Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 24-11-2015, 14:18   #21
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Rzuciła Azrielowi wściekłe spojrzenie. Trwało to ułamek sekundy, kiedy obróciła głowę w stronę strażnika na jej twarzy malowało się już tylko zakłopotanie, oraz szczera chęć pomocy.

- Bardzo mi przykro – powiedziała patrząc na strażnika wielkimi oczami. Większość osób od razu nabierała do niej zaufania, wystarczyło tylko jedno spojrzenie i ton głosu. – Bardzo mi przykro – powtórzyła – wzdychając lekko. – Zwykle staram się nie mieszać w tego typu awantury.. to przynosi kłopoty, a ja ich nie szukam. Kiedy usłyszałam zamieszania skryłam się po prostu w kącie sali, aby nie zostać potrąconą w rozgardiaszu. Byłam tak zajęta moja osobą, że nie dochodziły do mnie żadne echa awantury. Wiem, ze to bardzo niefortunne, zwłaszcza w tych okolicznościach, ale chyba nie mogę pomóc. Ubolewam nad tym, bo uważam, ze praworządność stoi na straży naszych praw obywatelskich – dodała na jednym oddechu. – Zresztą wielu szanowanych obywateli może za mną poświadczyć. – podała kilka nazwisk – Tak ukoneksjonawany przedstawiciel władzy na pewno ich zna – znów uśmiechnęła się szeroko. Chyba nie było takiego słowa jak „ukoneksjonowany”.

- Zostanę tu do jutra, gdybym jeszcze mogła służyć jakaś pomocą – dodała.

Nie zamierzała nawet brać pokoju – zostanie w sali czekając, aż kobieta, która dostała torbę i jej towarzysz będą opuszczać karczmę. Nie planowała pozwolić im się wymknąć.

---

Niestety, zaspała haniebnie.Cóż, czuwanie nigdy nie było jej mocną stroną.

Pozostało jej tylko ruszyć śladem tych, których odejście przegapiła.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.

Ostatnio edytowane przez kanna : 24-11-2015 o 15:14. Powód: zaspanie ;)
kanna jest offline  
Stary 30-11-2015, 17:46   #22
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację
Azriel i Arin

Edgar nie robił więcej problemów, choć mógłby gdyby się uparł. Dotarło do niego już dawno że ta gawiedź zgromadzona w karczmie była tylko przypadkową klientelą, ale Kapitan nie miał zamiaru porzucać czy zaniedbywać swoich obowiązków. Tłumaczenia kupił choć, chwilę obserwował Azriela. Gdy tu przybył, nie widział ani jednej elfki poza tą zabitą, której truchło zdążyło już ostygnąć i zblednąć. Zapisał to, aczkolwiek informacja była błędna. Może to i lepiej?

Wychodząc razem jako ostatni usłyszeliście jeszcze od miejscowego znachora który oglądał rany elfki iż została zabita, tak samo jak minotaur, przy pomocy bardzo silnej i rzadko spotykanej w tych stronach trucizny z drzewa kłakowego.

Znaleźliście szybko nowe schronienie. Azriel nie lubił gadać, a Arin wręcz na odwrót. Może dlatego, z braku lepszych alternatyw w nowej karczmie zwącej się Pod Krukiem pojawili się razem, aczkolwiek niestety karczmarz miał złą nowinę. Pustych pokoi brak.
- Przeze te wydarzenia u mej konkurencji, wszystkie pokoje zajęte. Mogę ino wam w alkierzyku pozwolić się przespać, oczywiście po taniości, albo w stajni. Ale jakiś kilometr za zachodnią bramą jest oberża Szkarłatny Koń. Może tam winniście spróbować? – zaproponował Bosco.

Stwierdziliście wspólnie że alkierz będzie stanowczo lepszy. Bosco wydał wam futra wilków śnieżnych i reniferów, dał też dwie poduszki wypchane gęsim puchem. Tak przygotowani mogliście czekać na następny dzień.

Tahal i Tehanu

Osobne stoły, jako jedyni byliście tutaj pozbawieni towarzystwa. Przy każdym innym stole siedziały co najmniej dwie istoty, rozmawiające ze sobą czy śmiejące do rozpuku z jakiegoś doborowego żarciku. Kotołak szybko skończył swój posiłek i mógł udać się na spoczynek, tak samo Tahal który zajął ostatni wolny pokój. Z pełnym brzuchem mogliście spać nawet do końca świata, kolacja była syta i dobrze doprawiona.

Łóżka nie były zbyt wygodne, ale daleko też im było od kamiennych łóżek krasnoludów. Po ułożeniu się wygodnie, kiedy na parterze karczmy ucichło zupełnie, a goście się rozeszli i zostało tylko kilku wędrowców, oczy zamknęły się wam. Rano przywitaliście nowy dzień z nowym zapasem energii.

Tahal mógł w końcu udać się na poszukiwanie łaźni, a Tehanu na zakupy. Sklep alchemiczny prawdopodobnie był już otwarty.

Reeva i Set

Sen był krótki, na szczęście dał wam wystarczająco dużo energii. Z resztą sypialiście już krócej i to w gorszych warunkach. Teraz mogliście się zająć swoimi sprawami. Reeva mogła zacząć rekrutację, z pewnością nie tylko ona chciała móc przejechać z jednego miasta do drugiego, nie martwiąc się tym czy zostanie rozszarpana na kawałki. Ot, zbójcy byli, ale im zależało na mieszku wypełnionym złotem, a nie na samym podróżniku jako przekąska. A potwory szkodziły. W większości kontynentu pozostały tylko same, duże warowne miasta i grody, małe wsie bez ochrony zostawały zmiecione z powierzchni ziemi przez potwory. Wszystko to powodowało iż kmiotkowie opuszczali swoje domy i ziemię uprawną, co za tym idzie ludzie cierpieli głód.

Oczywiście teraz pola uprawne znajdują się pod miastami, ale te małe kawałki ziemi przystosowane na pola nie potrafiły wyżywić zbyt dużej ilości ludzi. A same miasta przepełnione padały ofiarą pomorów i innych nieczystych sztuczek matki natury oraz tego, co przelazło z Rozdarcia.

Set mógł poszukać elfa chętnego przetłumaczyć zapiski na wspólny język. Pierwszy nawet nawinął mu się z samego rana. Elfia bardka nie opuściła jeszcze lokalu i nadal w nim urzędowała, zastał ją przy szynku pijącą jakiś ciepły napój.



Tiria i Gonael

Poranek był jak zawsze w tych stronach szary. Słońce wychodziło ogrzewać nieco bardziej te mroźne regiony znacznie później, niż bliżej równika. I tak samo szybciej zachodziło. Lecz ta szarówka pozwala już na wycieczkę po mieście by skompletować zapasy i wyruszyć za jaszczurem i kobietą.

Na szczęście, okazało się że dwójka której ucieczki obawiała się Tiria, nadal była w karczmie, co więcej planowali zjeść na spokojnie śniadanie. Wszystko wyglądało tak jakby Tiria źle określiła Reeve i Seta, cóż, nie pierwszy raz ktoś kogoś opisał po okładce tylko po to by się na tym później mocno przejechać. Bosco na śniadanie nie oferował wiele, ot, herbata z dodatkiem wiśni oraz kiełbasę, ser i pomidory oraz ciemne pieczywo. Co więcej, zapytany o zapasy zaproponował iż jego znajomy który prowadzi hurtownię w porcie, a ceny ma niskie oraz dobrej jakości towar, sam przygotuje wyprawkę oraz dostarczy do karczmy.

Zapytany o nieco więcej zdradził że jego znajomym jest bardzo uczciwy marl. I że można u niego kupić nie tylko żywność, a np. różnego rodzaju wynalazki lecz tych już nie dostarcza.
 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.
SWAT jest offline  
Stary 30-11-2015, 20:28   #23
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Zimowy świt nadciągał zdecydowanie później, niż by sobie tego Gonael życzył. No i słońce w dolinach pokazywało się później, niż na szczytach gór, skąd wzrok sięgał dużo, dużo dalej. Jednak Gonael nie zamierzał czekać, aż słońce zechce łaskawie spojrzeć na zaśnieżony świat. A przynajmniej jego organizm zrobił mu pobudkę o dość wczesnej porze.
Nie zamierzał jednak wstawać. Po pierwsze, nie miał zamiaru budzić Tirii. A po drugie, jak wspomniana Tiria niekiedy mówiła, ten, kto rano wstaje, ma więcej roboty na głowie.
Czekał więc cierpliwie, aż demonica otworzy swoje czerwono-złote oczęta i zastanawiał się nad dalszym postępowaniem.
Najgorsze było to, że nie miał pojęcia, jak należy ocenić charakter aktualnej posiadaczki dziennika i klucza. Czy też może trzeba by rzec posiadaczy, bowiem tamta dwójka wyglądała na związaną ze sobą. Lepiej będzie ich śledzić, czy podejść i rzec "wiem o was wszystko"? Tego ostatniego sposobu ktoś już próbował - z kiepskim skutkiem.

