał na to. Na powrót przymknęła oczy. Chciała odpłynąć, jednak nie mogła. Nie czuła się bezpiecznie, myśli także nie dawały jej spokoju, o bólu nie wspominając.
- Chcę zniszczyć Darren - dodała po chwili spokojnym, zdecydowanym głosem.
- Cały? Do ostatniego człowieka? Czy wystarczy Zhanesa i świtę? - Ta pierwsza opcja zdecydowanie Garetowi nie odpowiadała. Wolałby się ograniczyć do króla i jego najbliższych.
Wbrew pozorom Rubin nie była krwiożerczą bestią. Co prawda w tej chwili najchętniej wymordowałaby całe królestwo, jednak cień rozsądku pozostał. Nie mówiąc już o tym, że póki co nie miałaby siły zabić tuzina wojaków, a co dopiero spustoszyć wioski i miasta darreńskie.
- Wystarczy. Zapłacą mi za to…
Nie chodziło jej tylko o rany, których doznała. Przez chwilę było ich dwoje. Teraz ponownie została sama. Wysłali do walki młodego, niedoświadczonego smoka, który z pewnością trzymany był w niewoli do tej chwili, szkolony by zabijać ludzi. Nie miał z nią szans. Gdyby nie chwila nieuwagi zapewne wygrałaby tą walkę bez jednego zadrapania. Odpowiedzialni za tą zbrodnie musieli ponieść karę i nie obchodziło jej co na to powie Markus, jego generał czy marszałek.
- Darren będzie nasze - dodała.
- Będzie! - zapewnił ją Garet. - Ale teraz musisz odpocząć.
Zupełnie jakby mogła zapomnieć o tym drobnym szczególe…
- Może z dzień czy dwa - zgodziła się z nim niechętnie.
- Co sobie życzysz na obiad? Już jedzie nasz transport. Niedługo będziemy w zamku i można będzie złożyć zamówienie.
- Nie jestem głodna - odparła, zgodnie z prawdą.
- No to poczekamy, aż zgłodniejesz. A teraz cię stąd zabieram.
Najostrożniej jak mógł podniósł dziewczynę, lecz jego starania i tak zaowocowały cichym jękiem, jaki wyrwał się z ust rannej.
Parę kroków i Rubin spoczęła na wozie, który - zgodnie z poleceniem Dartona - został wyścielony, i to nie tylko słomą, ale i puchowa kołdra się tam znalazła.
- Zaraz będziemy w zamku - zapewnił.
Rubin nie odpowiedziała. Nawet nie otworzyła oczu. Jedynie słaby oddech świadczył o tym, że dziewczyna żyła.
 
Kerm jest offline  
Stary 16-01-2016, 09:17   #49
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Gdyby miała wybierać między powrotem do świadomości a dryfowaniem w niebycie, bez chwili wahania wybrałaby to drugie. Przede wszystkim było o wiele przyjemniejsze. Bez bólu, bez słabości i bez potrzeby stawiania czoła światu. Niestety, nikt nie pomyślał o tym, by jej ten wybór dać. Z drugiej strony narzekać zbytnio nie miała powodu. Posłanie, na którym leżała było miękkie, kołdra podobnie, w dodatku pachniała całkiem przyjemnie. Nawet ktoś usłużny zasunął zasłony, by światło nie raziło ją gdy otworzy oczy. Względnie była noc, oczu bowiem nie zamierzała tak od razu otwierać. Zamiast skupiać się na widokach, poświęciła całą uwagę by zbadać stan w jakim się znajdowała. Wspomnienia walki i jej następstw nie czekały bowiem długo by brutalnie wepchnąć się do jej spowitego watą umysłu. Wraz z nimi napłynęła wściekłość na tych, którzy byli wszystkiemu winni. To z kolei przyniosło ból, za który prędzej czy później mieli jej zapłacić. Skrzydła musiały wciąż się goić, czuła to nawet będąc w tej ludzkiej powłoce. Ile czasu minęło od chwili, w której znalazł ją Garet? Wątpiła by był to długi okres. Dzień, może nieco więcej. Magia lecząca przez cały czas składała połamane kości i uzdrawiała wnętrzności, naruszone przez impakt upadku. Wciąż jednak była uziemiona i to dosłownie.
Porzucając na chwilę badanie własnego ciała, przerzuciła uwagę na otoczenie. Nie była sama, co powitała, dziwiąc tym samą siebie, z uśmiechem. Mocne serce, w którym płonął smoczy ogień mogło należeć tylko do jednego człowieka. Była ciekawa co zyskał prócz magii i siły, które była w stanie wyczuć. Powinna go zapewne ostrzec, jednak w tamtej chwili nie myślała racjonalnie. Będzie musiała się tym zająć gdy dojdzie do siebie. Najlepiej zaś zacząć od razu. Nigdy nie wiadomo było czym mogłyby się zakończyć jego próby na własną rękę.
Z tą myślą otworzyła oczy. Świece w komnacie sugerowały, że pora była późna i to nie zasłony broniły dostępu światła, a czyniła to noc, która nastała.
- Dobry wieczór - powiedział cicho Garet. - Czy może już nawet noc...
- Chwilę mnie nie było - przyznała, próbując podnieść się do pozycji siedzącej, którą to próbę szybko porzuciła. Bez wątpienia było za wcześnie na takie atrakcje. - Jak się czujesz? - zapytała, skupiając na nim wzrok.
W zasadzie to on powinien zadać to pytanie...
- Trochę dziwnie - odpowiedział. - Lepiej widzę, lepiej słyszę, o mały włos nie połamałbym paru mebli, tak przez przypadek. Ale jest jeszcze coś, tylko nie wiem, jak to nazwać...
- Lepiej jednak powiedz, jak ci mogę pomóc? - zmienił temat na ważniejszy.
- Nie możesz - odparła, zgodnie z prawdą. Żadne ludzkie sposoby nie mogły więc nie było sensu tracić na nie czasu. Jedyne czego potrzebowała to czas, a tego akurat w nadmiarze nie miała. Wróg nie czekał tylko dlatego, że ona niedomagała. - Co zrobiono z truchłem? - Było to istotne pytanie. Co prawda najważniejsze zdobyła, jednak smocze mięso także mogło przyspieszyć proces leczenia.
- Lord Darton kazał przywieźć i umieścić w stodole. Straż pilnuje, żeby nikt nie uszczknął zbyt wiele z twego przeciwnika. Zastanawiał się, czy nie usypać smoczego kurhanu, na pamiątkę starcia, ale gdy zobaczył, jak zjadasz serce... Nie był pewien, czy inne kawałki ci się nie przydadzą.
- Ile minęło od walki? - Miała nadzieję, że nie był to czas długi. Smocze mięso jak każde inne psuło się z czasem, tyle że nieco wolniej.
