Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-12-2015, 01:12   #56
Marrrt
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Dłonie miał już lepkie od żywicy. Melierax nie mógł mu już się zdać na wiele. Co zresztą pasowało do sytuacji. Opuścił ciężko ranną Irgun. Nie pomógł Eddzie i Ratharowi w złapaniu złodzieja. A teraz nawet nie dogonił czwórki jeźdźców i psa, których złudna nadzieja przez chwilę pozwoliła nazywać właśnie imionami towarzyszy. W końcu zaś otoczony przez wyplute z mglistogórskich jaskiń gówno, siedział sam na szczycie sosny. Kolejna kronikarska drwina losu z Mikkela, syna Thoralda. Zapisana pięknym pismem na kartach pergaminu w pewną noc w dalijskiej karczmie. Jak to było? Piętnastu ptaszkom na pięciu drzewach?
Spojrzał na Lagorhadrona uśmiechając się raczej smutno.
- Nas jest tu jednak dwóch, przyjacielu - powiedział z westchnieniem rezygnacji - Wiem. Naprawdę wiem. Ale prawda jest taka, że to powinno było się skończyć wtedy na tamtym wzgórzu. Byłoby lepiej. Byłoby właściwiej. I po dalijsku. Teraz jest nijak. Zupełnie nijak. Bo nie znajdę jej Lagorhadronie. Nie znajdę. I ani fałszywą wiarą, że to możliwe, ani gotującą w żyłach krew przygodą nie wypełnię tego… tego że mi jej tak niewyobrażalnie potwornie brakuje.
Uśmiechnął się do małego kosa i spojrzał w dół. Orkowie zdawali się bawić równie dobrze jak ci opisywani naocznym zeznaniem krasnoludzkich oczu. Chyba nawet coś śpiewali. W między czasie rechocząc i wypuszczając haniebnie niecelne strzały. Nawet orła nie brakowało, jeśli wybaczyć mu pomylenie scen i wystąpienie w jednej za wcześnie.
- Oczywiście jak i wtedy muszę cię o coś poprosić. Przekonamy się na ile orków łatwiej podejść niż ludzi Valtera.
Potrzebował tylko kilku gałązek…
- Poddaję się! - krzyknął zlęknionym głosem - Zejdę na dół! I oddam wam broń! I złoto! Tylko obiecajcie, że mnie puścicie!
Prześmiewcza piosenka zamilkła. Za to wzmógł się rechot. Któryś z orków ochoczo odkrzyknął, że obiecują i żeby złaził w takim razie.
- Tylko nie strzelajcie! Poddaję się! - odkrzyknął i zrzucił na ziemię kolejno łuk z kołczanem, włócznię i sztylet, w końcu też i zawartość sakiewki - Widzicie? Jestem bezbronny!
Po czym zaczął schodzić. Znawcą orków nie był. Ale nie trzeba było takim być by wiedzieć, że ich charaktery ponad chciwość i mord cenią sobię rozrywkę z czyjegoś cierpienia i bólu, które można zadać przed zadaniem śmierci. Dlatego też właśnie był prawie pewien, że zejść mu pozwolą. I nie przeliczył się.

Chwilę później zeskoczył z najniższej gałęzi twardo na obie nogi. Obserwowany przez przeszło dwa tuziny kaprawych ślepi, które aż iskrzyły na myśl o igraszkach jakich zapewnią im wrzaski tego włóczęgi. Zaden łuk już w niego nie celował. Nikt nie gotował się do walki z bezbronnym. Kilku natomiast liczyło monety, jeden oglądał łuk, a jeden z chciwą lubością ściskał włócznię króle Bladorthina. Największy z wargów noszący na grzbiecie paskudnie szczerzącego się orka, który również zamiast broni w łapskach trzymał powróz, po chwili wysunął się powoli do przodu.
- Więc? - spytał Mikkel - Obiecaliście mi wolne przejście.
- Ja obiecałem - zarechotał jeden z orków. Ten który hołubił teraz włócznię - Oni nie.
Paskudny śmiech tuzina gardzieli przeszył polanę.
- Więc tylko ciebie oszczędzę - powiedział wolno rycerz poważnym już tonem, po czym zagwizdał i z zamachu cisnął garścią igliwia i ziemi w oczy wargowi.
Coś spadło z góry. Warg nie wiedział co to było. Przekonał się o tym dopiero gdy w końcu ocierając łapą pysk, dostrzegł zbliżającą się ku swoim ślepiom klingę.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline