Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 27-11-2015, 12:20   #201
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Taa… Azul Gato. Remedium na wszelkie problemy. Ach, gdyby to była prawda.
- A kto uwierzy przebierańcowi? Zresztą nie słyszałem o tym, by Azul Gato miał jakichkolwiek wspólników. Nie…- ocenił pisarz gwałtownie przy tym gestykulując dłońmi .- To główny aktor przedstawienia. Nie wejdzie w cień, nie podzieli się światłem z nikim innym. Zresztą… sama Amandeus też jakoś nie widzi mi się na kandydata na obrońcę uciśnionych.
- Nigdy nie wiadomo. Może w głębi serca tylko czekał, aby zagarnąć majątek i pomagać biednym i głodnym? Tylko w takim wypadku musiałby zabić też braci, jako konkurentów, nie tylko ojca.
- Dużo zabijania jak na tak szlachetny cel.- ocenił Gaspar drapiąc się po podbródku.- Nie uważasz? Zresztą, spójrz na to z tej strony. W proponowanym przez ciebie planie, to nie Amandeus powinien być potencjalnym zabójcą, a jeden z braci… usuwający zarówno ojca jak i jednego z konkurentów do majątku po zmarłym. Choć nie wiem czy Amandeus rzeczywiście coś dziedziczył. Aktorstwo to profesja hańbiąca szlachcica.
Falina wzruszyła ramionami.
- Tak czy inaczej - jest jak jest. - spojrzała na Gaspara - Jakie masz plany na dziś?
- Szczerze mówiąc… żadnych konkretnych. -westchnął dramatopisarz drapiąc się po karku.- Może popiszę trochę… mam zaległości w pisaniu nowej sztuki. A może założę kocią maskę, wpadnę do ciebie i postaram cię uwieść wiedzą że masz słabość do niebieskich kotków?- zapytał na koniec żartobliwie.- A ty? Jakie są twe plany?
- Jak mówiłam - mam randkę. - odparła niewinnie.
- Cóż… tak.. mówiłaś. - westchnął Gaspar zerkając na Falinę.- … szczęściarz z niego. A poza randką?
- Nic konkretnego. Pytasz z jakimś konkretnym zamiarem, pseudo niebieski kocie?
- Cóż… moja miłość własna każe mi cię odbić zanim pójdziesz na randkę.- powiedział póżartem półserio Wyrmspike i uśmiechając się dodał.- Ale nie powinienem tak bardzo wpychać się w twoje życie prywatne, choć… może któregoś dnia.
Podszedł do dziewczyny i poufale oplótł ją ramionami w pasie.- Zobaczysz kosz róż ode mnie. A teraz… hmm… to o której kończysz służbę. Jestem głodny i chętnie po przekomarzam się z tobą przy posiłku.
- Właśnie ją kończę, więc sio ze świątyni. Nie powinno cię tu w ogóle być. - powiedziała wysuwając się z jego objęć i idąc w stronę wyjścia i zerkając za Gasparem.
- Ale za to nie obejrzeliśmy najciekawszych miejsc w świątyni, nie mówiąc o ich wypróbowaniu.- rzekł pisarz podążając za nią. Po czym spytał poważniej.- Co teraz będzie? Nie można zostawić tego przybytku bez opieki. Podobnie jak świętych zwierząt. Kto się tym zajmie?
- Och, myślałam, że kotami zajmie się jakiś bogobojny wyznawca. - uśmiechnęła się złośliwie patrząc na Gaspara i westchnęła - Ale posłaliśmy już po inną kapłankę.
- Nie radzę sobie ze zwierzętami, są takie… no… nie mam nawet chowańca.- wyjaśnił czarodziej.
- Ale masz kłaki na ubraniu. - zauważyła strażniczka.
- No właśnie… jeden mi wlazł do mieszkania i nie chce go opuścić.- Gaspar bezradnie rozłożył ręce.- Myślisz, że ten Azul Gato nie mógłby wpaść do mnie i rozwiązać tego problemu?
- Och, nie marudź, marudo. - wyprowadziła Gaspara ze świątyni i zamknęła ją za sobą - Nałożyłam kotom jedzenia i nalałam wody. Nie pomrą.
-To dobrze.- uśmiechnął się Gaspar i biorąc dłoń strażniczki w swoją pociągnął ją w kierunku najbliższej tawerny dodając.- Nie boisz się, że ten Azul Gato może jednak usłyszeć o twej sekretnej admiracji jego osoby i wpaść w nocy w odwiedziny? Może za jego przydomkiem kryją się kocie uszy. Słyszałaś może… Zwierzęcych Panach i Paniach?
- Zwierzęcych Panach i Paniach? - pokręciła głową - Nie straszny mi Azul Gato. - zatrzymała się i silnym uściskiem zatrzymała też Gaspara - Muszę raport zdać najpierw i zdjąć z siebie uniform, panie szybki we wszystkim.
- Cóż.. chodzi o to że zwierzęta też mają swoje bóstwa, a raczej zwierzęcych władców, którym podlegają dane rasy. Jest Kocia Pani, Władca Psów, Pan Kruków... i tak dalej.. Azul Gato, może być heroldem Kociej Pani… a więc… mogą mu wszystkie kocury z miasta podpowiadać. Tysiące oczu i uszu… nic dziwnego, że jest nieuchwytny. Ale to tylko moja teoria.- odparł pozwalając wysunąć się dłoni dziewczyny.
- Takie bajki opowiadaj w swoim teatrze, poeto. - zaśmiała się Falina i machnęła ręką - Chodź, nie potrwało zbyt długo. A Azul Gato… Niech przychodzi. Może ja odkryję kim jest?
- A może on odkryje twoją kołderkę. Kocury w okresie godów to chutliwe bestie… i hałaśliwe.- zaśmiał się cicho Gaspar podążając za dziewczyną.- I nie są to bajki. Chyba że za bajki uznasz też bogów i dziewięć piekieł. Zwierzęcy władcy są równie realni jak one.
- Ale bajką jest jakoby Azul Gato miałby być kimś takim. To zwykły człowiek jak dla mnie, ot co!
- Skoro tak mówisz.- wzruszył ramionami Wyrmspike i zamyślił się.- To… co zrobisz jak go złapiesz?
- Kto wie? Może rzucę mu się w ramiona? Może będę błagać o to, aby uczynił mnie kocią damą? A może po prostu skuję i wsadzę do więzienia, hmm?
- Wszystko jest możliwe.- zamyślił się Gaspar i zatrzymał na moment.- A może on namówi cię byś wyciągnęła Amandeusa z więzienia! Skoro ponoć są wspólnikami…
- To najpierw niech mi da wyższy szczebel w hierarchii. - zachichotała - A co, masz przeczucie, że się zjawi?
- Moja miłość własna ledwo toleruje fakt, że chodzisz na randki z innymi. Nie zniesie jeśli zadurzysz się w tym aroganckim dachowcu.- burknął przesadnie urażonym tonem Wyrmspike, a następnie dodał poważniej.- Boję się też że może cię zbałamucić swą legendą którą mu dopisuje ulica. Przestrzegam przed tym w wielu mych sztukach.
- Daj spokój już temu. Jak przyjdzie to zobaczymy czy taki z niego cwany futrzak.
- A co możesz powiedzieć o reszcie szczeniaków ze sforki Naraltana, spotkałaś ich może?- zapytał Gaspar zmieniając temat.
- Mówisz o jego dzieciach? Nie… Nie spotkałam, ale wiem, że ma córkę wydaną za jakiegoś szlachcica spoza Waterdeep i dwóch starszych od Amandeusa synów, którzy mając dość ojca przenieśli się do Neverwinter. Zupełnie jak i matka.
- Jakoś nie jest lubiany przez dzieci, pewnie zostało mu po nich sporo pustych pałaców w mieście, prawda?- zapytał mimochodem Gaspar, gdy już docierali na miejsce.
- Jeżeli tak, to pewnie je spieniężył, jeżeli miał do nich prawo. - stwierdziła kobieta - Poczekaj tutaj, będę niedługo.



Niedługo... Było określeniem względnym. Minęło ponad pół godziny zanim Falina wyszła z twierdzy straży miejskiej, ubrana po cywilnemu.
- Nie boisz się że cę teraz porwę do świątyni i pokażę ci jej uroki znane tylko wyznawcom?- zapytał żartobliwie wodząc po niej spojrzeniem.- W ramach cywilnego śledztwa?
- Byłeś głodny. - przypomniała.
- Najbardziej głodny twego towarzystwa. Po wizycie w więzieniu… takie ponure miejsce skłania do korzystania z życia.- objął ją poufale i ruszył w kierunku najbliższej karczmy.
Falina przez chwilę milczała, aby w końcu zapytać z powagą w głosie:
- Ty myślisz o tym poważnie?
- O czym?- zapytał Gaspar w odpowiedzi.
- Mam być tylko twoją zabawką?
- Zabawką?- zdziwił się Wyrmspike i zaśmiał się cicho.- Dość dowcipny koncept nie uważasz? Zabawką jest niewolnica, która nie ma wyboru w tej materii. Ty masz… Zawsze możesz wyjść, obruszyć się na mój dowcip, zamknąć mi drzwi przed nosem. Możesz też spędzić z przyjemnością posiłek w moim towarzystwie.
Trzymając za jej obie dłonie spojrzał Falinie w oczy dodając.- Zawsze masz wybór i jeśli czujesz me usta na swoich, to dlatego że masz kaprys aby pozwolić się pocałować. Więc gdzie tu miejsce na bycie zabawką?
- To co? Zjemy coś na twój rachunek?
- Dam się wykorzystać… pewnie znasz lepiej okoliczne przybytki, więc zdam się na twój wybór Falino.- uśmiechnął się wesoło mag.
Falina zaśmiała się i chwyciwszy maga za dłoń poprowadziła go do nie za drogiej, ale też niezbyt taniej, karczmy.