- Dzień i trochę. Niedawno zapadła noc.
- Zatem nie jest za późno… - Ponownie spróbowała zmienić pozycję, tym razem z nieco lepszym skutkiem. Własna słabość podsycała buzujący w niej gniew. Ten jednak wykorzystany miał być później.
- Czego potrzebujesz? - spytał.
- Jego płuc. Najlepiej obu - odpowiedziała. Co prawda nie miały mocy serca, jednak powinny zadziałać.
- Przysłać ci kogoś? - spytał Garet, ruszając w stronę drzwi.
Pokręciła przecząco głową. Jeszcze tego by brakowało by się jej pałętał jakiś człowiek po komnacie. Bez wątpienia skończyłoby się to niezbyt przyjemnie dla owej przysłanej osoby. To z kolei mogłoby być źle zrozumiane, a pamiętała doskonale że Garetowi na takich sprawach jak dobra opinia gospodarza, zależało.
- Zaraz wracam - zapewnił Garet, zamykając za sobą drzwi.
Rubin usłyszała jeszcze, jak wydaje polecania, a potem posłyszała szybkie, oddalające się kroki.

* * *

- Dwie wielkie tace z kuchni i dwóch ludzi do stodoły, gdzie smok leży! - polecił Garet, po czym szybkim krokiem podążył w stronę wspomnianej stodoły.
Stojący przed wrotami strażnicy wyprężyli się na jego widok; jeden z nich otworzył drzwi.
Garet, chociaż w ciemnościach widział o wiele lepiej, niż jeszcze parę dni temu, zabrał od jednego ze strażników pochodnię i wszedł do środka.
- Jak przyniosą tace, to niech czekają - powiedział, po czym wszedł do środka i zamknął za sobą drzwi.

Smok leżał na brzuchu, z rozpostartymi na wpół skrzydłami.
Garet nie zastanawiał się, ile wysiłku musiało kosztować przytarganie tutaj tej bestii, tylko od razu zabrał się za krojenie smoczego cielska. Smocze łuski stawiały taki sam opór, jak poprzednio, a żaden rzeźnik nie przyjąłby go nawet na ucznia, ale w końcu robota została wykonana i na skrzydle smoka znalazły się wycięte z pewnym trudem, zamówione przez Rubin płuca.
- Tace! - Garet otworzył drzwi.
Wziął pierwszą tecę, włożył na nią lewe, nieco mniejsze płuco, po czym podał je służącemu.
- Czekaj! - polecił, po czym drugi zakrwawiony ochłap włożył na kolejną tacę.
- Ruszajcie do komnaty, gdzie leży lady Rubin. A wy nikogo nie wpuszczajcie. - Zamykając drzwi stodoły wydał kolejne polecenia.

Do komnaty, w której leżała Rubin, wszedł sam. Ciężką tacę postawił na stoliku obok łoża. Druga taca spoczęła koło drzwi.
Otworzenie oczu zajęło jej chwilę. Była zmęczona i nienawidziła tego. Zapach smoczej krwi spowodował jednak iż zmęczenie zostało odepchnięte na dalszy plan. Zdała sobie sprawę z tego, że jest głodna. Dziwne, wcześniej jakoś tego nie czuła. Najchętniej pożarłaby przyniesione płuca od razu, to jednak wymagałoby przemiany, a nie byłą pewna, czy takie rozwiązanie spodobałoby się Garetowi. Zamiast tego wyciągnęła ręce po najbliższą tacę.
Garet przysunął stolik, podsunął tacę tak, by znalazła się w zasięgu ręki dziewczyny, po czym przerobił leżący na stoliku obrus na prowizoryczną serwetkę.
- Smacznego - powiedział, po czym usiadł obok, na łóżku, gotów w każdej chwili służyć pomocą.
Zimna krew i płuco nie należało do najsmaczniejszych dań na świecie. Zdecydowanie wolałaby by wciąż parowało, gorące ostatnim oddechem, który został wzięty przy jego użyciu. Miało jednak moc, a to przecież liczyło się najbardziej. Odrywanie kawałków nie było trudne, nie potrzebowała do tego ostrza. Tym razem nie zaproponowała swemu towarzyszowi nawet małego kawałka. Było to samolubne postępowanie, jednak nie widziała sensu w zmuszaniu go do spożywania czegoś co jedynie minimalnie zwiększyłoby to, co dało serce. Ona potrzebowała tego bardziej, jeżeli miała wkrótce stanąć na nogi.
Gdy skończyła, odsunęła tacę i wytarła dłonie. Co prawda wiele to nie dało ale zawsze coś. Na kąpiel musiała poczekać.
Spróbowała poruszyć nogami, jednak poza falą przeszywającego bólu, nic to nie dało. Kości jednak zdołały się zrosnąć więc problem musiał leżeć w mięśniach. Te zaś były nieco trudniejsze do odbudowania. Przynajmniej jednak ciągłe uczucie zmęczenia zaczynało powoli odchodzić. Zapewne lepiej by było gdyby się poddała i zasnęła, jednak nie chciała ryzykować tego, że nie zbudzi się przez dłuższy czas. Pokręciła głową odrzucając te myśli. Nie mogła tu leżeć i zamęczać się czymś, na co nie miała wpływu. To nie pasowało do jej natury.
- To coś, o czym wspomniałeś, a czego nie mogłeś nazwać, to magia. - Skoro i tak nie miała nic innego do zrobienia, równie dobrze mogła zająć się swym jeźdźcem. Co prawda z ćwiczeniem będą musieli poczekać, aż znajdą się w nieco innym otoczeniu, jednak wiedza sama w sobie powinna mu pomóc. Przynajmniej będzie wiedział czego szukać w sobie, a gdy moc postanowi się przebudzić, nie zareaguje strachem.
- Magia? - zdumiał się Garet. - Zostałem magiem? Przez ten kawałek serca?
Roześmiała się, co jednak zaowocowało falą bólu i zakończyło się grymasem będącym owej fali wyrazem.
- Nie doceniasz mocy smoka. Czy jednak można nazwać cię magiem to dość sporna kwestia. Będziemy jednak musieli poćwiczyć byś był w stanie kontrolować drzemiącą w tobie moc. Najlepiej zanim to ona przejmie kontrolę nad tobą.
Przymknęła oczy na chwilę. Leczenie pochłaniało ogromne zasoby energii i mocy. Dodatkowa ich dawka nie była wystarczająca by w pełni pokryć te straty. Naszła ją ochota na gorącą kąpiel, jednak szybko ją odrzuciła. Proszenie o cokolwiek nie było w jej zwyczaju.
- Ale ta nauka będzie musiała poczekać troszkę - odparł Garet. - Zrobić ci może masaż? A może wolisz kąpiel?
