Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-12-2015, 23:35   #2
Efcia
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Rebma

Podwodne państwo królowej Morie szykowało się właśnie do hucznego obchodu okrągłego jubileuszu panowania królowej.
Centralne uroczystości miały odbyć się za kilka dni, ale mieszkańcy już świętowali.
Wielki jarmark, mieszczący się na centralnym placu miasta, przyciągnął wielu obcych kupców.
Stragany kusiły przechodniów egzotycznymi towarami, których feeria barw, smaków i aromatów mogła przyprawić o zawrót głowy.
Było też coś i dla ducha. Przeróżne trup wędrowne zachęcały przechodniów do oglądania ich właśnie spektakli i zasilenia oczywiście skromnej sakiewki artystów. W dzień taki jak ten większość chętnie rozsupływała swe mieszki by sypnąć grosza. Część je traciła przez nieuwagę.
Było też coś i dla sakiewki. Coś co wzbudzało ogromne zainteresowanie wśród przybyłych. Perspektywa łatwego zarobku wszędzie tak samo działa na wyobraźnię. Nawet niewprawny oko mogło wypatrzeć pokątnych szubrawców oferujących często naiwnym możliwość odmienienia swojego losu. Jeżeli nie straciło się złota w tłumie, można było je tu wydać. Jeżeli się je straciło, można było się odbić.
Wyścigi hipokamusów były jednym z przedmiotów zakładów. Tego lady Niamh była bardziej niż pewna. Ona sama wystawiała w nich swoje zwierzęta. Widziała swoje sługi pośród tłumów. Jednego nawet przyuważyła jak zawiera zakład. Speszony oddalił się w pośpiechu.
Albinowi trochę to wszystko przypominało dom. Westernowe miasteczka, które odwiedzał z wujem przy okazji targów i wystaw koni. Chociaż to co tu widział było o wiele bardziej… egzotyczne.
Młodzieniec zdążył się już przyzwyczaić do tego, że wszystko tu widzi jak przez zielona mgiełkę. Zdążył się również przyzwyczaić do tego, że siła intercji w wodzie była inna niż na powierzchni.
Kontem oka mógł nawet dostrzec burdę przy jakimś mijanym straganie. Tutaj bójka była prawdziwa i powybijane zęby też.
Jego przewodniczka zdawała się nie zauważać takich mankamentów. Bardzo pewna siebie kroczyła naprzód prowadząc gościa lady Llewelly w sobie tylko znanym kierunku. Wkrótce okazało się, że podążają na stadion na którym, odbywały się wyścigi.
Tłum gęstniał, niezrażona tym lady Niamh sprytnie ominęła tę piętrzącą się u wejścia do obiektu ludzką masę. Kierowała się do jakiegoś miejsca położonego na lewo od głównego wejścia do budowli przywodzącej Albinowi na myśl obiekty sportowe z jego rodzimego cienia Charakterystyczna, owalna bryła z wejściami w kształcie luków ozdobionych trytonami, hipokampsami i innymi morskimi stworzeniami.
Nie dane im było jednak nacieszyć wzroku jakże piękną fasadą tej budowli. Silna eksplozja,która nastąpiła blisko nich.
Powietrze, o ile o takim można było mówić w tym podwodnym mieście, zakotłowało się. Miejsce przeźroczystej, wszechobecnej, zielonkawej mgiełki zastąpiła bliżej nieokreślona masa fatnastyczych spirali, kolumn i łuków niczym ze snu malarza surrealisty.


