Wątek: Rozdarcie
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-12-2015, 22:38   #27
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Po raz drugi tego poranka, Tiria wróciła do stolika, który zajmowali z Gonaelem, w stanie wzburzenia. Po raz drugi jego powodem był demon. Ten sam demon, co należało nadmienić. Tym jednak razem brakło jabłek na uspokojenie, toteż podwójnie dostało się obroży.
- Chodźmy - mruknęła do towarzysza, naciągając kaptur na głowę i starając się ignorować wszystkich obecnych w sali. Czy to tych, których poznała, czy tych którzy byli jej obcy.
- Co się stało - spytał cicho Gonael, wstając z miejsca i ruszając za Tirią w stronę wyjścia.
Nie odpowiedziała dopóki nie opuścili Kruka. Szła przodem, a to już samo w sobie było wystarczającym dowodem na to, że jest zła. Względnie, że się na coś wścieka.
- Demon - odparła, przystając, by anioł mógł się z nią zrównać.
- Co zrobił? Nie nadaje się na towarzysza wędrówki?
- Wystraszył mnie - mruknęła, gdyż to w sumie wielkim przewinieniem nie było. Zwykle byle co było ją w stanie wystraszyć lub zaniepokoić. - I najwyraźniej miał z tego dobrą zabawę. - W tych właśnie słowach tkwiło sedno jej zdenerwowania. Zachowanie demona zbytnio przypominało jej wcześniejsze lata i zabawy takich jak on, korzystających z tego, że nie chciała wychodzić im na przeciw. - Może się jednak przydać - dodała. - Jest magiem.
- Magiem? - Jedynym magiem, jakiego Gonael lubił, była Tiria. - A czym się zajmuje tak dokładniej?
- Nie wiem - odpowiedziała zgodnie z prawdą, bowiem wciąż nie byłą pewna którego rodzaju magii użył w pokoju. - Jednak w chwili obecnej jestem jedyną osobą władającą magią w tej grupie. Do tego wątpię by to leczenie ran przyczyniło się do zamknięcia Rozdarcia. Potrzebujemy kogoś, kto zna także inne dziedziny. Jakoś sobie z nim poradzę - dodała, okraszając te słowa uśmiechem, który jednak zbyt dobrze jej nie wyszedł.
- Pamiętaj, że w każdej chwili możemy się z nim rozstać - powiedział.
- Wiem o tym - odparła. - Będę tylko musiała się jakoś przyzwyczaić do jego obecności i do pozostałych.
- Niestety, sami nie zdołamy sobie poradzić ze wszystkim. - Gonael rozłożył ręce. - Musimy mieć pomocników. Jakoś sobie damy radę w nieco większym gronie.
- Tobie łatwo mówić - mruknęła. - Ty nie będziesz musiał mieć ich stale na głowie. Nie lubię towarzystwa… Postaram się jednak. Muszę.
Trochę racji w tym było. Gonael, w razie czego, mógłby sobie polecieć na kilka metrów w górę czy na kilkaset w przód, pod pretekstem wykonywania zwiadu. Pod tym względem Tiria była w gorszej sytuacji.
- Postaram się trzymać jak najbliżej ciebie - zapewnił.
Słowa anioła przywołały na jej twarz uśmiech, tym razem pewniejszy. Przystanęła i ignorując ewentualnych przechodniów, którzy podążali w tym samym co oni kierunku, lub też przeciwnym, wtuliła się w anioła, opierając czoło o jego zbroję. Gonael, jak to już było tradycją, otulił Tirię skrzydłami.
- Dlaczego ta wyprawa nie może poczekać z rok czy dwa? - jęknęła.
Gonael uśmiechnął się, czego Tiria zobaczyć nie mogła.
- Zamkniemy rozdarcie, a potem będziemy mieli spokój od naszych tymczasowych towarzyszy, a na przyłażące stamtąd bestie będziemy polować od czasu do czasu, gdy się przytrafią.
- Obiecujesz? - zapytała unosząc twarz by na niego spojrzeć.
- Obiecuję - zapewnił. - Będziemy podróżować sami, albo tylko z tymi, których ty zaprosisz do towarzystwa. Żadnego przymusu.
Skinęła głową zgadzając się na taką propozycję.
- Chodźmy kupić jabłka - oznajmiła, odsuwając się o krok, aczkolwiek niezbyt chętnie.