Przymknięte powieki na powrót się uniosły. Czytanie w myślach, o ile wiedziała, dostępne ludziom nie było. Czyżby jej pragnienia były aż tak widoczne by z łatwością zostały odgadnięte? Będzie musiała nieco nad tym popracować…
- Kąpiel - zgodziła się na ostatnią propozycję. Nie przyszło jej to łatwo, jednak po zastanowieniu doszła do wniosku, że na dobrą sprawę Gareta uznawać za człowieka nie powinna. Nie dość, że był jej jeźdźcem, to nosił w sobie ślad smoka. To zaś pozwalało wyłuskać go spośród masy ludzkiej i uczynić z niego wygodny łącznik obu ras. Miała jednak nadzieję, że tych myśli jednak nie odczyta.
- Zaniosę cię, jeśli nie masz nic przeciwko temu - zaproponował Garet.
- Zaczynam podejrzewać, że moc którą posiadłeś niekoniecznie będzie mi się podobać… - Wyraziła na głos swoje podejrzenia, które zapewne z prawdą niewiele miały wspólnego. - Nie mam wyboru, prawda?
- Masz, oczywiście - zapewnił ją Garet. - Chyba nie sądzisz, że na siłę zawlókłbym cię do łaźni?
- Nie mam, jeżeli chcę z niej skorzystać - poprawiła się, rozbawiona sceną, która pojawiła się w jej myślach.
Garet wyłuskał Rubin z pościeli i bez wysiłku uniósł, po czym wziął ją w ramiona, przytulając do siebie.
Smoczyca nie miała nic przeciwko wtuleniu się w jego ramię, które może nie było tak wygodne jak łóżko, jednak zdecydowanie bardziej przyjemne.

Służąca, która siedziała przy drzwiach, zerwała się na równe nogi na widok wychodzącej z komnaty pary.
- Niech nikt tu nie wchodzi! - polecił Garet. - Gdyby ktoś o nas pytał, to idziemy do łaźni.
- Tak, milordzie - odparła służąca, przyglądając się to Garetowi, to niesionej przez niego półnagiej Rubin.

Łaźnie to zwykle mają do siebie, że należy wodę wcześniej podgrzać, inaczej gościa czeka zimna kąpiel. Królewska łaźnia była wyjątkiem - lord Darton nie był dumnym posiadaczem gorących źródeł.
- Przykro mi - powiedział Garet - ale będziemy musieli czekać na gorącą wodę.
- Żaden smok nigdy nie czekał, aż mu wodę podgrzano - Rubin wyraźnie czekać także nie miała zamiaru. Jedyne co ją powstrzymywało to konsekwencje takiej rozrzutności. Potrzebowała każdej ilości mocy, jaką posiadała by przyspieszyć leczenie. Podgrzewanie wody wydawała się czystym jej marnotrawieniem.
- Nawet o tym nie myśl - zaprotestował Garet.
Uniosła spojrzenie wyraźnie rozeźlona.
- Mógłbyś z łaski swojej nie czytać co też myślę? - Prychnęła zła, że ją na owych myślach przyłapano. - Zamiast wnikać w mój umysł może sam byś tą wodę podgrzał...
- Nie wnikam w twoje myśli. - Garet potrząsnął głową. - Nawet nie sądziłem, że coś takiego jest możliwe. To ty mówiłaś o podgrzewaniu wody. A ja nie mam pojęcia, jak to zrobić.
- Więc najwyższa pora byś się tego nauczył - Rubin niezbyt wierzyła jego słowom. Zbyt dobrze odgadywał by było to naturalne, mógł jednak nie zdawać sobie sprawy z tej umiejętności. Tym jednak mogła zająć się później.
- Zacznijmy od odkrycia twojego odbicia.
Rubin mogłaby mówić w obcym języku i efekt, dla Gareta, byłby dokładnie taki sam.
- A tak dokładniej? Bo przecież nie chodzi o odbicie w lustrze.
- Oczywiście, że nie o to chodzi - dla smoczycy było to oczywiste, a nieświadomość Gareta budziła w niej rozbawienie. - Poszukaj tego, czego nie mogłeś wyjaśnić. Poszukaj swojej magii, a gdy ta odpowie, przywołaj ją do siebie.
Przypominało to nieco opowiadanie ślepemu o kolorach. Wnikanie we własne wnętrze Garet pozostawiał do tej pory kapłanom, filozofom i różnego rodzaju oszołomom, sam zaś tego nigdy nie próbował. Ale skoro Rubin zalecała coś takiego...
Przymknął oczy i spróbował dotrzeć do źródła dziwnych odczuć, które pojawiły się niedługo po zjedzeniu kawałka smoczego serca.
Chęci to jedno, a skutki - drugie. Źródło magii - jeśli to o tym mówiła Rubin - bawiło się z Garetem w kotka i myszkę, nie dając się zapędzić do jakiegoś kąta i złapać.
Obserwując jego mękę, jednocześnie miała ochotę parsknąć śmiechem i walnąć go w głowę. W końcu zrezygnowała tak z jednego jak i z drugiego. Zamiast tego położyła dłoń na jego piersi i sięgnęła do własnej magii. Obie były do siebie podobne i obie należały do smoka. Jedna musiała odpowiedzieć na wezwanie drugiej. I odpowiedziała. Garet poczuł jak nieuchwytne “coś” rozkwita niczym kwiat, wyłaniający się z jego serca i obejmujący w posiadanie umysł. Kierowana przez Rubin magia, wydostała się na zewnątrz sunąc po jego rękach, oplatając je swymi płomieniami, jednak nie parząc. Wreszcie ujawniła się w pełnej krasie, rozjaśniając łaźnię swym blaskiem.


- Ładny - pochwaliła go, opuszczając swoją dłoń, bowiem nie miała siły dłużej ją utrzymać. - Drugi raz będzie prostszy - obiecała, przyglądając się jak powstały z ognia ptak okrąża wnętrze łaźni.
Garet z osłupieniem wpatrywał się w ognistego ptaka, który - jak po chwili odkrył - zaczął się poruszać zgodnie z jego życzeniem - to wznosił się, to opadał.
- Ma wskoczyć do wody? - spytał.
- Latając nad nią, raczej jej nie podgrzeje - stwierdzeniu oczywistego towarzyszył słaby uśmiech. Garet zachowywał się jak smocze dziecko, co przywoływało wspomnienia. - Nie zgaśnie, nie martw się. Gdy nie będzie ci już potrzebny przywołaj go z powrotem.
Feniks po chwili wahania zanurkował do basenu, a z wody natychmiast uniosła się para.
Nie wyglądało na to, żeby woda miała mu zaszkodzić, żeby miała zgasić magiczny blask.