Tiria do rannych ptaszków nie należała. Szczególnie zaś po przejściach, które miały miejsce poprzedniego wieczoru, potrzebowała tych paru chwil więcej nim ponownie miała wyjść światu naprzeciw. W końcu jednak nawet najwygodniejsze łóżko nie jest warte tego by poświęcać na rozkoszowanie się nim całego dnia. Szczególnie gdy świadomość uparcie podsyła przypomnienia o planach, które niestety nie uwzględniały spędzenia kolejnych godzin w zacisznych czterech ścianach pokoju.
Wiercenie się było pierwszym z objawów rychłego obudzenia się demonicy. Nie mogąc znaleźć sobie odpowiedniej pozycji by zagłuszyć myśli, sprawdzała każdą z kolei. Wreszcie sapnęła zniechęcona i otworzyła oczy by napotkać rozbawione spojrzenie Gonaela.
- Proponuję zostać w łóżku cały dzień, co ty na to? - zapytała, unosząc dłoń by pogładzić anielskie skrzydła.
Oferta zabrzmiała interesująco i gdyby padła kiedy indziej, nieprędko wstaliby na śniadanie. I Gonael nie miałby nic przeciwko temu.
- A nasza wyprawa? - spytał.
Przypomnienie o niej wyraźnie nie przypadło dziewczynie do gustu. To, że wszak cała sprawa była jej pomysłem, jakoś w tej chwili zostało zapomniane. Nie mogła jednak nic poradzić na to, że o ile chcieli podążyć za kobietą posiadającą zapiski elfki, nie powinni zwlekać dłużej niż to było konieczne. Oczywiście istniała szansa na to, że jednak zrobią oni tak jak planowali przy stoliku, jednak…
- Skoro chcą cię zwerbować to i poczekają - mruknęła niechętnie, cofając dłoń ze skrzydeł. - Nie wstaję pierwsza - dodała marudnie.
- Jakie "zwerbować"? - spytał, siadając na łóżku.
- Kobieta mówiła o tobie - odpowiedziała, również siadając i przeciągając rozespane mięśnie. - Nie słyszałam jednak zbyt dobrze. Za dużo rzeczy mnie rozpraszało. Nie wiem co w końcu postanowili.
- Jak nie wstaniesz, to się nie dowiesz - stwierdził Gonael. - No już, leniuszku. - Poklepał ją po pupie. - Bierz ze mnie przykład.
- Czasem naprawdę cię nie lubię - odparła ziewając, jednak posłusznie gramoląc się z łóżka.
Gonael zapalił stojąca obok łóżka świecę. Brak okna miał też swoje wady.
- Będziesz chciał do nich dołączyć jeżeli wyłożą taką propozycję? - zapytała Tiria korzystając z pojawienia się światła i podnosząc z podłogi swoją suknię i rozglądając się za butami.
- My. Nie ja, tylko my - sprostował, podchodząc do fotela, na którym leżało jego ubranie.
- My - powtórzyła zgodnie, aczkolwiek szczęścia wielkiego w jej głosie nie dało się usłyszeć. Mogło to jednak mieć coś wspólnego z tym że nie mogła nigdzie znaleźć drugiego buta, a podróżowanie w jednym do najprzyjemniejszych należeć nie mogło. Gdy go wreszcie zlokalizowała, okazało się iż wrednie chował się za nogą łóżka. Doprawdy, czasami miała wrażenie, że jej ubrania żyją swoim własnym życiem gdy ona nie ma ich na sobie...
Gonael usiadł na fotelu, równocześnie przyglądając się nurkującej w pogoni za butem Tirii. Podróżowali ze sobą już ładny kawałek czasu, ale ten widok jakoś mu się nie znudził.
Gdy pierwszy but dołączył do drugiego, a suknia znalazła się tam gdzie być powinna, jak zwykle odsłaniając sporą część ramion demonicy, zaczęły się poszukiwania pasa. Ten na szczęście trudny do znalezienia nie był.
- Więc? - zapytała, gdyż cisza i brak odpowiedzi zaczynały być nieco zbyt długie, a ona chciała ją jednak uzyskać.
- A tak... Najpierw zapytam ciebie - wyrwany z rozmyślań Gonael wrócił do rozświetlonej światłem świecy rzeczywistości. - A potem... pewnie ruszymy z nimi. Chyba że bardzo ci się nie spodobają.
Tiria nie była zbyt szczęśliwa takim postawieniem sprawy. Wolała gdy decyzje zapadały między nimi, bez świadków, kiedy to mogła swobodnie wyrazić swoje wątpliwości. Tych zaś wcale nie brakowało.
- Dobrze - zgodziła się jednak, poprawiając bichwę by wygodniej się ułożyła na biodrze i w razie potrzeby była łatwo dostępna. Wątpiła co prawda by jej miała potrzebować, jednak wolała by wszelkie ewentualności zostały z góry przewidziane.
- Śniadanie? - zapytała wreszcie, biorąc swoją torbę i płaszcz z fotela.
Gonael, który zdążył się do tej pory spakować, rozejrzał się po pokoju by sprawdzić, czy czegoś czasem nie zapomnieli.
- Śniadanie - potwierdził.
Otworzył drzwi na korytarz, a gdy Tiria wyszła z pokoju zgasił świecę, po czym ruszył za demonicą. Ta zaś nie uszła paru kroków nim zatrzymała się i odczekała, aż ją wyprzedzi. Wchodzenie jako pierwsza do sali, w której pewnie zebrali się już chętni na pierwszy tego dnia posiłek, nie należało do listy rzeczy, które lubiłaby robić. Znacznie łatwiej i przyjemniej było podążać śladami anioła. Tym bardziej, że będąc za jego plecami miała pełny dostęp do jego skrzydeł.
Nim pokonali ostatni stopień zdążyła nałożyć kaptur, który krył jej twarz przed oczami ewentualnych ciekawskich. Tych zaś było parę, jako że sala nie była pusta. Ku pewnemu zaskoczeniu wypatrzyła na niej także parę, którą podsłuchiwała poprzedniego wieczoru.
Zamówienie śniadania i znalezienie samotnego stolika zajęło im chwilę, gdyż Goanel wypytał przy okazji karczmarza o ewentualną możliwość zapasów na drogę. Informacje jakie uzyskali wskazywały na to, że dobrze by było odwiedzić owego znajomego i dowiedzieć się jakie to wynalazki ma w swej ofercie. Zawiedziona tym, że nie było jabłek, sięgnęła po jedno z tych, które miała w torbie i czekając aż ich zamówienie pojawi się na stole, oraz zerkając od czasu do czasu na interesującą ją parę, zapytała:
- Pójdziemy do tego marla?
- Z niektórych okazji należy korzystać
- odparł, chociaż nie miał pojęcia, jakie to wynalazki mogłyby ich zainteresować.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 02-12-2015, 17:53   #24
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Obudziła się wcześnie. Stare, głupie przyzwyczajenie.
Wstała uprzednio szturchając Seta łokciem w brzuch by ten też już nie spał.
- Jeszcze chwileczkę - wymamrotał jaszczur przekręcając się na drugi bok zawłaszczając jednocześnie całe łóżko.
Reeva rozejrzała się uważnie po pokoju. Było ciemno i nic nie widziała. Brak okien mocno przeszkadzał, a to że był już ranek wiedziała tylko przez to, że się obudziła.
Przez wieczorne gapienie się na te ściany przy czyszczeniu zbroi i broni dobrze zapamiętała układ pomieszczenia.
Stanęła stopami na podłodze, a dłonią wodziła po krawędzi łóżka. Wiedziała, że stało ono jakieś dwa łokcie od ściany. Jadąc dłonią po ścianie doszła tam gdzie powinien stać stół.
Kolanem uderzyła w nogę mebla co wywołało grzechot stojących na nim naczyń pozostałych po przekąsce Seta. Ostrożnie, gładząc dłonią po brzegu blatu, stanęła po drugiej stronie stołu. Palcem przejechała po blacie i natrafiła na mosiężny stojak ze świeczką. Wymacała ją od dołu w górę by znaleźć tą, która nie była całkiem wypalona.
- No, gotowe - powiedziała i stało się światło.

Nareszcie widziała i to umożliwiło jej znalezienie plecaka, którego inaczej by nie namierzyła. Leżał kopnięty pod łóżko.
Ubrała na siebie porządnie wyglądający strój, którego dominującymi kolorami był czekoladowy brąz oraz écru. Jeśli chciało się z kimś rozmawiać i przekonać do swoich pomysłów to nie można było wyglądać jak obdartus czy przeciętny mieszczanin. Oczywiście jej strój nie był też przesadnie bogaty by nie kusić głupców. Za wysokim kołnierzykiem skryła uwieszony na jej szyi klejnot.
Na koniec rozczesała swoje włosy i zaplotła cienki warkoczyk z kilku niesfornych kosmyków na boku głowy. Idąc do drzwi zatrzymała się by sięgnąć po miecz. Przepasała się uczepionym broni pasem i była gotowa do wyjścia. Set oczywiście w międzyczasie zdążył się już ubrać i od dłuższej chwili ze znudzeniem przyglądał się jej szykowaniu.
- Trzymaj może przy sobie ten dziennik - zaproponowała.
W odpowiedzi usłyszała tylko twierdzące mruknięcie Saurio i zaraz kiwną jeszcze głową.
Zdecydowanie jej kompan nie należał do najbardziej gadatliwych. Szczególnie rankiem, gdy był zaspany.

Wyszli na śniadanie zastając w jadalni spory tłumek. Widocznie “Kruk” przejął trochę klienteli “Upiora”. Reeva miała wrażenie, że mimo to nie wszyscy jeszcze wstali.
Zamówili jedzenie do stolika i usiedli na wolnym miejscu tak by miała wgląd na całą salę.
Jedząc przyglądała się tym co wchodzili do sali jak i tym, którzy opuszczali swoje stoliki by wyjść z karczmy w sobie tylko znanym kierunku. Prędko podano ich posiłek i mogli zaspokoić poranny głód.
Przegryzła pieczywo i jej spojrzenie skierowało się na kobietę, którą wypatrzyła wieczorem. Odsunęła od siebie talerz na znak, że skończyła jeść.
- Set, zagadaj do tej szpiczastouchej bardki, a ja zajmę się zbieraniem nam ekipy na drogę. - powiedziała do swojego towarzysza.
- Ale… Ej! Gadanie to twoja działka! - odparł oburzony.
- Dasz sobie radę - uśmiechnęła się i mrugnęła do niego - Nie mamy za wiele czasu a ja chcę pomówić z tym pierzastym gościem. Zauważyłeś, że ciągle na nas zerkają? - ostatnie zdanie powiedziała uśmiechając się uprzejmie i unosząc lekko w górę kubek jakby w geście toastu. Zrobiła to w momencie, gdy kobieta towarzysząca aniołowi znów spojrzała w ich stronę.
- Eh, no niech będzie… - wystękał niezadowolony. - O, a może - zaczął z niespodziewanym entuzjazmem - wyzwę ją na partię pokera? Jak już ją ogram to będzie musiała się do nas przyłączyć - stwierdził patrząc na elfią bardkę.
Reeva parsknęła śmiechem.
- Rób jak chcesz - powiedziała i spojrzała na niego wyczekująco. Nie zamierzała odchodzić od stołu póki nie upewni się, że pójdzie on zrobić swoje.
Widząc, że jego próba dywersji się nie udała, Set niezbyt chętnie wstał od stołu i poczłapał zagadać do szpiczastouchej.
Reeva jeszcze chwilę przyglądała się czy przyjaciel przypadkiem się nie rozmyśli. Pokręciła w końcu głową z rozbawieniem spoglądając na swój kubek. Miała jeszcze trochę na dnie miętowego naparu. Wyprostowała się i spojrzała w kierunku stolika gdzie siedział anioł. Ku jej zdziwieniu był sam, bo opatulona płaszczem osóbka gdzieś musiała wybyć, gdy nie patrzyła.
"Tak nawet lepiej" pomyślała z uśmiechem i wstała zostawiając naczynia. Bez pośpiechu zbliżyła się do stolika pierzastego.
Nie pytając się o zgodę dosiadła się obok niego. Oparła się łokciem wygodnie o blat stolika i skierowała się na wprost niego. Dziś wyglądała zupełnie inaczej bez zbroi i całego tego brudu jaki poprzedniego dnia miała na sobie. Nawet jej wyraz twarzy przestał być surowy. Jej powierzchowność dziś zdawała się mówić, że całkiem sympatyczna z niej osoba.
- Zdajecie się być bardzo zainteresowani moją osobą - zaczęła - Chyba, że to chodzi o mojego jaszczurzego kompana - powiedziała z uprzejmym uśmiechem. - Jestem Reeva - dodała na koniec przyglądając mu się uważnie, ale nie natarczywie.