Kiedy Falina zaczęła zamawiać Gaspar szybko zrozumiał, że apetyt to strażniczka ma. Tyle, co ona zechciała, on nie przeje całego wieczoru!
Nie przeszkadzało mu to… widok był nadal uroczy. A dramatopisarz przyglądał się jej z uśmiechem rozkoszując się winem.
- Jak nastroje w straży ?Bo chyba nie tylko świątynia Sharess jest w takim stanie? - zapytał mimochodem.- Z innych też poginęli?
- Nastroje? Większa nerwówka niż zwykle, ale to normalne patrząc na to wszystko. Co do innych świątyń… - uśmiechnęła się słodko - Nie mogę się wypowiadać.
- Taka to tajemnica?- mruknął cicho Gaspar splatając dłonie.- Aaa i nie spytałem się o to, czy moje plotki pomogły ci jakoś. To co ci powiedziałem o Amandeusie.
- Takie rzeczy zawsze pomagają nawet jeżeli nie od razu. Gasparze, na to trzeba czasu, choć faktycznie otworzyły one nowe możliwości w śledztwie.
- Dlatego wolę pisać. Wtedy nie muszę czekać. Sam nakreślam rozwiązanie. Poza tym, pytałem o co innego.- wyjaśnił czarodziej.- Czy przyniosły korzyść tobie. Doceniono twoją skuteczność? Pochwałą chociaż?
- A czy zrobiłeś to tylko po to, aby dać mi wymierne korzyści? - zapytała podejrzliwie.
- Nie tylko, ale to było moją motywacją… jestem okropny, wiem.- westchnął Wyrmspike i wzruszył ramionami.- Zresztą… nie powiedziałem nic, czego Amandeus sam nie mógłby rzec, prawda?
- Ale jednak tym samym potwierdziłeś jego możliwe słowa, nieprawdaż? - uśmiechnęła się ciepło - A o mnie się nie martw. Swoje korzyści wyciągnęłam.
- Gdybym został wezwany do straży też bym potwierdził. Jestem praworządnym obywatelem. Niegrzecznym co prawda, bo uwodzącym funkcjonariuszki straży... ale to detal.- odparł żartobliwie czarodziej.
- Tak… - mruknęła w zamyśleniu Falina - Ja też zbyt grzeczną funkcjonariuszką straży nie jestem.
- No… musimy jeszcze się o tym bardziej przekonać. Jedna jaskółka wiosny nie czyni. A jeśli o mnie chodzi… zawsze mogę ci pomóc w śledztwie. - mruknął wesoło Gaspar.- Bądź co bądź też mi zależy na kapłankach Sharess i twoich względach… i jeśli wyciągnę przy okazji Amandeusa z lochów… to jakoś przeżyję ten fakt.
- No wiesz co? Nie zależy ci na sprawiedliwości dla niego? Wstydź się! - westchnęła teatralnie - Jesteś niemożliwy. Co do pomocy w śledztwie… - przygryzła wargę - Zawsze mógłbyś iść ze mną na tą moją randkę.
- Kusisz… postaram się nie być zazdrosny. I… zgoda, będę grzecznie pilnować twej pupy. Nie jestem co prawda wielkim czarodziejem, ale znam parę sztuczek.- rzekł wesoło mag i delikatnie pogłaskał ją po policzku.- No i lubię cię widzieć w ślicznych sukniach.
- To muszę cię zasmucić. - uśmiechnęła się złośliwie - Ale to randka z pracą po godzinach.
- Okropne…- westchnął Gaspar i wzruszył ramionami.- Ale i tak nie chce mi się robić nic innego, więc popilnuję twej pupci na randce. Choć… może właśnie to cię w tym ekscytuje? Że będę patrzył?
Falina zaśmiała się cicho.
- Chciałbyś, chciałbyś. Nie wiem jednak czy, aby randka z moją pracą po godzinach przypadnie ci do gustu.
- To w razie czego zniknę jak cień.- wzruszył ramionami dramatopisarz.
- Jesteś paskudny. Po co ja w ogóle się z tobą zadaję?
- Mógłbym ci pokazać co najmniej kilka powodów w sypialni. Jeden na każdą pozycję.- mruknął czarodziej żartobliwie. I wzruszył ramionami.- Po prostu… jest we mnie coś co cię bardzo pociąga. Coś absurdalnego i nielogicznego w swej naturze, ale i tak nie możesz się temu oprzeć.
- Gdyby twoją pychą można było napełnić kiesy biednych, nie byłoby biednych w Faerunie!
- Muszę mieć jakieś wady, inaczej byłbym zbyt idealny, prawda?- zamrugał oczami pisarz udając niewinne dziewczę.
- Szkoda na ciebie słów, pożalcie się bogowie artysto!
- Zawsze wolałem czyny…- uśmiechnął się pobłażliwie Gaspar i położył usta na wargach strażniczki dodając. - Ale teraz ciiii… bo znów temperament cię poniesie i skończymy w którejś z alków. Tak to się ostatnio skończyło, prawda?
- Och, daj spokój. Zjedzmy i chodźmy na moją randkę.
- Jesteś taka słodziutka gdy się peszysz.- wyszczebiotał Gaspar.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 30-11-2015, 01:54   #202
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację
ROZDZIAŁ II: Łaska uzyskana, łaska utracona


Quelnatham Tassilar, Erilien en Treves, Theodor Greycliff, Ocero

Tym razem, dla odmiany, wszystko zdawało się układać.

Zostali oczyszczeni z zarzutów ciążących na nich i pozwolono im zabrać przynależne im rzeczy, które wcześniej zostały zarekwirowane. Nie musieli więcej przebywać w lochach, czy nawet w twierdzy straży miejskiej Waterdeep. Jakkolwiek szybko by się nie wydawało, że sprawa została zakończona - niekoniecznie wszystkich to interesowało, przynajmniej na razie. Co było powodem tak prędkiego rozwiązania sprawy - szlachectwo Eriliena, a może fakt, że jednocześnie toczyła się ważniejsza sprawa dotycząca szlachciców Miasta Wspaniałości - nie wiedzieli.

Sprawy jednak nie zostały ukończone. Quelnatham miał zapewne pytania do Ocero, Eriliena i Aerona, a Erilien i Ocero do Quelnathama. To jednak musiało poczekać, o czym dobrze wiedział elfi wieszcz, jako że była też jeszcze sprawa drugiego człowieka biorącego udział w tym zamieszaniu, który w tej chwili znajdował się wraz z nimi w tym samym pomieszczeniu - Theodor Greycliff i należało ją załatwić dopóki wciąż był on osiągalny.

Sprawa wyglądała na poważną i tak, jak wchodziło w grę dobro Ocero, tak i tego drugiego człowieka, o którym tak naprawdę nic nie wiedzieli, ale czy Quelnatham i pozostający na zewnątrz Lyesath mieliby sumienie pozostawić go bez pomocy?

Trudno było jednak elfom, a w szczególności Erilienowi, opanować emocje jakie powodowała w nich wieść o tym, że ich boski rodzic znajduje się w tej chwili w Cormanthorze, ale nie było całkowitej pewności, czy nie przyjdzie im jeszcze chwili się wstrzymać…


 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.
Zell jest offline  
Stary 02-12-2015, 01:06   #203
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację
PROLOG (IV): Prawda ma wiele twarzy


Kohhill Kevallin

[media]http://newnaturewallpapers.com/image/forest/30-forest-wallpaper-for-home/30-forest-wallpaper-for-home-19-640.jpg[/media]

Świt zastał Kevallina dość szybko, zważywszy, że czas oczekiwania wypełnił na przyzwyczajenie dłoni do miecza, który najwyraźniej i tak… był jego.

Javeris zgodnie z obietnicą przybył przed karczmę już po nastaniu świtu. Jasnobrązowe włosy elfa zdawały się mienić złotem w blasku porannego światła, a blada skóra przyjęła równie arystokratycznego odcienia. Jedynie oczy koloru bezchmurnego, rześkiego, wiosennego nieba południa kontrastowały z tym ubarwieniem, jako że brązowa, skórzana zbroja oraz brunatne spodnie podpadały w kolorystykę. Całe ubranie natomiast wyraźnie było już podniszczone, ale w sposób szlachetny, bo wytarte podróżą, znające jej trudy i niebezpieczeństwa.