Feniks wypłynął na powierzchnię wody, ponownie zanurkował, potem raz jeszcze.
- I jaka jest woda? - spytał w końcu Garet.
- To musimy sprawdzić sami - odparła Rubin.
Według Gareta była wystarczająco ciepła, ale Rubin mogła mieć inne zdanie na ten temat. Garet rozebrał się szybko, wszedł do wody, a potem ponownie wziął w ramiona Rubin, by po chwili posadzić ją na dnie basenu.
- Jeszcze podgrzać? - spytał.
Skinęła głową. Byłą smokiem, wysokie temperatury były dla niej niegroźne, a wręcz rzec trzeba było iż przyjemne.
- Dostosuj ją do siebie - zastrzegła, wiedząc, że sama z pewnością wytrzymałaby o wiele cieplejszą wodę niż on, a nie było sensu gotować Gareta. Przynajmniej jeszcze nie teraz. Myśli te wywołały wesoły uśmiech na jej twarz, przy czy bez wątpienia nie brakowało mu psotnego wyrazu.
- Co cię tak rozbawiło? - Garet ponownie kazał feniksowi zanurkować.
- Perspektywy na przyszłość - odparła, śledząc poczynania ognistego ptaka. - To odpowiedni symbol dla władcy, nie sądzisz?
- Myślisz o Darren?
Potwierdziła skinięciem głowy.
- Będzie nasze - zapewniła. Nie miała co do tego wątpliwości. Nawet gdyby ceną za to było jej życie to pomści smoka, który zginął przez żądzę posiadania, którą wykazał się Zhanes. Nie mówiąc już o tym, że królewski jeździec bardziej do niej pasował.
Garet uśmiechnął się.
- Będzie.
Wyciągnął dłonie, by przywołać feniksa. Ognisty ptak wynurzył się z wody, by po paru sekundach rozpłynąć się między palcami Gareta.
- Fascynujące... - powiedział cicho.
- Bez obrazy, jednak wolę swoje węże - odparła. - Muszę jednak przyznać, że wygląda pięknie. Trochę szkoda, że trafiłeś akurat na ogień. Ziemny smok lub świetlny… Dawno nie oglądałam ich magii, a była wspaniała. Ciekawe czy mają jeszcze inne smoki. Może niewyklute jaja - rozmarzyła się nieco. Marzenia te były kolejnym powodem, dla którego musiała jak najszybciej dojść do siebie.
- Złapiemy kogoś ważnego i wydusimy z niego całą prawdę - obiecał Garet.
Rubin miała nieco odmienne zdanie na ten temat. Ona wolała ich wszystkich zabić, rozerwać na strzępy i zmieść z powierzchni ziemi. Uznała jednak, że powolne ich przypiekanie, także może się jej spodobać.
Gorąca woda robiła swoje. Nie czuła już bólu, a słodką ociężałość. Odchyliła głowę i przymknęła oczy. Tyle się zmieniło w ciągu ostatnich dni. Była sama, a nagle zyskała nie dość, że jeźdźca, to dobrego towarzysza. Na dodatek przyszła nadzieja. Nie byłą zbyt potężna, jednak istniała i to się liczyło. Wkrótce posiądą całe królestwo na własność.
- Król Garet pierwszy - mruknęła, smakując brzmienie tych słów. Spodobało się jej. - Przydałoby się znaleźć ci odpowiednią królową. Kogoś o odpowiednim statusie. Może jedna z córek Zhanesa? Słyszałam że ma ich parę.
Wizja ta niezbyt jej się podobała, jednak władza w ludzkich królestwach rządziła się swoimi prawami. Ktoś taki jak ona mógł umieścić go na tronie, mógł nawet zadbać by władza jego trwałą długo i była niezagrożona. Nie mogła jednak stać się początkiem jego dynastii. Do tego potrzebował odpowiedniej kandydatki. Kobiety o dobrym pochodzeniu, której powiązania zapewniłyby spokojne lata dla królestwa.
Te rozmyślania zepsuły przyjemność płynącą z kąpieli.
- Parę? - Faktycznie, słyszał, że Zhanes ma kilka córek z różnych żon i żadnego syna. - A czy któraś jest chociaż w połowie taka ładna jak ty?
Bez wątpienia się z nią droczył…
- To się okaże - odparła, posyłając mu zadziorny uśmieszek. - Szczerze jednak w to wątpię. Zapewne są szkaradne niczym ropuchy i grube niczym świnie… Czegóż się jednak nie robi dla tronu…
- A kysz... - Garet aż się wstrząsnął. - Jak się człowiek napatrzy na takie krągłości - jego wzrok spoczywał na ledwo zanurzonym w wodzie biuście Rubin - to wiesz... Trudno się skusić na coś mniej powabnego.
- Wiesz doskonale, że ja do owej roli się nie nadaję. Chociaż z drugiej strony posiadanie smoczych potomków bez wątpienia wzmocniłoby królestwo. - Błąkający się na jej ustach uśmiech nie pozwalał stwierdzić czy stroi sobie żarty czy faktycznie rozważa owe możliwości.
- Niestety... Boję się, że nic by z tego nie wyszło, chociaż sam pomysł jest co najmniej kuszący. - Garet przeniósł wzrok na twarz Rubin, a potem, na moment, ponownie spojrzał nieco niżej. - Dzieci smoka i człowieka... To by byli wspaniali władcy królestwa. Mądrzy, silni. A kobiety dodatkowo piękne. - Uśmiechnął się, wyobrażając sobie małą dziewczynkę o urodzie Rubin i rudo-złotych włosach.
Rubin bez wątpienia zgadzała się z nim w obu kwestiach.
- Dlatego musimy znaleźć ci odpowiednią królową - powtórzyła. - Jej ewentualne braki zawsze będziesz mógł sobie osłodzić poza małżeńskim łożem. Tego ci wszak nikt nie broni.
Co prawda dla smoków takie wyskoki były nie do pomyślenia, jednak Rubin wiedziała doskonale, że ludzie do najwierniejszych partnerów nie należeli. Władcy zaś w szczególności.
Garet obrzucił ją niezbyt pochlebnym spojrzeniem.
- Co innego rozrywki przed ślubem, co innego szukanie przyjemności poza łożem małżeńskim - powiedział. - Założenie haremu, jak to zrobił Zhanes, brzmi co prawda ciekawie, ale nie leży w zwyczajach mojego rodu. Przyszła królowa... cóż... raczej powinna budzić i sympatię, i pożądanie. To ostatnie u swego męża przede wszystkim - dodał.
- Królowa doskonała - było to raczej prychnięcie niż stwierdzenie. Garet oczekiwał wiele po tej kobiecie. Rubin miała nadzieję, że uda się im znaleźć dla niego dokładnie taką osobę, jakiej pragnął. Póki co jednak królestwa jeszcze nie miał, więc i planowanie można było odłożyć.