- Gonael - przedstawił się jej anioł - Po zajściach w Upiorze chyba cię to nie dziwi?
Nie było widać, żeby się przejął faktem, iż Reeva dosiadła się bez zaproszenia.
- Czy to zainteresowanie to jedyny powód, iż uprzyjemniasz mój dzień swoją obecnością? - Gonael usiłował wprowadzić w życie pobierane wcześniej nauki kulturalnego zachowania się.
- Och dżentelmen - skomentowała z uśmiechem, ale trudno było wyczuć czy nie jest to podszyte sarkazmem. Nawet Set miał z tym problem, a już się sporo lat znali - Czy mogłabym się dowiedzieć co powiedzieliście wczoraj strażnikom? - zapytała uprzejmie i z zainteresowaniem w głosie.
- Samą prawdę, choć może nie całą - odparł. - Ja prawie nic nie widziałem i nie słyszałem, a moja małomówna towarzyszka nie zdołała wzbudzić zainteresowania kapitana opowieścią elfki o Młynie. Uznał to za majaczenie. I to wszystko.
- Słyszała co powiedziała elfka? - wyraźnie ją to zdziwiło - Dobry słuch ma ta twoja koleżanka, ja ledwo słyszałam co gadała, a sama do mnie się doczołgała... - zainteresowała się. O ile to, że kotowaty podsłuchał to nie było dla niej nic niezwykłego to nie spodziewała się tacy jak ona też to potrafi. - Znacie może elfi? - zapytała. Gdyby znali to mogliby sobie odpuścić elfią bardkę.
- Niestety. Nigdy nie był mi do niczego potrzebny. A Tiria...? Nigdy się nie chwaliła wiedzą w tej dziedzinie. Ale przez te lata wędrówki żaden elf nie zagadał do nas w swoim języku, więc nie było okazji, by się dowiedzieć. Coś jest nie tak z tym dziennikiem? - Odkrył część swoich kart.
- Trzeba było mi się uczyć języków kiedy miałam na to okazję - westchnęła ciężko - Widzę, że o dzienniku też słyszeliście - uśmiechnęła się - No cóż, wczoraj też was tu widziałam i pewnie słyszeliście moją rozmowę z takim jednym kotowatym.
- To podobno najlepsza, po Upiorze, gospoda w mieście - odparł anioł i w mniemaniu Reevy nie kłamał, bo przybył tu przed nią - Gdzie indziej można iść po stracie dachu nad głową. A jeśli chodzi o kotowatego, to aż tak głośno nie krzyczeliście. Wydawał się dość... nachalny, chyba że źle pojąłem mimikę i wymowę gestów.
- Fakt, był nachalny - pokiwała głową wspominając Tehanu. Była zadowolona, że nie jest jedyna w tym zdaniu. - Ale jego... entuzjazm jest godny podziwu - dodała z lekkim rozbawieniem. - Co prawda dziś go jeszcze nie spotkałam, ale wątpię, że się rozmyśli. - Wyprostowała się siadając przodem do stołu. Oparła się łokciami o blat - Zamierzamy sprawdzić, czy to co mówiła elfka i co jest napisane w dzienniku to prawda - powiedziała cicho tak, że tylko anioł mógł ją usłyszeć. Ewentualnie ktoś taki jak jego towarzyszka, albo kotowaty. - Jeśli to prawda, no to cóż... Spróbujemy zamknąć Rozdarcie - postukała palcami o blat - Zainteresowani udziałem w tym przedsięwzięciu? - zapytała spoglądając na anioła.
- Zainteresowani. Nawet bardzo - odparł Gonael równie cicho. Pochylił się w stronę Reevy i uśmiechnął. Wyglądało to tak, jakby powiedział coś miłego. - Kiedy zatem i kto?
- Hymm. Przez chwilę byłam gotowa, żeby zrobić to tylko we dwójkę - skinieniem głowy wskazała kierunek, gdzie stał jaszczur rozmawiający z elfką. - Ale przespałam się z tym tematem i od razu zmądrzałam - prawie się roześmiała mówiąc to - Zdaje sobie sprawę, że jest to zadanie wymagające zaangażowania trochę osób. - spoważniała - Jestem wojownikiem, kociak wygląda na kogoś, kto wie jak przywalić, a mój łuskowaty kumpel potrafi kombinować i całkiem nieźle strzela z kuszy. A wy? - zapytała Gonaela.
- Przede wszystkim łuk - odparł Gonael. - Miecz też nie jest mi obcy, chociaż wolę walkę na dystans.
- Jestem w stanie to zrozumieć - Reeva spojrzała wymownie na jego skrzydła. Nie wyobrażała sobie jak z takimi wachlarzami można byłoby być dobrym szermierzem. Skrzydła nie dość, że przeszkadzały to jeszcze robiły z jego posiadacza łatwy cel...
Dalszą rozmowę i rozmyślania Reevy nad nieprzydatnością skrzydeł przerwało nagłe pojawienie się towarzyszki Gonaela. Demonica powróciła do stolika na tyle niespodziewanie dla siedzących przy nim, że odruchowo anioł lekko rozłożył skrzydła i przypadkowo zasłonił nimi Reevę.
Tiria wyglądała na wyraźnie zdenerwowaną nie zauważając, że Gonael nie siedzi sam.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn

Ostatnio edytowane przez Mag : 02-12-2015 o 22:37. Powód: dodany dialog z Kermem
Mag jest offline  
Stary 03-12-2015, 08:34   #25
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Dłonie demonicy powędrowały do rogów w tej samej chwili, w której przyniesione z pokoju jabłka i jabłecznik, wylądowały na stole.
- Co się stało? - spytał nieco zaniepokojony Gonael. Powodów zdenerwowania mógł być milion, ale na wszelki wypadek lepiej było się dowiedzieć, co się stało. I wytłumaczyć, że nie było powodów do zdenerwowania.
- Spotkałam demona - oznajmiła mu, ignorując zamówione przez anioła jadło i sięgając po jedno z przyniesionych jabłek. - Chce do nas dołączyć.
Reeva kichnęła, gdy pierze dostało się jej nosa. Ręką odsunęła skrzydło Gonaela sprzed swojej twarzy. Spojrzała na osobę, która do nich dołączyła.
- Kto taki? - dopytała trzymając ręką pióra z dala od siebie, by przypadkiem znowu nimi nie oberwać.
- Tiri, poznaj Reevę - powiedział szybko Gonael.
Jabłko, które Tiri trzymała w dłoni, zatrzymało się tuż przed jej ustami. Demonica przeniosła spojrzenie z anioła na towarzyszącą mu kobietę. Palce, którymi tarmosiła prawy róg, zamarły na chwilę, tylko po to by po jej minięciu, rozpocząć swoją pracę na nowo, omal przy tym nie urywając zawieszki, na jego końcu.
- Tahal - odpowiedziała kobiecie, siląc się na lekkie skinięcie głową.
- Reeva zaproponowała nam współpracę - dodał anioł.
Wspomniana kobieta pokiwała twierdząco głową.
- Miło poznać. - powiedziała z przyjacielskim uśmiechem.
- Mi również - odparła Tiria, jednak wyraźnie widać było, że jednak wolałaby by jej oszczędzono owego spotkania. - I? - zapytała Gonaela, oczekując na zapadnięcie wyroku.
- Jeśli nie powiesz nie, to wyruszymy, by zamknąć Rozdarcie - w wielkim skrócie wyjaśnił Gonael.
Reeva przysłuchiwała się ich rozmowie uprzejmie się w nią nie wtrącając.
Tiria przymknęła dwukolorowe oczy by odciąć się na chwilę od widoku kobiety i anioła. Miała nadzieję, że będą mieli chwile spokoju by przedyskutować propozycję demona, nim ta się pojawi i złoży im swoją.
- Dobrze - zgodziła się. - Kiedy ruszamy? - zapytała unosząc powieki i skupiając wzrok na Reevie.
- My możemy choćby zaraz - wzruszyła ramionami. - Znaczy najpierw to chyba musimy znaleźć kogoś kto przetłumaczy tekst z elfiego, a najlepiej żeby ten ktoś z nami poszedł, bo skoro dziennik jest w elfim to głupio będzie jak dojdziemy do młyna, a tam... Wszystko w elfim.
- W takim przypadku faktycznie elf jakiś by się przydał. - Gonael skinął głową.
Tiria ograniczyła się tylko do zgodnego skinięcia.
- Jak Setowi nie wyjdzie zbajerowanie bardki to mamy jeszcze całe miasto śnieżnych elfów - skomentowała to Reeva z rozbawieniem.
- A demon? - zapytała Tiria, zastanawiając się jednocześnie ile czasu zajmie Tahal’owi przygotowanie do wyprawy. - On i tak zmierza w stronę Rozdarcia - dodała, gwoli wyjaśnienia.
- A co ty o nim sądzisz? - zapytał Gonael.
- Był uprzejmy - stwierdziła, gdyż ta cecha akurat była dla niej istotna. - Nie wiem jednak do czego mógłby się przydać. Nie widziałam jego broni - wyjaśniła, kończąc wypowiedź wgryzieniem się w jabłko. Najwyraźniej zaaprobowała obecność Reevy do tego stopnia by nieco się rozluźnić. Nie przestawała jednak tarmosić rogu.
- Czy jakoś umiał... uzasadnić swój udział w tym przedsięwzięciu? - Anioł zadał kolejne pytanie. - Mówił, do czego nam się przyda?
Demonica pokręciła głową, zaprzeczając.
- Był… jakiś dziwny - odpowiedziała gdy przełknęła. - Jakby .. smutny? I nie chciał powiedzieć dlaczego udaje się do Rozdarcia. Nie szczegółowo - dodała.
- Może miał po prostu kaca? - zasugerowała złotowłosa.
- Możliwe - odparła Tiria. - Bez wątpienia jednak jest zaparty by tam się udać. I chyba od dawna przebywa sam - wysunęła wniosek, który nasunął się jej na myśl, gdy opuszczała pokój.
- Czym się zajmujesz Tiria? - zapytała z zaciekawieniem Reeva.
To pytanie musiało poczekać chwilę na odpowiedź. Demonica dokończyła jabłko, nie zostawiając z niego nawet ogryzka i sięgnęła po kolejne.
- Magią - odparła, jednak z wyraźną dozą niechęci, która pojawiła się wraz z pytaniem. - Głównie ochronną, ale potrafię też leczyć. - I podsłuchiwać, tego jednak na głos nie powiedziała.
Reeva spojrzała na nią podejrzliwie dowiadując się, że jest ona magiem. Ale słysząc jaką dziedziną magii się para zdawać się mogło, że kobieta zaczęła spoglądać na nią zdecydowanie przychylniej.
- Przyda się. Zdecydowanie - pokiwała głową - Myślę, że dzisiejszy dzień można poświęcić na przygotowania do drogi. Nie ma jednak sensu przedłużać tego, bo nie wiadomo co było tak naprawdę powodem rozróby w "Upiorze" i musimy liczyć się z tym, że napastnicy mogli chcieć dostać to co mamy - mówiła cicho.
- Nie ma co się oszukiwać - wtrącił się Gonael. - Nie tylko my byliśmy świadkami tej sceny. Historia szybko się rozniesie, a jeśli się znajdzie kto mądry, to doda dwa do dwóch. Warto by wyruszyć nawet po południu.
- Strażnicy przepytywali wszystkich, a mimo to będąc jedną z ostatnich nie miałam problemu, żeby wyjść - zauważyła Reeva - Napastnicy są martwi, więc jeśli nie mieli kogoś ze sobą to prędko nie zaczną szukać - te słowa zdradziły pewną dozę optymizmu jaką w sobie miała. - A nawet jeśli kogoś ze sobą mieli to najpierw będzie musiał się zorientować w sytuacji. Gdzieś się zaszyje.
- Jeżeli przyjmiemy tą drugą opcję to najlepszym miejscem jest to, do którego świadkowie całego zdarzenia się udali. - Tiria była bardziej realistką niż optymistką. - Tu mógłby usłyszeć plany, plotki i zobaczyć ewentualne koalicje, które wytworzyć by się mogły gdyby ktoś słowa elfki potraktował poważnie - zakończyła wgryzieniem się w jabłko.
- Może powinniśmy rozstać się teraz i spotkać się gdzieś na szlaku? Z dala od ciekawskich oczu i uszu? - zaproponował Gonael.
- Jasne - odparła Reeva - Musimy tylko ustalić, gdzie konkretnie, bo my pewnie wyjedziemy lada chwila. - stwierdziła - No chyba, że będą problemy z elfem - poprawiła się.
- Najpierw Młyn? Wiecie, gdzie to jest? - spytał anioł.
- Tja - mruknęła złotowłosa w odpowiedzi. - Weźcie dużo strzał - dodała i wstała od stołu. - Do zobaczenia - pożegnała się i odeszła od nich.