Amber

Na zamku Amber, mimo całego zamieszania związanego z pobytem poselstw dwóch państw należących do Złotego Kręgu, przyjęto nowych członków rodziny. A może to właśnie z powodu całego tego zamieszania przyjęto ich tak mało oficjalnie.
Random pokiwał tylko ze zrozumieniem głową, tak jakby myślami był zupełnie gdzie indziej, i polecił służbie zając się gośćmi.
W komnatach, które naprędce zorganizowana dla jednego z nich, można było się w miarę przyzwoicie rozgościć.
Po zamku zabroniono im jednak się poruszać samodzielnie.
Kiedy słońce zaczęło już się opuszczać lokaj zaprosił przybyszów na obiad.
Jadalnia, w której zebrała się już część rodziny, okazała się być małą, kameralną salą. W sam raz na rodzinny posiłek.
Ivory znała znajdujące się w pomieszczeniu osoby z wizerunków na kartach. Jerome rozpoznał dwóch spotkanych w Ardenie wujów i matkę. Drugiej kobiety nie kojarzył.
Fiona natychmiast poklepała miejsce koło siebie spoglądając wymownie na syna.
Gerard z Julianem odprowadzili młodzieńca wzrokiem, a później skierowali swe spojrzenia na kobietę.
Ivory poczuła się trochę niepewnie.
W tym momencie drzwi za plecami dziewczyny otworzył się na całą szerokość i pojawił się w nich Random prowadząc pod rękę młodą kobietę.
Czwórka obecnych skinęła im głowami na powitanie.
- A, świetnie że jesteście. - Rzekł władca prowadząc swoja towarzyszkę do stołu.
Stojący przy ścianie lokaj już się zerwał by odsunąć jej krzesło, ale król zatrzymał go ręką i sam pomógł swojej towarzyszce zająć miejsce. Sam usiadł po jej lewej stornie.. Zaraz koło niego siedział Julian, dalej Gerard.
Flora , Fiona i młody mężczyzna, w tej właśnie kolejności, siedzieli po drugiej stronie krzeseł władców ustawionych przy stole w kształcie podkowy.

- Panie pozwoli. - Odezwał się ten sam lokaj, którego wcześniej Random wyręczył wskazując Ivory ostatnie wolne miejsce koło Gerarda.
- Są tutaj z nami, moja droga - Król odezwał się głośno odpowiadając na ciche pytanie swej towarzyszki. - nasi krewni. Córka Caine…
- Ivory. - Powiedziała dziewczyna tknięta jakimś nagłym impulsem.
- Ivory, tak. - Random podziękował się krótkim uśmiechem
- i Syn Fiony…
- Jerome. - Dokończyła Fi gdy król Amberu szukał w głowie imienia.
- Ivory i Jerome pozostaną przez jakiś czas naszymi gośćmi.
- Dopilnuję mój drogi, aby czuli się jak w domu. - Powiedziała kobieta siedząca po prawicy Randoma, ściskając go za rękę. Władca uścisną jej dłoń i uniósł do góry składając czuły pocałunek na niej.
Służba zaczęła roznosić dania i rozlewać wina.
- Córka Caina. - Mruknął z uznaniem Gerard. - Będziemy musieli porozmawiać. - Dodał między jednym łukiem a drugim.
- Zajmiesz się nią Gerardzie? - Kobieta siedząca po prawicy króla musiała usłyszeć jego słowa.
- Ależ oczywiście Vialle. - Dowódca floty Amberu odparł uprzejmie.
- Doskonale. - Uśmiechnęła się królowa.
- Fiono? - Vialle odwróciła się w drugą stronę zwracając się do płomiennowłosej bratowej.
- Oczywiście zaopiekuję się synem. - Odparła Fi również z uśmiechem.

Dalsza część posiłku minęła na niezobowiązujących pogawędkach o niczym .

Po skończonym obiedzie królewska para opuściła jadalnię dość szybko.
Fiona wstała zaraz po ich wyjściu szturchając lekko w łokieć syna. Pożegnała się uprzejmie z towarzystwem.


Kiedy drzwi jadalni zamknęły się za nimi ujęła młodego człowieka po rękę i poprosiła by zaprowadził ją do swojej komnaty.
- Niestety do wieczora nie będę mogła poświęcić ci zbyt wiele uwagi. - Powiedziała z pewnym smutkiem w głosie. - Jeżeli będziesz się nudził możesz zwiedzić miasto. - Zdjęła z wskazującego palca prawej dłoni pierścień, który doskonale pasował do jej oczu i położyła go na dłoni syna. - Pokaż to strażnikom, a będziesz mógł swobodnie wyjść z zamku i wrócić do niego. Tylko proszę cię, nie opuszczaj miasta. Dobrze? - Ujęła brodę syna w swą dłoń i spojrzała mu prosto w oczy. - Arden nie jest bezpiecznym miejsca dla osób nieznających tego lasu. A teraz muszę już iść. Baw się dobrze. - Pocałowała go w policzek i wyszła.

Jerome przez chwilę przyglądał się pierścieniowi matki gdy poczuł delikatne muśniecie wskazujące na próbę kontaktu przez Atu.