- Czy przyszły jakieś wieści z frontu? - zmieniła temat.
- Darren dostał posiłki - odparł Garet, odrywając wzrok od Rubin. - Ale nie ruszyli się z Ores. Wysłali kilka podjazdów na różne strony. Ci, co ruszyli w stronę Cyr nie wrócili. A przynajmniej większość z nich nie wróciła. Bardzo możliwe, że zniknięcie ich smoka nieco ich zdezorientowało. Możliwe, że będą musieli nieco zmienić swe plany.
- Stracili swój główny atut w tej wojnie. To, że będą musieli zmienić nieco swoje plany i strategię jest raczej oczywiste.
To, że Aden także na jakiś czas ów atut straciło - przemilczała. Zamiast tego zaczęła leniwie bawić się wodą. Przesuwała dłonią tam i z powrotem, budząc do życia fale. Będzie musiała zabrać Garet nad morze. Dawno jej tam nie było. Gdy tylko skrzydła wrócą do pełni sił… Poruszyła się by sprawdzić ich stan. Mimo iż nie było ich widać, to ona czuła ich obecność. Wciąż bolały, jednak moc której dostarczyły jej płuca pokonanego smoka, zaczynała działać. Pochyliła się dotykając nóg. Te wymagały nieco więcej czasu.
- Zrobić ci masaż stóp? - spytał Garet.
Rubin przeniosła na niego spojrzenie. Masaż nie brzmiał źle.
- Byłby mile widziany - zgodziła się, obdarzając go uśmiechem.
Garet przesunął się bliżej, po czym ująwszy w dłonie lewą stopę Rubin rozpoczął obiecany masaż.
Smoczyca westchnęła z zadowolenia, opierając się o brzeg basenu. Zdecydowanie podobało się jej takie rozpieszczanie. Nie mówiąc już o tym, że bez wątpienia na nie zasługiwała.
Rubin miała bardzo miękką i gładką skórę, więc masaż stóp sprawił Garetowi tyle samo przyjemności, co i dziewczynie. Co prawda druga stopa była nieco poszkodowana, ale Garet uznał, że odrobina oczekiwania jej nie zaszkodzi. Zabrał się za palce. Po jednym, od największego zaczynając.
Rubin z początku nie zamierzała go poganiać. Cierpliwość jednakże do jej cnót nie należała, także mniej więcej w trakcie przejścia ze środkowego palca na tego nieco mniejszego, podsunęła Garetowi drugą stopę.
Ta druga stop nie była gorsza od poprzedniej, więc Garet nie miał nic przeciwko tej zamianie. Z tym tylko, ze tym razem postanowił odrobinę przyspieszyć ów masaż, by - w razie chęci ze strony Rubin - zająć się jakimś innym, wymagającym masażu kawałkiem jej ciała.
Co do dalszego masażu, Rubin najwyraźniej żadnych życzeń nie miała, zdając się na osobę, która go wykonywała. Przymknęła oczy, chłonąć przyjemne doznania i poddając się rozleniwieniu.
- Jestem głodna - oświadczyła w jakiś czas później.
- Trochę jedzenia czeka w sypialni - powiedział Garet wychodząc z wody i pomagając Rubin wydostać się z wody. Natychmiast też owinął ją w jedną z paru wielkich, lnianych płacht, które jakaś dobra dusza położyła na stojącej pod ścianą ławie.
Sam wytarł się pobieżnie i ubrał. Rubin mogła sobie biegać nago, ale jemu nie bardzo wypadało postępować w ten sam sposób.
Podniósł dziewczynę i tak jak poprzednio wziął ją w ramiona, jako że inne sposoby noszenia nie zdały mu się odpowiednie.
- Coś do picia? - spytał. - I co zrobić z resztą tamtego smoka?
- Wino - odparła na pierwsze pytanie. - Spalić. - Padła odpowiedź na drugie. Głowę możesz zabrać - dodała po chwili. - No i możesz zostawić kawałek Dartonowi na pamiątkę.
- Powiem mu rankiem - obiecał Garet, otwierając drzwi i wychodząc na korytarz.
Rubin nie miała nic przeciwko temu.
W komnacie czekała na nią druga część płuc, do której po jakiejś chwili dołączył pokaźnych rozmiarów dzban wina. Po tej kolejnej dawce smoczej magii poczuła się znacznie lepiej, jednak jej zmęczenie ani myślało odpłynąć. Miękki materac, puszysta kołdra i zachęcająca do złożenia na niej głowy poduszka, dołożyły swoje. Nie minęło dużo czasu, a wbrew własnym chęciom pogrążyła się we śnie.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 17-01-2016, 18:42   #50
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Bohaterowie również bywają zmęczeni, nawet jeśli są jeźdźcami smoków i początkującymi magami. Garet najwyraźniej nie odbiegał od normy, bowiem ledwo Rubin zasnęła, i on poczuł się senny. Nie do końca przespana noc, spędzona przy rannej smoczycy, teraz dawała o sobie znać.
Nie wyglądało na to, by Rubin miała nagle zniknąć, a to znaczyło, że i Garet mógłby się trochę zdrzemnąć. W razie konieczności ktoś go obudzi. Co prawda łóżko było tylko jedno, ale było to prawdziwe małżeńskie łoże, więc miejsca tam było dosyć nie tylko dla Rubin. A Garret miał nadzieję, że dziewczyna nic by nie miała przeciwko temu, że się on prześpi gdzieś na skraju tego łoża.
Ściągnął buty i spodnie i w samej koszuli, z myślą 'najwyżej się pogniecie', położył się do łóżka i przykrył jednym z licznych koców.
Zasnął niemal natychmiast.


Smoki to do siebie miały, że zwykle nie sypiały. Rubin, od chwili zawarcia znajomości z Garetem, spała dwa razy. Oba przypadki łatwo było połączyć z odniesionymi ranami i w obu sen ten trwał nader krótko. Nic zatem dziwnego, że to ona była pierwszą do otworzenia oczu, gdy słońce nieśmiało jeszcze zajrzało do komnaty.
Z tych dwóch razów był to pierwszy, gdy nie obudziła się sama. Przez dłuższą chwilę leżała nieruchomo, przyglądając się mężczyźnie u jej boku. Wrażenie było dość dziwne. Nie pierwsze co prawda i bez wątpienia budzące wspomnienia, jednak bez wątpienia dziwne. Przyjemne w dodatku, do którego to spostrzeżenia doszła po chwili.
