Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-12-2015, 23:57   #39
Aveane
 
Aveane's Avatar
 
Reputacja: 1 Aveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumny
Gdy wszyscy odjechali, Wolf stał nadal oparty o ścianę garażu, od niechcenia obserwując wyłom w ścianie. Wiedział, że raczej nikt tu nie wejdzie.
- Nie wiem, czy chcesz jej szukać - powiedział wyjątkowo chłodnym głosem. Nie podobało mu się, że ktoś otacza takim zainteresowaniem Głodną, chociaż sam kiedyś był w podobnej sytuacji.
- Najwyraźniej chcę - odparła Lucky miłym, uprzejmym głosem, podając mu maskę. - Idziemy.
Chwycił wyciągnięty w jego stronę ekwipunek i wzruszył ramionami.
- Twój wybór. W takim razie zapraszam na schody.
Założył maskę i otworzył drzwi przed kobietą, kłaniając się lekko. Spojrzenie, którym obdarzyła go agentka przez chwilę wyrażało niczym niezakamuflowany gniew, jednak ten szybko został zastąpiony wesołością. Skinęła mu głową, założyła maskę i nie komentując jego słów ruszyła wgłąb korytarza. Lekko kulejąc, poruszała się dość wolno, jednak widać było, iż stara się przyspieszyć. Gdy dotarła do schodów, przez chwilę nasłuchiwała, jednak w ciszy, która panowała nie było słychać żadnych hałasów. Jej dłoń spoczęła na pistolecie, który też zaraz został wyjęty z kabury. Nie sprawdzając, czy były żołnierz za nią podąża, ruszyła na górę, ostrożnie stawiając stopy. Wolf szedł spokojnym krokiem, nie pozwalając zmysłom na chwilę odpoczynku. Raczej nikt nie powinien stanąć im na drodze, jednak los lubił płatać figle. Szli krok po kroku, schodek po schodku, coraz bardziej zbliżając się do chmury, która mogła stać się przyczyną ich śmierci. Na pierwszym piętrze, u stóp schodów, natknęli się na leżący pistolet, do którego powoli zbliżał się cienki strumyk gęstej, ciemnej cieczy. Mężczyzna odłożył Barretta i na wszelki wypadek przygotował się do odbezpieczenia broni, chociaż Lucy nie zwracała na niego uwagi. Jej wzrok utkwiony był w pistolecie, a następnie w stróżce krwi. Bez słowa ruszyła na górę, obserwowana przez Harveya. Nie mógł on pozwolić na jakiekolwiek zagrożenie ze strony wściekłej kobiety.

