Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-12-2015, 14:08   #17
Smirrnov
 
Smirrnov's Avatar
 
Reputacja: 1 Smirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znany
- Ja mieć mało krew, ty nie dostać - Trypr oburzył się swoim piskliwym głosikiem - zamiast tego ty mieć dwa szklane coś z krwią Ludzicy. Ludzica mieć dużo krwi, starczyć - gremlin złapał skalpel w niebieskie paluchy ubrane z skórę i druciki Bzyczącej Rękawicy i jak nic zamierzał dziabnąć Tajgę nożykiem w stopę. Ta wierzgnęła od niechcenia, oganiając się od “psiaka”.

- Przyjacielu, proszę, ledwie kropla twojej krwi wystarczy, nie rób problemów. - powiedział bard w płynnym gnomim unosząc przy tym defensywnie ręce. Zdecydowanie nie chciał żeby Dzierzba się zdenerwował.

- Och, mój mały przyjacielu, to nie musi być koniecznie krew. Ale gdyby was co zaatakowało i chciało zabrać ją całą, to mógłbym was znaleźć i uratować. - Dzierzba klęknął przy dziwacznym gnomie - Chyba jednak możesz włożyć do fiolki włos i napluć tam. Jeśli nie będziesz uciekał od swoich… towarzyszy… to Ciebie też znajdę w razie kłopotu. - dziobata maska wpatrywała się uważnie w niezbyt rozgarniętego (według Dzierzby) gnoma.

- Oddać włos - gremlin sięgnął pod pachę i wyrwał pokręcony i przepocony kłaczek niewiadomego koloru po czym dodał zdecydowanie - i zatrzymać noża .

Tryprowi wyraźnie spodobał się skalpel, nieduży i ostry. Na pewno coś roiło mu się w tej niebieskiej główce. Niekoniecznie związanego z obecną sytuacją. Barda najwyraźniej nie do końca zrozumiał, choć język widać znał.

- Wy mi nie zabrać moja krew - nie-gnom napuszył się dumnie - ja mieć potężny Oddawacz! Ja sam zrobić! Kto mnie zranić, zginąć! - dodał stając na palcach by wyglądać groźnie. -Teraz wszycy już wiedzieć, że ja Rubakan i się mnie bać, - powiedział Trybopsuj i zaczął napawać się swoim rubakanowym autorytetem.

Tajga podejrzliwie spojrzała na wariata z dziobem. Władza i niepełny rozumek to najgorsze połączenie, co do tego nie ma dwóch zdań. Ale podróż - nawet ze zleceniem - to i tak lepsze niż gnicie w lochu czy zadowalanie takiego typa.

- Gdzie, do kogo mamy iść i za ile? No i ile wynosi zaliczka? - spytała, ignorując fiolki. Może zapomni...

Sareth przetarł obolałe nadgarstki, które jeszcze chwilę były związane liną. Nic nie stało na przeszkodzie, aby wypuścić w kierunku zamaskowanego wariata magicznego pocisku, który rozerwałby jego pierś. Mag jednak oparł się pokusie skrócenia jego nędznego życia i przyglądał się osobnikom, którzy zostali tu sprowadzeni, tak samo jak on, siłą. Teraz słuchał z niedowierzaniem, że ten ktoś ma czelność zlecać im zadanie, uprzednio zniewalając ich za pomocą magii krwi. Nie mógł w to uwierzyć, wszystko potoczyło się tak szybko, że nie zdążył zareagować. Zdawał sobie sprawdzę z tego, że znalazł się w sytuacji bez wyjścia i będzie musiał wykonać dla niego zadanie. Ale już teraz wiedział, że wróci tutaj. Wróci, odbierze fiolkę ze swoją krwią i wybebeszy skrywającego się pod maską delikwenta… “Dzierzbę”.

- Nie przeciągajmy tego, nie mam na to czasu. Gdzie mamy to dostarczyć?- zapytał mag, dublując pytanie Tajgi.
Nie zdawał dodatkowych pytań, bo było to bezcelowe. Znał takich ludzi jak Dzierzba, nie powie więcej niż powiedział dotychczas, a próby sprzeciwu jedynie będą przeciągały ich pobyt w lochu.
Po zadaniu pytania przyglądał się fiolkom i szukał sposobu, aby je zabrać niezauważnie.

Dziobaty spojrzał na dziwnie lepki włos Trypra po czym wsadził go razem z innymi fiolkami do pasa na narzędzia. Przywłaszczenia sobie przez małego nie-gnoma nie skomentował skupiwszy uwagę na pytaniach.