Oglądanie śpiącego Gareta szybko jednak się jej znudziło. Zamiast więc pozwolić mu na dłuższy odpoczynek, jak troskliwy smok powinien zrobić, pochyliła się nad nim i zaczęła łaskotać go w twarz trzymanymi w dłoni puklami włosów.
Garet odruchowo machnął ręką, chcąc odpędzić to coś, co przeszkadzało mu we śnie, po czym otworzył oczy.
- Rubin! - ucieszył się. - Jaki miły widok!
Widok był podwójnie miły, bowiem Rubin wyglądała na zdecydowanie zdrowszą, a ponieważ sypiała nie używając nocnej bielizny...
- Bardzo miły widok - dodał.
- Oczywiście że ja… Niby kogo innego się spodziewałeś? - Jeszcze parę razy przejechała kosmykami po jego twarzy, jednak zabawa ta, skoro już się obudził, przestała ją dość szybko interesować.
- Nie pamiętam, czy kiedyś mnie budziła piękna dziewczyna w takim stroju - odparł. - Bardzo przyjemna pobudka, ale chyba budzisz we mnie nieodpowiednie myśli.
- Byłabym wysoce rozczarowana gdybym takowych nie budziła - odparła ze śmiechem, bynajmniej nie mając zamiaru kryć swoich atutów. Wręcz przeciwnie, przeciągnęła się rozkosznie dzięki czemu stały się one jeszcze lepiej wyeksponowane. Bez wątpienia nie należała do skromnych panien, co też nieraz już udowodniła.
- Jeśli masz na myśli to samo, co ja... - powiedział Garet, siadając i sięgając dłońmi do uroczo się kołyszących piersi Rubin.
Smoczyca bez wątpienia w znacznym stopniu doszła do siebie bowiem nie minęła chwila, a z psotnym uśmiechem zdobiącym jej usta, znalazła się nad Garetem. Obie dłonie oparła na poduszce, tuż przy jego głowie przez co kosmyki jej włosów na nowo zaczęły łaskotać go po twarzy. Nogi także musiały odzyskać zdolność ruchu, bowiem były w stanie utrzymać ją te parę centymetrów nad jego ciałem.
- Przekonajmy się - rzuciła wyzwanie, gubiąc uśmiech tylko na krótką chwilę, gdy nieco bardziej przesunęła ciężar ciała na nogi by odjąć dłoń od poduszki i odsunąć przesłaniające jej widok włosy.
Garet nie miał nic przeciwko zamianie ról. Widoki miał wspaniałe. Przyciągnął nieco do siebie Rubin, by ucałować krągłe piersi dziewczyny.
Ta zaś zdecydowanie nic przeciwko temu nie miała. Jako że do istot grzeszących nadmierną cierpliwością nie należała, pozbawienie Gareta ostatniej przed nią ochrony w postaci koca, nie zajęło jej wiele czasu.
Garet nie miał nic przeciwko temu... i nie zamierzał zbytnio zwlekać z kontynuacją. Nie przestając obdarzać pieszczotami piersi, sięgnął dłonią ku udom dziewczyny.
Rubin może i smokiem była ale bez wątpienia musiała także posiąść w swym życiu wiedzę, z której właśnie korzystać zaczęła. Ułożywszy się wygodnie w odpowiednim punkcie, obniżyła swoje ciało by wyjść mu na spotkanie, jednocześnie odchylając głowę do tyłu i wydając z siebie pełen zadowolenia jęk.
Garet wsunął się w gorące wnętrze.
Nawet jeśli Rubin była smokiem, to w tej postaci jej budowa w niczym nie różniła się od innych kobiet.
Różnice jednakże były, o czym Garet miał się dość szybko przekonać. Przede wszystkim gdy chodziło o temperament, który u Rubin, bez względu na jej aktualny wygląd, bez wątpienia był smoczy. Nie tracąc czasu na powolne zwiększanie tempa, od razu przeszła do szybkiego, korzystając z piersi swego partnera jako podpory dla rąk. Pochyliwszy głowę obdarzyła go gorącym pocałunkiem, który takim się okazał nie tylko w kwestii intensywności, ale i faktycznej temperatury. Także jej ciało zdawało się wraz z kolejnym ruchem cieplejsze. Ogień, który płonął w jej wnętrzu wyraźnie zamierzał się uwolnić. O dziwo, owe zmiany nie były dla Gareta w najmniejszym nawet stopniu bolesne. Wręcz przeciwnie, rzec można, gdyż i ten, który wraz ze zjedzeniem smoczego serca pozyskał, zdawał się odpowiadać na wezwanie Rubin. Z pewnością nie było złudzeniem to, co ujrzał - jak jego feniks splótł się z wężami smoczycy, stapiając się w jedno kłębowisko płomieni. Sam Garet wszedł jeszcze głębiej w gorące wnętrze dziewczyny, chcąc się z nią zespolić w równym stopniu, jak zespoliły się ogniste stwory, przejaw ich osobistej magii.
Płomienie szalały wokół nich pochłaniając wszystko i zostawiając za sobą jedynie proch. Rubin zdawała się nie widzieć tego zniszczenia płynąc w owym morzu ognia ku spełnieniu, które znajdowało się na wyciągnięcie dłoni. Gdy zaś dotarła z jej ust wyrwał się krzyk, który tylko częściowo przypominał dźwięk jaki zdolny byłby wydostać się z ludzkiego gardła.

Krzyk ów zwabił służącą, która w chwilę później dodała do niego własny gdy jej oczom ukazały się szalejące w komnacie płomienie. Jeden z węży smoczycy oddzielił się od kłębowiska i pomknął na spotkanie kobiety, która w ostatniej chwili zdołała zatrzasnąć za sobą drzwi. Rubin zdecydowanie nie spodobało się że się jej przeszkadza. Była to jednak tylko krótka chwila, po której jej uwaga na powrót w pełni skupiła się na Garecie.
Garet zaś nawet się nie zorientował, że mieli widza... i że wnet po zamku rozniesie się historia o ścisłych związkach między smoczycą a jej jeźdźcem. Ze zwiększonym zapałem zajął się swoją partnerką, której entuzjazm działał na niego pobudzająco.
Smoczyca nie miała nic przeciwko kontynuacji igraszek. Widownią, tak tą która ich właśnie opuściła, jak i tą która z pewnością miała się pojawić, zbytnio się nie przejmowała tak długo, jak nie przeszkadzali. Upływ mocy i wciąż odczuwalne efekty upadku sprawiły jednak, że postanowiła nieco zamienić się stronami z Garetem. Złapała go za barki, nogi otuliła wokół jego, a następnie przeturlała się na plecy. Łóżko nie stanowiło dla nich przeszkody już od jakiegoś czasu z prostego powodu - przestało istnieć.
Zmiana pozycji w niczym nie przeszkodziła Garetowi - jego zapał nie ostygł, co przy takiej partnerce było rzeczą prawie że oczywistą. Jako że ich zespolenie nie zostało przerwane, kontynuował czynność, którą większość mężczyzn uważało za najprzyjemniejszą na świecie.
On również, chociaż do tej pory owej przyjemności nie dostąpił aż w takim zakresie.
Rubin uniosła się lekko na rękach chcąc dotrzeć do jego ust, w które wbiła się z równą pasją, z jaką oddawała się każdej z przyjemności, które były ich udziałem tego ranka. Jednocześnie nie przerywała poruszać biodrami, dla odmiany dostosowując się do jego tempa. A to zmieniało się odrobinę, gdy Garet starał się dowiedzieć, co może sprawić jego partnerce największą przyjemność.
Nic jednak nie trwa wiecznie, więc i Garet poczuł, że on sam znajduje się coraz bliżej finiszu. Zwiększył tempo, chcąc doprowadzić Rubin do szczytu.
Zdecydowanie nie należało przedłużać owych igraszek, chociażby przez wzgląd na dobro gospodarza i jego siedziby. Szalejące w komnacie ogniste istoty gotowe były w każdej chwili przejść do dalszych zakamarków zamku.
Cel, który przyświecał Garetowi nie czekał długo na osiągnięcie. O tym, że po raz kolejny zdołał on doprowadzić Rubin na szczyt, dość wyraźnie świadczył nagły wybuch płomieni wokół nich oraz jej głośny jęk, którym owe spełnienie przywitała. Garet, który osiągnął zaspokojenie niemal w tym samym momencie, opadł na swoją partnerkę, zmęczony i oszołomiony przeżytymi doznaniami.
Ogień wokół nich, pożywiwszy się resztkami łóżka i dywanem, wygasł, nie mogąc strawić kamiennej posadzki, zostawiając pomieszczenie pełne dymu i sadzy.
Rubin była jednocześnie zadowolona i zmęczona. Stan komnaty zupełnie jej nie przeszkadzał. To, co sobie ich gospodarz pomyśli, także.
- Zgłodniałam - oświadczyła jedynie, przeciągając się rozkosznie, pomimo ciężaru spoczywającego na niej Gareta.
Pod wpływem tego gestu Garet odczuł nieco inny głód, jednak doszedł do wniosku, że niektóre chęci i potrzeby powinny ustąpić przed innymi.
- A zatem wyprawa do spiżarni, czy zamawiamy śniadanie do łóżka? - spytał, podnosząc się i wyciągając rękę do Rubin. - Z przyjemnością cię zaniosę - powiedział - tylko muszę się trochę przyodziać.
- Nie mamy łóżka, a ty nie masz już odzienia - uświadomiła mu usłużnie, ostrożnie próbując wstać. Skrzywiła się czując ból, jednak utrzymała się na nogach, a to już było coś. Chwila ta nie trwała jednak długo i gdyby nie Garet zapewne wylądowałaby z powrotem na podłodze.
Garet rozejrzał się i musiał przyznać, że Rubin w znacznej mierze miała rację. Z jego odzienia ostały się jedynie buty, ciut nadpalone, zaś z rzeczy osobistych smocza zbroja, kusza oraz plecak, zajmujący strategiczne miejsce w kącie komnaty, za wspomnianą zbroją.
- Mam koszulę - oświadczył odkrywczo, pomagając dziewczynie usiąść. - Nie wypada, by bohater narodowy i przyszły władca sąsiedniego królestwa biegał po zamku, pokazując wszystkim swoje przyrodzenie.
- Cóż w tym złego? - zapytała, spoglądając za wspomnianą częścią ciała Gareta. - Nagość jest naturalna, nie powinno się jej wstydzić. - To, że ona sama z zapałem wyznawała tą zasadę, zostało już udowodnione parę razy.
- Ludzie są dziwni - odparł Garet. - Nie pamiętasz, w jakich strojach paradowały damy tam, gdzie się spotkaliśmy?
- Te worki ciężko nazwać strojami. - Stwierdzenie to było bez wątpienia przesadzone, jednak w pełni oddawało co też Rubin myśli o obecnie panującej modzie. - Ubierz się więc skoro musisz. Za drzwiami bez wątpienia czeka komitet powitalny.
Gdy przyodziany w koszulę Garet stanął w drzwiach okazało się, że Rubin miała rację. Co prawda komitet ograniczał się do lorda Dartona, wystraszonej pokojówki i dwóch służących, ale był.
Pan na Cyr okazał się być człowiekiem nad wyraz opanowanym. Jedynym jego komentarzem na widok zniszczonego pokoju były słowa:
- Każę przygotować inną komnatę.
Garet skinął głową w podziękowaniu
- Zechcecie ze mną spożyć śniadanie? - spytał Darton.
- Mój drogi lodzie, czytasz w moich myślach - Rubin od razu się rozpromieniła, obdarzając mężczyznę pełnym zachwytu spojrzeniem. - Mając takiego gospodarza, od razu czuję się lepiej. Obawiam się jednak, iż mamy pewne… braki, które mogłyby zostać niezbyt dobrze przyjęte - mówiąc o brakach skorzystała ze sposobności by skierować spojrzenie lorda na swoje odkryte i doskonale widoczne piersi. - Gdyby i w tej kwestii, drogi lord mógł coś poradzić, moja wdzięczność nie znałaby granic.
- Zaraz każę coś dostarczyć, moja pani, jeśli taka jest twoja wola. - Darton skłonił się uprzejmie. - Chociaż nie wierzę, by ktokolwiek miał coś twemu strojowi do zarzucenia.
- Jesteś istnym skarbem, drogi lordzie - słodziła dalej, a następnie przeniosła rozbawione spojrzenie na Gareta. - Widzisz? Nie ma nic złego w nagości.
- Mój drogi jeździec ma problemy ze zrozumieniem owego prostego faktu - wytłumaczyła go Dartonowi, ówcześnie posyłając Garetowi psotny uśmieszek. - Dla smoka jedyne właściwe odzienie to jego łuski. Bez względu na postać którą przybiera. Jeździec zaś bez wątpienia powinien swemu wierzchowcowi w tym towarzyszyć, prawda? - Zatrzepotała uroczo rzęsami.
Darton się uśmiechnął, lecz nim cokolwiek zdążył powiedzieć odezwał się Garet.
- Nie jestem smokiem - stwierdził. - Z oczywistych powodów brak mi łusek.
Określenie 'wierzchowiec' pozostawił bez komentarza. Rubin wnet rozprawiłaby się z każdym, kto by ją tak nazwał.