Minęło tylko tyle czasu, aby Kohhill i Javeris zdołali sprawdzić czy na pewno mają ze sobą wszystko, czego tylko potrzeba będzie w nadchodzących dniach zanim podjęli drogę.

Javeris był raczej milczący przez większość dnia i choć wyraźnie zwinniejszy pokonywał z większą gracją wyznaczoną przez siebie drogę, to jednak nie sprawiał swoim rytmem chodu trudności Kohowi. W pewnym momencie, pod koniec panowania światła słońca na niebie, elf skręcił z traktu pomiędzy drzewa przydrożne i zaczątki lasu, a zapytany przez Kohhilla o powód takiego działania odparł:

- Wejdziemy płytko, tylko trochę, aby wciąż widzieć drogę i móc wypocząć w spokoju, szczególnie ty - N'Tel'Quess.

Kiedy rozbili obóz nieopodal drogi, a słońce zniknęło już za horyzontem, do Kohhilla doszły słowa Javerisa, który usiadłszy na posłaniu przypatrywał się uważnie człowiekowi.

- To naprawdę niecodzienna sytuacja, a ja jak nigdy nie wiem jak powinienem się zachować.

 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.
Zell jest offline  
Stary 05-12-2015, 15:28   #204
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Po kolacji Falina odczekała, aż Gaspar uiści rachunek, po czym pociągnęła go w stronę wyjścia. Nie mówiąc nic o celu podróży kierowała mężczyzną w sobie znanym kierunku. Wyglądała na skoncentrowaną, ale jednocześnie trochę podekscytowaną.
- Umiesz przedostać się magicznie na drugą stronę czegoś większego, jak muru? Przelecieć może?
- Tak jakby… teoretycznie umiem. Tyle że zwykle nie przygotowuję zaklęć, które mogą posłużyć do działań przestępczych. Gdybym rano wiedział co masz w planach… to miałbym pajęczą wspinaczkę. Ale…- westchnął głośno czarodziej.- Może zdołam przygotować jakąś alternatywę. Może przejście między wymiarami?
Tak naprawdę mógł użyć teleportacji, ale czar ten zdecydowanie był poza zasięgiem niezbyt uzdolnionego maga, jakiego Wyrmspike zwykł udawać.
Gaspar zmarszczył brwi dodając.- Jakaż to randka wymaga przelatywania nad murem?
- Niestandardowa. - uśmiechnęła się Falina - Randka z pracą.
- Nie bardzo rozumiem, ale zobaczę co da się zrobić.- westchnął Gaspar przesadnie teatralnym.-... Na miejscu.
- Oj, nie bądź taki niepewny. Nie popełnimy przecież przestępstwa, muszę po prostu zobaczyć coś, co jest związane z moją pracą, tyle że… po godzinach.
- Acha… cóż… ufam ci. A poza tym jestem pewien, że potrafisz wynagrodzić moje wszelkie trudy.- odparł z kurtuazyjnym uśmieszkiem Wyrmspike.
Falina uśmiechnęła się i nic więcej nie mówiąc złapała Gaspara za rękę i zaczęła go dalej prowadzić.


Gdzieś w połowie drogi Gaspar zorientował się, że kobieta prowadzi go nigdzie indziej, jak do bogatych dzielnic Waterdeep, a jeszcze po chwili zrozumiał, że celem najwyraźniej była rezydencja Wildhawków, bo kiedy byli na kierunku prowadzącym do niej, Falina zaczęła poruszać się bocznymi alejkami. Wyrmspike zaś cierpliwie i spokojnie podążał za nią w duchu narzekając na tyle chodzenia. Nie tak sobie wyobrażał randki.

Falina okrążyła rezydencję tak, aby nie zobaczył jej nikt, po czym stanąwszy pod murem spojrzała na Gaspara i powiedziała cicho:
- To jest mój ból głowy. - postukała palcami w mur.
- Obejmij mnie mocno i przytul się.- rzekł w końcu Gaspar przyglądając się murowi.
- Naprawdę? Teraz? - zapytała Falina uśmiechając się lekko, ale przytuliła się do Gaspara obejmując go silnie.
- Nie spieraj się z magiem.- mruknął Gaspar wypowiadając cicho zaklęcie i teleportując się na szczyt muru z którego potem zeskoczył obejmując mocno Falinę i opadając łagodnie niczym piórko na wietrze.
Strażniczka spojrzała na Gaspara zadowolona.
- Spisałeś się świetnie, mój bohaterze. - uśmiechnęła się i pocałowała go lekko.
- Gdzie teraz?-spytał Wyrmspike z uśmiechem zastanawiając się jak stąd się wydostaną. Miał tylko jedną teleportację przygotowaną.
- Do środka, oczywiście. - odparła kobieta z tym błyskiem w oku - Może i nie jesteś Azul Gato,
ale też się przydasz.
- No nie wątpię.- rzekł z uśmiechem czarodziej gotów podążyć za nią.
- Powiedz mi tylko… Umiesz robić wokół siebie szum, ale umiesz być też cicho?
- Postaram się.- stwierdził krótko Gaspar.
- Świetnie. - pokiwała głową i pociągnęła za sobą przez ogród Gaspara.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 06-12-2015, 17:14   #205
 
Googolplex's Avatar
 
Reputacja: 1 Googolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputację
Na każdego przychodzi czasami tai moment kiedy musi podjąć działanie bez względu na okoliczności. Wybrać wieksze dobro. Podążać ścieżką swego przeznaczenia.
Taka właśnie pora przyszła na młodego elfiego paladyna. Czas kiedy nie mógł już dłużej odkładac wyjazdu. Nawet jeśli obecność Corellona w Coranthorze miała by być jedynie plotką, nawet jeśli musiałby iść tam pieszo przedzierając się przez zastępy drowów, nawet… Nawet jeśli będzie musiał oddzielić się od przyjaciół. Podjął już decyzję, nie było sensu myśleć czy lub kiedy wyruszy. Pytanie brzmiało: Z kim?

Z westchnieniem żalu zagladał do sakiewki gdzie majaczyły nedzne grosze. Nie było tego nawet dwa tysiące. Erilien czuł się jak żebrak któremu lada chwila zabraknie na posiłek.
Nie mniej nie mógł postąpić inaczej jak tylko skierować swe kroki do miejscowego przedstawiciela Gildii Przewodników. Jeśli miał dotrzeć do Cormanthoru szybko i bez problemów to ci magowie byli niezastąpieni… o ile te drobniaki wystarczą by opłacić ich usługi.

Odnalazł własciwy budynek dość szybko lecz po przekroczeniu progu naszły go wątpliwości czy aby napewno powinien ruszać w takim pośpiechu. Serce elfa było rozdarte między miłością do swego Boga a wiernością przyjaciołom. Cóż, nikt nie obiecywał, że życie poświęcone Corellonowi będzie zawsze łatwe.

- Witajcie! - Rzucił od progu. - Czy zastałem mistrza dróg tajemnych?
Na oko niespełna dwudziestoletni młodzian poderwał się z krzesła, na którym przysypiał i poprawiwszy czuprynę przywołał na swe oblicze uśmiech, po czym odparł:
- Mistrz Parnaxes faktycznie jest, ale… Jaka sprawa przygnała cię do nas, panie…?
- Sprawa najwyższej wagi. Muszę jak się da najszybciej dotrzeć do Cormanthoru. Mogę się zobaczyć z mistrzem Parnaxesem? - Zapytał przechodząc od razu do rzeczy.
- Ja zorientuję się w sytuacji, ale pewnie zaraz mistrz zejdzie do pana. Proszę moment zaczekać. - odparł młodzianin, po czym szybko ruszył schodami w górę.

W tym samym momencie Erilien usłyszał za sobą ciche:
- Co ty wyrabiasz?
- To co należało zrobić już dawno. - Odparł elf ze spokojem.
Aeron wyminął Eriliena i stanął naprzeciw niego wyraźnie niezadowolony.
- Czyli uciec od nas?
- Jeśli nie bedzie innej drogi… wolałbym jednak byście z własnej woli podążyli tym szlakiem. Ja po prostu będę pierwszy.
- Nie wiem co planują Ocero z Quelnathamem, ale chyba się nie spodziewasz, że pozostawię cię samego? Bracie?
- Miałem nadzieję, że to usłyszę. - Odparł paladyn nie kryjąc wzruszenia.
- I nawet nie chcesz powiadomić towarzyszy? Ot tak ich zostawić? - zapytał, po czym dodał - Chociaż na spotkanie z bogiem wykręca mnie ze stresu. - dodał Aeron.
- Znają nasze plany a już zbyt długo pozwalamy Corellonowi czekać. Szybciej pozwolę drowom wyjść spod ziemi niż porzucę teraz mą drogę.
- Nie sądzę, aby byli zachwyceni takim postępowaniem… sam nie jestem. - westchnął pół elf - Ale na ciebie nie ma mocnych, a jak mówiłem, nie zostawię cię. Może chociaż, jeżeli tak bardzo nie chcesz z nimi porozmawiać, bo czas goni, wyślij im wiadomość?
- Zostawiłem im wiadomość u karczmarza, byłem pewien, że to tak mnie znalazłeś.
Aeron skrzywił się.
- Trochę inaczej… - odparł krótko, ale zaraz porzucił temat - Co masz zamiar zrobić, jak się tam dostaniemy?
- Przecież wiesz. Odnajdę Corellona i oddam mój miecz pod jego komendę.
- Tak… Tylko oby to było takie proste…

***

- Postaram się. - Aeron mruknął jakby do siebie, po czym dodał już do Eriliena - Quelnatham i zapewne Ocero też już wybierają się do Cormanthoru.
- Wspaniale, będę ich tam oczekiwał. - Odparł paladyn niewzruszony nowiną.
 