Gdy tylko Reeva zwolniła miejsce przy Gonaelu, Tiria przeniosła się z tego, które zajęła wcześniej i usiadła na tamtym. Jej dłoń z rogu powędrowała na skrzydło anioła. Nie lubiła gdy inni ich dotykali. Delikatnymi ruchami gładziła je w miejscu, w którym spoczęła dłoń ich nowej towarzyszki.
- I co o niej myślisz? - zapytała cicho.
- Wygląda całkiem nieźle. Pod względem charakteru oczywiście. Tak... solidnie.
- Zauważyłam - westchnęła cicho. - Szkoda tylko, że jest taka otwarta. To może nam przysporzyć kłopotów.
- Gdyby była skryta i podstępna, to lepiej by było ją omijać z daleka.
- Jednak… - marudziła nieco. - Mogła wybrać mniej tłoczne miejsce by rozmawiać o tej wyprawie. Nie tylko ja potrafię podsłuchiwać bez ujawniania się.
- Stało się. Najważniejsze, że jesteśmy umówieni. Jeśli ktoś za nami wyruszy, to go zobaczymy. Najadłaś się?
Tiria spojrzała na nietkniętą tacę, po czym niechętnie sięgnęła po chleb.
- Coś nie mam apetytu - oznajmiła.
- Musisz się najeść. Jak mamy ruszać, jeśli nie chcesz jeść?
- I tak musimy zadbać o zapasy - odparła, bardziej krusząc chleb, który miała w ręce, niż faktycznie go jedząc. - Muszę też znaleźć tego demona.
- Demon sam cię znajdzie, chyba... Co najpierw? Demon czy zapasy?
- Najpierw powinniśmy dowiedzieć się w którą stronę mamy jechać - oświadczyła. - Ja w międzyczasie odszukam demona, a później możemy zrobić zakupy i od razu wyruszyć.
- No to spytam... A może lepiej wywiedzieć się o drogę w sklepie? Podczas robienia zakupów?
- Możemy i tak zrobić - zgodziła się z aniołem.
Jej jedzenie ciężko było takowym nazwać. Prędzej dziobaniem w tacy, okruszek tu i kawałeczek tam. Jabłka jednak zniknęły wszystkie. Także butelka jabłecznika i to, co w niej z poprzedniego wieczoru zostało, przeszło do historii. Humor Tirii znacznie się przy tym poprawił. Z wesołym uśmiechem błąkającym się na ustach, podniosła się z miejsca.
- To ja za chwilę wrócę - oznajmiła.
- To ja poczekam - odparł Gonael.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 03-12-2015 o 09:57.
Kerm jest offline  
Stary 03-12-2015, 22:21   #26
 
Turin Turambar's Avatar
 
Reputacja: 1 Turin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputację
Niechętnie zabrał się do roboty, do której zagoniła go Reeva. Nie był jakimś socjopatą, który nie potrafił współżyć z innymi istotami, ale czuł się zawsze dziwne skrępowany zagadując do nieznajomych w jakichś trywialnych sprawach. Co innego rozmowa z hipotetycznym radcą o potworze wycinającym okolicznych mieszkańców, a co innego teraz.
Stanąwszy przy szynku stojącą za nim osobę o grzane wino. W oczekiwaniu na nie, odwrócił się do elfki.
- Witaj, mówią na mnie Set - był nieco zażenowany. - Potrzebuję tłumacza z elfiego na wspólny - przeszedł od razu do konkretów.
Elfka nie od razu odłożyła sztućce, tylko powoli jadła tak jakby nie wiedziała że ktoś się do niej odezwał. Takie założenie było błędne, dziewczyna otarła rąbki ust lnianą szmatką, po czym również konkretnie odpowiedziała.
- Jestem Ivyet. Marka od słowa. - po czym obróciła się w stronę Seta czekając na jego odpowiedź.
Zmrużył nieco oczy.
- Czy oczekujesz, że teraz ja złożę swoją podobnie absurdalną oferte, po czym oboje się pośmiejemy i pogadamy na poważnie? – jej propozycja wydawała mu się rzeczywiście żartem.
Kiedy jednak eflka tylko wzruszyła ramionami i wróciła do jedzenia Set nieco się zirytował.
- Mam całe miasto elfów, z których wielu się zgodzi na jedną dziesiątą stawki, którą zaśpiewałaś - stwierdził fakt. - Proszę nie zmuszaj mnie do zagadywania do innych. Stańmy na marce od czterech słów i dobijmy targu – z premedytacją nie wspominał w jakich warunkach i gdzie będzie trzeba tłumaczyć.
Elfka wyglądała jakby się zastanawiała. Długo milczała, oglądając to co podał jej do jedzenia Bosco.
- Marka za trzy słowa, ale spójniki też się liczą. - odrzekła.
Uśmiechnął się ukazując nieco swoje kły. Poszło łatwiej niż przypuszczał. Cóż, później się jej wynagrodzi jakoś to jak została teraz naciągnięta.
- Niech już ci będzie - wyciągnął do niej rękę. - Twardo się targujesz – przyznał jeszcze z uznaniem, żeby nieco się jej podlizać.
- Lata pracy w tym zawodzie tego wymogły. - odpowiedziała delikatnie, po kobiecemu również wyciągając dłoń do Seta - Wiesz. Najchętniej ludzie by słuchali ballad o swoich ulubionych bohaterach za darmo. Tylko żaden ćwok nie pomyśli za co elfka się naje i gdzie się spać położy.
Trudno mu nie było się z nią nie zgodzić.
- Taa... wiem coś o tym. Każdy Granitanin myśli, że za "dziękuję" i "będziemy was wspominać" pokój w karczmie wynajmę. A różni mądrale przepowiadają, że gospodarka przyszłości będzie się opierać na usługach... ta jasne.
Oparł się o szynk.
- Jesteś tutaj tylko przejazdem? - dopytał.
- Yhym... - odpowiedziała - Pochodzę ze wschodu, przebyłem trochę drogi od mojego rodzinnego Carlin. Ale taki zawód, za pieniądzem trzeba gonić.
- Jak zasób ballad się w jednym miejscu wyczerpie, to rzeczywiście trzeba gonić dalej. Zupełnie tak samo jest z potworami. No nic, bądź gotowa do drogi za trzy godziny. – rzucił na odchodne i poszukał wzrokiem Reeva’y, która chyba zamierzała skaptować cały regiment do ich zadania. Podszedł do stolika, przy którym siedziała z aktualnymi rozmówcami i wtrącił się do konwersacji.
- Mam nadzieję, że pamiętasz nasze ustalenia, hm? – mruknął cicho do kobiety, ale też tak, by jej rozmówcy też go słyszeli.
 