- Och. Cel, tak tak. Waszym celem, gdzie zaniesiecie tę paczkę jest jezioro. Tak. Jezioro na wschód stąd. Esmel. Tak tak. Dostaniecie list. - przy tych słowach wyciągnął z licznych kieszeni płaszcza zwój skórzany opieczętowany podwójnie. Pomiędzy pieczęciami zalakowano platynowy łańcuszek z drobnymi brylantami. - Nie otwierajcie go. Nie, nie należy. Będę wiedział. I mój przyjaciel będzie wiedział. Dostaniecie, dostaniecie rubin. Tak. Jako zaliczkę. Resztę otrzymacie u mojego przyjaciela. Wystarczy pójść, dać rubin pośrednikowi, a on was zabierze do mego przyjaciela. Do jeziora, tak. Tam idźcie. Tam znajdziecie pośrednika. A raczej on was znajdzie. Nie pytajcie o niego. Będzie wiedział.

Postać zostawiła na stole krwisty kamień wielkości pięści małego dzieciaka.
Tuż obok zdobionej szkatułki i rulonu z wiadomością.
_____Nagle część pomieszczenia wypełniła nieprzenikniona ciemność skrywająca zamaskowanego rozmówcę. Nim ktokolwiek zdołał zareagować Tajga zabrała ze stołu „zaliczkę” i bezceremonialnie spakowała ją w dekolt.
-Wychodzę. Pa - rzuciła tylko szukając w pamięci najbliższej karczmy w okolicy.
Stojący najbliżej szkatuły Vis wziął pudełko pod pachę. Nie ważyła dużo, ale była dość ciężka by nieść ją długo w jednej ręce. Umiejscowiona pod raieniem zagruchotała zawartością, a dźwięk był wytłumiony, jakby wnętrze wyścielone zostało czymś miękkim. Rulon wetknął za pasek przy którym wisiała sakiewka na monety. Zaintrygowany postacią bardki, zarówno z perspektywy zawodowej jak i reprodukcyjnej można by rzec, bez słowa udał się za nią. Tajga bowiem wolała jak najszybciej pozbyć się odoru lochu świdrującego w jej nosie. Oraz dowiedzieć się jak dotrzeć nad wspomniane jezioro. Esmel. Nazwa jeziora nic jej nie mówiła. Zapewne jeśli coś słyszała, to nie było to na tyle ważne by zapamiętać.



Równiny

Albus czuł pulsującą w skroniach krew. Adrenalina podniesiona przez narkotyk umożliwiała słuchanie pulsu przepływającego przez ciało. Gdyby tylko wziął swoją dawkę przed spotkaniem z ogrem… może udałoby mu się upuścić nieco potworzej krwi. Teraz jednak poza bujną choć wysuszoną trawą i zniszczonym przez ekstrementy placem wokół źródełka, nie było żywej duszy. Gdy czekanie zaczynało mu się dłużyć, a ręka świerzbiła do zabójstw usłyszał sapnięcie Thokarra.

- To ja. Nie zabijaj – półork nie mógł wiedzieć o morderczych myślach swego towarzysza jednak trafnie ostrzegł krasnoluda że nadchodzi -[i] Trawa znika jakieś trzysta kroków niżej. Jedynie tutaj rośnie, potem jest sucha, niska i rzadka. Pusta przestrzeń, niebezpiecznie, widać wszystko i z daleka. Widziałem ślady. Jakieś drapieżniki. Nie wiem co tu żyje, ale ślady wyraźnie z pazurami. Mam jedzenie [i]- tu potrząsnął niesionymi w ręce pierzastymi stworzeniami.

Albus nie widział nigdy takiego czegoś. Odcienie szarości, dzięki widzeniu w ciemnościach i słabym świetle, zdradzały jakieś różnobarwne umaszczenie stworzenia, a niemal tak samo długa szyja jak ciało zakończona była dziobatą głową. Niczym zahipnotyzowany obserwował jak barbarzyńca patroszy zwierzaki i wyciąga ciepłe i ociekające krwią wnętrzności. Pokazał duergarowi jakie części najlepiej zjeść i ku obrzydzeniu podziemnego mieszkańca, mlaskał z apetytem zjadając ciepłe jeszcze, surowe kawałki.

- Możemy iść niżej, wzdłuż potoku. Potem staje się rzeką, a raczej wpływa do większej. Jak tunel z pieczary łączy się z większym, rozumiesz? – Thokarr rzucił opierzone coś Albusowi i przy okazji pokazywał mu jak skubać pierze i jak oporządzać powierzchniowe „przysmaki”. Tak by nadawały se do spożycia na surowo.
Wyciągnął z plecaka bukłak i podał łysemu szarakowi. - Przepalanka, orcza, dobra, mocna - wyjaśnił krótko.
 
__________________
Kto lubi czytać, ten dokonuje wymiany godzin nudy, które są nieuchronne w życiu, na godziny rozkoszy.
Smirrnov jest offline