Googolplex jest offline  
Stary 07-12-2015, 23:06   #206
 
Seachmall's Avatar
 
Reputacja: 1 Seachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputację
Quelnatham, Ocero, Theodor

Formalne spotkanie dobiegło końca i obecni w sali zaczęli wstawać i zbierać się do wyjścia. Quelnatham podszedł do Ocero i szeptem przekazał co miał do powiedzenia.
- Spróbuj złapać Eriliena i spotkajmy się w Złotym Kuflu. Jest wiele ważnych spraw, które koniecznie musimy przedyskutować.
Nie czekając na odpowiedź pośpieszył za ludzkim młodzieńcem, który zdążył już opuścić pokój, a który jak wszystko wskazywało mógł być naznaczony klątwą tajemniczego sztyletu.
Gdy dogonił go na korytarzu nie tracąc czasu na uprzejmości od razu przeszedł do rzeczy.
- Zaczekaj chłopcze! Musimy porozmawiać o czymś bardzo poważnym.
Theodor zatrzymany w pół kroku obejrzał się ze zdumieniem, odruchowo kładąc dłoń na rękojeści nowiutkiego bojowego rapiera, nowego nabytku, którym wciąż jeszcze się cieszył.
-”Chłopcze”? - z niedowierzaniem wymówił to słowo - Już dawno nikt mnie tak nie nazywał. Cóż, w moim wieku miło mieć nowe doświadczenia - wzruszył ramionami - Kim jesteś i o czym chcesz rozmiawiać?
- Quelnatham Tassilar - rzucił krótko elf. Obejrzał się i zniżył głos. - Chodzi o wydarzenia w rezydencji Wildhawków. Mam podstawy wierzyć, że blizny nie będą jedyną przykrą pamiątką po tamtych zdarzeniach.
-Tak jak wspomnienia - skinął głową Greycliff - Ale chyba nie wspomnienia masz na myśli… - zawiesił znacząco głos.
- Nie powinniśmy tu o tym rozmawiać. Spotkajmy się dziś wieczorem w Złotym Kuflu. Tam będziemy mieli większą swobodę.
Theodor zastanawiał się chwilę. Wreszcie machnął ręką.
-Dobrze.


~~~

Quelnatham zaraz po odebraniu wszystkich zarekwirowanych przedmiotów udał się do Złotego Kufla by wynająć odpowiednio obszerny pokój. Uprzedził karczmarza, że wieczorem pojawi się tam jeszcze kilka osób i polecił mu przygodować odpowiedni poczęstunek.
Gdy wszyscy zgromadzili się w osobnym od wspólnej sali pokoju Quelnatham wyjawił przyczyny tego całego tajemniczego spotkania.
- Witajcie, poprosiłem was o przybycie by z dala od uszu straży i innych nieproszonych osób omówić sprawę wielkiej wagi. Wydarzenia w rezydencji Wildhawków nie zostały oczywiście należycie rozwiązane i nie możemy liczyć, że ktokolwiek faktycznie je rozwikła. Nie jest to jednak istotą tego spotkania. Szanowny mistrz Lyesath Risnil[jakmiałananazwisko] przy skromnej pomocy z innych źródeł zdołał potwierdzić magiczną i złowieszczą naturę rytualnego noża, który był w użyciu kultu. Być może wasza opowieść - tu skierował dłoń w kierunku Ocero i Theodora. - wyjaśni tę zagadkę.
Moneta wysłuchał cierpliwie słów elfa, pociagnął łyk mocnej gorzałki i zaczął mówić.
-Nie rozumiem - wykonał niejasny ruch dłonią - Nie rozumiem co chciałbyś usłyszeć. Wszyscy byliśmy w siedzibie heretyków. Nie widziałem niczego czego ty nie widziałeś i nie usłyszałem niczego czego ty nie słyszałeś.
- Niestety nie mogę się zgodzić. Nie widziałem i nie słyszałem, a przede wszystkim nie rozumiem wielu rzeczy. Podobno uczestniczyliście w jakimś rytuale inicjacji do sekty, który zawierał w sobie zacięcie się ceremonialnym sztyletem. Czy to prawda?
Theodor skinął ostrożnie głową.
-Tak było. Przyznam, że sam się zastanawiałem jak to na mnie wpłynie. Ostatecznie rytuał jest formą najsilniejszą - Moneta zapatrzył się chwilę w swój kubek - Ale póki co nie poczułem w sobie żadnej zmiany.
- Zrobiliście to jak rozumiem, żeby zniszczyć kult od środka, czyż nie?
-Nie miałem tak dalekosiężnych planów - Theo wzruszył ramionami - Chciałem się po prostu stamtąd wydostać więc grałem tą komedię.
Ocero delikatnie westchnął.
- Trudno powiedzieć co się działo. W sensie ja na pewno planu nie miałem.
-No właśnie. Obaj staraliśmy się tylko ocalić szyje.
- No dobra, ja grałem na zwłokę. Wiedziałem, że Tahir jest gdzieś w okolicy więc czekałem na jego ruch.
-Tahir to ten rycerz, co nadział Widzącego na ostrze jak prosiaka?
- Tak go urządził? Ta, to on. Święty Rycerz Myrkula, zakładam, że wrócił już do pana.
-A wiecie gdzie on teraz jest? Nie ma go tu z nami, a pewnie wie o tym kulcie całkiem sporo. Tak przynajmniej przypuszczam.
Selunita otarł oczy.
- Nie wiem i szczerze, nie obchodzi mnie to. Trąciło od niego trupem i szczerze cały ten bajzel jest przez niego. I ponieważ Erilien i ja mamy inne definicje słów "subtelność" i "skrycie". Poważni,e czemu pozwoliliście mu "otworzyć" bramę ognistymi kulami?
- Śpieszyliśmy się.- na te słowa Ocero wybuchł śmiechem - Nie byliśmy pewni, czy zostaliście porwani przez myrkulitę czy skrytobójcy zakończyli już twoje życie.
Kiedy Selunita pozbierał się, spojrzał na elfa.
- Wybacz, wybacz. Po prostu zobrazowałem sobie was trzech w głowie, przed bramą i wyobrażam sobie, że któryś powiedział: "Szybko, nie mamy czasu. Erilien rozwal tą bramę w najgłośniejszy i najbardziej widoczny sposób jaki znasz". Że też tego nie widziałem.
Elf lekko uśmiechnął się na tę wizję. - Nawet nie wyobrażasz sobie jak długo musieliśmy go przekonywać. Ale wracając. Nie jestem tu by was przesłuchiwać, pamiętajcie, ale Lyesath prowadzi… własne dochodzenie. Rytuał w którym uczestniczyliście nałożył na was jakieś zaklęcie. Nie wiemy dokładnie jakie, ale z pewnością bardzo potężne, zbyt potężne jak na nasze siły. Nie wiemy co może się stać, dlatego bardzo ważne jest byście szczegółowo opisali co wtedy mówiliście i czy odczuwaliście bądź odczuwacie jakieś… dziwne objawy.
-Już mówiłem, że nie czułem i nie czuję żadnych sensacji. Ale coś w tym wszystkim może być. Ten stary kapłan, który tam z nami był. Słyszałem na własne uszy jak wzywał podczas walki imię Selune i nie otrzymał odpowiedzi.
- To ja wzywałem moc Selune i nic się nie stało. Sądzę, że cokolwiek dokładnie zrobił ten rytuał odciął mnie od bogini. Lub sprawił, że fałszywe wyrzeczenie się jej stało się prawdziwe. Co do samego rytuału. Ból w ręce, zimno… głos zaczął mi się rwać… trochę jak późny wieczór Siódmego… tylko, że w Trzeci i popołudniu.
- Wybacz niedyskrecję, ale czy ta więź… nie została już zerwana kiedy zamilkli bogowie? Co się zmieniło?
- Nawet kiedy bogowie zamilkli byłem wstanie przywołać moc, o którą poprosiłem wcześniej. Wiesz tak jak zaklęcia, które ty przygotujesz i zapamiętasz? Teraz się czuję, jakbym chodził w ciągłym kręgu antymagii.

- Dziękuję wam za to wszystko co powiedzieliście. Muszę was jednak ostrzec. Cokolwiek się stało, zaklęcie może jeszcze zacząć działać. Nie wiemy jak i kiedy może się ujawnić. Wraz z Lyesathem wybieramy się do Cormanthornu i dla waszego bezpieczeństwa proponuję byście udali się tam razem z nami. Tam z pewnością udzielą pomocy i wam i nam. Jeśli jednak zamierzacie zostać trzymajcie się kogoś zaufanego, moża Tahira, skoro tak dobrze zna kult. Jednyne co wiemy o tym zaklęciu to, że można je przypisać do szkoły zaklinania. Może się zdażyć, że rytuał nałożył na was urok, albo geas, być może nawet zaklęcie dominacji, choć aktywowane tylko w pewnych warunkach.