Turin Turambar jest offline  
Stary 03-12-2015, 22:38   #27
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Po raz drugi tego poranka, Tiria wróciła do stolika, który zajmowali z Gonaelem, w stanie wzburzenia. Po raz drugi jego powodem był demon. Ten sam demon, co należało nadmienić. Tym jednak razem brakło jabłek na uspokojenie, toteż podwójnie dostało się obroży.
- Chodźmy - mruknęła do towarzysza, naciągając kaptur na głowę i starając się ignorować wszystkich obecnych w sali. Czy to tych, których poznała, czy tych którzy byli jej obcy.
- Co się stało - spytał cicho Gonael, wstając z miejsca i ruszając za Tirią w stronę wyjścia.
Nie odpowiedziała dopóki nie opuścili Kruka. Szła przodem, a to już samo w sobie było wystarczającym dowodem na to, że jest zła. Względnie, że się na coś wścieka.
- Demon - odparła, przystając, by anioł mógł się z nią zrównać.
- Co zrobił? Nie nadaje się na towarzysza wędrówki?
- Wystraszył mnie - mruknęła, gdyż to w sumie wielkim przewinieniem nie było. Zwykle byle co było ją w stanie wystraszyć lub zaniepokoić. - I najwyraźniej miał z tego dobrą zabawę. - W tych właśnie słowach tkwiło sedno jej zdenerwowania. Zachowanie demona zbytnio przypominało jej wcześniejsze lata i zabawy takich jak on, korzystających z tego, że nie chciała wychodzić im na przeciw. - Może się jednak przydać - dodała. - Jest magiem.
- Magiem? - Jedynym magiem, jakiego Gonael lubił, była Tiria. - A czym się zajmuje tak dokładniej?
- Nie wiem - odpowiedziała zgodnie z prawdą, bowiem wciąż nie byłą pewna którego rodzaju magii użył w pokoju. - Jednak w chwili obecnej jestem jedyną osobą władającą magią w tej grupie. Do tego wątpię by to leczenie ran przyczyniło się do zamknięcia Rozdarcia. Potrzebujemy kogoś, kto zna także inne dziedziny. Jakoś sobie z nim poradzę - dodała, okraszając te słowa uśmiechem, który jednak zbyt dobrze jej nie wyszedł.
- Pamiętaj, że w każdej chwili możemy się z nim rozstać - powiedział.
- Wiem o tym - odparła. - Będę tylko musiała się jakoś przyzwyczaić do jego obecności i do pozostałych.
- Niestety, sami nie zdołamy sobie poradzić ze wszystkim. - Gonael rozłożył ręce. - Musimy mieć pomocników. Jakoś sobie damy radę w nieco większym gronie.
- Tobie łatwo mówić - mruknęła. - Ty nie będziesz musiał mieć ich stale na głowie. Nie lubię towarzystwa… Postaram się jednak. Muszę.
Trochę racji w tym było. Gonael, w razie czego, mógłby sobie polecieć na kilka metrów w górę czy na kilkaset w przód, pod pretekstem wykonywania zwiadu. Pod tym względem Tiria była w gorszej sytuacji.
- Postaram się trzymać jak najbliżej ciebie - zapewnił.
Słowa anioła przywołały na jej twarz uśmiech, tym razem pewniejszy. Przystanęła i ignorując ewentualnych przechodniów, którzy podążali w tym samym co oni kierunku, lub też przeciwnym, wtuliła się w anioła, opierając czoło o jego zbroję. Gonael, jak to już było tradycją, otulił Tirię skrzydłami.
- Dlaczego ta wyprawa nie może poczekać z rok czy dwa? - jęknęła.
Gonael uśmiechnął się, czego Tiria zobaczyć nie mogła.
- Zamkniemy rozdarcie, a potem będziemy mieli spokój od naszych tymczasowych towarzyszy, a na przyłażące stamtąd bestie będziemy polować od czasu do czasu, gdy się przytrafią.
- Obiecujesz? - zapytała unosząc twarz by na niego spojrzeć.
- Obiecuję - zapewnił. - Będziemy podróżować sami, albo tylko z tymi, których ty zaprosisz do towarzystwa. Żadnego przymusu.
Skinęła głową zgadzając się na taką propozycję.
- Chodźmy kupić jabłka - oznajmiła, odsuwając się o krok, aczkolwiek niezbyt chętnie.


Do polecanego im składu trafili bez problemu.
- Dzień dobry - powiedział Gonael, wchodząc do wnętrza.
Tiria ograniczyła się do ciekawego rozglądania po wnętrzu hurtowni.
We wnętrzu hurtowni panowała grobowa cisza. Stojące skrzynki i beczki w równych rzędach ciągnęły się długimi rzędami w głąb pomieszczenia, mniejsze pakunki stały na wysokich półkach pod ścianami. Dopiero krzyk zwabił właściciela, marl przyszedł do was szmatką wątpliwej czystości polerując okulary maski. Głos miał przytłumiony, aby go zrozumieć było trzeba się zbliżyć.
- Czym może Państwu służyć Louis Fernandez Cromwell – przedstawił się.
- Przede wszystkim jabłka - powiedział anioł.
- A potem trochę ekwipunku - dodał. - I może jakąś mapę.
- Z mapą będzie krucho… - odpowiedział Louis - Kartograf portowy może coś mieć na zbyciu, ale u mnie takich rzeczy nie ma. Przygotuję jabłka oraz ekwipunek, tylko Panie, nieco jaśniej proszę. Co potrzebujecie?
- Strzały. Masz, panie Cromwell, jakieś specjalne strzały? Gdyby kto na demony chciał polować?
- Owszem, owszem. Stalowe, żelazne, z brązu, srebra… Do koloru, do wyboru. Ale polecam mieszane, groty sam odlewam, z kilku metali na raz.
- A zbroje? - zapytała Tiria, wychylając się nieco do przód, zaciekawiona. - Lekkie, takie które zbytnio przeszkadzać w poruszaniu się nie będą. I może jakieś mikstury lecząc? Maści? Bandaże?
- Mam tylko opatrunki. - rozłożył bezradnie ręce - Ale lepsze marlowskie opatrunki od jakiejkolwiek mikstury! - zapewnił - Ogólnie mam dużo gadżetów z domu, obcokrajowcy sobie chwalą. Pancerze są tam. - wskazał półkę pod ścianą, leżały tam na kupie lekkie skórzane pancerze - Do strzał za mną, są na drugim końcu magazynu.
- Znajdź sobie coś ładnego i pasującego - zaproponował Gonael, po czym wybrał się na poszukiwanie strzał.
Tiria zaś ruszyła we wskazanym przez Louis’a kierunku, mając nadzieję na znalezienie czegoś lekkiego ale mocnego. Najlepiej też by zbytnio nie krępowało jej ruchów. Szczęściem nie musiała szukać długo by znaleźć coś co od razu przypadło jej do gustu. Gorset był raczej prosty, lekki, jednocześnie sprawiający wrażenie trwałego i wygodnego. No i był w jej ulubionym, rubinowym kolorze.
Po pokonaniu sporej odległości Marl zaprezentował kołczany wiszące na ścianie, każdy kołczan zawierał około 20 strzał. Każdy z innego materiału, z innym grotem. Wybór był szeroki, jak przystało na magazyn marla.
- Po pięć sztuk z każdego rodzaju - poprosił Gonael.
- Nasz klient nasz Pan. - zakumunikował sprzedawca.
- Gdy się poluje na demony, to lepiej mieć więcej strzał, niż mniej - stwierdził anioł.
Louis wrócił po chwili z dwoma kołczanami, w każdym po pięć sztuk z każdego rodzaju.
- To będzie 120 marek.
- No i, oczywiście, te bandaże - dodał Gonael. - A także prowiant na tydzień dla dwóch osób. Z naciskiem na wspomniana wcześniej jabłka.
Bystry Marl od razu wszystko sumował.
- Bandaże 10, prowiant na tydzień 60 z naciskiem na jabłka. 190 marek.
Gonael skinął głową.
- No to wracajmy do tych pancerzy - zaproponował.


Tiria bawiła się wyśmienicie przebierając wśród licznych sztyletów jakie były w ofercie hurtowni Luisa. Jej uwaga poświęcona była głównie jednemu ich typowi. Miała już jedną bichwę z którą nie zamierzała się rozstawać, nic jednak nie szkodziło zakupić kolejnej, tym razem z jednym ostrzem. Do tego potrzebna jej była pochwa, najlepiej pasująca wyglądem do tej, którą już miała. Rozglądała się także wokoło, ciekawa czy i na księgi magiczne ma szansę trafić.
Zamiast na księgi, Tiria trafiła tylko na broń palną oraz jakieś dziwne urządzenia. Sztylety, pancerze oraz pochwy były. W sumie każda broń u Louisa miała pochwę w komplecie. Po chwili przyszedł handlarz wraz z aniołem.
- Wybrała sobie coś Pani? - zapytał marl przecierając szkła maski które mu co jakiś czas parowały.
Skinęła głową na potwierdzenie.
- Jedną zbroję i sztylet - oświadczyła, wskazując na swoje wybory.
- To 80, to też 80… A niech stracę, dam upust na sztylet. 50. Liczyć wszystko razem czy Pani płaci osobno? - zapytał się Marl - Razem będzie 320.
Gonael nigdy nie dbał o pieniądze, targować się nie zamierzał, dlatego też bez wahania odliczył wymaganą kwotę.
- Proszę - powiedział.
- O jakich gadżetach mówiłeś? - zapytała dziewczyna, rozglądając się po wnętrzu hurtowi.
- Och, już pokazuje. - podszedł do jednej ze skrzyń i zdjął wieko, na sianie leżały papierowe zawiniątka. Zaczął prezentować, wyjmując je po kolei i objaśniając - To jest zegar magnetyczny, wskazuje tą wskazówką północ. Niezawodny, wodoodporny. A to jest iskrownik, tu się naciska i mamy. - nacisnął kilka razy - Płomień. Można nim podpalać skręty albo ogniska, przydatna rzecz. A tutaj mam - tym razem odpakował jakąś niewielką fiolkę - wybuchowy płyn. Wystarczy rzucić komuś pod nogi by wyparował. Ze względu bezpieczeństwa nie zaprezentuje. A to mój lud nazwał dynamit i nie prawdą jest jakoby gnomy wynalazły go pierwsze. - pokazał dziwną świeczkę z przydługim knotem.
Tiria zignorowała te przedmioty, które wydały się jej nieco zbyt niebezpieczne. Jej uwaga natomiast spoczęła na iskrowniku.
- Czy należy się z nim obchodzić w jakiś szczególnie delikatny sposób? - zapytała wskazując na interesujący ją przedmiot.
Cromwell delikatnie odłożył płyn i świeczkę z przydługim knotem.
- Nie, jest bardzo prosty w użyciu. Wystarczy nacisnąć tutaj, bęc, jest płomień. Oczywiście chyba że zamiarza Pani dotykać płomienia… Nie polecam.*
- A na jak długo, na ile użyć to wystarczy? - zainteresował się anioł.
- To zależy jak długo będzie używany, ale średnio starcza na około cztery dni ciągłego świecenia, ale kto poważny tak długo by go używał? - zapewne pod maską pojawił się uśmiech na twarzy marla - W środku jest bardzo wydajny płyn marlowskiej produkcji. Dorzucę Pani do tego dodatkową fiolkę tego płynu.
- A ile nas to będzie kosztować? - zapytała, zerkając na anioła.
- Powiedziałbym 100, ale dla Państwa zrobię wyjątek. Jedyne 50, promocja. I tak nikt dawno nie wykazał nim zainteresowania.
Gonael ponownie sięgnął po sakiewkę. Kwota nie była aż taka wielka, a poza tym... z lżejszą sakiewką łatwiej się lata.
Marl przyjął należność i wydał zakupione rzecze.
- Proszę mnie jeszcze kiedyś odwiedzić, pomyślę o upuście. - zaproponował na odchodne.
- Kiedy można odebrać prowiant? - spytał szybko Gonael.
- O tutaj stoi, obok reszty rzeczy. Ale mogę go dostarczyć na życzenie klienta w wybrane miejsce w mieście.
- Zabierzemy od razu - odparł anioł.