- Same z nim kłopoty - pożaliła się lordowi na oporność jej towarzysza. Bez wątpienia bawiła się przy tym doskonale. - Teraz jednak nie czas na rozmowy o pewnych brakach, które bez wątpienia posiadasz Garecie. Śniadanie! - Przypomniała, spoglądając na jednego ze służących ze zdecydowanie łakomym błyskiem w oczach.
- Letty, przynieś strój odpowiedni dla lady Rubin - zadysponował Darton. - Terry, każ podawać do stołu. Tędy, proszę. - Wskazał kierunek.
Nim służąca zdołała przynieść cokolwiek, Garet wraz z Rubin i ich gospodarzem, zdołali dotrzeć do niezbyt dużej, ale przyjemnie urządzonej jadalni. Bez wątpienia nie była to główna sala, w której spożywano posiłki, i smoczyca była nawet z tego powodu zadowolona. Wbrew pozorom wciąż nie odzyskała pełni sił i wolała nie musieć użerać się ze zbytnim tłumem biesiadników.
Nim podano śniadanie, Letty zdołała dotrzeć do jadalni z ciekawie wyglądającym kawałkiem materiału w dłoniach.


Rubin obrzuciła Dartona nieco zdziwionym, a jednocześnie zdecydowanie psotnym spojrzeniem. Kto by pomyślał, że stateczny lord posiada takie cuda w swych kufrach… Męczyć jednakże go nie zamierzała i ograniczyła się do tego jednego spojrzenia. Na szczęście szatka nie była dość długa by do jej założenia musiała wstawać z krzesła, na którym umieścił ją Garet. Co innego bowiem okazywanie słabości przy nim, a co innego przy w sumie obcym człowieku.
- Pięknie w tym wyglądasz - stwierdził Garet, pomagając Rubin wdziać na siebie szatkę.
Osobiście wątpił, by to świętej pamięci lady Darton nosiła coś takiego, ale przecież pan na Cyr mógł ubierać kogo chciał w co chciał. I dobrze się bawić mimo straty małżonki.
Podsunął smoczycy półmisek pełen smakowicie wyglądających mięsiw, podczas gdy Darton nalał wszystkim wina do kielichów.
Postawienie przed głodnym smokiem jedzenia zaowocowała tym, że przez następne minuty jej uwaga skupiona była tylko i wyłącznie na jednej czynności. Przerwała ją dopiero słysząc pytanie Dartona tyczące się pozostałości pokonanego przez nią smoka.
- Truchło należy spalić - odpowiedziała, nim Garet zdążył ją w tym wyręczyć. - Głowa należy się nam. Ogon i skrzydła możesz zachować, drogi lordzie, w podzięce za twoją opiekę i gościnę.
Bez wątpienia dar ów był królewski. Nawet Markus nie mógł się poszczycić posiadaniem podobnego trofeum, nie wątpiła zatem, że Darton będzie zadowolony z tego daru.
- To zbyt hojny dar - powiedział Darton. Widać było, że jest i zaskoczony, i zadowolony zarazem. I że nie zamierza się przed przyjęciem bronić. - Jeśli pozwolisz, moi ludzie zajmą się przygotowaniami.
- Oczywiście - zgodziła się, bowiem nie miała powodu by tego nie robić. - Ciało jednak podpalimy wspólnie. - Co mówiąc przeniosła spojrzenie na Gareta. Nie chciała poświęcać zbyt wielkiej mocy na spopielenie ciała swego przeciwnika, bowiem wciąż potrzebowała jej aby proces leczenia został zakończony. Skorzystanie w tej kwestii z odziedziczonej magii, którą miał w sobie, oszczędziłoby jej tego i było należytym gestem i zarazem podziękowaniem za ów dar.
- Trzeba by chyba znaleźć jakieś ładne miejsce - wtrącił się Garet. - I - tu spojrzał na Rubin - może potrzeba by zebrać najpierw trochę drewna.
Ta w odpowiedzi skinęła głową. Co prawda nie było to potrzebne jednak czas jaki zejdzie na ułożenie stosu i wybranie miejsca, pozwoli jej na ponowne zebranie mocy potrzebnej do przywołania węży.
- Najlepiej takie, w którym nie planujesz lordzie żadnych zasiewów lub budowli. Po spaleniu takie inwestycje mogłyby być nieco kłopotliwe - ostrzegła.
- Dlaczego? - spytał Darton. Widać było, że jest bardzie zaciekawiony, niż przestraszony.
Garet był tak samo ciekaw, jednak nie wypytywał, by nie zdradzić się ze swoją niewiedzą.
- Bowiem miejsce to zostanie już na zawsze pod wpływem smoczej magii. To, jaką formę przybierze, okaże się już po spaleniu. Na szczęście nie zostało jej dość by powstała góra, jednak bez wątpienia efekt będzie wspaniały. - Oczekiwanie na to wydarzenia było bardzo wyraźnie słyszalne w jej głosie.
Garet spojrzał na Dartona, który - co było widać - zaczął się gorączkowo zastanawiać, który kawałek swoich terenów poświęcić na nie wiadomo co.
- Jest takie miejsce nad rzeką - powiedział po chwili. - Każę ludziom zwieźć tam drewno, a potem przetransportuję tam smoka. To, co z niego pozostanie - dodał.
- Wspaniale! - Rubin bez wątpienia była zadowolona z takiego obrotu sprawy. Przeciągnęła się testując mięśnie i uśmiechnęła gdy te odpowiedziały tylko lekkim bólem. Może uda się jej nie wyglądać zbyt mizernie w trakcie palenia. Po nim zamierzała sprawdzić na ile sprawne były jej skrzydła.
- Pozwolicie, że się oddalę? - Darton się podniósł. - Muszę wydać odpowiednie polecenia.
Rubin jedynie skinęła głową usłużnie, na powrót skupiając się na tym co jeszcze zostało do zjedzenia, a czego niestety wiele nie było.
Gdy tylko Darton się oddalił, Garet przywołał jednego za służących.
- Przynieś jeszcze coś do zjedzenia dla lady Rubin - polecił.
Po takim wydatkowaniu mocy, jakie miało miejsce podczas zjednoczenia się ze smoczycą, sam czuł głód. Nie dziwił się więc, że Rubin, musząca dodatkowo odzyskać siły, była dużo bardziej głodna od niego.
Powiedzenie 'zjeść koni z kopytami' zdecydowanie nie wydało mu się przesadzone.
I w pełni zgadzało się z tym co w tej chwili chodziło po głowie smoczycy. Zdecydowanie ludzkie śniadania nie były odpowiednich rozmiarów dla smoka, szczególnie zaś głodnego smoka.
- Może zapolujemy wieczorem? - zaproponowała.
- Dowiem się od lorda Dartona, gdzie tu są jakieś tereny łowieckie - obiecał Garet. I zapolujemy na coś większego od prosiaka - dodał.
 
Kerm jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 21:48.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172