Do polecanego im składu trafili bez problemu.
- Dzień dobry - powiedział Gonael, wchodząc do wnętrza.
Tiria ograniczyła się do ciekawego rozglądania po wnętrzu hurtowni.
We wnętrzu hurtowni panowała grobowa cisza. Stojące skrzynki i beczki w równych rzędach ciągnęły się długimi rzędami w głąb pomieszczenia, mniejsze pakunki stały na wysokich półkach pod ścianami. Dopiero krzyk zwabił właściciela, marl przyszedł do was szmatką wątpliwej czystości polerując okulary maski. Głos miał przytłumiony, aby go zrozumieć było trzeba się zbliżyć.
- Czym może Państwu służyć Louis Fernandez Cromwell – przedstawił się.
- Przede wszystkim jabłka - powiedział anioł.
- A potem trochę ekwipunku - dodał. - I może jakąś mapę.
- Z mapą będzie krucho… - odpowiedział Louis - Kartograf portowy może coś mieć na zbyciu, ale u mnie takich rzeczy nie ma. Przygotuję jabłka oraz ekwipunek, tylko Panie, nieco jaśniej proszę. Co potrzebujecie?
- Strzały. Masz, panie Cromwell, jakieś specjalne strzały? Gdyby kto na demony chciał polować?
- Owszem, owszem. Stalowe, żelazne, z brązu, srebra… Do koloru, do wyboru. Ale polecam mieszane, groty sam odlewam, z kilku metali na raz.
- A zbroje? - zapytała Tiria, wychylając się nieco do przód, zaciekawiona. - Lekkie, takie które zbytnio przeszkadzać w poruszaniu się nie będą. I może jakieś mikstury lecząc? Maści? Bandaże?
- Mam tylko opatrunki. - rozłożył bezradnie ręce - Ale lepsze marlowskie opatrunki od jakiejkolwiek mikstury! - zapewnił - Ogólnie mam dużo gadżetów z domu, obcokrajowcy sobie chwalą. Pancerze są tam. - wskazał półkę pod ścianą, leżały tam na kupie lekkie skórzane pancerze - Do strzał za mną, są na drugim końcu magazynu.
- Znajdź sobie coś ładnego i pasującego - zaproponował Gonael, po czym wybrał się na poszukiwanie strzał.
Tiria zaś ruszyła we wskazanym przez Louis’a kierunku, mając nadzieję na znalezienie czegoś lekkiego ale mocnego. Najlepiej też by zbytnio nie krępowało jej ruchów. Szczęściem nie musiała szukać długo by znaleźć coś co od razu przypadło jej do gustu. Gorset był raczej prosty, lekki, jednocześnie sprawiający wrażenie trwałego i wygodnego. No i był w jej ulubionym, rubinowym kolorze.
Po pokonaniu sporej odległości Marl zaprezentował kołczany wiszące na ścianie, każdy kołczan zawierał około 20 strzał. Każdy z innego materiału, z innym grotem. Wybór był szeroki, jak przystało na magazyn marla.
- Po pięć sztuk z każdego rodzaju - poprosił Gonael.
- Nasz klient nasz Pan. - zakumunikował sprzedawca.
- Gdy się poluje na demony, to lepiej mieć więcej strzał, niż mniej - stwierdził anioł.
Louis wrócił po chwili z dwoma kołczanami, w każdym po pięć sztuk z każdego rodzaju.
- To będzie 120 marek.
- No i, oczywiście, te bandaże - dodał Gonael. - A także prowiant na tydzień dla dwóch osób. Z naciskiem na wspomniana wcześniej jabłka.
Bystry Marl od razu wszystko sumował.
- Bandaże 10, prowiant na tydzień 60 z naciskiem na jabłka. 190 marek.
Gonael skinął głową.
- No to wracajmy do tych pancerzy - zaproponował.