- Pozwól, że powiem ci to, co powiedziałem poprzedniemu elfowi, który mi to zaproponował. Mam iść do lasu pełnego elfów, w tym momencie pełnego elfów takich jak Erilien, aby pójść zobaczyć boga elfów takich jak Erilien, który najpewniej jest taki jak Erilien… tylko bardziej? Kiedy ruszamy?
-Ja akurat nigdzie się nie wybieram. Jak mówiłem żadnych sensacji nie czuję, a tu mam sprawę do załatwienia i to niejedną. Takoż, szczęśliwej drogi do Cormanthoru - Theodor jednym haustem dopił wódkę, wstał, skinął głową i wyszedł.
- Żegnaj, ale uważaj! - zawołał za odchodzącym Quelnatham. Do Ocero zaś zwrócił się tak:
- Wybaczam ci to bluźnierstwo. Towarzystwo Eriliena jak najgorzej wpływa na zdrowych przedstawicieli inteligentnych ras. Zrozum jednak Corellon jest Ojcem Elfów, Erilien zaś tylko jego wyznawcą, co więcej zaburzonym, chorym i paranoicznym. Cormanthor to jedyne miejsce jakie znam, gdzie bezinteresownie użyczą nam magii wystarczająco potężnej by naprawić cokoliwek się stało w rezydencji.
- Tak wybacz, ale mam obawy co do Corellona, skoro jeszcze nie odrzucił Eriliena i jego… wybryków. Tak czy inaczej naprawdę wierzysz, że człowiek otrzyma od Coranthorianskich elfów bezinteresowną pomoc? Nic do was nie mam, ale macie opinię… odrobinkę snobistycznych.
- Mieszkańcy Cormanthoru wiele wycierpieli od ludzi. Oczywiście, że nieznajomi są traktowani podejrzliwie, ale z pewnością pomoc uzyskamy my - Tu wskazał na Lyesatha i siebie. - Dopiero gdy poznamy naturę sztyletu, będziemy mogli pomóc tobie.
- No cóż, zawsze moja druga teoria, że faktycznie obraziłem Selune, może być prawdziwa. Tak czy inaczej mogę pójść pomoc w Cormanthorze… na pewno będą Drowy do ubicia, może spotkam Eriliena i jego krucjatę.
- Drowy w Cormanthorze? - Quelnatham zaśmiał się - na pewno nie. Szczególnie teraz, kiedy jest tam nasz bóg. To swoją drogą jedyna szansa na uleczenie Eriliena. Jestem pewien, że jego obłęd wynika głównie z braku kontaktu z Corellonem. W każdym razie miło mi będzie podróżować wraz z tobą. Choć jak mam nadzieję podróż będzie krótka. Gdy tylko zbierzemy Aerona i Eriliena teleportuję nas do celu.
- Teleportacja? Stąd do Cormanthoru? Ty wiesz ile drzew/przepraści/gór jest między Waterdeep a tym lasem? Jesteś pewny, że trafisz?
- Oczywiście, spędziłem tam w końcu pół swego życia.
 
__________________
Mother always said: Don't lose!
Seachmall jest teraz online  
Stary 15-12-2015, 02:40   #207
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację
ROZDZIAŁ II: Łaska uzyskana, łaska utracona


Quelnatham Tassilar, Ocero Gazgo

Odpowiedź, która nadeszła do Quelnathama od Aerona była daleka od pokrzepiającej. Proste stwierdzenie, że pół elf "postara się" nie miało dużej mocy, ale co mogli na to poradzić? Jednakże kiedy minęło już sporo czasu, Theodor ich opuścił, a żaden z Trevesów się nie pojawił, mogli mieć już pewność, że Erilien ich pozostawił i wraz z "nowym bratem" ruszyli jako ci dwaj szaleńcy do Cormanthoru.

Tego wieczoru i późnego popołudnia było tłoczno w karczmie, przez co do Quelnathama i Ocero jedna, ważna informacja dotarła z opóźnieniem. Karczmarz oczywiście kalał się i najserdeczniej przepraszał szanownych gości, nawet był gotów zwrócić otrzymane od Eriliena pieniądze (a przynajmniej ich część), ale z racji ilości przybyłych i ich zamówień, za późno zorientował się, że dwaj, do których miała dotrzeć wiadomość pojawili się w progach. Jednocześnie wyraził prócz wyraźnie szczerej skruchy, nadzieję że nie pomieszało jego przeoczenie w niczym.

Gdy mężczyzna opuścił elfa i człowieka obaj odczytali wiadomość, która przekazywała prostą treść, choć w zawiły, erilieński sposób - Erilien wybierał się do Cormanthoru "jako pierwszy z nich" i oświadczał, że byłby niezmiernie zaszczycony, jeżeli zdecydowaliby się dołączyć do niego. Jednocześnie podawał skąd wyrusza, a była to Gildia Przewoźników z Waterdeep, aby magicznym sposobem dostać się wprost do Cormanthoru.

Na to stwierdzenie Quelnatham zapomniał wziąć oddechu.

Do Cormanthoru…? Do tego samego Cormanthoru, z którym miał problem się skontaktować, tą samą metodą, która zawiodła w rezydencji Wildhawków…?

Bogowie...




Erilien en Treves

Erilien przyglądał się jak Vyr'detral dopija resztkę, pysznego elfiego wina z powierzchni, które sam en Treves mu sprezentował. Przez cały czas pijąc drow z uwagą przypatrywał się elfowi, po czym od niechcenia odrzucił metalowy, lodowaty kielich w bok, z dala od siebie.

- Miałeś rację, elfie. Oddaję winu Tel'Quessir pierwszeństwo nad naszym z grzybów. - zgiął kark w parodii ukłonu i usadowił się, o ile to w ogóle możliwe, wygodniej na obłupanym kawałku kamienia, który służył mu za tron. Erilien opierał się natomiast plecami o ścianę jaskini i choć czuł niewygodę wciskających się w skórę pomimo ubrania ostrych elementów jej powierzchni nie zdradził tego nawet przymrużeniem oka.
- Przyznam ci się do czegoś. - mroczny elf wychylił się w stronę oddalonego na trzy miecze Eriliena - Tylko jednego ci zazdroszczę, jako kapłan. Twojej niezwykłej więzi z bogiem, jaką ty posiadasz. - Erilien mimowolnie poczuł, że się uśmiecha - Bawi cię to? - Vyr'detral uderzył pięścią w swój tron - Wiesz co jednak mnie, dla odmiany, bawi? To, że pomimo tej więzi, tego oddania, czci i posłuszeństwa duszy… Ty jako jeden nie spotkałeś Corellona. - drow zaśmiał się nieprzyjemnie, ale zaraz na jego oblicze powrócił prawie, że przyjacielski wyraz - Ale wbrew temu, co o mnie sądzisz, może ty zmienisz zdanie o kapłanie Zinzereny cierpiącym brak jej obecności, jak i ten kapłan zmienił zdanie o winie, ale wciąż tkwi pozbawiony łaski w swoim małym królestwie? - wykonał zamaszysty ruch ręką obejmując tak całą, niewielką jaskinię - Czy zmienisz zdanie o kimś, kto zna rozwiązanie twego bólu i wie jak sprawić, byś stanął w obliczu tego, za którego oddasz duszę? Kogoś, kto zada ci tylko jedno pytanie, a od odpowiedzi będzie zależeć wszystko.
- Czy sprzedasz Aerona za możliwość stanięcia przed swoim bogiem?





Erilien poczuł, lodowate i mokre odczucie na twarzy, gdy woda oblała jego oblicze. Zakrztusił się nią, gdy dostała mu się do nosa i do półotwartych ust, po czym zerwawszy się usiadł przecierając twarz. Zakręciło mu się w głowie i prawie zwrócił te ochłapy, którymi karmiono go w więzieniu, kiedy został przytrzymany i ponownie ułożony na ziemi, której małe kamyczki mimo ubrania wbijały się w plecy. Kiedy otworzył w końcu oczy zobaczył nad sobą nocne niebo w tym samym momencie, gdy jego uszy zaatakował szum drzew i zapach lasu. Po ledwie sekundzie zobaczył nad sobą zatroskane oblicze Aerona, który prócz paladyna był jedyną osobą w okolicy lasu. Dłoń nie wyczuła także Dhaerowathila.

- Coś poszło… Bardzo nie tak. - szepnął rudy pół elf.




Theodor Greycliff