Tiria była w wyjątkowo dobrym humorze po owych zakupach. Zbroja którą znalazła w sam raz pasowała do jej potrzeb, a dodatkowy sztylet delikatnie obijał się o jej biodro. Na dodatek miała swoje jabłka i śliczną zabawkę, którą mogła się cieszyć przy okazji rozbijania obozowiska.
- Może jednak polubię odwiedzanie miast - zwróciła się do swego towarzysza. - Oczywiście tylko od czasu do czasu - zastrzegła jednak.
- Oczywiście - przytaknął. - Teraz po mapę, czy najpierw po konia?
- Mapę - zdecydowała, bowiem chodzenie tam i z powrotem nie wydawało się jej sensownym.

Znalezienie kartografa wcale takie trudne nie było. Mężczyzna miał także mapę, która ich zainteresowała, a za którą zapłacili kolejne 50 marek. Tiria powoli zaczyna się obawiać o ich finanse, jednak była pewna że przy okazji wyprawy uda się ubić dość potworów by pokryć jej koszty. Może nawet znajdą coś cennego, co będzie można sprzedać.


Mieli zapasy, mieli mapę. Zdaniem Gonaela było to wszystko, czego im było trzeba, by wyruszyć na wyprawę.
- Zatem do stajni i w drogę? - spytał.
Skinęła głową w odpowiedzi.
- Będę jeszcze musiała znaleźć tego demona, poczekasz na nas czy wystartujesz pierwszy?
- Wszak cię nie opuszczę - zapewnił.
- Mam taką nadzieję - odparła uśmiechając się czule. - Mam nadzieję, że ta wyprawa odniesie sukces i wszystko ułoży się wedle planów.
- A... jak mu na imię? - spytał.
- Tahal - odparła. - Tak się przynajmniej przedstawił.


Gdy wszystkie zapasy znalazły się w jukach, na grzbiecie wierzchowca, Tiri wyruszyła na poszukiwanie Tahala, zaś Gonael, pilnując wierzchowca, stanął niedaleko wejścia do stajni, gotów w każdej chwili wyruszyć w drogę.
 
Kerm jest offline  
Stary 05-12-2015, 00:10   #28
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Jaszczur podszedł do rozmawiających. A raczej do żegnających się już.
- Mam nadzieję, że pamiętasz nasze ustalenia, hm? – mruknął cicho do kobiety. Reeva powiodła wzrokiem za Arin po czym spojrzała na Seta.
- Jakie ustalenia? - uśmiechnęła się do jaszczura niewinnie. - Chodź, przewietrzymy się. - zaproponowała wstając od stołu i chowając do kieszeni pieczywo, które jej zostało ze śniadania.
Ruszył za nią.
- Chodzi mi o to, żeby mimo wszystko nie wywieszać sztandaru z wyszytym jaskrawą nicią napisem “Zamykamy Rozdarcie!”.
- Jak poszło z elfką? - zapytała ignorując jego uwagę. Skierowała kroki do ich pokoju by zabrać kosztowności i ubrać ciepły płaszcz.
- W miarę. Będzie tłumaczyć za kasę - również sięgnął po swoje okrycie.
Zaśmiała się pod nosem.
- Niech będzie. Nie wszyscy muszą robić to charytatywnie jak każdy z kim dziś rozmawiałam - odparła pakując parę szpargałów do elfiej torby. Narzuciła na siebie zimowy płaszcz i wyszli zamykając drzwi na klucz.
- Będziemy mieli sporo osób żeby zrzucić się na tłumaczenia tej elfki. - powiedziała gdy wyszli na mróz.
- To dobrze. Co postanowiliście? I kto się z nami zabiera do tego młyna? - skulił się, chowając nieco głową pomiędzy kołnierzami kurtki.
Szli sobie mało obleganą o tej porze ulicą, śnieg który spadł nocą chrzęścił im pod stopami. Reeva w przeciwieństwie do jej przyjaciela bardzo lubiła taką pogodę. Nawet nie narzucała kaptura na głowę.
- Całkiem sporo chętnych jest. Okazuje się, że chyba wszyscy słyszeli co mówiła. - schowała ręce w kieszeniach płaszcza. Skórzane rękawiczki niestety zostawiła w pokoju - Gonael to anioł-łucznik, Tiria to diablica-mag leczący plus jeszcze ktoś od nich - zaczęła wyliczać - Nasz wczorajszy kociak imieniem Tehanu no i ta dzisiejsza kocia mieszanka Arin oraz jej zbrojny Azriel Klyn.
- Hmm… z tego co mówisz, to wszystko wskazuje na to, że główkowanie znowu spadnie na mnie? - ledwo było go słychać zza postawionych na sztorc kołnierzy.
- Jeśli to co mówiła ta Arin to nie są tylko jej puste przechwałki to będziesz mógł sobie zrobić wolne - mrugnęła do niego.
- Byłoby fajnie… może poczekamy z tym aż wróci wiosna? - zapytał z nadzieją w głosie.
- Jasne, czemu nie - wzruszyła ramionami - A w międzyczasie dla zabicia czasu będziemy odpierać ataki skrytobójców. - skomentowała to z rozbawieniem.
- No już ponarzekać sobie nie można nawet… - mruknął z niezadowoleniem, ale kobieta wiedziała, że po prostu sobie pozwala póki jeszcze może.
- Będzie dobrze - stwierdziła. Schyliła się i wzięła do ręki trochę śniegu.
- Masz wszystkie składniki? - zapytała formując w dłoniach śnieżkę. - Bo poza tą mapą co rozszarpał mi stworek to nie mam więcej braków.
- Jestem na bieżąco - przytaknął głową. - Zresztą o tej porze i tak nic świeżego bym nie dostał.
- A spirytus? Tego zawsze ci brakuje.
- Bo mi podpijasz ciągle! - zagrzmiał.
- Lepiej się po nim śpi… - odparła z udawanym obrażeniem
- To sobie kup swój zapas - prychnął i wzdrygnął się, bo jakiś zabłąkany płatek śniegu wpadł mu za kołnierz.
Rzuciła w niego śnieżką, która rozprysła się po uderzeniu w jego bark.
- Ale to już nie będzie to samo - przeciągnęła się i ziewnęła.
- Bierz tą mapę i wracajmy do karczmy - był lekko zirytowany. Nie dał się wciągnąć w jej grę.
Prychnęła niezadowolona, że nie udało jej się go sprowokować. Bez komentarza chwyciła za klamkę i pchnęła drzwi.

Weszli do jednego z zabudowań w dzielnicy portowej.
Kupili tylko mapę, bo nic więcej nie było im potrzebne. 50 marek opuściło sakiewkę. Szkoda jej było niepotrzebnych wydatków, ale wydarta z gardła bestii mapa nie nadawała się nawet na podpałkę.
Skierowali swe kroki w drogę powrotną do karczmy. Reeva ukradkiem rozglądała się czy ktoś nie interesuje się ich obecnością, ale niczego nienormalnego nie zauważyła.
- Wiesz, dziwi mnie, że znalazło się tak wielu szaleńców chcących uczestniczyć w tym zadaniu - przerwała ciszę.
- Nie tylko ciebie - odparł. - Dlatego chciałem zrobić to bardzo incognito. Musimy mieć na uwadze, że ktoś z twoich rekrutantów może mieć wrogie zamiary wobec nas. - był teraz całkowicie poważny. Zimno wokół jakby przestało mu nagle przeszkadzać.- Dlatego nie rzucaj informacjami, które posiadamy na lewo i prawo.
- Och, a co takiego powiedziałam? - uniosła brew. - Tak się składa, że pół pieprzonego “Upiora” słyszało co mówiła i widziało, że mi wepchnęła w ręce swoje szpargały - zmrużyła oczy patrząc na niego - Nie ma sensu się cackać. Kto miał to się dowiedział, czy wróg czy sprzymierzeniec. Tak przynajmniej potencjalny wróg wie, że nie jesteśmy sami - spoważniała w jednej chwili - ...więc zastanowi się dwa razy.
- Masz rację. Nie mówię jednak o tym co wiedzą wszyscy, a o tym czego możemy się wkrótce dowiedzieć.
Milczała myśląc nad jego słowami.
- Takie rzeczy lubią wybuchać w twarz w najmniej spodziewanym momencie. - stwierdziła.
- Musimy temu zapobiec w każdy możliwy sposób - odparł.
- Może nie poderżną nam gardeł we śnie - westchnęła - Chyba się nie wyspałeś.
- Po prostu chcę być ostrożny - wzruszył ramionami.

Nie mogła z tym się nie zgodzić. Nie na darmo to on był głosem rozsądku w tej ekipie.
- No co ja poradzę - rozłożyła bezradnie ręce. - Sam dobrze wiesz, jak długo wyczekiwałam takiej okazji. Nawet jakby to nie miało szans się sprawdzić to i tak bym się tym zajęła dla samego upewnienia się, czy aby przypadkiem nie zadziała - mruknęła smętnie.
Westchnął cicho i objął ją ramieniem.
- Doskonale sobie zdaję sprawę z tego, jak bardzo chcesz zadziałać na… większą skalę. Dlatego zrobię wszystko, żeby sprawdzić każdą, nawet najmniejszą poszlakę w sprawie odkrycia tej elfki. Tylko nie może to przesłonić nam względów bezpieczeństwa. Razem damy radę.
- No ba - uśmiechnęła się zaraz - Jak wrócimy do Kruka to idź nas spakować. Ja zajdę do stajni zobaczę, czy Łobuz nie rozniósł swojego boksu.
- Ok. Nie pochowałaś niczego po kątach?
- Taa, bo mam tyle szpargałów, że nie mam co z nimi robić tylko rzucać po pokoju - powiedziała z ironią w głosie - Wszystko powinno leżeć na wierzchu.
- To chodźmy.

