Kohhill Kevallin
[media]http://newnaturewallpapers.com/image/forest/30-forest-wallpaper-for-home/30-forest-wallpaper-for-home-19-640.jpg[/media]
Świt zastał Kevallina dość szybko, zważywszy, że czas oczekiwania wypełnił na przyzwyczajenie dłoni do miecza, który najwyraźniej i tak… był jego.
Javeris zgodnie z obietnicą przybył przed karczmę już po nastaniu świtu. Jasnobrązowe włosy elfa zdawały się mienić złotem w blasku porannego światła, a blada skóra przyjęła równie arystokratycznego odcienia. Jedynie oczy koloru bezchmurnego, rześkiego, wiosennego nieba południa kontrastowały z tym ubarwieniem, jako że brązowa, skórzana zbroja oraz brunatne spodnie podpadały w kolorystykę. Całe ubranie natomiast wyraźnie było już podniszczone, ale w sposób szlachetny, bo wytarte podróżą, znające jej trudy i niebezpieczeństwa.
Minęło tylko tyle czasu, aby Kohhill i Javeris zdołali sprawdzić czy na pewno mają ze sobą wszystko, czego tylko potrzeba będzie w nadchodzących dniach zanim podjęli drogę.
Javeris był raczej milczący przez większość dnia i choć wyraźnie zwinniejszy pokonywał z większą gracją wyznaczoną przez siebie drogę, to jednak nie sprawiał swoim rytmem chodu trudności Kohowi. W pewnym momencie, pod koniec panowania światła słońca na niebie, elf skręcił z traktu pomiędzy drzewa przydrożne i zaczątki lasu, a zapytany przez Kohhilla o powód takiego działania odparł:
- Wejdziemy płytko, tylko trochę, aby wciąż widzieć drogę i móc wypocząć w spokoju, szczególnie ty - N'Tel'Quess.
Kiedy rozbili obóz nieopodal drogi, a słońce zniknęło już za horyzontem, do Kohhilla doszły słowa Javerisa, który usiadłszy na posłaniu przypatrywał się uważnie człowiekowi.
- To naprawdę niecodzienna sytuacja, a ja jak nigdy nie wiem jak powinienem się zachować.