Wejściówki na spektakl Wyrmspike'a, który miał się odbyć dnia następnego zostały zakupione i Theodor mógł ze spokojem ducha zaprosić nań lady Cornelius. Kiedy przekazywał jej bilety, na które właśnie wydał pewną sumę, ona ująwszy go pod ramię pozwoliła się prowadzić przez Waterdeep w kierunku karczmy, w której pierwszy raz ją spotkał. Rozmawiali niezobowiązująco o teatrze, a później ona zeszła na tematy sztuki w ogóle i Theodor szybko zrozumiał, iż nie dość, że jest ona bardziej obeznana w tym temacie od niego, to jeszcze mogłaby zawstydzić swoją wiedzą niejednego szlachcica. Ani razu jednak, podczas ich rozmowy, nie padło nic, co rozwiałoby tę nutkę tajemnicy skąd ona to wszystko wie.

Może i dobrze?

- Czy pół elf imieniem Farell jest twoim znajomym, jak utrzymuje? - zapytała zupełnie niespodziewanie lady. - Przyznam, że gadane on ma acz nie jestem do końca pewna jego lojalności względem kogokolwiek i Kruk też już nie jest - spojrzała uważnie na Theodora - Byłbyś skory… wybadać go dla nas? - zadała kolejne pytanie, ale nacisk na słowo wybaczać kojarzył się jakoś nieprzyjemnie, zupełnie jakby ze zgrzytem…

...łamanych kości.




Gaspar Wyrmspike

Falina prowadziła pewnie Gaspara, wyraźnie wiedząc, jak się poruszać i gdzie powinna iść. Chwyciwszy go za dłoń pociągnęła przez gęsty i mroczny ogród posiadłości Wildhawków tak, że zdołali nawet bez problemów ominąć dwóch strażników, którzy najpewniej za karę, za jakieś okropne przewinienia, pozostali na posterunku. Wyglądało to tak, jakby strażniczka wielokrotnie ustawiała sobie w myślach drogę, jaką musi pokonać, aby dotrzeć do wyznaczonego punktu niezuważona i… tak się stało.

Gaspar mógł być zadziwiony zwinnością Faliny, która bezszelestnie pokonała odcinek drogi, nawet nie poruszając zbyt głośno źdźbeł trawy, czego nie można było powiedzieć o dramaturgu. W końcu jednak dotarli do ledwie co uchylonego okna na parterze, które najpewniej sama strażniczka pozostawiła otwarte. Kobieta wdrapała się łatwo na kamienny parapet i wdarłszy się do środka podała rękę Gasparowi i pomogła mu też się dostać się przez okno.

Znaleźli się w jednym z pokoi służby, w którym ustawione było skromne łóżko, niewielki stoliczek i skrzynia na ubrania, ale trzeba było przyznać, że pokój był utrzymany nienagannie. Strażniczka podeszła do drzwi i nacisnęła klamkę lecz ku jej irytacji drzwi były zamknięte na klucz.

- Przecież zostawiałam otwarte… - szepnęła do siebie ze złością, ale zamiast prosić Wyrmspike'a o pomoc z uczeionej pasa sakwy wyciągnęła kilka wytrychów i bez ceregieli zaczęła nimi grzebać przy zamku.

Cóż...




 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.

Ostatnio edytowane przez Zell : 15-12-2015 o 23:42.
Zell jest offline  
Stary 22-12-2015, 10:31   #208
 
Jaśmin's Avatar
 
Reputacja: 1 Jaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputację
- Czy pół elf imieniem Farell jest twoim znajomym, jak utrzymuje? - zapytała zupełnie niespodziewanie lady. - Przyznam, że gadane on ma acz nie jestem do końca pewna jego lojalności względem kogokolwiek i Kruk też już nie jest - spojrzała uważnie na Theodora - Byłbyś skory… wybadać go dla nas? - zadała kolejne pytanie, ale nacisk na słowo wybaczać kojarzył się jakoś nieprzyjemnie, zupełnie jakby ze zgrzytem…

...łamanych kości.
-Mógłbym. Skoro Kruk nie jest go pewny to jak ja mógłbym być? Ale porozmawiać mogę. A póki co - Theo uśmiechnął się - napijmy się.

Kobieta skinęła głową i pozwoliwszy wprowadzić się do karczmy zajęła jedno miejsce obserwując uważnie Theodora, po czym odezwała się zanim ten zdążył zamówić.

- Jesteś znawcą wina, Theodorze?

-Jak to mówią chłopaki pokroju Farella -”Nawet jabcokiem można nieźle się narąbać” - Theo parsknął śmiechem - Ale odpowiadając, nie. Nie znam. Wiem tylko jakie wino mi smakuje. To będzie białe wytrawne. - Greycliff wezwał gestem kelnerkę - A co dla ciebie?

- Także wino, ale wolę czerwone półwytrawne. - złożyła zamówienie lady - I szkoda, bo też nie jestem. Powiedz mi jednak lepiej - jak przeżyłeś pobyt w lochu?

Theodor machnął lekceważąco dłonią.

-To nic, naprawdę. W swojej karierze odsiedziałem już siedem lat w izolatce. Te kilka dni to było nic.

- Cieszę się. Bądźmy jednak szczerzy - nikogo nie cieszy taki pobyt, więc dobrze, że na ciebie nie wpłynęło to w żaden sposób, bo o Farellu bym tego nie powiedziała. - ton kobiety sugerował złośliwość, ale ku zaskoczeniu powiedziała to z całkowicie neutralnym wyrazem twarzy.

-No właśnie, Farell. Miałbym go sprawdzić, tak? Czyli przesluchanie. Którego stopnia?

- Stopnia, jaki uznasz za odpowiedni i najbardziej skuteczny. My już zajmiejmy się ewentualnym ugłaskaniem Kruka, bylebyś tego pół elfa nie zabił. Mamy pewne wątpliwości co do jego lojalności, jak i pewne podejrzenia co do tego, co on może wiedzieć o zniknięciu Machy. - kelnerka przyniosła oba rodzaje wina i dwa kielichy - Więc sam rozumiesz nasze zainteresowanie.

-Macha znika, a Farell niespodziewanie przechodzi na naszą stronę. To faktycznie podejrzane. Spotkam się z nim. Gdzie on się teraz stołuje?

- Załatwiłam mu kilka dni pełnych hazardu u Arneliusa. Nieodpłatnego. Farell myśli, że to prezent od Kruka, rozumiesz. Tam bym go szukała. Arnelius oczywiście w pierwszej chwili nie był zachwycony do czasu, jak obiecałam mu całkowity zwrot kosztów jego wspaniałomyślności. Tak więc Farell ma rozrywkę, a my mamy Farella.

-I jego ludzi jak sądzę? Ilu chłopaków od Machy on ze sobą przyprowadził?

- Do Kruka? Około kilkunastu. Ze sobą do jaskini hazardu Arneliusa? Jest sam, nie licząc dwóch naszych… obserwatorów.

-Dobrze. Z tym że sytuacja teraz trochę się zmienia - Theodor napełnił kielich lady - Do tej pory nie myślałem zbytnio o przyszłości, tylko nastepny krok, o to mi chodziło. Nie strategia, raczej taktyka. Teraz sytuacja trochę się zmieniła. Mamy Kruka i Farella. I nie tylko ich jak przypuszczam. Pora pomyśleć o strategii - Moneta umoczył usta w trunku - Macha zniknął. Jego organizacja przez jakiś czas będzie rozchwiana. Czy dysponujemy wystarczającą siłą i wpływami by się z nimi policzyć?

- To bardzo delikatna sprawa. Przydałoby się najpierw poznać ich słabe i silne strony "od kuchni", jak i to czy znajdziemy więcej chętnych na zmianę sympatii. Cokolwiek by nie mówić, Macha nie mógł ot tak zostawić wszystkiego rozchwianego. O ile oczywiście żyje, a zakładamy, że tak jest. Tutaj pomocny może okazać się właśnie jeden pół elf, który przepija, traci w grach i na dziewczynach pieniądze, które otrzymał ponoć od Kruka. Jeżeli jednak pytasz o bardziej bezpośrednie działania… Siłą i dysponujemy, wpływami już gorzej, a trzeba uważać, żeby te karaluchy po prostu się nie rozpierzchły. - odparła Cornelius i zwilżyła gardło winem.

-Dobrze. A co z terytorium? Na terenie Waterdeep i Skullportu? Mamy miejscowki gdzie można załatwiać interesy?

- Waterdeep… To niebezpieczny teren i mówiąc wprost - nie nie mamy. W Skullporcie natomiast pomaga nam Kruk i jego miejsca, są też naszymi, przynajmniej część z nich, bo wszystkim dzielić się nie chce. Na razie.

-Nie jestem ekspertem, ale sądzę, że właśnie terytorium jest tym czego potrzebujemy najbardziej. Potrzebujemy terenu, na którm bylibyśmy mocni, gdzie można ściągać haracze i rekrutować nowych żołnierzy. Tak?

- I od tego na razie mamy Skullport i tereny Kruka, których wcale tak mało nie ma, chociaż lwią część zagarnął Macha. Waterdeep jest na razie poza zasięgiem.