Bez słowa rozdzielili się przed karczmą i każde poszło w swoją stronę. Reeva z nadzieją, że może tym razem obejdzie się bez dodatkowych opłat weszła do stajni. Mijając osoby, które się tam kręciły zacmokała. W odpowiedzi na końcu przejścia odezwał się jej rumak. Zawsze starała się dla niego znaleźć ustronne miejsce. Nie, żeby się płoszył czy denerwował.
On miał swoje formy rozrywki. Zwykle destrukcyjne dla otoczenia.
- Dobre maleństwo - pochwaliła go klepiąc po szyi w nagrodę, że tylko trochę nadgryzł drewniany żłób. Koń obwąchał jej kieszenie i szturchnął ją swym wielkim łbem.
- Masz - podała mu do pyska resztki pieczywa.
Zdrobnienia jakich używała bardzo nie pasowały do tego zwierzęcia. Był wielki, masywny, wytrzymały i temperamentny. W kłębie był nieco wyższy od Reevy. Koń rasy rzadko spotykanej poza rejonami, z których pochodziła jego właścicielka bo wysoce ceniony za swoje cechy w rodzimych stronach. Idealny dla ciężkiego zbrojnego dzięki swojej wielkości i sile. Już sam rumak budził respekt, a co dopiero zakuty w ciężką zbroję jeździec.
Drugi koń był tej samej rasy, ale nie tylko umaszczeniem różnił się od Ebona. Bławatek czekała grzecznie i nawet nie domagała się uwagi. Ale to było spowodowane tym, że nie pojawił się tu jeszcze jej jeździec.
Po sprawdzeniu, że ze zwierzętami wszystko jest w porządku udała się do środka karczmy.

Wparowała do pokoju.
- Pomóż mi założyć zbroję - powiedziała zamykając za sobą drzwi - Przecież nie będę TAK jechać. - wskazała na swój strój. Rzuciła płaszcz na łóżko i zaczęła się przebierać.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 05-12-2015, 16:00   #29
 
Fearqin's Avatar
 
Reputacja: 1 Fearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłość
Zadowolony z siebie Azriel udał się do innej gospody, pogwizdując cicho, acz radośnie, przekładając miecz z jednego ramienia na drugie. Dziwna, acz przyjemna z wyglądu kobieta, która najwyraźniej również zmierzała do innej noclegowni, nie była specjalne zadowolona, że przejęła od Klyna obowiązek dokładnej spowiedzi przez strażnikami, ale demon głównie cieszył się, ze swojej swobody. Rozmawianie i to w szczególności z osobami "u władzy" nie było dla niego zbyt dużą przyjemnością. Przynajmniej nie w formie spowiedzi. Troszkę jednak zdawał sobie sprawę, że o ile nie zrobił nic strasznie złego, to był... nieuprzejmy? Kurtuazja też nie była jego mocną stroną, co oczywiście nie oznaczało, że powinien być chamem wobec wszystkich.
Gdy dotarli do Kruka nie udało się już uniknąć małego wykładu.

- No więc - zaczęła Arin, jak już tylko skończyła wyjaśniać Azrielovi, jak bardzo nieuprzejme było przekierowywanie uwagi strażników na jej osobę, oraz jakie - straszliwe - konsekwencje go spotkają, kiedy znów coś takiego zrobi w przyszłości - co planujesz dalej? Zostawiasz wszystko, czy przyglądasz się bliżej całej sprawie?
Zbesztany demon spojrzał na kobietę spode łba. Chwilkę mu zajęło zebranie się do odpowiedzi. Chrząknął prostując się dostojnie i odkładając miecz na bok.
- Przyznam, że ostatnio brakuje mi zajęć - odpowiedział z cichym westchnięciem. - Może być warto się temu czemuś przyjrzeć. No i ten - westchnął ponownie przecierając oczy. - Przepraszam za tamto ze strażnikami. Będę ci dłużny.
- Świetnie, świetnie - uśmiechnęła się. - Przeprosiny przyjęte, wymyślę jakiś adekwatny sposób zadośćuczynienia. A masz jakiś konkretny powód, żeby się rozdarciem interesować? czy tylko tak, hobbistycznie?
- Konkretny? - skrzywił się. - Przewalczyłem całe moje, długie już życie. Zabijanie potworów, które tu nie należą wydaje się być tym rodzajem walki, która ma najwięcej sensu. No i zrobiłem w życiu sporo rzeczy, z których nie jestem dumny. Czasem można za to jakoś się odkupić - powiedział wzruszając ramionami, jakby wymyślając powody na poczekaniu.
- Hm - skomentowała jego wypowiedź. - Dużo słów, mało konkretów. Czyli jesteś zainteresowany?
- Nie jestem zbyt dobry w słowach, wybacz - powiedział zgaszony. - Tak, jestem zainteresowany - dodał prosto.
- Świetnie - ucieszyła się znowu. - Dobrze mieć kogoś takiego jak ty po swojej stronie. Tylko odkupienie, czy coś jeszcze? - przyjrzała się mu badawczo, zadzierając głowę, żeby móc spojrzeć mu w twarz.
- Tylko? - uśmiechnął się. - Mam się za co odkupiać jeśli by spojrzeć na to obiektywnie. A ty? - spytał mrużąc czerwone oczy.
- Co ja? - odbiła pytanie, ale nie uciekła wzrokiem. Przywykła do spoglądania w różne oczy. W tych było coś takiego, że spasowała. - Czemu się w to mieszam, tak? - zastanowiła się przez moment i odpowiedziała: - Przez pamięć kogoś, kogo już nie ma.
Pokiwał głową słysząc dyplomatyczną odpowiedź. Nie miał zamiaru ani chęci głębiej drążyć. Poprawił sobie oferowaną przez gospodarza poduszkę i westchnął ciężko. Spojrzał na leżący obok miecz. Już jakiś czas nie używał go do czegoś innego niż ćwiczeń. Miło byłoby spędzić trochę czasu w towarzystwie, a przy okazji móc się przydać.
- Mam nadzieję, że reszta też będzie miała równie szlachetne cele. Albo, że w ogóle będą nastawieni na współpracę - mruknął chłodno.
- Liczę na to - potwierdziła zwijając się w kłębek na swoim posłaniu. - Dobranoc.
Demon pokiwał głową powoli w odpowiedzi, zamykając mozolnie oczy.

Spał w gorszych warunkach, to pewne. W zasadzie było naprawdę wygodnie, chociaż w spaniu pod gołym niebem, w drodze, zawsze było dla niego coś odprężającego, dzięki czemu budził się znacznie żywszy. Możliwe, że była to zwyczajnie kwestia awanturniczej natury. Ta też kazała mu się włączyć do rozmowy Arin z Reevą, która ostatecznie skończyła się dołączeniem do wyprawy.
Przesiedział kawałek poranka zastanawiając się na co się właściwie zgodził. Wzruszył jednak ramionami i poszedł po swojego konia. Sprawdził stan kołczanu, chociaż strzał nie lubił używać tak jak miecza. W jukach zostało mu jeszcze trochę suchego prowiantu, ale na wszelki wypadek dokupił niewielkie zapasy i mapę okolic, największą jaką się dało. Może nie miał wielu pieniędzy, ale też specjalnie mu na nich nie zależało. Pozostawało mu tylko czekać na resztę. Zaszył się w pobliżu Kruka z koniem, zawieszając miecz na plecy i ściskając w dłoniach skrzydlaty hełm, co jakiś czas filtrując okolicę krwistymi ślepiami.
- Szybciej... - syczał przez zęby co jakiś czas do nieobecnych towarzyszy, których w sumie nawet nie znał.
Bez znaczenia. Nie żeby jakoś specjalnie chciał zawierać bliższe znajomości.
 
__________________
Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies

^(`(oo)`)^
Fearqin jest offline  
Stary 05-12-2015, 22:58   #30
 
harry_p's Avatar
 
Reputacja: 1 harry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputację
Tehanu obudził się jak zwykle od razu w pełni przytomny. Przez dłuższą chwilę cieszył się ciepłem pościeli. Przez kilka kolejnych dni nie przewidywał takich luksusów. Nawet gdyby Reeva i Set wystawili go dupą do wiatru.
Spakował swój dobytek zdecydowanie za szybko, jak sam ocenił. „Można opuścić stepy ale stepy zostaną w tobie na zawsze” . Jedna torba, żadnych zbędnych rzeczy. Układane od lat w taki sam sposób. Mógłby się rozpakować i spakować z zamkniętymi oczyma. Stary nawyk, gdy Tabun rusza pakują się jeszcze przed świtem i mało kto ma czas palić kaganek. Na patrolach w stepie zawsze działali w ciemności. Teraz zamierzał nieco nagiąć tradycję. Miał udawać kucharza. Uśmiechnął się do siebie. „Ciekawe jaką zrobią minę jak zobaczą moje przyprawy”
Zjadł pośpieszne śniadanie. Zamówienie zamierzał odebrać przed wyjazdem. Potem ruszył do alchemika.



Sklep mimo wczesnej pory był już otwarty. Wszedł i nim się przywitał pociągnął kilka razy nosem. Od dawna miał swój sposób oceny alchemików, na węch. Osobliwa mieszanka kurzu, suszonych roślin, grzybów, alkoholu, sproszkowanych rogów, skał trochę stęchlizny i żadnej zgnilizny.
Mruknął z aprobatą. Przysadzisty człowiek w binoklach spojrzał na rosłego kotowatego. Jedną ręką sięgnął do kieszeni drugą z kolei uczynił zapraszający do rozejrzenia się gest w kierunku klienta.
- Rozejrzę się wpierw. – Po chwili jednak zapytał. – Odtrutkę na trucizny z rozdarcia znajdą się? – Zapytał dalej rozglądając po sklepie. - Śmierdzącą stopę znajdę, drakwie leczącą? – Pytał dalej.

Mężczyzna był tu raczej tylko w formie ochrony, ale na co starej alchemiczce ochroniarz, nie było dane mu poznać. Stara babinka siedziała za czymś będącym ladą, a nad nią paliły się liczne świeczniki. Sklep ciągnął się korytarzem w prawo, a mężczyzna chodził za tobą i udzielał mniej lub bardziej szczegółowych informacji.
- Zależy na co. Na co z Rozdarcia. Potrzebna odtrutka. - mężczyzna mówił dziwnie, ale zrozumiale - Na wypaczonych mamy gotowe specyfiki, tak samo jak na morfagi, przeklętych, krwisty korzeń, rozłamców i tak dalej. Samych składników mamy mało, na własny użytek. Ale niewielką uncję tego czy tamtego babka może sprzeda.
Jak przystało na pomocnika sklepikarza, nawet jeśli nie chciałeś zostały Ci zaprezentowane owe specyfiki, były w małych fiolkach gotowych do jednorazowego użycia.

- Ze tym pierwszym będzie problem, ale drakwie mamy. - mężczyzna sięgnął pod sufit sięgając pęk wysuszonych gałązek na których znajdowały się jeszcze owoce. - Jeżeli masz czas, mogę ją zdobyć na maks do jutra wieczór.
Babka przypatrywała się wam zza lady mętnym, sennym wzrokiem.