Tiria bawiła się wyśmienicie przebierając wśród licznych sztyletów jakie były w ofercie hurtowni Luisa. Jej uwaga poświęcona była głównie jednemu ich typowi. Miała już jedną bichwę z którą nie zamierzała się rozstawać, nic jednak nie szkodziło zakupić kolejnej, tym razem z jednym ostrzem. Do tego potrzebna jej była pochwa, najlepiej pasująca wyglądem do tej, którą już miała. Rozglądała się także wokoło, ciekawa czy i na księgi magiczne ma szansę trafić.
Zamiast na księgi, Tiria trafiła tylko na broń palną oraz jakieś dziwne urządzenia. Sztylety, pancerze oraz pochwy były. W sumie każda broń u Louisa miała pochwę w komplecie. Po chwili przyszedł handlarz wraz z aniołem.
- Wybrała sobie coś Pani? - zapytał marl przecierając szkła maski które mu co jakiś czas parowały.
Skinęła głową na potwierdzenie.
- Jedną zbroję i sztylet - oświadczyła, wskazując na swoje wybory.
- To 80, to też 80… A niech stracę, dam upust na sztylet. 50. Liczyć wszystko razem czy Pani płaci osobno? - zapytał się Marl - Razem będzie 320.
Gonael nigdy nie dbał o pieniądze, targować się nie zamierzał, dlatego też bez wahania odliczył wymaganą kwotę.
- Proszę - powiedział.
- O jakich gadżetach mówiłeś? - zapytała dziewczyna, rozglądając się po wnętrzu hurtowi.
- Och, już pokazuje. - podszedł do jednej ze skrzyń i zdjął wieko, na sianie leżały papierowe zawiniątka. Zaczął prezentować, wyjmując je po kolei i objaśniając - To jest zegar magnetyczny, wskazuje tą wskazówką północ. Niezawodny, wodoodporny. A to jest iskrownik, tu się naciska i mamy. - nacisnął kilka razy - Płomień. Można nim podpalać skręty albo ogniska, przydatna rzecz. A tutaj mam - tym razem odpakował jakąś niewielką fiolkę - wybuchowy płyn. Wystarczy rzucić komuś pod nogi by wyparował. Ze względu bezpieczeństwa nie zaprezentuje. A to mój lud nazwał dynamit i nie prawdą jest jakoby gnomy wynalazły go pierwsze. - pokazał dziwną świeczkę z przydługim knotem.
Tiria zignorowała te przedmioty, które wydały się jej nieco zbyt niebezpieczne. Jej uwaga natomiast spoczęła na iskrowniku.
- Czy należy się z nim obchodzić w jakiś szczególnie delikatny sposób? - zapytała wskazując na interesujący ją przedmiot.
Cromwell delikatnie odłożył płyn i świeczkę z przydługim knotem.
- Nie, jest bardzo prosty w użyciu. Wystarczy nacisnąć tutaj, bęc, jest płomień. Oczywiście chyba że zamiarza Pani dotykać płomienia… Nie polecam.*
- A na jak długo, na ile użyć to wystarczy? - zainteresował się anioł.
- To zależy jak długo będzie używany, ale średnio starcza na około cztery dni ciągłego świecenia, ale kto poważny tak długo by go używał? - zapewne pod maską pojawił się uśmiech na twarzy marla - W środku jest bardzo wydajny płyn marlowskiej produkcji. Dorzucę Pani do tego dodatkową fiolkę tego płynu.
- A ile nas to będzie kosztować? - zapytała, zerkając na anioła.
- Powiedziałbym 100, ale dla Państwa zrobię wyjątek. Jedyne 50, promocja. I tak nikt dawno nie wykazał nim zainteresowania.
Gonael ponownie sięgnął po sakiewkę. Kwota nie była aż taka wielka, a poza tym... z lżejszą sakiewką łatwiej się lata.
Marl przyjął należność i wydał zakupione rzecze.
- Proszę mnie jeszcze kiedyś odwiedzić, pomyślę o upuście. - zaproponował na odchodne.
- Kiedy można odebrać prowiant? - spytał szybko Gonael.
- O tutaj stoi, obok reszty rzeczy. Ale mogę go dostarczyć na życzenie klienta w wybrane miejsce w mieście.
- Zabierzemy od razu - odparł anioł.


Tiria była w wyjątkowo dobrym humorze po owych zakupach. Zbroja którą znalazła w sam raz pasowała do jej potrzeb, a dodatkowy sztylet delikatnie obijał się o jej biodro. Na dodatek miała swoje jabłka i śliczną zabawkę, którą mogła się cieszyć przy okazji rozbijania obozowiska.
- Może jednak polubię odwiedzanie miast - zwróciła się do swego towarzysza. - Oczywiście tylko od czasu do czasu - zastrzegła jednak.
- Oczywiście - przytaknął. - Teraz po mapę, czy najpierw po konia?
- Mapę - zdecydowała, bowiem chodzenie tam i z powrotem nie wydawało się jej sensownym.

Znalezienie kartografa wcale takie trudne nie było. Mężczyzna miał także mapę, która ich zainteresowała, a za którą zapłacili kolejne 50 marek. Tiria powoli zaczyna się obawiać o ich finanse, jednak była pewna że przy okazji wyprawy uda się ubić dość potworów by pokryć jej koszty. Może nawet znajdą coś cennego, co będzie można sprzedać.


Mieli zapasy, mieli mapę. Zdaniem Gonaela było to wszystko, czego im było trzeba, by wyruszyć na wyprawę.
- Zatem do stajni i w drogę? - spytał.
Skinęła głową w odpowiedzi.
- Będę jeszcze musiała znaleźć tego demona, poczekasz na nas czy wystartujesz pierwszy?
- Wszak cię nie opuszczę - zapewnił.
- Mam taką nadzieję - odparła uśmiechając się czule. - Mam nadzieję, że ta wyprawa odniesie sukces i wszystko ułoży się wedle planów.
- A... jak mu na imię? - spytał.
- Tahal - odparła. - Tak się przynajmniej przedstawił.


Gdy wszystkie zapasy znalazły się w jukach, na grzbiecie wierzchowca, Tiri wyruszyła na poszukiwanie Tahala, zaś Gonael, pilnując wierzchowca, stanął niedaleko wejścia do stajni, gotów w każdej chwili wyruszyć w drogę.
 
Kerm jest offline