-Rozumiem. Jakie więc są nasze priorytety? Celujemy w Skullport czy Waterdeep?

- Na razie w Skullport. Na Miasto Wspaniałości przyjdzie pora.

-Rozumiem, zostawmy to. Są inne sprawy. Na przykład Azul Gato. Zdrów li? Jako ten cukiereczek?

- Na razie zdrów, jak mniemam, chociaż ostatnio się nie pojawił od czasu Wildhawków, ale zapewne przycupnął gdzieś w jakimś koszyku z włóczką.

-A Avaras? Zrobił coś ważnego od naszego ostatniego spotkania?

- Nic o czym byłoby głośno. - stwierdziła kobieta i upiła wina - Może pół elf wie coś więcej.

-Połączę więc pożyteczne z pożytecznym i porozmawiam z nim. Gato, Wyrmspike, Kruk i Macha, wygląda na to, że Farell może być kluczem do wielu drzwi. A jak klucz zawiedzie trzeba będzie użyć wytrycha. Przy okazji - Theo ponownie napełnił kielichy - Niedawno spotkałem się na sali sądowej z tymi, którzy pomogli rozbić komórkę heretyków w Waterdeep. Podczas rozmowy doszliśmy do wniosku, ze takie komórki mogą znajdować się jeszcze w innych miastach Wybrzeża Mieczy. Czy oni są do wykorzystania w naszych planach?

- W aktualnych kalkulacjach nie, jako że prócz tego jednego wypadku nie zanotowaliśmy innych temu podobnych.

-A dałoby się uczulić naszych agentów na tych apostatów? Te informacje mogłyby mi się przydać. Niedługo mam spotkanie z pewnym strażnikiem, ktory jest moim wierzycielem. Gdybym sprzedał mu informacje o tych gościach może dałoby się na tym coś wygrać.

- Zobaczę czy da się coś zrobić, ale nie obiecuję, jako że mamy teraz sprawy innej wagi. odparła nie precyzując.

-Rozumiem. Ale ale, takie picie wina na pusty żolądek jest niezdrowe. Zamówimy coś do jedzenia?

- Bardzo chętnie, Theodorze, bardzo chętnie.
 
Jaśmin jest offline  
Stary 03-01-2016, 22:30   #209
 
Googolplex's Avatar
 
Reputacja: 1 Googolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputację
Sen, wizja, proroctwo czy też próba. Erilien nie był pewien co też powinien myśleć o obrazach jakie nawiedziły jego udręczony umysł. Chwilę zajęło mu nim otrząsnął się z szoku i dokonał szybkiej inspekcji siebie i otoczenia. Czy to było miejsce do którego pragnął się dostać? Nie był przekonany. Co więcej bardzo niepokoiło go dlaczego to Aeron trzyma jego miecz.
- Coś przegapiłem? - Zaczął lekko by nie poazać po sobie zmartwienia, tylko tego by brakowało by brat dostrzegł w nim wahanie własnie teraz gdy są tak blisko celu.
Aeron uczepił na powrót bukłak z wodą do pasa, ale nie oddał miecza Erilienowi.
- Ta teleportacja… Musiało pójść coś nie tak. - usiadł na ziemi obok elfa - Musiałem stracić przytomność i obudziłem się kawałek stąd. Kręciło mi się w głowie, ale jak tylko zebrałem się w sobie ruszyłem cię szukać i na szczęście znalazłem; maga niestety nie. - spojrzał uważnie na Eriliena - Dobrze się czujesz?
Paladyn zagryzł wargi mierząc się z ciężkim dylematem moralnym lecz po chwili rozwiązanie przyszło samo pod postacią logicznego rozumowania.
- Poszukamy go, choć mam nadzieję, że wrócił bezpiecznie. - Oznajmił bratu po czym dodał jeszcze. - Może odnajdziemy też siebie.
- Odnajdziemy też siebie…? - Aeron spojrzał podejrzliwie na brata, ale zaraz dodał - Nie wiem czy powinieneś ruszyć w tej sekundzie. Majaczyłeś trochę.
- Mogę tu siedzieć a nawet leżeć ale nic nam to nie da. Nie wiemy gdzie jesteśmy więc musimy się odnaleźć czyli ruszać… w dowolnym kierunku skoro i tak nie mamy wskazówek co do tego gdzie iść. - Wyjaśnił bratu sytuację. Była to jedna z ważniejszych lekcji jakie otrzymał będąc giermkiem. Kiedy nie wiesz gdzie iść idź gdziekolwiek zawsze to większa szansa się odnaleźć niż siedzenie w miejscu i czekanie na cud. “Corellon pomaga tylko tym którzy sami sobie pomagają.” Mawiał jego senior.
- Nie zmienia to faktu, że nie wyglądasz za dobrze. Może dwa zaklęcia, które przebiegły niekoniecznie tak, jak powinny, a zakładam, że to takim było, nadwyrężyły cię za bardzo? - Aeron rozejrzał się po okolicy - Byłeś kiedyś w Cormanthorze?
- Mam nadzieję, że to mój pierwszy raz. - Wyraził się dość dokładnie Erilien.
Pół elf milczał przez chwilę, po czym odezwał się ponownie.
- Przypomnij mi, bracie. - spojrzał uważnie na Eriliena - Dlaczego nie poczekaliśmy na osobę, która zna Cormanthor i jego okolice jak własną kieszeń i teraz wiedziałaby gdzie jesteśmy?
- Nie czas teraz na jałowe spory Aeronie. - Skarcił brata.- Ruszajmy lepiej póki nie opadliśmy z sił.
- Oczywiście… - mruknął Aeron i podał Erilienowi dłoń, w której nie trzymał Dhaerowathila - Możesz w sumie iść?
- Sądzę, że dam radę. - Odparł paladyn przyjmując pomoc. - Zresztą nie mamy zbyt wielkiego wyboru.
- Zbyt wielkiego nie… - westchnął pół elf - Wesprzyj się na moim ramieniu, tylko nie za bardzo - uśmiechnął się - bo nie chcę testować jak gruby jednak jesteś z tego obżarstwa.
- No wypraszam sobie. - Oburzył się paladyn. - Kruchy elfi organizm wymaga regularnych i pełnowartościowych posiłków. - Ukradkiem jednak sięgnął za pazuchę gdzie miał schowanego na czarną godzinę suchara z mięsem, posiłek lekki a pożywny.
- Taaak sobie to tłumacz. - Aeron przyjął na siebie trochę ciężaru elfa pomagając mu iść - Ale, uch, ja tam ten pełnowartościowy posiłek właśnie odczuwam. I spójrz na mnie. Ja też jestem elfem, bardziej niż człowiekiem, uwierz mi, a nie potrzeba mi tyle w żołądku i mogę się ograniczać nawet do zera przez pewien czas.
- Lecz kiedy nie ma takiej potrzeby musimy należycie dbać o potrzeby tak ducha jak i ciała. - Co powiedziawszy zmówił ktutką modlitwę dziękczynną pod adresem Corellona po czym wyciągnął z za pasa pasek suszonej wołowiny i zaczął go żuć z oddaniem godnym wyższej sprawy.
Aeron westchnął przeciągle i poprawił chwyt na Dhaerowathilu.
- Twoje obżarstwo dorównuje mądrości bogów.
- Zawsze jestem gotów zjeść mój ostatni posiłek. To cecha godna pochwały nie żartów. - Odparł Erilien spokojnie lecz nieco niewyraźnie z powodu przeżuwanego mięsa.
- Cieszę się, że najwyraźniej czujesz się już lepiej, skoro napełniasz swój żołądek bez dna. Obawiam się tylko, żebyś jak dotrzemy do innych elfów witających Corellona, o ile dotrzemy, nie przejadł zapasów całej społeczności. -odparł pół elf, ale widać było, że coś go martwi.
Paladyn połozył dłonie na ramionach brata, spojrzał mu głęboko w oczy i przeciągle westchnął.
- Na pewno są dobrze zaopatrzeni. - Rzekł prosto z mostu. - To w końcu Tel’Quessir.
- Mhm. - mruknął Aeron, po czym zapytał - Myślisz, że on będzie wśród nich?
- Wierzę. - Odparł Erilien.
Aeron odwzajemnił wejrzenie w oczy Eriliena.
- Nie mówię o Corellonie.
Erilien wpatrywał się w brata próbując dociec kogóż też Aeron może mieć na myśli.
Aeron natomiast westchnął, a zaraz rozwiał niepewnoć brata mówiąc cicho.
- Myślę o moim ojcu…
- Tak to możliwe…- Przyznał paladyn po krótkiej zadumie. - Lecz nie nastawiaj się na to, bardziej prawdopodobne, iż został na Evermeet.
Rudy mieszaniec skinął powoli głową.
- Może i tak będzie lepiej. - stwierdził Aeron - Może i lepiej… - zerknął na trzymany miecz Eriliena - Och. Zapomniałbym. Leżał kawałek od ciebie. - uniósł broń i podał ją Erilienowi.