- Nie, dzięki. Na dziś bym potrzebował. Za kilka dni powinienem wracać jak by wtedy był to bym kupił. Tyle że głowy nie dam czy droga w ostatniej chwili nie wypadnie inaczej. A z pirotechnikaliów coś będzie? Smocze ognie, śluz salamandry? O i szczyptę tych goździków - Wskazał na nie najtańszą przyprawę.

- Nie, nie mamy takich rzeczy - mężczyzna pokręcił głową pakując goździki. - Babka Pana podliczy jeśli to już wszystko.

- Taa... Wszystko. - Liczył na więcej i pewnie by znalazł gdyby mógł spokojnie poszperać. Niestety musiał sobie jeszcze konia załatwić. Już sama myśl o posiadaniu wierzchowca psuła mu humor a będzie musiał go kupić i na nim jechać. Tamta dwójka jest konno i nie wyglądali na takich co chcieli by wlec się w tempie piechura. Więc nie miał za bardzo wyboru. Nie lubił koni, i to ze wzajemnością więc wydawanie na nie pieniędzy było dla niego zwyczajną aberracją.

Zapłacił Babce kładąc marki na ladzie nie targując się nawet. Nie miał do tego teraz głowy. Na odchodne spytał subiekta o koński targ.



Tak trafił do dzielnicy portowej. Ścisk i hałas zapach starych wodorostów nie przeszkadzały mu nawet w połowie tak jak smród końskiego łajna i gdyby nie stawka o którą szło pewnie by sobie cały ten interes odpuścił. Gdy zbliżył się do pierwszej końskiej zagrody narowisty kary ogier od razu spróbował go ugryźć.. Zgrabnie wywinął się końskim zębom. Spodziewał się czegoś podobnego. Nim handlarz zdążył go przeprosić poszedł dalej. W głębi dzielnicy portowej było więcej zagród. Pytał kolejnych kupców o ceny ale każda wydawała mu się za wysoka.

Nagle w tłumie mignęła mu twarz z obwieszczenia. „Upiekło ci się cwaniaczku” spojrzał za odchodzącą „nagrodą”.
- Czekaj, czeka… - mrukną do siebie. W głowie zakiełkował mu pomysł.
Ruszył za koniokradem. I śledził go aż doszli do mniej obleganych zagród. Tam poszukiwany wszedł do niewielkiego kantorka z przyległą zagrodą z niewielkim stadem koni. Nim Tehanu wszedł do środka z plecaka wyciągnął ciasno zwinięty rulon z mnóstwem małych kieszonek wyciągnął dwa niewielkie flakoniki i schował w zanadrze. Zapukał i nie czekając wszedł do środka. Jorin właśnie chował pieniądze ze sprzedaży Gwizda karego wałacha. Na widok klienta szybkim ruchem zgarnął gotowiznę do szuflady.
- A tak… - udał zakłopotanie. - W czym mogę pomóc? – Gestem zaprosił pasiastego by usiadł.
- Konia mi trzeba a czegóż by innego. Jakiegoś spokojnego, konie zwykle mnie nie lubią. – odparł z uśmiechem siadając naprzeciwko - … Panie Jorin.
- Chyba mnie pan z kimś pomylił. Nazywam się Hub, Hub Janas – i wyciągnął rękę na przywitanie. – A pan to…
Tyczkowaty koniokrad mógłby z powodzeniem iść w konkury z aktorami. Ani ręka ani głos mu nie zadrżały.
- Faktycznie, mój błąd – uścisnął wyciągniętą prawicę - ale i tak mamy chyba wspólnych znajomych Irmin’a, Keru, Jazyra. – po kolei wymienił imiona którymi posługiwał się koniokrad – i strażników z Indago.
Kończąc zdanie zdusił dłoń mężczyzny w uścisku i zapierając się nogami o biurko pociągając z całej siły. Zaskoczony złodziej dał się wysadzić z krzesła i przeciągnąć przez biurko, gubiąc po drodze sztylet który zabrzęczał na podłodze.
- Ja tu do ciebie przychodzę w dobrej wierze, z interesem, a ty do mnie tak? Z nożem? – Drugim szarpnięciem przeciągnął go po podłodze. - Przecież mówiłem że konia mi trzeba. Kupić chcę, albo lepiej, wymienić. Jeden koń za jedną ocaloną głowę i żeby nie było niedomówień, twoją głowę. Dasz mi konia a ja zapomnę, nie tylko że cię znalazłem ale też że był na ciebie kontrakt.
Hub przestał się miotać gdy Tehanu skończył wycierać nim meble i zaczął gadać.
- Ktoś ci nakłamał… Nie znam nikogo z tych o których mówisz… ahh! – Zająknął się cofając rękę gdy Tehanu wbił nóż między jego palce. - ..a nawet gdybym wiedział o czym mówisz…
Kotołak przytrzymał dłoń złodzieja na podłodze i zamierzył się do ponownego ciosu.
- Nie zwykłem oddawać koni za darmo. – Jorin przestał kręcić - Nic na mnie nie masz. Nikt tutaj nic na mnie nie ma. Wszyscy znają Huba, skromnego i uczciwego handlarza końmi który nawet nie zdziera za bardzo. Listem gończym tutaj możesz sobie co najwyżej zadek wytrzeć. Więc jest tylko twoje słowo przeciw mojemu. Nikt cię tu nie zna, nie potwierdzi twoich słów i do tego jeszcze pobicie uczciwego obywatela… - uśmiechnął się złośliwie. – Więc coś mi się widzi kotek…

Tehanu nie zdążył się dowiedzieć co widział koniokrad bo jedną ręką chwycił go za gębę otwierając usta a druga wlał kilka kropel z przygotowanego wcześniej flakonika.
Jorin zakrztusił się ale przełkną płyn bo Tehanu zakrył mu usta i przytrzymał.
- Po pierwsze nie mów do mnie kotek. Po wtóre to jest jad czerwonego węża z południowych krain. Paskudna trucizna bo trochę się pomęczysz zanim zdechniesz. Za martwego, dają ledwie połowę tego co za żywego ale trup, jak się pewnie domyślasz nie pyskuje.
- Coś, coś ty mi zrobił… - jękną koniokrad.
To co czujesz na języku, to mrowienie, to oznaka że jad już zaczął cię toczyć. Zaraz dostaniesz dreszczy, potem zimnych potów…
W oczach koniokrada pojawił się strach gdy pojawiły się kolejne objawy.
- Morderca. – zaskomlał Jorin
- Koniokrad – odpowiedział ucieszony Tehanu – Za martwego dają mniej niż za konia. – Podsunął mu myśl i z zanadrza wyciągnął drugi flakonik. Postawił go jednak poza zasięgiem rąk złodzieja.
- To jest… - spojrzał na pasiastego z nadzieją. – Tak, oddam konia, bierz którego chcesz.
- Mówiłem że potrzebuję spokojnego wierzchowca.
- To weź Krowę.
- Oj chłopie ty chyba naprawdę chcesz zdechnąć. – powiedział niezadowolony Tehanu
- Krowa to taka większa jabłkowata klacz długim włosem na pęcinach. Mam ją od jednego koniuszego. Miała być pod siodło do walki ale okazała się za spokojna. Nic jej nie rusza. Dlatego wołam na nią Krowa. Jest twoja tylko daj mi to. – Zaczął czołgać się do fiolki.
- Nie tak prędko. Jad działa powoli jeszcze zdążysz. A mnie potrzebne są na nią papiery.
- Tak, tak. Papiery. Druga szuflada.
Tehanu z biurka wyciągną plik pergaminów podał je Jorinowi wraz z piórem. Podniósł z ziemi kubek nalał do niego wina i kilka kropel z drugiego flakonika. Koniokrad tymczasem wybrał odpowiedni pergamin i wpisał cenę. Co jakiś czas zerkając na kubek z antidotum. – Na kogo wystawić?
- Sam wypisze. – Zabrał pergamin z ręki koniokrada i podał mu kubek. Jorin nim wypił zapytał.
- Antidotum, nie oszukujesz?
- Nie, tak samo jak Ty byś mnie nie oszukał, prawda? Jutro będziesz zdrów jak ryba. [/i]
Złodziej wypił duszkiem wino. Gdy pasiasty skończył wypisywać dowód kupna Jorin już spał.
- Widzisz a można było po dobroci. – Poklepał śpiącego po policzku i wylał na niego resztę wina.
Za kantorkiem na koźle znalazł siodło a w zagrodzie jabłkowatą klacz. Z sześciu koni tylko ona nie uciekła. „No proszę, nie kłamał.” Klacz dała się osiodłać i wyprowadzić.
- Nawet dla mnie Krowa to kiepskie imię. Ty będziesz… Cynamon. W końcu kucharski koń. – Zawyrokował zadowolony z siebie. Klacz i tym razem nie protestowała.
Przy wyjściu z części targowej zaczepił go ubrany w liberię człowiek.
Tehanu zacisną dłoń na wodzach.
- Postronkowe. – Powiedział urzędnik jak by to jedno słowo miało wszystko wyjaśnić. – Podatek. Pokaż kwit.
Urzędnik zainkasował 10 marek podatku, przybił pieczęć i życzył miłego dnia.

Humor od razu mu się poprawił. Dostał konia praktycznie za darmo. Jorin obudzi się najwcześniej pod wieczór. Placebo powinno ustąpić następnego dnia nie zostawiając żadnych śladów. Na kwicie jest pieczęć urzędowa. A nawet jak go ktoś teraz znajdzie to pomyśli że się napruł jak na święto przesilenia

Wracając do Kruka zahaczył jeszcze raz o sklep alchemika. Kupił odtrutki na jady z rozdarcia które pokazał mu subiekt w sklepie. Na targowisku poszukał garnka. Wybrał coś co przypominało okrągłą tarczę z dwoma uchwytami głęboką na dobre pół łokcia. Od jowialnej, trajkoczącej baby kupił nieco suszonych ziół, czosnek i suszony chrzan. U innej kupił obrok, rzepę, kaszę, marchew, cebulę, ser, flaszkę octu i gomółkę masła. Kupił nawet dużą chochlę i kilka drewnianych miseczek. Teraz jak nie musiał wszystkiego dźwigać na własnym grzbiecie mógł spokojnie popracować nad swoją „legendą” kucharza.
 
__________________
Jak ludzie gadają za twoimi plecami, to puść im bąka.

Ostatnio edytowane przez harry_p : 06-12-2015 o 01:16. Powód: literówka
harry_p jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:12.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172