Odgłos jej kroków ustał, gdy natknęła się na źródło, z którego wypływała stróżka. Pochyliła się nad trupem, obróciła głowę Caitlin, by sprawdzić obrażenia jakie jej zadano, a następnie przykucnęła przy niej, pochylając głowę.
- Powinienem chyba powiedzieć, że mi przykro - powiedział Wolf spokojnym głosem pozbawionym emocji - ale chyba nie ma sensu cię okłamywać.
- Nie ma - odparła głosem, w którym ponad wszystko wybijało się zmęczenie. - Czy zaatakowała pierwsza?
- Dobrze wiesz, że nie zdążyłaby - głos mężczyzny pozostawał niezmieniony. - Skomplikowana sytuacja. Nie wiem, czy chcesz aż tak dokładną relację.
- Jej matka będzie chciała dokładnego raportu, a nie napisze go bez tych informacji, prawda? - zapytała, odwracając głowę i spoglądając na soldata. - Muszę też wiedzieć, gdzie zawiedliśmy.
W korytarzu rozległ się pusty, głuchy śmiech. Nie było w nim jednak cienia wesołości.
- Gdzie? Może w momencie, kiedy nie powiedzieliście nam, że będziemy nocować u Głodnej?
Z każdym kolejnym słowem mówił coraz głośniej, by w końcu ostatnie wykrzyczeć, z trudem wstrzymując cisnące się na usta przekleństwo. Wziął dwa głębokie oddechy i dodał już ciszej:
- Chciałem przejść przez schody na bezdechu. Zobaczyłem ją, jak też się tam kieruje. Kiedy mnie usłyszała, sięgnęła po broń, ale byłem szybszy. Kiedy trzymałem ją na muszce, kazała mi iść przez dach i zaczęła schodzić w dół. Chciałem ją powstrzymać i nawet ją przenieść na dół, ale ona się zaśmiała i wyznała mi, że jest jedną z... nich - jego głos, choć lodowaty, zdawał się coraz bardziej załamywać.
- Rozumiem - odpowiedziała spokojnie, z powrotem zwracając twarz na ciało dziewczyny. - Chciała cię powstrzymać przed ryzykowaniem. W takich sytuacjach to było jej zadanie. Wyeliminować ryzyko. To dlatego Sander posłał ją na pierwsze piętro. Tam znajduje się kontrolka wentylatorów. Zamontowaliśmy je, gdy ustaliliśmy, że miejsce to będzie jedną z baz wypadowych. Cait miała się tu kręcić, rozwijać siatkę i wysyłać raporty o ewentualnych grupach, które mogłyby kierować się w stronę Arkadii - Lucy umilkła na chwilę i zabrała się za sprawdzanie zawartości kieszeni trupa. - Dostawała silne dawki notyny, by utrzymać kontrolę nad Głodem. Przywieźliśmy nowy zapas. Nie sprawdziłam jednak, czy wzięła porcję wieczorem. System ostrzegania wydawał się ważniejszy…
- Dlaczego nam nie powiedzieliście? Gdybyśmy o tym wiedzieli, cała operacja przeszłaby o wiele sprawniej. A przede wszystkim Cait pewnie by żyła.
- Mam swoje rozkazy -
odparła, odkładając znalezione przedmioty na stopień wyżej. - Poza tym… Nie chciała żebyście wiedzieli, a biorąc pod uwagę że miał to być tylko krótki, nocny postój… - wzruszyła ramionami, lekko, obojętnie. - Nie przejmuj się tym - dodała, biorąc pęk kluczy i płaską, plastikową kartę, resztę ignorując. - Musze włączyć wyciągacze - oznajmiła mu, ostrożnie schodząc. On z kolei podniósł broń, którą wcześniej odłożył.
- Nie mam zamiaru się przejmować - rzucił swobodnie. - Nie moja wina, że nie dostałem odpowiednich informacji. Chociaż sądzę, że narażacie nas wszystkich takimi tajemnicami.
Skierował kroki w stronę pomieszczenia, w którym spał minionej nocy. Lucy nie podążyła za nim, kierując się w stronę przeciwną. Właśnie w tym pomieszczeniu, w którym przebywał, wybuchły granaty z notyną. Gdyby nie przeniósł się na górę, raczej pożegnałby się z życiem. Na szczęście maski, które dostali, były jednym z nowszych wytworów w tej dziedzinie. We wcześniejszych modelach ciężko było oddychać, nie wspominając o rozmawianiu. Po długiej chwili ciszę przerwał głośny zgrzyt, po którym nastąpił odgłos powolnego tarcia, cichnący powoli, by wreszcie niemal całkiem umilknąć. W czasie, gdy wentylatory zaczynały wykonywać swoją pracę, Harvey pozbierał swoje wyposażenie, na szybko rozkładając karabin wyborowy i chowając go do odpowiednich kontenerów.

Dwie minuty później wystawił obie walizki od wkbw na korytarz. Po chwili zobaczył Lucy wyłaniającą się z jakiejś wnęki.
- Zabierzemy się z tym?
Lucky spojrzała niezbyt przychylnie na bagaż Wolfa.
- Łatwe to nie będzie, ale powinniśmy - odparła, kierując się do schodów prowadzących na dół. Przez ramię miała przewieszone ramię plecaka, którego tam z pewnością wcześniej nie było. - Zanim ruszymy, muszę się zająć nogą - dodała.
- Skoro potrafisz - odparł. - Ja umiem tylko zaszyć ranę. Ogólnie to Ghurką byłoby łatwiej to transportować.
- Zostawienie ghurki z tyłu byłoby nierozsądne - odparła. - Nie planowałam przewozić bagaży tylko… - urwała. - Poradzę sobie - kontynuowała po chwili.
- Ja nie planowałem ich tu zostawiać, ale notyna jednak wygrała - zaśmiał się cicho. - Uważaj na siebie, ja idę dokończyć polowanie.
Zniósł walizki na dół, położył plecak obok motocykla i ostrożnie wychylił się z budynku, trzymając w dłoniach MP5. Wciąż były tu osoby, z którymi musiał spędzić trochę czasu.
 
Aveane jest offline