- Witaj. - Rzekł niemal czule do miecza. - Znów będziemy razem podóżować.
 
Googolplex jest offline  
Stary 10-01-2016, 19:51   #210
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Gaspar… nie komentował tego co widział, choć na usta się cisnęło pytanie o naturę randki wiążącej się z włamywaniem. Czarodziej był cicho. Widać było bowiem, że randkę na którą przyszła Falina nie była jej własną. Zamierzała szpiegować kogoś innego. A Wyrmspike był ciekawy, kogo zamierza podglądać śliczna oficer straży, więc jej nie przeszkadzał.
Falina z zadowoleniem po chwili poradziła sobie z zamkiem; chwili wystarczająco krótkiej, aby zdradziła ona Gasparowi, że strażniczce nieobca ta sztuka. Spojrzała z uśmiechem na maga, po czym zapytała szeptem:
- Rozumiem, że nie znasz żadnej magicznej sztuczki, która uczyni niewidzialnym dla postronnego oka lub przynajmniej pozwoli widzieć w mroku, jak kot?
Znał… w pewnym sensie, ale nie chciał zużywać tego czaru, zwłaszcza w tej chwili.
-Obawiam się że magii głównie używam w samoobronie i zwykle do bezkrwawego rozprawiania się z napastnikami. Jestem praworządnym obywatelem.- odparł ze smutną miną czarodziej.
- Nie powiesz mi jednak, że taka magia jak uczynienie kogoś niewidzialnym nie ma zastosowania defensywnego? - zdziwiła się Falina,
- Ma też wiele innych, niepraworządnych zastosowań. Poza tym nie można znać wszystkich zaklęć na świecie, ani też wszystkich przygotować.- wyjaśnił Gaspar.
- Szkoda. Miałam nadzieję na więcej magicznych sztuczek w twoim wykonaniu. - uśmiechnęła się słodko i dodała kładąc palec na ustach maga - Tylko umówmy się. Obowiązuje cię milczenie o tym, co ja tu robię i o tym, co tu zobaczysz.
- A komu miałbym powiedzieć?- spytał żartobliwie Gaspar, na moment pieszczotliwie obejmując ustami jej palec.- Kotu który myśli, że skoro go nie przeganiam, to zaakceptowałem tego darmozjada w mojej chacie. A może innym kochankom… To by był dopiero sposób na zabicie romantycznego nastroju. Opowiadanie o szczegółach jednej randki, podczas innej randki.
Falina parsknęła.
- Innym kochankom… Też mi coś.
- No wiesz… chyba nie spodziewasz się że mam kochanków, prawda?- odparł mag wystawiając język.
- Kochanków możesz mieć, ale kochanki nie. - urażona odwróciła się od niego.
- A więc jesteś już o mnie zazdrosna? To urocze.- Gaspar ujął podbródek i pocałował.-Potem będziesz mi robiła scenki, teraz zajmijmy się tym po co przyszliśmy, a potem… zobaczysz moja słodka Falino.
Falina spojrzała na Gaspara uśmiechając się, po czym otworzyła pozbawione zabezpieczenia zamka drzwi.
- A teraz cicho, wierszokleto. - szepnęła do Wyrmspike'a i wyszła z pomieszczenia.

Rezydencja wyglądała tak samo, jak wtedy, gdy przebywali tutaj heretycy, zupełnie jakby czas się dla niej zatrzymał... a może ona zawsze była taka ponura? Niemniej na pewno brak oświetlenia robił swoje, w to późne popołudnie chylące się ku nocy. Falina przemieszczała się po korytarzach jak duch, ostrożnie, uważnie, co pewien czas spoglądając na Gaspara, jakby upewniając się, że nic mu nie będzie, a raczej, że nie spowoduje za dużego hałasu.
W pewnym momencie Falina przystanęła w pół kroku nasłuchując. Początkowo towarzyszyła im tylko cisza, aż w końcu Gaspar dosłyszał stłumione słowa mężczyzny:
- Czy to pewne, Marcisie? - ton wyrażał powątpiewanie połączone z pewną ciekawością.
- Musieli się stąd jakoś wydostać, jeżeli Silverwing ma rację i te historie naprawdę były prawdziwe. - odpowiedział mu drugi mężczyzna.
Falina prowadziła Gaspara jeszcze kawałek zanim zatrzymała się znowu, widząc spory kawałek przed sobą migotliwe, blade światło.
Pisarz trzymał się blisko swej towarzyszki i milczał niczym zaklęty. Bądź co bądź nie wiedział po co tu przyszli. Słowa: “Marcis” “Silverwing” niewiele mu mówiły. Zamierzał więc o nie spytać Falinę… ale w innym czasie i miejscu. I najlepiej z lampką wina w dłoni. Teraz był jej cieniem.
Falina cierpliwie kroczyła za dwoma mężczyznami, z zaciętym wyrazem twarzy, czujna i nieugięta w swym śledzeniu, natomiast ci, za którymi oboje podążali nie byli zbyt rozmowni, chociaż w przeciwieństwie Gaspara i Faliny, oni nie próbowali zachowywać zupełnej ciszy.
Wyrmspike nie wiedział ile czasu minęło tak naprawdę, ale po długich minutach nieustannego skradania się, kiedy światło latarni zatrzymało się, Falina bez zbędnych ceregieli czmychnęła w bok, do otwartego pokoju, dając tylko szybki, niecierpliwy znak dłonią, aby Gaspar się sprężył i zrobił to samo.
Dramatopisarz ruszył za nią modląc się do kociej bogini w duchu, by użyczyła mu zwinności swego pupila.
Kiedy Gaspar był już przy drzwiach zrobił jeden nieostrożny krok i ciche szurnięcie dotarło do jego uszu. Następny krok i znalazł się w skromnym pokoju dla służby, gdzie obok drzwi, przytulona do ściany znajdowała się Falina. Zmarszczyła ona brwi niepocieszona, patrząc na Gaspara z wyrzutem. Dramatopisarz od razu zauważył, że tutaj było niewiele miejsc, które dałyby ukrycie. Łóżko, niewielka szafa, balia na wodę i maleńki sekretarzyk który stał obok okna przesłoniętego zasłoną, były jedynymi atrakcjami tego pomieszczenia.
Pomimo tego niewielkiego hałasu, który mógł zwrócić uwagę śledzonych, ci nie podjęli prób, o ile usłyszeli cokolwiek, sprawdzenia jego źródła.
Wybrał więc balię, uznając że tam najlepiej się skryć i ruszył cicho w tamtym kierunku zastanawiając w co właściwie się pakuje. Ostrożnie wlazł do cebrzyka i skulił się w nim czekając na rozwój sytuacji.

Trwali tak, on w cebrzyku, ona za drzwiami w niepokojąco spiętej pozycji, czekając na… na co? Czy Falina spodziwała się kłopotów? Niemniej nikt nie przyszedł, kroki nie zbliżały się ni nie oddalały. Długie chwile oczekiwania na nieznane, przynajmniej dla Gaspara, przyniosły coś nowego. W korytarzu rozległ się dźwięk ciężkiego klucza i otwarte zostały jakieś masywne drzwi, a kroki zaczęły się oddalać. Falina od razu dopadła drugiej strony drzwi porzucając kryjówkę i delikatnie wyjrzała na korytarz, po czym wróciła uwagą do skołowanego Wyrmspike'a.
- Pięknie. - szepnęła wyraźnie zirytowana.
- Pięknie? Co się stało?- Gaspar wyszedł z cebrzyka mając w “poważaniu” cała sytuację. Azul Gato nie bawiłby się w takie skradanki, tylko wszedłby z przytupem. Ale Gaspar nie był kotem… w tej chwili.
- Gdziekolwiek weszli, a mam pewne pojęcie, w które drzwi, musimy iść za nimi, ale to nieznany teren dla mnie i może być tam ciasno, przestrzeń niewielka… - spojrzała na Gaspara, po czym westchnęła - Nie umiesz nas zamienić w coś małego, prawda?
- Nas... nie. Jedno z nas… tak.- stwierdził Gaspar drapiąc się po karku.
- Jak długo by to działało? - zapytała strażnika wyraźnie zastanawiając się.
- Dziewięć minut.- odparł z zakłopotaniem Wyrmspike i kucnął przy drzwiach.- Ale… zanim to zrobimy.
Wymamrotał cicho słowa i gesty, by przywołać niewidzialnego szpiega.
-Rozejrzę się wpierw sam… za pomocą magii.-
I posłał oko na przeszpiegi posyłając je pod drzwiami na drugą stronę.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:47.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172