Gerard zabrał córkę Caina nie długo po tym gdy opuściła ich Fiona z synem.
- Idź i przebierz się. - Nie było to polecenie. Raczej prośba. - Zabiorę cię na małą wycieczkę. Przyjdę za pół godziny. - Zostawił Ivory pod drzwiami komnat jej ojca.
Nie mając wiele do roboty dziewczyna przebrała się w coś wygodniejszego.
Stryj pojawił się tak jak obiecał. Poprowadził do stajni gdzie czekały dwa przygotowane konie.
- Jestem pewien, że Caine, to znaczy twój ojciec chciałbym, żebym cię tam zaprowadził.
Nie zdradził niczego więcej.
W czasie drogi sporo mówił o zmarłym bracie. W samych superlatywach.
Te jego opowieści sprawiły, że droga upłynęła im szybko. Gerard przyprowadził bratanicę nad brzeg morza.
- To grobowiec twojego ojca powiedział. - Opierając rękę o kamienne ściany budowli.
Nie zdążył nic więcej powiedzieć gdyż zza krzaków wyłoniło się pięciu uzbrojonych mężczyzn.
- Proszę, proszę. - Powiedział jedne z nich, uderzając drewnianą pałką trzymaną w prawej dłoni o lewą. - Kogo my tutaj mamy. - Uśmiechał się przy tym parszywie.
Na brudnych i podartych tunikach, które kiedyś musiały być zielone widniał lew rozszarpujący jednorożca.
Gerard ręką przesunął Ivory za siebie jednocześnie dobywając broni.
- To bardzo głupi pomysł. - Usłyszeli nad sobą.
Gdy podnieśli głowy zobaczyli jeszcze trzech mężczyzn z napiętymi kuszami skierowanymi w ich stronę.
- Rzuć broń. - Polecił ten stojący powyżej.
Gerard upuścił swój miecz.
- Dobrze. - Powiedział ten sam mężczyzna opierając kuszę o ramię. Lewą ręką wykonał gest po którym dwóch z pięciu mężczyzn podeszło do syna Oberona. Najwyraźniej to on tutaj dowodził.
Dowódca floty Amberu tylko na to czekał. Pierwszego, który się do nich zbliżył poczęstował błyskawicznym prawy sierpowym posyłając go nieprzytomnego na ziemię. Drugi z mężczyzn zdążył odskoczyć i dzięki temu uniknął losu kolegi. Gerard już się chciał na niego rzucić gdy ze świstem wbił się w jego biceps bełt z kuszy. Towarzyszy Ivory jęknął cicho łapiąc się za zranią kończynę.
- Mówiłem, że to głupi pomysł.- Powiedział dowódca. - Związać ich. - Polecił czterem ludzi na dole.
Ranny Gerard już nie stawiał oporu.
- Pożałujecie tego. - Zagroził gdy wiązano mu ręce z tyłu.
Nikt chyba nie wziął sobie jego słów do serca, gdyż jak tylko skończono go krępować, ten z drewnianą pałką kopnął syna Oberona w tył lewej nogi, tuż pod zgięciem kolana. Uderzenie było na tyle silne, że Gerard musiał przyklęknąć.
- Nie sądzę. - Odpowiedział tamten podchodząc do Ivory.
- Zajmiemy się twoją panią. - Dodał przesuwając sowimi brudnymi łapskami po jej włosach i głośno wciągając do nosa jej zapach..
Było coś odstręczającego w sposobie jakie to zrobił.
- Zostaw ją. - Gerard poderwał się na nogi i rzucił na mężczyznę. Pech chciał, że przy tym wpadł na Ivory. Dziewczyna nie była wstanie utrzymać równowagi i upadła uderzając głową o jakiś wystający korzeń czy głaz. Ciemność zalała jej umysł.

Gdy się ocknęła leżała na śmierdzącej zgnilizną słomie. Obok niej leżał Gerard. Na włosach i uchu miał zaschniętą krew. Tyle widziała, gdyż był odwrócony tyłem do niej. Ręce miał nadal skrępowane z tyłu. Ręce Ivory były na szczęście wolne.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny

Ostatnio edytowane przez Efcia : 03-12-2015 o 23:41.
Efcia jest offline